Minutę po wejsciu do szatni Slytherinu zaczelo grzmiec i pojawila sie burza.
- widzisz Markus ?- zaczal Peter - to znak ze nie powinna z nami grac.
- zobaczymy czy burza bedzie rownie szybka co Ignis. Odparl kapiitan.
Miejmy nadzieje ... Pomyslalam
Wyszlam na trawe rowno z pierwszym grzmotem w powietrzu i zygzakiem blyskawicy ktory przecial niebo.
Scena niczym z filmu przeszlo mi przez glowe.
* Draco *
Zapowiadal sie ciekawy mecz.
Ślizgoni jak zawsze mieli przewage nad Gryffindorem. Nie tylko taktyczna, Ignis po wejsciu jakie zrobila budzila respekt.
Unikala tluczkow blyskawicznie poruszajac sie jak cien.
I tak samo zdobyla znicza.
- 500 do 100 dla Slytherinu ! - Wrzasnal Lee Jordan szkolny komentator - widac ze Ignis Potter chce nadrobic punkty Slytherinu. Przykro mi Harry ale z taka siostra nie warto grac.
Ignis wyladowala miekko na nogach na mokrej trawie
Trzeba bylo przyznac ze burza jej sluzyla.
Usmiechnela sie do mnie zlosliwie - czyzbys myslal ze przegram Malfoy ? Spytala drwiaco
- Slytherin nigdy nie przegral. Odpowiedzialem jej wymijajaco.
Wrocil jej humor i dobrze.
Podobno Syriusz Black byl w szkole ale udalo mu sie uciec.
Ignis nie widzac sensu cofnela sie do szatni.
A ja mialem watpliwosci.
Mowila zebym nie chodzil do Lasu ale ona pomimo faktu bycia Lowca byla mniejsza i bardziej wygladala na latwy cel.
Postanowilem sie przekonac co takiego jest w Lesie.
Jak przy szkole nie bylo sniegu lub byl w znikomych ilosciach tak w Zakazanym Lesie lezaly zaspy.
Cos przemknelo niedaleko mnie.
To tylko cien uspokoilem sie.
Poczulem chlod i przygndbienie.
Przede mna stal dementor a za nim jeszcze wiecej.
Teraz uslyszalem krotkie "Malfoy!" I znowu zostalem odrzucony tym razem w snieg
Ignis mnie odepchnela za to dementor nachylil sie nad nia i podeszli do niego kilku innych.
Krzyk, najbardziej przerazajacy krzyk jaki slyszalem dobyl sie z gardla Ignis.
Potem dementorzy zostawili ja blada jak sciana na sniegu i odeszli.
Umarla ...
- Ignis - zaczalem do niej mowic trzesac jej ramionami. Luzne i niebijace za zniewage. Martwa. Ignis niezyje - Ignis nie zgrywaj sie. Zaczalem coraz mocniej zdenerwowany. Nic
Do Skrzydla.
Wzialem ja na rece, byla lekka jak piorko. Nadal nie dostalem w twarz. Najgorsze.
Ponieglem z nia do Szpitalnego.
Polozylem na jednym z tych bialych plaskich lozek.
Nie. Ona nie mogla umrzec przeze mnie.
Moglem zostac w szkole czy na boisku.
Teraz jak na nia patrzylem nie bylo tam ani krzty wczesniejszego bachora.
Co dziwne przygladajac sie jej uwazniej widzialem zmiany.
Kiedys pelne czerwone i zlosliwe usta teraz byly sine
Szmaragdowozielone drwiace oczy teraz lezaly pod powiekami ktorych brzegi zdobily oszronione dlugie jak na dwunastolatke rzesy w kolorze hebanu.
Byla , pomimo faktu ze martwa , wrecz sliczna.
Przesiedzialem obok niej kilka godzin sam.
Potem pojawil sie Potter.
- czemu tu jestes Malfoy ? Spytal
- bo to ja ją w to wpakowalem. Odparlem spokojnie
Nic nie powiedzial.
Przez bite trzy dni na sali panowala cisza.
Potem Potter zniknal tracac nadzieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz