niedziela, 17 listopada 2013

Rok III Rozdział XIV Cień

Po kilku dniach miał mieć miejsce mecz z Gryffindorem. Nie liczyłam na łatwe zwycięstwo. 
Minutę po wejsciu do szatni Slytherinu zaczelo grzmiec i pojawila sie burza. 
- widzisz Markus ?- zaczal Peter - to znak ze nie powinna z nami grac. 
- zobaczymy czy burza bedzie rownie szybka co Ignis. Odparl kapiitan. 

Miejmy nadzieje ... Pomyslalam

Wyszlam na trawe rowno z pierwszym grzmotem w powietrzu i zygzakiem blyskawicy ktory przecial niebo.
Scena niczym z filmu przeszlo mi przez glowe. 

                            * Draco *
Zapowiadal sie ciekawy mecz. 

Ślizgoni jak zawsze mieli przewage nad Gryffindorem.  Nie tylko taktyczna, Ignis po wejsciu jakie zrobila budzila respekt. 

Unikala tluczkow blyskawicznie poruszajac sie jak cien. 

I tak samo zdobyla znicza. 
- 500 do 100 dla Slytherinu ! - Wrzasnal Lee Jordan szkolny komentator - widac ze Ignis Potter chce nadrobic punkty Slytherinu. Przykro mi Harry ale z taka siostra nie warto grac. 

Ignis wyladowala miekko na nogach na mokrej trawie

Trzeba bylo przyznac ze burza jej sluzyla. 

Usmiechnela sie do mnie zlosliwie - czyzbys myslal ze przegram Malfoy ? Spytala drwiaco
- Slytherin nigdy nie przegral. Odpowiedzialem jej wymijajaco. 
Wrocil jej humor i dobrze. 

Podobno Syriusz Black byl w szkole ale udalo mu sie uciec. 

Ignis nie widzac sensu cofnela sie do szatni. 
 
A ja mialem watpliwosci. 
Mowila zebym nie chodzil do Lasu ale ona pomimo faktu bycia Lowca byla mniejsza i bardziej wygladala na latwy cel. 
Postanowilem sie przekonac co takiego jest w Lesie. 

Jak przy szkole nie bylo sniegu lub byl w znikomych ilosciach tak w Zakazanym Lesie lezaly zaspy. 

Cos przemknelo niedaleko mnie. 
To tylko cien uspokoilem sie. 
 
Poczulem chlod i przygndbienie. 
Przede mna stal dementor a za nim jeszcze wiecej. 

Teraz uslyszalem krotkie "Malfoy!" I znowu zostalem odrzucony tym razem  w snieg

Ignis mnie odepchnela za to dementor nachylil sie nad nia i podeszli do niego kilku innych. 
Krzyk, najbardziej przerazajacy krzyk jaki slyszalem dobyl sie z gardla Ignis. 
Potem dementorzy zostawili ja blada jak sciana na sniegu i odeszli. 

Umarla ...
- Ignis - zaczalem do niej mowic trzesac jej ramionami. Luzne i niebijace za zniewage. Martwa. Ignis niezyje - Ignis nie zgrywaj sie. Zaczalem coraz mocniej zdenerwowany. Nic

Do Skrzydla. 
Wzialem ja na rece, byla lekka jak piorko. Nadal nie dostalem w twarz. Najgorsze. 

Ponieglem z nia do Szpitalnego. 
Polozylem na jednym z tych bialych plaskich lozek. 

Nie. Ona nie mogla umrzec przeze mnie. 
Moglem zostac w szkole czy na boisku. 

Teraz jak na nia patrzylem nie bylo tam ani krzty wczesniejszego bachora. 
Co dziwne przygladajac sie jej uwazniej widzialem zmiany. 

Kiedys pelne czerwone i zlosliwe usta teraz byly sine
Szmaragdowozielone drwiace oczy teraz lezaly pod powiekami ktorych brzegi zdobily oszronione dlugie jak na dwunastolatke rzesy w kolorze hebanu. 

Byla , pomimo faktu ze martwa , wrecz sliczna. 


Przesiedzialem obok niej kilka godzin sam.

Potem pojawil sie Potter. 
- czemu tu jestes Malfoy ? Spytal
- bo to ja ją w to wpakowalem. Odparlem spokojnie

Nic nie powiedzial. 
Przez bite trzy dni na sali panowala cisza. 
Potem Potter zniknal tracac nadzieje. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz