niedziela, 3 listopada 2013

Rok III Rozdział Czwarty Pierwszy

minęło kilka dni wśród rutyny. 
nareszcie udało mi sie złapać na korytarzu brata, a on oznajmił mi że trening u Lupina jest gorszy niż cokolwiek i że dzisiaj wieczorem moja kolej na pierwszą lekcję. 
na słowa brata pokiwałam głową, bo nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, 
"znoszę treningi Cirispina na któych nie sypiam po nocy to zniosę i te za dnia" - brzmiało to zbyt brutalnie a Harry znając życie poszedłby do McGonnagall żeby zgłosić moje nieobecności w nocy a jego mentorka pewnie zakazałaby mi wychodzić i postawiła jako obstawę Dracona znając mój fart

jednak zanim miałam iść do Lupina czas załatwił mi Snape.
zaprosił mnie do swojego gabinetu.

otworzyłam drzwi jak zapukałam i usiadłam przed jego biurkiem. 
- witaj Ignis. - przywitał mnie cieplej niż profesor. - herbaty ?
- nie dziękuję panie profesorze. - odparłam życzliwie. wskazał na zamknięte drzwi. - wuju. 
jakby się ucieszył.  - mam dla ciebie swego rodzaju prezent. 
- o co chodzi ? spytałam zainteresowana. 
- o to. - podał mi kopertę przez biurko. pod palcami papier i coś srebrnego. - twój ojciec prosił o niezwłoczne przekazanie tego tobie. 
rozerwałam kopertę. 
pierwszy list od ojca. 

"Córeczko !
Mam nadzieję że w szkole wszystko idzie jak należy. 
Ten list normalnie poświęciłbym na historię, ale twoja wizyta mnie uprzedziła. 
Dlatego skrócę się do życzenia Ci udanego roku szkolnego i szybkiego biegu czasu. 

ten łańcuszek należał do Twojej Mamy. nosiłą go jako talizman.

znalazłem go niedawno w starych rzeczach które ocalały z pożaru. 
noś go dumnie i niech przyniesie Ci szczęście
Pozdrawiam 
Tata"

z koperty wyjęłam cienki srebrny łańcuszek z czarnym kamieniem oplecionym drutem. 
od razu go sobie zapięłam na szyi obok medalionu od Kastiela z któym nierozstawałam się od zeszłęgo roku. 

- dziękuję, wuju. - spojrzałam szczęśliwa na Snape'a. - czy jest jeszcze jakiś powód dla którego mnie pan tu zaprosił ?
- jeden. - pokiwał głową. - nie możesz przebywać zbyt długo w Zakazanym Lesie będąc bez Cirispina. dlatego bez potrzeby nie zapuszczaj się między drzewa. 
- cze ...
- dementorzy mają gdzieś w jego środku siedzibę. nie chcemy żeby ci się coś stało. tyczy się to wszystkich uczniów poniżej roku czwartego.  - uprzedził mnie nauczyciel Eliksirów. - to tyle. - chciałam wstać. - jednak nie. - usiadłąm z powrotem na miejscu. - słyszałęm że profesor Lupin ma cię uczyć zaklęcia ochronnego. 
- to prawda. potwierdziłam jego słowa.
- korzystaj jak najwięcej z jego lekcji. - odparł. - pomimo faktu że mu nie ufam to jednak dementorzy mogą przeszkadzać w wyborze na Łowcę. 
- rozumiem. odpowiedziałam spokojnie. 
- leć już na lekcje. nie mogę pozwolić Gryffonom na wygraną w tym roku.  pożegnał mnie wuj. 

po wyjściu z jego gabinetu wpadłam na Ginny. 
- Ignis - spojrzałą na mnie wesołą. - nie zdążyłąm ci w zeszły roku podziękować. zaczęłą.
- nie musisz. - odpowiedziałam jej. - naprawdę. 
- no ale ... ale muszę. - uparła się Gryffonka. - dziękuję za uratowanie mi życia. - przytuliłą mnie po tych słowach. kiedy się odsunęła wcisnęła mi w dłonie prezent. - wiem że to niewiele ale to od całęj rodziny. wszyscy są wdzięczni. 

pierwszy prezent któy dostałam z wdzięczności. 
data do kalendarza. 

nie wiedziałam co jej powiedzieć. - dzięki ale nie trzeba było ... 
- trzeba. - rzuciła Gryffonka. - muszę lecieć na lekcje.pa ! pożegnała mnie siostra Rona i zniknęłą. 

byłąm pewna że nie idzie na lekcje. 
byłą połowa przerwy. 

jednak puściłąm jej tłumaczenie mimo uszu. 
moja ciekawość co podarowała mi dość uboga rodzina 
( co jakiś czas oddawaliśmy z Harrym trochę złota pokryjomu do ich skrytki )
byłą silniejsza. 

otworzyłąm pudełkoi zobaczyłam ... 
szatę. 
tak szatę. 
do quidditcha, zieloną, z numerem 13 i moim nazwiskiem, w moim rozmiarze. 
pomijając fakt że w to wyposażyła mnie szkoła jako członka drużyny to był to miły gest. 
na podszewce w kolorze srebrnym były podpisy całej wesołej rodziny Weasley i dedykacja ( czyli podziękowanie za uratowanie Ginny, plus stare hasło "niech Ci dobrze służy i przyniesie sukces")
miły gest. 

schowałam szatę do pudełka a sao opakowanie wyrzuciłam w powietrze i odesłałam do pokoju dziewczyn, wprost na moje łóżko. 

teraz nie mogłam się doczekać pierwszej lekcji obrony przed dementorami. 

lekcje mi minęły jak z bicza. 

podeszłam pod stary gabinet Lockharta 
zapukałąm i przywitała mnie zmęczona twarz Lupina. 
- wejdź, zaczniemy od razu. - zaprosił mnie. weszłam. - z tobą będzie mi , nieukrywam, trochę trudniej pracować niż z twoim bratem bo nie masz różdżki. - stanął przede mną i patrzył mi w oczy. - dementorzy żywią się szczęściem, zostawiając smutek i przygnębienie. zaklęcie jest łatwe "expecto patronum". 
- oczekuję ochrony ? spytałam marszcząc brwi. 
- mniej więcej. skąd wiedziałaś ? spojrzał na mnie zaskoczony. 
- dużo mitologii. a to jedno zdanie ... po prostu ... jakoś.  odparłąm. 
- dobrze więc. - wznowił Lupin. - na zaklęcie potrzebujesz skupienia na najszczęśliwszym wspomnieniu jakie posiadasz. nie umiem ci wytłumaczyć co masz zrobić by zadziałało dlatego spróbuj odnaleźć swoje najszczęśliwsze wspomnienie a kiedy powiem "już" otworzę skrzynię i powiesz formułkę. dobrze ? spytał nauczyciel. przejmował się tym. 
- dobrze. pokiwałam głową.  

najszczęśliwsze wspomnienie ...  
Kastiel.  kiedy powiedział "kocham".    

starałam sobie wszystko przypomnieć i skupić się nad tym momentem. 

- JUŻ !  krzyknął Lupin. 
- Expecto Patronum ! - krzyknęłam na całą salę ale odrzuciło mną do tyłu. walnęłąm głową w szafę. - auć. 
- i tak nieźle. - spojrzał na mnie Lupin.  jakby zrozumiał gdzie jestem. - nic ci nie jest ? 
dotknęłam czaszki.  trochę krwi. 
- to musi iść do szycia ... zaczął. 
- nie. - odwróciłam się plecami tak by nauczyciel widział jak ciało się samo zrasta. - nie trzeba. to - pokazałam na gojącą się ranę. - mam od zawsze. 
- niesamowite ... taką regenerację ...  - urwał. - proszę. - podał mi czekoladę. - zjedz. dobrze ci zrobi. 
- dziękuję. - przyjęłam słodycz. - za słabo się skoncentrowałam. dlatego mnie odrzuciło. poza tym za słabo stałam. 
- sama diagnozujesz problemy z zaklęciem ? - spytał sam siebie zaskoczony. - chcesz kontynuować ?
pomimo zmęczenia pokiwałam głową. 
stałam jak byk do natarcia. 

wypuściłąm z sykiem powietrze i szykowałam ręce. 
Kastiel ...  myślałam nad nim. 

- JUŻ ! puścił zamki. 
- expecto patronum ! - krzyknęłam jak tylko puścił stworzenie w przód. 
cofnęłam się o krok ale istota tylko na chwilę otępiała. podeszła do mnie i patrzyła mi w oczy. 

całun okrywał twarz wysokiej, czarnej postaci a ręka spod zniszczonego rękawa byłą pokryta licznymi grzybami jakby kościotrupa obrosły glony. 

* Lupin * 

czemu ona jeszcze jest przy zdrowych zmysłach ? 
przecież dementorzy nawet u najtwardszych przywołują strach, smutek i pomieszanie zmysłów. 
ona stoi naprzeciw niego i nic. 


- odejdź. powtórzyłą twardo. 
dementor posłuchał, skinął głową i się cofnął. 

ona jak sam zamknął za sobą skrzynię usiadłą na podłodze zmęczona. 
podszedłęm do niej i podałęm jej całą tabliczkę czekolady. - jak ty to zrobiłaś ? 
- nie wiem. - próbowała wstać ale nie dała rady. zaczęła łapczywie zjadać całe słodycze. - nie mam pojęcia panie profesorze.

za to ja mam ... chyba ... 

po raz pierwszy widziałem kogoś o takich zdolnościach. 
- skończmy na dzisiaj. - odprawiłem ją po kwadransie kiedy już wstała. - jeżeli nadal chcesz się uczyć zapraszam jutro. 
- dobrze panie profesorze. pokiwała głową i wyszła. 

skąd u niej te zdolności ??

* Ignis * 
Harry miał rację. 
treningi u Lupina gorsze niż wszystko. 

weszłam do dormitorium na chwiejnych nogach i usiadłam w fotelu. 
- ej. patrz gdzie siadasz. usłyszałam złośliwy ton. Draco. ups ...
- sorki.  przeniosłam się resztkami sił na kanapę. nie miałam nawet siły się z nim wykłócać. 

ale czy z treningami nie jest zawsze tak samo ? 
pierwszy zawsze jest najgorszy. potem już z górki. 
starałam się pocieszyć samą siebie. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz