nareszcie udało mi sie złapać na korytarzu brata, a on oznajmił mi że trening u Lupina jest gorszy niż cokolwiek i że dzisiaj wieczorem moja kolej na pierwszą lekcję.
na słowa brata pokiwałam głową, bo nie wiedziałam co mu odpowiedzieć,
"znoszę treningi Cirispina na któych nie sypiam po nocy to zniosę i te za dnia" - brzmiało to zbyt brutalnie a Harry znając życie poszedłby do McGonnagall żeby zgłosić moje nieobecności w nocy a jego mentorka pewnie zakazałaby mi wychodzić i postawiła jako obstawę Dracona znając mój fart
jednak zanim miałam iść do Lupina czas załatwił mi Snape.
zaprosił mnie do swojego gabinetu.
otworzyłam drzwi jak zapukałam i usiadłam przed jego biurkiem.
- witaj Ignis. - przywitał mnie cieplej niż profesor. - herbaty ?
- nie dziękuję panie profesorze. - odparłam życzliwie. wskazał na zamknięte drzwi. - wuju.
jakby się ucieszył. - mam dla ciebie swego rodzaju prezent.
- o co chodzi ? spytałam zainteresowana.
- o to. - podał mi kopertę przez biurko. pod palcami papier i coś srebrnego. - twój ojciec prosił o niezwłoczne przekazanie tego tobie.
rozerwałam kopertę.
pierwszy list od ojca.
"Córeczko !
Mam nadzieję że w szkole wszystko idzie jak należy.
Ten list normalnie poświęciłbym na historię, ale twoja wizyta mnie uprzedziła.
Dlatego skrócę się do życzenia Ci udanego roku szkolnego i szybkiego biegu czasu.
ten łańcuszek należał do Twojej Mamy. nosiłą go jako talizman.
znalazłem go niedawno w starych rzeczach które ocalały z pożaru.
noś go dumnie i niech przyniesie Ci szczęście
Pozdrawiam
Tata"
z koperty wyjęłam cienki srebrny łańcuszek z czarnym kamieniem oplecionym drutem.
od razu go sobie zapięłam na szyi obok medalionu od Kastiela z któym nierozstawałam się od zeszłęgo roku.
- dziękuję, wuju. - spojrzałam szczęśliwa na Snape'a. - czy jest jeszcze jakiś powód dla którego mnie pan tu zaprosił ?
- jeden. - pokiwał głową. - nie możesz przebywać zbyt długo w Zakazanym Lesie będąc bez Cirispina. dlatego bez potrzeby nie zapuszczaj się między drzewa.
- cze ...
- dementorzy mają gdzieś w jego środku siedzibę. nie chcemy żeby ci się coś stało. tyczy się to wszystkich uczniów poniżej roku czwartego. - uprzedził mnie nauczyciel Eliksirów. - to tyle. - chciałam wstać. - jednak nie. - usiadłąm z powrotem na miejscu. - słyszałęm że profesor Lupin ma cię uczyć zaklęcia ochronnego.
- to prawda. potwierdziłam jego słowa.
- korzystaj jak najwięcej z jego lekcji. - odparł. - pomimo faktu że mu nie ufam to jednak dementorzy mogą przeszkadzać w wyborze na Łowcę.
- rozumiem. odpowiedziałam spokojnie.
- leć już na lekcje. nie mogę pozwolić Gryffonom na wygraną w tym roku. pożegnał mnie wuj.
po wyjściu z jego gabinetu wpadłam na Ginny.
- Ignis - spojrzałą na mnie wesołą. - nie zdążyłąm ci w zeszły roku podziękować. zaczęłą.
- nie musisz. - odpowiedziałam jej. - naprawdę.
- no ale ... ale muszę. - uparła się Gryffonka. - dziękuję za uratowanie mi życia. - przytuliłą mnie po tych słowach. kiedy się odsunęła wcisnęła mi w dłonie prezent. - wiem że to niewiele ale to od całęj rodziny. wszyscy są wdzięczni.
pierwszy prezent któy dostałam z wdzięczności.
data do kalendarza.
nie wiedziałam co jej powiedzieć. - dzięki ale nie trzeba było ...
- trzeba. - rzuciła Gryffonka. - muszę lecieć na lekcje.pa ! pożegnała mnie siostra Rona i zniknęłą.
byłąm pewna że nie idzie na lekcje.
byłą połowa przerwy.
jednak puściłąm jej tłumaczenie mimo uszu.
moja ciekawość co podarowała mi dość uboga rodzina
( co jakiś czas oddawaliśmy z Harrym trochę złota pokryjomu do ich skrytki )
byłą silniejsza.
otworzyłąm pudełkoi zobaczyłam ...
szatę.
tak szatę.
do quidditcha, zieloną, z numerem 13 i moim nazwiskiem, w moim rozmiarze.
pomijając fakt że w to wyposażyła mnie szkoła jako członka drużyny to był to miły gest.
na podszewce w kolorze srebrnym były podpisy całej wesołej rodziny Weasley i dedykacja ( czyli podziękowanie za uratowanie Ginny, plus stare hasło "niech Ci dobrze służy i przyniesie sukces")
miły gest.
schowałam szatę do pudełka a sao opakowanie wyrzuciłam w powietrze i odesłałam do pokoju dziewczyn, wprost na moje łóżko.
teraz nie mogłam się doczekać pierwszej lekcji obrony przed dementorami.
lekcje mi minęły jak z bicza.
podeszłam pod stary gabinet Lockharta
zapukałąm i przywitała mnie zmęczona twarz Lupina.
- wejdź, zaczniemy od razu. - zaprosił mnie. weszłam. - z tobą będzie mi , nieukrywam, trochę trudniej pracować niż z twoim bratem bo nie masz różdżki. - stanął przede mną i patrzył mi w oczy. - dementorzy żywią się szczęściem, zostawiając smutek i przygnębienie. zaklęcie jest łatwe "expecto patronum".
- oczekuję ochrony ? spytałam marszcząc brwi.
- mniej więcej. skąd wiedziałaś ? spojrzał na mnie zaskoczony.
- dużo mitologii. a to jedno zdanie ... po prostu ... jakoś. odparłąm.
- dobrze więc. - wznowił Lupin. - na zaklęcie potrzebujesz skupienia na najszczęśliwszym wspomnieniu jakie posiadasz. nie umiem ci wytłumaczyć co masz zrobić by zadziałało dlatego spróbuj odnaleźć swoje najszczęśliwsze wspomnienie a kiedy powiem "już" otworzę skrzynię i powiesz formułkę. dobrze ? spytał nauczyciel. przejmował się tym.
- dobrze. pokiwałam głową.
najszczęśliwsze wspomnienie ...
Kastiel. kiedy powiedział "kocham".
starałam sobie wszystko przypomnieć i skupić się nad tym momentem.
- JUŻ ! krzyknął Lupin.
- Expecto Patronum ! - krzyknęłam na całą salę ale odrzuciło mną do tyłu. walnęłąm głową w szafę. - auć.
- i tak nieźle. - spojrzał na mnie Lupin. jakby zrozumiał gdzie jestem. - nic ci nie jest ?
dotknęłam czaszki. trochę krwi.
- to musi iść do szycia ... zaczął.
- nie. - odwróciłam się plecami tak by nauczyciel widział jak ciało się samo zrasta. - nie trzeba. to - pokazałam na gojącą się ranę. - mam od zawsze.
- niesamowite ... taką regenerację ... - urwał. - proszę. - podał mi czekoladę. - zjedz. dobrze ci zrobi.
- dziękuję. - przyjęłam słodycz. - za słabo się skoncentrowałam. dlatego mnie odrzuciło. poza tym za słabo stałam.
- sama diagnozujesz problemy z zaklęciem ? - spytał sam siebie zaskoczony. - chcesz kontynuować ?
pomimo zmęczenia pokiwałam głową.
stałam jak byk do natarcia.
wypuściłąm z sykiem powietrze i szykowałam ręce.
Kastiel ... myślałam nad nim.
- JUŻ ! puścił zamki.
- expecto patronum ! - krzyknęłam jak tylko puścił stworzenie w przód.
cofnęłam się o krok ale istota tylko na chwilę otępiała. podeszła do mnie i patrzyła mi w oczy.
całun okrywał twarz wysokiej, czarnej postaci a ręka spod zniszczonego rękawa byłą pokryta licznymi grzybami jakby kościotrupa obrosły glony.
* Lupin *
czemu ona jeszcze jest przy zdrowych zmysłach ?
przecież dementorzy nawet u najtwardszych przywołują strach, smutek i pomieszanie zmysłów.
ona stoi naprzeciw niego i nic.
- odejdź. powtórzyłą twardo.
dementor posłuchał, skinął głową i się cofnął.
ona jak sam zamknął za sobą skrzynię usiadłą na podłodze zmęczona.
podszedłęm do niej i podałęm jej całą tabliczkę czekolady. - jak ty to zrobiłaś ?
- nie wiem. - próbowała wstać ale nie dała rady. zaczęła łapczywie zjadać całe słodycze. - nie mam pojęcia panie profesorze.
za to ja mam ... chyba ...
po raz pierwszy widziałem kogoś o takich zdolnościach.
- skończmy na dzisiaj. - odprawiłem ją po kwadransie kiedy już wstała. - jeżeli nadal chcesz się uczyć zapraszam jutro.
- dobrze panie profesorze. pokiwała głową i wyszła.
skąd u niej te zdolności ??
* Ignis *
Harry miał rację. treningi u Lupina gorsze niż wszystko.
weszłam do dormitorium na chwiejnych nogach i usiadłam w fotelu.
- ej. patrz gdzie siadasz. usłyszałam złośliwy ton. Draco. ups ...
- sorki. przeniosłam się resztkami sił na kanapę. nie miałam nawet siły się z nim wykłócać.
ale czy z treningami nie jest zawsze tak samo ?
pierwszy zawsze jest najgorszy. potem już z górki.
starałam się pocieszyć samą siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz