niedziela, 24 listopada 2013

Rok IV Rozdział I Wile i Miotły, Mistrzostw Czas

 z samego rana znaleźliśmy się na wielkim polu namiotowym, nieopodal lasku.
rozejrzałam się, piękna okolica. 

doszliśmy do miejsca Weasley'ów. było daleko, daleko od stadionu. 

weszliśmy do ich już rozłożonego namiotu. 
ku mojemu zaskoczeniu wewnątrz było mnóstwo miejsca. 

jednak tylko postawiłam kufer na ziemii do namiotu przez prowizorkę drzwi wszedł Lucjusz. 
- Ignis na prośbę Ministra masz być jak najbliżej stadionu i graczy. masz szanse na karierę i zostało to zauważone. dlatego chodź ze mną. 
- nie Lucjuszu - odparł Arthur Weasley - Ignis zamieszka z nami. 
- zalecenie Ministra. upierał się chłodno ojciec Dracona 
- mam jej po prostu powiedzieć że nie może z nami mieszkać ? 
- nie wiem jak to załatwisz, Minister daje ci dwie minuty. 
 i pan Malfoy wyszedł na dwór. 

ojciec Rona spojrzał na mnie przepraszająco - przykro mi ale nic nie mogę z tym zrobić, Ignis. 
- nic nie szkodzi - odpowiedziałam biorąc rzeczy - do zobaczenia zatem na meczu. 

wyszłam a Lucjusz zabrał mój kufer. 
- dzień dobry - zaczęłam - dlaczego nie można było zabrać mnie wcześniej ? 
- twój ojciec to człowiek wielce ostrożny. - Lucjusz dopiero rozkręcał wypowiedź - i jasno powiedział że masz przylecieć tu z rodziną Wesasley. poza tym mój syn chciałby ci coś po ... 

 z namiotu wybiegł Draco. 
przytulił mnie, mocno. 
bylam bliska łez. 
- wejdźmy do środka bo jeszcze nas zobaczą. zasugerowałam. 
- już - wszedł ze mną do środka. jego namiot był istnym pałacem. - zapraszam.
padłam na sofę.
a Draco na mnie nie zważając a ojca.
- tęskniłam za tobą, Książę. - zaczęłam patrząc mu w oczy. - chodź tu do mnie. - pochylił się. pocałowałam go na przywitanie. - cieszę się że cię widzę.
- ja też Ignis. - odpowiedział. - dostałem listy o wszystkim. jak on mógł tak zranić moją Księżniczkę - pogłaskał mnie po policzku. - mam nadzieję że nie odwiedzisz Bonesa.
- nie mam na to najmniejszej ochoty Draci. zapewniłam go.
- Draci ... - uśmiechnął się. - Igni...
- nie proszę, nie. - zrozumiał. - wiesz przecież ...
- no już. - poczochrał mnie. - ale chyba jak ja do ciebie tak powiem to jest ci miło, prawda ?
- no tak ... - spojrzał mi w oczy wygrany. - niech ci będzie.
- wygrałem. - pocałował mnie w czoło. - nareszcie.

- ma spać w salonie, Draco ? wmieszał się Lucjusz..
- już tato, już. - blondyn spochmurniał zabrał mój kufer na schodki i zatrzymał się przed nimi - gdzie chcesz spać ?
- jeżeli się da gdzieś niedaleko ciebie.
- z widokiem na las czy stadion ? spytał ponownie.
- jak tobie będzie wygodniej. uśmiechnęłam się.

dostałam cały zielony pokój a na prawo były drzwi do lokum Draco.

wszystko zielone.
nawet prywatna łazienka.

przeszłam pod drzwi Dracona.
zapukałam i nawet nie musiałam nic mówić.
zostałam wproszona.
ba położona na łóżko.

pachniało ....
zabójczo perfekcyjnie.

zamknęłam oczy i rozkoszowałam się zapachem.
- ej nie śpij mi tu Księżniczko. - Draco dźgnął mnie w bok. - pobudka.
- mrrr nie idę stąd. - odpowiedziałam. - za ładnie napachniłeś.
- tak czy siak wstawaj. - odparł. - bo obleję cię zimną wodą. zagroził.
- a oblewaj. i tak ją zatrzymam. - odgryzłam się. położyłam i jego. - mrru.
- czemu mruczysz ? spytał zaskoczony.
- a czemu robi to kot ? - spojrzałam na niego. - bo mi pachnie. przykro mi ale po przemianie reaguje tu jak kot na kocimiętkę.
- tak ? - zapytał.  o nie. on coś knuł. - a jakbym powiedział ci że masz pełne prawo podkraść mi koszulę ?
- nie kuś. - odparłam rozpierając się przy jego boku. - daj mi jedną to ukradnę ci całą szafę.
- specjalnie dla ciebie. - pokazał mi drzwi szafy. - masz prawo przemyszkować mi pokój.
- wiesz że dużo ryzykujesz, prawda ? uśmiechnęłam się.
- nie zabierz wszystkiego a się ucieszę. odpowiedział wyrozumiale.

kij.
zwlokłam się z łóżka i jedno spojrzenie na wszelkie zielone ściany mnie zamurowało.
plakaty.
ruszające się plakaty.
mnóstwo plakatów.

- zbieram je odkąd dostałem pierwszą miotłę. - pochwalił się wyraźnie dumny ze swojej kolekcji. - kibicuję Bułgarii.
- a ja się nie znam. - odpowiedziałam i ruszyłam na przeszpiegi. ene, due szafa. otworzyłam drzwiczki zapominając o tym jaki to zapach.  - mrr. - zajrzałam albo może raczej węszyłam w jej głębi. - białe. - pokazałam mu koszulę na wieszaku. - dobrze się czujesz Draco ?
- fenomenalnie Ignis. - zapewnił mnie. - rodzice się uparli na jedną białą odświętną koszulę, to jest. - odpowiedział bez emocji. - z tego co mi pisałaś rozumiem że chcesz ją sobie przywłaszczyć by zasnąć.
- bingo. - spojrzałam na materiał nosem. - zabierz to ode mnie. - odrzuciłam mu materiał kiedy naszedł mnie głód. musiałam wyjść z pokoju. - przepraszam.  wróciłam do siebie.

Draci zaaferowany moim zachowanie znalazł mnie na podłodze pijącą z fiolki.
Rada regulowała mi cotygodniowe dawki krwi bym nie zabijała.  a teraz przyszedł do mnie głód.

- co to skarbie ? spytał.

akurat wpadło przez okno słońce i mnie oświetliło.
czerwone oczy.
- krew. - odpowiedziałam lekko zawstydzona. owszem wiedział ale nie chciałam by widział efekty przemiany. - co tydzień robię się głodna. potrzebuję wtedy krwi. a ... a ty mi pachniesz ... sam rozumiesz nie mogę cię skrzywdzić. dlatego jak nastę...
- nie musisz tego ukrywać. - odparł siadając obok mnie.  zapach zmalał do perfum. - noś przy sobie fiolkę. nie widzę problemu. wystarczyło powiedzieć. - podniósł mi głowę bo miałam spuszczony wzrok. - następnym razem mi powiesz, tak ?
- tak. - uśmiechnęłam się lekko. - jesteś kochany. - przytuliłam go. - Książę.
- em Ignis zostaje jeszcze kwestia twojej siły. - zaczął cicho. odsunęłam się. - nie żeby coś ale nie duś mnie.
- postaram się. - pocałowałam go w policzek. - a teraz pozwól że się położę. ty pewnie tu jesteś od kilku dni.
- no tak niezbyt. przyjechaliśmy wczoraj. o świcie. dodał porę z wyrzutem.
- na którą jest mecz ? spytałam.
- na za ... - ziewnął. - za jakieś 4-5 godzin.
- świetnie. dam radę się wyspać. zacierałam ręce żeby się ogarnąć, wykąpać i odespać.
- em Ignis. - zaczął Draco lekko zestresowany. - może po meczu, jak mój ojciec pójdzie załatwiać rzeczy z Ministrem, jakaś drobna kolacja ?
- randka ? - spytałam. potwierdził. - a na którą, co ?
- 22. odparł.
- a jak masz się wyspać, co ? zadrwiłam.
- oj tam. - machnął ręką. - przeżyję.
- no zobaczymy, zobaczymy. - odpowiedziałam mu złośliwie. pocałowałam go w policzek. - a teraz bądź tak miły i daj mi spać.
- dobrze. - zgodził się Draco. - obudzę cię.
- dziękuję Książę.

i wyszedł.

a ja poszłam pod prysznic się ogarnąć.

jak już byłam w piżamie i miałam na poduszce koszulę Draco położyłam się spać.

obudziło mnie kołysanie.
- może zemdlała ? zasugerował Lucjusz.
- tato ja się tym zajmę. odparł Draco.
- dobrze ale masz niewiele czasu. musi wyjść i iść na stadion równo z Weasley'ami.
tym akcentem Lucjusz wyszedł.

Draco położył się obok i zasłonił mi dłonią nos.
- wstawaj skarbie. - szept.  jego głosowi uległabym bez żadnego ale.  - no już. wiem że nie śpisz. wstawaj.
- co z tego będę mieć ?  odpowiedziałam z jednym otwartym okiem.
- pocałunek.
odwróciłam się na plecy.
- nie śpię. powiedziałam.
Draco spełnił obietnicę nagrody.
pocałunek. taki na pobudkę, szybkie tempo.

wstałam z łóżka. - a teraz psik. - uśmiechnęłam się do leżącego Draco. - chcę się przebrać.
- już idę. - odpowiedział leniwie i podniósł się z poduszek. - a w szatni po treningach nie ma krępacji.
- spylaj. rzuciłam poduszką.

błyskawicznie się ogarnęłam.

wyszłąm ubrana w czarno zielony strój.
z przyzwyczajenia po szkoleniu Cirispina włożyłam do glanów dwa sztylety.
wyszłam za drzwi do Dracona.

spojrzał na mnie i chyba nie uwierzył.
- chodźmy skarbie. pocałowałam go w policzek. jednak stał w miejscu.
- ty idziesz. ja mam blisko, na stadion wyjdę pół godziny po tobie. do stadionu mam minutkę.
- szkoda. - pocałowałam go w policzek. - do zobaczenia.
- do zobaczenia.  odpowiedział.

wybiegłam na dół i poszłam pod namiot rodziny Weasley.
zabrano mnie stamtąd pod stadion.

wysoko wysoko nad ziemię.
przy barierkach.

Ron chyba miał lekki lęk wysokości bo się cofnął.

Harry oparł dłoń na jednej z barierek.
teraz szedł Lucjusz i Dracon.
- baw się dobrze chłopcze. póki masz czas. powiedział chłodno Lucjusz.
- najlepsze miejsca. zaproszenie od Ministra. - dodał Draco. - o widzę że przyprowadziliście Ignis. chodź Księżniczko. - podał mi dłoń. a ja ją przyjęłam i zeskoczyłam na dół. - nie dla ciebie takie towarzystwo. mruknął i zabrał mnie na sam środek wysokości, miejsce na środku.

po mojej lewej Lucjusz a po prawej Dracon.
rozsiadłam się a miejscu.
- najpierw pokażą narodowe stworzenia. poinformował mnie Ślizgon.

wile.
pięknie.
kuzynki wampirów.
wredne bestie.

a ja w płąszczu Maga Kręgu Natury.

zaczęły śpiewać.
osoby płci męskiej czepiły się barierek.
wszystkie z wyjątkiem Dracona który na mnie patrzył.
- na mnie to nie działa. - powiedział. - mam swoją Księżniczkę.

rozgniewało to wile.

zaczęły się palić i chciały roznieść stadion.

czarodzieje z Ministerstwa sobie z nimi nie radziły.

- ech te obowiązki ... - mruknęłam. - do zobaczenia Draco.

stanęłam na barierce tyłem i zeskoczyłam.
wybiłam się z siłą więc obróciłam się w powietrzu i wylądowałam na kuckach oparta pięścią o ziemię.
jej uderzenie zwróciło uwagę wili.

normalnie piękne istoty teraz przerodziły się w ogniste Furie.
ludzie z Ministerstwa się cofnęli jednak nadal asekurowali mnie.
reporterzy ściskali ołówki i notesy.

- odsuńcie się. - zaczęłam spkojnie. jedna wila podpaliła mój płaszcz.  - jestem wkurzona i zmuszona do walki.  świetnie.
odrzuciłam materiał.

kątem oka zobaczyłąm że łapie go Krum.

- najsilniejsza z was przeciwko mnie. - rzuciłam im wyzwanie. wystąpiła jedna z wili i patrzyła na mnie z politowaniem. - wygram odpuszczacie i zostawiacie ogień jako żywioł. przegram stadion wasz. podbiłąm do wysokiej stawki.
- ty nawet najmłodszej, najsłabszej i w pół ślepej z nas nie dasz rady. zaczęła jedna z nich.
- zobaczymy. - strzeliłam palcami. - wchodzisz w to ?
- oczywiście. tak łatwej wygraej nie widziałam jak żyję. prychnęła.

pojedynek na Ogień.
na formę.

walka szłą zacięta.

jednak jedna z ksiąg w bibliotece Rady dawała mi przewagę.

coś z czego żadna z wil nie wyszłaby żywa.
w moich żyłąch płynął Ogień. wystarczy go uwolnić.

- pieczęć złamana.  złączyłam wyciągnięte dłonie i rozłożyłąm skrzydła.
w jednej sekundzie otoczył mnie jasny słup ognia wysoki powyżej stadionu.  mnóstwo energii.  mojej energii.  pochłonęłam ją i stałam jako najczystsza postać z Ognia.
 wila cofnęła się z przestrachem. - kim jesteś ?
- Ignis Morringhan Potter. - zaczęłam mówić. - jednak najbliższe miano to Łowczyni.
- niemożliwe. - powiedziała wila. - nie jest to możliwe.
- owszem. Ogień płynie w moich żyłach. mogę go dowolnie zmieniać. - zadrwiła ze mnie pomimo milczenia. - ie wierzysz Ilio ? - spytałam. nic. nadal drwina. zmieniłam się w feniksa, panterę i smoka. - uwierz.
wila i inne cofnęły się z przestrachem.

ja opadłam wycieńczona na trawę wracając do ciała.

o jeżeli Spade czuł się źle po imprezie to ja dopiero miałam bagno.
wszystko mnie już nawet nie bolało a wręcz napieprzało.
złapałam oddech.

na dół zbiegł Dracon, Harry, Lucjusz i masa reporterów.

- weźcie go. - zaczęłam walczyć z głodem. - odejdź póki się kontroluję. - Draco jak na złość się zbliżył. - płynne złoto ... - szczęknęły kły a oczy zmieniły barwę.  opanowałam się. - idź stąd ! odgoniłam go. - sakiewka ... - zaczęłam gorączkowo w niej szukać krwi. - pusto ... stwierdziłam zrozpaczona.
 otuliłam nos i usta szalikiem tak ciasno jak najciaśniejszym kagańcem.
powoli się podniosłam. zaatakowali mnie dziennikarze. jednak powstrzymał ich Lucjusz.
- proszę pańswa proszę dać jej spokój. widać chyba że nie ma siły. poza tym najpierw sensację powinien chyba wywołać wynik meczu , prawda ? skarcił reporterów kłądąc mi dłoń na ramieniu.

Draco pomógł mi dojść a miejsce.

reprezentacje po szoku się już otrząsnęły.
najpierw zaczęli się prezentować zawodnicy Bułgarii a wśród nich Krum.
podleciał na miotle do naszego poziomu i podał mi przez barierkę płąszcz. - coś zgubiłaś Iskro.
Dracon się oburzył.
- dzięki WIktor. - przyjęłąm okrycie. - a teraz leć bo ci gra ucieknie.
- do zobaczenia.  pożegnał mnie a Draco spojrzał na mnie z wyrzutem.

- to Łowca w Dumnstrangu. - wyjaśniłam. - każdy Łowca ma swój pseudonim. mi wybrali Iskra od Ognia.
- nic cię z nim nie łączy ? spytał.
- nic poza przyjaźnią. zapewniłam go.

zagryzłam wargę.
nie no nie wytrzymam jak zaraz nie zorganizuję sobie krwi ...

* Harry * 

spojrzałem na Rona i Hermionę.
oni też nie rozumieli.
- czemu Ignis go odgoniła ? zadałem to samo pytanie.
ciszę przerwała Hermiona.  - jako półwampir Ignis co jakiś czas pije krew, nie ? - zaczęła. - a Malfoy'owie szczycą się niezbrukaną czystością krwi od pokoleń. - nie rozumiałem. - chodzi o to że krew czysta przy jej wyostrzonych zmysłach musi jej pachnieć ... bardziej apetycznie niż na przykład moja czy Rona. a nie chciała go zabić czy jej pozbawić więc go odgoniła. wysnuła wniosek.

- jak myślicie jak ona się czuje ? dopytywałem się.
- na pewno jest wycieńczona Harry. - odpowiedział mi pan Weasley. - porzucenie ciała jest praktycznie niemożliwe i pobiera wiele energii i skupienia co prowadzi do skrajnego wycieńczenia.  poza tym zmieniała jeszcze formy co ją jeszcze bardziej otępiło i pozbawiło sił.
- pójdę z nią porozmawiać.

poszedłem do niej.

widziałem jak siostra wpół leży na Malfoy'u.
- korzystasz z jej stanu ? nie masz uczuć ? spytałem go.
- jest nieżywa Potter. daj jej odpocząć. sama się położyła. - pogładził ją po głowie. - widzisz ?
- Draco ... - zaczęła Ignis cicho. - na trybuach naprzeciw jest wampir. powiedz że cię przysyłam po jedzenie. - podała mu fiolkę. - sama bym poszła czy wysłała naczynie ale ... nie mam na to siły. zrobisz to dla mnie ? - spytała robiąc do niego słodkie oczka.  zysk.  - proszę Draco.
- no dobrze Księżniczko. - uległ jej.  ale widziałem że najchętniej poderwałby się po jej prośbie. - pójdę. poczochrał ją i zabrał naczynie.

- chłopcze czyżbyś pomylił miejsca ? spytał mie chłodno ojciec Malfoy'a.

poszedłęm po niewidkę i wróciłem niezauważony.

Malfoy wrócił jak na skowronkach i podał siostrze nie tylko jej naczynie a jeszcze dwa.
- dziękuję. - pocałowała go w policzek.  zaraz. co ?! wytłumaczyłem to sobie.  

Ignis go nie znosiła ale żeby był "chłopcem na posyłki" musiała go w sobie rozkochać. dlatego go tak nagrodziła.

 - można na tobie polegać. skończyła zdanie a mile połechtany Malfoy milczał

- jaki obstawiasz wynik ? rzucił zza jej pleców Markus Flint.
z nim reszta absolwentów i byłych członków drużyny.
- a jaka stawka ?
- każdy z nas da galeona. jak wygrasz zgarniasz całą kasę od nas. jak któryś z nas to on.
- okej. zgodziła się siostra.
- co obstawiasz ? ponowił pytanie Flint.
- punktowo wygra Bułgaria ale to Irlandia dostaje znicza. uśmiechnęła się siostra.
co ?
- no dobra.  my zakładamy wynik 500:0 dla drużyny któej dana osoba kibicuje.
- spoko. - powiedziała do nich Ignis. - zobaczymy.

wróćiłęm na miejsce.

* Ignis * 

- Draco ... - zaczęłam wpół żywa. - wiesz ze Harry tu był ?
- super. - mruknął. - skoro teraz go nie ma a moja Księżniczka wyraźnie marznie. - oddał mi swoją marynarkę. - to nie może mi się rozchorować.
- ty też masz zostać zdrowy Draconie. upomniał syna Lucjusz.
- jestem ciepło ubrany. - odparł Ślizgon któy dodatkowo mnie objął i dogrzewał. - ciepło ?
- mrr bardzo. - oparłam na nim głowę. a mecz się kończył.
przewaga punktowa Bułgarii.
jednak szukający Irlandii przechytrzył Kruma i zdobył znicza.

podniosłam się z miejsca.
ludzie bili brawa.
część widzów po stronie Irlandii nawet na stojąco.

a ja opadłam na fotel.
- a nie mówiłam ? odwróciłam się do Flinta i każdy z nich oddał mi galeona.
- czemu ? spytał Draco.
- najmniej prawdopodobne ma najczęstszy procent występowania w takich sytuacjach. - uśmiechnęłam się. - kto by pomyślał że będziemy razem ?
- to inna sprawa. - pocałował mnie w policzek. - idź. bo zaatakują cię sępy.
- do zobaczenia w namiocie. oddałam gest i zniknęłam.

wyszłąm na dwór przed wszystkimi.

odetchnęłam czystym, leśnym powietrzem.

przeszłam do namiotu Malfoy'ów.
weszłam bez problemu i siedziałam.

pół godziny po meczu a Dracona ani Lucjusza nie ma.

usłyszałam krzyki.
kij z tym że miałam zero sił.

ogień.  super.

wybiegłam na zewnątrz i przywołąłąm miecze.

nasi.
ojciec mnie uprzedzał o obławie ale nie na tak wielką skalę.

odczepiłam przerażone pawie.
spojrzały na mnie.
- nic wam nie zrobię. - zapewniłam je. przeteleporotwałąm je do Dworu. - a teraz gdzie jesteś blondynie ?

zaczęłam węszyć.

lasek.
granica lasku.

wpadłam na Rona, Hermionę i Harry'ego.
- Harry .. - powaliło mnie Morsmorde. brat też zatoczył się i zemdlał z bólu. - uciekajcie.
- a co z tobą ? spytałą Hermiona.
- znajdę tego kto to - wskazałam na niebo. - zrobił i nogi z tyłka powyrywam.
- idziemy z tobą.

weszłam pod las.

stała tam pierdoła jedna.
oparty o drzewo, nonszalancko przewieszajacy marynarkę przez ramię patrzący na wybuchy i ogień.
wyglądał jak jeden z tych tajnych agentów z filmów akcji którzy wywołali coś takiego i teraz rozkoszowali się widowiskiem. a nikt ich nie zna i nie powie że to ich wina.

- no, no, no. - zaczął. - Potter. trzymajcie szlamę przy ziemii. to na takich jak ona. i na ciebie Potter. warknął.
- do któego Potter'a mówisz Malfoy ?  odparłam chłodno.
- ugryź mnie. - odgryzł się złośliwie. prowokacja. - no chodź. - wystawił szyję. - ugryź. a ja powiem ojcu.
- nie prowokuj mnie. - odparłam wysuwając kły. - zapominasz że jestem głodna.
- no chodź. - zapraszał mnie. - dalej.
- Ignis nie będzie sobie tępić kłów na taką beznadziejnotę jak ty Malfoy. odparował Harry.
- no od kiedy to ty broisz siostry a nie ona ciebie ? - zdziwił się Draco. znał mnie i wiedział że robiłam to nie na poważnie. ale słowa Harry'ego brał na poważnie. - poza tym nie z tobą rozmawiam Potter. odgryzł mu się.
- chodźcie stąd. - zaczął Ron.  zabrał mnie a ramię. - odpuść Ignis.
- ugryź mnie.  poraz kolejny to powiedział.

byłam przy nim w ułąmek sekudy. - bo kiedyś potraktuję to jako zaproszenie Malfoy. cofnęłam się równie błyskawicznie i już mieliśmy iść.
- ugryź mnie. powiedział głośno i wyraźnie.

nic i nikt mnie nie dał rady zatrzymać.
rzuciłam nóż któy wbił się w korę nad jego głową.
- jedna taka uwaga więcej a skręcę ci kark. zagroziłam znowu stojąc milimetry od niego.
miałam odejść kiedy mnie podciął.
oparłam się na rękach i wyskoczyłam na nich w górę.
specjalnie chybiłam.
- ostrzegam Malfoy. - rzuciłam na koniec. - sprawdzę las a wy idźcie.
- okej.  pożegnali mnie przyjaciele i poszli.

podeszłąm do Draco.
- co to było ? - spytał teraz pokazując strach. - mogłaś mnie zabić.
- skarbie wiem gdzie celowałam. - uspokoiłam go gładząc po policzku. - musisz to znieść. przy Gryffonach i innych domach.  a w Slytherinie się odkujesz.
- obiecujesz ? - spytał. pokiwałam głową.  durgie Morsmorde. oparłam się o drzewo. - blisko, prawda ?
- mówił im że co najmniej kiedy będę na 100 metrów. - warknęłam. - idę wyrwać ręce temu idiocie.

Draco wszedł za mną w las.
znajomy zapach.
benzyna do Harley'a.

stanęłam w pół kroku.
panikowałąm.
- co jest skarbie ? spytał Draco.
- uciekaj. - powiedziałam. - tu mieszka Bones. wiej do cholery ! odpechnęłam Dracona na krok w tył.
za późno.
śpiweny głos.

- ooo maluuutkaa !!! - szedł do drzwi. - czuję twój słodziutki zapach ! - radosny głos. otworzył je i pojawił się przy mnie. osłoniłam Dracona sobą. - oj obiecywałem ci bajkę za każdym razem gdy mnie odwiedzisz. gdybym wiedział zrobiłbym ci kolację ... - poczuł zapach czystej krwi. - płynne złoto ... - jego oczy zalśniły. - widzę że masz już kolacyjkę. podzielisz się ze mną, prawda ?
- nie. - odpowiedziałam. - on nie jest lodówką.
- nie ? - zdziwił się. - co robisz z nim przy moim domu ? i to ubrana tak ślicznie ? nie do mnie w odwiedziny ?
- nie Bones. są Mistrzostwa Świata w quidditchu. nie miałam zamiaru cię odwiedzać.
- oj ranisz mnie Ignis ... - przyciągnął mnie do siebie i podłożył nóż pod gardło.  był głodny. - posłuchaj młody. wybór. albo ty stracisz odrobinę krwi albo ona straci głowę.
- nie rób tego Draco. - spojrzałam w oczy Ślizgona. - nie rób.
- sza malutka. - Bones mocniej przyłożył ostrze. - nie chcę cię ranić ani plamić ubrań za które płaciłem ale jak będziesz mi się wiercić to nie dasz mi wyboru.
- czyżby ? - wyjęłam drugi nóż i wbiłam mu go w udo. zaskoczony i obolały wampir odszedł w tył. zabrałam mu moją broń. - wracaj do domu Bones.

wampir się zatoczył a ja skorzystałam i wyprowadziłam Dracona na polanę niedaleko miejsca gdzie rzucono zaklęcie.
- tutaj. - stwierdziłam. na ściółce leżała różdżka. - gdzie ten idiota który to rzucił ?
- sprawdźmy las. - zaproponował.- ty jedną część ja drugą.
- chyba ci się w główce poprzewracało blondynku. - odpowiedziałam. - on cię znajdzie, zabierze do mieszkania i zabije. lub gorzej będzie torturował.
- mam wrócić do namiotu ? spytał.
- tak. - odparłam. - ostrożnie.
- będę Igni. odpowiedział mi Draco.

jednak ja zniknęłam w lesie. 
napotkałam Lucjusza. 
- gdzie Draco ? - spytał - nie ma go w namiocie obok ciebie też nie jak widzę. 
Bones. 

Bones. 

- wiem gdzie jest - zaczęłam iść w kierunku chatki - niech pan tu zostanie. Boonees !! - zawołam wampira - chodź do mnie ! wiem że nie chcesz tego blondyna tylko mnie ! a ja tu jestem ! 
Bones wyszedł i wypchnął Dracona przez drzwi. - jeżeli chcesz go mieć żywego musisz do mnie wejść malutka. a ja cię już nigdzie nie puszczę. 
- umowa. zgodziłam się. 
wymijając obitego Draco spadła na ściółkę jedna łza. - przepraszam Draco. pożegnałam się z blondynem. 

weszłam do znienawidzonego przez siebie mieszkania. 
- pozwoliłem sobie zabrać twoje rzeczy. - zaczął. - co się stało Ignis ?
- nic. - usiadłam na kanapie. - po prostu ...
- widziałem na niebie twój znak. - wznowił Bones. - noga nadal mnie boli.
- oj no musiałam Bones. - odpowiedziałam. - ten chłopak wie coś czego nie powinien. dlatego muszę się o niego tak niańczyć.
- oj no to źle. - pogładził mnie po ramieniu. - nie martw się nic nie powie. - pocieszył mnie. - a teraz obiecałem ci bajkę, pamiętasz.
- wiem. - udałam rozmarzenie. - ale na razie jestem głodna.
- lodóweczka pełna. - pokazał na kuchnię. - smacznego.

schyliłam się po krew.
- widziałam że go pobiłeś. ile z niego upuściłeś ? spytałam jakby od niechcenia.
- litr. odpowiedział spokojny Bones.

litr.
litr.
litr !!!
o biedny Draco ...
teraz to już mi na pewno nie zaufa.
pewnie myśli że jestem taka jak Bones.

wzięłam krew i usiadłam na kanapie.

* Draco * 

nie poszedłęm do namiotu.

Ignis opowiadała o Bonesie.
chciałem się przekonać co się tam robi.

podszedłem pod oko i obserwowałem.

- Ignis malutka obiecywałem bajkę. - zaczął. - chodź do mnie.
- no dobrze. zgodziła się.

on wstał i ją pocałował.

wampir.
z moją Księżniczką !

tego nie mogłą mi już wytłumaczyć.

odsunęła go szybko.

chociaż tyle.  pomyślałem.

- Bones czy mnie kochasz ? - spytała go. - odpowiedz.
- oczywiście. - siedział przed nią patrząc jej w oczy. - nie umiem cię okłamać.
pocałował ją w dłoń.
i zaczął się piąć do ramion szukającej.

- Bones ... - zaczęła Ignis. nie słuchał. - Bones. - powoli kładła nacisk. on nadal swoje. w końcu ją położył i rozparł się nad nią. całował twarz. Igni chyba walczyła ze sobą.  trzepnęła go w policzek i się ocknął. - Bones !
- jesteś słodsza niż Kat. palnął.
byłęm z Igni krótko ale wiedziałem że nie lubi być zazdrosna.
- niż kto przepraszam ? spytała.
- no ...
- kto ? narzeczona, dziewczyna, wspólniczka, współlokatorka, dziwka, kto do cholery ! uniosła się wściekła.
- była uczennica. sprzątnął ją Han.

w oku Ignis miał miejsce błysk którego tamten nie zauważył.

przeszła pod szafę.
- głupia jestem że cię odwiedziłam. pewnie odkąd wyjechałam codziennie masz jakąś nową.
- nie. - odpowiedział jej gorliwie. - przysięgam że jesteś tylko ty.
- odpowiedz na jedno pytanie. spojrzała na niego twardo.
- pytaj. - na jego czoło wstąpił pot. - dalej Ignis.
- spałeś z nią. powiedziała zarzut.

milczał.
a ona tryumfowała.
- wiedziałam ! - wydarła się policzkując go. - wiedziałam. od początku ją miałeś na boku. bo nie mogłeś poczekać.
- malutka to nie tak. - odpowiedział jej Bones. - to ... to był tylko jeden raz ... napiłem się, ona też no i ...
- no i spojrzałeś gdzie trzeba, zobaczyłeś co trzeba i tak wyszło ! - prychnęła wściekła. - wiesz co Bones ? myślałam że z obietnicami będziesz rozsądniejszy. a wiesz co teraz mi udowodniłeś ?! - podniosła głos. wampir nadal milczał. - że jesteś tanim podrywaczem i kobieciarzem ! - spoliczkowała go. - wiesz co mi zrobiłeś ? wyrwałeś, zdeptałeś, oplułeś, rozstrzaskałeś i spaliłeś moje serce. a potem okeliłeś je taśmą klejącą i próbujesz mi je teraz oddać z tym swoim niewinnym uśmieszkiem mówiąc "to nic" !!! - spoliczkowała go przestawiając mu coś w twarzy. - wiesz co. nienawidzę cię !
- Ignis ... - zaczął. - Ignis przysięgam ci że to była tylko jedna noc. jak kłamię możesz mnie zabić.
- przez całe jej szkolenie robiłeś z niej swoją dziwkę. - nadal głucha cisza po jego stronie.
oj Ignis się wkurzyła.
- wiesz co Bones .... - uśmiechnęła się do niego. - w ostatnim czasie, po tym jak zabiłam Hana domyśliłam się że jest jeszcze ona. ta cała Kat. - wylewała mu teraz prawdę. - i wiesz co ? to nie Han ją zabił a ja. - teraz to wampir doznał szoku. - tak, tak Bones. ja.

^ Draco przepraszam.
kocham cię. wiedz o tym.
Bones to sadysta.
mogę nie wrócić.  teraz siostra przyjmie mój dług za wszystkie kłamstwa.^  posłała mi myśl.

a ja myślałem że ona do niego naprawdę ...

Ignis ...

teraz to on się wkurzył.
uderzył ją ale cofnął rękę przed kolejnym ciosem.
- zabiłaś Kat ...  a ja ją kochałem ...
- masz wybór Bones. - uśmiechała się. - zabijam cię tak jak ty moje serce albo w walce.
- nie mogę ... jesteś dzieckiem ...
uderzyła go a on się cofnął.
- chodź Bones. - pokiwała na niego palcem. - twoja Kat puszczała się z każdym.
- nieprawda ! - rzucił się na nią.  okładał ją jak szmacianą lalkę.  a Ignis zachowywała się jakby to jej nie bolało.  złamał jej jednym rochem obydwie nogi. - i co teraz ?  kość przebiła się przez skórę i krew skapywała na podłogę.
jednak nie widział jej na stadionie więc nie wiedział że właśnie wykopał sobie głęboki grób.
- a no to. - zanurzyła dłoń we krwi i ją zapaliła. chatka zaczęła płonąć tak samo jak Ignis. a krew na ciuchach wampira zmieniła w srebro. - a teraz patrz. - stopiła mu rękę. - myślisz że jestem tu wspominać ? o nie ... - zaśmiała się sadystycznie.   Ignis ... piękna Ignis.  ogień przyjął na niej obraz złotej sukni.    - zraniłeś osobę na której mi najbardziej zależy. i byłeś na tyle głupi żeby pozwolić mi krwawić. - zbliżyła się. - wiesz co Bones jedyne co mi się w tobie naprawdę podobało to był motor. który chyba sobie zatrzymam. - spojrzała mu w oczy.  druga ręka a on wrzeszczał i wił się z bólu.  na łasce Ignis Morringhan Riddle.  - ten młokos którego pobiłeś zasługuje na moją pomstę. - mówiła do niego szeptem. - dlatego ... - przywołałą sobie nóż. - teraz sobie spłoniesz. a ja wyjdę i będę go przepraszać.
- myślisz że ci wybaczy ? - zaśmiał się. - o naiwna jesteś Ignis.
- nigdy nic nie wiadomo. - powiedziała z nadzieją. - on jest moim słodkim ...
- ma w ogóle jakieś imię ? zadrwił.
- ma. - ^ powiedz je.^ poprosiłem ją myślą. - oj nie mogę .. - ponowiłem prośbę. - Draco ...
- smoczek ? popełnił błąd.
Ignis stopiła jego nogi.
- gdzie moje maniery. trzeba ocalić papu. - wydelegowała krew za okno. - teraz jesteś już trupem.
rozcięła mu brzuch i wyszła z domku zostawiając go wrzeszczącego i zjadanego przez ogień.

- przepraszam ... - zaczęła ponownie. - pójdę już ...
zabrała krew i ją wypiła.

* Ignis *

nie byłam warta uwagi.

wypiłam krew dla ukojenia nerwów i zaspokojenia głodu.
byłam padnięta.

Draco złapał mnie w lesie.
- ej gdzie mi uciekasz ? - zaczął. - nie masz za co przepraszać. ty ... w tym domku ... wyglądałaś ... pięknie. poza tym ... mściłaś się za mnie ... - Draco nie mógł sklecić jednego zdania. - nie odchodź. - przytulił się. - nie idź.
- dobrze. - uległam mu. - nie pójdę. - pocałowałam go w policzek. - masz strasznie silną aurę ... mogłabym ci ją uaktywnić ale ...
- ale ? - Draco był nakręcony na pomysł. - ale co ?
- musisz chcieć. - odpowiedziałam. - poza tym zrobiłabym ci naznaczenie.
- co to ? zdziwił się.
- ta telepatia była że tak powiem "widoczna" dla każdego mogącego takie rzeczy robić. naznaczenie ją utajni, sprawi że będziemy w stanie odczuwać swoje szczęście, smutek i resztę emocji nawet będąc kilometry od siebie i zawsze będziemy mogli się wzajemnie pocieszać.
- wchodzę w to. - powiedział mi Ślizgon. - a ... a to naznaczenie ...
- tak czy siak cięte skarbie. - musiałam go zasmucić. - pieczęć albo symbol.
- symbol. może być dowolny ? spytał.
- może. odpowiedziałam mu nie wiedząc do czego zmierza.
- mam dość .. dziecinny pomysł. - zaczął po namyśle Draco. - serce.
- prawa czy lewa dłoń ?
- Znak jest na ....
- lewej Draci. i tak można mieć dwa na jednej ręce. no ja mam Znak na prawej.
- daj mi tu lewą łapkę. - ustawił ją wnętrzem do siebie. podałąm mu nóż i wyciął serce. - twoja kolej.
zrobiłąm to samo.  złączyłam z nim lewą dłoń.
- pieczęć zawiązana. naznaczenie nałożone. - przekazałam energię która na sekundę związała ręce złotym sznurkiem. - i tyle. zrosło się.  przekazałam ci również Mistrzostwo w Wodzie. jednak będę cię szkolić.
- cieszę się pani profesor. - uśmiechnął się. - a co z aurą ? spytał.
- a no tak. - klepnęłam się w czoło. - do środka kręgu.

* Draco * 

Ignis miała na sobie pelerynę Maga.
i wynalazła długi kij który wsadziła idealnie między guziki koszuli i ustawiła mnie na środku.
teraz zrozumiałem.
koło tych samych drzew, tych samych kamieni.

- stój prosto, nie waż mi się ruszać. - powiedziała.   stanęła na kamieniu na któym siedziała i zaczęła coś mówić.  najpierw szeptem jakby szumiał deszcz.  coś z Wody się ustawiło obok mnie.  potem podniosła głos i ramiona w górę a jej głos przypominał łopot skrzydeł jakiegoś wielkiego ptaka.  coś z Powietrza.  potem opuściła dłonie i głos upodobnił się do łomotu głazów.   potem móiła normalnie i widziałem jak wyrywa z siebie Ogień.  wszystko się ustawiło i rzuciło na mnie.  

teraz czułęm że żyję.
słyszałem wiatr wysoko w górze.
czułem ciepło ognia pod ziemią.
mogłem policzyć źdźbła trawy na ziemi.
czułem zapach padającego daleko deszczu.
i miałem w głowie całą wiedzę Ignis.

Ignis siedziała na kamieniu i płakała.
łzy żłobiły dwa łuki na jej policzkach.

- ej nie płącz. - podszedłęm do niej. chciałem ją objąć. odsunęłą się. - co jest ?
- masz. - rzuciła mi płaszcz. - Wodę masz w głowie ale Mistrzostwo musisz zdobyć. podstawowa zasada. jak ja jestem w pobliżu i chcesz mnie dotknąć patrz czy mam płąszcz czy nie. - zrozumiałem. - a teraz zakłądaj to bo muszę cię w tym zobaczyc.
zarzuciłem płaszcz na ramiona.
Ignis się przytuliła.
- cholernie perfekcyjnie jak zawsze. - pocałowałą mnie w policzek. - a teraz mój blondynek ...

urwałą.
szedł tu Potter.

odwiodłą go stąd.
- nie myślałeś chyba że cię nie pocałuję, co ? - złączyła ze mną wargi.  jedyny moment kiedy rozpływałem się w marzeniach był właśnie naszym pocałunkiem.  szczególnie tak pieszczotliwym jak ten.  Ignis dawała mi do zrozumienia jak bardzo  mnie kocha.

* Ignis * 

co jak co ale Draconowi nie można było zarzucić jednego.
na pewno całował genialnie.
- a teraz wracamy. - zakomenderowałam. - cholera ...
przypomniałąm sobie że kufer miałam w domu Bonesa.
a w kufrze Veritaserum - eliksir prawdy.
- o co chodzi skarbie ? spytał Draco. 
- Veritaserum w kufrze Harry niedaleko. - palnęłam - jak nas zobaczy i spyta ... 
- zła opcja fakt - potwierdził. - idź po kuferek kochanie. 
- mrr no nie słodź. będziesz miał na to czas - chciałam go pocałować ale poszłam - do zobaczenia. 
- tęsknię - wyrwało mu się - Księżniczko. 

wróciłam na polane z lekko osmolonym kufrem. 
Bones w agoni i zemście go otworzył i część rzeczy spłonęła. 

przyszedł Harry. no i co jeszcze ? 
- czemu darłeś się za moją siostrą ? - spytał Dracona - co Malfoy ? 
- bo to wręcz bogini ognia Potter - odparł. oj ucisz mi się Draco. otoczyłam go czystym powietrzem - nic ci do tego. 
- coś jednak owszem bo to moja siostra Malfoy - odparował Harry - czemu masz zwęglonu kufer ? 
- bo był w Ogniu Harry - odpowiedziałam mu - a teraz przepraszam muszę go zanieść do namiotu. 
- do zobaczenia Ignis. pożegnał mnie brat. 

wyszłam zlasku z Draconem. 
od razu kiedy miałam pewność o nieobecności Harry'ego wprosiłam się pod ramię Draco. 
nie było nikogo na obozowisku a nasz namiot nie nosił zbyt wielu szkód. 

piękne uczucie wiedzieć że uciekłam bratu i że czeka mnie kolacja. 
Draco nie pozwolił mi jednak przekroczyć progu. 
albo może raczej wizja schodów mnie pozbawiła resztek sił i usiadłam na trawie. 

a on wyrozumiale na mnie spojrzał i zaniósł i położył. 
- może innym razem co ? spytał lekko smutny ale mówił to troskliwie. 
- daj mi chwile czasu - nie chciałam go zawieść. jednak oczy Draco nie nosiły sprzeciwu - zaraz mi powiesz że zdrowie jest ważniejsze niż kolacja, prawda ?
- mhm - potwierdził - połóż się. jutro jedziemy do szkoły. moje szkolenie, nasza kolacja poczekają do czasu nauki -  wychodził z pokoju - aha tata odkupił ci rzeczy. 
rzuciłam mu do rąk sakiewkę z około 200 galeonami - oddaj należność. 
- nie musisz mu płacić - zaparł się - nie będzie chciał od ciebie pieniędzy. 
- powiedz że nalegam - odparłam cicho - chyba że mam u ciebie uregulować dług. 
Draco donyślił się o co mi chodzi. 
- tylko szybko skarbie, nie lubię czekać. ponaglił. 
ściągnęłam go na materac i pocałowałam. 
minutka, tylko minutka w jego ramionach i wpadł do nas Lucjusz. 
- Draconie daj jej spokój - zaczął. ale ja nie miałam zamiaru tak banalnie oddać mu syna - Draconie. 
Draco chcąc niechcąc się odsunął. 
- dobranox skarbie pożegnał mnie i wyszedł. 
- dobranox Książę. odpowiedziałam i padłam spać. 
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz