poniedziałek, 25 listopada 2013

Rok IV Rozdział II Podróż

rano. blady świt.  a tu pobudka.
ale za to ludzka. 
buziak w policzek i słowo "wstawaj Igni"
taką pobudkę mogę mieć zawsze. 

Draconowi się odpłaciłam tym samym. 
- wstaje - zapewniłam go - już, już. 
- dobrze Księżniczko - uśmiechnął się - czekam za drzwiami. - cofnął się o krok - obiecasz mi coś ? - spytał, jednak wiedział że do końca nic nie jest za darmo - dostaniesz pocałunek w drodze do szkoły.
- o co chodzi ? spytałam. cena wysoka, nawet bardzo kusząca i apetyczna.
- na kufrze zostawiłem ci rzeczy na dzisiaj - obejrzałam się na nie - załóż je dla mnie.
- dobrze - uśmiechnęłam się do niego - a teraz zniknij na minutę.

ogarnęłam się w obiecaną minutę.

wyszłam w tym co mi wybrał czyli w ciasnym ciemnozielonym pasie gorsetowym, jasnych spodniach i białej bluzce koszulowej.
na mój widok Draco się uśmiechnął.
- śniadanie Księżniczko. 
- idę Książę - odpowiedziałam biorąc go za rękę - dzień dobry panie Malfoy. przywitałam gospodarza.
- witaj Ignis. - odpowiedział mi życzliwie Lucjusz - śniadanie gotowe. 
 zjedliśmy je w tempie błyskawicy. 

bo im szybciej na peronie tym szybciej w tłumie, im szybciej w tłumie na peronie tym szybciej w przedziale. 
a w przedziale sami. 

- Draco znieś kufry. zarządził synem Lucjusz dopijając kawę. 
Draci niezbyt chętnie ale je zaniósł przed namiot. 
potem wrócił do salonu. 
- pociąg macie na 9:00, na peronie będziecie już zaraz. aha no i macie odjazd za - Lucjusz spojrzał na zegarek - 3 i pół godziny. 
- o której mnie obudziłeś Draco - spojrzałam na blondyna - o 5 racja ? 
- tak ale i tak pozwoliłem ci spać pół godziny dłużej - uśmiechnął się do mnie - ja wstałem 4:30 - godzinę powiedział z wyrzutem - a czemu mamy być od razu na peronie tato ? spojrzał na ojca. 
- Ministerstwo musi tu jeszcze kilka rzeczy pozałatwiać Draco, na przykład pożar chatki w lesie która zajęła się ogniem praktycznie chyba samoistnie - Lucjusz miał zagwostkę - a was nie może tu być. 

Draci razem ze mną wyszedł na zewnątrz i chciał dać mi buziaka w policzek. 
wyczułam Harry'ego i miałam problem czy pozwolić Draconowi na gest czy też dać mu w twarz. 
wybrałam opcję numer dwa.

już zbliżał usta które aż się prosiły o buziaka ale dostał chłodno wymierzony policzek.
- co to ma być ? spytałam udając złość.
brat się zainteresował.
- a nie tego chciałaś ? - zdziwił się rozcierając twarz. - zapomniałem że pijawki chcą krwi. - prychnął. - mój ojciec był dla ciebie życzliwy z dwóch powodów. pierwszy : zaprosił cię Minister i to on kazał mu cię pilnować, po drugie : nie chciał stracić krwi.
- doprawdy ? wydawało mi się że to dlatego że jego syn nie daje mu powodów do dumy. - Draco widział w moim oku przeprosiny. - a traktował mnie jak córkę z powodu właśnie dlatego że nie ma z kogo być dumny.
- no właśnie Malfoy. - przytaknął mi Harry. w jego ustach Draco traktował to jako obelgę. - co jak co ale powodów do dumy to z ciebie nie ma.
- nie wtrącaj się Potter. syknął Ślizgon.

potem Harry'ego zabrali Weasley'owie.
a mnie i Dracona Lucjusz.

na peronie ojciec Draco podał nam bilety.
- pamiętajcie. pociąg jest o 9:00.  pożegał nas. - do zobaczenia Ignis. nie chciałabyś spędzić z nami ferii ?
- z wielką chęcią panie Malfoy jeżeli nie byłby to problem. a gdzie dokładnie ?
- przy okazji świąt się nad tym zastanowimy. ale wstępnie chyba Włochy.
- przepraszam że mieszam się w sprawę miejsca ale jednak prosiłabym wszędzie byleby nie Włochy. - powiedziałam przepraszająco. - spotkała mnie tam pewna przykrość więc ... nie chcę oglądać osoby która mi ją wyrządziła.
- Włochy to wielki kraj. - powiedział Lucjusz. - ale weźmiemy twoje zdanie pod uwagę. - zapewnił mnie ojciec Draco. - oczekuj sowy w takim razie.
- dziękuję. odpowiedziałam życzliwie.
- to cześć ta ... - deportacja Lucjusza. Draco mi się złamał w pół. zapomniał o kamiennej twarzy egoistycznego, wrednego i złośliwego arystokraty. - może to co mówiłaś to prawda ...
- nie. - zaprzeczyłam. - nie waż się tak mówić czy nawet myśleć. - spojrzałam mu w oczy. - popatrz na mnie. - pstryknęłam go w opuszczony nos. podniósł wzrok. smutny i rozczarowany.  - twój ojciec jest z ciebie dumny. podczas zebrań to co o tobie mówi jest najlepszym dowodem. nie wierzysz mi ? - spojrzałam na niego. - dobrze. powiem ci coś o czym poza twojej matki i ojca wiem tylko ja. kiedyś pałętałam się we śnie po Dworze. - zdziwił się. - i podsłuchałam rozmowę. dotyczącą właśnie ciebie. twój dziadek przy ludziach poniżał twojego ojca. zresztą nie tylko przy ludziach. móił mu wiecznie że jest nieudacznikiem itp. a twój ojciec mówi o tobie na zewnątrz bo chce żeby wszystkie dzieci Śmierciożerców czy ludzi z Ministerstwa miały porównanie do ciebie właśnie. że a Draco to Draco tamto. czemu ty tak nie zrobisz ? - Dracon zdziwił się wielce na moje słowa. - a nie mówi tego tobie wrost bo nie umie. - pogładziłam go o ramieniu. - porozmawiaj z nim o powodzie czemu cię nie chwali. powie ci to samo. - zapewniłam go. - a co ja ci mogę powiedzieć ... - rozłożyłam ręce. - ja ze swoim tatą wakacji nie spędzę. a ty tak. poświęca ci czas, uwagę, pieniądze i uwagę. ciesz się Draci. - objął mnie.  temat rodzina nadal był u mnie na liście dość mocno zakazanych mind-fuck'ów. - naprawdę masz z czego.
- ciicho. - uciszył mnie i moje łzy i uspokoił. - chodź. mamy dwie godziny. sterczeć tu chyba nie zamierzasz.
- ciastko ? - spojrzałam na niego. pokiwał głową. - chodź. zabieram cię na Pokątną.
- idę skarbie idę.  - za każdym razem kiedy się tak do mnie zwracał byłam szczęśliwsza. motyle sobie latały w brzuchu. przytuliłam go. - no co ? spytał zaskoczony.
- i ty masz ze mną rok wytrzymać. - zaśmiałam się. - chodź. - pociągnęłam go w stronę zapomnianej uliczki. - najlepsze ciasta, ciasteczka i tarty na Pokątnej. mamy gwarantowany upust ceny.
- czy jest w tym świecie miejsce gdzie nie masz znajomości ? spytał żartem.
odpowiedziałam mu śmiechem.
zabrałam go do środka.
- Laurent dwie tarty z malinami. a i jakbyś mógł zadbać o to że lokal wygląda na zamknięty.
- jasne Ignis. - odpowiedział mi mulat mówiący do siebie, co teraz też robił,  po francusku.  - tarty za minutę. coś do picia ?
- zieloną jaśminową. odpowiedziałam życzliwie.
- dwa dzbanki czy czarki ?
- czarki na początek.
- się robi.  odpowiedział i zniknął za kontuarem niedaleko kuchni.

- na co nam zamknięty lokal ? zdziwił się Draco.
usiadłam tuż przy nim.  - a choćby po to. - pocałowałam go w policzek. - i po to.
- rozumiem. - odpowiedział. - a teraz mogłabyś iść ?
- oj no nie wyganiaj mnie. odparłam Draconowi.
- muszę. - odgryzł się. po chwili kiedy już zjadł tarte spojrzał na mnie z zastanowieniem. - Ignis ...
- tak ? - spytałam zdziwiona. - o co chodzi Draco ?
- no bo ... bo widziałem cię i Bonesa wtedy ... no i ...
- spokojnie jest zabity a ty jesteś i byłeś jedyny. - uprzedziłam go. jednak jego wzrok zaprzeczał. - o co chodzi ...
- bo ... bo on cię całował ... - zatrzymał się. - no i ...
- oj buziaki to w pociągu. mamy przed sobą cały długi dzień podróży. - wypiłam herbatę. - spróbuj.
wziął łyk z czarki.  - ciekawa ... - uśmiechnął się przepraszająco. - jednak to nie mój smak.
- spokojnie nie zmuszam cię do picia herbaty. - odpowiedziałam. - Laurent można jedną zwykłą czarną ?
- proszą bardzo. - podał Draconowi kubek ciepłej, parującej herbaty. - Anglików dość trudno przekonać do picia innej herbaty niż czarnej ...
- uwagi proszę cię zachowaj dla siebie. - zasugerowałam mu. - dobrze ?
- ładna z was para. - rzucił na odchodnym. - udana ...

to akurat zakończyło jego wypowiedź.
herbaty zniknęły. ciastka też.
rachunek uregulowany.

przeszliśmy na Pokątną w poszukiwaniu słodyczy na podróż.
obkupiliśmy się w lukrecje, jabłka a ja dodatkowo w krwiste lizaki.

potem już na peron.
stał pociąg i zajęliśmy przedział.
sami.
zamknęłam drzwi na zamek.
- pozwolisz że odeśpię. - po akcji z wilami, aurą Draco i Bonesem nadal nie doszłam w 100% do siebie. - nadal padam.
- proszę ba ... - urwał kiedy cofnęłam go za rękaw tylko odrobinę. - co ty planujesz ... - położyłam głowę na jego udzie. - Ignis ...
- mogę ? spytałam.
- wiesz co ... - pogłaskał mnie po głowie. - możesz sobie spać.
- dobranoc.  pożegnałam go i zamknęłam oczy.

* Draco * 
pociąg powli ruszył z miejsca.
do nas władowali się Crabbe i Goyle.
zobaczyli śpiącą Ignis.
- co wy ... zaczął Crabbe.
- śpi geniuszu. - przerwałem cicho. - bo ją obudzisz.
- sorki. - powiedział Vincent. - a czemu śpi ... no tak.
- pomyśl. odpowiedziałem nie wprost.
- że niby wy ... razem ... - zdziwił się Goyle. - no spoko.
- ma to zostać tylko w naszej czwórce. inaczej ona. - wskazałem a Igni. - wam cytuję " nogi z tyłka powyrywa". - wiedziałem że mówiła to w innej sytuacji ale musiałem im coś powiedzieć żeby siedzieli cicho. - jasne ? Pansy ma o tym kategorycznie nie wiedzieć.
- okej. - zgodzili się. - nie powiemy jej.
- świetnie. - odetchnąłem. - a teraz macie zadanie wyjścia i trzymania tej szczurzycy jak najdalej od tego przedziału.
- jasne.  powiedzieli i wyszli.

poglaskałem Ignis po głowie.
poczułem na udzie ruch jej policzka.
nadal delikatny ...
nie. ona mi dziękuje.

pogładziłem ją po boku.
znowu poruszyłą głową.
nie.
ona nie ma nic na myśli.
po prostu dziękuje.

- Draco nie rób tak. - uśmiechnęła się lekko. - daj mi spać. chociaż do 11.
- dobrze. zgodziłem się.

Do jedenastej patrzyłem za okno. 
O tej godzinie pogłaskałem ją po głowie.
- wstawaj Igni - zacząłem łagodnie. ona wstała, podniosła wzrok i uśmiechnęła się - dzień dobry. 
                            * Ignis * 

- dobry, dobry - odpowiedziałam. - Draco obiecałeś mi coś. 
- wiem - spojrzał mi w oczy - dobrze się spało ? 
- bardzo dobrze. - powiedziałam. - masz bardzo wygodne uda - nie skłamałam, spało się świetnie i wygodnie - a nie przeszkadzało ci to ? 
- nie, mi nie - odparł - ale odwiedził nas Crabbe i Goyle, powiedziałem im o nas i obiecali że nie powiedzą, a nawet trzymają Pansy z daleka. 
- świetnie - ucieszyłam się - a co robimy teraz , co Draco ? 
- ja bym proponował szachy. albo jedzenie. 
- jedzenie - stwierdziłam od razu. głód na krew dawał o sobie znać i się zwiększył od początku przemiany odpakowalam lizaka i zaczelam powoli go konsumowac - smacznego Draci - powiedziałam życzliwie kiedy zajął się jabłkiem - a gdzie moje jabuszko ? 
- proszę cię bardzo - podał mi zieloną kulę - a dziękuję ? - spytał złośliwie i zaczął mnie łaskotać - powiedz dziękuję to przestanę. 
- dobra, dobra - zgodziłam się - już starczy, dziękuję za jabuszko Draco. 
momentalnie zastopował. 
- nie ma za co skarbie. - spojrzał na mnie złośliwie - przypomniało mi się. - mówił to tak jakby pacnął się w czoło - w tym roku jest Czara, ale pewnie o tym wiesz. 
- co ? zdziwiłam się. 
- nie wiesz ? zmarszczył brwi zdziwiony Draco.
- a co się dzieje ? - spytałam zbliżając się do niego.   nawyk.  a Draci nie był przyzwyczajony. cofnęłam się. - przepraszam. odruch, nawyk, nazywaj to jak chcesz. wyuczyli mnie tego. - uspokoił się. - o co chodzi ? spytałam łagodnie siadając pod jego ramieniem.
- Czara. Czara Ognia konkretniej. - na wieść o żywiole miałam półuśmiech na twarzy. - w wielkim skrócie. Czara, magiczny przedmiot, wybiera dowolną ilość uczestników. są trzy szkoły Dumstrang - prychęłam z pogardą. owszem WIktor Krum jako jedyny zachowywał maniery ale poza nim jednym całą reszta była w moich oczach gorylami. - nasza mieszana. - kontynuował niezrażony Draco. - i Pobbatoun. czyli żeńska. - teraz to o się lekko uśmiechnął. - Czara jak już móiłem wybiera uczniów z każdej szkoły. najczęściej po parze. ojciec mówił że w jego czasach było pojedynczo,a wcześniej podwójnie.  zakładając parę . - spojrzał mi w oczy kontrolując czy słucham. a ja strzygłam uszami. - startuje szóstka. wygrywa dwójka. zwykle nie ma zgody dyrektorów na zadania śmiertelne więc i zgony nie są częste ale się zdarzają. wygrany zbiera miejsce w historii i jest chlubą szkoły jak wygra. pozostała czwórka może być poraniona lub wcale nie przeżyć, nie dostają nic jednym słowem.
- czyli to jest niebezpieczne ? drążyłam temat.
Draco wychwycił błysk w moim oku. - o nie. - zaprzeczył ostro. - nie będziesz startować. chcę mieć moją Księżniczkę w całości, żywą i zdrową.  kto by mnie uczył ?
- dobrze Draco. spokojnie. - pogłąskałam go po dłoni. - nie wezmę w tym udziału. jestem jedynym w historii dzieckiem z tyloma zdolnościami. i jedynym do tej pory Mistrzem Absolutnym. - nie zrozumiał. - bo widzisz. cały krąg w którym stałeś nie był ot tak zasilony. w każdym jest cząstka Energii czyli najmniej poznanego i ujarzmionego Żywiołu. ja dzięki twojej aktywacji zdobyłam nad nią panowanie. - zrobił wielkie oczy. - teraz nie potrzebuję peleryny by korzystać z magii dowolnie. - wstałam i wyjęłam płaszcz. - proszę bardzo. popatrz. - ogień. - kolor złoty materiału. - teraz woda. - okrycie zmieniło kolor na morski. - ziemia. - czarny niczym wulkan - powietrze. - nieznacznie zauważalny seledyn. - i energia. - przezroczysty. - wiesz czemu jest taki a nie inny ?
- bo każdy żywioł do Mistrzostwa musi mieć barwę odpowiednią do czarownika. - odpowiedział.  po jego aktywacji dostał dostęp do mojej wiedzy na temat magii. - a czemu Energia jest tak niewiele zapisana ?
- głupiutkie pytanie Draco. - uśmiechnęłam się. - na każdym żywiole na płaszczu są zapisane "etapy" czyli pieczęcie, arkana itp. - pokiwał głową bo wiedział o czym mówię. - a Energię kształtuję sobie sama. - zrobił minę typu "aa no taak". - dlatego jest tego stosunkowo niewiele.
- a ile ci to wszystko zajęło ? spytał Draci.
- od pierwszego roku szkoły. tyle że wtedy zatwierdzono mi dwa Mistrzostwa. bo jedno miałam jak to powiedzieli "wrodzone" i był to Ogień.  Wodę zdobyłam wtedy. na drugim roku Ziemię, na tych wakacjach Powietrze a no i dzięki tobie Energię. czyli mi jakieś 3 lata.  ale niestety nauka jest żmudna, trudna i siłochłonna. - jego zapał wyszedł na zewnątrz w postaci stałej. tak jak przy pierwszych treningach quidditcha kiedy był na moim miejscu. - ale nie mogę ci obiecać że nie będę ostra.
chciał coś powiedzieć. - i tak wyglądasz mocno. charakter twój znam i wiem że odpowiada wyglądowi. pani profesor.  wyraz "pani profesor" powiedział złośliwie.
- oj postaraj się mieć taki humor po treningu. - zaśmiałam się z niego. - dobra. nie o tym teraz.
- a co moja Księżniczka chciałaby robić w szkole ?
- no właśnie tu jest problem. - opadłam na miejsce. - nie mogą się o nas dowiedzieć. muszą myśleć że nadal jesteśmy jak pies z kotem. - zmarkotniał. - a to papra sprawę.
- czyli bycie tu ze mną jest problemem ? wywnioskował lekko zły.
odeszłam naprzeciw niego. - jeżeli tak myślisz to jesteś w błędzie. ale - uniosłam dłonie. - ja cię poprawiać nie chcę. idę spać. obudź mnie a nie będzie to miłe spotkanie. odparłam obrażona.
niby ktoś powie że jestem zbyt ostra, oschła i bezuczuciowa.
niech spojrzy na to co się działo.

Kastiela pomijam bo był on pierwszy i wręcz idealny.

ALeksander i Bones spaprali mi psychikę.
jeżeli Draco ruszy cztery litery żeby mnie udobruchać znaczy że raczej się nie sparzę.
   na Bonesie też bym się nie sparzyła ale miałam odruch wymiotny na myśl o byciu ze starym wampirem. i od początku wiedziałam że to kobieciarz więc summa summarum prędzej czy później bym się zraniła.
Aleksander ... cóż tu strzępic język.  szuja i tyle.

* Draco * 

nie chciałem zeby to tak odebrała.
teraz obrażona o złe dobranie słów.
nie o to mi chodziło.

nie.
ona mi pokazała jak bardzo jej na mnie zależy.
a ja nie miałem okazji.  teraz mogłem jej powiedzieć ile dla mnie znaczy.

nie myślałem.
podszedłem do niej i pocałowałem ją.

zdziwiona była tylko przez sekundę.
spojrzała mi w oczy które zaraz z powrotem zamknęła.

potem już odzyskała świadomość.  chyba.
 można to było nazwać pocałunkiem tylko od tego jak to się zaczęło.
bo to co się wydarzyło było o wiele lepsze.

Igni popchnęła mnie do drugiego rzędu siedzeń nieprzerywając pocałunku.
jednak kiedy odważyłem się dotknąć jej karku uległa.
wróciłem ją z powrotem do jej miejsca.

nie pamiętałem ile to trwało.
ale było to cudowne.

pamiętam że zostałem ściągnięty na dół.
a kiedy obejrzałem się w prawo, bo tam coś mi ciążyło na boku,  widziałem zwiniętą w kłębek obok siebie Igni.

wypalenie ...
jej wiedza okazała się całkiem na miejscu.
ale wolałem żeby sama mi to wytłumaczyła.

po jakimś czasie otworzyła oczy.
- wiesz co zrobiłeś ? - spojrzała na mnie radośnie.  wiedziałem ale nie chciałem się przyznawać. - całkowicie mnie wypaliłeś. - zdziwiłem się. jak to całkowicie ? - ten idiota który mnie zmienił zrobił to częściowo. - wyjaśniła.  no tak ... wypalenie częściowe.  najpierw głodowe potem słabe normalne.  całkowite polegało na " zdetronizowaniu "  ( tj. usunięciu )  efektów niecałkowitego normalnego i ustawieniu nowej bariery.  - a ty całkowicie. - wtuliła się we mnie. - mrr należą ci się gratulacje.
- pozwolisz mi że udam głupiego i zapytam o co chodzi ?
- wypalenie normalne zwyczajowo określane jako spontaniczne powoduje znormalizowanie zmysłów wampira, lub w moim wypadku połówki ,  do poziomu osoby któa to wypalenie przeprowadziła. czytaj przez ten pocałunek sprawiłeś że moje zmysły wróciły do poziomu człowieka. w tym przypadku do ciebie. - uściśliła. - a teraz mój Książę mi powie o co mu chodziło mówiąc " jest problemem".
- o to że będzie trudno to pogodzić z tym co byśmy chcieli a nie możemy. - odparłem. uszczęśliwiła się. - twój brat będzie najgorszy w tym wszystkim.

* Ignis * 

wypalenie.
od Draco ...

powiem szczerze wiedziałam że prędzej czy później przyda mi się unormowanie zmysłów.
ale nie sądziłąm że całkowite przyjmę od Draciego.
jako przeprosiny.

Draco ...  czego ja jeszcze o tobie i twoich talentach do pocałunków nie wiem ??



- myślisz że nie wiem żę będzie ? - odpowiedziałam sląbo. - nie chcę się z tobą wykłócać.
- oj uwierz mi że mi też się to nie uśmiecha. - odparł Draco.  - ale chyba kiedyś się dowie, prawda ?
- dowie się. - potwierdziłam. - ale kiedy będzie spokojnie. musi być na to odpowiedni moment.
- Ignis w tej szkole nigdy go nie będzie. - postrofował mnie Ślizgon. - w zeszłym roku Syriusz, teraz Czara. w przyszłym roku mu powiesz ? - zdenerwował się. - nie. sprawę masz rozwiązać jeszcze w tym roku.
- dobrze. - przyjęłam warunek. - ale dajesz mi cały ten rok i wakacje. - jakoś to przełknął. niezbyt chętnie ale jakoś. - obiecuję że się o tym dowie. - pogladziłam go po dłoni. - i że jeszcze zobaczy jak się całujemy.
na to Draco się uszczęśliwił.
wiedziałam że chciał mu dopiec czymś do żywego odkąd się skłócili.
a związek z siostrzyczką byłby genialnym pretekstem.
ba że siostrzyczka będzie tego związku bronić, prosić o zrozumienie.

mnie też trochę to uszczęśliwiało.
Harry odkąd byłam z Kastielem nie chciał przyjąć do wiadomości tego że jestem z kimś i poświęcam komuś innemu czas.
bo do tej pory było tylko "braciszku chodźmy tu, tam i tam.";"braciszku pobawmy się w to i to".  etc.
a teraz był lekko odrzucony.
rozumiem żal o mniej czasu ale niech zrozumie to że nie będziemy wiecznie mieszkać jako rodzina.
on pójdzie w prawo, ja w lewo. koniec.

Draco spojrzał na mnie. - jest bal z okazji Czary. - szepnął mi na ucho. - obiecaj mi że zatańczysz.
- nie musiałeś o to prosić. - spojrzałam na niego miło. - gwarancję masz na taniec.
- trwa do rana. - dalej korcił. - obiecaj że zostaniemy na sali do czasu zamknięcia imprezy.
- nie mogę obiecać. - odpowiedziałam z łobuzerskim uśmieszkiem. - bo pocałunek nam ucieknie.
- przekonałaś mnie do uściślenia.  jak najdłużej się da.
- obiecuję. - pocałowałam go w policzek. - ale ty też. - pokazałam mu policzek który pocałował. - sprawa Balu jest dość jasna. kiedy jest ?
- chyba jakoś około Bożego Narodzenia.- no fajnie. na Święta. - a Czara zaczyna się po nim. chyba jakoś styczeń. - okej. - i to jest tak.  są trzy zadania.  jedno się zmienia bo jest to śmiertelne, zależy czy wydadzą zgodę. przetrwanie w Labiryncie. pełno bestii, magii, zamieszania i tajemnych rzeczy.  ojciec ma z tym sporo roboty żeby to wszystko przemieścić tak żeby reszta tj. ludzie spoza Departamentu się nie skapnęli.
- ale przynajmiej będzie ciekawie. - poczochrałam go. - masz szachy na wierzchu, prawda ?
- mam. - podał mi pudełko. - stawka taka jak zawsze.
- taka jak zawsze. - potwierdziłam. po długiej rozgrywce się poddałam. nie było opcji na wygraną. przewróciłam króla. - wygrałeś. - pocałowałam Dracona w policzek. - gratuluję. przegrałam chociaż czuję się wygrana.
- co teraz ? - spojrzał na mnie spod objęcia. - niedługo pora obiadu ...
- nie mów mi nic o głodzie. - pogłaskałam go po policzku. - czuję każdą przyprawę, każdą chemię i powiem ci że chyba oprócz mięsa, jabłek i lukrecji w szkole nic nie będę jeść.
- nie dramatyzuj Igni. - uśmiechnął się. - nie może być ...
sięgnęłam po fiolkę. jednak była prawie pusta.
nie krew to ostateczność.

lizak.
rozgryzłam go od razu.
- jest. - zaprzeczyłam. - Rada wysyłała mi fiolki raz na tydzień. minęły już dwa a nie ma. - odparłam. - od akcji z ogniem głód wzrósł jeszcze bardziej, a mi trudno jest wytrzymać. - odetchnęłam. - nawet nie wiesz ile szlam jest w pociągu. a ja nie mogę tknąć czystego czarodzieja. - spojrzałam na niego radosna. - co nie znaczy że mój czystokrwisty mi nie pachnie i nie wzmaga apetytu. - zacisnęłam pięść. - i tu jest ten szkopuł. w szkole tyle brudnej krwi którą można by się pożywić ale jest na to zakaz. a dawek nie ma.
- przetrzymasz to jakoś. - Draco szukał pocieszenia dla mnie. - lizaki. na święta, urodziny, walentynki i resztę okazji obładuję nimi cały worek. - zapewnił mnie.  a jak on coś takiego obiecał byłam pewna że nie żartuje. - a teraz zjedz sobie słodycze.
- na zamiennikach długo nie pojadę. - odparłam. - powiem ci że brakuje mi normalności. - spojrzalam za okno. lasek.  a w nim testrale. - teraz słyszę każdą rozmowę, czuję każdą szlamę, widzę każdy detal.  to jest denerwujące pomimo tego że wypalenie daje mi nad tym kontrolę. - oparłam się o okno. - jest spoko wiedzieć wszystko ale są też rzeczy któych nie chce się pamiętać. - dotknęłam ugryzienia. - zastanawiasz się pewnie kto mi to zrobił - odsłoniłam bliznę po zębach. - zrobił to Aleksander Lancaster. największy ... - chciałam go zwymyślać. - szkoda gadać. każde porównanie, nawet do bestii, go wywyższa. zrezygnowałam.
- zapomnij o tym Igni. - zaczął łagodnie Draco. - masz wiele rzeczy o których normalna osoba może marzyć. - zmienił perspektywę. - gdybym mógł słyszeć każdy odgłos Lasu bez potrzeby wychodzenia ze szkoły, z pokoju życzeń na przykład. - uśmiechnął się łobuzersko. - doskonale wiemy że to przydatne.
- nie musiałabym wychodzić z twojego uścisku. - odparłam.  tu miał rację.  czasami jego chłodne spojrzenie i szukanie włąśnie takich błachostek było genialnie.  - a szczególnie kiedy ... - dotarliśmy do połowy drogi. ludzie z innych przedziałów się pobudzili, zaczęli chichotać, gadać i wychodzić. - cholera ... - odsunęłam się od Dracona na drugi rząd siedzeń.  otworzyłam drzwi. - szz ... - wskazałam mu na drzwi.  przechodziła tamtędy Ginny. otworzyła drzwi. - hej Ginny. przywitałąm Gryffonkę.
Draco zamruczał pod nosem "zniknij stąd".
zignorowałam.
- wiesz Malfoy niektórzy przynajmniej mają przyjaciół. - zrobiłam "uuuu" i spojrzałam na Weasley'ową. - Ignis, dosiądziesz się do nas ?
- mam go niańczyć. - rozwaliłam się na fotelach niczym Spade. glany na dwa pozostałe fotele, kapelusz na głowę. - jego ojczulek zaproponował ciekawą księgę o truciznach jago rekompensatę. - a jakbym miała gdzieś iść to z nim. a nie chcę wam psuć humoru. - ziewnęłam. - poza tym ... odsypiam jeszcze.
- jak chcesz. - odparła życzliwie Ginny. - jednak jakbyś zmieniła zdanie i zostawiła go pod okiem goryli i Pansy to wpadnij do nas.  jesteśmy w połowie wagonu.
- dzięki za zaproszenie. odpowiedziałam i dziewczyna wyszła.

- niedługo dotrze tu kurierem ....
nie skończyłam zdania.
przewinęła się Luna.
- "Żonglera" ?  spytała życzliwie.
- nie czytam tych bzdur. prychnął Draco.
spojrzałam na niego z dezaprobatą.
- ja poproszę. nie mam nic do czytania. - uśmiechnęłam się i dostałam dość dziwnie skonstruowaną gazetę. - kto ją wydaje ?  spytałam.
- mój tata. - uśmiechnęła się Luna. - nie ma w niej nic o polityce czy plotek ale myślę że ci się spodoba.
- dziękuję.
 Luna wychodziła. - do zobaczenia.
- do zobaczenia. odpowiedziałam jej miło.

- co jeszcze się wydarzy skarbie ? spytał cicho Draco kiedy już drzwi się zamknęły.
- szz - zamknęłam oczy. - Harry.
- no do cholery ... Draco opadł w fotelu.

oj uwierz mi też się to nie uśmiechało ...
chociaż ...
skoro hipnotyzowałam cele to może i brata uda mi się wykurzyć.

nie to że nie chciałam jego towarzystwa.
jednak w kłótniach z Draco podnosili głos oboje a mnie to bolało.

wszedł Harry.

* Draco * 

Ignis spojrzałą Potter'owi w oczy.
jej rozbłysły na zielono na ułamek sekundy.
a Potter się wycofał.
zamknął za sobą drzwi.

jak zaczarowany.
- hipnoza. - odpowiedziała mi Ignis. - twierdzili że mam strasznie duże możliwości. kiedy miałam głodowe wystarczyło że spojrzałam w oczy jakiegoś chłopaka żeby no wiesz ... - spojrzała w ziemię. - żeby pozbawić go krwi i podchodził. sam prosił o ugryzienie. Rada była pod wrażeniem.  dlatego teraz Harry sobie wyszedł.

byłem zaskoczony.
ale i lekko wystraszony.
- nie zrobię ci niczego Draci. - zapewniła mnie patrząc mi prosto w oczy. - nie umiem.

* Ignis *

wiedział że nie kłąmię.

- wierzę ci Księżniczko. - odpowiedział pewnie. -  a teraz chodź. nikogo tu już chyba się nie spodziewasz, prawda ?
- nie. potwierdziłam zamykając drzwi.

pocałowaliśmy się.

Draco po kilku minutach sie odsunął i spojrzał na zegarek. 
- 14, pora chyba na obiad. - zaczął, podając mi ciasteczko - smacznego. Księżniczko jeszcze przyjedzie wózek ze słodyczami, pbkup się w krwiste lizaki. 
- dobry pomysł - potwierdziłam - zaraz sobie kupię. 
- em Igni słyszałaś o tym że w przyszłe wakacje zostaję Śmierciożercą ? zaczął Draco 
- tak mówiłeś. - potwierdziłam - chcesz coś wiedzieć ? 
- opowiesz mi potem. teraz kupuj słodkości.  ukrócił.
do przedziału zapukała kobieta z wózkiem pełnym słodyczy.

wykupiłam cały zapas krwistych lizaków.
Draco odmówił kupna słodyczy.

potem cóż ...
jakimś dziwnym trafem siedziałam mu na kolanach i karmił mnie lukrecją na przemian z jabłkiem.
było miło mieć tak cieplutkie oparcie, tak opiekuńcze objęcie ramionami no i takiego blondyna obok siebie.
widział mój uśmiech.
- co ci tak wesoło Ignis ? spytał, lekko zbity z tropu ale z takim samym wyrazem twarzy,  Draco
- bo mam ciebie. - pocałowałam go w policzek. - i wiem że mnie nie opuścisz.
- nie mam zamiaru. - odpowiedział pewnie Ślizgon. - jesteś w końcu moja.
nie lubiłam być uprzedmiotawiana ale w jego wykonaniu to brzmiało dla mnie jak osłoda.
osłoda tego co będzie w szkole.

- zaraz tu ktoś wpadnie. - odsunęłam się. po dekundzie zapukano do drzwi. - proszę.
- niedługo Hogwart. obowiązują sza... - pierwszaczek podniósł wzrok.  a ja jakoś bez większego skrępowania powoli rozsupływałam gorset. - szaty.
- domyśliłam się. - uśmiechnęłam się do chłopaka. - robi się powoli ciemno.
- no ... no tak... - spojrzał zawstydzony na mnie i uśmiechnął się przepraszająco. - pójdę dalej.
- dobrze zrobisz. Draco prychnął przeglądająć "Proroka".  dla zawodników nie było to czymś szczególnym.
i trzask drzwi.
a za to Draco podniósł wzrok.  zasupłąlam węzeł jeszcze bardziej.  wstał. - może jednak powiesz "proszę, pomóż" ? - zasugerował.  spojrzałam na niego słodko.  pffufnął i rozwiązał problem. -i gotowe.
- dziękuję. - pocałowałam go w policzek. - jesteś kochany.
- ubierz się. - oddalił siląc się na spokój i chłód. usiadł i rozłożył gazetę na format A4 na wysokości oczu. - chyba na treningach nie będziesz się tak wstydzić ?  zażartował.
- trening to jedno. - odpowiedziałam zakłądając koszulę, zawiązałam krawat. - a pociąg - zdjęłam glany. - to drugie. - przebrałam spodnie.  i zawiązywałam buty. - a ty co ? na czarno wejdziesz do szkoły ?
wstał, uśmiechnął się złośliwie,  zabrał z kufra koszulę i również bez większej krępacji się jej pozbył.
no musiałam przyznać że od ostatnich treningów musiał sam się szkolić.
nie moja wina że jego tors prosił się o recenzję.

Draco zauważył mój wzrok. - hej spójrz na siebie. - zadrwił. - ty masz kaloryfer.
- tak, tak jasne ... - odparłam żartem. nie było nikogo przy drzwiach. nawet jeśli to były zasłonięte i zamknięte na zamek.- ale na mnie nie można zrobić ... - przytuliłam się kiedy jeszcze nie miał na sobie koszuli. - te - pogłaskałam go. - go.  a tobie już tak. - pocałowałam go w policzek. - Draco.
- no już Igni daj mi się ubrać. nie chciałabyś chyba żebym wyszedł tak na korytarz i zawołał Pansy, prawda ? odparł złośliwie Draci.
- o nie. - zaprzeczyłąm żywo. - mój. - zagarnęłam go do siebie. - mój i nie oddam.
zaśmiał się. - twój twój. - odpowiedział. - a teraz mnie puść bo wyjdę tak na zewnątrz.
zapięłam guziki jego koszuli. - proszę.

pociag się zatrzymał.
koniec podróży.

pora na kolejny długi rok szkolny.



















1 komentarz:

  1. Zajeeee *.* Przeczytałam wszystko :3 No powiem, nieźle nieźle się tu dzieje XD Piszaj ! :D

    OdpowiedzUsuń