sobota, 30 listopada 2013

Rok IV Rozdział IV Humorzasty ...

rano.
blady świt.

przysnęłam na kanapie na której Draco wczoraj mnie tak zaborczo i cudownie pocałował.
spojrzałam za okno.

słyszałam coś.
ludzie.
w zamku.
na szczęście.

weszłam do pokoju dziewczyn.
zabrałam rzeczy i poszłam pod prysznic.

szczerze ?
jak zobaczyłam mundurek
tj. spódnica (?!) koszula, krawat i szata stwierdziłam że mogę coś z tym zrobić.
i zrobiłam.
zamieniłam spódnicę w spodnie.
czarne, dopasowane skórzane spodnie.

po godzinie we wrzątku ogarnęłam się.
ubrałam się i wyszłam.

trzeba przywitać nowego nauczyciela.
niestety.

wyszłam na korytarz porywając z torbą jedno zielone jabłko.
ugryzione.
a na ogonku karteczka.  "zacząłem za ciebie"  ech Draco ...
wzięłam liścik i schowałam do tylnej kieszeni spodni.
ugryzłam jabłko i podeszłam do starego gabinetu nowego profesora.

- proszę. - powiedziane opryskliwie i z impetem otworzone drzwi. - Ignis Potter, czyż nie ? spojrzał na mnie.

jedno oko, to prawe, miał normalne w kolorze piwnym.
drugie było jakby szklaną kulą z ostro błękitną tęczówką obracającą się w każdą stronę na skórzanej opasce.  przez lewy policzek biegła ukośna szrama, ślad walki.
twarz miał raczej kwadratową niż owalną, jednak trudno to było określić z powodu licznych blizn, śladów zadrapań czy deformacji.

wysoki, postawny mężczyzna był ubrany w płaszcz o raczej ziemistym kolorze.
pod nim była czekoladowa koszula bardziej przypominająca sprany sztruks.
z tego samego materiału wydawałoby się że jest płaszcz tego właśnie profesora.
na nogach miał mocno powycierane stare skórzane spodnie które kiedyś musiały być czarne.

Moody opierał się o lasce w kształcie głowy smoka wykonanej z ciemnego drewna.
a w jego oczach pomimo chłodu i wredności z jaką mie przywitał kryła się również ciekawość.

ogólnie nowy nauczyciel nie sprawiał wrażenia człowieka "normalnego".
stąd pewnie przezwisko "Szalonooki" które padło w naszym dormitorium kilkakrotnie wczorajszego wieczoru.
ale raczej było to zasługą straconej gałki ocznej którą zastąpioną tym niedobranym kolorystycznie zamiennikiem.

- owszem. - skinęłam głową. - mogłabym z panem porozmawiać ?
- chcesz wiedzieć, po co, czemu i dlaczego ? - uprzedził mnie. - wskakuj. opowiem. - zamknął drzwi. - skoro muszę ... - mruknął do siebie. - no więc podobno ostatni nauczyciel wam wymówił. Dumbledore rozglądał się za osobą odpowiednią. - ciągnął szorstkim tonem. - no i napatoczyłem mu się.  i powiedział że oferuje mi uczenie młodzieży na te stare lata. za przyzwoite pieniądze, ma się rozumieć. nie będę uczył bandy uczniaków jako wolotariat.  - upił łyk z menażki. śmierdziało to jak Eliksir Wielosokowy. - mogłęm tego nie robić. - spojrzał na mnie konspiracyjnie. - znasz mnie Riddle. - przez chwilę czułąm półkrew. brudną ale półkrew. - a teraz słuchaj uważnie. - spojrzał mi w oczy. - ojciec chce żebyś poszła do Czary. planuje obławę na ...
niedokończył zdania bo otworzył drzwi profesor Snape.
- witaj Severusie. - przywitał się Moody oschle. - oddaję ci uczennicę. - odparł. - życzy mi powodzenia z uczniami.
- takie jest zadanie Łowcy. - wzruszyłam ramionami. - witać nowych nauczycieli. - ugryzłam jabłko. - o co chodzi panie profesorze ? jakieś kłopoty ?
- nie ma Ignis. - odparł spokojnie Snape kiedy już oboje opuściliśmy gabinet Moddy'ego. - powiedz mi prawdę. chcesz brać udział w Czarze ? - spytał wuj patrząc mi w oczy.
walczyłam tu ze sobą.
obiecałam Draconowi że nie kiwnę palcem by tam się dostać.
jednak chciałam.
- odpowiedz. - nacisnął wuj trzymając mnie za ramiona. - odpowiedz mi.
- nie.- spojrzałąm w oczy nauczyciela poważnie. - nie mam zamiaru.
- to dobrze. - pokiwał głową Snape. - nie chciałbym żeby ci się coś stało.
- jestem ostrożna wuju.  zapewniłam go.

na pewno do Moody'ego pasowało nazwisko.
na następnej już przerwie od jego rozmowy ze mną był w świetnym humorze.
a na kolejnej był oschły, wredny i złośliwy.


po jego lekcji z pierwszego piętra wyszedł róny rocznik Puchonów.
- i jak lekcje ? zagadnął ktoś z tłumu.
- trzeba to samemu zobaczyć. - odpowiedział któryś z nich. - facet jest cholernie dobry.
- świetnie. - westchnęłam. - a jutro mamy z nim zajęcia. dzielone z Gryffonami.
- no genialnie. - zatarł ręce Draco.  przy zakładzie Pansy który wygrałam dostałam chłopca na posyłki. - czemu się nie cieszysz Księżniczko ?
- bo w Gryffindorze roi się od potencjalnej krwi ? - zasugerowałam. - a w SLythrinie jest o tyle bezpiecznie że nikogo nie tknę.
- zobaczymy. - prowokował Draco. - a dlaczego nie upuścisz krwi ze szlamy na przykład ?
- bo to moja przyjaciółka geniuszu. - odparowałam. - poza tym ... to chyba nie twoja sprawa.
- no właśnie Malfoy. - poparł mnie Peter. - wczoraj byłeś nieźle nakręcony jak tylko na ciebie spojrzała. ie szukaj na nią kruczków bo sam siebie pogrążasz. powiedz że ci się podoba i tyle.
- po pierwsze nie masz racji. byłem zaskoczony że pijawki są w sanie tak wiele zrobić by zdobyć grono i przyklask a w efekcie i krew. - odparował Draco.  mądre zagranie. pochwaliłam go.  - a poza tym nawet za miliard lat nie.
- taa jaasnee ... odparł pałkarz jednak zostawił temat.

ten dzień nie minął specjalnie dziwnie.

no może oprócz wieczornej kartki na stole.
weszłam po sprawdzeniu Lasu do pokoju wspólnego.
na stoliku leżała kartka.
" północ, korytarz, tam gdzie ostatnio."  nie była to prośba a nakaz bycia w danym miejscu o danym czasie.
spojrzałam na zegarek.
jedenasta.

ubrałam się w czyste rzeczy i zabrałam ze sobą odrobinę lukrecji.

o północy stawiłam się pod filarem na trzecim piętrze gdzie ostatnio widziałam Dracona.
stał tam.
oparty beztrosko i czekający na mnie.
na mój widok się uśmiechnął.
podszedł do mnie cicho.
- chodźmy do pokoju życzeń. będzie bezpiecznej. prawda ? zaczął mówiąc szeptem.
- bardzo dobrze ci zrobiło zostawienie tego grzecznego chłopca. - pogłaskałam go po białych włosach. - chodź.
- cieszę się że ci się podoba. odparł Draco.
zabrał mnie do pokoju życzeń.
- chodź tu do mnie. - zgarnął mie do siebie. wzrok jego stalowobłękitnych oczu mnie otumaniał. - zamknij oczy. a ja dotrzymam słowa które ci wczoraj dałem, pamiętasz ?
- pamiętam. - odpowiedziałam cicho. - spełnij obietnicę.
nie dał się prosić.
najpierw policzek, potem drugi a na koniec Draco zaatakował usta.
jednak była to jedyna walka w której byłam bezbronna.  chciałam taka być.

przez przypadek, w amoku Draci rozciął sobie język. o mój kieł.
na zębie była kropelka krwi.
przerwałam pocałunek.
- przepraszam. - odsunęłam się i walczyłam ze sobą czy spróbować tej kropli czy też nie. jednak żądza poznania była silniejsza. - jesteś ... słodki. słodki jak miód. - stwierdziłam kiedy dotkęłam koniuszkiem języka kła. - od tej kropleleczki nic mi się nie stanie. - stwierdziłam. - jak zagoi ci się język wrócimy do tego pocałunku. obiecuję.
- nic ci nie będzie. - wrócił mnie do siebie. - tylko kosztujesz krwi. nie pijesz jej.
- nie mogę Draco. - uparłam się. - jak choćby tylko draśniesz czy otrzesz się ranką o mój kieł będzie rozcięty mocniej. nie chcę do tego dopuścić bo zostałabym zagrożeniem.
- chociaż policzek. pozwól mi w policzek. spojrzał na mnie prosząco.
oj on coś dla mnie knuł.
- proszę bardzo kochanie.  zgodziłam się.

a no i tu był ten błąd.
buntownik jeden sobie ubzdurał że policzek to usta.

odsunęłam go po kilku minutach.
skóra była wilgotna dzięki jego działalności.
była to dość ciekawa alternatywa, lub po prostu osobny pomysł ale jednak wolałam "klasyczny" pocałunek.
nie oznaczało to jednak że mi się nie podobało.

- Draco no już. wystarczy.  zastopowałam go.
- no dobrze. - odpowiedział po kilkunastu sekundach. - ale chyba było ci miło ?
- było ale nie chcę żebyś się marnował na zamienniki kiedy jeszcze nikt mi ust nie zszył. - pocałowałam go krótko. - no już. - wyszłam z nim z pokoju życzeń. wpuścił mnie do pokoju wspólnego. - a teraz do łóżka Ślizgonie.
poszedł markotnie na górę ze schodów rzucając mi "śpij smacznie Igni".

przeszłam do dormitorium dziewczyn i nie mogłam zasnąć.

rano, jak zawsze gorący prysznic i do przodu. 

Kastiel wysłał mi pierwszy list. 
     oczywiście wspomniał o karze za picie alkoholu ( zakaz gry na gitarze przez miesiąc ) nad którą ubolewał i narzekał że zespół stoi w miejscu. 
    potem oczywiście zgrabnie przeszedł do tematu mojej szkoły, jak mi idzie, czy wytrzymuję burzę zapachów i dźwięków. 
     Kastiel ... co bym bez niego zrobiła ... 
odpisałam że kara mu się należała, że u mnie wszystko idzie świetnie, i że czekam na dalsze dni. 

potem na dół zszedł ogarnięty Draco. 
uśmiechnął się i cmoknął. 
- dzisiaj lekcje z Moody'im. - powiedział szczęśliwy - Gryffonom nie będzie do śmiechu. 
- słyszałam pająki w nocy. - uśmiech zniknął z jego twarzy - spokojnie Książę, Moody mnie lubi a jestem skazana na siedzenie obok ciebie. 
- wielkie pocieszenie. mruknął Draco.
- nie lubisz pająków, co ? - spojrzałam na niego ze zrozumieniem. - pocieszenie jest takie że jakbyś był w Lesie co najmniej kwadrans zobaczyłbyś że wielki pająk to najmniejszy z najmniejszych problemów.
- super. - uśmiechnął się słabo. - tak czy siak ich nienawidzę.
- Gryffonów czy pająków ? nie mogłam sobie odmówić drobnego żartu.
- i jednego i drugiego. - odpowiedział cofając mnie o krok. - pracuj trochę nad lepszymi dowcipami.
- nie umiem. - odparłam Draconowi. - ty też nie powinieneś umieć. - przytrzymałam jego krawat. - i co ? bo mi się wydaje że szachuję.  popchnął mnie do tyłu ale przytrzymał.
- jeden jeden. odpowiedział mi zadziornie.
- czyżby ? - przeniosłam  ciężar ciała w przód i lekko oparłam się na palcach by dotknąć ustami jego policzka. - dwa do jednego. policzę się z tobą wieczorem.
- nie. - odpowiedział zadziornie i oddal gest. - dwa dwa. i dogrywka wieczorem.
- z wielką chęcią. - poczochrałam go. wstałam do pionu i pocałowałam go w policzek. - do zobaczenia na lekcjach Draco.
- do zobaczenia.  odpowiedział mi blondyn.

śniadanie minęło spokojnie.
jeżeli spokojnie można uznać za synonim droczenia się z Draconem.

doczekaliśmy się lekcji u Moody'ego.
pierwsza lekcja.
najwyżej ludzie pozwracają śniadania.  a Filch będzie miał co sprzątać.    pocieszyłam się w duchu.

cichcem przekroczyłam próg sali.
na biurku słoik z pająkami.
świetnie.
coś pod tarantulę lub ptasznika.

nauczyciela nie było.
sięgnęłam wzrokiem do słoja i wyjęłam jednego okazałego pająka.
w Lesie to była maskotka.

- co maluchu - pogłądziłam stawonoga po odwłoku. spojrzał na mnie tymi czterema parami oczu. wzrok zwierzaka był co najmniej zdziwiony.  jego sierść stanowiło parzące włókno ale cóż ... uodpornienie zawodowe. - czemu wy jesteście w słoju co ?
- Panno Potter ! - z tyłu doszedł do mnie tubalny głos Moody'ego. - proszę odłożyć tego pająka.
- mógłby pan nie krzyczeć ? - przetkałam palcem ucho. zrozumiał. - już odkładam. ale słyszałam je w nocy. - wsunęłam rękę ze stworzonkiem do jego kolegów ale nie chciał puścić. - a tylko spróbuj. ... - zawiesił się na zębach jadowych. - ty mały ... - strzepnęłam go na siłę. jad wniknął ale  porównaniu z dementorskim był pesteczką. - po co są panu te pająki ?
- czemu jeszcze nie padłaś ? - Moody przyjrzał się rance która w trymiga się zagoiła. - przecież ich jad jest ..
- śmiertelny ? - pokiwał głową. - taaa ... dwa lata temu przeżyłam jad bazyliszka. w tym jad dementorów i wampirzy.
- rozumiem. - pokiwał głową Moody. - a wy na co czekacie ? na zaproszenie ?! - obrzucił wzrokiem klasę stojącą w progu. - już na miejsca ! nie mam całego dnia !
usiadłam obok Dracona.

- no dobrze. podejście teoretyczne guzik wam da. jak łupnie zaklęcie nie będzie w stanie odróżnić góy od dołu. - na lasce podszedł blisko do biurka. - dlatego najpierw chyba opłacałoby się wam pokazać z czym walczycie. - zaczął tajemniczo. - Voldemort żyje. i chce każdego przekabacić na swoją stronę. - patrzył po klasie swoim wirującym okiem. - nawet siłą panie FInnegan ! - klasa obejrzała się na Gryffona. odkleił on gumę spod ławki. - no więc ... - Mody wrócił do monotonnego monologu. - warto wam pokazać jakie zaklęcia zastosuje. potem wasza koleżanka - wskazał na mnie palcem. - pokaże wam obronę. bo znasz ją Ignis prawda ?
- używam innej magii. ale tak. jedyny szkopuł to różdżka. odpowiedziałam.
- obejdziesz się bez niej. - skrócił Moody. - Weasley, wstań. - Ron słabo podniósł się do pozycji pionowej. - twój ojciec pracuje w Ministerstwie. na pewno opowiadał ci o zaklęciach niewybaczalnych.
- no tak .. wspominał coś ... Imporio czy coś ... zająknął sie.
- ah Imperius. - pokiwał głową Moody. Ron usiadł. - powoduje narzucenie woli. wielu Śmierciojadów twierdziło że nimi zostało tylko z powodu rzuconego na nich Imperiusa. - wyjął pająka. - pokażę wam jak to działa.  - wyjął różdżkę i rzucił Imperio. - co ma zrobić ? skoczyć prez okno ? -  rzucił nim o szybę - utopić się ? - do szklanki wody. stworzenie zaparło się odnóżami.  jednak zostało odrzucone. - czy może ma pokazać jakiemuś gogusiowi że cierpienie to nie zabawa ? - rzucił go w stronę sdębiałego Dracona. nie. przykro mi, nie. odepchnęłam stworzenie powietrzem. - Ignis skoro już stoisz pokaż im jak się bronić. - wyszłąm z łąwki na środek sali. - ale najpierw. co miałbym jej wpoić ?

- zakochanie. - wyrwało się jakiemuś Ślizgonowi. - żeby było obrzydliwiej w Malfoy'u.
- nie zgadzam sie. zaoponował Draco.
- taaa jasnee ... odpowiedział mu ten sam chłopak.
- również się nie zgadzam. poparłam Draciego.
- w takim razie ... - Moody obejrzał mnie dookoła. - pozbędziesz się szaty i pokażesz skrzydła.

chłopcy zdawali się być usatysfakcjonowani.
- Imperio ! - padło zaklęcie Moody'ego. obroniłam się tarczą normalną. - ładnie, ładnie.  a po swojemu. - cofnął się.  odwróćił się - Imperio !   - złączone ręce wyrzuciłam wprost na strumień Energii a zaklęcie rozdzieliło się na dwa i walnęło w ściany. - 20 punktów dla SLytherinu. - mruknął Moody.  podszedł do Neville'a - Longbottom wstań. - chłopak się podniósł. - drugie zaklęcie niewybaczalne.
- Cruciatus. od niego zginęli moi rodzice .. wymamrotał.
- 5 punktów dla Gryffindoru. - Moody wziął pająka i rzucił zaklęcie torturujące. patrzyłam na to dość chłodno jednak to było zwierzę.
Draco spojrzał w moje oko i powiódł wzrokiem na zaklęcie.

Hermiona chciała coś powiedzieć ale zabrakło jej odwagii.

 wstałam i przerwałąm zaklęcie. - wystarczy. powiedziałam chłodno.
Moody którego zaklęcia przejęłam Energię spojrzał na mnie.
- teraz część praktyczna. - uśmiechnął się złośliwie. - Crucio ! - wybroniłam się tarczą po raz drugi. - Crucio ! - drugie zaklęcie. wpadło w dłoń na której tańczył płomień.  przejęłam Energię czaru. - kolejne 20 dla Ślizgonów. - Moody przeszedł do Granger. - Granger wstań. - Gryffonka się podniosła. - trzecie zaklęcie. na pewno taka mądrala jak ty je zna.
- zabijające pani profesorze.  odpowiedziałą z uniesioną głową. 
- Ignis chcesz im zaprezentować oddalenie uroku ? spytał Moody.  niosło to ryzyko.
- tak. pokiwałam głową chłodno.

wziął wymęczonego pająka i rzucił - Avada Kedavra. - zielone światło i zwierzę zmarło. - Ignis. - odetchnęłam skupiając się.  - Avada Kedavra ! - tarcza. co jak co ale walczyć mogłam cały dzień. - Avada Kedavra ! - ściana z lodu. jednak zaklęcie przebiło zaporę i poszły we mnie odłąmki.  rzuciłam je chmarą w Energię które ( odłamki lodu )  po sekundzie kiedy już nie było czaru wciągnęłam do siebie. - 20 dla SLytherinu.

wróćiłąm a miejsce obok Draco.
- ładnie Księżniczko. pochwalił mnie cicho.
- do widoku tortur radzę się przyzwyczaić.  odszepnęłam.

resztę lekcji klasa pisała.
był referat jednak mnie Moody zwolnił z jego pisania.

po lekcji natomiast zatrzymał mnie u siebie i zaczął gratulować pokazu, proponował lekcje pokazowe dla pierwszaków żeby wiedzieli jak walczyć.

jednak jego nazwisko idealnie oddawało jego temperament.
na następnej przerwie kiedy podeszłam ze zgodą od dyrektora na te pokazy spojrzał na mnie i zdziwiony zaczął mi mówić że to bez sensu bo pierwszoroczni i tak nic nie zrozumieją.

Humorzasty ...

i tak też rozprzestrzeniłam nazywanie go wśród Ślizgonów.







piątek, 29 listopada 2013

Rok IV Rozdział III Ogłoszenia na Początek ....

dotarliśmy na peron.
- no szybciej Ignis. obiad ci ucieknie. zażartował Draco.
- oj żebyś ty w nocy nie zasnął.  syknęłam.
- co proszę ? - spytał. - niedosłyszałem Księżniczko.
- jakbym byłą niewychowana przeklęłabym. jednak ograniczę się do stwierdzenia spadaj na Wierzbę Bijącą. odparłam chłodno.
zamilkł.

jak usłyszałam pierwszorocznych narzekających na łódki myślałam czemu by nie przepłynąć się do Hogwartu.
miałąm iść do przystani jednak Snape mnie zatrzymał.
- do dorożki Ignis. - wskazał na pojazd.  na szczęście z powdu tłumu nikt nie zauważył nauczyciela w tej sytuacji.  a dobrał jeszcze Dracona. - wiem że oboje coś wspólnie ukrywacie.
- jeżeli wiesz wuju to po co pytasz ? odparłam spokojnie.
- podobna do ojca ... - mruknął jedynie wuj. - no dalej. nie mam czasu na przekomarzanie się z wami. powiecie mi teraz czy mam odczekać kilka dni i dowiedzieć się z plotek ?
Draco spojrzał na mnie pytająco.
- jesteśmy razem wuju. to chciałeś usłyszeć ? odpowiedziałam za nas dwoje.
- owszem. - pokiwał głową. - zostawiam was samych.  deportował się.

Draco popatrzył mi w oczy.  - to twój wuj ?
- chrzestny. - uściśliłam. - kiedy dowiedziałam się od niego o ojcu powiedział również ze jest moim chrzestnym. - Draci pokiwał głową na znak że rozumie. - a pozdrów ode mnie ciotkę. - przypomniało mi się z uśmiechem.  zdębiał. - oj no nie tylko twój ojciec jest Śmierciożercą.  twoja ciotka również. Narcyza popiera te idee jednak nie jest w gronie naznaczonych Znakiem. nie jest również oficjalną Śmierciożerczynią. - widziałam że interesuje go temat naznaczenia, Śmierciożerstwa. - opowiem ci o tym kiedy się spotkamy w pokoju życzeń.
- ale ja chcę teraz. uparł się Ślizgon.
- dobrze. - uśmiechnęłam się pojednawczo. - jednak twierdzę iż jest to bezsensowne gdyż masz moją wiedzę. wystarczy jej tylko użyć.
- wolę to usłyszeć od ciebie Księżniczko.  odparł cicho Dracon.

głos ...  nie.
szept ... nie.
to brzmiało jak mruczenie kota.

- mrr ... no dobrze. - przekonał mnie. - nazaczenie nie boli. jedynie trochę piecze. - zaczęłam mówić patrząc mu w oczy. - najpierw jednak jest pierwsze zebranie. dostajesz zadanie,  znając tatę ja cię będę szkolić, - to go ucieszyło. - a potem przyprowadzę cię przed ojca, on cię zaprosi i da ci Znak.
- na czym polega zadanie ? spytał zaskoczony ale i stroskany.
- no i tu jest kruczek. - spuściłam głowę.  nie chciałam żeby go mieszano w zabijanie.  - trzeba zabić.
Draco chciał coś powiedzieć jednak zabrakło mu odwagi, lub też słów.
- ale ... - odzyskał język w ustach. - ale to tak jakby ... - gubił się. - dla ciebie ?
- wiesz zę pójście w ukłąd nie jest złym pomysłem ? - pogratulowałam mu pomysłu. - ty byś zranił. oczywiście odpowiednią osobę.  a ja zabiorę informacje i krew. i sprawa głodu załatwiona. dawki krwi też. a mój Książę nie będzie nosił niczyjej krwi na rękach. - uśmiechnęłam się kwaśno. - bo widzisz ... - odetchnęłam.  walczyłam ze sobą czy mu o tym powiedzieć czy też nie.  - to nie jest tak ze to przychodzi ot tak łatwo. - zaczęłam mu mówić co we mnie siedzi. - owszem mi było łatwiej bo ... ten cały Wybór ....  ale i tak nie umiem zapomnieć tego że zabijałam.  są pewne wyrzuty.  jednak .... - zaśmiałam się gorzko. - ja jestem maszyną do zabijania. czymś co żywi się krwią, czymś dla czego śmierć nie jest niczym nowym, a nawet trudnym, ot taki sposób żywienia.  - Draco spojrzał na mnie z troską. - nie jestem Księżniczką. - odparłam.  po raz pierwszy tak się otworzyłam przed kimś.  nawet Kastiel wiedział mniej.  - jestem bardziej podobna do bestii w lesie.
- nie mów tak Ignis. - odpowiedział - jesteś moją Księżniczką. moją małą, wredną, rozkapryszoną Księżniczką.  masz uczucia, masz myśli, masz rozum.  nie jesteś bestią. - uspokoił mnie głaszcząc mnie po dłoni. - zrozum.  natury, nawet tej którą na byłaś,  nie da się zmienić.  ale można ją upiększyć i spacyfikować.
rzuciłąm mu się na szyję.  - kochany jesteś.
- cicho Księżniczko. nie rozwalaj się bo niedługo szkoła. a podobno mamy sobie dopiekać ...
- obiecaj mi że tego nie użyjesz, dobrze ? spojrzałam na Dracona z nadzieją. 
- użyję słowa pijawka i do tego się ograniczę. - zapewnił mnie - trzymaj się. 
- ty też.  odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek.


Hogwart , no i kolejny rok.

miałam już wejść na Wielką Salę kiedy ramię Snape'a zabrało mnie w podziemia.
w Lochach nie było nikogo orpócz mnie, kilku pająków, mnóśtwa fiolek szafek i witryn  oraz nauczyciela.
- Ignis przepraszam że robię to w takimmomecie jedak muszę ci coś przekazać. - zaczął szybko Snape. - po pierwsze :  początkowe zebranie odbędzie się za kilka tygodni, kiedy dokłądnie nie wiem, ale ojciec wyśle ci sowę. rzecz druga :  za to co zrobiłaś w zeszłym roku zostajesz podniesiona do roku czwartego. - chciałam wspomnieć o podręcznikach. miałam je na rok trzeci. - zakupiłem wszystkie podręczniki dla ciebie. plus eliksiry na rok piąty. - zdziwiło mnie to. - twój ojciec prosił by nadgonić z tobą materiał. - uzupełnił wuj. - chodzi tu o Czarę. myśli że zostaniesz wybrana, a w roku piątym jest początek najtrudniejszego materiału czyli trucizn.
- dziękuję za książki wuju. - podałam mu sakiewkę. jednak nie chciał jej przyjąć. - nalegam. - wcisnęłam ją w ciasno splecioe dłonie Snape'a. - czy informacja o przeniesieniu ...
- nie mó nikomu. - uprzedził mnie. - dowiedzą się na kolacji.  nie psuj niespodzianki.
- a co z drużyną ?
- Markus zgłosił mi na wakacjach iż zrzeka się kapitaństwa. wskazał ciebie jako dobrego przywódcę.
- a ludzie wiedzą ?
- wiedzą. dostali listy informujące o tej zmianie. odpowiedział spokojnie Sape.
- i nie burzyli się ? zdziwiłam się.
- nie zadawaj głupich pytań Ignis. idź bo ominie cię kolacja.

pognałam na kolację.
weszłam ciut spóźniona.

ludzie którzy mnie nie kojarzyli myśleli pewnie że to pierwszoroczna.
jeden chłopak, tym razem z dwóch lat niżej,  odważył się żeby zagwizdać.

- nieźle. - rzucił tempo. - mam nadzieję że trafisz do Ravenclawu.
- a chcesz spotkać się z Wierzbą Bijącą ? - zadrwiłam. stół Krukonów zrobił "uuu". - bo mogę ci to zapewnić.
- zuchwała jak na pierwszoroczną. - odparł ten sam chłopak. - ale może to i lepiej. będzie ciekawiej w Ravencalwie.
- ja ci dam Ravenclaw kiepie. - rzuciłam z jadem. - jestem Ślizgonką. od dobrych trzech lat. - udawał rozbawienie tym "żartem".  - i to kapitanem drużyny. - zaśmiał się. nawet płakał ze śmiechu. - nie słyszałeś plotek ? - zdziwiłam się.  wyciągnęłam rękę przyzywając miotłę.  wleciała przez otwarte okno. dosiadłam jej naturalnym, co prawda wyćwiczonym,  płynnym ruchem. - uwierz.  - opadła mu szczęka. - Ignis Morringhan Potter.  skłoniłam się żeby jeszcze bardziej go ośmieszyć i przeleciałam na miejsce przy stole Ślizgonów.
moi domownicy bili brawo za pierwszorzędne poniżenie Krukona.

uśmiechnęłam się do siedzącego obok mnie Draco.
- co ci tak wesoło ? spytał chłodno.
- zobaczysz. odpowiedziałam konspiracyjnie.

dyrektor wstał z miejsca.
- na początek kilka ogłoszeń. - zaczął. - po pierwsze witam was w owym roku szkolnym. mam nadzieję że wypoczęliście na wakacjach. - tłum nie odezwał się. - po drugie jest w tym roku organizowana Czara Ognia. dla tych którzy nie wiedzą a wiedzieć powinni. Czara Ognia to nie przelewki. po ustaleniu spraw z dyrektorami dwóch różnie szacownym placówek jakimi są Pobbatoun i Dumstrang. - na "Dumnstrang" prychnęłam. - doszliśmy do wniosku iż podejmujemy się w tym roku rywalizacji na śmierć i życie. dlatego żaden uczeń poniżej szóstego roku nauki nie może brać udziału. Czara zostanie otoczona pieczęciami. jak tylko ktoś będzie próbował je złamać dowiemy się kto to. - dyrektor patrzył na mnie. a po nim cała szkoła. - cóż panno Potter tylko pani dysponuje tutaj tak wielką wiedzą. dlatego proszę odmawiać wszelkim prośbom, namowom czy groźbom co do łamania pieczęci. - pokiwałam głową. - jedakże jest też pewna tradycja związana z Czarą. - Ignis możesz wziąć udział w Czarze bez potrzeby zgłaszania się. jednak zastrzegam iż jeżeli ktoś starszy cię zgłosi a Czara ciebie wytypuje nie masz szans by się wycofać. jakie jest twoje stanowisko ?
cały SLytherin patrzył na mnie oczami wielkimi jak spodki do herbaty.
poszły szpety i szturchnięcia "idź, dawaj".
- niestety panie dyrektorze odmawiam udziału.
- masz takie prawo. - powiedział spokojnie acz życzliwie Dumbledore. tyle że ja wiedziałam kto jest dyrektorem Dumstrangu i miałąm pewne że zgłosi " genialne rodzeńśtwo".  - poza tym do grona dołącza szanowany auror Alastor Moddy. - Szalonoooki. jechało eliksirem Wielosokowym. - zostaje on profesorem Obrony przed Czarną Magią. - no to teraz miejsce jest pechowe bo nas wykończy. pocieszenie. - oprócz tego wszystkiego nastąpiła również pewna zmiana w Slytherinie. - dyrektor spojrzał na mnie. - Ignis - wywołał mnie.  wstałąm i przeszłam gładko na środek sali. - po długich rozmowach w gronie pedagogicznym uznaliśmy że najlepiej dla ciebie będzie jak zostaniesz przeniesiona na rok czwarty. i tak też się stało. od dzisiaj jesteś uczennicą czwartego roku.
- dziękuję panie profesorze. - skinęłam głową.  w oku Draco już było widać błysk ukazujący wiele możliwości któe dawało wspólne kończenie lekcji. - to naprawdę wielka nagroda.
- nie lej wody Ignis. - odpowiedział wyluzowany dyrektor. - poza tym. dzisiaj, jak co Czarę, losujemy któy dom kogo gości.  dwie kartki są zapisane dwie pozostałę puste.  puste oznaczają brak gościa. pozostałę dwie noszą imiona zagranicznych gości któych będziecie gościć. - przez Wielką Salę przeszedł pomruk. - Ignis jesteś przedstawicielką SLytherinu więc losujesz dla niego. Harry Potter. - brat też podszedł - ty dla Gryffindoru. Luna Lovegood ty dla Krukonów.  no i Kornel Wreid dla Puchonów. - podeszliśmy do dyrektora. - Ignis zacznij. potem ty Harry, Parvati i Kornel.  - wsunęłam dłoń w miękki materiał błągając dw duchu "byleby nie Dumstrang, nie oni",  wyjęłam karteczkę. uśmiechnęłam się słabo chociaż odrobinę się stresowałam.     jak Krum zamieszka u Ślizgonów Draco dostanie białej gorączki od samego patrzenia jak z nim rozmawiam.       i pech chciał.  - Slytherin przyjmuje ... - dyrektor spojrzał mi przez ramię.  zrobił pauzę.  - DUMSTRANG !
przez stół przetoczyły się pomruki uznania.
dziewczyny zaczęły chichotać i się cieszyć.
tylko na co ?  na widok umięśnionych bezmózgów i ich chamskiego zachowania ?  na to że jeden odetchnie niedaleko nich ?

poszłam do stołu.
usiadłam zrezygnowana.
w tej loterii były tylko dwie stratne osoby na cały Slytherin.
ja i Draco.

Peter spojrzał na mnie zdziwiony.  - Ignis nie cieszysz się na możliwość podglądania tych mięśniaków ? zagadnął żartem.
- to idioci. - rzuciłam chłodno. - widzę że nikt tu tego nie rozumie.
- to jedna z najlepszych szkół. - ciągnął pałkarz. - mają najlepszy program nauczania Obrony przed Czarną Magią.  podobno bardzo praktyczny.
- za to nikt ci widzę nie wspomniał o tym że nie mają skrupółów, są zachłanni, i nie mają czegoś takiego jak sumienie. - wstałam. - idę sprawdzić Las. mruknęłam i wyszłam z Sali zabierając płaszcz.

* Draco * 

spojrzałem na Petera wymownie.
- co ? spytał zaskoczony.
- lepiej przy Łowcach nie poruszać tematu Dumstrang. - odparłęm. - od kilkunastu lat zajmowali Las. często brutalnie polowali i mordowali naszych kandydatów. tu Ignis ma rację. nie są zbyt fair. - wstałem z miejsca. - mam dość.
- co pójdziesz ją pocieszyć chociaż " się nienawidzicie " ? spytał.
- czasami trzeba. odparłem chłodno.

Ignis w takich sytuacjach szłą w dwa miejsca.
pokój Slytherina.
albo grób Cirispina.

wybrałem to drugie.

* Ignis * 

siedziałam, patrzyłam na kamienie na jego grobie i płakałam.
- nie rozumieją. a my ich mamy teraz gościć jakby nigdy nic. - gdzie padły łzy rosła lawenda. - to nie fair. powini oni to ogranizować. ciekawe co by było gdybym zajęła ich teren.

- em Ignis skończysz rozmowę z kimś inteligentym ? zasugerował mi Draco z odległości kroku.
- teraz to się wypchaj. - odtrąciłam go. - nie chcę niczyjego towarzystwa.
- a umarłęgo już tak. - odpowiedział dyplomatycznie.  a że kucałam usiadł za mną i mnie przytulił. - nie rycz. nie tego by chciał. - poparł swoje myślenie z zeszłego roku. - musisz zagryźć zęby. a jak wpadną ich ośmieszyć.
- racja. - zgodziłam się po sekundzie myślenia. - zrobię im numer stulecia.- chciał iść skoro osiągnął efekt. - nie. zostań tak.
- tak ? - objął mnie ramionami. - hm ?
wstyd się przyznawać ale zarumieniłam się.
- tak. - odpowiedziałam cicho. - idź. muszę jeszcze sprawdzić Las.
- jeden dzień więcej nic mu nie zrobi. jutro zaczyna się szkołą. dzisiaj jeszcze wakacje. - pocałował mnie w policzek. - chodź.
- dobrze. - zgodziłam się. wstałam równo z nim, objęta i otulona swoim płaszczem. - ten raz pozwolę się zabrać.
- no. - zaprowadził mnie cichcem na jakiś zapomniany korytarz. rozpoznałam w nim trzecie piętro, któe otoczone złą sławą z poprzednich lat nie przyciągało ludzi. - tutaj chyba nikt nie będzie nas szukał.
- nie. - potwierdziłam. - jesteśmy sami.
- zaufam twojemu czułemu zmysłowi słuchu. - uśmiechnął się. - czy to też usłyszy ? - zbliżył się. - kocham cię. szepnął Draco wprost do mojego ucha.
- powtórz. nie słyszałam. nie mogłam powstrzymać uśmiechu.  jego oddech łaskotał moją skórę.
- kocham cię. - zniżył ton. - a czy ty mnie ? spojrzał mi w oczy.  w stalowo-błękitnych tęczówkach Draco malowała się nutka niepewności.
- chodź. - przyciągnęłam go. - kocham.  powiedziałam to tak samo jak do mnie. czyli wprost do ucha.
- powtórz skarbie. nie mam tak dobrego słuchu jak ty. prowokował Dracon.
- kocham. - pogładziłam go po karku. - niedługo koniec kolacji. powoli trzeba by iść.
- a leje na to. - machnął ręką i spojrzał mi łobuzersko w oczy. - Księżniczko.
- kapryśny się zrobiłeś. - odpowiedziałam złośliwie. - ale może, może. - pocałowałam go w policzek. - chcesz dostać coś takiego na usta.
- chcę. - odparł pewnie. i pocałowaliśmy się.  chwilowo bo czas grał na naszą niekorzyść, ale zawsze. - Księżniczko. - pogłąskał mnie po policzku. - idź pierwsza. wpadnę niedługo.
- do zobaczenia Książę.   odparłam.

weszłam na schody i przeszłam do pokoju wspólnego Slytherinu.
byłam tam pierwsza. pośpieszyłam się najwyraźniej z oceną końcówki kolacji.
     Draco pewnie poszedł dojeść.
a ja usiadłam na parapecie, zasłoniłam oczy kapeluszem  ( jak to zwykle miał w zwyczaju Spade ) i włączyłam sobie muzykę.
ktoś zapyta ską u licha muzyka ?
a no z prostego powodu.
Dumbledore kiedy się dowiedział pozwolił mi wziąć słuchawki izolujące od otoczenia i mp3 z muzyką.
i takim sposobem mogłam sobie pozwolić na słuchanie piosenek.

bezmyślnie bo bezmyślnie ale śpiewałam.
wspominałam czasy u Music Machines z wakacji.
impreza ...
szkoda gadać.
potem nie mogli być na bitwie kapel bo Spade.

zauważyłam uważnie przyglądający mi się tłumek Ślizgonów.
wyłączyłam muzykę. - co jest ?
- zaśpiewaj jeszcze jedną. - wyrwał się jakiś pierwszoroczny. odpowiedziała mu salwa śmiechu starszych. - proszę.
zeszłam z parapetu i spojrzałam w oczy małemu.
- a co chcesz usłyszeć ?
- cokolwiek. odpowiedział po namyśle.
- dobrze. - odparłam. - tylko pytanie do was . mogę puścić na głośnik i zrobić przedstawienie ?
część męska Ślizgonów obecnych w pokoju była zdecydowanie za ale nie chcieli się narazić bo 80% z nich miało dziewczyny w Slytherinie i nie chcieli żeby się sypnęło.
- a rób. - prychnęła z pogardą Pansy. - i tak nie zrobisz kroku. boisz się tłumu. tylko grasz twardą.
- ookej. zobaczymy. - odparłąm. - co stawiasz na szali ?
- krew. odpowiedziała.
- mam zakaz. - oddelegowałam. - coś na czym ci zależy a co mogę sobie zabrać.
- jeden dzień Draco robi za twojego chłopca na posyłki.  wyrwała się.
blondyn chciał zaoponować ale został zakrzyczany.
- dawaj. wrzasnęła reszta.
- co chcecie ? spytałam podając słuchawki chłopakowi któy wyglądał na miłośnika rocka.
- to. - rozpoznałąm nuty Bad Rain.  fajnie. - dawaj.
- sami chcieliście. przepraszam za ewentualne efekty uboczne. uniosłam ręce.
znalazłam kawałek gdzie była tylko wersja instrumentalna.  ( przydawało się to do nauki ).

zaczęłam.

* Draco *

Ignis ...
poruszałą się tak jakby znała emocje autora.
zmieniała słowa.  z żeńskiego na męski.

nigdy nie słyszałem jak śpiewa.
i żałowałem tego teraz.

miała głos idealny do tego typu muzyki.

o "przedstawieniu" nie było nic do powiedzenia.
bo nim nie było to co pokazywała Igni.
ona tańczyła, pokazywała całym ciałem treść utworu.  bawiła się na scenie.

co mniej dyskretny chłopak nieodrywał wzroku od jej nóg.
spojrzała mi na krótko w oczy.
wzrokiem który prosił o pocałunek.
długi pocałunek.

jednak szybko odwróciła głowę a ja nadal patrzyłem się w jeden i ten sam punkt.

- ja jesteś taka mądra. - Pansy dorwała się do jej muzyki. - dawaj to.
- " Shots Fired " jakbym widziała mojego kolegę ... - uśmiechnęła się. - chcecie jeszcze jedno ?
- taak ! przyłączyłęm się do wrzasku.

chłopak który wybrał jej poprzedni numer kiwał głową z zamiłowaniem.

znowu spojrzenie.
tym razem złośliwe które robiło sobie ze mnie żarty.

Ślizgon w glanach podskakiwał wybijając jej rytm.
Ignis nie potrzebowała jego pomocy.

po końcu tej pioseki stanęła przed ogniem.
- coś jeszcze ? spytała na luzie.
chłopacy rwali się do odpowiedzi.
oczywiście że tak.

- to.  podano jej odtwarzacz.
- no to przykro mi dziewczyny. - spojrzała na tytuł. - piosenka "Beautiful Dangerous"

Pansy spurpurowiała słysząc muzykę i wstęp do piosenki.

już teraz nie mogłem oderwać wzroku od Ignis.
  na chybcika ustawili jej dłuugi stół przed kominkiem jako scenę.

poruszała się po nim jak polujący kot.
spojrzała mi ponownie w oczy.
stałem wryty w ziemię.
ona, moja Księżniczka, patrzyła się na mnie tak chcącym najmniejszego dotyku wzrokiem że odebrało mi dech.

po piosence zbiegowisko odrzuciło stoły na miejsce.

Snape przyszedł, coś powiedział, nie pamiętam już co,  i zostałem sam w pokoju wspólnym.
nadal w tym samym miejscu, nadal rozpamiętując widok Ignis.

Ignis dotknęła mojego ramienia.
- Draco, wszystko w porzą ... - nie skończyła słowa.  musiałem się rozładować. rzuciłem się na nią i jej usta. zdziwiona Igni szybko jednak przestała walczyć i pozwoliła mojemu językowi się z nią bawić.  nadal jednak było w niej to zaskoczenie.  w końcu byłęm "grzeczny i ułożony".   jednak ten jej jeden występ mnie zmienił. skoro lubi taką muzykę musi lubić "niegrzecznych". - Draco .. - zaczęłą łapiąc oddech. - kociaku nie sądziłam że ...
- że co ? że twoje drobne gierki obejdą się bez echa ? - odparłem. - nie. mają wielkie echo. - spojrzałem w jej oczy. - i widzę że dopiero teraz znam cię prawdziwą.
- Draco ... - w jej oczach malowało się zdumienie. - to ... to przez muzykę .... - pokiwałem głową. - muszę częściej robić takie wypady. - pocałowała mnie w policzek. - skoro z ciebie taki buntownik to bez problemu chyba mnie pocałujesz, co ? prowokowała mnie.
zasada  " nie dawaj się prowokować" przeszła, przynajmniej co do Ignis, do przeszłości.
- z wielką chęcią. złożyłem na jej ustach pocałunek.
- jest druga w nocy skarbie. - pogłaskała mnie po ramieniu. - a ty musisz iść spać. nawet buntownik musi.
- jutro. odpowiedziałem.
- dobranoc.
- śpij dobrze.  odpowiedziałem i poszedłem na górę.

* Ignis * 
rozumiem że mogłam przesadzić.
ale nie wiedziałam że to będzie miało aż takie skutki.
zwykle grzeczny, dość słuchający nauczycieli a teraz ?
 teraz to  nawet nie słuchał ogłoszenia że żarty o gryzieniu są niepoprawne i jest ich zakaz.

jego zachowanie mnie zaskoczyło.
ale w sumie na pozytyw bardziej.
  od zawsze widziałam w nim ten bunt.
tłumiony przez rodziców, nauczycieli, wszystkich.
a teraz ...
wyszło szydło z worka.
mój, cholernie niegrzeczny Draco.

jeżeli ten rok zaczyna się od takich ogłoszeń ...
to wolę nie wiedzieć jaka będzie jego reszta ...










 








czwartek, 28 listopada 2013

Informacje z podwórka - Liebster Blog Award

Więc tak
Zostałam pierwszy raz nominowana do tej nagrody przez 
Eolkę 
z bloga 
hermiona-riddle-dracolove.blogspot.com

Odpowiedzi na jej pytania 
1) ulubiony kolor 
czarny, zielony i burgund 

2) ile książek na miesiąc 
niestety jestem napchana szkołą :( a jak mam wolną chwilę to piszę niestety nie mam granicy czytania książek 

3) ostatnio słuchana piosenka 
hmm ... Slash - Bad Rain

4) zwierzak 
tak, sznaucer miniaturowy 

5) czy lubisz arbuzy 
tak ... 

6) jak oceniasz swój wygląd
w skali 1-10 daje sobie z 7 

7) marzenie 
otwarcie salonu tatuażu / wydanie książki 

8) Gale czy Peeta 
trudno wybrać ... 

9) ulubiona pora roku 
lato / jesień to przejście jest moim ulubionym

10) ulubiony blog 
historiadziedzicaslytherinu.blogspot.com
zinnegopunktu.blogspot.com
miastomarzenjestu.blogspot.com

A no i czekam na jeszcze jednego bloga do czytania

11) co sądzisz o homoseksualistach ? Czy jesteś homofobem ? 
Nie jest to naturalne zachowanie więc niezbyt 
jednak zostaję człowiekiem tolerancyjnym 
( wiele moich koleżanek to yaoi'stki ) 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rok IV Rozdział II Podróż

rano. blady świt.  a tu pobudka.
ale za to ludzka. 
buziak w policzek i słowo "wstawaj Igni"
taką pobudkę mogę mieć zawsze. 

Draconowi się odpłaciłam tym samym. 
- wstaje - zapewniłam go - już, już. 
- dobrze Księżniczko - uśmiechnął się - czekam za drzwiami. - cofnął się o krok - obiecasz mi coś ? - spytał, jednak wiedział że do końca nic nie jest za darmo - dostaniesz pocałunek w drodze do szkoły.
- o co chodzi ? spytałam. cena wysoka, nawet bardzo kusząca i apetyczna.
- na kufrze zostawiłem ci rzeczy na dzisiaj - obejrzałam się na nie - załóż je dla mnie.
- dobrze - uśmiechnęłam się do niego - a teraz zniknij na minutę.

ogarnęłam się w obiecaną minutę.

wyszłam w tym co mi wybrał czyli w ciasnym ciemnozielonym pasie gorsetowym, jasnych spodniach i białej bluzce koszulowej.
na mój widok Draco się uśmiechnął.
- śniadanie Księżniczko. 
- idę Książę - odpowiedziałam biorąc go za rękę - dzień dobry panie Malfoy. przywitałam gospodarza.
- witaj Ignis. - odpowiedział mi życzliwie Lucjusz - śniadanie gotowe. 
 zjedliśmy je w tempie błyskawicy. 

bo im szybciej na peronie tym szybciej w tłumie, im szybciej w tłumie na peronie tym szybciej w przedziale. 
a w przedziale sami. 

- Draco znieś kufry. zarządził synem Lucjusz dopijając kawę. 
Draci niezbyt chętnie ale je zaniósł przed namiot. 
potem wrócił do salonu. 
- pociąg macie na 9:00, na peronie będziecie już zaraz. aha no i macie odjazd za - Lucjusz spojrzał na zegarek - 3 i pół godziny. 
- o której mnie obudziłeś Draco - spojrzałam na blondyna - o 5 racja ? 
- tak ale i tak pozwoliłem ci spać pół godziny dłużej - uśmiechnął się do mnie - ja wstałem 4:30 - godzinę powiedział z wyrzutem - a czemu mamy być od razu na peronie tato ? spojrzał na ojca. 
- Ministerstwo musi tu jeszcze kilka rzeczy pozałatwiać Draco, na przykład pożar chatki w lesie która zajęła się ogniem praktycznie chyba samoistnie - Lucjusz miał zagwostkę - a was nie może tu być. 

Draci razem ze mną wyszedł na zewnątrz i chciał dać mi buziaka w policzek. 
wyczułam Harry'ego i miałam problem czy pozwolić Draconowi na gest czy też dać mu w twarz. 
wybrałam opcję numer dwa.

już zbliżał usta które aż się prosiły o buziaka ale dostał chłodno wymierzony policzek.
- co to ma być ? spytałam udając złość.
brat się zainteresował.
- a nie tego chciałaś ? - zdziwił się rozcierając twarz. - zapomniałem że pijawki chcą krwi. - prychnął. - mój ojciec był dla ciebie życzliwy z dwóch powodów. pierwszy : zaprosił cię Minister i to on kazał mu cię pilnować, po drugie : nie chciał stracić krwi.
- doprawdy ? wydawało mi się że to dlatego że jego syn nie daje mu powodów do dumy. - Draco widział w moim oku przeprosiny. - a traktował mnie jak córkę z powodu właśnie dlatego że nie ma z kogo być dumny.
- no właśnie Malfoy. - przytaknął mi Harry. w jego ustach Draco traktował to jako obelgę. - co jak co ale powodów do dumy to z ciebie nie ma.
- nie wtrącaj się Potter. syknął Ślizgon.

potem Harry'ego zabrali Weasley'owie.
a mnie i Dracona Lucjusz.

na peronie ojciec Draco podał nam bilety.
- pamiętajcie. pociąg jest o 9:00.  pożegał nas. - do zobaczenia Ignis. nie chciałabyś spędzić z nami ferii ?
- z wielką chęcią panie Malfoy jeżeli nie byłby to problem. a gdzie dokładnie ?
- przy okazji świąt się nad tym zastanowimy. ale wstępnie chyba Włochy.
- przepraszam że mieszam się w sprawę miejsca ale jednak prosiłabym wszędzie byleby nie Włochy. - powiedziałam przepraszająco. - spotkała mnie tam pewna przykrość więc ... nie chcę oglądać osoby która mi ją wyrządziła.
- Włochy to wielki kraj. - powiedział Lucjusz. - ale weźmiemy twoje zdanie pod uwagę. - zapewnił mnie ojciec Draco. - oczekuj sowy w takim razie.
- dziękuję. odpowiedziałam życzliwie.
- to cześć ta ... - deportacja Lucjusza. Draco mi się złamał w pół. zapomniał o kamiennej twarzy egoistycznego, wrednego i złośliwego arystokraty. - może to co mówiłaś to prawda ...
- nie. - zaprzeczyłam. - nie waż się tak mówić czy nawet myśleć. - spojrzałam mu w oczy. - popatrz na mnie. - pstryknęłam go w opuszczony nos. podniósł wzrok. smutny i rozczarowany.  - twój ojciec jest z ciebie dumny. podczas zebrań to co o tobie mówi jest najlepszym dowodem. nie wierzysz mi ? - spojrzałam na niego. - dobrze. powiem ci coś o czym poza twojej matki i ojca wiem tylko ja. kiedyś pałętałam się we śnie po Dworze. - zdziwił się. - i podsłuchałam rozmowę. dotyczącą właśnie ciebie. twój dziadek przy ludziach poniżał twojego ojca. zresztą nie tylko przy ludziach. móił mu wiecznie że jest nieudacznikiem itp. a twój ojciec mówi o tobie na zewnątrz bo chce żeby wszystkie dzieci Śmierciożerców czy ludzi z Ministerstwa miały porównanie do ciebie właśnie. że a Draco to Draco tamto. czemu ty tak nie zrobisz ? - Dracon zdziwił się wielce na moje słowa. - a nie mówi tego tobie wrost bo nie umie. - pogładziłam go o ramieniu. - porozmawiaj z nim o powodzie czemu cię nie chwali. powie ci to samo. - zapewniłam go. - a co ja ci mogę powiedzieć ... - rozłożyłam ręce. - ja ze swoim tatą wakacji nie spędzę. a ty tak. poświęca ci czas, uwagę, pieniądze i uwagę. ciesz się Draci. - objął mnie.  temat rodzina nadal był u mnie na liście dość mocno zakazanych mind-fuck'ów. - naprawdę masz z czego.
- ciicho. - uciszył mnie i moje łzy i uspokoił. - chodź. mamy dwie godziny. sterczeć tu chyba nie zamierzasz.
- ciastko ? - spojrzałam na niego. pokiwał głową. - chodź. zabieram cię na Pokątną.
- idę skarbie idę.  - za każdym razem kiedy się tak do mnie zwracał byłam szczęśliwsza. motyle sobie latały w brzuchu. przytuliłam go. - no co ? spytał zaskoczony.
- i ty masz ze mną rok wytrzymać. - zaśmiałam się. - chodź. - pociągnęłam go w stronę zapomnianej uliczki. - najlepsze ciasta, ciasteczka i tarty na Pokątnej. mamy gwarantowany upust ceny.
- czy jest w tym świecie miejsce gdzie nie masz znajomości ? spytał żartem.
odpowiedziałam mu śmiechem.
zabrałam go do środka.
- Laurent dwie tarty z malinami. a i jakbyś mógł zadbać o to że lokal wygląda na zamknięty.
- jasne Ignis. - odpowiedział mi mulat mówiący do siebie, co teraz też robił,  po francusku.  - tarty za minutę. coś do picia ?
- zieloną jaśminową. odpowiedziałam życzliwie.
- dwa dzbanki czy czarki ?
- czarki na początek.
- się robi.  odpowiedział i zniknął za kontuarem niedaleko kuchni.

- na co nam zamknięty lokal ? zdziwił się Draco.
usiadłam tuż przy nim.  - a choćby po to. - pocałowałam go w policzek. - i po to.
- rozumiem. - odpowiedział. - a teraz mogłabyś iść ?
- oj no nie wyganiaj mnie. odparłam Draconowi.
- muszę. - odgryzł się. po chwili kiedy już zjadł tarte spojrzał na mnie z zastanowieniem. - Ignis ...
- tak ? - spytałam zdziwiona. - o co chodzi Draco ?
- no bo ... bo widziałem cię i Bonesa wtedy ... no i ...
- spokojnie jest zabity a ty jesteś i byłeś jedyny. - uprzedziłam go. jednak jego wzrok zaprzeczał. - o co chodzi ...
- bo ... bo on cię całował ... - zatrzymał się. - no i ...
- oj buziaki to w pociągu. mamy przed sobą cały długi dzień podróży. - wypiłam herbatę. - spróbuj.
wziął łyk z czarki.  - ciekawa ... - uśmiechnął się przepraszająco. - jednak to nie mój smak.
- spokojnie nie zmuszam cię do picia herbaty. - odpowiedziałam. - Laurent można jedną zwykłą czarną ?
- proszą bardzo. - podał Draconowi kubek ciepłej, parującej herbaty. - Anglików dość trudno przekonać do picia innej herbaty niż czarnej ...
- uwagi proszę cię zachowaj dla siebie. - zasugerowałam mu. - dobrze ?
- ładna z was para. - rzucił na odchodnym. - udana ...

to akurat zakończyło jego wypowiedź.
herbaty zniknęły. ciastka też.
rachunek uregulowany.

przeszliśmy na Pokątną w poszukiwaniu słodyczy na podróż.
obkupiliśmy się w lukrecje, jabłka a ja dodatkowo w krwiste lizaki.

potem już na peron.
stał pociąg i zajęliśmy przedział.
sami.
zamknęłam drzwi na zamek.
- pozwolisz że odeśpię. - po akcji z wilami, aurą Draco i Bonesem nadal nie doszłam w 100% do siebie. - nadal padam.
- proszę ba ... - urwał kiedy cofnęłam go za rękaw tylko odrobinę. - co ty planujesz ... - położyłam głowę na jego udzie. - Ignis ...
- mogę ? spytałam.
- wiesz co ... - pogłaskał mnie po głowie. - możesz sobie spać.
- dobranoc.  pożegnałam go i zamknęłam oczy.

* Draco * 
pociąg powli ruszył z miejsca.
do nas władowali się Crabbe i Goyle.
zobaczyli śpiącą Ignis.
- co wy ... zaczął Crabbe.
- śpi geniuszu. - przerwałem cicho. - bo ją obudzisz.
- sorki. - powiedział Vincent. - a czemu śpi ... no tak.
- pomyśl. odpowiedziałem nie wprost.
- że niby wy ... razem ... - zdziwił się Goyle. - no spoko.
- ma to zostać tylko w naszej czwórce. inaczej ona. - wskazałem a Igni. - wam cytuję " nogi z tyłka powyrywa". - wiedziałem że mówiła to w innej sytuacji ale musiałem im coś powiedzieć żeby siedzieli cicho. - jasne ? Pansy ma o tym kategorycznie nie wiedzieć.
- okej. - zgodzili się. - nie powiemy jej.
- świetnie. - odetchnąłem. - a teraz macie zadanie wyjścia i trzymania tej szczurzycy jak najdalej od tego przedziału.
- jasne.  powiedzieli i wyszli.

poglaskałem Ignis po głowie.
poczułem na udzie ruch jej policzka.
nadal delikatny ...
nie. ona mi dziękuje.

pogładziłem ją po boku.
znowu poruszyłą głową.
nie.
ona nie ma nic na myśli.
po prostu dziękuje.

- Draco nie rób tak. - uśmiechnęła się lekko. - daj mi spać. chociaż do 11.
- dobrze. zgodziłem się.

Do jedenastej patrzyłem za okno. 
O tej godzinie pogłaskałem ją po głowie.
- wstawaj Igni - zacząłem łagodnie. ona wstała, podniosła wzrok i uśmiechnęła się - dzień dobry. 
                            * Ignis * 

- dobry, dobry - odpowiedziałam. - Draco obiecałeś mi coś. 
- wiem - spojrzał mi w oczy - dobrze się spało ? 
- bardzo dobrze. - powiedziałam. - masz bardzo wygodne uda - nie skłamałam, spało się świetnie i wygodnie - a nie przeszkadzało ci to ? 
- nie, mi nie - odparł - ale odwiedził nas Crabbe i Goyle, powiedziałem im o nas i obiecali że nie powiedzą, a nawet trzymają Pansy z daleka. 
- świetnie - ucieszyłam się - a co robimy teraz , co Draco ? 
- ja bym proponował szachy. albo jedzenie. 
- jedzenie - stwierdziłam od razu. głód na krew dawał o sobie znać i się zwiększył od początku przemiany odpakowalam lizaka i zaczelam powoli go konsumowac - smacznego Draci - powiedziałam życzliwie kiedy zajął się jabłkiem - a gdzie moje jabuszko ? 
- proszę cię bardzo - podał mi zieloną kulę - a dziękuję ? - spytał złośliwie i zaczął mnie łaskotać - powiedz dziękuję to przestanę. 
- dobra, dobra - zgodziłam się - już starczy, dziękuję za jabuszko Draco. 
momentalnie zastopował. 
- nie ma za co skarbie. - spojrzał na mnie złośliwie - przypomniało mi się. - mówił to tak jakby pacnął się w czoło - w tym roku jest Czara, ale pewnie o tym wiesz. 
- co ? zdziwiłam się. 
- nie wiesz ? zmarszczył brwi zdziwiony Draco.
- a co się dzieje ? - spytałam zbliżając się do niego.   nawyk.  a Draci nie był przyzwyczajony. cofnęłam się. - przepraszam. odruch, nawyk, nazywaj to jak chcesz. wyuczyli mnie tego. - uspokoił się. - o co chodzi ? spytałam łagodnie siadając pod jego ramieniem.
- Czara. Czara Ognia konkretniej. - na wieść o żywiole miałam półuśmiech na twarzy. - w wielkim skrócie. Czara, magiczny przedmiot, wybiera dowolną ilość uczestników. są trzy szkoły Dumstrang - prychęłam z pogardą. owszem WIktor Krum jako jedyny zachowywał maniery ale poza nim jednym całą reszta była w moich oczach gorylami. - nasza mieszana. - kontynuował niezrażony Draco. - i Pobbatoun. czyli żeńska. - teraz to o się lekko uśmiechnął. - Czara jak już móiłem wybiera uczniów z każdej szkoły. najczęściej po parze. ojciec mówił że w jego czasach było pojedynczo,a wcześniej podwójnie.  zakładając parę . - spojrzał mi w oczy kontrolując czy słucham. a ja strzygłam uszami. - startuje szóstka. wygrywa dwójka. zwykle nie ma zgody dyrektorów na zadania śmiertelne więc i zgony nie są częste ale się zdarzają. wygrany zbiera miejsce w historii i jest chlubą szkoły jak wygra. pozostała czwórka może być poraniona lub wcale nie przeżyć, nie dostają nic jednym słowem.
- czyli to jest niebezpieczne ? drążyłam temat.
Draco wychwycił błysk w moim oku. - o nie. - zaprzeczył ostro. - nie będziesz startować. chcę mieć moją Księżniczkę w całości, żywą i zdrową.  kto by mnie uczył ?
- dobrze Draco. spokojnie. - pogłąskałam go po dłoni. - nie wezmę w tym udziału. jestem jedynym w historii dzieckiem z tyloma zdolnościami. i jedynym do tej pory Mistrzem Absolutnym. - nie zrozumiał. - bo widzisz. cały krąg w którym stałeś nie był ot tak zasilony. w każdym jest cząstka Energii czyli najmniej poznanego i ujarzmionego Żywiołu. ja dzięki twojej aktywacji zdobyłam nad nią panowanie. - zrobił wielkie oczy. - teraz nie potrzebuję peleryny by korzystać z magii dowolnie. - wstałam i wyjęłam płaszcz. - proszę bardzo. popatrz. - ogień. - kolor złoty materiału. - teraz woda. - okrycie zmieniło kolor na morski. - ziemia. - czarny niczym wulkan - powietrze. - nieznacznie zauważalny seledyn. - i energia. - przezroczysty. - wiesz czemu jest taki a nie inny ?
- bo każdy żywioł do Mistrzostwa musi mieć barwę odpowiednią do czarownika. - odpowiedział.  po jego aktywacji dostał dostęp do mojej wiedzy na temat magii. - a czemu Energia jest tak niewiele zapisana ?
- głupiutkie pytanie Draco. - uśmiechnęłam się. - na każdym żywiole na płaszczu są zapisane "etapy" czyli pieczęcie, arkana itp. - pokiwał głową bo wiedział o czym mówię. - a Energię kształtuję sobie sama. - zrobił minę typu "aa no taak". - dlatego jest tego stosunkowo niewiele.
- a ile ci to wszystko zajęło ? spytał Draci.
- od pierwszego roku szkoły. tyle że wtedy zatwierdzono mi dwa Mistrzostwa. bo jedno miałam jak to powiedzieli "wrodzone" i był to Ogień.  Wodę zdobyłam wtedy. na drugim roku Ziemię, na tych wakacjach Powietrze a no i dzięki tobie Energię. czyli mi jakieś 3 lata.  ale niestety nauka jest żmudna, trudna i siłochłonna. - jego zapał wyszedł na zewnątrz w postaci stałej. tak jak przy pierwszych treningach quidditcha kiedy był na moim miejscu. - ale nie mogę ci obiecać że nie będę ostra.
chciał coś powiedzieć. - i tak wyglądasz mocno. charakter twój znam i wiem że odpowiada wyglądowi. pani profesor.  wyraz "pani profesor" powiedział złośliwie.
- oj postaraj się mieć taki humor po treningu. - zaśmiałam się z niego. - dobra. nie o tym teraz.
- a co moja Księżniczka chciałaby robić w szkole ?
- no właśnie tu jest problem. - opadłam na miejsce. - nie mogą się o nas dowiedzieć. muszą myśleć że nadal jesteśmy jak pies z kotem. - zmarkotniał. - a to papra sprawę.
- czyli bycie tu ze mną jest problemem ? wywnioskował lekko zły.
odeszłam naprzeciw niego. - jeżeli tak myślisz to jesteś w błędzie. ale - uniosłam dłonie. - ja cię poprawiać nie chcę. idę spać. obudź mnie a nie będzie to miłe spotkanie. odparłam obrażona.
niby ktoś powie że jestem zbyt ostra, oschła i bezuczuciowa.
niech spojrzy na to co się działo.

Kastiela pomijam bo był on pierwszy i wręcz idealny.

ALeksander i Bones spaprali mi psychikę.
jeżeli Draco ruszy cztery litery żeby mnie udobruchać znaczy że raczej się nie sparzę.
   na Bonesie też bym się nie sparzyła ale miałam odruch wymiotny na myśl o byciu ze starym wampirem. i od początku wiedziałam że to kobieciarz więc summa summarum prędzej czy później bym się zraniła.
Aleksander ... cóż tu strzępic język.  szuja i tyle.

* Draco * 

nie chciałem zeby to tak odebrała.
teraz obrażona o złe dobranie słów.
nie o to mi chodziło.

nie.
ona mi pokazała jak bardzo jej na mnie zależy.
a ja nie miałem okazji.  teraz mogłem jej powiedzieć ile dla mnie znaczy.

nie myślałem.
podszedłem do niej i pocałowałem ją.

zdziwiona była tylko przez sekundę.
spojrzała mi w oczy które zaraz z powrotem zamknęła.

potem już odzyskała świadomość.  chyba.
 można to było nazwać pocałunkiem tylko od tego jak to się zaczęło.
bo to co się wydarzyło było o wiele lepsze.

Igni popchnęła mnie do drugiego rzędu siedzeń nieprzerywając pocałunku.
jednak kiedy odważyłem się dotknąć jej karku uległa.
wróciłem ją z powrotem do jej miejsca.

nie pamiętałem ile to trwało.
ale było to cudowne.

pamiętam że zostałem ściągnięty na dół.
a kiedy obejrzałem się w prawo, bo tam coś mi ciążyło na boku,  widziałem zwiniętą w kłębek obok siebie Igni.

wypalenie ...
jej wiedza okazała się całkiem na miejscu.
ale wolałem żeby sama mi to wytłumaczyła.

po jakimś czasie otworzyła oczy.
- wiesz co zrobiłeś ? - spojrzała na mnie radośnie.  wiedziałem ale nie chciałem się przyznawać. - całkowicie mnie wypaliłeś. - zdziwiłem się. jak to całkowicie ? - ten idiota który mnie zmienił zrobił to częściowo. - wyjaśniła.  no tak ... wypalenie częściowe.  najpierw głodowe potem słabe normalne.  całkowite polegało na " zdetronizowaniu "  ( tj. usunięciu )  efektów niecałkowitego normalnego i ustawieniu nowej bariery.  - a ty całkowicie. - wtuliła się we mnie. - mrr należą ci się gratulacje.
- pozwolisz mi że udam głupiego i zapytam o co chodzi ?
- wypalenie normalne zwyczajowo określane jako spontaniczne powoduje znormalizowanie zmysłów wampira, lub w moim wypadku połówki ,  do poziomu osoby któa to wypalenie przeprowadziła. czytaj przez ten pocałunek sprawiłeś że moje zmysły wróciły do poziomu człowieka. w tym przypadku do ciebie. - uściśliła. - a teraz mój Książę mi powie o co mu chodziło mówiąc " jest problemem".
- o to że będzie trudno to pogodzić z tym co byśmy chcieli a nie możemy. - odparłem. uszczęśliwiła się. - twój brat będzie najgorszy w tym wszystkim.

* Ignis * 

wypalenie.
od Draco ...

powiem szczerze wiedziałam że prędzej czy później przyda mi się unormowanie zmysłów.
ale nie sądziłąm że całkowite przyjmę od Draciego.
jako przeprosiny.

Draco ...  czego ja jeszcze o tobie i twoich talentach do pocałunków nie wiem ??



- myślisz że nie wiem żę będzie ? - odpowiedziałam sląbo. - nie chcę się z tobą wykłócać.
- oj uwierz mi że mi też się to nie uśmiecha. - odparł Draco.  - ale chyba kiedyś się dowie, prawda ?
- dowie się. - potwierdziłam. - ale kiedy będzie spokojnie. musi być na to odpowiedni moment.
- Ignis w tej szkole nigdy go nie będzie. - postrofował mnie Ślizgon. - w zeszłym roku Syriusz, teraz Czara. w przyszłym roku mu powiesz ? - zdenerwował się. - nie. sprawę masz rozwiązać jeszcze w tym roku.
- dobrze. - przyjęłam warunek. - ale dajesz mi cały ten rok i wakacje. - jakoś to przełknął. niezbyt chętnie ale jakoś. - obiecuję że się o tym dowie. - pogladziłam go po dłoni. - i że jeszcze zobaczy jak się całujemy.
na to Draco się uszczęśliwił.
wiedziałam że chciał mu dopiec czymś do żywego odkąd się skłócili.
a związek z siostrzyczką byłby genialnym pretekstem.
ba że siostrzyczka będzie tego związku bronić, prosić o zrozumienie.

mnie też trochę to uszczęśliwiało.
Harry odkąd byłam z Kastielem nie chciał przyjąć do wiadomości tego że jestem z kimś i poświęcam komuś innemu czas.
bo do tej pory było tylko "braciszku chodźmy tu, tam i tam.";"braciszku pobawmy się w to i to".  etc.
a teraz był lekko odrzucony.
rozumiem żal o mniej czasu ale niech zrozumie to że nie będziemy wiecznie mieszkać jako rodzina.
on pójdzie w prawo, ja w lewo. koniec.

Draco spojrzał na mnie. - jest bal z okazji Czary. - szepnął mi na ucho. - obiecaj mi że zatańczysz.
- nie musiałeś o to prosić. - spojrzałam na niego miło. - gwarancję masz na taniec.
- trwa do rana. - dalej korcił. - obiecaj że zostaniemy na sali do czasu zamknięcia imprezy.
- nie mogę obiecać. - odpowiedziałam z łobuzerskim uśmieszkiem. - bo pocałunek nam ucieknie.
- przekonałaś mnie do uściślenia.  jak najdłużej się da.
- obiecuję. - pocałowałam go w policzek. - ale ty też. - pokazałam mu policzek który pocałował. - sprawa Balu jest dość jasna. kiedy jest ?
- chyba jakoś około Bożego Narodzenia.- no fajnie. na Święta. - a Czara zaczyna się po nim. chyba jakoś styczeń. - okej. - i to jest tak.  są trzy zadania.  jedno się zmienia bo jest to śmiertelne, zależy czy wydadzą zgodę. przetrwanie w Labiryncie. pełno bestii, magii, zamieszania i tajemnych rzeczy.  ojciec ma z tym sporo roboty żeby to wszystko przemieścić tak żeby reszta tj. ludzie spoza Departamentu się nie skapnęli.
- ale przynajmiej będzie ciekawie. - poczochrałam go. - masz szachy na wierzchu, prawda ?
- mam. - podał mi pudełko. - stawka taka jak zawsze.
- taka jak zawsze. - potwierdziłam. po długiej rozgrywce się poddałam. nie było opcji na wygraną. przewróciłam króla. - wygrałeś. - pocałowałam Dracona w policzek. - gratuluję. przegrałam chociaż czuję się wygrana.
- co teraz ? - spojrzał na mnie spod objęcia. - niedługo pora obiadu ...
- nie mów mi nic o głodzie. - pogłaskałam go po policzku. - czuję każdą przyprawę, każdą chemię i powiem ci że chyba oprócz mięsa, jabłek i lukrecji w szkole nic nie będę jeść.
- nie dramatyzuj Igni. - uśmiechnął się. - nie może być ...
sięgnęłam po fiolkę. jednak była prawie pusta.
nie krew to ostateczność.

lizak.
rozgryzłam go od razu.
- jest. - zaprzeczyłam. - Rada wysyłała mi fiolki raz na tydzień. minęły już dwa a nie ma. - odparłam. - od akcji z ogniem głód wzrósł jeszcze bardziej, a mi trudno jest wytrzymać. - odetchnęłam. - nawet nie wiesz ile szlam jest w pociągu. a ja nie mogę tknąć czystego czarodzieja. - spojrzałam na niego radosna. - co nie znaczy że mój czystokrwisty mi nie pachnie i nie wzmaga apetytu. - zacisnęłam pięść. - i tu jest ten szkopuł. w szkole tyle brudnej krwi którą można by się pożywić ale jest na to zakaz. a dawek nie ma.
- przetrzymasz to jakoś. - Draco szukał pocieszenia dla mnie. - lizaki. na święta, urodziny, walentynki i resztę okazji obładuję nimi cały worek. - zapewnił mnie.  a jak on coś takiego obiecał byłam pewna że nie żartuje. - a teraz zjedz sobie słodycze.
- na zamiennikach długo nie pojadę. - odparłam. - powiem ci że brakuje mi normalności. - spojrzalam za okno. lasek.  a w nim testrale. - teraz słyszę każdą rozmowę, czuję każdą szlamę, widzę każdy detal.  to jest denerwujące pomimo tego że wypalenie daje mi nad tym kontrolę. - oparłam się o okno. - jest spoko wiedzieć wszystko ale są też rzeczy któych nie chce się pamiętać. - dotknęłam ugryzienia. - zastanawiasz się pewnie kto mi to zrobił - odsłoniłam bliznę po zębach. - zrobił to Aleksander Lancaster. największy ... - chciałam go zwymyślać. - szkoda gadać. każde porównanie, nawet do bestii, go wywyższa. zrezygnowałam.
- zapomnij o tym Igni. - zaczął łagodnie Draco. - masz wiele rzeczy o których normalna osoba może marzyć. - zmienił perspektywę. - gdybym mógł słyszeć każdy odgłos Lasu bez potrzeby wychodzenia ze szkoły, z pokoju życzeń na przykład. - uśmiechnął się łobuzersko. - doskonale wiemy że to przydatne.
- nie musiałabym wychodzić z twojego uścisku. - odparłam.  tu miał rację.  czasami jego chłodne spojrzenie i szukanie włąśnie takich błachostek było genialnie.  - a szczególnie kiedy ... - dotarliśmy do połowy drogi. ludzie z innych przedziałów się pobudzili, zaczęli chichotać, gadać i wychodzić. - cholera ... - odsunęłam się od Dracona na drugi rząd siedzeń.  otworzyłam drzwi. - szz ... - wskazałam mu na drzwi.  przechodziła tamtędy Ginny. otworzyła drzwi. - hej Ginny. przywitałąm Gryffonkę.
Draco zamruczał pod nosem "zniknij stąd".
zignorowałam.
- wiesz Malfoy niektórzy przynajmniej mają przyjaciół. - zrobiłam "uuuu" i spojrzałam na Weasley'ową. - Ignis, dosiądziesz się do nas ?
- mam go niańczyć. - rozwaliłam się na fotelach niczym Spade. glany na dwa pozostałe fotele, kapelusz na głowę. - jego ojczulek zaproponował ciekawą księgę o truciznach jago rekompensatę. - a jakbym miała gdzieś iść to z nim. a nie chcę wam psuć humoru. - ziewnęłam. - poza tym ... odsypiam jeszcze.
- jak chcesz. - odparła życzliwie Ginny. - jednak jakbyś zmieniła zdanie i zostawiła go pod okiem goryli i Pansy to wpadnij do nas.  jesteśmy w połowie wagonu.
- dzięki za zaproszenie. odpowiedziałam i dziewczyna wyszła.

- niedługo dotrze tu kurierem ....
nie skończyłam zdania.
przewinęła się Luna.
- "Żonglera" ?  spytała życzliwie.
- nie czytam tych bzdur. prychnął Draco.
spojrzałam na niego z dezaprobatą.
- ja poproszę. nie mam nic do czytania. - uśmiechnęłam się i dostałam dość dziwnie skonstruowaną gazetę. - kto ją wydaje ?  spytałam.
- mój tata. - uśmiechnęła się Luna. - nie ma w niej nic o polityce czy plotek ale myślę że ci się spodoba.
- dziękuję.
 Luna wychodziła. - do zobaczenia.
- do zobaczenia. odpowiedziałam jej miło.

- co jeszcze się wydarzy skarbie ? spytał cicho Draco kiedy już drzwi się zamknęły.
- szz - zamknęłam oczy. - Harry.
- no do cholery ... Draco opadł w fotelu.

oj uwierz mi też się to nie uśmiechało ...
chociaż ...
skoro hipnotyzowałam cele to może i brata uda mi się wykurzyć.

nie to że nie chciałam jego towarzystwa.
jednak w kłótniach z Draco podnosili głos oboje a mnie to bolało.

wszedł Harry.

* Draco * 

Ignis spojrzałą Potter'owi w oczy.
jej rozbłysły na zielono na ułamek sekundy.
a Potter się wycofał.
zamknął za sobą drzwi.

jak zaczarowany.
- hipnoza. - odpowiedziała mi Ignis. - twierdzili że mam strasznie duże możliwości. kiedy miałam głodowe wystarczyło że spojrzałam w oczy jakiegoś chłopaka żeby no wiesz ... - spojrzała w ziemię. - żeby pozbawić go krwi i podchodził. sam prosił o ugryzienie. Rada była pod wrażeniem.  dlatego teraz Harry sobie wyszedł.

byłem zaskoczony.
ale i lekko wystraszony.
- nie zrobię ci niczego Draci. - zapewniła mnie patrząc mi prosto w oczy. - nie umiem.

* Ignis *

wiedział że nie kłąmię.

- wierzę ci Księżniczko. - odpowiedział pewnie. -  a teraz chodź. nikogo tu już chyba się nie spodziewasz, prawda ?
- nie. potwierdziłam zamykając drzwi.

pocałowaliśmy się.

Draco po kilku minutach sie odsunął i spojrzał na zegarek. 
- 14, pora chyba na obiad. - zaczął, podając mi ciasteczko - smacznego. Księżniczko jeszcze przyjedzie wózek ze słodyczami, pbkup się w krwiste lizaki. 
- dobry pomysł - potwierdziłam - zaraz sobie kupię. 
- em Igni słyszałaś o tym że w przyszłe wakacje zostaję Śmierciożercą ? zaczął Draco 
- tak mówiłeś. - potwierdziłam - chcesz coś wiedzieć ? 
- opowiesz mi potem. teraz kupuj słodkości.  ukrócił.
do przedziału zapukała kobieta z wózkiem pełnym słodyczy.

wykupiłam cały zapas krwistych lizaków.
Draco odmówił kupna słodyczy.

potem cóż ...
jakimś dziwnym trafem siedziałam mu na kolanach i karmił mnie lukrecją na przemian z jabłkiem.
było miło mieć tak cieplutkie oparcie, tak opiekuńcze objęcie ramionami no i takiego blondyna obok siebie.
widział mój uśmiech.
- co ci tak wesoło Ignis ? spytał, lekko zbity z tropu ale z takim samym wyrazem twarzy,  Draco
- bo mam ciebie. - pocałowałam go w policzek. - i wiem że mnie nie opuścisz.
- nie mam zamiaru. - odpowiedział pewnie Ślizgon. - jesteś w końcu moja.
nie lubiłam być uprzedmiotawiana ale w jego wykonaniu to brzmiało dla mnie jak osłoda.
osłoda tego co będzie w szkole.

- zaraz tu ktoś wpadnie. - odsunęłam się. po dekundzie zapukano do drzwi. - proszę.
- niedługo Hogwart. obowiązują sza... - pierwszaczek podniósł wzrok.  a ja jakoś bez większego skrępowania powoli rozsupływałam gorset. - szaty.
- domyśliłam się. - uśmiechnęłam się do chłopaka. - robi się powoli ciemno.
- no ... no tak... - spojrzał zawstydzony na mnie i uśmiechnął się przepraszająco. - pójdę dalej.
- dobrze zrobisz. Draco prychnął przeglądająć "Proroka".  dla zawodników nie było to czymś szczególnym.
i trzask drzwi.
a za to Draco podniósł wzrok.  zasupłąlam węzeł jeszcze bardziej.  wstał. - może jednak powiesz "proszę, pomóż" ? - zasugerował.  spojrzałam na niego słodko.  pffufnął i rozwiązał problem. -i gotowe.
- dziękuję. - pocałowałam go w policzek. - jesteś kochany.
- ubierz się. - oddalił siląc się na spokój i chłód. usiadł i rozłożył gazetę na format A4 na wysokości oczu. - chyba na treningach nie będziesz się tak wstydzić ?  zażartował.
- trening to jedno. - odpowiedziałam zakłądając koszulę, zawiązałam krawat. - a pociąg - zdjęłam glany. - to drugie. - przebrałam spodnie.  i zawiązywałam buty. - a ty co ? na czarno wejdziesz do szkoły ?
wstał, uśmiechnął się złośliwie,  zabrał z kufra koszulę i również bez większej krępacji się jej pozbył.
no musiałam przyznać że od ostatnich treningów musiał sam się szkolić.
nie moja wina że jego tors prosił się o recenzję.

Draco zauważył mój wzrok. - hej spójrz na siebie. - zadrwił. - ty masz kaloryfer.
- tak, tak jasne ... - odparłam żartem. nie było nikogo przy drzwiach. nawet jeśli to były zasłonięte i zamknięte na zamek.- ale na mnie nie można zrobić ... - przytuliłam się kiedy jeszcze nie miał na sobie koszuli. - te - pogłaskałam go. - go.  a tobie już tak. - pocałowałam go w policzek. - Draco.
- no już Igni daj mi się ubrać. nie chciałabyś chyba żebym wyszedł tak na korytarz i zawołał Pansy, prawda ? odparł złośliwie Draci.
- o nie. - zaprzeczyłąm żywo. - mój. - zagarnęłam go do siebie. - mój i nie oddam.
zaśmiał się. - twój twój. - odpowiedział. - a teraz mnie puść bo wyjdę tak na zewnątrz.
zapięłam guziki jego koszuli. - proszę.

pociag się zatrzymał.
koniec podróży.

pora na kolejny długi rok szkolny.



















niedziela, 24 listopada 2013

Rok IV Rozdział I Wile i Miotły, Mistrzostw Czas

 z samego rana znaleźliśmy się na wielkim polu namiotowym, nieopodal lasku.
rozejrzałam się, piękna okolica. 

doszliśmy do miejsca Weasley'ów. było daleko, daleko od stadionu. 

weszliśmy do ich już rozłożonego namiotu. 
ku mojemu zaskoczeniu wewnątrz było mnóstwo miejsca. 

jednak tylko postawiłam kufer na ziemii do namiotu przez prowizorkę drzwi wszedł Lucjusz. 
- Ignis na prośbę Ministra masz być jak najbliżej stadionu i graczy. masz szanse na karierę i zostało to zauważone. dlatego chodź ze mną. 
- nie Lucjuszu - odparł Arthur Weasley - Ignis zamieszka z nami. 
- zalecenie Ministra. upierał się chłodno ojciec Dracona 
- mam jej po prostu powiedzieć że nie może z nami mieszkać ? 
- nie wiem jak to załatwisz, Minister daje ci dwie minuty. 
 i pan Malfoy wyszedł na dwór. 

ojciec Rona spojrzał na mnie przepraszająco - przykro mi ale nic nie mogę z tym zrobić, Ignis. 
- nic nie szkodzi - odpowiedziałam biorąc rzeczy - do zobaczenia zatem na meczu. 

wyszłam a Lucjusz zabrał mój kufer. 
- dzień dobry - zaczęłam - dlaczego nie można było zabrać mnie wcześniej ? 
- twój ojciec to człowiek wielce ostrożny. - Lucjusz dopiero rozkręcał wypowiedź - i jasno powiedział że masz przylecieć tu z rodziną Wesasley. poza tym mój syn chciałby ci coś po ... 

 z namiotu wybiegł Draco. 
przytulił mnie, mocno. 
bylam bliska łez. 
- wejdźmy do środka bo jeszcze nas zobaczą. zasugerowałam. 
- już - wszedł ze mną do środka. jego namiot był istnym pałacem. - zapraszam.
padłam na sofę.
a Draco na mnie nie zważając a ojca.
- tęskniłam za tobą, Książę. - zaczęłam patrząc mu w oczy. - chodź tu do mnie. - pochylił się. pocałowałam go na przywitanie. - cieszę się że cię widzę.
- ja też Ignis. - odpowiedział. - dostałem listy o wszystkim. jak on mógł tak zranić moją Księżniczkę - pogłaskał mnie po policzku. - mam nadzieję że nie odwiedzisz Bonesa.
- nie mam na to najmniejszej ochoty Draci. zapewniłam go.
- Draci ... - uśmiechnął się. - Igni...
- nie proszę, nie. - zrozumiał. - wiesz przecież ...
- no już. - poczochrał mnie. - ale chyba jak ja do ciebie tak powiem to jest ci miło, prawda ?
- no tak ... - spojrzał mi w oczy wygrany. - niech ci będzie.
- wygrałem. - pocałował mnie w czoło. - nareszcie.

- ma spać w salonie, Draco ? wmieszał się Lucjusz..
- już tato, już. - blondyn spochmurniał zabrał mój kufer na schodki i zatrzymał się przed nimi - gdzie chcesz spać ?
- jeżeli się da gdzieś niedaleko ciebie.
- z widokiem na las czy stadion ? spytał ponownie.
- jak tobie będzie wygodniej. uśmiechnęłam się.

dostałam cały zielony pokój a na prawo były drzwi do lokum Draco.

wszystko zielone.
nawet prywatna łazienka.

przeszłam pod drzwi Dracona.
zapukałam i nawet nie musiałam nic mówić.
zostałam wproszona.
ba położona na łóżko.

pachniało ....
zabójczo perfekcyjnie.

zamknęłam oczy i rozkoszowałam się zapachem.
- ej nie śpij mi tu Księżniczko. - Draco dźgnął mnie w bok. - pobudka.
- mrrr nie idę stąd. - odpowiedziałam. - za ładnie napachniłeś.
- tak czy siak wstawaj. - odparł. - bo obleję cię zimną wodą. zagroził.
- a oblewaj. i tak ją zatrzymam. - odgryzłam się. położyłam i jego. - mrru.
- czemu mruczysz ? spytał zaskoczony.
- a czemu robi to kot ? - spojrzałam na niego. - bo mi pachnie. przykro mi ale po przemianie reaguje tu jak kot na kocimiętkę.
- tak ? - zapytał.  o nie. on coś knuł. - a jakbym powiedział ci że masz pełne prawo podkraść mi koszulę ?
- nie kuś. - odparłam rozpierając się przy jego boku. - daj mi jedną to ukradnę ci całą szafę.
- specjalnie dla ciebie. - pokazał mi drzwi szafy. - masz prawo przemyszkować mi pokój.
- wiesz że dużo ryzykujesz, prawda ? uśmiechnęłam się.
- nie zabierz wszystkiego a się ucieszę. odpowiedział wyrozumiale.

kij.
zwlokłam się z łóżka i jedno spojrzenie na wszelkie zielone ściany mnie zamurowało.
plakaty.
ruszające się plakaty.
mnóstwo plakatów.

- zbieram je odkąd dostałem pierwszą miotłę. - pochwalił się wyraźnie dumny ze swojej kolekcji. - kibicuję Bułgarii.
- a ja się nie znam. - odpowiedziałam i ruszyłam na przeszpiegi. ene, due szafa. otworzyłam drzwiczki zapominając o tym jaki to zapach.  - mrr. - zajrzałam albo może raczej węszyłam w jej głębi. - białe. - pokazałam mu koszulę na wieszaku. - dobrze się czujesz Draco ?
- fenomenalnie Ignis. - zapewnił mnie. - rodzice się uparli na jedną białą odświętną koszulę, to jest. - odpowiedział bez emocji. - z tego co mi pisałaś rozumiem że chcesz ją sobie przywłaszczyć by zasnąć.
- bingo. - spojrzałam na materiał nosem. - zabierz to ode mnie. - odrzuciłam mu materiał kiedy naszedł mnie głód. musiałam wyjść z pokoju. - przepraszam.  wróciłam do siebie.

Draci zaaferowany moim zachowanie znalazł mnie na podłodze pijącą z fiolki.
Rada regulowała mi cotygodniowe dawki krwi bym nie zabijała.  a teraz przyszedł do mnie głód.

- co to skarbie ? spytał.

akurat wpadło przez okno słońce i mnie oświetliło.
czerwone oczy.
- krew. - odpowiedziałam lekko zawstydzona. owszem wiedział ale nie chciałam by widział efekty przemiany. - co tydzień robię się głodna. potrzebuję wtedy krwi. a ... a ty mi pachniesz ... sam rozumiesz nie mogę cię skrzywdzić. dlatego jak nastę...
- nie musisz tego ukrywać. - odparł siadając obok mnie.  zapach zmalał do perfum. - noś przy sobie fiolkę. nie widzę problemu. wystarczyło powiedzieć. - podniósł mi głowę bo miałam spuszczony wzrok. - następnym razem mi powiesz, tak ?
- tak. - uśmiechnęłam się lekko. - jesteś kochany. - przytuliłam go. - Książę.
- em Ignis zostaje jeszcze kwestia twojej siły. - zaczął cicho. odsunęłam się. - nie żeby coś ale nie duś mnie.
- postaram się. - pocałowałam go w policzek. - a teraz pozwól że się położę. ty pewnie tu jesteś od kilku dni.
- no tak niezbyt. przyjechaliśmy wczoraj. o świcie. dodał porę z wyrzutem.
- na którą jest mecz ? spytałam.
- na za ... - ziewnął. - za jakieś 4-5 godzin.
- świetnie. dam radę się wyspać. zacierałam ręce żeby się ogarnąć, wykąpać i odespać.
- em Ignis. - zaczął Draco lekko zestresowany. - może po meczu, jak mój ojciec pójdzie załatwiać rzeczy z Ministrem, jakaś drobna kolacja ?
- randka ? - spytałam. potwierdził. - a na którą, co ?
- 22. odparł.
- a jak masz się wyspać, co ? zadrwiłam.
- oj tam. - machnął ręką. - przeżyję.
- no zobaczymy, zobaczymy. - odpowiedziałam mu złośliwie. pocałowałam go w policzek. - a teraz bądź tak miły i daj mi spać.
- dobrze. - zgodził się Draco. - obudzę cię.
- dziękuję Książę.

i wyszedł.

a ja poszłam pod prysznic się ogarnąć.

jak już byłam w piżamie i miałam na poduszce koszulę Draco położyłam się spać.

obudziło mnie kołysanie.
- może zemdlała ? zasugerował Lucjusz.
- tato ja się tym zajmę. odparł Draco.
- dobrze ale masz niewiele czasu. musi wyjść i iść na stadion równo z Weasley'ami.
tym akcentem Lucjusz wyszedł.

Draco położył się obok i zasłonił mi dłonią nos.
- wstawaj skarbie. - szept.  jego głosowi uległabym bez żadnego ale.  - no już. wiem że nie śpisz. wstawaj.
- co z tego będę mieć ?  odpowiedziałam z jednym otwartym okiem.
- pocałunek.
odwróciłam się na plecy.
- nie śpię. powiedziałam.
Draco spełnił obietnicę nagrody.
pocałunek. taki na pobudkę, szybkie tempo.

wstałam z łóżka. - a teraz psik. - uśmiechnęłam się do leżącego Draco. - chcę się przebrać.
- już idę. - odpowiedział leniwie i podniósł się z poduszek. - a w szatni po treningach nie ma krępacji.
- spylaj. rzuciłam poduszką.

błyskawicznie się ogarnęłam.

wyszłąm ubrana w czarno zielony strój.
z przyzwyczajenia po szkoleniu Cirispina włożyłam do glanów dwa sztylety.
wyszłam za drzwi do Dracona.

spojrzał na mnie i chyba nie uwierzył.
- chodźmy skarbie. pocałowałam go w policzek. jednak stał w miejscu.
- ty idziesz. ja mam blisko, na stadion wyjdę pół godziny po tobie. do stadionu mam minutkę.
- szkoda. - pocałowałam go w policzek. - do zobaczenia.
- do zobaczenia.  odpowiedział.

wybiegłam na dół i poszłam pod namiot rodziny Weasley.
zabrano mnie stamtąd pod stadion.

wysoko wysoko nad ziemię.
przy barierkach.

Ron chyba miał lekki lęk wysokości bo się cofnął.

Harry oparł dłoń na jednej z barierek.
teraz szedł Lucjusz i Dracon.
- baw się dobrze chłopcze. póki masz czas. powiedział chłodno Lucjusz.
- najlepsze miejsca. zaproszenie od Ministra. - dodał Draco. - o widzę że przyprowadziliście Ignis. chodź Księżniczko. - podał mi dłoń. a ja ją przyjęłam i zeskoczyłam na dół. - nie dla ciebie takie towarzystwo. mruknął i zabrał mnie na sam środek wysokości, miejsce na środku.

po mojej lewej Lucjusz a po prawej Dracon.
rozsiadłam się a miejscu.
- najpierw pokażą narodowe stworzenia. poinformował mnie Ślizgon.

wile.
pięknie.
kuzynki wampirów.
wredne bestie.

a ja w płąszczu Maga Kręgu Natury.

zaczęły śpiewać.
osoby płci męskiej czepiły się barierek.
wszystkie z wyjątkiem Dracona który na mnie patrzył.
- na mnie to nie działa. - powiedział. - mam swoją Księżniczkę.

rozgniewało to wile.

zaczęły się palić i chciały roznieść stadion.

czarodzieje z Ministerstwa sobie z nimi nie radziły.

- ech te obowiązki ... - mruknęłam. - do zobaczenia Draco.

stanęłam na barierce tyłem i zeskoczyłam.
wybiłam się z siłą więc obróciłam się w powietrzu i wylądowałam na kuckach oparta pięścią o ziemię.
jej uderzenie zwróciło uwagę wili.

normalnie piękne istoty teraz przerodziły się w ogniste Furie.
ludzie z Ministerstwa się cofnęli jednak nadal asekurowali mnie.
reporterzy ściskali ołówki i notesy.

- odsuńcie się. - zaczęłam spkojnie. jedna wila podpaliła mój płaszcz.  - jestem wkurzona i zmuszona do walki.  świetnie.
odrzuciłam materiał.

kątem oka zobaczyłąm że łapie go Krum.

- najsilniejsza z was przeciwko mnie. - rzuciłam im wyzwanie. wystąpiła jedna z wili i patrzyła na mnie z politowaniem. - wygram odpuszczacie i zostawiacie ogień jako żywioł. przegram stadion wasz. podbiłąm do wysokiej stawki.
- ty nawet najmłodszej, najsłabszej i w pół ślepej z nas nie dasz rady. zaczęła jedna z nich.
- zobaczymy. - strzeliłam palcami. - wchodzisz w to ?
- oczywiście. tak łatwej wygraej nie widziałam jak żyję. prychnęła.

pojedynek na Ogień.
na formę.

walka szłą zacięta.

jednak jedna z ksiąg w bibliotece Rady dawała mi przewagę.

coś z czego żadna z wil nie wyszłaby żywa.
w moich żyłąch płynął Ogień. wystarczy go uwolnić.

- pieczęć złamana.  złączyłam wyciągnięte dłonie i rozłożyłąm skrzydła.
w jednej sekundzie otoczył mnie jasny słup ognia wysoki powyżej stadionu.  mnóstwo energii.  mojej energii.  pochłonęłam ją i stałam jako najczystsza postać z Ognia.
 wila cofnęła się z przestrachem. - kim jesteś ?
- Ignis Morringhan Potter. - zaczęłam mówić. - jednak najbliższe miano to Łowczyni.
- niemożliwe. - powiedziała wila. - nie jest to możliwe.
- owszem. Ogień płynie w moich żyłach. mogę go dowolnie zmieniać. - zadrwiła ze mnie pomimo milczenia. - ie wierzysz Ilio ? - spytałam. nic. nadal drwina. zmieniłam się w feniksa, panterę i smoka. - uwierz.
wila i inne cofnęły się z przestrachem.

ja opadłam wycieńczona na trawę wracając do ciała.

o jeżeli Spade czuł się źle po imprezie to ja dopiero miałam bagno.
wszystko mnie już nawet nie bolało a wręcz napieprzało.
złapałam oddech.

na dół zbiegł Dracon, Harry, Lucjusz i masa reporterów.

- weźcie go. - zaczęłam walczyć z głodem. - odejdź póki się kontroluję. - Draco jak na złość się zbliżył. - płynne złoto ... - szczęknęły kły a oczy zmieniły barwę.  opanowałam się. - idź stąd ! odgoniłam go. - sakiewka ... - zaczęłam gorączkowo w niej szukać krwi. - pusto ... stwierdziłam zrozpaczona.
 otuliłam nos i usta szalikiem tak ciasno jak najciaśniejszym kagańcem.
powoli się podniosłam. zaatakowali mnie dziennikarze. jednak powstrzymał ich Lucjusz.
- proszę pańswa proszę dać jej spokój. widać chyba że nie ma siły. poza tym najpierw sensację powinien chyba wywołać wynik meczu , prawda ? skarcił reporterów kłądąc mi dłoń na ramieniu.

Draco pomógł mi dojść a miejsce.

reprezentacje po szoku się już otrząsnęły.
najpierw zaczęli się prezentować zawodnicy Bułgarii a wśród nich Krum.
podleciał na miotle do naszego poziomu i podał mi przez barierkę płąszcz. - coś zgubiłaś Iskro.
Dracon się oburzył.
- dzięki WIktor. - przyjęłąm okrycie. - a teraz leć bo ci gra ucieknie.
- do zobaczenia.  pożegnał mnie a Draco spojrzał na mnie z wyrzutem.

- to Łowca w Dumnstrangu. - wyjaśniłam. - każdy Łowca ma swój pseudonim. mi wybrali Iskra od Ognia.
- nic cię z nim nie łączy ? spytał.
- nic poza przyjaźnią. zapewniłam go.

zagryzłam wargę.
nie no nie wytrzymam jak zaraz nie zorganizuję sobie krwi ...

* Harry * 

spojrzałem na Rona i Hermionę.
oni też nie rozumieli.
- czemu Ignis go odgoniła ? zadałem to samo pytanie.
ciszę przerwała Hermiona.  - jako półwampir Ignis co jakiś czas pije krew, nie ? - zaczęła. - a Malfoy'owie szczycą się niezbrukaną czystością krwi od pokoleń. - nie rozumiałem. - chodzi o to że krew czysta przy jej wyostrzonych zmysłach musi jej pachnieć ... bardziej apetycznie niż na przykład moja czy Rona. a nie chciała go zabić czy jej pozbawić więc go odgoniła. wysnuła wniosek.

- jak myślicie jak ona się czuje ? dopytywałem się.
- na pewno jest wycieńczona Harry. - odpowiedział mi pan Weasley. - porzucenie ciała jest praktycznie niemożliwe i pobiera wiele energii i skupienia co prowadzi do skrajnego wycieńczenia.  poza tym zmieniała jeszcze formy co ją jeszcze bardziej otępiło i pozbawiło sił.
- pójdę z nią porozmawiać.

poszedłem do niej.

widziałem jak siostra wpół leży na Malfoy'u.
- korzystasz z jej stanu ? nie masz uczuć ? spytałem go.
- jest nieżywa Potter. daj jej odpocząć. sama się położyła. - pogładził ją po głowie. - widzisz ?
- Draco ... - zaczęła Ignis cicho. - na trybuach naprzeciw jest wampir. powiedz że cię przysyłam po jedzenie. - podała mu fiolkę. - sama bym poszła czy wysłała naczynie ale ... nie mam na to siły. zrobisz to dla mnie ? - spytała robiąc do niego słodkie oczka.  zysk.  - proszę Draco.
- no dobrze Księżniczko. - uległ jej.  ale widziałem że najchętniej poderwałby się po jej prośbie. - pójdę. poczochrał ją i zabrał naczynie.

- chłopcze czyżbyś pomylił miejsca ? spytał mie chłodno ojciec Malfoy'a.

poszedłęm po niewidkę i wróciłem niezauważony.

Malfoy wrócił jak na skowronkach i podał siostrze nie tylko jej naczynie a jeszcze dwa.
- dziękuję. - pocałowała go w policzek.  zaraz. co ?! wytłumaczyłem to sobie.  

Ignis go nie znosiła ale żeby był "chłopcem na posyłki" musiała go w sobie rozkochać. dlatego go tak nagrodziła.

 - można na tobie polegać. skończyła zdanie a mile połechtany Malfoy milczał

- jaki obstawiasz wynik ? rzucił zza jej pleców Markus Flint.
z nim reszta absolwentów i byłych członków drużyny.
- a jaka stawka ?
- każdy z nas da galeona. jak wygrasz zgarniasz całą kasę od nas. jak któryś z nas to on.
- okej. zgodziła się siostra.
- co obstawiasz ? ponowił pytanie Flint.
- punktowo wygra Bułgaria ale to Irlandia dostaje znicza. uśmiechnęła się siostra.
co ?
- no dobra.  my zakładamy wynik 500:0 dla drużyny któej dana osoba kibicuje.
- spoko. - powiedziała do nich Ignis. - zobaczymy.

wróćiłęm na miejsce.

* Ignis * 

- Draco ... - zaczęłam wpół żywa. - wiesz ze Harry tu był ?
- super. - mruknął. - skoro teraz go nie ma a moja Księżniczka wyraźnie marznie. - oddał mi swoją marynarkę. - to nie może mi się rozchorować.
- ty też masz zostać zdrowy Draconie. upomniał syna Lucjusz.
- jestem ciepło ubrany. - odparł Ślizgon któy dodatkowo mnie objął i dogrzewał. - ciepło ?
- mrr bardzo. - oparłam na nim głowę. a mecz się kończył.
przewaga punktowa Bułgarii.
jednak szukający Irlandii przechytrzył Kruma i zdobył znicza.

podniosłam się z miejsca.
ludzie bili brawa.
część widzów po stronie Irlandii nawet na stojąco.

a ja opadłam na fotel.
- a nie mówiłam ? odwróciłam się do Flinta i każdy z nich oddał mi galeona.
- czemu ? spytał Draco.
- najmniej prawdopodobne ma najczęstszy procent występowania w takich sytuacjach. - uśmiechnęłam się. - kto by pomyślał że będziemy razem ?
- to inna sprawa. - pocałował mnie w policzek. - idź. bo zaatakują cię sępy.
- do zobaczenia w namiocie. oddałam gest i zniknęłam.

wyszłąm na dwór przed wszystkimi.

odetchnęłam czystym, leśnym powietrzem.

przeszłam do namiotu Malfoy'ów.
weszłam bez problemu i siedziałam.

pół godziny po meczu a Dracona ani Lucjusza nie ma.

usłyszałam krzyki.
kij z tym że miałam zero sił.

ogień.  super.

wybiegłam na zewnątrz i przywołąłąm miecze.

nasi.
ojciec mnie uprzedzał o obławie ale nie na tak wielką skalę.

odczepiłam przerażone pawie.
spojrzały na mnie.
- nic wam nie zrobię. - zapewniłam je. przeteleporotwałąm je do Dworu. - a teraz gdzie jesteś blondynie ?

zaczęłam węszyć.

lasek.
granica lasku.

wpadłam na Rona, Hermionę i Harry'ego.
- Harry .. - powaliło mnie Morsmorde. brat też zatoczył się i zemdlał z bólu. - uciekajcie.
- a co z tobą ? spytałą Hermiona.
- znajdę tego kto to - wskazałam na niebo. - zrobił i nogi z tyłka powyrywam.
- idziemy z tobą.

weszłam pod las.

stała tam pierdoła jedna.
oparty o drzewo, nonszalancko przewieszajacy marynarkę przez ramię patrzący na wybuchy i ogień.
wyglądał jak jeden z tych tajnych agentów z filmów akcji którzy wywołali coś takiego i teraz rozkoszowali się widowiskiem. a nikt ich nie zna i nie powie że to ich wina.

- no, no, no. - zaczął. - Potter. trzymajcie szlamę przy ziemii. to na takich jak ona. i na ciebie Potter. warknął.
- do któego Potter'a mówisz Malfoy ?  odparłam chłodno.
- ugryź mnie. - odgryzł się złośliwie. prowokacja. - no chodź. - wystawił szyję. - ugryź. a ja powiem ojcu.
- nie prowokuj mnie. - odparłam wysuwając kły. - zapominasz że jestem głodna.
- no chodź. - zapraszał mnie. - dalej.
- Ignis nie będzie sobie tępić kłów na taką beznadziejnotę jak ty Malfoy. odparował Harry.
- no od kiedy to ty broisz siostry a nie ona ciebie ? - zdziwił się Draco. znał mnie i wiedział że robiłam to nie na poważnie. ale słowa Harry'ego brał na poważnie. - poza tym nie z tobą rozmawiam Potter. odgryzł mu się.
- chodźcie stąd. - zaczął Ron.  zabrał mnie a ramię. - odpuść Ignis.
- ugryź mnie.  poraz kolejny to powiedział.

byłam przy nim w ułąmek sekudy. - bo kiedyś potraktuję to jako zaproszenie Malfoy. cofnęłam się równie błyskawicznie i już mieliśmy iść.
- ugryź mnie. powiedział głośno i wyraźnie.

nic i nikt mnie nie dał rady zatrzymać.
rzuciłam nóż któy wbił się w korę nad jego głową.
- jedna taka uwaga więcej a skręcę ci kark. zagroziłam znowu stojąc milimetry od niego.
miałam odejść kiedy mnie podciął.
oparłam się na rękach i wyskoczyłam na nich w górę.
specjalnie chybiłam.
- ostrzegam Malfoy. - rzuciłam na koniec. - sprawdzę las a wy idźcie.
- okej.  pożegnali mnie przyjaciele i poszli.

podeszłąm do Draco.
- co to było ? - spytał teraz pokazując strach. - mogłaś mnie zabić.
- skarbie wiem gdzie celowałam. - uspokoiłam go gładząc po policzku. - musisz to znieść. przy Gryffonach i innych domach.  a w Slytherinie się odkujesz.
- obiecujesz ? - spytał. pokiwałam głową.  durgie Morsmorde. oparłam się o drzewo. - blisko, prawda ?
- mówił im że co najmniej kiedy będę na 100 metrów. - warknęłam. - idę wyrwać ręce temu idiocie.

Draco wszedł za mną w las.
znajomy zapach.
benzyna do Harley'a.

stanęłam w pół kroku.
panikowałąm.
- co jest skarbie ? spytał Draco.
- uciekaj. - powiedziałam. - tu mieszka Bones. wiej do cholery ! odpechnęłam Dracona na krok w tył.
za późno.
śpiweny głos.

- ooo maluuutkaa !!! - szedł do drzwi. - czuję twój słodziutki zapach ! - radosny głos. otworzył je i pojawił się przy mnie. osłoniłam Dracona sobą. - oj obiecywałem ci bajkę za każdym razem gdy mnie odwiedzisz. gdybym wiedział zrobiłbym ci kolację ... - poczuł zapach czystej krwi. - płynne złoto ... - jego oczy zalśniły. - widzę że masz już kolacyjkę. podzielisz się ze mną, prawda ?
- nie. - odpowiedziałam. - on nie jest lodówką.
- nie ? - zdziwił się. - co robisz z nim przy moim domu ? i to ubrana tak ślicznie ? nie do mnie w odwiedziny ?
- nie Bones. są Mistrzostwa Świata w quidditchu. nie miałam zamiaru cię odwiedzać.
- oj ranisz mnie Ignis ... - przyciągnął mnie do siebie i podłożył nóż pod gardło.  był głodny. - posłuchaj młody. wybór. albo ty stracisz odrobinę krwi albo ona straci głowę.
- nie rób tego Draco. - spojrzałam w oczy Ślizgona. - nie rób.
- sza malutka. - Bones mocniej przyłożył ostrze. - nie chcę cię ranić ani plamić ubrań za które płaciłem ale jak będziesz mi się wiercić to nie dasz mi wyboru.
- czyżby ? - wyjęłam drugi nóż i wbiłam mu go w udo. zaskoczony i obolały wampir odszedł w tył. zabrałam mu moją broń. - wracaj do domu Bones.

wampir się zatoczył a ja skorzystałam i wyprowadziłam Dracona na polanę niedaleko miejsca gdzie rzucono zaklęcie.
- tutaj. - stwierdziłam. na ściółce leżała różdżka. - gdzie ten idiota który to rzucił ?
- sprawdźmy las. - zaproponował.- ty jedną część ja drugą.
- chyba ci się w główce poprzewracało blondynku. - odpowiedziałam. - on cię znajdzie, zabierze do mieszkania i zabije. lub gorzej będzie torturował.
- mam wrócić do namiotu ? spytał.
- tak. - odparłam. - ostrożnie.
- będę Igni. odpowiedział mi Draco.

jednak ja zniknęłam w lesie. 
napotkałam Lucjusza. 
- gdzie Draco ? - spytał - nie ma go w namiocie obok ciebie też nie jak widzę. 
Bones. 

Bones. 

- wiem gdzie jest - zaczęłam iść w kierunku chatki - niech pan tu zostanie. Boonees !! - zawołam wampira - chodź do mnie ! wiem że nie chcesz tego blondyna tylko mnie ! a ja tu jestem ! 
Bones wyszedł i wypchnął Dracona przez drzwi. - jeżeli chcesz go mieć żywego musisz do mnie wejść malutka. a ja cię już nigdzie nie puszczę. 
- umowa. zgodziłam się. 
wymijając obitego Draco spadła na ściółkę jedna łza. - przepraszam Draco. pożegnałam się z blondynem. 

weszłam do znienawidzonego przez siebie mieszkania. 
- pozwoliłem sobie zabrać twoje rzeczy. - zaczął. - co się stało Ignis ?
- nic. - usiadłam na kanapie. - po prostu ...
- widziałem na niebie twój znak. - wznowił Bones. - noga nadal mnie boli.
- oj no musiałam Bones. - odpowiedziałam. - ten chłopak wie coś czego nie powinien. dlatego muszę się o niego tak niańczyć.
- oj no to źle. - pogładził mnie po ramieniu. - nie martw się nic nie powie. - pocieszył mnie. - a teraz obiecałem ci bajkę, pamiętasz.
- wiem. - udałam rozmarzenie. - ale na razie jestem głodna.
- lodóweczka pełna. - pokazał na kuchnię. - smacznego.

schyliłam się po krew.
- widziałam że go pobiłeś. ile z niego upuściłeś ? spytałam jakby od niechcenia.
- litr. odpowiedział spokojny Bones.

litr.
litr.
litr !!!
o biedny Draco ...
teraz to już mi na pewno nie zaufa.
pewnie myśli że jestem taka jak Bones.

wzięłam krew i usiadłam na kanapie.

* Draco * 

nie poszedłęm do namiotu.

Ignis opowiadała o Bonesie.
chciałem się przekonać co się tam robi.

podszedłem pod oko i obserwowałem.

- Ignis malutka obiecywałem bajkę. - zaczął. - chodź do mnie.
- no dobrze. zgodziła się.

on wstał i ją pocałował.

wampir.
z moją Księżniczką !

tego nie mogłą mi już wytłumaczyć.

odsunęła go szybko.

chociaż tyle.  pomyślałem.

- Bones czy mnie kochasz ? - spytała go. - odpowiedz.
- oczywiście. - siedział przed nią patrząc jej w oczy. - nie umiem cię okłamać.
pocałował ją w dłoń.
i zaczął się piąć do ramion szukającej.

- Bones ... - zaczęła Ignis. nie słuchał. - Bones. - powoli kładła nacisk. on nadal swoje. w końcu ją położył i rozparł się nad nią. całował twarz. Igni chyba walczyła ze sobą.  trzepnęła go w policzek i się ocknął. - Bones !
- jesteś słodsza niż Kat. palnął.
byłęm z Igni krótko ale wiedziałem że nie lubi być zazdrosna.
- niż kto przepraszam ? spytała.
- no ...
- kto ? narzeczona, dziewczyna, wspólniczka, współlokatorka, dziwka, kto do cholery ! uniosła się wściekła.
- była uczennica. sprzątnął ją Han.

w oku Ignis miał miejsce błysk którego tamten nie zauważył.

przeszła pod szafę.
- głupia jestem że cię odwiedziłam. pewnie odkąd wyjechałam codziennie masz jakąś nową.
- nie. - odpowiedział jej gorliwie. - przysięgam że jesteś tylko ty.
- odpowiedz na jedno pytanie. spojrzała na niego twardo.
- pytaj. - na jego czoło wstąpił pot. - dalej Ignis.
- spałeś z nią. powiedziała zarzut.

milczał.
a ona tryumfowała.
- wiedziałam ! - wydarła się policzkując go. - wiedziałam. od początku ją miałeś na boku. bo nie mogłeś poczekać.
- malutka to nie tak. - odpowiedział jej Bones. - to ... to był tylko jeden raz ... napiłem się, ona też no i ...
- no i spojrzałeś gdzie trzeba, zobaczyłeś co trzeba i tak wyszło ! - prychnęła wściekła. - wiesz co Bones ? myślałam że z obietnicami będziesz rozsądniejszy. a wiesz co teraz mi udowodniłeś ?! - podniosła głos. wampir nadal milczał. - że jesteś tanim podrywaczem i kobieciarzem ! - spoliczkowała go. - wiesz co mi zrobiłeś ? wyrwałeś, zdeptałeś, oplułeś, rozstrzaskałeś i spaliłeś moje serce. a potem okeliłeś je taśmą klejącą i próbujesz mi je teraz oddać z tym swoim niewinnym uśmieszkiem mówiąc "to nic" !!! - spoliczkowała go przestawiając mu coś w twarzy. - wiesz co. nienawidzę cię !
- Ignis ... - zaczął. - Ignis przysięgam ci że to była tylko jedna noc. jak kłamię możesz mnie zabić.
- przez całe jej szkolenie robiłeś z niej swoją dziwkę. - nadal głucha cisza po jego stronie.
oj Ignis się wkurzyła.
- wiesz co Bones .... - uśmiechnęła się do niego. - w ostatnim czasie, po tym jak zabiłam Hana domyśliłam się że jest jeszcze ona. ta cała Kat. - wylewała mu teraz prawdę. - i wiesz co ? to nie Han ją zabił a ja. - teraz to wampir doznał szoku. - tak, tak Bones. ja.

^ Draco przepraszam.
kocham cię. wiedz o tym.
Bones to sadysta.
mogę nie wrócić.  teraz siostra przyjmie mój dług za wszystkie kłamstwa.^  posłała mi myśl.

a ja myślałem że ona do niego naprawdę ...

Ignis ...

teraz to on się wkurzył.
uderzył ją ale cofnął rękę przed kolejnym ciosem.
- zabiłaś Kat ...  a ja ją kochałem ...
- masz wybór Bones. - uśmiechała się. - zabijam cię tak jak ty moje serce albo w walce.
- nie mogę ... jesteś dzieckiem ...
uderzyła go a on się cofnął.
- chodź Bones. - pokiwała na niego palcem. - twoja Kat puszczała się z każdym.
- nieprawda ! - rzucił się na nią.  okładał ją jak szmacianą lalkę.  a Ignis zachowywała się jakby to jej nie bolało.  złamał jej jednym rochem obydwie nogi. - i co teraz ?  kość przebiła się przez skórę i krew skapywała na podłogę.
jednak nie widział jej na stadionie więc nie wiedział że właśnie wykopał sobie głęboki grób.
- a no to. - zanurzyła dłoń we krwi i ją zapaliła. chatka zaczęła płonąć tak samo jak Ignis. a krew na ciuchach wampira zmieniła w srebro. - a teraz patrz. - stopiła mu rękę. - myślisz że jestem tu wspominać ? o nie ... - zaśmiała się sadystycznie.   Ignis ... piękna Ignis.  ogień przyjął na niej obraz złotej sukni.    - zraniłeś osobę na której mi najbardziej zależy. i byłeś na tyle głupi żeby pozwolić mi krwawić. - zbliżyła się. - wiesz co Bones jedyne co mi się w tobie naprawdę podobało to był motor. który chyba sobie zatrzymam. - spojrzała mu w oczy.  druga ręka a on wrzeszczał i wił się z bólu.  na łasce Ignis Morringhan Riddle.  - ten młokos którego pobiłeś zasługuje na moją pomstę. - mówiła do niego szeptem. - dlatego ... - przywołałą sobie nóż. - teraz sobie spłoniesz. a ja wyjdę i będę go przepraszać.
- myślisz że ci wybaczy ? - zaśmiał się. - o naiwna jesteś Ignis.
- nigdy nic nie wiadomo. - powiedziała z nadzieją. - on jest moim słodkim ...
- ma w ogóle jakieś imię ? zadrwił.
- ma. - ^ powiedz je.^ poprosiłem ją myślą. - oj nie mogę .. - ponowiłem prośbę. - Draco ...
- smoczek ? popełnił błąd.
Ignis stopiła jego nogi.
- gdzie moje maniery. trzeba ocalić papu. - wydelegowała krew za okno. - teraz jesteś już trupem.
rozcięła mu brzuch i wyszła z domku zostawiając go wrzeszczącego i zjadanego przez ogień.

- przepraszam ... - zaczęła ponownie. - pójdę już ...
zabrała krew i ją wypiła.

* Ignis *

nie byłam warta uwagi.

wypiłam krew dla ukojenia nerwów i zaspokojenia głodu.
byłam padnięta.

Draco złapał mnie w lesie.
- ej gdzie mi uciekasz ? - zaczął. - nie masz za co przepraszać. ty ... w tym domku ... wyglądałaś ... pięknie. poza tym ... mściłaś się za mnie ... - Draco nie mógł sklecić jednego zdania. - nie odchodź. - przytulił się. - nie idź.
- dobrze. - uległam mu. - nie pójdę. - pocałowałam go w policzek. - masz strasznie silną aurę ... mogłabym ci ją uaktywnić ale ...
- ale ? - Draco był nakręcony na pomysł. - ale co ?
- musisz chcieć. - odpowiedziałam. - poza tym zrobiłabym ci naznaczenie.
- co to ? zdziwił się.
- ta telepatia była że tak powiem "widoczna" dla każdego mogącego takie rzeczy robić. naznaczenie ją utajni, sprawi że będziemy w stanie odczuwać swoje szczęście, smutek i resztę emocji nawet będąc kilometry od siebie i zawsze będziemy mogli się wzajemnie pocieszać.
- wchodzę w to. - powiedział mi Ślizgon. - a ... a to naznaczenie ...
- tak czy siak cięte skarbie. - musiałam go zasmucić. - pieczęć albo symbol.
- symbol. może być dowolny ? spytał.
- może. odpowiedziałam mu nie wiedząc do czego zmierza.
- mam dość .. dziecinny pomysł. - zaczął po namyśle Draco. - serce.
- prawa czy lewa dłoń ?
- Znak jest na ....
- lewej Draci. i tak można mieć dwa na jednej ręce. no ja mam Znak na prawej.
- daj mi tu lewą łapkę. - ustawił ją wnętrzem do siebie. podałąm mu nóż i wyciął serce. - twoja kolej.
zrobiłąm to samo.  złączyłam z nim lewą dłoń.
- pieczęć zawiązana. naznaczenie nałożone. - przekazałam energię która na sekundę związała ręce złotym sznurkiem. - i tyle. zrosło się.  przekazałam ci również Mistrzostwo w Wodzie. jednak będę cię szkolić.
- cieszę się pani profesor. - uśmiechnął się. - a co z aurą ? spytał.
- a no tak. - klepnęłam się w czoło. - do środka kręgu.

* Draco * 

Ignis miała na sobie pelerynę Maga.
i wynalazła długi kij który wsadziła idealnie między guziki koszuli i ustawiła mnie na środku.
teraz zrozumiałem.
koło tych samych drzew, tych samych kamieni.

- stój prosto, nie waż mi się ruszać. - powiedziała.   stanęła na kamieniu na któym siedziała i zaczęła coś mówić.  najpierw szeptem jakby szumiał deszcz.  coś z Wody się ustawiło obok mnie.  potem podniosła głos i ramiona w górę a jej głos przypominał łopot skrzydeł jakiegoś wielkiego ptaka.  coś z Powietrza.  potem opuściła dłonie i głos upodobnił się do łomotu głazów.   potem móiła normalnie i widziałem jak wyrywa z siebie Ogień.  wszystko się ustawiło i rzuciło na mnie.  

teraz czułęm że żyję.
słyszałem wiatr wysoko w górze.
czułem ciepło ognia pod ziemią.
mogłem policzyć źdźbła trawy na ziemi.
czułem zapach padającego daleko deszczu.
i miałem w głowie całą wiedzę Ignis.

Ignis siedziała na kamieniu i płakała.
łzy żłobiły dwa łuki na jej policzkach.

- ej nie płącz. - podszedłęm do niej. chciałem ją objąć. odsunęłą się. - co jest ?
- masz. - rzuciła mi płaszcz. - Wodę masz w głowie ale Mistrzostwo musisz zdobyć. podstawowa zasada. jak ja jestem w pobliżu i chcesz mnie dotknąć patrz czy mam płąszcz czy nie. - zrozumiałem. - a teraz zakłądaj to bo muszę cię w tym zobaczyc.
zarzuciłem płaszcz na ramiona.
Ignis się przytuliła.
- cholernie perfekcyjnie jak zawsze. - pocałowałą mnie w policzek. - a teraz mój blondynek ...

urwałą.
szedł tu Potter.

odwiodłą go stąd.
- nie myślałeś chyba że cię nie pocałuję, co ? - złączyła ze mną wargi.  jedyny moment kiedy rozpływałem się w marzeniach był właśnie naszym pocałunkiem.  szczególnie tak pieszczotliwym jak ten.  Ignis dawała mi do zrozumienia jak bardzo  mnie kocha.

* Ignis * 

co jak co ale Draconowi nie można było zarzucić jednego.
na pewno całował genialnie.
- a teraz wracamy. - zakomenderowałam. - cholera ...
przypomniałąm sobie że kufer miałam w domu Bonesa.
a w kufrze Veritaserum - eliksir prawdy.
- o co chodzi skarbie ? spytał Draco. 
- Veritaserum w kufrze Harry niedaleko. - palnęłam - jak nas zobaczy i spyta ... 
- zła opcja fakt - potwierdził. - idź po kuferek kochanie. 
- mrr no nie słodź. będziesz miał na to czas - chciałam go pocałować ale poszłam - do zobaczenia. 
- tęsknię - wyrwało mu się - Księżniczko. 

wróciłam na polane z lekko osmolonym kufrem. 
Bones w agoni i zemście go otworzył i część rzeczy spłonęła. 

przyszedł Harry. no i co jeszcze ? 
- czemu darłeś się za moją siostrą ? - spytał Dracona - co Malfoy ? 
- bo to wręcz bogini ognia Potter - odparł. oj ucisz mi się Draco. otoczyłam go czystym powietrzem - nic ci do tego. 
- coś jednak owszem bo to moja siostra Malfoy - odparował Harry - czemu masz zwęglonu kufer ? 
- bo był w Ogniu Harry - odpowiedziałam mu - a teraz przepraszam muszę go zanieść do namiotu. 
- do zobaczenia Ignis. pożegnał mnie brat. 

wyszłam zlasku z Draconem. 
od razu kiedy miałam pewność o nieobecności Harry'ego wprosiłam się pod ramię Draco. 
nie było nikogo na obozowisku a nasz namiot nie nosił zbyt wielu szkód. 

piękne uczucie wiedzieć że uciekłam bratu i że czeka mnie kolacja. 
Draco nie pozwolił mi jednak przekroczyć progu. 
albo może raczej wizja schodów mnie pozbawiła resztek sił i usiadłam na trawie. 

a on wyrozumiale na mnie spojrzał i zaniósł i położył. 
- może innym razem co ? spytał lekko smutny ale mówił to troskliwie. 
- daj mi chwile czasu - nie chciałam go zawieść. jednak oczy Draco nie nosiły sprzeciwu - zaraz mi powiesz że zdrowie jest ważniejsze niż kolacja, prawda ?
- mhm - potwierdził - połóż się. jutro jedziemy do szkoły. moje szkolenie, nasza kolacja poczekają do czasu nauki -  wychodził z pokoju - aha tata odkupił ci rzeczy. 
rzuciłam mu do rąk sakiewkę z około 200 galeonami - oddaj należność. 
- nie musisz mu płacić - zaparł się - nie będzie chciał od ciebie pieniędzy. 
- powiedz że nalegam - odparłam cicho - chyba że mam u ciebie uregulować dług. 
Draco donyślił się o co mi chodzi. 
- tylko szybko skarbie, nie lubię czekać. ponaglił. 
ściągnęłam go na materac i pocałowałam. 
minutka, tylko minutka w jego ramionach i wpadł do nas Lucjusz. 
- Draconie daj jej spokój - zaczął. ale ja nie miałam zamiaru tak banalnie oddać mu syna - Draconie. 
Draco chcąc niechcąc się odsunął. 
- dobranox skarbie pożegnał mnie i wyszedł. 
- dobranox Książę. odpowiedziałam i padłam spać.