wtorek, 19 listopada 2013

Rok III Rozdział XVI Podsumowując ...

Po kilku godzinach bylam na treningu.
Kolejnym z rzedu .
Od feralnego dnia minelo kilka tygodni.

Jednak wbrew temu co mowil Draco Lupin jeszcze byl w szkole i uczyl.
Do koca roku byl jeszcze zaledwie dzien.
W tym ostatecznym dniu mial miejsce mecz.

Weszlam na boisko pewna ciekawej mocnej gry.
Co mnie zaskoczylo po tym calym zjasciu z dementorami Harry mial na mnie jeszcze wieksze oko i podejrzewal iz podobam sie Draconowi. Wiecznie robil sobie z tego zarty, nawet dzisiaj kiedy Draco szedl za mna.
- no Malfoy kiedy planujesz sie przyznac ? Zaczal zaczepnie Harry
- nie mam sie do czego przyznawac - powiedzial chlodno Draco - Ignis badz tak dobra i zmiec go z boiska.
- nie dam sie ograc jezeli o to ci chodzi. Ale bede grac fair. Odparlam
To uciszylo i jednego i drugiego.

Przeszlam do szatni i po minucie zagrzewania sie do walki przeszlam na boisko.

Wzbilam sie w powietrze na miotle.
Ryk stadionu byl pieknym dzwiekiem dla moich uszu.

Spojrzalam na brata i usmiechnelam sie do niego zlosliwie.
Oj wygram to, musze.

Draco kiwnal glowa nieznacznie.
Puscilam do niego oko na szczescie kiedy nikt nie patrzyl.

Zaczela sie gra. Zaciekla.
Weasley'e puszczali do mnie tluczki praktycznie co sekunde.
Nawet Flint nie umial ich obronic wiec latalam omijajac je co chwila.

Odetchnelam. Zobaczylam znicza szybciej niz zawsze. Harry nadal go szukal.
Udalam ze robie kolejne kolo a tluczek lecacy na wprost na mnie mi to ulatwil.
Zanurkowalam ostro w dol i dopiero teraz Harry sie skapnal o manewrze.
Jednak za wolno bo gdy byl na mojej wysokosci ja juz mialam znicza w garsci.

Podsumowujac quidditcha wygralismy z Gryffonami kolejny raz. 

Przeszlam do szatni. 
   Przebralam sie ale do drzwi wszedl Draco. 
Zobaczyl haftki ktorych sie wstydzilam. 
   Dorastalam dosc mocno przed czasem. 
Kiedy na mnie spojrzal zarumienilam sie. 
Draco spuscil wzrok. 

Przebralam sie i jako ostatnia zostalam w szatni. 
- swietny mecz Ksiezniczko - zblizyl sie. Liczylam na pocalunek. Dostalam jednak calus w policzek - gratuluje. 
- dzieki - usmiechnelam sie slabo - jakbys mogl nikomu nie mowic ...
- rozumiem. Skrocil lagodnym glosem. 

Wyszlam przed nim z szatni i pobieglam pozegnac sie z Lupinem. 

Weszlam do jego gabinetu, 

od wypadku z dementorami nie widzialam sie z tym nauczycielem, a wiedzialam ze to on moze mi wyjasnic czemu akurat ja. 
I choc odpowiedz byla banalna 
" bo tam bylas i sie im narazilas "
to mi nie wystarczala bo sadzilam iz jest jakies inne wytlumaczenie.

I widzialam jak Lupin sie pakuje. 
Odwrocil glowe z zyczliwym usmiechem na ustach. 
- Ignis wilkolakiem jestem od kilkudziesieciu lat. Jednak nie umiem nad tym zapanowac. Twoj ojciec,Syriusz i Petegrew zostali animagami. Syriusz jako pies a James jako jelen. Oni mnie pilnowali bym nie robil nikomu krzywdy. Peter sprawdzal czy nikt nie patrzy kiedy wymykalismy sie podczas pelni. 
Ale nie jestes tu by to uslyszec. 
- tak panie profesorze. - odpowiedzialam - bo de...
- wiem co ci sie przytrafilo w Lesie Ignis - odpowiedzial rownie zyczliwie - medalion ktory nosisz byl wskaznikiem dla dementorow - teraz jasne czemu nie wybrali przez przypadek - reszte juz wiesz. Jestes dziedziczka Morringhan
- wiem te wiedze przekazali mi dementorzy. Odparlam. 
- w takim razie - wyszedl od szafek - do widzenia Ignis. Wyciagnal do mnie reke i ja uscisnelam. 

Tak wygladalo pozegnanie. 

Podsumowanie z lekcji z Lupinem : szkoda ze odchodzi. Ale to byl jego wolny wybor. 

Wyszlam z gabinetu i wpadlam na ramie Draco. 
- Ksiezniczko uwazaj jak chodzisz. Ostrzegl mnie. 
- postaram sie - usmiechnelam sie - a teraz ide sie spakowac. 
- do zobaczenia. Skwitowal i zniknal.

Weszlam do pokoju wspolnego. 
Na stole list pachnacy mieta oznaczajacy Laurilelem. 

W srocie gratulacje wszystkich osiagniec i opowiedzenie mi elfickiej historii Morringhan. 
A bylo to tak : 

Morringhan byla najlepsza wojowniczka sposrod elfow. 
Jednak zbrukala dlonie zbrodnia i zostala ukarana przez Smierc.
  Jednak nie zgonem , gdyz Smierc widziala w niej potencjal wiec uczynila ja swoja siostra ale kazala jej tulac sie po swiecie nie poznajac milosci. 

Dziewczyna na poczatek nie widziala problemu i jezdzila konno nie zwazajac na chlopakow. 

Pewnego dnia Morringhan zatrzymala sie przy jeziorku gdzie zobaczyla mlodzienca. 

Przystojnego, roslego o glebokich oczach mlodzienca.
     Zapomniala o przestrodze siostry. 
Zakochali sie w sobie od pierwszego wejrzenia. 
Pocalowali sie ale klatwa Smierci zadzialala. Chlopak zaczal umierac. 
Morringhan ublagala siostre o zycie dla niego, chocby nikla jego iskierke. 
Tak powstal pierwszy dementor, a Smierc nakazala mu sluchac sie siostry.
 Jako znak ich milosci Morringhan sprawila by pocalunek dementora zabijal kazdego oprocz niej. 
Siostra smierci umarla zostawiajac znak w medalionie ktory docieral do kazdej jej dziedziczki. 

Podsumowujac mialam pewne szanse na przezycie u dementorow. 

Weszlam do pokoju wspolnego i usiadlam na kanapie. 
Draco spojrzal mi w oczy. 

Po raz pierwszy nie chcialam jechac na wakacje. 

Dosiadl sie blizej i bez slowa podal mi lukrecje. 
Wzielam kawalek. 
Po raz pierwszy te cukierki przyprawily mnie o smutek. 

Usmiechnal sie kwasno. 
- Ignis nie zalamuj sie. Pocieszyl mnie. 
- nie umiem - odparlam - nie chce wakacji. 
- bedzie dobrze. Odpowiedzial. 

Po chwili poszlam do pokoju i spakowalam kufer. 
Dla zabicia siedzacych we mnie lez. Znalazlam koszulke Cirispina i przytulilam sie do niej. 
Moja wina ... 

Zeszlam na dol po polgodzinie gotowa do wyjazdu. 

Draco chcac odgonic moje smutki zaproponowal mi szachy. 
Przystalam na to pod warunkiem ze stawka bedzie jablko. Ugryzione przez niego jablko. 
Zgodzil sie na taki warunek i zaczelismy gre. 
Zdziwilam sie na wiesc o wygranej w szachy i przyjelam obietnice dostania go tj. jablka na dzien wyjazdu, jako pocieszenie i wspomnienie tego co taki wlasnie owoc zapoczatkowal. 

Nocy nie przespalam jak zawsze. 
Nie moglam. Nie chcialam nawet. 
   Cala noc spedzilam bladzac po Lesie upewniajac sie ze wszystko zostawiam tak jakby zyczyl sobie tego Cirispin. 
Jak stwierdzilam ze wszystko jest w porzadku byl juz swit i wrocilam do zamku. 

Obudzilam Dracona, jego nie chcialam zegnac ale musialam. 
Dlatego zanim wsiadlabym do pociagu chcialam z nim jeszcze chwile pobyc. 
Ogarnal sie w minute i potem juz zszedl do mnie na dol. 
- Ksiaze ... - zaczelam - chodzmy na spacer po zamku. 
- dobrze Ksiezniczko - odparl, ja wstalam i wyszlismy trzymajac sie za rece. Dotarlismy do miejsca gdzie przed rokiem stal przyparty do muru - pamietasz ? 
- tak - pokowalam glowa wzruszona poraz pierwszy przez kogos innego niz Kastiel - bedzie mi cie brakowalo - przytulilam go niespodziewanie - bede tesknic. Napisz do mnie raz na jakis czas. Dobrze ? Spojrzalam na jego twarz. Lza. Lza spadala po jego policzku. 
- dobrze. - zgodzil sie i pocalowal mnie w czolo - chodz, wracajmy. 
- oki - odparlam i wrocilismy trzymajac sie za rece - a ... Nie chcesz zobaczyc Komnaty ? 
- nie Ksiezniczko. - powiedzial - to twoje krolestwo. Nie moje. Poza tym ...
- nie przepadasz za wezami - pokiwalam glowa rozumiejac - bylo widac to rok temu. 
- wiem skarbie - odparl. Usmiechnelam sie i z oka zleciala kolejna slona kropla. Otarl ja lub moze raczej pocalowal mnie w policzek na jej drodze - bede do ciebie pisal co dwa dni. A w drugim miesiacu wakacji co trzy. Wyjezdzam wtedy z rodzina. 
- dobrze. Bede czekac na listy - pocalowalam go w policzek - nie chce stad znikac. 
- a co z Kastielem ? Nie chcesz go zobaczyc ? Zdziwil sie Draco. 
- chce ale ... Nie wiem czy odpowiada mu uklad czekania na mnie te miesiace. 
- jak kocha to poczeka - odpowiedzial mi filozoficznie blondyn - nie smuc sie. Widzac jego reakcje na twoj powrot do zywych jestem pewny ze siedzi na szpilkach j zapelni ci kazda sekunde czasu. Zapomnisz na chwile o tym ze nie ma mnie obok. Nie wiem czemu ale to jego ostatnie slowo poteaktowalam jako lekki wyrzut. 
- nie zapomne.- powiedzialam uparcie - beda mi sie snic po nocach twoje dawne dogryzki. I obudze sie z przekonaniem ze mi cie brakuje. 
Jakby sie uspokoil na wiesc ze bede tesknic. 
- tak czy siak zapelni ci czas tak ze tylko noce bedziesz miala dla siebie. Zsumowal to Draco. 
- dlaczego nie moglabym byc w dwoch miejscach naraz i ci dogryzc. Odpowiedzialam zaczepnie. 
- predzej Kastiel ci powie ze ... - urwal - pewnie szybciej on ci powie ze cie kocha niz zdazysz zmienic miejsce pobytu. 
- nie badz tego taki pewien - odgryzlam mu sie - ej no Draco nie obrazaj sie ...
- ja ? - zdziwil sie - ja nie jestem zazdrosny tylko ..
- tyllko chcialbys zebym z toba pobyla na wakacjach. Postaram sie aczkolwiek niczego nie obiecuje. 
- naprawde Ignis ??? 
- cos postaram sie wykombinowac ale nie obiecuje. Podkreslilam dwa ostatnie wyrazy. 
To i tak go ucieszylo. 

Przyszla pora pobudki. 
Odsunelusmy sie zanim pierwsza osoba zeszla na dol. 
Potem ponure sniadanie. 
- nie bede przeciagal tego dnia. - zaczal Dumbledore - w tym roku wydarzylo sie wiele. Jednakze wiem iz was najbardziej interesuje Puchar Domow. Podsumowalem ten rok szkolny i doszedlem do wniosku iz to Slytherin otrzyma nagrode ze wzgledu na wielkie cierpienie ktorym okupil ta wygrana. Punktowo dotarli do pierwszego moejsca uczciwie wiec nalezy im sie. 
- Ignis idz odebrac trofeum - wypchnal mnie z miejsca Draco - tylko nie upadnij. 
Dostalam Puchar do reki i go unioslam. 
Dla Cirispina. Pomyslalam. 

Wrocilismy na chwile do dornitoriow by zabrac kufry. 
Poczekalam chwile dluzej i otrzymalam obiecane ugryzione "komisyjnie" , tj. w mojej obecnosci, zielone jablko. 
Po krotkim uscisku wsiadlam do piciagu. 

Bylam sama w przedziale. 
Pojawil sie u mnie ojciec. 
- Ignis jutro odbywa sie zebranie. Severus Snape cie na nie zabierze. - zaczal dosc chlodno. - a teraz cireczko powiedz mi jedna rzecz. Usiadl obok. 
- tak tato ? Spytalam
- czy w rym toku jedziesz do Rady ? 
- pewnie tak - potwierdzilam - czemu pytasz ? 
- bo na zebraniu pokaze ci dom w ktorym sie wychowalem. - ucieszylo mnie to - jednak prosze cie o nie chodzenie po nim samej. Dobrze ? 
- dobrze tato. - odparlam - a wiesz kie... 
Nie bylo go. Jedyne co zostawil to kartka na fotelu obok mnie. 
" trzymaj sie corciu. Wszystko sie ulozy. Kocham cie. Tata "

Usmiechnelam sie na widok drobnej czekoladki na papierze. 

Do Londynu przyjechalismy wieczorem. 
Oczywiscie ja i Harry musielismy sobie sami poradzic z kuframi i reszta. 

Przyjechalismy metrem okolo 22 i weszlismy do domu. 

Na fart lub nie Albus Dumbledore wystosowal list do wujostwa w ktorym napisal iz pewien kryminalista jest naszym chrzestnym. 

Wujostwo przywitalo nas porcja miesa
 ( rzadko je nam dawali mowiac iz jestesmy zbyt drodzy w utrzymaniu by jeszcze je jesc ) 
I powiedzialo jedynie " dzien dobry " co juz bylo na nich sporym wysilkiem. 

Weszlismy na strych gdzie urzadzilam i Harry'emu pokoj by nie cisnac sie w komorce pod schodami. 
Byly tu dwa lozka, komineczek niewielkich rozmiarow, okno dachowe i masa bibelotow w pudlach pod scianami. 
Kufry polizylismy przy lozkach i bez niczego zasnelismy. 

nastepnego dnia obudzilam sie o tej 10 rano.
zeszlam na dol i spojrzalam na stol.
dwa nakrycia wiecej.
czyli dla mnie i Harry'ego.
usiadlam przy stole i zjadlam mieso.
nic mi na to nie powiedziano i wrocilam na gore.
na razie bylam zmeczona.

polozylam sie na lozko i zaczelam sluchac muzyki.
automatycznie jakos wstalam z miejsca i zaczelam tanczyc.

fart lub nie ale napatoczyla sie piosenka do ktorej tanczylam rok temu z Draco.
wzruszylam sie i w tajemnicy przed Harrym wyjelam zakonserwowane przeze mnie ugryzione jablko od Dracona.
chcialam je ugryzc.
zrobilam to w tym samym miejscu co on.
lekko i bardziej kolo ugryzienia zeby zostawic sobie ten kasek na koniec.
nie tknelam jablka bardziej niz teraz.
zostawilam je i patrzylam na ten owoc.

przeczekalam caly dzien w domu i dopiero na wieczor postanowilam sie ruszyc do ogrodu.

tam tez pojawil sie wuj Severus.
zabral mnie do starego domu.
- to dom gdzie wychowal sie twoj ojciec. poinformowal mnie.

weszlam do salonu.
rowniez z dlugim stolem.
nie.
to byla jadalnia.

ojciec spojrzal na mnie powaznym wzrokiem. - chcesz zostac Smierciozerca ?
pomyslalam chwile. - jest to widoczne ?
- nie. - kiwnal na Lucjusza. - Znak - wskazal na czaszke z ktorej wychodzil waz. - moge ukryc i tylko ty bedziesz kontrolowac jego widocznosc.

rozwazrzylam slowa Hagrida.
oni zabijali.
ale czy w tym roku nie zostalam morderczynia ???

- chce, ojcze. - skinelam glowa pewna swej decyzji. - co mam zrobic ?
tata sie usmiechnal. - widze ze jestes pewna. - zaczal. - musisz znalezc te osobe. - podal mi zdjecie. - i przyprowadzic ja tu.
- dobrze ojcze. - skinelam glowa. - gdzie dokladnie ja znajde ?
- na Noktrunie. Severus cie tam zabierze.
wuj zabral mnie w sekunde.

trafilam na najpewniej ulice zakonczona sciana.
wszedzie domy z cegly ktore ciagnely sie tworzac labirynt uliczek.

* Severus * 

- myszlisz czy ona sobie poradzi panie ? spytalem Czarnego Pana zdziwiony.
Ignis miala dopiero 13 lat.
to bylo jeszcze dziecko.
- mianowanie ja przez dementorow Morringhan wiele zmienilo w jej mysleniu. odpowiedzial mi.
- ale ... to jeszcze dziecko Panie ... zaczela Narcyza.
- ale to jest moja corka, Narcyzo. poza tym mysli juz inaczej, jak probowalem tlumaczyc. kazda dziedziczka Morringhan ktora koronuja dementorzy zmienia sposob myslenia na patrzenie na swiat bardziej podobne do Morringhan.
- rozumiem Panie ze jestes pewien iz da sobie rade bez skrupolow zabic ? dobilem pytanie.
- owszem.  potwierdzil.

* Ignis *

rozejrzalam sie za osoba ze zdjecia.
stal pod murem, rozmawiajacy z jakas dziewczyna. o kilka lat starsza tak na oko.

podszedl do mnie.
dorosly mezczyzna, umiesniony, wysoki, postawny, brunet z prawie czarnymi oczami.

- czesc malutka. zabladzilas ? spytal milo.
- nie. - odparlam spokojnie. - ja cie szukalam.
- noo... - powiedzial radosnie. - chodz. zabral mnie za ramie.
wyrwalam sie.
- puszczaj.
- skoro mnie szukalas to wiesz kim jestem. - usmiechnal sie. - chyba ze lubisz bawic sie w kotka i myszke.
postanowilam robic z siebie slodka idiotke.  - zabawmy sie ale w iskre i plomien. - teraz to ja sie usmiechnelam. -dobrze ?
- nie znam tej zabwy. odparl radosnym i lekko zaskoczonym glosem.
- chodz. - rozlozylam ramiona. przytulil mnie i siegnal po ukryty noz. podpalilam dlonie. wrzasnal z bolu. - iskra. - spojrzalam na niego.  puscilam go.  podszedl chwiejnie i zranil mnie nozem w policzek bo sie uchylilam. - i plomien.  bez wielkich wyrzutow zlamalam mu reke i odcielam mu glowe jego nozem.

- wujku. - poprosilam wuja.
pojawil sie.
zabral mnie i cialo do domu.

ojciec siedzial przy stole.
dostal cialo i byl dumny.
- podsumowujac dzisiejsze zebranie dochodze do wniosku iz to Ignis najbardzije zasluguje na Znak. - tata wyciagnal do mnie reke. - chodz Ignis. dostaniesz Znak. wiedz iz jest to wielkie wyroznienie. poza tym jestes najmlodsza osoba ktora naznaczam.
- dziekuje ojcze. - czulam dume. poczulam lekkie pieczenie i bylo po sprawie. piekna czaszka z wezem. ruszajaca sie.  - to naprawde dla mnie wiele znaczy.
- widze to w twoich oczach Ignis. a ja wiem kiedy ktos klamie. - odparl. - a teraz chodz. zabral mnie za reke.

pokazywal mi pokoje domu.
przekazal mi ta sama historie ktora mi skrocil.

pozegnal mnie wielkim lizakiem i niewielkim misiem.
maly, skorzany, z oczami w "x" i dosc dziecieco szytym.
- zrobilem go kiedy jeszcze bylem w domu dziecka. oddalem cie do innej rodziny gdyz nie chcialem bys miala rownie ciezkie dziecinstwo. - przytulil mnie. - a teraz wracaj do domu, moja mala Smierciozerczyni.
- dobrze tato.  pokiwalam glowa.

podsumowujac caly dzien :
bylo warto.
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz