niedziela, 3 listopada 2013

Rok Trzeci Rozdział Siódmy - Za co ???

następnego dnia na Dracona postanowiliśmy napaść bandą.
w sensie ja, Cirispin, Hermiona, Ron i Harry.

na błoniach świeciło słoneczko a on stał pod głazami i wyśmiewał Hagrida.
- czego szukasz szlamo ? spytał rozbawiony.
Hermiona chciała go uderzyć a ja byłam w rozterce.
dać go tknąć czy ją zatrzymać i samej mu przyłożyć ?
nie wolałam sama to zrobić.
zatrzymałam rękę Gryffonki.
- przykro mi Hermiona ta sprawa jest wewnątrzdomowa. - spojrzałam na przyjaciółkę. - nie możesz tego zrobić. - Draco spojrzał na mnie dziękczynnie. - ale ja już mogę.
dostał.
tak.
miał śliczny ślad mojej dłoni na swojej twarzy.
- to za to że nie odwołałeś ojca. - warknęłam wściekła. - to stworzenie nie zostanie zabite.

Harry patrzył na mnie okrągłymi oczami, to samo robił Ron, Hermiona i Cirispin.
najbardziej zaskoczony był chyba Łowca.
wiedział o całej akcji kiedy go ocaliłam, był jej świadkiem i myślał że to będzie aktem przypieczętowującym przyjaźń. a tu dostał wymierzony policzek.

- spokojnie Księżniczko. - roztarł czerwoną skórę z drobnym skrzywieniem. - nie wyżywaj się na mnie. - próbował załągodzić sprawę. - próbowałem ale niestety mój ojciec jest uparty gorzej niż ty.
- to masz problem. - warknęłam cofając go pod głaz. - mam jedno zasadnicze pytanie. czy pojawi się tu dzisiaj ?
- nie wiem. nie mówił mi. poza tym - lekko dotknął mojego ramienia cofając je. - odsuń się.
- jak będzie trzeba wejdę ci na łeb. zagroziłam mu.
- młoda. - Cirispin mnie odciągnął i uspokoił. - ma rację w jednym Malfoy. to stworzenie nie może zginąć. hipogryfy to okazy rzadkie i chronione.
- cóż ... ale za wydaniem specjalnego papieru można zrobić egzekucję. powiedział cicho Draco malejąc pod naciskiem spojrzenia Łowcy.
- jeżeli go nie będzie na czas nie jest ono ważne. wystarczy że jako Łowca mam prawo zapytać o papier. jak go nie mają nie mają prawa zabić.
zdziwiła mnie znajomość kruczków prawnych przez Cirispina który puścił do mnie porozumiewawcze oko.

odsunął się od struchlałęgo Dracona i zniknął.

razem z Cirispinem ulotnił się Harry i Ron.

ja nie zamieniałam z Malfoy'em słowa nawet wieczorem by pokazać mu moje obrażenie.

jednak do pokoju wspólnego wpadł Laurilel.
jednak stoicki spokój ćwierć-elfa zniknął.
wszedł zdenerwowany i roztrzęsiony.
- Ignis ... - spojrzał na mnie i zabrał mnie za ramię. - przyspieszyli wybór.
stanęłąm na korytarzu i nie rozumiała nic.
- ale ... ale miał być pod koniec roku ...
- wiem. ale przyspieszyli. - odpowiedział mi równie zdziwiony i zdenerwowany Laurilel. - czekają u Snape'a.
- kto ? spytałąm ciągnieta jak szmaciana lalka przez przyjaciela.
- kandydaci. - rzucił króko. - powodzenia mała. powodzenia.  rzucił na koniec i się ulotnił.

weszlam zestrachana do gabinetu wuja.
- oto i ostatni kandydat. Ignis Potter. - skinął głową na powitanie wuj. - zasady są proste. każde was znajduje broń, leci do Lasu i stara się zabić jak najcenniejszą, czyli jak najniebezpieczniejszą, bestię.
pokiwałam głową.

wokół mnie sami chłopacy.
wyrośnięci, o wyglądzie kulturystów, starsi ode mnie.
patrzyli na mnie z pogardą.

pokażę im.  obiecałam sobie.

odetchnęłąm i przywołałam katanę któą widziałam na ścianie.
przyszła posłusznie.

wybiegłąm do lasu jako pierwsza.

zaczęły się fajerwerki , bo tylko tam można było określić gąszcz zaklęć świateł z różdżek i okrzyki chłopaków.

biegłam najszybciej jak mogłam.

jednak zatrzymałam się w pół kroki.
coś na mnie patrzyło.

oni jakby widząc że wymiękam rzucili jakieś żarty czy obelgi i polecieli dalej rywalizując ze sobą.

pora na tropienie.  powiedziałam do siebie.

przeszłam przez gąscz krzaków który pojawił się przede mną.
na szczęście nie raz Cirispin pokazywał mi tu jak przedostawać się cicho.

nic na otwartej polanie nie budziło oich zastrzeżeń.

jednak nagle znowu poczułam wzrok.
coś mnie obserwuje.
mówił mi że wybór trwa po kilka dni i bestie mogą pomagać lub uprzykrzać życie.
pewnie wysłali zwiadowcę próbującego mnie zakwalifikować do grupy "pomóć" albo "zlikwidować".

musiałam trafić do tej drugiej grupy po w pobliży krzaków na północ ode mnie usłyszałam równomierny charczący oddech bestii i jej kroki.

wypuściłam z sykiem powietrze i odsłoniłam ostrze katany.
- chodź do mnie czymkolwiek jesteś. przywołałam bestię lekko drżącym głosem.

bałąm się.
ja byłąm tu najmniejsza, najłątwiej było mnie omamić i sprowadzić w pułapkę czy złapać.
to było jasne że jako pierwszą bestie będą chciały mnie zlikwidować jako najsłabsze ogniwo.

coś krążyło w zaroślach ale wyszło kiedy na polanę wpadł promień światłą Księżyca.

wyglądało ...
okropnie.

a im okropniejsza bestia tym więcej przeżyla bojów,
im więcej przetrwała tym była niebezpieczniejsza.

postura niby ludzka, głowa dzika, oczy pająka, tułowie niedźwiedzia stojącego na dwóch łapach, a zęby rekina ułożóne w trzech rzędach teraz pobłyskiwały groźnie.
potwór z najgorszych koszmar arów wydawał się milszy w wyglądzie niż to coś.

coś wydało ryk.
najgorszy dźwięk na świecie.
tak ogłuszający że zasłoniłam rękoma uszy.

na to to coś musiało czekać.

rzuciło się na cztery łąpy a ja żałowałam że nie było przy mnie Cirispina.
o jak teraz przydałyby mi się jego wskazówki mówione spokojnym, karcącym tonem !

jednak zebrałam odrobinę sił i spojrzałam bestii w oczy.

wydawało mi się że przez chwilę widziałam tam pobłysk współczucia.
jakby ... jakby ludzki ...
jakby ....
jakby płynął on od Cirispina ...

najniebezpieczniejsza bestia ...

nie.
Snape nie mógł mieć Cirispina na myśli.

chociaż ..
ukłądało się to w całość.
ostatni trening przerwał podczas pełni a poprzednie w tej samej kwadrze Księżyca kończył wcześniej.

ale ...
ale ...
ale nie potrafiłabym zabić Cirispina.

łzy napłynęły mi do oczu.
nie umiałabym go zabić.
nie chciałabym.

jednak to współczucie szybko minęło.
bestia pokazała pazurem na stos rzeczy któego wcześniej nie zauważyłąm.

ukochane glany Łowcy,
jego ulubiony T-shirt ,

i na koniec .
jego poszarpane, wyjedzone zwłoki.

bestia chciała mnie rozwalić by mieć łatwiejszy łup.

udało jej się.

zapomniałąm o tym że miałąm nie oddawać stołka Dumstrangowi.

spojrzałam na zwłoki Cirispina , lub może raczej na to co zostało kiedy wyszła z niego bestia,  i rozpłakałam się.

to wykorzystała.

rzuciła się na mnie.

z mieszanymi uczuciami odkopałam ją na bok.
jednak nie mogłąm dać sie zabić.
sama miałam dla kogo żyć.

decyzja
albo on.
albo ja.

- za co ??? - spojrzałam ze łzami na bestię. - za co chcą cię zabić ?
bestia rzuciła się na mnie.

powaliłam ją i przydusiłam do ściółki siadając na jej brzuszysku okrakiem by go choć na sekundę utrzymać.

sięgnęłam po katanę ze łzami bólu.
nie.
nie miałąm siły bo go zabić.

kolejny moment słąbości został wykorzystany.
rozciął mi plecy głębiej niż zrobił to Hardodziob.

- nie chcę cię zabijać. - spojrzałam w oczy bestii nadal płącząc. - nie umiem.

kolejna rana w tym samym miejscu.
zacisnęłam zęby.

był niebezpieczny.
porzucenie ciała oznaczało wyzwolenie się na stałe do postaci bestii.

więc musiałam.

- za co ??? - spytałam po raz ostatni patrząc Cirispinowi-bestii w oczy. - za co ???
on jakby świadomy chciał tylko mnie namówić do nie ociągania się.
kolejny raz przejechał pazurem po otwartej ranie.

pod pośladkai czułąm swoją ściekającą po plecach ciepłą, świeżą krew któa barwiła futro na kolor bordo.

z zamkniętymi oczami pod któymi trzymałąm łzy wbiłąm katanę na oślep w brzuch bestii.
potem wydałam z siebie krzyk.
wrzeszczałam dopóki nie zabrakło mi powietrza w płucach.

odcięłam głowę i z rozciętymi plecami, brudną kataną i rozpaczą oddelegowałam ją do Snape'a jako znak by zakończył wybór.
doczepiłam do "trofeum"liść z moim imieniem.

rzeczy Cirispina potraktowałam jako pamiątkę i odesłałam je do swojego kufra.

za co ???  
za co ???
za co ???
 to pytanie nie dawało mi spokoju.
za co kazano mi go zabić ????

miałam nadzieję że to tylko zły sen i obudzę się rano na kanapie w pokoju wspólnym lub w łóżku w dormitorium dziewczyn
   położyłam się na ściółce i zasnęłam zmęczona płaczem.

jednak nie.
słońce obudziło mnie obok pozostałości po wczorajszym mordzie.
wzbudziło to moje wyrzuty sumienia i to ze zdwojoną siłą.
znowu zaczęłam płakać.

nie.
nie.
NIE
to NIE MOŻE  być prawda !!!!!

zagryzłam wargi aż do krwi i płąkałam nad Cirispinem.

do Lasu wszedł Snape.
- Ignis ... - zaczął łągodnie. - chodź. martwiłęm się kiedy nie wróćiłaś na noc. myślałem że stało się najgorsze. - próbował mnie oderwać od resztek Cirispina. ale trzymałam je kurczowo. - Ignis ... proszę cię. nie bądź uparta. chodź.
- nie ! - krzyknęłam i nadal płakałam. - za co ???
- od kilku lat wyciągał uczniów co pełnię. potem zabijał, zjadał zwłoki zostawiając ubrania. było powiedziane że pod koniec "kadencji" Łowcy ujawni się w nim bestia. odpowiedział mi wuj.
nadal płąkałąm.

wziął mnie za nogi, podniósł i zaciągnął do zamku.

a ja krzyczała, płąkałam i wyrywałąm się.
jednak wszystko na próżno.

Cirispin nie żył.
zabiłam go.
zabiłam.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz