sobota, 2 listopada 2013

Rok Trzeci Prolog

O~^~O

Prolog 

Hagrid zamiast na Salę zaniósł mnie do jakiego lasku. 

stał tam Snape. 

wiedziałam o co chodzi. 
spotkanie z ojcem. 

wskazał mi dorożkę  i otworzył drzwi. 
zdębiały Hagrid miał pewnie durne myśli na ten temat. 

wsiadłam miękko do wnętrza i usiadłam na kanapie obitej aksamitem. 
- twój ojciec na ciebie czeka. - powiedział Snape. - jest bardzo szczęśliwy że nie odwołałaś swojej decyzji. 
- żeby stwierdzić o kimś czy jest jakim się go uważa trzeba tę osobę poznać. - odparłam filozoficznie. - po to się zgodziłam, żeby go poznać. 

wuj pokiwał głową na znak że rozumie. 

dojechaliśmy do jakiegoś wielkiego starego domu. 

w środku stare meble, obrazy, drewniana podłoga i jeden długi stół na cały, prawdopodobnie salon,   w środku ściany po prawej od wejścia kominek z trzaskającym ogniem. 
po lewej stronie poodsuwane meble. 

na środku ten długi stół. 

Snape podszedł do swojego miejsca. 
ja stałam, pomimo odległości, naprzeciw osoby u szczytu stołu. 
skinęłam głową i dostałąm to samo w odpowiedzi. 

teraz zauważyłam że masa ludzi przy stole siedzących odwróciło w moją stronę głowy. 
rozpoznałam ojca Draco, którego widziałam dwa lata temu u Madamme Maklin,   nic się nie zminił od czasu kiedy go ostatni raz widziałąm. 
po jego prawej siedziała blada kobieta z blond włosami i czarnymi pasmami trzymająca ojca Dracona za rękę.      jego żona, mama Draco. 
po lewej stronie ojca mojego nowego pryjaciela siedziała kobieta o czarnych włosach, bladej twarzy i ciemnych oczach wychylona w stronę, no nie oszukujmy się,  mojego ojca. 

matka Dracona wstała z miejsca i podeszła do mnie. - ty jesteś Ignis ? - pokiwałam głową twierdząco. - dziękuję.  
- za co ? spytałam zaskoczona. 
- za uratowanie Dracona. - uśmiechnęła się krótko i uścisnęła mnie na sekundę. - dziękuję. 

- Narcyzo nie pora na wzruszenia. - skarcił ją ten sam Tom Riddle który pojawił się w szkole.  - córciu siadaj. - wskazał na krzesło po swojej lewej. - krzesło nie gryzie.  zaprosił mnie z uśmiechem. 

usiadłam i zapadłam się w aksamit. 
- panie pragnę naznaczyć iż do rozpoczęcia roku nie ma zbyt wiele czasu i Ignis musi stawić się na kolacji powitalnej.  powiedział Snape. 
- wiem Severusie. - pokiwał głową Tom. - jednak zastrzegam sobie prawo do zatrzymania jej tu na jedną noc. - powiedział do Snape'a. - to nie problem Lucjuszu ?
- n ... nie panie. z chęcią ją przyjmiemy pod swój dach na jedną noc. 

z dołu doszły mnie pojękiwania bólu. 
- Glizdogonie. - przyzwał sługę wyglądającego jak szczur. - miało być cicho. 
- p .. przepraszam panie.  - mężczyzna zniknął w piwnicach. po minucie wrócił. - j ... już panie. 

- Ignis co chciałabyś wiedzieć ?
- całą historię. odpowiedziałam chłodno i spokojnie.   ale naprawdę denerwowałam się na widok tylu Śmierciożerców.  w końcu nie było to najlepsze miejsce dla uczennicy drugiego roku. 

 Tom wychylił się w moją stronę. 
- to się zaczęło w gabinecie twojego dziadka, więc początek już znasz. - powiedział cicho. - potem razem z twoją mamą, moją żoną Dalią, przenieśliśmy się do mojego rodzinnego domu.  ale i tam nie zagrzaliśmy długo miejsca po incydencie z tajemniczą śmiercią twoich dziadków. - pokazał mi obraz kiedy wchodzi do wielkiego domu z ładną kobietą niosącą dziecko. - następnie znaleźliśmy coś na odludziu. ale widzisz piętno napastowania przez Łowców Głów - teraz widziałam twarz jakiegoś okaleczonego na twarzy, bladego mężczyzny z nożem w zębach.  - spowodowało pożar. - widziałam tam malutką siebie w kołysce kiedy to ten obdartus się nade mną pochylał i rzucił zapaloną zapałkę.  - nie było mnie wtedy przy tobie i mamie. - w głosie ojca był wyrzut dla samego siebie. - jak wróciłem pożar trwał w najlepsze. usłyszałem twój płacz w ramionach Dali którą przygniotła belka z sufitu. podałą mi cię na ręce i kazała ciebie uratować. próbowałem podnieść jedną ręką drewno ale ono zaczęło płonąć i nawet czary na nic się nie zdały. - Tom stojący w płomieniach z osłabioną mamą przy nogach. - powtózyłą że mam się nią nie przejmować tylko ciebie ocalić.   byłem głupi że posłuchałem.  - widok malutkiej mnie z czarnymi skrzydełkami wyrywającej się w stronę domu.  na ręce posmutniałego, wręcz zrozpaczonego Toma. - oddałem cię do Potter'ów bo sam nie byłem w stanie cię wychować. - kartka pod drzwiami, Lily, mama Harry'ego otwiera drzwi i zabiera mnie do domu. - ale potem mi się postawili. - zacisnął pięść na stole. - resztę znasz córciu. trafiłaś do rodziny Potter'ów a potem do Hogwartu.  ale płynie w tobie czysta krew Slytherina, było dla mnie jasne że jesteś dziedziczką. 

nie wie czemu ale uwierzyłąm mu. 
wyczuwałam kiedy ktoś kłamał czy udawał. 
on, Tom Riddle, był ze mną szczery. 
był moim ojcem. 

do oczu napłynęły mi łzy a ojciec mnie przytulił. - wiele przeszłaś ale tak rodzą się wielcy. - uśmiechnęłam się wtulona w brzuch taty. - no już, przestań płakać. - poczochrał mnie i puścił. - trudno mi to mówić ale musisz już iść. Severusie zabierz ją do szkoły. 
Snape skinął głową i trafiłam do dormitorium Ślizgonów. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz