poniedziałek, 11 listopada 2013

Rok III Rozdział XI Coś Dobrego

minęło kilka dni w czerni.
w szkole po rozpowiedzeniu wydarzeń trwała żałoba.
większość robiła to z szacunku lub po prostu dlatego że to robiła ich grupa.
ja, Draco, Harry, Ron, Hermiona i Laurilel robiliśmy to z tęsknoty, tej prawdziwej.

oczywiście zarówno Ślizgon jak i Gryffoni mnie wspierali.
nie mogło też zabraknąć pomocy od wuja, ojca i co mnie zaskoczyło ale i od tajemniczego Lupina.

niewiadomo czemu ale nauczyciele Obrony przed Czarną Magią ( oprócz Quirrella ) budzili moje zaufanie.

przeszłam się na kilka sesji z udziałem tego właśnie nauczyciela.
 odkąd zniknął Cirispin pojęłam że w Lesie nic mnie już nie uchroni.  dlatego też mocniej przykładałam się do coraz częstszych nauk obrony.

minął mi kolejny trening.
padałam na twarz, czoło miałam w pocie a ręce i nogi odmawiały mi powoli posłuszeństwa.
- może przerwiemy ? spytał łagodnie.
- nie. - podniosłam się wyrównując oddech. - jest dobrze.
- możesz mówić potocznie Ignis, nie obrażę się. - odpowiedział na mój oficjalny język. - naprawdę nie chcę żebyś się przetrenowała.
- nie. - wstałam i stanęłam pewnie na nogach. - jeszcze raz. zarządziłam.
Lupin wypuścił dementora z szafy.
- Expecto Patronum !!!! - wrzasnęłam i ...   dementor się cofnął pod wpływem węża który się pojawił i go odgonił. - udało się !!!! - skoczyłam ze szczęścia. - udało !!! - spojrzałam na Lupina i go uściskałam. - jeszcze raz. muszę się upewnić że mi wyszło.
- dobrze Ignis. - Lupin lekko zgnębiony moją dość masochistyczną postawą wypuścił po raz kolejny dementora z szafy. i znowu zaklęcie, wyszło. jeszcze piękniejszy wąż, kobra królewska z rozłożonym kapturem która odgoniła istotę. - wszystko gotowe. umiesz, opanowałaś. tak samo jak twój brat. ale Harry ma łanię jako patronusa.
- eeee ???
- patronus. - wskazał przed siebie. - to co odstrasza dementora.
- dziękuję. - pokiwałam głową, przytuliłam się do nauczyciela i potem wyszłam. - dziękuję.
- nie ma za co Ignis ... odpowiedział mi Lupin.

wyszłam na korytarz i poszłam do Lasu.
oficjalny Łowca miał obchody i usprawiedliwione nieobecności w zamku.

spojrzałam na niebo nad sobą.
kilka kruków.

po całym obchodzie w Lesie gdzie nie działo się nic ciekawego wróciłam do Hogwartu.

Draco spojrzał na mnie zaskoczony.
- wszystko okej ? spytał lekko.
- tak, dzięki. - usiadłam. - w Lesie spokój.
- to dobrze. - odpowiedział niepewnie. - a słuchaj. na korytarzu jakiś rudy kazał mi przekazać że twój brat ma dla ciebie newsa.
- okej. dzięki. - wstałam z miejsca. - można na tobie polegać, Malfoy. rzuciłam z lekko złośliwym uśmiechem i wyszłam ponownie na korytarz.

bez problemu znalazłam Harry'ego.
- o co chodzi ?
- o to - pokazał mi jakiś papier, najpewniej mapę. wyjął z kieszeni różdżkę i stuknął w nią. - uroczyście przysięgam że knuję coś niedobrego, - powiedział - popatrz.
- WOW. - spojrzałam na pergamin. stopy podpisane "Malfoy" krążyły w kółko po wspólnym. - co to jest ???
- Mapa Huncwotów. - odparł z wypiekami podniecenia na policzkach. - dostałęm ją od Freda i Geroge'a. - kontynuował. - tu jest pokazana każda osoba w Hogwar ...
- ciii .. - uniosłam palec. - jest po zmroku. to jest rewir dyżurowy Snape'a. jak nie chcesz dostać ujemnych czy szlabanu znikajmy gdzieś.
- gdzie niby ???
zabrałam go na piętro do Pokoju Życzeń.

ujawnił się.

- tutaj. - powiedziałam do Harry'ego. - pokaż to caceńko. - zabrałąm się za studiowanie mapy. - nareszcie coś dobrego. - mruknęłam do siebie. - tu ... tu jest każdy ... - znalazłam drobne stopy podpisane "Dumbledore". krążył po sowim gabinecie tak samo jak Lupin. - to ... to niemożliwe.
- siostrzyczko jesteśmy w szkole magii. - upomniał się Harry. - chyba wszystko jest możliwe.

nazwisko Riddle.   Pokój Życzeń.
   to ja. w moim prawdziwym nazwisku.
 nie wiem czemu ale czułam się w nim lepiej niż w nazwisku "Potter". pomimo faktu że kochałam Harry'ego jak brata to jednak ... jednak nazwisko wolałam mieć własne a nie być podrzutkiem do tej rodziny.

spojrzałam na brata.
- Harry ... - pokazałam na moje stopy. - obserwuj.
przeszłam kilka kroków po pokoju.
- Ignis !!! - wrzasnął. - to się rusza.

spojrzałam za okno i usłyszałam coś jak skowyt.
- Las mnie wzywa. - otworzyłam okno na oścież. - do zobaczenia bracie.

wyszłam do Lasu.
nic ciekawego.
skowyt się ponowił.

była pełnia.

dotarłam do Wrzeszczącej Chaty w pobliżu Hogsmade.

wycie nie ustawało.

na tle tarczy Księżyca widziałam sylwetkę wilkołaka.
Cirispin wiele mi o nich opowiedział.

stworzenie szybko zniknęło.

następnego dnia mieliśmy mieć lekcje z profesorem Lupinem jednak zaskoczeniem okazał się Snape któy powiedział iż ma za niego zastępstwo.
 lekcja minęła w zasłoniętych oknach, ciemnej sali i dodatkowo wykładzie o wilkołakach.

posłuchałam go z dość sporym zainteresowaniem.
w końcu mi się to przyda.

lekcja minęła.
też coś dobrego.
w końcu wiedza nie gryzie.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz