wróciłam do dormitorium rozpakować paczki, paczuszki i prezenty.
na szczęście była noc i nikt mnie nie obserwował.
pudełko od taty - srebrny, długi, piękny nóż z wplecionymi złotymi wstęgami.
od wuja dość skromnie księga do Eliksirów na rok, już teraz, rok trzeci edukacji w Hogwarcie oraz lukrecje.
od, co mnie zaskoczyło, rodziców Draco (!?) dość sporych rozmiarów łańcuszek zakończony kłódką z kluczem.
i na sam koniec pudełeczko, bo był to najmniejszy pakunek, od Dracona zawierało w sobie .... cienki srebrny łańcuszek a na nim zwieszone drobne zrobione z, najpewniej szmaragdów, nadgryzione zielone jabłko. na wisiorku doczepiona była drobna kartka zapisana, najprawdopodobniej samego prezentującego, kaligrafią "Wesołych Świąt, nie zapomnij o jabłkach".
a do tego na stoliku jabłko, już normalne, i kartka "smacznego" zapisana tym samym pismem.
prezent od rodziców Dracona schowałam.
ten od ojca i wuja tym bardziej.
czekała na mnie jeszcze jedna, wcześniej niezauważona przeze mnie, paczka.
spora, pakowana w szary papier, prostokątna. otworzyłam ją i zobaczyłam dwa bardzo krótkie ( góra pół metrowej długości ) miecze. nie wyglądały jak te od Cirispina, czy sztylety od ojca.
od nich czułam,jakby to ująć, inną energię.
karteczka, również zapisana starannie.
" niech Ci słuszą Ignis. najlepsze miecze wyrabiane przez elfy. co prawda nie jest to nasza ulubiona broń i rzadko ją robimy ale jak już wykonamy to najlepszą, no konkurują z nami jedynie krasnoludzi ale ich rzemiosło nie jest łątwo dostępne. dlatego mam nadzieję że wiele z Tobą przeżyją. Pozdrawiam Laurilel"
no oczywiście.
pismo wyglądało na elfa a kartka pachniała podobnie do niego.
to miło że tyle osób o mnie pomyślało.
położyłam się spać we własnym łóżku i starałam się zapomnieć o bólu jaki wyrządziłam nie tylko sobie ale i Laurilelowi śmiercią Cirispina.
po paradoksalnie jednym dniu, bo już nazajutrz po rozmowie z Harrym zaprosiła mnie Hermiona.
- słuchaj co się wczoraj wydarzyło ? czemu się śmialaś ? spytała spokojnie.
- nic. po prostu dostałam głupawki. - wzruszyłam ramionami. - nie masz czasem tak że śmiejesz się z niczego ?
- no ... em ... nie. raczej nie. odparła.
- po co jeszcze mnie tu wyciągnęłaś ? spytałam podejrzliwie.
- no bo ... chcemy wyjść dzisiaj na błonie. - zaczęła niespokojna. - bo niedaleko uciekł Ronowi Parszywek.
- kiedy ?
- dzisiaj rano. - odpowiedziała. - nie wiemy gdzie jest dlatego chcemy go poszukać. zresztą są plotki że dzisiaj chcą pozbyć się Hardodzioba. dlatego chcielibyśmy jeszcze go pożegnać.
- idę z wami. - odpowiedziałam. - muszę przytulić Hardodzioba.
- dzisiaj wieczorem.przy Szpitalnym bądź. powiedziała Gryffonka.
- czemu przy Szpitalnym ? spytałam ją zaskoczona.
- bo na ostatnim treningu Ron tam trafił. - rzuciła Hermiona. - o 7 po południu idziemy.
- a co mu się stało ? odparłam.
- tłuczek zrzucił go z miotły. połamało go trochę. - poinformowała mnie spokojnie Hermiona. - nic poważnego. zapewniła mnie szybko.
- dobre i to .... pokiwałam głową.
- to o siódmej. przypomniała mi Gryffonka widząc brak sensu dalszej rozmowy.
no i nie było.
myślami byłam przy zagadce tego wilkołaka i nieobecności Lupina.
godziny do siódmej spędziłam w pokoju wspólnym oglądając broń od taty.
obok mnie dosiadł się Draco.
- co to ? spytał widząc troskę z jaką polerowałam to jedno ostrze.
- prezent. od ojca. - uśmiechnęłam się półgębkiem i spojrzałam na swoje odbicie w srebrze klingi. - tak. ten Tom Riddle jest moim ojcem. ale nie wygadaj się, proszę Draco.
- okej, okej. - odpowiedział. - to zostaje u mnie.
- dzięki. - uśmiechnęłam się do niego miło. - dzięki za ten prezent. nie wiedziałam że ... że kiedykolwiek dasz mi prezent.
- uratowałaś mi życie Księżniczko. należało ci się. - odpowiedział gładko. - a w sumie ... co knujesz ?
- ja ? - spytałam udając niewiniątko. - nic.
- polerujesz broń. masz ten zły błysk w oku. coś się dzieje.
- nie twoja sprawa Draco. - odgoniłam go od tej sprawy. - nie zbliżaj się do Lasu.
- nie mam zamiaru. potwierdził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz