piątek, 22 listopada 2013

Rok III Epilog cz. II

nadal dedyk  jest dla Eolki - masz ty mendo jedna znalezc czas na pisanie !


 Epilog cz. II 

Nastepnego dnia z samego rana wuj zabral mnie na lotnisko. 

Na lotnisku kobieta za kontuarem spojrzala na bilet, bagaz i nazwisko na ktore zostala zarezerwowana przepustka. 
Pokiwala glowa z usmiechem i pokazala mi wejscie na peron. 
- nie jestes ciut za mloda by latac sama ? zapytala jedynie. 
- moim zdaniem nie. odparlam i przeszlam do terminala. 

po kwadranie bylam w samolocie. 
pierwszy lot samolotem. 
pierwsze wakacje samotne. 

wyjrzalam za okno. 
chmury przez ktore widac bylo zarys miasta. 
piekny aczkolwiek przygnebiajacy widok przypominal mi o tym ze jestem samotna na tych wakacjach. 
szczescie niedaleko Kastiego i reszty zespolu pryslo. 

wieczorem dolecialam na miejsce. 
ladne nowoczesne lotnisko, wbrew pozorom czyste swieze morskie powietrze. 
ozylam po kilku godzinach siedzenia w jednym miejscu. 
podjechala  limuzyna, z ktorej tylnego okna widac bylo herb Rady. rozpoznali we mnie nowego ucznia i zabrali mnie do srodka. 

wnetrze urzadzane luksusowo niezbyt pasowalo do poprzedniego miejsca w samolocie. 
nikt nie prowadzil rozmow, bylam sama. zostawiona swojej wyobrazni i myslom. 

po kolejnych kilku godzinach dotarlismy do malego, starego i urokliwego miasteczka z czerwonej cegly. 
wygladalo jakby czas tu zatrzymal sie na epoce renesansu. 
slyszalam szmer rozmow prowadzonych melodyjnym ekspresyjnym wloskim i smiechy przechodniow. 

z zamku wyszedl mi na spotkanie wysoki, brazowowlosy, jasnoskory, ubrany w czarne szaty brazowooki chlopak. 

bez slowa spojrzal na medalion i zabral moj kufer. 

calkiem ladny ale tak cichy ... przeszlo mi przez mysl

 poszlam za nim do zamku, wprowadzil mnie do sali gdzie czworo ludzi, dwie kobiety i dwaj mezczyzni, siedzieli na starodwanych tronach odziani w gronostaje na purpurowych, prostych szatach. 
chlopak nadal nic nie powiedzial, jedynie sklonil sie czworce ludzi i odszedl na bok. 
- witaj Ignis - zaczal czarnowlosy bladolicy mezczyzna po ktorego prawej siedzial brunet z broda a na lewo piekna aczkolwiek wygladajaca na grozna kobieta w ciemnych wlosach i oczach - czekalismy na ciebie. 
- witam - odparlam - w liscie napisaliscie o szkoleniu w magii Powietrza. 
- owszem - wskazal na tajemniczego bruneta ktory wyszedl mi na spotkanie - Aleksander cie nauczy. - brunet skinal glowa na powitanie. a przewodnik kontynuowal - Zostal ci jeden zywiol do Pelnego Nistrzostwa, jest to niespotykane, zwykle jedna osoba opanowuje gora dwa zywioly do Mistrzostwa a ty masz jeszcze jeden i uzykasz Pelne Mistrzostwo. zadne dziecko nigdy nie doszlo do Mistrzostwa a co dopiero do Pelnego Mistrzostwa. 
- rozumiem twe zdenerwowanie i zaskoczenie jednak nie chce odpuscic. odparlam. 
- ambitna jestes Ignis, od razu widac ze twoim ojcem jest nasz stary przyjaciel Tom Riddle. - milo bylo slyszec - dobrze. Aleksander pokaz jej komnate, masz byc gotowy na spelnienie kazdego zyczenia naszego goscia. odprawil mnie i bruneta moj niedoszly rozmowca.

brunet teraz byl bardziej rozmowny i wyciagnal do mnie reke. - hej. nazywam sie Al.
- Ignis. - odpowiedzialam przyjmujac uscisk. - pewnie juz slyszales o nauce.
- tak. moge poprosic o pokaz umiejetnosci ? bo jakos nie wierze.
- dobrze. - pokazalam mu smoka z ognia, wody i ziemii. - prosze.
- WOW. - zaczal zdziwiony. - gratuluje. moja przyjaciolka mowila mi ze jedno Mistrzostwo mialas wrodzone.
- tak. powiedziala mi to samo. chodzilo jej o ogien. - pokiwalam glowa.  pokazal mi ladniutka komnate. ciemnoczerwone sciany, ciemniczekoladowe meble, skrzynia pod lozkiem.  wielkie, uslane poduszkami az proszace o walniecie sie na nie. - to moj pokoj ?
- tak. dbamy tu o gosci. - usmiechnal sie. - mieszkam za sciana. wystarczy zapukac. puscil do mnie oko i zniknal.

usiadlam na lozku.
byla zbyt zmeczona.

zasnelam.

nastepnego fnia obudzil mnie czyjs oddech nad glowa.
odwrocilam glowe.
usmiechniety Aleksander.
- widze ze wstalas Igni. - ogluszylo mnie zdrobnienie. - zapraszam na lekcje.
usmiechnal sie czarujaco.
coz ...
nie moglam sie oklamac.
wpadl mi w oko.

- ide. ale daj mi ... - spojrzalam na zegar. - dwie minuty. wyprosilam go z pokoju.
wyszedl.

ubralam sie.
spojrzalam na kufer.
lekko uzylam perfum od Kastiela.

wyszlam minute przed czasem.
wybieglam raczej.
potknelam sie o falde dywanu i upadlabym gdyby mnie nie zlapal za ramiona.
silny, silniejszy niz Kastiel.
- dzieki. - powiedzialam do niego z usmiechem. kiedy patrzyl mi w oczy dluzej niz minute zaczela sie zastanawiac. - mozesz mnie juz puscic.
- jestes leciutka. - odpowiedzial z tym charakterystycznym spojrzeniem ktore mial w oku Kastiel kiedy sie do mnie usmiechal i mowil do mnie "Iskierko, kocham cie". - pierwsza lekcja. - postawil mnie do pionu kiedy jakis mezczyzna ten brunet ktorego widzialam wczoraj. - nie mowie ze bedzie lekko. na dziedziniec.
chcial mnie podciac tak zebym upadla do tylu.
jednak trening u Cirispina mnie wyszkolil. uskoczylam i stanelam milimetr od jego stopy i glowy i pstryknelam go w ucho zanim sie zorietnowal w sytuacji. - slaby numer. zostalam Lowczynia w Hogwarcie. proste podciecie bylo banalne.
- a juz liczylem ze cie zlapie. - odparl kasliwie. ponownie pstryknelam go w ucho. - ej. - odgonil mnie reka przed trzecia powtorka czynu. - mloda bo jak zaczniesz dzialac mi na nerwy to bede wredny.
- cos za pozno. - odgryzlam sie. - mamy ta lekcje czy nie ?
- mamy. juz na dwor. pogonil mnie popchnieciem.

wyszlam na dwor kompletnie nie znajac drogi ale trafilam na kwadratowy dziedziniec.
- no dobra mloda. - zaczal podobnie do Cirispina. - zaatakuj mnie powietrzem.
odetchnelam i zebralam sily.
feniks paradoksalnie lodowaty jak snieg raz w strone Aleksandra.
obronil sie.
- masz sile. to dobrze. - zatarl potajemnie rece. - powietrze. - puscil na mnie atak malych ptakow ktore ominelam uskokiem w bok. - to - kolejna salwa. tarcza z wody. - najpowszechniejsza. - ten sam atak. rytm. prosty.  obrot z zejsciem odrobine nizej pozwolil mi uniknac ciosu. - i najuzyteczniejsza - znowu proba. tym razem ogien. - bron - atak. celniejszy, wredniejszy, silniejszy, dokladniejszy niz poprzednie. obronilam sie powietrzem. - niezle. - skwitowal zaskoczony. - musisz dobrze tanczyc.
- nie jestem do tego przekonana. odparlam.
- a ja - niespodziewanie pojawil sie przy mnie, nie mrugnelam a juz byl obok,  i objal mnie do tanca. - jestem slonko. - odparl cicho. - uwielbiasz tanczyc. pokaz mi jak sie poruszasz przy muzyce. szept.
- nie mam przy sobie zadnej muzyki. odpowiedzialam.
poslal mi lobuzerski usmiech. - nie ? mam ci powiedziec gdzie schowalas odwtarzacz ? moze mam ci go przyniesc ?
- skad .... zaczelam zaskoczona.
swiatlo sloneczne padlo na jego twarz.  byla bielsza niz wczesniej. a oczy byly zamiast brazowych czerwone.
- coz Igni. jestes szkolona u wampirow. jestem jednym z nich. mamy wyostrzone zmysly, - wciagnal powietrze do pluc. - i czuje jak slodko pachniesz nawet z drugiego konca zamku, i widze to czego nawet twoje wycwiczone oko nie lapie, i slysze to jak za kazdym razem przewracalas sie na materacu w nocy. bylem w stanie okreslic w ktorym jego miejscu jestes bez potrzeby wchodzenia do twojej czesci komnaty.
-czym sie zywisz ? zapytalam prosto z mostu.
pokusa na niesmiertelnosc. i nagle wielkie plany, tak latwe w realizacji.
- krwia sloneczko. - pozwolil mi wyjsc ze swojego uscisku. - nie tkne mojego goscia. szczegolnie ze jest to uczen, dodatkowo plci zenskiej i tak wyjatkowy ze w historii jestes pierwsza. dlatego prosze wrocmy do cwiczen bo szybciej dostaniesz Mistrzostwo. masz czysta krew. poteguje to twoj slodki zapach a mnie korci. im szybciej dostaniesz Mistrzostwo tym szybciej bede spokojny. jednak rownoczesnie im szybciej wyjedziesz tym szybciej strace cie z oczu czego nie chce.

spojrzalam ponownie w jego czerwone oczy.

dziwne ze wampiry opisywano mi jako zle bestie.
on byl inny. cala Rada byla inna.
nikt tu na mnie nie czychal z nozem by mnie zabic.

- a ... - pytanie zostalo mi w gardle. chcialam go o to zapytac. - a co planuje dla mnie Rada ? na pewno nie zaproszono mnie tu tylko na nauke.
- nie chcemy cie zabic Igni. - zapewnil mnie. - mamy scisly kodeks, wlasne prawo, jestesmy poukladanym acz dosc rygorystycznym spoleczenstwem. nikt cie tu nie tknie na twoja szkode.
- ale ... jak nie tylko na nauke to po co ...
-Rada chce cie zmienic. - odparl szczerze po namysle. - oczywiscie pierwszego wieczoru byla narada w tej sprawie. cala sluzba, w tym i ja,  bylem tam i slyszalem to i owo. ale kazda informacja ma swoja cene. - blysk w jego oku. - taniec. dla mnie. a ja ci powiem co ustalili.
- tu i teraz ? spytalam zaskoczona.
- nie gluptasie. - poprawil mnie. - wieczorem. po obchodzie Rady, beda sprawdzac czy jestes w pokoju. nie wolno ci opuscic zamku bez opieki. a tu przemusztruja mnie. zglosilem sie na ochotnika do nianczenia cie juz na poczatku. - przyznal sie. - co do zebrania i informacji. wchodzisz w to ?
- tak. dostaniesz zaplate wieczorem. pokiwalam glowa zgadzajac sie na warunek.
       - pewnie interesuje cie czy bedziesz wiecznie dzieckiem.  moja odpowiedz brzmi nie. zmienie cie ja ale bedziesz mogla rosnac, dojrzewac, rozwijac sie. do 18 roku zycia. potem juz zastopujesz i wtedy Rada chce zmienic cie calkowicie. jezeli bedziesz chciala.
- ty mnie zmieniasz ? - dopytalam sie. pokiwal glowa. - przystaje na to.
znowu sie przy mnie blyskawicznie pojawil.
pogladzil mnie po szyi. - slady dwoch malinek. sprzed roku. - mial chlodna skore ale nie lodowata. - cii skarbie. - powstrzymal mnie od dreszczy. - i pomyslec ze to ja cie ugryze, ze to ja posmakuje krwi po rodzie Riddle'ow. - rozmarzyl sie. - istnieje pewna opinia iz krew tego rodu jest slodka jak cukier. ale czy to prawda ????   uslyszalam trzask, jakby ktos zwolnil zawiasy lub zamki.
odsunelam sie od Aleksandra i obudzilam go policzkiem.
ocknal sie. - przepraszam Igni, to przez wech. zrobilem sie glodny. - na ulicy naprzeciw dziedzinca pojawila sie dziewczyna.
Aleksander skinal na nia reka.
podeszla.
on ja objal, albo moze raczej unieruchomil, i ugryzl.
pozbawione krwi jakby wysuszone, cialo rzucil na trawe i za pomoca wiatru zmienil w pyl.

- lepiej. o wiele lepiej. - powiedzial ocierajac usta.
smierc nie byla mi juz obcym widokiem wiec patrzyl na mnie zaskoczony.
 - zadnego krzyku, pisku, obrzydzenia czy nawet cienia odrazy. - spojrzal mi w oczy. - Morringhan. - przytulil mnie. - slodziutka potomkini Morringhan. - poglaskal mnie po glowie. - Rada tylko powinna wiedziec ale ja to podsluchalem. wiem ze jestes od niedawna Smierciozerca. - szept. zabojczy szept. - a Radzie przyda sie Lowca. - usmiechnal sie. - porozmawiam z nimi.

- nie trzeba Aleksandrze. - odparl mezczyzna w  czarnych wlosach i gronostajach. - Ignis Morringhan Riddle. czy chcesz zostac pol-wampirem oraz Lowca dla Rady ?
- owszem. pokiwalam glowa.
- Aleksandrze zaprowadz ja do sali tronowej. przemiana i mianowanie odbedzie sie szybciej niz planowalismy.
- dobrze panie. - Al skinal glowa. - chodz. oni zwykle naradzaja sie przez tygodnie zanim kogos zmienia. a o Lowce sprzeczaja sie miesiacami. - powiedzial do mnie i wprowadzil mnie najpierw do komnaty. - na kufrze masz rzeczy. przebierz sie. czekam za drzwiami. - chcialam zapytac o dosc oczywista rzecz - spokojnie sloneczko nie jestem podgladaczem.

przebralam sie w staromodna suknie z gorsetem i narzucilam na to czarna szate. medalion wiecznie mialam na szyi.
wyszlam przez drzwi zabrana przez Ala.

na asli tronowej siedziala czworka sprzed wieczoru.
- Aleksandrze.  skineli glowami za slowami przewodnika.
- samo ugryzienie nie bedzie bolec skarbie. ale nie obiecuje ze przemiany przejdziesz bez zadnego bolu.
- znioslam wiele. zapewnilam go.
- to bedzie gorsze. odparl.
- znioslam wiele.

objal mnie, przygarnal blisko siebie tak ze czulam jego oddech i musialam sie dopasowac. spojrzal mi w oczy.
przez witraz wpadlo swiatlo.
oswietlilo jego twarz.
wysunely sie jego kly przy takim samym trzasku jak na dziedzincu.
mialam otwarte oczy. widzialam jak zbliza do mnie swoja glowe, jak przyklada z perfekjonizmem usta, poczulam jak lekko przyssal sie do skory.
i mnie ugryzl.
lekkie uklucie i fala goraca jakby sie bylo w ogniu.

potem bol.
niewyobrazalny bol.
mialam otwarte oczy. poczulam jak do jednego z nich naplywa lza.
oddechu sama nie moglam zlapac.
widzialam w oczach Aleksandra ze bledne.
widzialam jak oczy najpierw czerwienieja, potem czarnieja by na koniec zzieleniec do poprzedniego koloru.
czulam jakby cos rozrywalo mnie od srodka bo chcialo wyjsc na zewnatrz.
AL patrzyl mi caly czas w oczy troskliwie.

puscil mnie ze swoich ramion.
przyobleklam sie ogniem.
automatycznie gdy mnie puscil.
najpierw byl to ogien.
potem woda.
nastepnie drobniutkie kamyczki z piasku naniesionego na podloge.
i na koniec powietrze.
ten ostatni cios mnie ozywil.

usiadlam na kleczkach na podlodze.
Aleksander podszedl do mnie. - Igni. wszystko w porzadku ?

wciagnelam powietrze do pluc.
wech mialam tak mocny ze czulam zapach kazdej osoby na ulicy.
wzrokiem bylam w stanie zauwazyc zarysy miesni Aleksandra spod jego szat.
sluch wychwytywal oddechy ludzi pod oknami.

na sale wprowadzono ludzi.
zapachnialo mi.
jednak nie chcialam pic krwi.
Aleksander wzial kielich i napelnil go do polowy.
- wypij. - poczulam ... cos dziwnego ... jakby krew zmieszano ... z ... alkoholem. - slabiutkie, mlodziutkie czerwone wino. nie zaszkodzi. a ulatwi ci picie krwi slicznotko. jednak proponowalbym ci sprobowac zapolowac. wybierz. - wskazal na chlopakow. - wez gleboki wdech, wyczuj slodki zapach, rozpoznaj od ktorego tak pachnie i ... pozbaw krwi.  spokojnie nie ma tu twoich bliskich. jestesmy kulturalnym spoleczenstwem jak juz mowilem. - odetchnelam. bez zadnego myslenia rzucilam sie na jednego z nich. powalilam go na ziemie i wypilam krew.  - ladnie sloneczko. ladnie.  jednak proponowalbym ci - pstryknal patrzac na jedna z dziewczyn. podeszla i wpatrywala sie w niego jak w obrazek. - prostsze metody. - usmiechnal sie i ugryzl. - sprobuj.
spojrzalam na jednego z brunetow.
sam do mnie podszedl, przytulil sie do mnie. i wystawial mi szyje. - ugryz. - powiedzial cicho. - prosze. ugryz.
spelnilam prosbe. wbilam sie pod skore i pozbawilam krwi.

Aleksander jak i Rada byl pod wielkim zaskoczeniem.
- to przeciez niemozliwe. nikt nie posiada takiej mocy ot tak. - uslyszalam szept. - kazdy dochodzi do tego miesiacami.

kolejny. i kolejny, i kolejny.
kiedy juz zadnego czlowieka nie bylo ocknelam sie z ustami umazanymi krwia.
- to pierwsze wypalenie glodowe. - wytlumaczyl mi Aleksander. - musialas je przejsc by nie zabic kazdego na miescie. - usmiechnal sie slabo. - chodz. pora na drugie.

zabral mnie do siebie.
mial troszke wiekszy pokoj.
granatowy, ciemne meble, i zasloniente kompletnie okno.

- chodz tutaj. - poklepal miejsce obok siebie kiedy sie polozyl. spojrzal mi w oczy.
- drugiego ci nie wytlumacze. - rozlozyl mnie na plecach na materac.
- ale ci je dam. - pocalowal mnie w szyje.
- to dopiero poczatek kochana. - spojrzal na mnie kiedy spotkal moj zaskoczony wzrok.
 - oj na pewno twoi chlopacy  z toba przerabiali malinki. sam znalazlem na nie slady. - pocalowal kolejny raz. - rozluznij sie malutka. - szept. milo bylo byc calowana. - o tak. doskonale. -
 pogladzil mnie po ramionach. pocalowal mnie w policzek. - daj mi usta kochana. - spojrzal mi w oczy.
nie widzac mojego sprzeciwu pocalowal mnie.

na to co on robil nawet Kastiel sie nie odwazyl.
 jednak ...  chcialam kontynuowac zabawy Ala.

 po chyba jaiejs dobrej godzinie urwal mi sie film.

obudzilam sie w nienaruszonym stroju w jego pokoju, obok niego.

 - bardzo dobrze calujesz Igni. naprawde. nigdy nie mialem tak pamietnego pocalunku. szepnal mi na ucho.
- wypalenie ??? - spytalam krotko. - ile zajal pocalunek ?
- dlugie, pelne zabawy dwie godziny. - odpowiedzial lekko rozmarzony. jak wtedy na dziedzincu. - a potem skarb mi zasnal na pol godziny i teraz sie obudzil.
- zdazyles zmienic koszule, pozbyc sie szat i ... - na oddechu sie zatrzymalo. uzywal genialnych perfum. - dlaczego pachniesz tak ...
- apetycznie ? - spojrzal na mnie lobuzersko. - dla ciebie. stwierdzilem ze skoro nosisz glany, za co osobiscie podziwiam, to na pewno i pazur polubisz.
- spie ci w butach na twoim lozku ... - zawstydzilam sie. - przeciez jest w nich tyle pia...
- cii.- polozyl mi palec na ustach. - ja i tak nie sypiam. jak mam lezec na piasku z twojego buta to z wielka checia poleze. - pogladzil mnie po policzku.  - widzisz kochanie ... pytanie o nasz zwiazek jest chyba dosc bezsensowne prawda ?
- no ... w sumie -
praktycznie zapomnialam o Kastielu.
o Draco odrobine pamietalam.

a bylam w Aleksandrze kompletnie zakochana.
zmienil mnie w polwampira.
- bezsensowne. kochanie. odpowiedzialam mu.
ucieszylo go to miano.
przeniosl mnie na rekach do mojego pokoju. - nie zmieniaj stroju. chodz. pokaze ci miasto. - zabral mnie do tego urokliwego, zatrzymanego w czasie miasta. - zapraszam. - pokazal mi na lodziarnie. zamowil po wlosku dwa puchary lodowe. chcialam automatycznie siegnac po kase ale spojrzal na mnie wymownie. - na moj koszt Igni. zreszta. rodzina krolewska nie placi.
- czyli ...
- jestes dziedziczka tronu. potwierdzil.

pocalowalam go w policzek.
- i ty gnido jedna mowisz mi to dopiero teraz ? spytalam zaskoczona.
- oj no nie chcialem psuc ci niespodzianki. - usmiechnal sie niewinnie. - jest jeszcze jedna. mozesz chodzic sama. dlatego czasem wyjrzyj na miasto. za kilka dni sie spotkajmy w tym miejscu. dzisiaj robie ci zwiedzanie. - zlapal moje pytajace spojrzenie. - musze wyjechac w sprawach Rady. wysylaja mnie za kazdym razem. wyjezdzam dzis wiczorem a wroce w kilka dni.
- nie zapomnij o mnie Al. - usmiechnelam sie do niego. - chodz.  zaczelam kiedy zjedlismy deser.
- idziemy skarbie.  zabral mnie za reke i orpwadzil po miescie.

niestety nie dal mi rady wszystkiego pokazac.

po tym jak odprowadzil mnie do mojego pokoju powiedzial ze jedzie i zniknal.

przez te kilka dni chodzilam po miesci

bardziej z nudow niz z powodu ze czegos szukalam do kupienia.

wrocil po kilku dniach.

- masz moze telefon ?  spytal przy ktoryms z naszych spacerow. on mial dobry humor a ja glupawke.
- mam. - odpowiedzialam - po co ci ?
zabral mi go z reki i wykrecil do Kastiela.

- posluchaj kolego. podobno jestes z Ignis.
- owszem. odparl chlodno Kastiel.
- bo ma ci cos do powiedzenia. przekazal mi sluchawke.

przerobilismy ten temat nie raz.
nie chcialam ranic Kastiela ale tez chcialam by wiedzial.
przez chwile stalam cicho.
- Ignis, halo ? spytal Kasti.
do oczu naplynely mi lzy.
powoli otworzylam usta.
- Kastiel ... - zaczelam. - nie nie moge. - powiedzialam cicho do Aleksandra. - Kastiel ... - moj glos sie zalamywal. - ja ... - odetchnelam. - ja naprawde nie chce tego konczyc w ten sposob. - rozplakalam sie do sluchawki. - ja ... ja naprawde nie chce cie ranic ... - Al probowal zabrac mi telefon. - Kastiel ... ja ... mysle ze ... ze to nie ma juz sensu. zaslugujesz na kogos kogo masz caly rok obok siebie. na kogos kto nie musi do ciebie pisac by z toba porozmawiac ....
Aleksander odebral mi aparat.
- jednym slowem : to co miedzy wami bylo., wlasnie sie skonczylo.

* Kastiel *

nie.
to niemozliwe.
Ignis ...
nie.

padlem na lozko przytloczony ta jedna wiadomoscia.

swietny prezent urodzinowy kurwa.
warknalem w myslach.

jedyne co mi udowodnila i pokazala to nie to ze nie chciala mnie ranic a to ze jest bachorem.
nie znala najwyrazniej znaczenia slowa "kocham" i slowa "milosc".

wyjechala na kilka tygodni, fakt.
ale to nie powod by od razu sobie znajdowac kogos nowego.
bo   m n i e   tam nie ma.
bo to   j a    jestem tym o ktorym zapomniala.

- bachor. - warknalem wsciekly ale i bezsilny. nie mialem na nic wplywu. postawila mnie przed faktem dokonanym. - maly, wybredny, rozkapryszony glupi bachor.  powtorzylem.
telefonem rzucilem o podloge i nie obchodzilo mnie jak on bedzie potem funkcjonowal.

nastepnego dnia byla proba.
Spade po kilku godzinach treningu zostal kiedy juz innych nie bylo.
- posluchaj stary wiem ze jest ci ciezko. - zaczal siadajac obok mnie na ganku. - ale ona wroci. zobaczysz. wroci do ciebie z tym jak byla glupia.
- nie rozumiesz Spade. - warknalem. - ja ja kochalem.
- nadal ja kochasz. - skrocil. - sluchaj nie ma co plakac. poczekaj kilka dni, gora tydzien. ona wroci. rozjasnisz sprawe.
- nie chce niczego rozjasniac. rzucila mnie dla jakiegos Wlocha. i tyle. odparlem.
- wspomnisz jeszcze co ci mowilem, stary.  odpowiedzial i zniknal.

* Ignis * 

jeszcze troche poplakalam ale Al poskladal mnie do pionu.

wypadal mu kolejny wyjazd.

trudno. taki ma obowiazek.

wyszlam kolejnego dnia na miasto.

siedzial w naszej  lodziarni i obsciskiwal sie z jakas inna.
slyszalam jak mowil do niej per"kochanie" jak obiecywal jej zamek, klejnoty, spelnienie snow.

podeszlam do nich.
- co wyjazd ci sie skrocil ? - zaatakowalam go jadowicie. dziewczyna patrzyla na mnie zdziwiona. - spadaj.
- gon sie. to moj chlopak. odparla chlodno.
- chlopak powiadasz ... - usmiechnelam sie. - nie, nie kochana. on jest moj.
- Igni to nie tak ....
- co ? zdziwila sie tamta.
- daj to sobie wytlumaczyc. - odbieglam od stolika policzkujac go na dowidzenia. poszedl za mna. - Igni ...
zatrzasnelam mu drzwi zamku przed samym nosem.

flirtowal z wieloma nawet kiedy chodzil ze mna, to bylam w stanie zrozumiec, staralam sie o niego i zostawial tamte.
ale to ?!

usiadlam u siebie i plakalam.

napisalam do Kastiela.
chociaz wiedzialam ze mnie oleje.

" Kastiel . 
wiem. 
wiem ze cie zranilam. 
wiem o tym. 
nie chcialam tego robic ale tez chcialam byc wobec ciebie szczera. 

prawda jest taka ze on mnie wykorzystal, zabawil sie mna i zranil. 

wiem. 
powiesz mi pewnie ze dostalam za swoje. 
wiem to. 

przepraszam. 
przepraszam za wszystko. 

czy istnieje jakakolwiek szansa ze jak wroce znowu bede "Iskierka" ? 

zreszta.  i tak pewnie nie. 
zaslugujesz na kogos lepszego i pewnie czytajac to wrociles ze spotkania z kims na poziomie kto ma dla ciebie 100% roku. 

prosze jeszcze raz o to zebys pozwolil mi zostac choc znajoma. 

Ignis"

wyslalam mu tego cholernie dlugiego SMS'a.

* Kastiel * 

Spade siedzial obok mnie przy filmie kiedy telefon dal znac o wiadomosci.
od Ignis.

chcialem zgasic ekran ale zobaczylem pierwsze literki.
" wiem.  wiem ze cie zranilam "  

Spade spojrzal na mnie. - na co czekasz ? czytaj.

przeczytalem calosc.

no niezle ten jej nowy kolega sie nia zabawil.
jednak wiedziala jak to jest zostac porzuconym.

- hej i nic z tym nie zrobisz ? zero ? ani jednego slowa ? kompletnie zlejesz mloda kiedy jest w rozsypce ? -zdziwil sie przyjaciel. - to nie w twoim stylu Kastiel.
- jakos przezyjesz. odpowiedzialem.

mialem lekki metlik w glowie.

z jednej sie cieszylem z takiego obrotu spraw
z drugiej jednak nie chcialem by cos takiego przezyla.

przyjac jej od razu jako dziewczyny nie moglem i nawet niezbyt chcialem.
jako przyjaciolke i siostre predzej bo ja wiedzialem o niej wszystko, ona o mnie.
a czy teraz nie potrzebowala wsparcia przyjaciela ???

Ignis pewnie siedziala gdzies w ciemni i wyplakiwala oczy.
nie miala tam nikogo.

- dobra Spade. dam jej szanse.  - odparlem po namysle do kolegi. on sie ucieszyl. - miales racje.
- widzisz ? - spytal tryumfujaco. - mowilem.
- no dobra, dobra mowiles.

napisalem do niej.

" nie lam sie. 

i masz racje "Iskierka" juz nie bedziesz. 
nie bedziesz moja dziewczyna. 

bedziesz siostra i przyjaciolka. 
kocham cie jak taka wlasnie denerwujaca mlodsza siostre. 

nie ma sie co lamac. 

wrocisz pogadamy."


* Ignis *

spakowalam walizki.

ALeksandra na oczy nie chcialam widziec.

przed odlotem, bo to on zabral mnie na lotnisko, znowu dostal policzek.
- jak mogles ? - zapytalam nakoniec. - jestes gorzej niz bestia. nie chce cie znac. nie pisz do mnie, nie odzywaj sie do mnie jezeli jeszcze raz sie tu zjawie i lepiej mnie omijaj. jasne ?
- tak Ignis ...  mruknal cicho i skruszenie.

wsiadlam do samolotu.

kilka godzin lecialam samolotem.

ponownie sprawdzilam skrzynke.
1 wiadomosc.

Kastiel.
serce zabilo mi mocniej z nadzieja.

" nie lam sie. 

i masz racje "Iskierka" juz nie bedziesz. 
nie bedziesz moja dziewczyna. 

bedziesz siostra i przyjaciolka. 
kocham cie jak taka wlasnie denerwujaca mlodsza siostre. 

nie ma sie co lamac. 

wrocisz pogadamy."

ucieszylam sie. 

po kilku godzinach znowu bylam na Privet Drive. 

po kolejnej godzinie przygotowalam T-Shirt przeprosinowy dla Kastiela. 

czarny, z czaska i wezami.  
po ich cialach byly poukrywane kaligrafowane litery skladajace sie w "przepraszam". 

wyszlam z domu jedynie zostawiajac walizki i przeszlam do Kastiela. 

- hej. - usmiechnelam sie do niego. wiedzial o przemianie, Draco tez byl poinformowany rowniez o wszystkim,  no i Harry ale on dowiedzial sie o tym jako ostatni. tyle ze przed bratem ukrylam Aleksandra i jego sprawy.  - mam cos dla ciebie. - podalam mu swiezy nadruk. - wiem ze to niewiele. - spuscilam glowe. - moge wejsc ?
- wchodz. - przywital mnie chlodno jednak jak zamknal drzwi mnie przytulil. - wspolczuje zostawienia pzez tego smiecia. musialas sie ostro zakochac skoro ... no zostawilas mnie dla niego. 
- nie wypominaj mi tego. prosze cie. - powiedzialam ze spuszona glowa. - dzieki ze jednak mnie nie skresliles. 
- mialem skreslic mala glupiutka Ignis za jeden wybryk ? - spytal lekko rozesmiany. - powiem ci ze dziewczynie przed toba wybaczylem trzykrotne zdrady. ale zdrady a nie zostawienie mnie. - uscislil. - ale ty zostajesz przyjaciolka - wzial mnie pod ramie i poczochral piescia wlosy. - i wredna mlodsza siostra. 
- pusc mnie wariacie. - zasmialam sie. puscil.  teraz o ja sie na niego rzucilam. - kocham cie bracie. 
- no juz. - poglaskal mnie po glowie i puscil. - wszystko okej ?
- poza tym jednym to tak. - skinelam glowa. - nie zawracam ci glowy. dopiero co przylecialam. musze sie jeszcze rozpakowac, ogarnac do szkoly, no i byc na twoich urodzinach jezeli jestem na nich ile widziana. 
- jestes mloda. - odparl. - w koncu masz wokal. 
- dzieki. - usmiechnelam sie i wyszlam. oparlam sie o drzwi jego domu. - dziekuje. 

wpadlam jak burza na Prive Drive i ogarnelam wszystko. 

kilka dni.  

proba. 
za kilka kolejnych wypadala generalna przed urodzinami. 

weszlam na stryszek i zobaczylam roze od Draco. 
no i kartke. 
" mam nadzieje ze miedzy nami jest jak bylo Ksiezniczko"
odpisalam jego sowie. 
" wszystko tak jak bylo Ksiaze. " 

po kilku godzinach przylciala znowu. 

tym razem bez niczego. 
- co Malfoy oszczedza na prezentach i atramencie ? zaczal smiac sie Harry. 
- czy kazdy z was jest tak samo zlosliwy co do rzeczy milych ? odparowalam. 
- kazdy by byl gdyby widzial co robi Malfoy by ci sie przypodobac. 
- on tego nie robi z tego wzgledu. to tylko przyjaciel. sklamalam. 
- nie, no wcale.  oj Ignis - udal rozmarzony ton a po nim cmokanie pocalunkow.  potem nastapila salwa siechu. - no przeciez on nie ma szans. 
- to przyjaciel, tylko przyjaciel. ucielam. 
- ale jestes w jego glowie.  - odpowiedzial mi Harry. - oj Ksiezniczko ... znowu robil z siebie blazna cienkim udajacym spokojny ton glosem. 
- daruj sobie Harry. ucielam temat. 

bylo tak zawsze kiedy dochodzila do mnie poczta od Draco.

jednak brat nie wiedzial ze nie jest to tylko przyjazn. 
       teraz myslal ze podobam sie Draconowi i dlatego on teraz tak do mnie entuzjastycznie pisze i obsypuje podarkami. 

spojrzalam na sowe i na okno dachowe. 
otworzylam je pstryknieciem palca. 

- co ty robisz ? zdziwil sie Harry. 
- hej moze to przewodnik. 
- a nie przyszlo ci do glowy ze Malfoy chce cie zlapac by wydac w rece lowcow nagrod ? 
- nie zrobilby tego przyjacielowi. dwa jestem od niego silniejsza wiec tylko by sie narazil. trzy naprawde Harry ? nie masz lepszych zartow ?
- dobra. dobra.  - brat uniosl rece w obronie. - idz. 

wylecialam za jego sowa. 

dotarlam do parku niedaleko jego domu, albo moze raczej rezydencji. 
jeden czlowiek w dole. 
blondyn, czysta krew. 
denerwuje sie. 

Draco. 
ale po co zdenerwowanie ???

wyladowalam miekko i od razu mnie przytulil. 
- witaj Ksiezniczko. - zaczal ukrywajac emocje. - ciesze sie ze zrozumialas. 
- tak ale musialam sie wykrecic u Harry'ego. - odparlam. - co za nowiny dla mnie masz ?
- dowiedzialem sie od ojca ze jestes Smierciozerczynia. mnie chca w to wprowadzic w przyszle wakacje. - powiedzial to spokojnie ale to byla tylko przykrywaka prawdziwego tematu. tylko jakiego ??? - a poza tym sa Mistrzostwa Swiata w quidditchu. 
- no i ??? nie zrozumialam zwiazku. 
- no i to ze zabieram cie na nie z polecenia Ministra Magii. - usmiechnal sie.  widzialam jednak jego lekko zdenerwowan wzrok i ciut rozchylone usta. byl czyms zestresowany. - mieszkasz u mnie i ojca. 
- podziekuj za nocleg. - skrocilam. - ale jaki jest twoj   prawdziwy  powod sciagniecia mnie tutaj ?
- chcialem porozmawiac. zaczal biorac mnie za reke i prowadzac w glab jakiejs alejki. 
- o czym konkretnie ? spojrzalam mu w oczy. 
- o nas. - powiedzial. nie, prosze cie Draco nie. - bo widzisz Ignis ... chcialem do ciebie napisac list o tym ale stwierdzilem ze lepiej bedzie ci to powiedziec w twarz. i pewnie domyslasz sie o co mi chodzi. 
- chcesz sie rozejsc. - pokiwalam glowa. - dobrze. 
- nie. - zaprzeczyl gwaltownie. - nie. - oapnowal sie. - bo widzisz ... ja ... ja dlugo myslalem i ... 
- i ... pomoglam mu. jednak to go tylko zestresowalo. 
- no i ... doszedlem do wniosku ze .... - zrobil przerwe jakby po raz ostatni myslal czy warto.  - ze cie kocham. 

do oczu naplynely mi lzy wzruszenia. 

zwiazek z Kastielem mi sie sypal tak czy siak. 
zreszta o metalu przy Aleksandrze jednak zapomnialam. 

a to Draco mi sie przypominal. 

- ale .... ale wiem ze .... ze pewnie nie chcesz tego wiec ... 
- wystarczy ci jedno pytanie Draco. - wrocila w jego oczy nadzieja. - wystarczy je zadac. 
- czy ... czy mnie kochasz ? spytal prosto z mostu. 
- tak. - pokiwalam glowa. przytulilam go. - pamietasz co ci pisalam z Wloch. nie Kastiel a ty mi sie przypominales. to wobec ciebie mialam odrobine wieksze wyrzuty sumienia. 
- pamietam Igni ... 
- prosze cie nie mow tak do mnie. - spojrzalam mu w oczy. - wiesz .... 
- rozumiem kochanie. - na to slowa jeszcze mocniej go przytulilam. - spojrz mi w oczy. 
- patrze. nie moglam oderwac wzroku od jego oczu. 
lekko dotknal moich ust swoimi. 
odsunal sie speszony. 
- prze ... 
- nie. - przerwalam mu. - nie mow tego slowa. 
- oni pewnie byli odwazniejsi .... skarcil sam siebie. 
- zawsze jest ta druga szansa. usmiechnelam sie do niego przymilnie. 

spojrzal mi w oczy a ja zaczelam sie stresowac. 

przy Kastielu i ALeksandrze nic.  
czemu teraz sie denerwowalam nie wiem. 

pocalowal mnie. 
byl to jeden z tych wolnych ale i tak genialnych pocalunkow. 

po krotkim czasie sie odsunal. 
- idz Ksiezniczko. bo Potter zacznie knuc. 
- ide. - pocalowalam go w policzek na do widzenia. - kochanie. do zobaczenia na Mistrzostwach. 
- do zobaczenia.  odparl. 

O~^~O


resztę wakacji proszę traktować jako Prolog do Roku IV

Pozdrowienia dla każdego czytelnika !!!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz