poniedziałek, 23 lutego 2015

Rok VII Rozdział XXVIII Prima Aprilis !

Pod koniec marca siedziałam w zamku pod kilkoma kocami i czekałam na Draco.
Czemu ? Mnie Snape oddelegował ze wszystkich lekcji na rzecz swego rodzaju odwyku od Słodkiego Snu, miałam spać na perfumach Draco, a nie po herbatce z wywarem. 
Tak więc spałam dużo, ale nikt na to nie narzekał. Oprócz Amycusa i Alceto, którzy czepiali się wszystkiego co robiłam. 
Ups, ale ktoś zawsze się mnie czepi. 

Draco wrócił do dormitorium, przytulił mnie, pocałował na chwilę, no i usiadł obok mnie. 

- Weasley'e chcą żebyś poszła na pierwszego kwietnia do ich dormitorium. Snape do tego czasu przewiduje uodpornić cię na Słodki Sen. 
- aha. - rzuciłam lekko ogłupiała. - a co z tobą ? 
- mnie nie zapraszają, czemu mnie to nie dziwi. - rzucił spokojnie. - a co ty z tym zrobisz ? 
- nie wiem, może pójdę. - wzruszyłam ramionami. - ale nie wiem. Zobaczymy. 
- zostań ze mną. - objął mnie czule. - nie zaszkodzi ci drzemka. 
- nie, na razie nie. Już śpię aż za dużo. - ale Draco pogłaskał mnie po plecach. - zostaw. 
- nie. 
- Draco - podniósł mnie na swoje kolana, jak kota. - Draco ... 
- nie miaucz. - skarcił i przytulił mnie do siebie. - jak chcesz spać to śpij.
- dobranoc. wczepiłam się w jego marynarkę i zasnęłam tulona do jego ciała.

* Draco * 

 Ignis spała jak zabita, ale nie miałem ochoty jej ruszać. Nie była dla mnie ciężarem, a nie wierciła się na mnie tak bardzo, żeby był to powód by jej się pozbyć.
Spała, grzecznie i cicho. Słyszałem jedynie westchnienia.
Uśmiechnąłem się do siebie, wzdycha do mnie.

Podczas kiedy układała wygodnie głowę na moim ramieniu do pokoju wpadła koperta. Do Ignis, ale nie obrazi się chyba jak przeczytam.
" Ignis !
Słuchaj, robi się coraz trudniej, jeśli chodzi o horkruksy, nie wiem czy nie pojawić się w Hogwarcie. Hermiona mówi, że w Pokoju Życzeń moglibyśmy je znaleźć.  Ale nie wiem ...  To ryzykowne.
Nie dawaj się obłapiać Malfoy'owi, on nie jest ciebie wart. Uwierz mi siostro, on nie jest dla ciebie. "

Ja nie jestem dla niej ...  zmiąłem druk i wrzuciłem ostrożnie do kominka, żeby nie obudzić Igni.
Poruszyła się nieznacznie. - Draco ...
- tak ?
- znowu będę chora. - poinformowała mnie. - gardło mnie drapie, plecy mnie bolą ...
- to skutki odwyku. - zapewniłem ją i pocałowałem w czoło, bo je podniosła. za gorące nawet na nią. - masz gorączkę, ale to minie. Posiedzisz kilka dni dłużej, pośpisz i wyzdrowiejesz.
- ale urodziny - ziewnęła. - Freda i George'a ...
- zrobisz im prima aprilis i nie przyjdziesz.
- Draacoo ...
- hm ?
- zimno mi. - zabrałem ją do dormitorium, położyłem ją pod kołdrą. - dobranoc.
- słodkich snów. Kiciu.   rzuciłem jej na pożegnanie i szczelnie zamknąłem za sobą drzwi pokoju. 

Na dole Crabbe i Goyle siedzieli ciesząc się cierpieniem kolejnego Gryffona.
- co z nią ?
- chora. - usiadłem na fotelu. - znowu.
- co z nią nie tak ? wcześniej takich akcji nie było.
- Bitwa. - rzuciłem markotnie. - Śmierć chce wyrównać szanse. Dlatego ją osłabia.
- po chuj ? przecież i tak my wygramy nie oni. Crabbe patrzył na to nierozumiejącym wzrokiem. Nie on jeden tego nie pojmował.
- też tego nie rozumiem, ale to wszystko musi mieć cel. - usłyszałem na górze, że Ignis wstaje jednak z łóżka. - jej choroba to brak choroby. - podniosłem się z kanapy. - wracaj do łóżka.
- nie masz prawa mi rozkazywać.
- ale jestem na dobrej drodze by móc. - zabrałem ją za ramię i położyłem w mojej pościeli. - idź spać, w szafie masz moje koszule, zakop się w nich, ale idź spać.
- mogę !? - była uśmiechnięta w banana. - mogę ?
Złapałem się za podstawę nosa. - możesz. Ale potem je poskładaj.  ostrzegłem i kiedy wychodziłem widziałem szczęśliwą Igni robiącą z moich koszul wymięte kawałki materiału. Zakopała się jak jamnik i poszła spać.
- dobranoc.   usłyszałem ciche pozdrowienie i wyszedłem z pokoju.

* Ignis * 

Chodziło mi tylko o to, żeby mnie przytulił na dobranoc, ale ... dał mi koszule.
Zasnęłam po długim leżeniu z zamkniętymi oczami.

Poczułam jak ktoś rozkopuje moją jaskinię i kładzie się obok. Instynktownie dosyć wtuliłam się w tę osobę, był to na pewno Draco.
Pogłaskał mnie po głowie, pocałował mnie we włosy i zamknął ponownie mnie w górze materiału.
Dołożył do tego oczywiście kołdrę, no i zasnął.

Rano Snape był zaaferowany moją chorobą, przyszedł do dormitorium, kiedy nikogo innego nie było. Usiadł na brzegu łóżka i, dosyć niepewnie, jakby bał się, że jego reputacja strasznego na tym ucierpi, złapał mnie za dłoń.
- Ignis, jak się czujesz ?  spytał swoim oschłym głosem, ale ton miał jak troskliwy ojciec.
- dobrze. - odpowiedziałam spokojnie. - trochę bolą mnie mięśnie, ale to nic.
Dotknął mojego czoła. Dziwne, dłoń Mistrza Eliksirów, była wyjątkowo delikatna. Skóra owszem była zmęczona i stwardniała od wiecznego warzenia wywarów i pracy różdżką, ale dotyk naprawdę był strasznie delikatny. Obchodził się ze mną naprawdę jak ze swoją córką.
- masz wysoką gorączkę. Nie jest ci zimno ?
- nie wujku. - zaprzeczyłam. - czuję się normalnie. Mogłabym spokojnie pograć w qui ...
- wykluczone. - huknął. - nie będziesz wychodzić poza dormitorium Ślizgonów chyba, że na posiłki. Obiecaj mi to.
- obiecuję wuju. - uśmiechnęłam się lekko wzruszona jego troską. - obiecuję. - przytuliłam go. - nie jesteś taki zły jak niektórzy uważają. - wtuliłam się w wielką czarną pelerynę. - ja spróbuję zasnąć wuju. Dziękuję za tą troskę.
- nie masz za co Ignis. Jesteś dla mnie jak córka.    przyznał się do tego i wyszedł.

Położyłam się ponownie i spróbowałam zasnąć.
Coś mną kołysało za ramię. To samo coś pogłaskało mnie po czole i lekko je pocałowało.
- Ignis.   rozpoznałam głos Draco.
- cześć. - podniosłam się. Widziałam wymięte ubrania, tłuste włosy w nieładzie, ale nic mnie to nie obchodziło. Narzuciłam na siebie szaty i wstałam gotowa do wyjścia. - śniadanie, obiad ?
- obiad. Chodź. - objął mnie delikatnie i sprowadził powoli do Wielkiej Sali. - smacznego.
- nie chce mi się jeść. - nałożyłam sobie odrobinę zupy pomidorowej z makaronem i powoli zjadłam. Nie byłam głodna, mój apetyt był nieobecny. Nawet krwi nie chciałam, co Dracona zaskoczyło i zasmuciło. - dziękuję. - wstałam grzecznie od stołu i położyłam się w dormitorium na kanapie pod kilkoma kocami. - dobranoc.

Popołudniem, albo i wieczorem, obudziłam się w komnatach wuja. Snape stał nad kanapą, patrzył na mnie troskliwie.
- zostaniesz tutaj dopóki nie wyzdrowiejesz. - oznajmił. Chciałam protestować, ale nie zdążyłam otworzyć ust. - Draco da ci wszystko czego będziesz potrzebowała by spać. On sam tu nie przyjdzie. 
- aha. A co z lekcjami ?
Snape patrzył na mnie z politowaniem. - zostajesz tutaj.
- aha. - potwierdziłam tempo. - a ...
- na górze jest moja biblioteka, jak nie zniszczysz żadnej książki stoi ona dla ciebie otworem.
- dziękuję wuju.

Nie miałam ochoty ani siły na czytanie, położyłam się na kanapie i poszłam spać.
Mój stan miał trzy etapy  :
pierwszy - wysoka gorączka, kiedy było mi ciepło
drugi - niższa gorączka, kiedy było mi zimno
trzeci - wszystko jedno co, kiedy chciało mi się spać.


Moje dni zlewały się więc w jedną wielką drzemkę, przerywaną jedynie na potrzeby fizjologiczne, oraz na obiad około szesnastej.

Przez cały dzień spałam na kanapie w salonie komnat wuja Severusa, a on, jak i Draco, a nawet bardziej, martwił się moim apatycznym podejściem do życia.
 Proponował mi quidditcha, wolałam spać,   zgadzał się na wyjście do Londynu, nadal wolałam spać,  zapraszał do siebie Dracona, żeby chociaż on cokolwiek wskórał, a ja nadal chciałam spać.

Sytuacja dosyć beznadziejna, biorąc pod uwagę fakt, że miałam nieznośny katar, a więc komnatę wuja wypełniały chusteczki, które same spalały się kiedy kichałam. Po jakimś czasie nawet cierpliwy wuj Severus miał dosyć odkurzania popiołu i stwierdził, że poczeka, aż to minie.  Cóż, mijało bardzo powoli. 
Po kilku dniach pojawił się i kaszel, jednak jego efektem ubocznym były powstające w salonie, jak i w całym Hogwarcie chmury gradowe z piorunami.
Draco niestety doświadczył całkiem przypadkowo działania jednej z nich, chociaż nie było to moim zamiarem, a sam Aryjczyk wypominał mi to przez kilka godzin, dopóki nie zobaczył, że to nie moje widzimisię gdzie taka chmura się pojawi.

Siostra znowu przysłała mi jakieś swoje cudne wywary, które zadziałały i jako tako wychodziłam na prostą. Draco się cieszył, obiecał Snape'owi poodkurzać popiół jak tylko już będzie pewny, że jestem zdrowa jak ryba.
Akurat mu się udało na dwa dni przed urodzinami Freda i George'a.
Jednak zakazał mi gdziekolwiek iść, miałam zostać obok niego w dormitorium i iść spokojnie spać.

Taaa ...   wkurzą się, ale trudno.
Ja chcę spać, a skoro Draci sam proponuje mi drzemkę to żal odmówić, prawda ?

Weasley'e dostali ode mnie prima aprilis, chociaż wątpiłam by uznali to za dobry żart.









poniedziałek, 16 lutego 2015

Rok VII Rozdział XXVII Wagarowicz Też Człowiek ...

Po naszym powrocie do zamku z wypadu do Doliny Godryka, nikt nie przejął się za bardzo tym, że byliśmy tam jako jedyni Ślizgoni.

Nieśliśmy tą lepszą odrobinę atmosferę, próbowałam robić ludziom żarty razem z Fredem i Georgem, ale z dosyć marnym skutkiem, bo dalej byli obrażeni za to z treningami. Trudno, ale nastrój Hogwartu odrobinę się podniósł do góry.

Draco odciągał mnie od nich jak tylko mógł, a mógł wiele, więc rzadko chodziłam z bliźniakami na ich akcje, ale jak byłam, to była to wielka akcja, z której śmiała się cała szkoła.

Moje dni były obserwowane przez Dracona, ale i przez nauczycieli. A przecież wagarowicz też człowiek, ma prawo do życia.

Draco mnie jak zawsze rozpieszczał, przynajmniej ja teraz miałam takie wrażenie po tych wszystkich miesiącach. 
Byłam tulona, głaskana i zabierana co i rusz na kawę.  Draco był moim lekiem. 

Rekompensowaliśmy sobie te miesiące, co nie podobało się Amycusowi i Alceto, oraz McGonnagall.
Reszta nauczycieli zostawała neutralna, lub nas popierała jak np. Severus. Wuj w pewnym sensie odnajdował we mnie odrobinę Lily, poza tym jak miałby odmówić mi wakacji, skoro nieoficjalnie skończyłam edukację tak jak Draco. 

Wieczorem, po kolejnej bezsennej nocy, bo Aryjczyk wyrabiał zadania od mojego ojca, siedziałam w dormitorium. 
Piłam herbatę, kiedy Draco razem z kolegami, wrócił z zebrania. Ojciec mnie nie wysyłał w teren, wolał, żebym gromadziła siły przed Bitwą, oraz informacje jak wuj.  
- no, kolejne ścierwo zdechło. Crabbe zaczął rozmowę.
- ta, a co z naszą nagrodą ?

Spytali o to kiedy Draco mnie krótko pocałował, czułam na jego wargach krew. 
- i jak ? Aryjczyk pogłaskał mnie po policzku. 
- jakoś. - ziewnęłam. Słodki Sen, tak. Pora spać. - idę na górę, nie zasiedź się. pocałowałam go w policzek i poszłam się położyć. 

Draco wszedł do komnaty, położył mnie obok siebie. On sam musiał odrobinę tej mojej herbatki wypić. 
Nie dbał o żadne ubrania, położył się tak jak był. W lekko zakrwawionej koszuli i spodniach, bez marynarki i krawata. 
Wtuliłam się w niego bardzo chętnie i mogłam zasypiać. 

Zasnęłam bardzo szybko. Rano, obudziłam się sama, w jego wyrku.
Do dormitorium dobija się Snape.
Wpadł do pokoju, a ja byłam półprzytomna. 
- Ignis. - podszedł do łóżka, zakryłam się kołdrą. Zdarł zasłony z okien. - Ignis.
- o co chodzi ? Draco wmieszał się wchodząc do pokoju.
- spać. - rzuciłam zasłaniając oczy poduszką. - ja chcę spać.
Snape cofnął się. - to moja wina.
- za mocne.
- to moja wina. Usprawiedliwiona niedyspozycja. - wuj wycofywał się. - zostań z nią Draco. Ma spać dopóki to jej nie odpuści.
- mówiłem, że może  być za mocne.   tymi słowami Aryjczyk pożegnał Severusa.

Usiadł na łóżku. Przykrył mnie kołdrą, zasłonił okna pokoju i pocałował mnie w czoło.
- dobrze ?
- światło mnie chuj obchodzi. - rzuciłam markotnie półprzytomnym głosem i ziewnęłam. - ma być cicho.
- jest cicho. - zapewnił mnie. - zaśnij.
- ni chuj nie umiem. - uśmiechnęłam się sarkastycznie. - jak mnie się obudzi, to potem nie zasnę. Nawet po Słodkim Śnie. I to .. - kolejne ziewnięcie - nawet tak mocnym.
- no to co zamierzasz ?
- iść spóźniona na obiad, śniadanie czy co to za posiłek teraz jest,  a potem wrócić tutaj.
- no dobra. - podniósł się. - ubierz się.
- nie wiesz, pójdę tak jak jestem żeby każdy chłopak mógł sobie popatrzeć na mnie w bieliźnie. prychnęłam.
- spokojnie, bo jeszcze spalisz Hogwart.
- i tak będzie płonął. - wymamrotałam pod nosem. Bez większej krępacji się przy nim przebrałam. - no dobra. Ominęło mnie śniadanie czy nie ?
- nie. Jeszcze trwa.
- zabierzesz mnie ? - wziął mnie na ręce i zaniósł do stolika. - Draco ... myślę, że moje starania by cokolwiek pokroić skończyłyby się źle. ...
- daj. - podał mi odrobinę ładnie pokrojonego mięsa. Nadal spałam.  Nakarmiłam się sama. Po skąpym śniadaniu byłam najedzona, ale i tak nie chciało mi się nic więcej.  Byłam śnięta i śpiąca, ale nie chodziło mi o sen a o czystą wegetację. - nie nadaję się dzisiaj na lekcje.
- nie. - potwierdził Draco. - chodź. Pójdziesz grzecznie do pokoju.
- a co będę z tego mieć ?
- Ignis ...
- co ?
Draco zamknął na chwilę oczy. - chodź. - zabrał mnie na górę. Zamknął nasz pokoik i położył mnie na łóżku. - Księżniczko ...
- co ?
- mam cię sam obudzić ?
- spróbuj.
- jak sobie chcesz. - rzucał mi jawne wyzwanie.  Wisiał nade mną. No fajnie, ale to mam na co dzień.  - kochanie ... - zaczął mamrotać.  Na razie nadal chciało mi się spać, ale już powoli mniej. - przypomnij sobie Święta, zaręczyny, prawie i Walentynki ... - podgryzł delikatnie moje ucho. - pomyśl o nich, o naszych nocach, o wyjściach do klubu. - krew robiła swoje. Na szczęście, ale i nieszczęście. - no, widzę, że moja Księżniczka ma w pamięci moje całe ciało. - nie mów mi o nim nic. - obudź się a jego skrawek zobaczysz. - skradł mi krótki pocałunek. - wstawaj Igni.
- kochanie ...
Uśmiechnął się. Wiedział, że już wygrał. - przecież chcesz mnie rozebrać. Powiedz dwa proste słowa " obudziłam się " i jestem twój.
- Draco ...
- chodź do mnie, rozbierzesz mnie, pogłaszczesz, podrapiesz, pogryziesz ... Przecież widzę, że cię kręcę i cię korci. Chodź, powiedz mi proste " nie śpię ". 
- kochanie ... - położył mi palec na ustach. Delikatnie je pocałował. - Draco ... 
- powiedz. A ja zdejmę z siebie - zdjął krawat. - to co będziesz chciała żebym zdjął.  
- robisz się rubaszny. 
- dla ciebie. 
- Draco ... - wsunął moje dłonie pod swoją koszulę. Chciał mnie obudzić i to na dobre. - może się obudziłam. 
- jak bardzo chcesz mnie pozbawić ubrań. 
- hmm ... - rozpięłam kilka guzików jego koszuli. - tylko tyle. - chciał dobierać się do spodni. Skróciłam jego optymizm, ale zdjął całą koszulę. - mhmm ... Daj mi różdżkę. - wsunął ją w moje palce. - połóż się. - ułożył się na materacu. - mhmm - usiadłam grzecznie na jego pasie. - pobawimy się ? 
- i kto tu jest rubaszny ? 
- nadal ty - głaskałam go jego różdżką, po jego ciele. - mhmm ... Draacoo ... masz ochotę potańczyć ? Tak dla mnie. 
- jak ? 
- mhmm ... - postawiłam różdżkę czubkiem do jego ciała. - zaklęcie łaskotki. Pamiętasz jego użycie. 
- nie zrobisz mi tego. 
- zrobię kocie. Rictumsempra. - wymamrotałam. Łaskotki moich dłoni i języka. Draco chciał uciekać od czaru, ale nie mógł za wiele, bo siedziałam na jego nogach. - szczęśliwy ? - szeptałam. Karmił moje oczy swoimi ruchami. - bo ja baardzoo - ruszałam zaklęciem po jego ciele. Różdżka mieszała jego czucie, oszukiwała zmysły. - Draacoo - oblizałam usta. - mhmm ... Jesteś rozkoszny. Twoje ciało ... - dłońmi go głaskałam. Różdżka wisiała w powietrzu, tak jakbym to ja miała ją w dłoni. - jakbyś tylko mógł - zdjęłam zaklęcie, pocałował mnie zachłannie. Przewrócił mnie pod siebie, odrzucił różdżkę, żeby się nie połamała. - już nie śpię. - ponowił pocałunek, jednak na krótko. - kocie ... 
- czeka cię wypalenie. - przecież nie minęły nawet dwa miesiące. - jutro dzień wagarowicza. 
- kochanie ... - Draco skorzystał z okazji i zaczął całować mnie po szyi. Wiedział, że i tak będę go głaskać i pieścić. - Draci ... - poczułam jego prawdziwy język. - kochanie ... 
- nie wmówisz mi, że nie chcesz zrobić sobie jutro wagarów. 
- ale ... ale wuj ... - poczułam delikatne podgryzienie. Nadal je lubiłam. - mhmm ... no nie wiem ... - czuł, że wygrywa. Jeszcze zaczął robić malinki. Westchnęłam. - Draco ... starczy. 
- nie dla mnie. Przecież mnie chcesz, ja ochotę na ciebie chowam od Walentynek. Daj sobie pozwolenie na odrobinę rozkoszy.
- ale ... - pocałował mnie. - Draco. 
- przestałem ci się podobać ? 
- kochanie ... - widziałam jego ciało. Cholernie mnie kusiło. - widzisz jak na ciebie patrzę, wiesz doskonale, że nadal mnie nakręcasz. Ale obiecałeś, że zostawiamy to co było do zaręczyn. 
- ale zaklęcie było jawnym nawiązaniem do Świąt. Przecież mnie pragniesz. Daj mi spełnić twoje marzenia. 
- ale - przerwał mi znowu pocałunkiem. Byłam idiotką, że nie umiałam go brutalnie od siebie odepchnąć kiedy mnie całował. - Draco ... 
- słyszę, że wręcz krzyczysz o moje ciało. Dam ci je. 
- spełnij moje jedno marzenie. - głaskałam go po już dawno nagim torsie. - pocałuj mnie. Tak jakbyś spędzał ze mną swoje wagary, ale bez niczego więcej. Sam pocałunek. Taki ... 
Draco położył mi palec na ustach. Wiedział o jakiego buziaka mi chodzi. - to nie zaspokoi twojego apetytu. 
- co z tego ? 
- to, że będziesz krzyczała o więcej. A ja bym ci nie odmówił wielkiej przyjemności. Wiemy jak jęczysz kiedy się kochamy. Wiemy jak bardzo ci rozkosznie. Wiemy jak mnie wtedy uwielbiasz i prosisz o więcej. Wiemy to. Daj sobie tej rozkoszy, nie mnie, ale samej sobie. Kilka godzin, kilka rozkosznych godzin, a twoja chcica zaspokojona, szczęśliwa i spokojna na kilka kolejnych miesięcy. Wiemy jak tego chcesz. Daj sobie tą noc. 
- a potem mam się tłumaczyć czemu dwa łóżka wyglądają jakby nikt w nich nie spał, czemu jesteśmy niewyspani, czemu  szaty są w takim nieładzie. 
- wyłgasz się. - kusił dalej. - Igni wiemy, że cię kusi. Chodź. 
- tylko pocałunek. 
- jak sobie życzysz. - rzucił się na moje usta. Wypalenie, bo do niego doszło, jakimś cudem skończyło się na podłodze przy rozpierdolu w pokoju. Draco miał kilka zadrapań, ale już tylko ślady wskazywały jak go głaskałam. Ja czułam się idealnie, jednak odrobinę bolała mnie szyja. Czemu ? Draco odchylał ją dosyć znacząco do malinek w jeszcze większej ilości.  Łóżka w nieładzie. Pokój był lekko mówiąc pobojowiskiem. Dwa półwampiry bardzo chcące wypalenia. W dosyć skrajnych formach. - Ignis ... 
- no i widzisz, i tak musimy się tłumaczyć. 
- Snape nas zamorduje. 
- bardziej obchodzi mnie to jak odebrali to Ślizgoni. Zamknięte drzwi, a za nimi przesuwanie mebli, dźwięk oparcia o ściany. Nie wygląda to za dobrze. 
- Snape nas ukatrupi. Draco skwitował to jak odzyskał umysł i zdrowy rozsądek. 

- niestety nie może - wuj zaczął za nami, od strony drzwi. - co wam do głów strzeliło !? Lepiej byłoby jakby TO - omiótł wzrokiem cały pokój. - było w Komnacie albo Pokoju Życzeń, ale nie tu ! Ślizgoni słyszeli wasze umizgi, jak i chyba cała szkoła. Upiliście się ? 
- tylko wypaleniem wuju. 

Aportowała się Aollicep a z nią Rada. 
- to normalne Severusie. Wampiry z wiekiem i wzrostem zarówno mocy jak i umiejętności coraz bardziej tracą kontrolę  podczas wypaleń dając upust pragnieniom. - wuj się załamywał psychicznie na słowa Aollicep - mogę cię jedynie pocieszyć, że to co widzisz jest tylko po pocałunku. Po ich bliskości nie byłoby tu mebli. 
- ale Aollicep ... To nie wyjaśnia tego, że mogli deportować się gdziekolwiek indziej. Cały Hogwart aż huczy o tym jaka orgia miała tu miejsce !
- spokojnie Severusie. - mama położyła mu dłoń na ramieniu. - wróć do pracy. Ja muszę porozmawiać z moją córką. 

Snape zniknął. Draco ubierał koszulę.  Mama widziała ślady moich pazurków. Chyba jej to nie cieszyło. 
- córciu - zaczęła jakby karciła małe dziecko. - co wyście kurwa tu robili ? 
- em ... - Draco miał trochę za nic karcenia mojej matki, wszystko moja wina, oczywiście. - no więc ... To długa historia. 
- to mnie oświeć. 
- mamuś spokojnie. - zaczęłam pojednawczo. - leżałam sobie grzecznie półśpiąca na łóżku Draco. Stwierdził, że mnie obudzi całkowicie, więc zaczęło się od słów, a skończyło na pocałunku. Na wypaleniu. 
Aollicep sprawdziła na wszelki wypadek nasze wspomnienia. - dobrze, że go odgoniłaś, bo roznieślibyście pokój w drobny mak. 
- wiem mamuś, wiem. - zapewniłam. - a co robi tu Rada ? 
- jesteśmy tu w sprawie twojego nowego tytułu na Nokturnie. - ale co ich obchodzi Anglia !? - mówi się o tobie "Kostucha" z powodu śmierci poprzez szczury, oraz swoistej pracy na zlecenia. Mamy dla ciebie prezent z tej okazji. - podali mi flet, zrobiony z jakiejś kości. Chyba ludzkiej. - tak Ignis, to kość człowieka. Żebro. 
- aha. - odpowiedziałam tempo. - i co mam z tym prezentem zrobić ? 
- przywołuje szczury i kruki. Dwa twoje znaki. Używaj mądrze, przy dużych zleceniach w przyszłości. Do widzenia. 
Rada zniknęła, Aollicep patrzyła na Draco. 
- a ty nie masz zamiaru się tłumaczyć ? 
- nie mam wyrzutów. 
- nie masz ... - mama udała zaskoczenie. - a to, że namawiałeś ją na seks ? 
- i tak do niczego nie doszło. 
- ale mogło. I co ? "obudziłaby się" a i owszem ! Potem po każdym, za mocnym Słodkim Śnie musiałbyś kupować nowe meble. 
- zmiana wystroju by nie zaszkodziła. 
Aollicep zamurowało na jego bezczelność. - nadal jestem żoną twojego Pana, tylko przez grzeczność nie mam przy sobie różdżki. 
- mamo ... 
- co ? Taka prawda, za to co mówi mogłabym go ukarać. 
- ale mamo ... Draco nie miał nic złego na myśli ... 
- rób jak uważasz córciu, ale ja na twoim miejscu wyprowadziłabym się stąd.  Aollicep zniknęła.

- Draco ... jedna akcja więcej i cię ukatrupię.
- i tak ci się podobało. - pogłaskał mnie po ramionach. - obudzona ? super, jest dzień wagarowicza. Ludzie wybyli do Hogsmade.
- jesteśmy sami ?
- tak.
- super. - wskoczyłam na swój materac. - idę spać. A ty się do mnie nie zbliżaj.
- czemu ? Jak niby zaśniesz ?
- twoja pościel. - zabrałam jego kołdrę. - dobranoc.

Położyłam się spać, zasnęłam przykryta jego kołderką. Draco otulił mnie mnie nią i poprawił wokół moich boków, pocałował mnie w czoło i dał mi spać. Sam usiadł na łóżku i coś czytał.

Wagarowicz też człowiek, może odespać zarwaną noc, może chcieć się pomiziać ze swoim chłopakiem, może poczekać do kolejnego dnia żeby odpocząć.    
No i właśnie dlatego, wuj usprawiedliwił wszystkie możliwe nieobecności.

Wagary ...  zupełnie dla ludzi, a dla mnie i Draco specjalnie.



piątek, 6 lutego 2015

Rok VII Rozdział XXVI Kolejka Do Domu

Po śniadaniu McGonnagall zawołała mnie do siebie na dywanik.
Upsi daisy, posiedziałam potulnie jak trusia i słuchałam jej zmartwień, podejrzeń co do Dracona i Snape'a oraz ostrzeżeń co do zaufania wobec nich. Ale miała pecha, bo sama siedziałam w tym bardziej niż oni. 
Ale ona o tym nie widziała. 

Wyszłam w złym humorze do świata i Draco widział jak moja pogadanka się odbiła i pogłaskał mnie po głowie na pocieszenie. 
- Igni co ta stara szmata ci naopowiadała ? 
- oczerniała cię, niezbyt mnie to zaskoczyło. - wzruszyłam ramionami i objęłam się sama jego ramieniem. - idziemy. 
- pff ta suka ma chyba klapki na oczach skoro nie widzi twoich działań.
- i niech tak zostanie. - zaznaczyłam uparcie. - chodź na Nokturn, odwiedzimy knajpkę, pójdziemy na ciastko i herbatę, no chodź. 
- tam gdzie trzy lata temu ? 
- yhym. Na tartę, na herbatkę, na słodycze. 
- pamiętasz ten szczeniacki wyskok ? 
- pamiętam. - zaśmiałam się delikatnie na wspomnienie. - to było słodkie, myślałby kto, że trzy lata potem wrócimy tam a ja z pierścionkiem zaręczynowym. 
- chodź. - deportował mnie za rękę z ozdobą, której już nie musiałam chować. Zmieniłam spodnie na jeansy z dziurami na kolanach.  - jedną zieloną wiśniową ...
- dwie czarne z mlekiem i cukrem. - zadecydował Draco za naszą dwójkę jednocześnie wcinając się w moje zdanie.  Laurent wyglądał tak samo jak wtedy i śpiewał chyba pod nosem tą samą piosenkę. - i dwie tarty z malinami. 
Usiadł przy stoliku, zabrał mnie do niego i posadził na swoich kolanach. - co to miało być ? 
- zielona herbata od dzisiaj jest przez ciebie pita z Kaze, a ze mną pijesz czarną, angielską herbatę. 
- jak chcesz. Ale potem to się odwróci przeciwko tobie. 
- nie tkniesz mnie. 
Zaśmiałam się. - o, jeszcze się zdziwisz. położył dłoń na moim kolanie. - Ignis ... - zrobił słodkie oczka. - oboje wiemy, że mnie nie uderzysz. 
- nie ? - pacnęłam go po nosie. - a to co było ? 
- wiesz o czym mówię. - pogładził mnie po policzku, pocałował moją twarz delikatnie. - nie ma bicia. 
- ale mogę zrobić tak - pacnęłam go w brzuch. - prawda ? 
- możesz, ale wiesz, że niszczenie mi ubrań to słaby pomysł. 
- wiem. Arystokrato. - Laurent podał nam tarty i herbaty. - dzięki Laurent, możesz otworzyć lokal, nie powinno do niczego dojść. 
- jak sobie życzysz. 

Do knajpki wpadli reporterzy, a ja akurat podsuwałam Draco pod nos ciastko, które zachłannie ugryzł. Pogłaskał mnie po karku i nakarmił mnie swoim deserem. 
- Książę ... - spojrzałam na niego uśmiechnięta. - daj buziaka. 
Aryjczyk skradł mi krótki pocałunek i podał mediom kilka lepszych ujęć na nasze przedpołudnie w kawiarni i na nasze śniadanie.
Po zdjęciach, kilku uciążliwszych pytaniach Rity Skeeter drążącej temat walentynkowej masakry w Hogsmade, które negowaliśmy, bo musieliśmy mieć odpowiednią maskę dla prasy, czyli trochę twarz współcześniejszej wersji "Romea i Julii" czy "Tristana i Izoldy" ale oczywiście bez śmierci na końcu, oraz mniej słodzone. 
Ale obraz "zakazanego uczucia" dwóch pół-bestii z czego jedna jest nieakceptowana przez słynnego Harry'ego Pottera pobudzała prasę do publikacji, szczególnie, że mieliśmy okazję odtajnić nasze zaręczyny.  To też zrobiliśmy, pochwaliliśmy się pierścieniami, oraz planem na dzisiejszy dzień. Czyli po śniadaniu powrotem na lekcje, a na obiad do Londynu, by potem pojawić się raz jeszcze na zajęciach i zostać w szkolnych murach. 

Po powrocie do szkoły, pierwsze numery już pojawiły się na stołach Wielkiej Sali. A ja z Draco przeniosłam się na ocieniony korytarz, żeby poczekać tak do lekcji, a po nich, do obiadu.

Oparłam o niego głowę. - co jest ?
- nic. - rzuciłam markotnie. - wpadam w rutynę. Robi się za ładnie, żeby to się długo utrzymało.
- może ta słodka rutyna ma tak zostać ?
- oby, ale wiemy, że tak się nie stanie. - pogłaskał mnie po policzku. - ja chcę już mieć to wszystko za sobą. 
- nic się nie stanie. - zapewnił mnie dosyć pustymi słowami. On sam nie wierzył, że będzie spokojnie. Żadne z nas nie wierzyło. - wszystko będzie spokojnie.
- ty sam w to nie wierzysz. - zaśmiałam się, ale wtulił mnie w siebie i pocałował mnie we włosy. - idę do Lasu, pierdolę lekcje.
- idę z tobą.
- nie. - powiedziałam smutna. - ja chcę sama. Jeśli będzie masakra zawołam cię, spokojnie.
- cieszę się. Draco puszczał mnie od siebie z niechęcią. Wszyscy wiedzieliśmy, że Bitwa to tylko kwestia czasu, tylko nie wiadomo kiedy będzie. To wszystkich nękało i zjadało od środka jak robaki zwłoki.

Odetchnęłam głęboko w Zakazanym Lesie, czułam zapach igliwia, powoli zbliżającej się wiosny. To samo czuł Las. Niby wiosna, ale inna. Wszystko wiedziało co wisi w powietrzu i o co będzie bój. O wszystko.  Usiadłam nad jeziorkiem dementorów i zaczęłam rzucać kaczki. W swojej melancholii nie zauważyłam nawet jak zaczęłam miotać kamieniami w okolice kamienia na którym siedziałam.  Zbierał się powoli spory kopczyk kamyczków, a miało to jeszcze urosnąć.
Gdyby nie dzwony z Hogwartu.

Podniosłam się niechętnie ze swojego dogodnego do melancholii miejsca i poszłam do szkoły z powrotem.
Na obiedzie Severus mnie wygonił na korytarz, albo raczej zezwolił na moje wyjście.
Chciałam się położyć, zasnąć, obudzić się po Bitwie.
Ale niestety, nie było to możliwe.

Draco zabrał mnie do dormitorium wspólnego, usiadł na kanapie, a ja położyłam się z głową na jego udach. Zaczął dosyć machinalnie głaskać mnie po szyi czy włosach.
- Draco ...  zaczęłam cicho.
- hm ?
- pamiętasz jak tak na tobie zasnęłam po raz pierwszy ?
- tak. - pogłaskał mnie po policzku, a ja potarłam o twarzą o jego nogi. - ale wtedy było inaczej.
- wiem. - potwierdziłam cicho i odetchnęłam z sykiem. - chyba pójdę spać.
- nie. - połaskotał mnie po boku. - pójdziesz spać w nocy bo się rozregulujesz. Na razie chodź do Londynu, albo pograjmy w szachy, albo ...
- nie mam na to nastroju. - rzuciłam z niesmakiem. - najchętniej miałabym to już za sobą.
- to go sprowadź.
- nie mogę. 
- to przestań się truć.
- to truje tu każdego. Na banicji jest jeden plus, nie czujesz tego, tylko walczysz o ukrycie.
- możemy iść na banicję, ale gdzie ?
- do domu. - pstryknęłam palcami. - kochanie. - wstałam gwałtownie i pocałowałam go. - jesteś geniuszem !
Siedział jak wbity w kanapę. Pobiegłam na górę.
To jest nasze remedium. Banicja.

Wbiegłam do gabinetu wuja na łeb na szyję.
- wuju. - zaczęłam bez powitania. - co mam zrobić, żeby ...
- idźcie. - rzucił klucze. - to do domu twojego ojca. Nie macie prawa pojawiać się we Dworze Malfoy'ów.
- i nic ...
Wuj odwrócił fotel. - to ci dobrze zrobi, Draconowi też. Atmosfera tego bliskiego końca jest wszystkim uciążliwa, ale rozumiem, że tobie szczególnie. - westchnął. Wino. Wyczułam je. Od kiedy ... - raz na jakiś czas chyba wolno napić mi się dobrego wina.
- wolno wujku, ale ... - patrzyłam na to z głupim uśmiechem. - nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie z jakimkolwiek trunkiem.
- to brak wyobraźni w takim razie. - rzucił oschle i upił łyk. - jutro będę tego żałował, ale dzisiaj znikajcie.
- a co z McGonnagall i resztą ?
- jak dowie się, że robisz sobie wakacje, bo nie możesz tu usiedzieć dopowie sobie resztę i pomyśli, że wróciłaś do Pottera. Jedyne dobre rozwiązanie.
Westchnęłam. - ale ... to nie będzie żaden problem ...
- Ignis, znam cię nie od dzisiaj, bądźmy szczerzy, patrzę jak dorastasz. Jesteś dojrzała, Draco też, jesteście zaręczeni, niedługo się pobierzecie. Mnie nie obchodzi co będzie się działo w domu twojego ojca, ale jeśli ma ci to pomóc wrócić do humoru a potem ma o popchnąć cię do przekazania tej radości tu z powrotem to proszę bardzo.  I tak byście się wymknęli, a egzaminy macie zdane.
- a przepustka wuju ?
Snape spojrzał na mnie z takim politowaniem, że chciało mi się śmiać. - czy ja ci wyglądam na idiotę Ignis ?
- to podchwytliwe pytanie wuju. - zażartowałam. - ale w sumie ...
- wymykacie się bez przepustek czy z nimi. Co za różnica.
- racja. - skurczyłam się lekko. - o, no super.
- w domu twojego ojca są wszystkie specyfiki łagodzące twoją przypadłość.- zapewnił mnie na ostatek wuj i wyrzucił mnie za drzwi gabinetu. - dobranoc Ignis.   słyszałam mamrotane cicho i dosyć czule, co dziwne,  słowa. 
- dobranoc wuju.   odeszłam i wpadłam na Draco.

- no i ?
- mamy klucze, błogosławieństwo, a ja ... hmm ...
- okres. - pocałował mnie w czoło. Deportował mnie do domu Riddle'ów. - witaj w domu.
- to też twój dom. - naznaczyłam i otworzyłam wszystkie zamki. - nasz dom.
- długo z nim gadałaś. Musiałaś go aż tak zapewniać, że nie doczeka się bycia dziadkiem chrzestnym ?
- przestań. - zaśmiałam się. Poza Hogwartem było luźniej. - zapraszam pani Malfoy. 

Rzeczywiście przeprawa ze Snapem była wyjątkowo długa, ale to raczej wina tego, że z nim porozmawiałam jak z rodziną.  Draco wiedział o tym, ale i tak żartował.
Kolejka do domu liczyła dwie osoby.
Znałam te korytarze, ojciec mi je pokazał trzy, czy cztery lata temu.
Wszystko było tak jak było.

Otworzyłam wielką sypialnię. Naszą, od dzisiaj.
W domu Riddle'ów posiedzieliśmy tydzień i nie robiliśmy nic szczególnego. Po prostu odżywaliśmy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że tam znowu będzie ponuro, ale mieliśmy ochotę tam wrócić dawne życie.
Poza tym, Hogwart to też nasz dom i zawsze nim będzie.
I z tą myślą zapieczętowaliśmy furtkę, drzwi i okna tej posiadłości.

Wróciliśmy do Hogwartu.
Drugi dom, a kolejka oczekiwania trwała tydzień.
Wydawało się, że jest tu bardziej przygnębiająco niż było.
Ale weszłam do zamku bardziej wesoła, a otoczenie też powoli to przyswajało.

Niezbyt cieszył się Draco, bo dom mojego ojca był, podobnie jak jego dom rodzinny, bogato wyposażony i umeblowany w miłe meble, a teraz tutaj było prosto i mniej wygodnie. Ale trzymał to dla siebie, chociaż i tak wyczuwałam, że wolałby zostać do Bitwy w moim domu. W naszym domu, do którego na pewno kiedyś wrócimy.
Tak samo jak potem z powrotem pojawimy się kiedyś w Hogwarcie.

Na kolejny dzień uczniowie organizowali wycieczkę do Doliny Godryka, pod dom Potterów. Szli Gryffoni, Puchoni i część Krukonów. Slytherin wolał zostać w zamku i mieć wolne, ale ja i Draco polecieliśmy z wizytą. 
Do domu zmasakrowanego przez mojego ojca była długa kolejka, każdy zostawiał tam jakiś drobiazg, czekaliśmy chyba godzinę żeby dopchać się do furty z drewna. 
Patrzyli na mnie jak na zdrajczynię. 

Położyłam razem z Draco wieniec kwiatów, przewiesiłam go przez furtkę. 
- długa kolejka do domu, w którym powinnam wtedy zginąć. 
Draco pacnął mnie po nosie. - nawet tak nie mów. Zginęli też dla ciebie. 
- to mógł być mój dom. rzuciłam cicho i odeszłam myśląc o tym jak to wszystko by się potoczyło gdyby nie ich śmierć.