sobota, 23 listopada 2013

Rok IV Prolog

rano dzien po powrocie bylam wyjatkowo sama w domu
zapytanie czemu. 
bo wujostwo jednak odrobinke mi ufali a kiedy dostali list 
" jaka jestem ulozona i jak milo sie mnie goscilo " 
 od Rady powiedzialo ze od biedy moge zostac skoro mam " uczulenie " na chlor to nie moge z nimi jechac. 

jednak moj powod byl inny niz brak checi na plywanie czy uczulenie. 
Rada napisala ze przysla mi mentora w sprawie bycia Lowca dla rodziny krolewskiej. 

mial sie pojawic rano i zabrac mnie do siebie. 

pojawil sie o godzinie 12. 

na motorze przed domem. 
wysoki chlodnooki i jasnowlosy mezczyzna. 
zagwizdal na moj widok kiedy wyszlam w glanach, czarnych rurkach i luznej tunice. 

- mloda nazywam sie Bones. - usmiechnal sie. Juz go znielubilam - od razu mowie ze trening bedzie charowka, zabijanie celow ktore ci wyznacze rowniez. 
- swietnie - postanowilam, pomimo tego zd jego "slodki" glos sprawial ze chcialam go zlikwidowac, byc mila - jestem Ignis. 
- wiem maulutka - usmiechnal sie. widzial moje zainteresowanie maszyna - jedziemy ? czy wolisz gadac bez sensu? 
- na ... na tym ? - spojrzalam udajac zaskoczenie. Bones usmiechnal sie ponownie i zabral mnie na siodelko za soba. odpalil silnik i motor ruszyl z kopyta - to twoje cacko ?
- oczywiscie - odpowiedzial dumny. rozmowa sie nie kleila. nie mialam z nim o czym rozmawiac. - ile masz lat mloda ? 15 ?
- 13, Bones, 13 - zdziwil sie ale jak widac vyl slepy o te jakies 20 roznicy - a ty ? 
- jestem wampirem slonko - na to miano mialam ochote go zasztyletowac na miejscu - zostalem zmieniony w wieku 30 lat. jako wampir mam 250 lat. jest plotka ze Rada ma jakiegos nowego pupilka. ale pewnie o tym wiesz skoro jestes jedna z nas. 
- zdaje mi sie ze mowisz o mnie - odparlam zaskoczona - nie jestem wampirem a pol-wampirem. 
- noo - spojrzal mi w oczy przez lusterko - mam tu autentyczna dziedziczke tronu - usmiechnal sie - dawno nie szkolilem krolewskich potomkow. 
- mam wrazenie ze nie masz o Radzie najlepszej opinii. odparlam. 
- bo jestem z innego rodzaju wampirow. Rada to nowsze wampiry, uwazaja sie za lepszych bo trudniej ich usunac. Ja jestem wampirem staroswieckim w ich opinii i traktuja nas jak gorszych. 
- a jaka to roznica ? obydwa gatunki maja kly. 
- oj skarbie ... - westchnal Bones wjezdzajac w lasek - owszem. ale jak uprzesz sie by zabic wampira starego rodu , czyli takiego jak ja , to owszem jest to latwiejsze w metodzie ale ja jestem szybszy niz ktos z Rady. oni sa wolniejsi ale silniejsi fizycznie i psychicznie. ja jestem szybszy i zwinniejszy. dlatego jak Rada stwierdza ze przyda sie komus nauka wysyla go do mojej rasy. 
- aha. - zrozumialam - ale nie zawsze chyba. 
- co nie zawsze malutka ? 
no czy tylko mi sie wydaje ze traktuje mnie jak swoja dziewczyne ? 
pomimo tego ze jest katastrofalna roznica wieku !
- no ... nie zawsze chyba jestes szybszy i zwinniejszy. 
- chcesz oprzec trening na rywalizacji ? - oko Bonesa blysnelo - swietnie. scigamy sie. kto pierwszy wejdzie na szczyt tej jaskini dostaje ... - chwila namyslu - prawo do kolacji. 
- okej. 
rzucil haslo start. 
zaczelam sie drapac po skalach. 
ale zaraz ... skrzydla
nie mowil w koncu "bez numerow"
wylecialam w gore i jako pierwsza stanelam na szczycie. 
Bones wpadl na gore 10 sekund pi mnie. 
- mloda mialo byc fair. 
- nie mowiles "bez numerow" - usmiechnelam sie zlosliwie - jak nie ma wyraznego zakazu znaczy ze mozna. 
- ty zlosliwcu maly - rzucil udajac zlosc ale zaczal sie smiac - dobra. wygralas. 
- co na kolacje ? 
- zobaczysz - odparl tajemniczo - moja specjalnosc. 

Bones zabral mnie miedzy drzewa i otworzyl drzwi do chatki w lesie. 
wpuscil mnie do nowoczesnego mieszkania. 
jedno duze lozko, niewielka kuchnia z lodowka szafkami i kamiennym blatem. 
sypialnia byla polaczona z salonem. 
na scianie byl plasciutki telewizor przed nim pufy i sofa. 

Bones padl na lozko. 
- poloz sie skarbie - powiedzial przymilnie. - poloz sie Ignis. zrobie cos do jedzenia. - zauwazyl moje zdziwienie - poloz sie lozko jest wygodne. 

podeszlam tam i polozylam sie obok wampira chociaz wolalabym chyba spac na podlodze. 

nie chcialam znac Bonesa a tym bardziej byc dla niego mila, ale jakbym nie byla to by byl wredny. lepiej bylo grac zakochana idiotke. 

polozylam sie na mieciutkim materacu w ktory sie zapadlam. Bones objal mnie ramieniem. 
nie chcialo mi sie go odganiac. 
- a kto zrobi mi kolacje,co ? spytalam rozleniwiona. 
- na razie sie wyspij malutka. - odparl gladzac mnie po boku - jutro rano ostry trening. przeszedl na brzuch. 
gwaltownie wstalam. 
- Bones ! - ofuknelam go - posluchaj mnie. 
- tak malutka ? spytal lekko zdenerwowany tym co chce od niego uzyskac. 
i juz on wiedzial ze zapytam. 
- jezeli naprawde sie we mnie zadurzyles to mi to powiedz. 
- to prawda - mruknal cicho wampir - a teraz ide po cos do jedzenia. 
- dziekuje. odparlam chlodno. 

Draco ... 
padlam na materac jak tylko wampir wyszedl z domu. 
Draco, pewnie czeka na wiesci, spojrzalam jednak na zegarek, polnoc. moze sni ... 
Draco, poczekaj kilka dni i wroce na Privet Drive i cie odwiedze. obiecalam sobie.

Bones podal mi kieliszek z krwia. 
- kolacyjka skarbie - usmiechnal sie. zauwazyl cos. spojrzalam w szklo, swiecily mi oczy - jestes hybryda.  to jedt cecha charakerystyczna dla mojego gatunku - zdziwil sie i usiadl obok mnie - to czyni moja malutka jeszcze bardziej wyjatkowa. pogladzil mnie po glowie.

chcialam go pobic, spalic, utopic, zakopac zywcem i wysuszyc naraz.
niedobrze mi sie od niego robilo.

wypilam krew duszkiem.
- no a teraz idziemy. - zabral mnie z lozka. - pierwsze zadanie. widze ze treningu chyba nie potrzebujesz.
- niezbyt. - poparlam go z usmiechem. - ale pobyc mi tu chyba wolno ?
- wolno, wolno. - zasmial sie. - szykuj sie. idziesz pod klub gwiazdeczko.

wypuscil mnie na miescie pokazujac cel.
mlody chlopak. 16 maks na oko ale Bones mowil ze ma jakies 200 w wampirzej postaci.

czulam sie dosc dziwnie z zbyt czerwonych ustach i czarnych oczach.
ale Bones utrzymyal ze "jego gwiazdeczka" wyglada na 16 lat i to zabojczo.

zabojcza to ja jestem. dodalam sobie otuchy.

chlopak na kroki odwrocil glowe.
usmiechnelam sie do niego i przeszlam dalej.
jak przewidywal Bones chlopak poszedl za mna.
oparlam sie o mur.
zblizyl sie. wyczulam bron.
- no malutka witamy. - usmiechnal sie. uniosl mi glowe. zblizyl sie do szyi. - slicznie pachniesz zlota.
nie pokazuj ze masz wstret. poinstruowalam sama siebie.
odetchnelam gleboko. - przy tobie tez pachnie apetycznie. - nie. pomimo tego ze mnie odrzucalo to jednak status Smierciozercy mnie zobowiazywal. - moze sie pobawimy, co ?
- swietny pomysl. - spojrzal mi w oczy. zblizyl mnie tak do muru ze stalam prosciutko jak struna. - dawno nie calowalem takiego slicznego kaska.
odetchnelam.
pocalowal mnie.

koniec zabawy.
nie wyczuwalnie dla niego przywolalam ostrze do reki.
wbilam je w lopatki.
chlopak odsunal sie i wygial z bolu.

odsunelam sie od sciany i wbilam noz przekrecajac go w jego ciele.
serce wyrwane.

wyjelam bron kiedy juz padl.

Bones spojrzal i ocenil robote.
- no niespodziewalem sie tak czystej i dokladnej roboty po pierwszym zleceniu skarbie. - objal mnie. - wracamy do domku.
- czy dobrze sie spisalam ? spytalam przymilnie.

chociaz wolalam cele niz jego obecnosc to jednak wychlodzilam sie na czysty zysk i tak odbieralam jego relacje ze mna.

- genialnie skarbie. - pochwalil mnie wsiadajac na motor. - kierunek dom.
- nie bedzie drugiego celu ? spytalam zaskoczona.
- jutro kochana. - kiedy juz dotarlismy i otworzyl drzwi zaczal rozmowe. - powiedz mi czy nie masz kogos ? spytal zagajajac temat.

nie oge mu powiedziec ot tak ze mam, ze kocham Draco.

- czemu cie to interesuje ?oddalilam temat.
 historyjka. piekna historyjka ktora polknie.
- och pytam z ciekawosci. - odpowiedzial kladac mnie obok siebie. - bylas zimna podczas zadania. ktos cie zostawil prawda ?
- w paskudny sposob. - skoro Bones robil na zlecenia to czy nie pozbedzie sie ALeksandra ? -chcesz tego sluchac ? spytalam udajac przygnebienie.
- jezeli ktos cie zranil to zabije. zapewnil mnie gorliwie.
- no wiec ... niedawno zakochalam sie w jednym z Rady. mial gdzies wyjechac, tlumaczyl to obowiazkiem.  dzien przed jego planowanym powrotem odwiedzilam kafejke w ktorej zaczelo sie to wszystko. - pffufnelam. - i co widze ? siedzi przy tym samym stoliku z jakas smiertelna obiecujac jej gruszki na wierzbie w postaci zamku, wladzy, wielkiej milosci i bogactwa. podeszlam do nich, powiedzialam dziewczynie co sie dzieje, jego zwymyslalam, spoliczkowalam i poszlam. potem probowal sie tlumaczyc ale mialam go gdzies.
- powiem ci ze ten mlodzik z Rady juz nie raz lamal serca. - odpowiedzial mi czule. - ale nie ma co sie zalamywac. dojdziesz do wladzy do go zabije.
- czemu nie teraz ? zdziwilam sie.
usmiechnal sie. - bo nie wolno zabic kogos z Rady bez wyraznego nakazu wladcy. poza tym jestem z innej rasy, wiec tym bardziej nie powinienem sie w to mieszac.
- pieknie. - padlam na poduszki. Bones polozyl sie obok. - moge sie ciebie o cos zapytac ?
- jasne. potwierdzil.
- czy jak to szkolenie u ciebie dobiegnie konca to czy ... czy to co tutaj - dotknelam miejsca gdzie powinno byc serce. - u ciebie wszystko bedzie do mnie tak samo ?
- oczywiscie malutka. - pocalowal mnie w czolo.  chlod. tylko tyle moglam o tym powiedziec. mial chlodne usta.    a ja serce.  - na kazda twoja wizyte u mnie obiecuje ci bajke. - poglaskal mnie po glowie. - a teraz ja mam pytanie.  czy moja malutka sie juz calowala ?
- w ogole ? - pokiwal glowa. - troszke.
- czyli - rozlozyl sie nade mna.  jak kot nad mysza.  - jezeli - schylil glowe. - bede chcial to nie ma problemu ?
- pocalunek nie ma problemu.
- wiec zamknij oczka. poprosil.

Draco zabij mnie.

pocalowal mnie.
nie powiem ze zle.
pewnie byl kobieciarzem wiec znal sie na tym co robi.
ale nie za bradzo chcialam sie z nim migdalic.

wolalabym Draco.
tak bardzo.

szybko sie odsunal.
- mmm no nie mozna na ciebie zadnego zlego slowa powiedziec. - usmiechnal sie a ja powtorzylam po nim wyraz twarzy. - a teraz idz sie kapac. lazienka jest za sciana. niezbyt wielka ale mam nadzieje ze sie przyzwyczaisz.

przeszlam przez drzwi.
nie. wcale niezbyt wielka.
wieksza od tej na Privet Drive.

spory prysznic, polki, umywalka, toaleta i masa polek.
wszystko w bardziej bezu i stonowanym blekicie ale ladnie.

zajelo mi to pol godziny we wrzatku.
  spojrzalam w lustro.
tak,  ta idiotka z zimnym sercem ktora migdalila sie z Bonesem to niestety ja.

polozylam sie w pizamie na lozko.

przykryl mnie a ja bylam zbyt padnieta zeby cokolwiek robic.
polozylam sie na boku i tak zostalam.

uslyszalam trzask drzwi.
- hej Maurice. - przywital Bones kogos. - cicho bo mi ja obudzisz.
- twoja uczennica czy dziewczynka ? spytal jakich mulat.
- i to i to. - odpowiedzial mu cicho Bones. - polwampirka. wiec sie streszczaj.
- pupilka Rady ? spytal lekko z pogarda.
- jezeli uznam ze ja obrazasz to nie bedzie miedzy nami przyjazni Maurice. - uprzedzil Bones. - a wiesz co daje ci moja znajomosc.
- dobrze. po prostu stwierdzilem fakt. - obronil sie mezczyzna. spojrzal na mnie. - ladniutka. ile ma ? 16 ?
- ha tez tak myslalem stary. nie. mniej.
- ile ? spytal zbity z tropu gosc.
- 13. - Bones rzucil czule spojrzenie w moja strone. zemdlilo mnie. - i pomyslec ze taka mlodka tyle przeszla.
- a co ? sierota ? byla dzi ... slowo zamarlo mu na ustach.
Bones wyjal noz.

niezbyt polubilam Maurice'a ale na pewno bardziej niz "tolerowalam" Bonesa.

- Bones ... powiedzialam cichutko udajac ze spie.
zaaferowany wampir podszedl i pochylil sie nade mna. - o co chodzi malutka ?
- poloz sie. zimno mi ...
wampir sie usmiechnal.
- robisz za nianke Bones. tyle ci powiem. - zaczal Maurice widzac ze wampir pozbywa sie koszuli, odchyla koldre, okrywa mnie nia i kladzie sie obok. - ide kolego.
- idz. poradzil mu Bones.

pogladzil mnie po ramieniu.
- malutka, malutka jaka z ciebie przylepka.

ha jakbym slyszala Kastiela ...
w dosc ochydnej, zimnej i niesmiertelnie chorej formie ale jednak.

przewrocil sie na plecy.

chcac nie chcac, zeby pokazac mu ze mi "zalezy" przysunelam sie do jego boku.
- cieplutko. - powiedzialam mu cicho kiedy mnie objal a ja przykrylam go odrobina ognia. - zostaniesz tak ?
- dobrze mala. potwierdzil z usmiechem.

przespalam twardo cala noc.

jedyne co mi nie pasowalo bylo to ze rano obudzilam sie przy boku Bonesa ktory gladzil mnie po plecach.
- dzien dobry lobuziaro. - przywital mnie. - dzieki sobie stracilas kolejne zlecenia.
- przezyje. - zaczelam podnoszac sie. - moge sniadanie ? ale takie hm ... normalne.
- zapominam ze jestes polwampirem. - usmiechnal sie przepraszajaco i po chwili byl w kuchni. - co zyczysz sobie na sniadanie ? spytal wiazac fartuch.

zlustrowalam jego wyglad.
granatowa koszula, pogniecione jasne rurki.
a no i fartuch w kolorze czarnym.

- kanapki. jezeli masz szynke pomidora i koperek bede szczesliwa.
- wszystko jest malutka. - cmoknal. - idz sie ogarnac a ja zrobie ci sniadanko.

zabralam czarne normalne rzeczy.
po kolejnym tym razem lodowatym prysznicu i przebraniu sie w swieze rzeczy oraz ogarnieciu wlosow ktore byly juz zbyt dlugie wyszlam do Bonesa.

wyniosl kanapki na stolik w salonie ale na glowe spojrzal krytycznym wzrokiem.
- oj malutka trzeba cie zabrac do fryzjera.- stwierdzil. - masz sliczne wloski ale zbyt dlugie na twoja twarz. Maurice to swietny fryzjer. dobierze ci cos.
- mam pomysl. zaoponowalam.
- slucham. usiadl obok mnie kiedy jadlam kanapki.
- mocna asymetria na lewo. - usmiechnal sie. - a w zamian chce buziaka.
- oj nawet nie w zamian. - pocalowal mnie w policzek. - jak skonczysz jesc jedziemy do Maurice'a a potem na zakupy.
- po co ?
- pomimo tego ze wygladasz zabojczo w tym co masz to jednak chcialbym ci cos zaproponowac.
- po co ? ponowilam pytanie.
- oj no zebys byla piekniejsza. - odpowiedzial juz znudzony. - chodz.

zabral talerz i pokierowal mnie na motor.

jedyna rzecz jaka mi sie w nim podobala.
mial Harley'a

dojechalismy do miasta.
zaprowadzil mnie do zakladu fryzjerskiego gdzie pracowal mulat ktory go wczoraj odwiedzil.

- Bones ! - usmiechnal sie wychodzac do ludzi. - milo cie widziec. takie samo sciecie jak zawsze ?
- nie. - usmiechnal sie moj mentor. - dla niej.
Maurice uwaznie mi sie przyjrzal. - asymetria ? spytal kucajac naprzeciwko mnie.
- na lewo. - potwierdzilam. mulat zatarl rece. - ktos stwierdzil ze mam za dlugie wlosy.
- bo do twojej twarzy niezbyt pasuja. - poparl wybor Bonesa Maurice. - zapraszam.

Bones sobie wyszedl kiedy dostal obietnice telefonu od fryzjera kiedy bedzie gotowe.

siedzialam u fryzjera no jakos godzine.
sama fryzura nie byla trudna do wyrobienia ale Maurice uparl sie by skarbowac grzywke.

po telefonie zostalam puszczona wolno z fotela a Bonesowi zalsnily oczy.
- no teraz gwiazdeczko wygladasz jeszcze lepiej. wyprowadzil mnie na zewnatrz zostawiajac na blacie banknot 100-funtowy.

zaprowadzil mnie do sklepu ubraniowego.
pech.
wybralam sobie kilka czarnych rzeczy.
w tym, za zgoda Bonesa, drobna sukienke.

wsiedlismy na motor kolo 18.
czyli dwie godziny przed otwarciem lokali a jakies 3 przed jakimkolwiek ruszeniem tylka z domu.

Bones stwierdzil ze mamy zbyt duzo czasu i wlaczyl jakis film.
miske pop-corn'u musialam zjesc sama.
ale trudno. bede gruba.

film byl jakims thrillerem.  niezbyt zaskakujacy.
Bones chyba liczyl ze bede wielce przestraszona.

o godzinie 20 oddelegowal mnie do lazienki zebym sie ogarnela.
tj. ubrala, umalowala jak ostatnio i roztrzepala grzywke.

zajelo mi to pol godzinki.
opisanie mi celu przez Bonesa tyle samo czasu.
kolejne 30 minut na motorze zeby dojechac do miasta.

przed klubem zostalam na pastwe losu.

kolejny chlopak. tym razem goryl.
no sie pobawie.  pomyslalam.

tak samo jak przy pierwszym zadaniu od Bonesa zaprowadzilam byczka w zaulek.
po raz drugi pozwolilam sie pocalowac i zabilam.

wrocilam do Bonesa i zabral mnie do domu.
tym razem niespodzianka.

kolacja a pokoj w swiecach.
- musimy omowic pare spraw skarbie. - usiadl na podlodze. a ja naprzeciwko niego. podal mi kieliszek z krwia. - niestety twoj czas u mnie powoli dobiega konca. masz jeszcze tylko dwa dni.
- dwa .... - udawalam smutna ale naprawde skakalam z radosci. mialam dosc tej szopki. - szkoda ...
- no wiem. - pogladzil mnie po policzku. - jak do mnie przyjedziesz nastepnym razem postaram sie zebys mogla zostac na dluzej. - usmiechnal sie. - musialem powiedziec Radzie jak dobrze ci idzie a oni mi odpowiedzieli ze w takim razie dwa dni ci jeszcze wystarcza by domknac szkolenie.
- trudno .... ale zawsze sa wakacje, prawda ?
- prawda. - odparl Bones. - dlatego chcialbym prosic o pocalunek w stylu mojej gwiazdeczki na pozegnanie.
- i to chcesz omowic ? - zdziwilam sie. - jakbym ci powiedziala jak to bedzie wygladac zepsulabym ci niespodzianke, prawda ?
- wole nie miec niespodzianki. - pocalowal mnie krotko. - niz zastanawiac sie co mnie czeka.
- Bones jestem uparta. - odaprlam twardo. - nie powiem ci.
- prosze. - ty razem siedzial za mna i pogladzil ugryzienie. - prosze. - szepnal mi na ucho. - nie daj sie prosic malutka.
- nie dam. - odpowiedzialam Bonesowi. - bo ci nie ulegne.
- ty - przewrocil mnie. - nie pogrywaj tak malutka. - zartowal bardziej niz grozil. - bo puszcze cie bez pozegnania.

o jaka to wielka strata ...

- groz jak chcesz. nie powiem ci.
- czyzby ... - zdziwil sie. - a jakbym powiedzial ci ze moge tu zaprosic twojego ex ?
- nie zrobilbys tego. zabilabym go. wina spadlaby na ciebie. nie kaz mi tego robic Bones.
- manipulantka z ciebie Ignis. odpowiedzial.
- sam mnie tego uczyles. odgryzlam sie.
- idz sie szykowac do snu. jutro pracowity dzien.
- nie obrazaj sie Bones. - pogladzilam go po ramieniu. pocalowalam go w policzek. - ale czasem lepiej jest sie przekonac niz slyszec.
- no i zrobilem z ciebie chlodna morderczynie. - usmiechnal sie. - idz malutka.

ogarnelam sie i po polgodzinie lezalam tak jak wczoraj zasnelam.

nastepny dzien nie byl jakos specjalnie rozny.

jedyne co to sie spakowalam.

jednak obwiescil mi ze mam jeszcze cztery dni z czego on jutro wyjezdza na dwa. 
pech pechem mialam tu jeszcze siedziec. 

wieczor dnia kiedy Bones wyjechal nie roznil sie od innych pora mojego pojscia spac. 
padlam wczesnie i zasnelam. 
sama !!! 
  
o polnocy ktos dobijal sie do drzwi. 
- Bones i tak wiem ze tam jestes ! - ktos wrzeszczal - otworz sam albo przestrzele zamek ! 
grozba mnie nie ruszyla. 
w koncu nie dewastowal moich rzeczy tylko Bonesa. 

przestrzelil zamek z hukiem a ja udalam wystraszenie. 

do pokoju weszla trojka ludzi. kazdy wampir.
 jeden wysunal sie do przodu i do mnie podszedl. 
- jestes kolezanka Bonesa ? zaczal lagodnie. 
trzeslam sie dla wiarygodnosci efektu. 
- cii - pogladzil mnie po ramieniu - musisz byc spokojna zeby mi odpowiedziec, prawda ? - usmiechnal sie. - nazywam sie Han. 
- Ignis. 
- szefie przeciez mozemy ja za...
- nie zabijamy dzieci. - skrocil to - szczegolnie tych slodkich - zapewnil mnie. zauwazyl medalion - a Rady juz kompletnie nam nie wolno. - ofuknal swojego pracownika.- powiedz mi slicznotko jestes kolezanka Bonesa ? 
- t ... tak odparlam
- slicznie - pochwalil mniei cofnal mnie do lezenia. on sam bez zadnego oporu polozyl sie obok - a czy wiesz gdzie jest twoj kolega ? spytal gladzac mnie po boku. 
- no nie - odparlam. - mowil mi ze wyjechal. 
- a mowil kiedy wroci ? 
znowu sie zatrzeslam, niech mysla ze jestem slaba. 
Han pogladzil mnie po policzku. - ciichutko - zaczal - jestes tu sama, prawda ? 
- tak. odpowiedzialam cicho. 
- oj bidulko - przytulil mnie twarza do siebie. 
Han jechal na swoim "uroku" - moze jednak poczekamy tu na niego wspolnie ? 
- czemu szukasz Bonesa ? odparlam. 
- bo musze z nim pilnie porozmawiac.- wybrnal - a wiesz kiedy bedzie tu z powrotem ? wrocil do pytania. 
- dokladnie nie ale ... mowil mi ze nawet nie ogarne kiedy wroci. 
- moze tu byc w kazdej chwili - rzucil do swoich goryli - wy poszukajcie, tylko bez niszczenia - uprzedzil ich kiedy sie rozeszli - a ja zajme sie nasza malutka. 
- Han ... - zaczelam - czemu nie chcesz mi powiedziec po co ci Bones ? 
- bo nie moge malutka - poglaskal mnie po policzku - ale znam swietny sposob na zabicie czasu - pochylil sie nade mna - co ty na to ? 
- dobrze - zgodzilam sie - jednak ...
- bron , co ? - usmiechnal sie - juz sie jej pozbywam. - Han wyrzucil wszystko co mial. - juz. teraz moge ? 
- mhm potwierdzilam. 
pocalowal mnie. krotko bo jego goryl nas zobaczyl. 
- jestes pewna ze nie wiesz gdzie jest Bones ? tylko bez klamstewek. 
spojrzalam mu prosto w oczy. 
- niestety nie, Han. - odpowiedzialam. - ale moze zostaniesz tu ze mna ? nie chce byc sama w tym domu. 
- dobrze, jeszcze chwilke zostane. wampir sie usmiechnal i ponownie mnie pocalowal. 
przwywolalam bron ktora zabilam jego dwoch goryli ktorych ciala spalilam. 
Han nic nie uslyszal. 
teraz jego kolej. 

jako ze lezal nade mna postanowilam odwrocic role. 

nie probowal wrocic do wczesniejszego wygladu sprawy. 
wbilam powoli noz w jego udo, nic nie zrobil, nic tez pewnie nie poczul. 
druga noga unieruchomiona srebrem. 
potem obydwie rece. 
oderwalam sie od niego i dopiero jak spojrzal na siebie to w jego oczach pojawil sie strach i prosba o litosc. 
odcielam glowe i zakonczylam jego zywot. 

wszedl do domu Bones. zaskoczony brakiem zamka. 
zdziwiony popiolami na podlodze i tym ze siedze na kims. 
- co do jasnej cholery wyprawiasz malutka ?! zdziwil sie. 
wstalam, podeszlam do niego i sie przytulilam oddajac jako prezent glowe Hana. 
- twoj kolega cie szukal - odpowiedzialam wampirowi. Bones stal jak wryty - to zle ? 
- cholero mala jedna cztuje na niego kilkadziesiat lat a ty go zabijasz ? 
- no ... tak. 
- czemu na moim lozku !? - spytal widzac rozowa posciel. - malutka masz mi to wyjasnic. pokazal popiol. 
- wiec tak - i opowiedzialam mu caly bieg wydarzen. Bones nie wiem czy byl dumny, zaskoczony czy smutny ze nie sprzatnal Hana - i teraz juz wiesz. 
- chodz do mnie malutka - przytulil mnie i pocalowal niosac na rekach na czyste lozko - jestem z ciebie dumny. 

po nocce przy boku Bonesa okazalo sie ze juz  dzien wyjazdu.

no nareszcie !!!

Bones, tym razem na sniadanie,  zabral mnie na sofe, posadzil sobie na kolanach i czekal na pocalunek.
popatrzylam mu w oczy, lekko sie usmiechnelam i przytulilam sie w pocalunku.
po godzinie "przyjemnosci"  puscil mnie i odwiozl do domu.

no nareszcie !!!

spojrzalam na kalendarz na strychu.
za tydzien urodziny Kastiela.

Spade wydarl sie z ulicy.
zeszlam na dol.
- wiesz ze jest cos takiego jak telefon prawda ? spytalam go na wstepie.
- wiem. kij z tym. - odrzucil. - dzisiaj impreza u Kastiela.
- przeciez jest jeszcze tydzien ...
- taaa ale jego starzy wyjechali na jeszcze tydzien. - odpowiedzial. - dzisiaj impreza.
- czemu dzisiaj ? nadal mnie to dziwilo.
- bo mozna sie napic a jak sie przesadzi to nie bedzie chryi. rozumiesz mloda ? spytal.
- rozumiem i co z tego ?
- to ze masz byc. wokal prowadzisz, nie ?
- wyglowkuj mi w takim razie piosenke ktora mam spiewac. odparowalam.
- Slash "Bad Rain" pasuje ? rzucil szybko. - nie moge gadac bo musze isc i mu pomoc.
- pozdrow go ode mnie.  odpowiedzialam i zniknelam.

zabralam blyskawicznie kase.
przyjecie dzisiaj a ja bez prezentu.

na miescie akurat premiera jakiegos z albumow ktore widzialam ze Kastiel chcial miec.
glupi ma zawsze szczescie jak to mowia.  usmiechnelam sie do siebie.
w ciemno wzielam plyte.

spojrzalam na siebie.
do imprezy na oko jakies 4 godziny.

napisalam do Dracona.
list w ktorym mu sie wypowiadalam na temat tego czemu nie pisalam, dlaczego wiele sie u mnie zmienilo, oraz ze sie stesknilam jak cholera i ze chce go zobaczyc.

odpisal mi ze tez teskni, ze nie moze sie doczekac Mistrzostw Swiata a no i ze zaprasza do siebie w kazdej chwili.

weszlam do lazienki i zrobilam sobie gruntowny remont.
stary makijaz zmylam, wymoczylam sie godzine we wrzatku i wymylam glowe.
po godzinie bylam zywa.

spojrzalam na swoje rzeczy.
na wierzchu otwartej walizki karteczka od Bonesa.
" mialas balagan skarbie. ogarnalem go troche :* Bones "

zgniotlam ja w kulke i spalilam.

nie truj sobie nim zycia.
skonczylas znajomosc.
nie odwiedzisz go.
zlamiesz serce.
i git majonez.

wyjelam rzeczy odpowiednie do "Bad Rain" i innego repertuaru kapeli.
bluzka, czarne rurki, i , tym razem oddalam glanom kilka godzin odpoczynku,  wysokie buty na drobnym obcasie.

impreza.

weszlam do domu Kastiela i przebilam sie przez tlum do solenizanta.
- hej Kastiel. - podalam mu plyte. jako jedyna.  reszta w sumie zostawala przy pierdolach. spojrzal na mnie zaskoczony. - wszystkiego najlepszego. usmiechnelam sie i weszlam do kuchni.

Spade siedzial nad jakas szklanka z ktorej capilo alkoholem.
podal mi druga taka sama ale szukalam jednak czegos bezalkoholowego.

woda. chlodna woda z cytryna i odrobineczka miety i miodu.

potem podeszlam do mikrofonu.

zaczelo sie.
piosenki te same co zawsze.

na koniec "Bad Rain".
zaczelam.
bylam sama z instrumentalistami. z ta roznica ze na perkusji siedzial Lysander.
Spade byl zbyt ... hm. ... zlany.
tak.
upil sie.

Kastiel jak zawsze na widowni.

przygladal sie jak zaczarowany.
nie tylko sluchal. poruszalam sie po scenie.

Spade zaczal gwizdac.
na "Bad Rain"  wrzeszczal.

tlumik sie bawil.
podpita Amber zaczela sie przystawiac do Kastiela.

jednak braciszek nie chcial na nia patrzec.
gapil sie na mnie jak zaczarowany.
tez sobie podpil.
malo, bo malo ale zawsze.

po piosence wzrokiem pokazal mi gore.
jako jedyna trzezwa, oprocz Lysandra, osoba przeszlam z lekko podchmielonym metalem do jego pokoju.

usiadlam na lozku a on tuz obok mnie.
ni z gruszki ni z pietruszki pocalowal mnie  w szyje.
odsunelam go.
- Ignis - zaczal. - mozemy byc razem.
- przykro mi Kastiel ale zaslugujesz na kogos kto ma wiecej czasu. oddalilam go.
jednak sytuacja sie powtorzyla.
- Igni nie rob mi tego. - prosil. - chce chociaz normalnego pozegnania.
- ale Kastie ... - wykorzystal moment kiedy patrzylam mu w oczy z niedokonczonym slowem na ustach.  pocalowal mnie.  na chwile sie zapomnialam i oddalam mu pocalunek.  jednak szybko do mnie dotarlo ze nie. - Kastiel przykro mi ale nie.
- ale to ja cie uczylem calowac, to ja patrzylem dzisiaj na ciebie caly czas. - oburzyl sie. - chce zebys wrocila. zeby wszystko bylo jak dawniej.

podobno ludzie pijani sa szczerzy.
jakby mu wierzyc ...
nie.
kochalam go jak brata.

- Kastiel nic sie nie sypnelo. - pogladzilam go po ramieniu co go uspokoilo. - nadal tu mieszkam, nadal sie z toba widuje co wakacje ale z ta roznica ze sam mi powiedziales ze traktujesz mnie jak siostre, pamietasz ?
- nie chcialem zebys myslala ze cie nie wspieram. - odparl. - jak mnie nie chcesz to ... - siegnal po cos ostrego. - to tu i teraz ze soba koncze.
- Kastiel .... - spojrzalam mu w oczy. - nie masz prawa tak mowic. nie odrzucam cie. jedynie chce przyjazni.
- ale ... - zaczal sie jakac. jednak bylam nieugieta. - dobrze Iskierka dostanie przyjazn. ale pod jednym warukniem.
- jakim ? spytalam.
- takim. - zblizyl sie. - jeden pozegnalny pocalunek. nic wiecej. jeden. jedyny. ostatni.  patrzyl na mnie jak szczenie.

niech ma.

pocalowalam go.

dostal to o co prosil.
potem go odsunelam.
- pozegnaj sie z Iskierka jako dziewczyna Kastiel. odpowiedzialam.
- zegnaj Iskierko. witaj Ignis. po tym juz stwierdzil ze koniec na dzisiaj.

polozyl sie i zasnal.

z dolu dotarl do mnie kakofoniczny spiew Spade'a coverujacego nieudolnie "One Last Thrill" 
zszedl do mnie Kastiel i nagrywal telefonem kolege po pierwszym pijaku. 
Spade spojrzal na mnie nieobecny. 
- Igniis skaarbiee - podszedl do mnie - Kastiel skoro jest sama to moge startowac ? zapytal metala. 
- nie jest sama Spade. - odparl - pisala ze ma kogos. ocalil mnie Kasti. 
- kurde blacha - fuknal - trudno. 
znowu spiewal i po kilku minutach udalo mi sie go polozyc. 
jednak spadl z sofy podczas snu i kimal na podlodze. 
Kastiela umoscilam w jego pokoju a sama przy nim zostalam. 

rano. 
przez noc mi sie nudzilo wiec ogarnelam ich caly dom po imprezie. 
plyny alkoholowe uzupelnilam zeby nie bylo ze pili. 

o godzinie 10 Kastiel wstal i spojrzal na mnie. 
- przepraszam za wczoraj - zaczal - daj, ja wysprzatam. 
- Kastiel nie masz za co przepraszac - odpowiedzialam - bracie no nie lam sie. wszystko juz jasne, zapomniales ? 
- nie o to chodzi. - odparl - o to ze pilismy. no dalej, rob wyrzuty. 
- nie ma po co skoro sam zauwazyles - podskoczylam kiedy lezacy na podlodze Spade zlapal mnie za kostke co go obudzilo - Spade do cholery ! - ofuknelam perkusiste - chcesz zebym na zawal zeszla ? 
- o kurwa ... - rozejrzal sie i spojrzal ze lezy na podlodze - Kastiel stary co tu sie dzialo ? 
- upiles sie w trupa. odparl z lekkim niesmakiem metal. 
- super - Spade rozlozyl ramiona ze znackiem "rock" i padl - jestem na kacu. 
- nie cieszylabym sie z tego - pokazalam mu nagranie przez co perkusista usiadl, pochylil glowe tak ze jego ukochane okulary spadly na ziemie z cylindrem i otworzyl gebe ze zdziwienia - no wlasnie. 
- o ja ... - zaczal zaskoczony. podniosl na mnie wzrok, dopiero teraz bylo widac ciemne oczy i cala, dosc owalna twarz Spade'a - kto mnie sprowadzil na ziemie ? 
- Ignis. odparl Kastiel zanim zdazylam cokolwiek powiedziec. 
- dzieki Ignis - przytulil mnie nadal bez cylindra i , teraz juz potluczonych, okularow - naprawde dzieki. 
- nie ma za co - odjelam obydwu przyjaciolom efekty picia - a teraz won do sprzatania ! 
- juz, juz. odpowiedzieli cichym chorkiem i posprzatali reszte domu. 

okazalo sie ze rodzice Kastiela wrocili wczesniej niz przewidywal gospodarz imprezy i ochrzanili syna za picie. a mi podziekowali za czuwanie nad nimi.

Kastiel przyszedl do swojego pokoju w ktorym czekalam ja i Spade. 
- no stary ja opieprz dostalem. twoja kolej bo dzwonia do twoich starych - zaczala perkusista nic sobie z tego nie zrobil - no ale tobie sie upiecze. 
- no troche. Spade odpowiedzial koledze.
- a o mnie to juz zapomniales ? wtrynilam sie. 
- przeciez nie pilas. zaczal Kastiel.
- no nie ale ogarnelam ci chate i pilnowalam zebyscie nie odlecieli. 
Kastiel i Spade jednoczesnie mnie przytulili w podziekowaniu. nie potrzebowalam ich wylewnosci, wystarczal mi taki misiek. 

- dobra stary bo nam sie udusi- zaczal zmieszany Spade, bylam o tyle wredna ze zostawilam im wspomnienia tej imprezy - lec juz mloda. 
- em .. Spade moge pogadac z Kastielem ? zaczelam. 
- jasne. odpowiedzial mi i wyszedl. 

- Ignis jak chodzi o wczo ... chcial sie tlumaczyc Kastiel. 
- nie. - skrocilam - za kilka dni wyjezdzam na Mistrzostwa Swiata w quidditchu. chce ci zyczyc wszystkiego najlepszego i przeprosic za to wszystko. 
- do konca roku cie nie zobacze. a ty mi juz wyjezdzasz ? spytal zaskoczony. 
- dostalam zaproszenie od Ministra, nie wypada odmowic- odpowiedzialam - poza tym ... gosci mnie Draco. 
- zaraz ten ktory ci dokuczal ? zmarszczyl brwi. 
- kiedys tak - pokiwalam glowa - odkad po raz trzeci ocalilam mu tylek ...
- parka z was, co ? - usmiechnal sie - nie zrozum mnie zle. zycze wam jak najlepiej ale jak cie zrani obiecaj mi ze wrocisz. 
- obiecuje. - powiedzialam mu na pozegnanie i pocalowalam go w policzek - do przyszlego roku. 
- do przyszlego roku. pozegnal mnie Kastiel. 

wrocilam na Privet Drive i od razu czekaly na mnie roze. 

nie od Draco, on przysylal mi po jednej. 

Aleksander ... 
   - niech ten duren sie wypcha - warknelam do siebie i zajrzalam miedzy kwiaty - jakzeby inaczej - znalazlam tam chyba tone czekolady czego sie spodziewalam. cos mi jednak zakrakalo. bialy kruk, symbol rzadkosci. ptaka przyjelam do siebie jak tylko zwierze zrozumialo ze jestem dziedziczka Morringhan, usiadlo mi na ramieniu i otarlo sie lebkiem o moj policzek - Aleksandrze Lancaster masz zniknac z mojego zycia. bo inaczej sama cie z niego usune. 

Aleksander jako kruk sobie odlecial czujac ze zaczynam przyoblekac sie ogniem. 

teraz przyleciala sowa od Draco, z roza w dziobie. 
- Draco, Draco - westchnelam i przyjelam kwiat - prosze - podalam jego sowie ziarenka - w nagrode. 
sowa przyjela podziekowanie. 
z lapki odwiazalam list. 
bilet na Mistrzostwa, wyjazd juz jutro. 

spakowalam sie po raz kolejny kiedy do pokoju wpadl Harry. 
usciskal mnie, prosil o opowiedzenie wiec dostal skrot szkolenia, no i poinformowal mnie ze Ron jego zaprosil. 

teraz tylko przekonac wujostwo i w droge. 

powoedzielismy im o tym ze nasz chrzestny nas zaprasza i ze moze sam po nas pidejsc, lub zabiora nas Weasley'owie. 
jak to kiedys bylo w Shreku powiedziane 
" z dwojga zlego lepiej z Weasley'ami " 

mieli sie po nas zglosic o czwartej. 
byli kwadrans po niej. 

jednak zamiast przez drzwi wciskali sie przez kominek elektryczny. 
rozwalili sciane obsypujac wuja, ciotke i kuzyna pylem. wygladalo to komicznie. 

zabrali nas najpierw do siebie na jefna noc a potem o swicie wyruszylismy na Mistrzostwa. 

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz