sobota, 6 lutego 2016

Miniaturka No4

Hej Czarodzieje.
Dawno nie było tu żadnego opowiadania, bo ostatnie mi nie wyszło.
Postanawiam się z Wami podzielić kolejnym jednak tym razem w trochę innym klimacie.
Zapraszam do lektury.

***

Siedziałam w domu, nic nie było w tym niezwykłego. Od kilku miesięcy nie grałam w meczach. Chociaż Markus nalegał, pisał i chciał wiedzieć czemu, to odrzucałam wszelkie prośby.
Pochylałam się nad szklanką whisky po raz kolejny obracając płytę Sin City Sinners i puszczając ją od nowa.
- "It's not you, it's me" - Wymamrotałam do siebie nad kieliszkiem. - Czemu to się kurwa musiało tak spieprzyć. - Uderzyłam się w udo. W domu siedziałam sama. Znowu. Od kilku miesięcy nie było tu żywej duszy oprócz mnie. Scorpio już dawno nie mieszkał ze mną i Draco, ale teraz nawet blondyn zniknął jak kamień w wodę.

Chciałam przypomnieć sobie jak do tego doszło.

Westchnęłam.
Wszystko się spaprało po koncercie.
Tak, wokal u Music Machines wtedy nie był dobrym pomysłem. Szczególnie wtedy. Grałam z nimi jako support właśnie Sin City Sinners. Pech chciał, że akurat na nich padło, a Draco miał na ten koncert bilety. Do drażnienia się z Kastielem na scenie przywykł w pewnym sensie, bo to nie był pierwszy mój wyskok z muzyką podczas kariery. 
Ale jakimś dziwnym cudem z koncertowych kulis wracałam podpita i nie tylko z Kastielem, ale z twarzą Sin City Sinners - Kernsem.  No, niestety Draco wiecznie był zazdrosny o muzyków, bo znał mnie na tyle, żeby wiedzieć, że zazwyczaj mam do takich słabość.  Nie zdradzałam go, ale wracałam z Kastielem i drugim gitarzystą pod ramię. To mu wystarczyło.

Stwierdził wtedy, że jeśli tak ma to małżeństwo wyglądać dalej, to chyba był to błąd. Nie chciałam nawet wtedy za nim iść, wykrzyczałam za jego plecami kiedy odchodził tylko tyle, że jeśli on tak uważa, to proszę bardzo, niech idzie a ja sobie znajdę szczęście.

To był dopiero błąd.Mogłam za nim iść, zostawić ich samych ale poszłam z nimi do hotelu, a dopiero kiedy otrzeźwiałam na następny dzień dotarło do mnie co zrobiłam.
Po powrocie do domu nie było w nim nikogo oprócz mnie i tak też to zostało.

Nie chciałam wiedzieć ile nocy ryczałam w poduszkę z tego powodu.
Draco jakby znikł, a to jest trudno uzyskać jeśli druga osoba zna połowę informatorów Londynu a druga połowa się jej boi i wyśpiewa wszystko.
Ale co mi było po możliwości bezkarnej masakry, czy terrorze, jeśli to gówno dawało.

Została whisky.

Gdybym mogła cofnąć tamtego wieczoru czas ...
- Przecież mogę ... - Wymamrotałam. - Ale gdzie jest ta cholerna księga ... - Zaczęłam kopać w poszukiwaniu najgorszego arkana. Znalazłam wolumin i usiadłam na podłodze czytając odpowiednią stronę. - Kreda ... - Wstałam i poszłam w milczeniu po narzędzie. Spojrzałam na zdjęcie Draco. Nasze zdjęcie. - Choćbym miała zdechnąć cię odzyskam. - Wymamrotałam przez łzy. Wyrysowałam krąg i zasiliłam go Energią.  - Timeus fugit. - Rzuciłam jedynie myśląc o detalach tamtego felernego wieczoru. Stałam pod klubem, w którym to wszystko się działo. W tym samym czasie, kiedy Draco patrzył na mnie zły.
- I co ? Mam ci teraz wierzyć, że mnie nie zdradzasz ? - Warknął.
- Znasz mnie. Wiesz, że nie. - Rzuciłam się do niego. Wtuliłam się w jego tors. - Odprowadzałam ich. - Widział moje spojrzenie. Zdębiał, nie wiedział jak mi odpowiedzieć.
- Chodź do domu. - Zabrał mnie ramieniem i deportował się ze mną do domu. Posadził mnie obok siebie na kanapie. Wtuliłam się w niego. Cholernie mi tego brakowało. - Ignis ... -
- Tak ? - 
- Nie powinienem tak ... -
- To nic. - Oparłam o niego głowę. - To naprawdę nic. - Wymamrotałam i poczułam jak odpływam.

Ocknęłam się w domu na podłodze. Sama.
Wyrwał mnie ze snu ból. Zaczęłam krzyczeć, bo nie mogłam już wytrzymać.
Do pokoju wszedł ... Draco. Podbiegł do mnie i spojrzał mi w oczy. Zaczęłam płakać ze szczęścia, że go widzę i z lekkim uśmiechem zemdlałam z bólu.
Obudziłam się chyba po kilku dniach.
- Ignis ... Co się wtedy stało ? - Spytał spokojnie. - Powiedz. Czemu krzyczałaś ? -
- Bolały mnie plecy. - Wymamrotałam ledwo pamiętając gdzie jestem. Rozejrzałam się, ubrania miałam w kredzie. Czar działa. - Może to skrzydła ... -
- Jakie skrzydła ? - Obejrzał się za moje plecy. - Nie masz skrzydeł kochanie. Nigdy nie miałaś. - Pogłaskał mnie po głowie. - Jesteś w szoku. Ale to minie. - Zapewnił spokojnie.
- Jak to ... - Spojrzałam na podłogę. Cała w kredzie i tylko jedno czarne pióro leżało obok mojej nogi. Niedaleko była karteczka "Każdy czar ma swoją cenę" wypisana czarnym, pobłyskującym na czerwono tuszem. Uśmiechnęłam się. - Racja, nie mam skrzydeł. Musiałam wypić za dużo whisky a potem najwyraźniej bóle fantomowe, że rosną mi skrzydła. Przepraszam. - Pogłaskałam go po policzku.
Pocałował mnie w dłoń. - To nic. - Pomógł mi wstać, a ja podniosłam pióro, które stało się srebrne i położyłam je na kominku. - Już wszystko dobrze ? -
- Tak. - Przytuliłam się do niego. - Już tak. Cieszę się, że jesteś. -
- Ja też ... - Odpowiedział niepewnie, nie znał tajemnicy zamkniętej w spadłym piórze. I dobrze.
Może straciłam skrzydła, ale nie jego. - Nie powinnaś być na treningu ? -
W mieszkaniu aportował się Markus. - Ignis, drużyna czeka. - Pogonił i poleciałam z nim.

Wszystko jak dawniej.
Na treningu nie mogłam się co prawda opędzić od chęci zrobienia dawnych manewrów, ale przypominałam samej sobie, że nie mam skrzydeł. Po całym dniu na miotle byłam lekko obolała, dały się we znaki miesiące bez treningów.
Ale po wyjściu z szatni czekał na mnie Draco.
Uśmiechnęłam się na jego widok i wybiegłam do niego. Rzuciłam mu się na szyję.
- Cześć kochanie. - Przywitałam go. - Idziemy do domu ? -
- Tak. - Odparł jakby to było oczywiste i deportował nas do salonu. - Powiedz, co to za ostrze na kominku ? Wycofałaś się ze zleceń ... - Pomachał mi przed oczami straconą lotką.
- Och, to. - Uśmiechnęłam się. - Ślad przeszłości. - Schowałam ją do kieszeni wewnątrz kurtki. - Mój talizman. - Uzupełniłam.
- Obiad. - Wskazał mi na jadalnię i syna, który wyjątkowo nas odwiedził. Usiedliśmy do stołu.
- Jestem szczęśliwa, że was widzę. - Przywitałam ich i zabraliśmy się do posiłku.
Gdyby wiedzieli co oddałam za to, żeby z nimi tak po prostu siedzieć ...
Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i spokojnie zajęłam się obiadem.