ku mojemu zaskoczeniu prowadził je nie kto inny jak Hagrid.
liczyłąm na coś ciekawego bo po podręcznikach patrząc
( książka miała zęby i gryzła )
musiało być ciekawie.
każdy miał ją w pasku czy worku.
niektózy pozakłądali łańcuchy.
ja swoją nosiłam normalnie.
nie chwaliłam się swoim odkryciem Harry'emu ale na wakacjach jeszcze wykombinowałam że trzeba je głąskać by były łągodne. a moja dostawała regularne puciu-pucianie po okłądce więc byłą spokojna i w tym momencie ospałą.
spojrzałąm po innych.
i chciało mi się spać.
usłyszałam komentarz Dracona któy mocował się z książką.
- jak to cholerstwo otworzyć bez potracenia palców ? powiedział to dość głośno by Hagrid go usłyszał.
- wystarczy je pogłąskać. - odpowiedziałam ratując honor nauczyciela. Malfoy patrzył na mnie jak na dziwaka. - daj. - wyciągnęłam bez strachu rękę po jego włąsność. podał mi ją zdziwiony. pewnie liczył że książka mnie pogryzie. - ona żyje jak zwierzę więc czuje strach Draco, - pouczyłam go i resztę. - trzeba do niej spokoju i pewności siebie, czego najwyraźniej nie posiadasz. - zadrwiłam z kolegi. - wystarczy ją pogłąskać. po grzbiecie czy okłądce.
- ale jak ? wyrwało się Pansy.
- masz futrzaka w domu ? - dziewczyna spojrzałą na mnie podonie jak Draco. - pupilek do głaskania. - stanęłam na konarze jak na podwyższeniu. - o tak da się ją otworzyć. - pogłąskałam książkę Malfoy'a a ona przymknęła ślepia i otworzyła się. - o tak trzeba do nich podchodzić.
- czemu akurat takie niebezpieczne i poryte książki ? spytał ponownie Malfoy.
- no bo .. - Hagrid spuścił wzrok. - bo myślałęm że one takie zabawne i milutkie ...
- taa ... - mruknął Draco dobijając nauczyciela. - może i tak ale będą takie jak pozbędą się naszych palców.
- nie gderaj. - skarciłam go. - powinieneś się wogóle cieszyć że ci pomogłam. bo byś je potracił.
zamknęło mu to usta.
po minucie sięgnął do torby po jabłko i je nadgryzł.
- o Ignis. - spojrzał na mnie z udawanym dobrze znanym mi uśmiechem złośliwca. - za to że mi pomogłąś. dodał rzucając mi zielony owoc.
wgryzłam się w tym samym miejscu co on.
z dwóch prostych powodów.
raz - chciałam zrobić mu na złość.
dwa - po co miałam marnować zęby żeby dopiero dobierać się do miąższu owocu skoro ktoś zrobił to za mnie ?
odrzuciłam mu jabłko. - dzięki.
- och Draco. - zaczęłą przymilnie Pansy. - mogę gryza ? spytała.
- masz. - oddał jej owoc niechętnie. - ale nie w tym miejscu. wskazał na ugryziony wcześniej punkt.
Pansy spurpurowiała kiedy się odwrócił i zostawił jej całe jabłko a sam sięgnął po nowe.
Hagrid zaprowadził ns w Las.
dotarliśmy pod zagrodę z ...
pół końmi, pół ptakami.
- to są hipogryfy dzieciaki. - wskazał na jednego z nich, w kolorze stalowym. - dzisiaj nauczę was jak je dosiadać. niech każdy wybierze sobie jednego z nich. a narazie ochotnik pokaże wam sposób. - wszyscy się cofnęli. z przodu zostałam ja i Harry. - może ty Ignis. myślę że miałaś już z nimi styczność.
- owszem. - pokiwałam głową czym zaskoczyłam brata. - myślę że poradzę sobie z dosiąściem go sama.
- jak uważasz. ale nadal będę cię nadzorował. - zgodził się Hagrid. - ten tu wskazał na szarego - nazywa się Hardodziob.
podeszłam o krok patrząc w oczy stworzenia.
- nic ci nie zrobię Hardodziobie. - zapewniłam zwierzę które jakby stało się pewniejsze bo zaczęło mi się przyglądać.
wzrok spoczął na butach. wyczuł broń.
sięgnęłam do glana i na widok ostrza Hardodziob zatrzepotał nerwowo skrzydłami.
- cii ... - wyjęłam ostra jednym ruchem. - widzisz ? - odrzuciłam je na bok. - nie mam złych zamiarów. - stopniowo zmniejszałam odległość.
hipogryf nabierał pewności.
skinęłam głową tak że brodą dotknęłam piersi.
Hardodziob zrobił to samo.
potem w ułąmku sekundy sam do mnie podbiegł a Hagrid chciał go zatrzymać.
jednak zwierze wyrzuciło mnie w powietrze i wylądowałam na jego grzbiecie.
zacmokałam na stworzenie i ubodłam je piętami delikatnie w boki dając znać że ma ruszyć.
pobiegło końskim kłusem wokół zgromadzonych.
- mogę polecieć panie profesorze ? spytałąm Hagrida któy tylko skinął głową.
- tylko nie wyrywaj mu piór. nieznosi tego.
- też nie byłąbym z tego powodu szczęśliwa. zapewniłam nauczyciela.
mocno klepnęłąm piętami w boki Hardodzioba i przeszedł w galop a potem w lot.
położyłąm się na grzbiecie stworzenia.
- co maluchu ? objęłam szyję Hardodzioba rękoma.
zszedł do poziomu jeziorka i muskał łapami jego taflę.
sama zanurzyłam rękę w chłodnej wodzie i wyczarowałam węża płynącego po powierzchni.
kiedy się poderwaliśmy w górę mój twór zniknął.
po minucie wylądowałam miękko na grzbiecie Hardodzioba któy stał na ściółce.
ludziom opadły szczęki.
zacmokałam na stworzenie kiedy zeszłam i zrobiłam krok w stronę tłumu.
Hardodziob podszedł do mnie jak wierny pies znający mnie od lat.
poklepałam go po upierzonej szyi a Hagrid dał mi fretkę (?!) którą rzuciłam stworzeniu w nagrodę.
- kto następny ? spytał Hagrid trochę już ośmielony tłum.
- ja jej wyszło to i mnie się uda. - w Malfoy'u odezwała się rywalizacja. jednak Hardodziob poczuł się zgrożony i w ułąmku sekundy mocno ostry pazur chciał świsnąć obok głowy Dracona.
jednak miał fart że miałąm refleks Łowcy.
odtrąciłam go na bok i w pół skoku przyjęłam na siebie cios.
hipogryf rozciął mi plecy a Malfoy siedział na ściółce zestrachany i zdziwiony.
* Draco *
ona ... ona mnie odepchnęła.
jabłko któe miałęm w ręce idąc do tego czegoś leżało na ściółce a na ugryzieniu byłą kropelka jej krwi.
Ignis skoczyła zwinnie jak polujący kot i mnie odepchnęła ratując mi tyłek.
spojrzała na mnie z grymasem mówiącym "no teraz to masz u mnie dług".
obejrzałem się na gapiów.
widzieli pręgę na jej plecach idącą zgodnie z kręgosłupem.
ja też to zauważyłem.
miałą zwinność i szybkość kota.
zresztą nawet najlepszy nocny łowca z ich gatunku nie dorównywał jej gracji z jaką mnie obroniła.
widziałem ją teraz w trochę innym świetle.
nie dziaciaka i rozkapryszonej Księżniczki a jako bardziej dojrzałą dziewczynę niż dotychczas.
wstała ze ściółki i otrzepała spodnie.
na mojej ręce nie było zbyt wielkiej rany w porównaniu z tym czego ona doznała.
na mnie tylko rozcięcie bardziej przypominające skaleczenie a na jej plecach cała siła z jaką zamachnął się ten hipogryf.
Hagrid oczywiście nieudolnie chciał ją przekonać do pójścia do Szpitalnego.
Ignis odwróciła się do mnie twarzą i spojrzała na ranę.
za jej plecami były chichoty chłopaków.
zgromiła ich spojrzeniem a ja widziałem powód ich śmiechu.
pazur rozciął nie tylko szatę, bluzkę i jej skórę.
zapięcie na haftki charakterystyczne dla tylko jednej części dziewczyńskiej garderoby trafił szlak.
spojrzała na mnie.
- wszystko okej Malfoy ? - zwróciła wzrok na ranę. i ja to zrobiłem. zaczęła sączyć się krew a ja dopiero teraz poczułęm piekący ból. - e .. - machnęła ręką. - do wesela się zagoi.
i odeszła do zamku.
* Ignis *
odepchnięcie Malfoy'a spod szponów Hardodzioba traktowałam nie jako przysługę a obowiązek Łowcy.
Cirispin od początku treningu wbijał mi zasadę
"chronić uczniów od pazurów, macek, szponów czy łap każdej niebezpiecznej istoty mieszkającej w Lesie nawet za cenę życia"
więc nie traktowałam tego jakoś specjalnie.
w przyszłości miało stać się to rutyną więc czemu jeden przypadek miałby być szczególny ?
jednak ...
ten ułąmek sekundy kiedy wyskoczyłam nad nim i go odepchnęłam był szczególny.
w tej krótkiej chwili widziałam w jego oku podziw dla tego co robię.
a cóż ... odcień tęczówek miał całkiem ładny.
nie.
nie mogłam mu ulec.
byłam dla niego "bachorem" i "rozkapryszoną Księżniczką" a teraz i koleżanką.
i tak powinno zostać.
niefortunne jabłko spadło mu na ściółkę, jedno zjadła mu Pansy.
nie miał szczęścia do tych owoców.
wszystkie kończyły pechowo.
weszłam do pokoju i jak najszybciej się dało zmieniłam całą garderobę która została spisana na straty przez pazur hipogryfa.
potem wróćiłam na lekcje a za każdym razem kiedy spoglądałam na Malfoy'a ten odwracał wzrok.
lepiej zapomnieć o tym zajściu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz