niedziela, 1 grudnia 2013

Rok IV Rozdział V Intruzi ...

minęło kilka dni od tego jak w jeden dzień Slytherin dzięki mnie zarobił 60 punktów w jeden dzień.
był to, jak mi to powiedział Snape,  obecny rekord.
jednak na lekcjach z Moody'im pomimo tego dużego punktu przewagi nad Gryffonami chciałam jeszcze więcej.

spojrzałam na zegarek.
3 nad ranem ...
a ja siedzę w pokoju wspólnym i odrabiam zapomniane prace domowe ..
nie ma lepszej metody na pobudkę niż napisanie ciągnącego się eseju na temat Transmutacji.
nie narzekałam na temat, gdyż miał być związany z transmutacją.  na taśmę wzięłam przemiany w sposobie postrzegania świata podczas przemian wilkołackich, bądź stereotypowych wampirów
( na marginesie te wszystkie rozpadające się na słońcu osobniki są obecnie gatunkiem jak najbardziej wymarłym. prędzej spotkacie pół wampira pół wilkołaka niż stereotypowego wampira )

tak więc znając litereturę od podszewki napisałam już 3/4 podanej objętości.
temat był ciężki, stare księgi trudno dostępne a jak już były pod ręką były pisanie ciężkim, naukowym, staromodnym językiem.
ale ktoś kto przeżył choć dzień w bibliotece na zamku Rady przebiłby się przez tą zasłonę bez problemu.

w pół godziny potem miałam wyrobioną normę.

co mi zostało na tym stosie książęk ...
ach no tak ..
trucizny.
wuj chciał mnie chyba wykończyć.
po raz dziesiąty chyba kazał mi napisać pracę a temat kolejnej trucizny ..
dobra co my tu mamy ..
"Nadmierne spożycie Veritaserum. powód do śmierci ?" brzmiał temat.

po kolejnej godzinie nad księgami, woluminami i myśleniem o temacie z punktu kryminalistyki miałam gotową pracę.

czyli o godzinie 4:30 miałam wszystko z głowy.
no nie do końca wszystko.

czułam w powietrzu że coś się kroi.

jednak na chwilę obecną położyłam się przed kominkiem i zasnęłam.

na śniadaniu stało się to dla mnie jasne.
Ślizgonki się wystroiły.
przyjeżdża Dumstrang a z nim Pobbatoun.

wolałam gościć pół i ćwierć wile i mieć z nimi na pieńku niż strzępić język na ..
hej.
gdybym połamała jednego Dumstrandczyka ...

nie.
wuj, ojciec, a no i dyrektor by mnie za to zabili.

tak więc chcąc nie chcąc musiałam przeżyć i powitać tych intruzów.

obiad.
dyrektor odświętnie ubrany.
- powitajmy proszę uczniów z dwóch różnych szkół którzy przyjechali tu z okazji Czary Ognia. - całą Sala odwróciłą wzrok. jednak na korytarzu panowała cisza. - jako że panie mają pierwszeńśtwo powitajmy gorąco urocze damy z Akademii Madamme Maksine - otworzyły się drzwi i wbiegły przez nie dziewczyny w niebieskich mundurkach i rozpraszające słowiki i motyle po sali.  na koniec weszła akrobatyczka a za nią wielka i potężna Madamme Maksine ważąca chyba nie mniej niż Hagrid oraz jego wzrostu i postury.  spojrzałam na gajowego. widać było że od razu się zakochał. - teraz proszę zgotujcie gorące brawa dla naszych gości przybyłych z odległej Syberii szkoły Dumstrang !
weszli na salę.  ubrani w ciemnoczerwone mundury odświętne oraz z laskami których szybkością krzesali iskry.  obok Kharakova,który był na końcu tego pochodu, szedł Krum który puścił do mnie oko.

ach jak chciałam im przeszkodzić w popisywaniu się "siłą i szybkością".

jednak miałam obowiązek wejścia na koniec i przywitania ich.  jednak nikt nie powiedział że nie mogę przyćmić tych pozerów z Rosji.
wyszłam za drzwi.

* Draco * 

Ignis gdzieś zniknęła.

no tak ..
obowiązek ...

- przywita was nasz Łowca.  drzwi powoli się otworzyły.

Ignis stała w nich.
głowa opuszczona, z ust para, skrzydła przybrały barwę srebra i były jak z metalu.
błyskawicznie podniosła wzrok i przebiegła do połowy Sali.
wykonała imponujący wyskok otoczona Ogniem. wylądowała z impetem tuż przed dyrektorami.
u stóp była jedna długa szabla i uschnięta róża.  wykopała nagi miecz do góry i chwyciła go za ostrze. drugą ręką chwyciła różę która w jej uścisku nabrała koloru i życia.  przyklękła przed dyrektorami i podała zamkniętą broń dyrektorowi Dumstrangu i różę która stała się żywym bukietem Madamme Maksine.
- witamy w Hogwarcie.  powiedziała oficjalnie.

cała Wielka Sala biła jej brawo.
z resztą nie tylko my.
Dumstrandczycy byli pod wrażeniem.
Pobbatoun również.

jednak cały ten czas zostawała w kapturze.
teraz odsłoniła twarz.

spojrzała Dumstrandczykom w oczy i wypuściła krótko powietrze.
oni podążyli za nią do naszego stołu.

- ładny pokaz.  rzuciłem krótko.
tylko tyle zdążyłem zrobić bo gdy usiadła jakiś dryblas zrzucił mnie z miejsca.

- ej. - skarciła go. podniosła mnie delikatnie i usadziła z powrotem. - stałe miejsca mają Ślizgoni. wy siadacie gdzie jest ... - ugryzła się w język. ktoś zajął puste miejsce Cirispina. - złaź mi stamtąd.
- bo co mi zrobisz laleczko ? to nie były twoje czary. zadrwił ten sam goryl.
- to. - kopnęła go w kostkę. - jeżeli się nie usuniesz będzie to coś czego raczej nie chciałbyś stracić. - chłopak usunął się kląc pod nosem. - to samo tyczy się każdego z was. zagroziła im.
- Ignis to nasi goście. - skarciłem ją cicho. spojrzała na mnie twardo. nie chciała by ktoś zajmował miejsce Cirispina. w tej kwestii nawet mnie by kopnęła. - dobra. ale w innych kwestiach im ustąp.

* Ignis * 

niedoczekanie.
siadać na JEGO miejscu.

mijał powoli rok od JEGO śmierci.
nikt nie miał prawa zajmować TAMTEGO miejsca.

niewychowane małpy.  prychnęłam w myślach.

jedynie Krum stał za mną i chrząknął.
- ekhem Ignis gdzie jest jakieś wolne miejsce ? spytał łagodnie.
jedyny, pomimo faktu że był ich Łowcą, wychowany Dumstrandczyk którego nawet lubiłam.
- przykro mi ale chyba musiałbyś usiąść na moich kolanach. bo nie ma.
- w takim razie ... - podniósł mnie jak piórko, usiadł i usadził mnie na swoich kolanach. - już.
widziałam jak Draco cicho zgrzyta zębami.
- em Wiktor mogę cię prosić na korytarz ? spojrzałam przez ramię na kulturalnie jedzącego gracza.
- jasne. wstał nie widząc przeszkód.
jego koledzy wręcz przeciwnie. - uuu Kruum ... nie wykończ jej. podobno zajebiście śpiewa. chcemy jej posłuchać.
- posłuchacie jeżeli wcześniej nie rzucę was bestiom w Lesie na pożarcie. syknęłam.
- ej Ignis ... - spojrzał na mnie Wiktor. odetchnęłam. - chodź. - przeniósł mnie. - a wy puknijcie się w czoło.

wyszłąm razem z nim na korytarz.
- o co chodzi ? spytał spokojnie.
- to co ci mówiłam o kolanach owszem jest prawdą. mamy o jedno miejsce za mało. - zaczęłam. - jednak proszę cię o dwie rzeczy. pierwsza to uspokój swoich kolegów bo jak usłyszę jedną tępą uwagę na temat mój, Hogwartu czy nie daj Salazarze, o Łowcy to ich poćwiartuję. - pokiwał głową. znał Cirispina i to jak się czułam po jego śmierci.  - druga nie wygadasz się nikomu jak cię o czymś poinformuję ?
- oczywiście że nie. - zapewnił mnie honorowo. - w końcu jestem Łowcą. nie mogę łamać słowa.
- dobrze.  druga : ten blondyn którego twój tępawy kumpel zrzucił z miejsca to mój chłopak. - Krum uśmiechnął się półgębkiem. - widziałeś to na Mistrzostwach Świata i ma to zostać tajemnicą. szczególnie dla mojego brata.
- spokojnie z Harrym nie mam kontaktu. odpowiedział spokojnie.
- i uprzedź swoich kolegów że jak tkną mojego "chłopca na posyłki" to obsmażę im zadki.
- spokojna głowa. nie tkną go. zadbam o to.  - poszedł razem ze mną na Salę kiedy już wszystko było omówione. - sio. - rozgonił ludzi ze swojego miejsca. usiadł i wziął mnie na kolana.  napisałam maczkiem na serwetce " wie. nie da cię poniżać.  nie denrwuj się skarbie. to przyjaciel "  i podałam ją pod dłoń Draco.  odczytał druk kiedy Krum podniósł mnie i posadził na swoich kolanach. Draci niezauważalnie skinął głową. smutny.  ale trudno ...  mus ...   - Ignis podasz mi zupę ?
- proszę bardzo.  - oddałam mu pełną parującą miskę. wychyliłam się po sushi.  od podróży do Japonii nie miałam z nim styczności.  ludzie z Dumstrangu dziwili się że mnie nie brzydzi jedzenie "czegoś takiego" - smacznego ludzie.

po kolacji weszli do pokoju wspólnego i ustawili stół przed kominkiem jako "scenę".
- zaśpiewaj ! wrzeszczeli.
- bo co ? rzuciłam bezczelnie.
- no daawaaj ... - ten sam dryblas któy dostał kopa i mówił Krumowi o wyjściu na korytarz się odezwał. - bo Wiktor się na ciebie obrazi.
- stary nie wkręcaj mnie w to. - zaoponował. - chce niech śpiewa. nie to nie.
- taaa teraz to tak mówisz ale jak tylko dostaliśmy cynk o jej głosie to było "och Igniis". - odparował mu kumpel. - nie wykręcaj się Krum. wiemy że chcesz sobie na nią popatrzeć, jak my wszyscy z resztą.

szukałam ratunku w Draco.
ale on oczywiście bardzo chciał mnie zobaczyć.

patrzył na mnie przymilnie.
dlaczego do cholery nie umiałam odmówić jego spojrzeniu !?

- co będę mieć w zamian ? - spytałam tłumik. - nie śpiewam za darmo.
- to ci chyba zapewni Krum. odpowiedział mi grubiańsko ten sam idiota.
- słuchaj mnie uważnie idioto. - wychyliłam się w stronę jego gęby. - jedna uwaga. jeszcze jeden durny dowcip, uwaga czy źle dobrana gra słów. jeden taki błąd a to - pokazałam mu ostrze. długie na dwadzieścia centymetrów. - całe zniknie w twoim ramieniu. i dopiero kiedy będziesz konał w Lesie je wyciągnę by zwabić bestie by cię zżarły żywcem. - patrzyłam w jego oczy chłodno, spokojnie i pewnie. - rozumiemy się ? uśmiechnęłam się sadystycznie.
wystraszony Dumstrandczyk, widząc że nie kantuję ( chociaż bądźmy szczerzy za coś takiego by mnie wywalili na zbity pysk )  dał spokój.
- a teraz na poważnie. co dostanę w zamian ?
- uratuję wam tyłki. - prychnął cicho Draco. - wszystkie moje słodycze. plus każde jakie dostanę czy kupię. wystarczy ci "daj" a je dostaniesz. ale śpiewasz 5 piosenek. uczciwy układ ? spojrzał na mnie z uśmiechem łobuza.
- uczciwy.  - odparłam.  weszłam na scenę. - to co ostatnio zgaduję. spojrzałam na Draco z wysokości.
- oczywiście. odpowiedział z półuśmiechem.  złośliwym półuśmiechem.

oj dostanie mi się od niego po uszach za pokazywanie talentu Dumstrangowi.

puściłam muzykę.
jednak stwierdziłam że trochę pomęczę Dracona.
wybrałam na początek numer tylko do tańczenia.

rozległy się gwizdy od tych niewychowanych idiotów.
Draci stał i chłonął to co się działo.
nie wierzył chyba w to co się dzieje.

ja też do końca nie.

okazało się że Dumstrang rzucał mi kasę pod nogi.

aha ...  taaaa .... samo to świadczyło o ich poziomie ..

potem śpiew.
zaczęli oczywiście od "Bad Rain".

a jak nastawiałam się na numer śpiewany to owszem.
" I Love Rock n Roll "  owszem ale z choreografią.

kolejna kasa pod stopy.
ich strata mój zysk.

przybrałam się w monety.
kolejne gwizdy.

spojrzałam w oczy Draco.
^ myśl lepiej o pocałunku. język ci się zrósł.  a ja nie mam zamiaru ci odpuścić skarbie ^
^ z wielką chęcią. skończysz i się zmywasz. Księżniczko ^   odpowiedział mi.

piosenka się skończyła.

Dumstrang aż nosiło.
jednak obwieściłam im że to koniec.

wyszłam na korytarz zabierając pieniądze do sakwy.

intruzi ...
a zachowują się jakby byli w  tym domu od dawna ...

Krum wyszedł tuż za Draco.
jakby chciał się upewnić.

Ślizgon oparł mnie o filar. - i co ? spytał.
- to. - pociągnęłam krawat blondyna. - powiem ci że nie mogłam nie myśleć o tym naszym pocałunku.
- ja również. - odparł. - może jednak zaryzykujemy ? spojrzał mi w oczy.
- no risk no fun. - pocałowałam go. zbliżył się i spiął. - a teraz Ślizgon mi powie. - podrapałam go lekko po karku.    nie mogłam mu odmówić pocałunków jednak nie miałam dawek od Rady.  a powoli dopadał mnie głód. a zamienniki się powoli kończyły     - co on myślał kiedy śpiewałam.
- widziałem twoje usta. - zaczął cicho. - całowały mnie.
- ale jak ? spojrzałam mu w oczy.
- bardzo leniwie. - odparł.  zwykle nie chciał mi mówić czego chce od pocałunku.  - bardzo leniwie jednak w drażniący sposób.
- może mogłabym spróbować ci dogodzić. - przekrzywiłam głowę. - gdybym tylko mogła.
- chodź i nie pleć głupstw. - ściągnął mnie silnie do pionu. - no już. całuj.
- zamknij oczy. - oplotłam jego szyję. Draci posłusznie zamknął powieki.   pocałowałam go. pamiętając co mi zdradził.  była to jedna z tych niewielu chwil kiedy miałam go dla siebie po całym dniu siedzenia na lekcjach.  - dobranoc.
- jeszcze nie ma nocy. - odpowiedział mi. - jeszcze możemy ...
- szz ... - usniosłam palec.  staliśmy przytuleni do siebie.  - Filch.  poszedł sobie. - spojrzałam w jego oczy. - na razie cisza.
Draco uśmiechnął się. - leć. dogonię cię skarbie.  pocałował mnie w policzek.

Krum złapał mnie za ramię.
- wierzę. na początku myślałem że to blef - uprzedził mnie - jednak teraz widząc was ... no ... widzę. 
- spokojnie Wiktor - odpowiedziałam - ale proszę cię o dyskrecję w tej sprawie. Harry nie wie i ma tak zostać co najmniej do balu. 
- ale zatańczysz ze mną ? Krum spytał z uśmieszkiem. 
- raczej nie. - odparłam - idę i tańczę sama. 
- rozumiem że jestem bez szans.  - odpowiedział leciutko przygaszony. - jednak proszę o przemyślenie jednego tańca.  Wiktor "szarmancko" skłonił się lekko i pocałował mnie w dłoń. a akurat wtedy przechodziła tamtędy jakaś Ślizgonka.

jakby to określił Spade "pięknie. po prostu kurwa pięknie".
mamrotał to co ktoś nie trafiał w rytm na próbach w wakacje i tak mu chyba zostanie.

wypuściłam powietrze z płuc z sykiem.
fartem "urażona duma" Kruma nie pozwoliła mu stać i czekać aż ja odejdę.

za to teraz to mam śliczne kłopoty ...
pochwaliłam działanie Dumstrandczyka w myślach.

okazało się że, co najlepsze,  jest to Pansy Parkinson.
jeszcze śliczniej.

podeszła do mnie.
ni to szczęśliwa, ni to wkurzona.
- widzę że Draco zostaje moją parą na bal skoro ty pójdziesz z nim. - zaczęła. - nie musiałaś tego robić. dodała złośliwie.
- po pierwsze. nikt nigdy nie mówił że na bal pójdę z Malfoy'em. - odparłam ukrywając nerwy. - po drugie. niczego nie zrobiłam.  po trzecie. odmówiłam Krumowi ale zachował się tak jak się zachował.
- nie wierzę ci. a Draco będzie mój.  zobaczysz.   syknęła dumna i pobiegła do dormitorium oznajmić "swojemu chłopakowi"  o tym co widziała.

Draco kiedy się pojawiła spojrzał na mnie z półuśmiechem.
jednak kiedy posłuchał jednym uchem Pansy udał że nic go to nie rusza i jej odmówił.
ale naprawdę podniósł się, zabrał Crabbe'a i Goyle'a i wyszedł. " na spacer w poszukiwaniu szlam do gnębienia",
ja podałam że woła mnie Las.

szukałam go.
jednak nie sądziłam że zastąpi mi drogę i oprze wściekle dłoń niedaleko mojej twarzy.
- co to miało znaczyć skarbie ? zaczął zły.
- pierwsza rzecz. ty byłeś w dormitorium. mnie Krum złapał.
- aha no i co dalej ? pocałował cię, potem dał to samo na dłoń i zniknął !? warknął Draci.   zazdrosny. zazdrosny jak szlag.
- rozmawiał ze mną. chciał mnie namawiać na pójście na bal z nim jako parą, na tańce podczas imprezy.  odmówiłam oczywiście. stwierdził że nic po nim, powiedział żebym to jeszcze przemyślała, pocalował mnie w rękę. - otarłam resztki jego dotyku. - i zniknął.
- nie wierzę. odpowiedział.
zaśmiałam się krótko.  
slyszeć oskarżenia to jedno.
ale słyszeć bicie jego serca, nutkę niepewności w głosie pokazującą blef,  widzieć światło w jego oczach.
- jesteś zazdrosny. - zbliżyłam się odkrywając jego maskę. - przyznaj mi się. denerwuje cię to, drażni. - prowokowałam go. zrobiłam kolejny krok w jego stronę zapominając o braku zapasów. wciągnęłam powietrze do płuc. - pachniesz zazdrością skarbie. oj śmierdzisz bym powiedziała. - pocałowałam go w policzek. - a ja jestem wierną Księżniczką.
- u-do-wo-dnij.  nacisnął Draco.
zaplotłam dłonie za jego karkiem. - wiesz przecież jak smakują pocałunki. - zdziwił się ale wyczułam że lekko jego ciśnienie skoczyło. - wystarczy że cię pocałuję.
- zrób to. odparł Draci starając się na chłód.
spojrzałam mu w oczy.  
zamknął je powiekami.
spełniłam prośbę.

wtulił mnie w siebie.
ale choćbym nie wiem jak chciała w jego uścisku zostać tak mocno wiedziałam ż wiąże się z tym ryzyko.
- i ... spojrzałam w oczy Draco.
- muszę mieć pewność. - teraz on krótko mnie pocałował. - wierna.
- ufaj mi odrobinę. a jak nie wierzysz - patrzyłam mu w oczy i zbliżyłam usta do jego ucha. - to pogadaj z Krumem w mojej obecności.
- ale to intruz ... zaczął w obronie.
- wóz albo przewóz. - odpowiedziałam mu złośliwie. - intruz intruzem ale wytrzymać musimy. Książę. ściągnęłam jego krawat i wróciłam do dormitorium zostawiając go na korytarzu z Crabbem i Goylem.

intruzi ...
przeżyć jakoś musimy ...
może ich nie połamię ...
zbytnio ....

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz