po obiedzie czekał mnie pierwszy trening a za kilka dni pierwszy mecz.
wpuściłam powietrze do płuc.
zapowiada się piękny dzionek.
spojrzałam radośniej nawet na trajkoczącą nad moim uchem Pansy.
- co ty taka wesoła ? zaprzestała swojego rutynowego, nudnego monologu.
- pirwszy trening. - strzeliłam palcami. - Draco zszedł na miejsce rezerwowe. mam się z czego cieszyć. nareszcie będę grać !
- przegapiłaś raptem dwa mecze. - mruknęła moja współlokatorka. bardzo pasowało jej oglądanie z trybun Dracona ale chyba cieszyła się że wraca na miejsce widza, w końcu będzie go miała bliżej. a ode mnie będzie dalej. - poza tym ... czy to nie jest zbyt ... dziwne ?
- co ? - zdziwiłam się. do oczu się przyzwyczaiłam. - dla mnie dwa mecze to jak dla ciebie dwa miesiące w klatce. - odparłam. - co w tym dziwnego żę Flintowi wrócił rozum do głowy i chce lepszą osobę jako szukającego drużyny ?
- a choćby to że jesteś dziewczyną. - odpowiedziała.- to trochę dziwne.
- nie rozumiem. - rzuciłam obojętnie. chociaż odpowiedź spadła na mnie jak grom z nieba. - czekaj ... - spojrzałam tryumfalnie na Pansy. - chodzi ci o to że jestem jedyną dziewczyną w drużynie. drużyna znaczy treningi, treningi znaczą szatnię. - teraz moja rozmówczyni się zawstydziła. - powiedz mi wprost Pansy, podoba ci się Dracon.
dziewczyna rozejrzała się po pokoju. - no ... tak ... - przyznała się. - ale nie mów mu o tym.
- chodzi ci o szatnię. - nadal tryumfowałam. - czemu ? przecież ... - teraz do mnie dotarło. - no teraz to jasne.
- co ??? spytała zaskoczona.
- docinasz mi bo jestem w drużynie, bo po meczach i treningach ogarniamy się w jednej szatni razem z rezerwowymi.
teraz Pansy spuściła wzrok. wiedziała o tym od dawna.
dla mnie to w tej szatni nie było nic ciekawego.
a wiadomość od Pansy byłą dla mnie tak samo interesująca.
- no ... - zaczęła po minucie Ślizgonka. - no tak jakby ...
- chcesz spełnić swój sen ? - spytałam tonem jak do przestraszonego psa którego chce się wyciągnąć z kojca. - masz aparat ?
- aha. - dziewczyna mi odpowiedziałą niepewnie. - co ... - teraz zrozumiała moją intrygę. zapiszczała z radości i prawie by mnie udusiłą. - naprawdę ... - rozejrzałą się w obawie że Draco podsłuchuje. - naprawdę zrobisz zdjęcie ?
- masz wywary lub przepisy ? - znowu potaknęła. - nie byle jakie zdjęcie. - zapiszczałą jeszcz głośniej i o co najmniej oktawę wyżej. - na Guns n Roses co ja robię ... zalamentowałam cicho do siebie nad swoim losem.
- dzięki, dzięki, dzięki !!! Pansy praktycznie skakała.
- dobra. - odsunęłam ją od siebie siłą. wyciągnęłam rękę. - dzisiaj mamy trening. miejmy to za sobą. poweidziałam smętnie.
teraz jak najmocniej chciałam mieć trening za sobą.
nareszcie się go doczekałam.
wyszło na to że ludzie, w tym i Draco, się popocili jak przysłowiowe świnie.
zaczął pozbywać się szaty.
na szczęście robił to na końcu z całęj drużyny.
nie było opcji przyłapania mnie na czynie przez Markusa czy innego ze starszych.
zostałąm tylko ja, moje buty i ten blondi.
robiłam szum co i rusz narzekając na buty, czy stąpając w nich ciężko żeby sprawdzić czy się trzymają.
na szczęście obiekt westchnień Pansy nic sobie z tego nie robił.
pomieszał guziki.
uff ... kolejna szansa.
sięgnęłąm po aparat i porobiłam mu z 10 ładnie stabilnych zdjęć pomimo moich wygibasów żeby nie ogarnął pykania flesza.
odwrócił się w zapiętej koszuli ale zauważył koniuszek sznurka od aparatu Pansy.
no pięknie ...
- co tam masz Księżniczko ? spytał ciekawskim, złośliwym tonem, gotów by mnie unieruchomić i odebrać przedmiot.
- nic ciekawego. mruknęłam i cofałam się powoli do wyjścia.
- czyżbyś coś przede mną ukrywała ??? uniósł brwi udając zdziwienie.
- nie. prychnęłam.
zbliżył się i już sięgał do mojej kieszeni.
- powiedz teraz, albo sam się o tym przekonam.
koniec.
powietrze z kurzem.
jedyny rodzaj zasłony do zyskania czasu jaki mi wpadł do głowy.
wybiegłam z szatni i wpadłam na oczekującą mnie Pansy.
- masz to cholerstwo. ale ostrzegam. Malfoy to nic ciekawego. - wcisnęłam dziewczynie jej aparat. usłyszałam kichanie i kasłanie. pięknie. alergia na kurz. - muszę coś odwołać. mruknęłam w tłumaczeniu i weszłam do szatni.
zdjęłam żywioł z kurzem. czerwony pod oczami Draco przestał w sekundę kaszleć i kichać.
- co to ... - spojrzał na mnie. teraz skapnął się że zostawiłam go półubranego. - to ty wywołałaś to coś ? spytał z wyrzutem.
- no tak ... - lekko posmutniałam. - sorki nie wiedziałam że jesteś alergikiem.
- bo się tym nie chwalę. - odparł normalnie. - a ty co ... kolejny żywioł do kolekcji ?
- taa ... - odpowiedziałam. - Ogień wrodzony, Woda już w zeszłe wakacje, teraz Ziemia a w przyszłym roku pewnie Powietrze. i koniec.
- wow. - skomentował z uznaniem. - to nieźle.
- taa ... jeszcze raz sorki za ten kurz.
- nie ma sprawy. - odpowiedział mi Draco. - mogę się w spokoju skończyć ubierać ?
- jasne. uśmiechnęłam się złośliwie, zatrzasnęłam drzwi i wyszłam na boisko.
- jak już pewnie zauważyłaś, nic ciekawego. powiedziałam do Pansy na odchodnym
wieczorem trening z Cirispinem.
szczerze nic ciekawego.
za tydzień miał być mecz z Puchonami.
mieli starą, utartą taktykę.
znicza było łątwo dorwać w momencie miażdżącej przewagi.
albo to ja przyspieszyłąm przez wakacje, albo to znicz się spowolnił.
słodka, nudna rutyna jeszcze sobie trwała przez kilka dobrych dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz