minęło kilka dni.
Puchon o imieniu Cedrik dogryzał Harry'emu.
mi nie miał odwagi.
przeszłam na dziedziniec.
Draco oczywiście popierał Puchona i mnie. ale nie Harry'ego.
obecnie zostały wypuszoczone przypinki.
" Cedrik górą " które zmieniały się na " Potter cuchnie " z wizerunkiem Harry'ego.
o mnie ...
woleli nie robić żadnych plotek.
jedynie Ślizgoni nosili naszywki, czy tam przypinki, z napisem " Łowczyni zwycięży " czy coś w tym stylu. jednak to była "elita" bo tylko Slytherin mógł nosić coś takiego.
przechodziłam przez dziedziniec.
Draco właśnie próbował rzucić czar na Harry'ego.
kiedy on stał plecami.
Moody zauważył to i odebrał mu różdżkę.
ha mało tego.
zmienił go w białą fretkę i zaczął wywijać nim w powietrzu.
próbował rzucić nim w Crabbe'a jednak go zatrzymałam.
porzucił go z wysokości dwóch metrów na trawę dziedzińca.
blond włosy się rozsypały a Draco próbował ukryć łzy bólu i upokorzenia.
ale ja chciałam się odegrać na Moody'im.
miałam takie prawo.
- Alastor Moody ! - zrzuciłam torbę. trudno. pieczęć z zaskoczenia. wyleciał w górę na dwa metry i też sobie skakał w powietrzu jak lalka. - milutko panie profesorze prawda ? uśmiechnęłam się.
- puść mnie do cholery Potter ! bo oberwiecie ujemne ! zagroził.
- tereferekuku. - zadrwiłam. - " Łowca ma prawo do korzystania z metod niekonwencjonalnych w celu nauczania nowych nauczcycieli przepisów szkoły, w razie ich złamania " - przytoczyłam mu klauzulę. i zrzuciłam na ziemię. - i nie ma pan prawa karać mnie ujemnymi za tego typu pouczenie. - odchodziłąm. - a za następne złamania zasad zostawię pana w Lesie. i też nie ma pan prawa wstawiać żadnych ujemnych. odpowiedziałam poważna.
teraz już spokojna podeszłam do Dracona i zebrałam go z bruku.
- mój ojciec się o tym dowie. warknął do Moody'ego.
- synalek Malfoy'a ? - spytał. - a no to przekaż ojczulkowi że stary pryk nadal ma go gdzieś.
zabrałam go pod rękę w korytarz.
nikt nas nie widział.
pomimo późnej jesieni było cieplutko i każdy siedział na dworze korzystając ze słońca.
- wszystko okej ? spytałam go zmartwiona.
- ciało całe. - skrzywił się kiedy dotknęłam jego brzucha. - poobijany ale cały.
- po pierwsze : co cię podkusiło żeby podnosić rękę na mojego brata ?! - zamknął oczy. - wiesz przecież że nie toleruję tego.
- wiem Igni ale ...
- nie ma ale. - dotknęłam siniaka na jego brzuchu. skrzywił się lekko. - jasne ? zero uroków, czarów i kłótni z moim bratem. złorzeczenia przeżyję ale mam ich nie słyszeć.
- jasne. - potwierdził. - jak było po pierwsze musi być i po drugie. mruknął cicho Draco.
- po drugie : nie dawaj się tak łatwo. minęło kilka treningów. masz mieć oczy dookoła głowy 24h na dobę. wybroniłbyś się gdybyś tylko wyczuł Energię.
- poczułem ale nie liczyłem że mną porzuca. warknął zły.
- oj ale byłeś słodki jako fretka. - pogłąskałąm go po policzku z uśmiechem. - taki słodziutki.
- tsaa i jeszcze pewnie mi powiesz że do głąskania ..
- a żebyś wiedział. - potwierdziłąm. - jakbyś został fretką mogłabym cię nosić na rękach, głaskać i całować po główce i nikt by się nie skapnął.
- byłbym twoim pupilkiem to bardzo wiele. - uśmiechnął się kwaśno. - a teraz niech Łowczyni idzie.
- bo co blondynie ? - odparłam prowokująco. nikogo nie było i nikt się niedaleko nas nie kręcił. zawsze wybieraliśmy odosobnione korytarze gdzie nikt nie chodził. - co mi zrobisz ?
- chociażby. - obrócił mnie pod siebie. teraz ja opierałąm się o filar a on pochylał lekko głowę. - to. - pocałował mnie w policzek. obydwie zmiany mnie zaskoczyły. po pierwsze : nigdy tak szybko nie "atakował" po drugie ... liczyłam na pocałunek. - zaskoczona ?
- trochę. odparłam spokojnie.
- to za tego siniaka. - pstryknął mnie w ucho. - a to za tą fretkę ... - spojrzał mi w oczy. nareszcie !. pocałunek. otulił mnie i zasłonił plecami. na krótko, jak zawsze, jednak zawsze. - Łowczyni musi iść.
- nigdzie mi się nie spieszy dopóki Moody znowu nie złamie zasad.
- no bo tych ustalanych przez ciebie nie wolno łamać.
- akurat zakaz transmutacji jako kary to przepis szkolny. - zdziwił się. - Łowca musi znać prawo żeby móc, jakby to powiedział Spade "chronić nim własny tyłek". takie haczyki się przydają. zresztą spytaj taty.
- nie muszę. - uśmiechnął się. - wystarczy że moja Księżniczka mi je wytłumaczy.
pocałowałam go w policzek. - leć już.
- po co ? zdziwił się.
- po to. - zasłoniłam każdy jego siniak lodem. w pocałunku sama rozcięłam sobie język i teraz drobne ranki Draco się zrastały. a że to była dawka krwi dla niego to mogło piec. - już.
- trochę to "coś" bolało.
- bo zawsze boli. - stwierdziłam fakt. - dwa lata temu dostałeś dodatkowo coś od Pompfrey żeby nie bolało jak nogi ci się będą składać. a teraz nic.
- daj mi buziaka. poprosił na koniec.
Draco dostał to o co prosił. - teraz już leć. ja idę na dwór.
- a kiedy trening ? spytał zainteresowany zbierając rzeczy.
- kiedy Moody ogarnie że istnieją zasady i przyjdzie cię przeprosić.
jak przewidywałam.
Moody przyszedł do dormitorium, mruknął jakieś "szam" i wyszedł.
Ślizgoni spojrzeli na mnie.
widzieli akcję na dziedzińcu tak samo jak reszta szkoły.
- Ignis to chyba jest co świętować. utemperowałaś nosa Moody'emu.
- impreza będzie na Czarze spokojnie Peter. odparłam pałkarzowi.
- ale teraz to jeszcze pamiętamy. - odparł. poparł go tłum. - dawaj Ignis. śpiewaj.
- nie znoszę tłumu. - mruknęłam cicho lekko rozbawiona. - ale dobra. - weszłąm na stół. - niektóe reguły są po to by je łamać.
Krum się uśmiechnął z kąta przy stoliku.
Draco siedział na schodach, jako jedyny był tak mądry żeby być sam i jeszcze mieć dobry widok.
spojrzałam w stronę kominka.
- wybierajcie. rzuciłam komuś mp3.
- to. - oddał mi słuchawki. - tak dla mnie.
Yeah Yeah Yeahs "Zero".
spoko.
pozwoliłam sobie na tłuczenie szklanek któe były na stole.
z tego też względu że później bym je poskładała.
tak więc w Hogwarcie panują różne zasady.
jedne wolno łamać nielicznym,
innych nie wolno nikomu przekraczać,
jeszcze inne ratują cię przed ujemnymi.
wniosek ?
Hogwart ma bardzo zawiłe pojęcie prostego terminu "zasada" które można wykorzystać na swoją korzyść.
następnego dnia rano obudziłam się w nie swoim łóżku.
lub przynajmniej tak mi się wydawało na pierwszy rzut oka.
spałam na Krumie.
w pokoju dziewczyn.
najlepszy paradoks ever.
wstałam i zrzuciłam na niego wodę.
obudził się jak oparzony i usiadł w mojej mokrej już pościeli.
- o Ignis ...
- nic nie mów. nawet się nie waż. - wygoniłam go. - won.
dziewczynom oczy wyszły z orbit.
jak można wyganiać Kruma ze swojego łóżka ?
i to jeszcze jak się na nim s p a ł o ....
ano można.
- jeszcze zatęsknisz. zagroził i wyszedł.
dziewczyny podniosły pisk.
okazało się że spałam na jego samej skórze.
otrząsnęłam się i poszłam pod prysznic.
po obiedzie McGonnagall zamiast na Transmutację zabrała nas do jakiejś nieznanej mi dotąd sali.
był tam cały nasz rok.
wszystkie domy.
wszyscy reprezentanci.
- dobrze dzieci. niedługo Święta. a tradycją Czary jest Bal Bożonarodzeniowy. reprezentanci szkół tańczą jako pierwsi. - nikt nie kwapił się do dobierania w pary. - Hogwart szczyci się najlepszymi tancerzami. liczę że i teraz pokażemy klasę. - ciągnęła. - może .... - przejeżdżała wzrokiem po domach. - ty Ignis. - wyszłam na środek. - i ... - spojrzała na Dracona. - Malfoy. podejdź.
- czemu musimy tańczyć akurat tańce klasyczne ? spytałam na tyle głośno że każdy to słyszał.
każdy na tej sali myślał zapewne to samo jednak nikt tego nie raczył wyrazić.
- bo tradycja narzuca wam pewne zasady. od tańca nikt nie zginął a wy i tak się nie wywiniecie. ukróciła to nauczycielka.
no to fajnie ...
- nie chcę z nią tańczyć pani profesor. zaparł się.
- chcesz dostać minus 20 punktów dla Slytherinu za niesubordynację ? zagroziła mu McGonnagall.
Draco podszedł do mnie sztywno. zachowywaliśmy się jakby każde z nas miało nas zagryźć na śmierć.
- zbliżcie się do siebie do licha. - McGonnagall energicznie popchnęła nas do siebie i ustawiła do ramy. nadal jednak zachowywaliśmy odległość. - nie zachowujcie się jak dzieci. - zlepiła nas. - rytm jest na cztery. - i zaczęła się muzyka. co dziwne miałam wrażenie że znam ten taniec. Draco patrzył wiecznie w podłogę żeby przypadkiem nie nadepnąć na moje glany. wszystko co najgorsze było lepsze od kary za zabrudzenie mi butów. McGonnagall podniosła mu głowę i teraz patrzył mi przez ramię. odtańczyliśmy cały numer zgodnie z dyrygowaniami McGonnagall. - jako że przetarliście mam nadzieję lody reszcie każde z was dostaje plus 10 punktów. - usiedliśmy na ławkach. - a teraz tak. - i wybrała pary do ćwiczeń. jednak reprezentanci mieli "zakichany" obowiązek z parterem/partnerką z ćwiczeń iść na Bal. - i tyle na dzisiaj. wygoniła nas równo z dzwonkiem mentorka Gryffindoru,
przeszłam na korytarz.
i od razu czepili się Fred i George.
- kiedy ślub z Malfoy'em ? spytał któryś z nich uszczypliwie.
- mam wam to wbić do głów siłą czy zrozumiecie jak powiem ? - stanęłam na środku korytarza. bliźniacy zdziwieni spojrzeli na siebie. - nie lubię zbytnio Malfoy'a. wbijcie to sobie do makówek bo będzie z wami źle.
- uuu grozisz nam .... ciekawe ... drugo podjął temat.
- utopić, spalić czy zagrzebać żywcem ? - zaczęłam sobie wyliczać. - nie. najlepsze będzie porzucenie waszej irytującej dwójki w Lesie w czasie pełni. uśmiechnęłam się złośliwie.
obydwaj rudzi jednocześnie odciągnęli od skóry kołnierze koszul. - dobra. zrozumieliśmy.
Puchon o imieniu Cedrik dogryzał Harry'emu.
mi nie miał odwagi.
przeszłam na dziedziniec.
Draco oczywiście popierał Puchona i mnie. ale nie Harry'ego.
obecnie zostały wypuszoczone przypinki.
" Cedrik górą " które zmieniały się na " Potter cuchnie " z wizerunkiem Harry'ego.
o mnie ...
woleli nie robić żadnych plotek.
jedynie Ślizgoni nosili naszywki, czy tam przypinki, z napisem " Łowczyni zwycięży " czy coś w tym stylu. jednak to była "elita" bo tylko Slytherin mógł nosić coś takiego.
przechodziłam przez dziedziniec.
Draco właśnie próbował rzucić czar na Harry'ego.
kiedy on stał plecami.
Moody zauważył to i odebrał mu różdżkę.
ha mało tego.
zmienił go w białą fretkę i zaczął wywijać nim w powietrzu.
próbował rzucić nim w Crabbe'a jednak go zatrzymałam.
porzucił go z wysokości dwóch metrów na trawę dziedzińca.
blond włosy się rozsypały a Draco próbował ukryć łzy bólu i upokorzenia.
ale ja chciałam się odegrać na Moody'im.
miałam takie prawo.
- Alastor Moody ! - zrzuciłam torbę. trudno. pieczęć z zaskoczenia. wyleciał w górę na dwa metry i też sobie skakał w powietrzu jak lalka. - milutko panie profesorze prawda ? uśmiechnęłam się.
- puść mnie do cholery Potter ! bo oberwiecie ujemne ! zagroził.
- tereferekuku. - zadrwiłam. - " Łowca ma prawo do korzystania z metod niekonwencjonalnych w celu nauczania nowych nauczcycieli przepisów szkoły, w razie ich złamania " - przytoczyłam mu klauzulę. i zrzuciłam na ziemię. - i nie ma pan prawa karać mnie ujemnymi za tego typu pouczenie. - odchodziłąm. - a za następne złamania zasad zostawię pana w Lesie. i też nie ma pan prawa wstawiać żadnych ujemnych. odpowiedziałam poważna.
teraz już spokojna podeszłam do Dracona i zebrałam go z bruku.
- mój ojciec się o tym dowie. warknął do Moody'ego.
- synalek Malfoy'a ? - spytał. - a no to przekaż ojczulkowi że stary pryk nadal ma go gdzieś.
zabrałam go pod rękę w korytarz.
nikt nas nie widział.
pomimo późnej jesieni było cieplutko i każdy siedział na dworze korzystając ze słońca.
- wszystko okej ? spytałam go zmartwiona.
- ciało całe. - skrzywił się kiedy dotknęłam jego brzucha. - poobijany ale cały.
- po pierwsze : co cię podkusiło żeby podnosić rękę na mojego brata ?! - zamknął oczy. - wiesz przecież że nie toleruję tego.
- wiem Igni ale ...
- nie ma ale. - dotknęłam siniaka na jego brzuchu. skrzywił się lekko. - jasne ? zero uroków, czarów i kłótni z moim bratem. złorzeczenia przeżyję ale mam ich nie słyszeć.
- jasne. - potwierdził. - jak było po pierwsze musi być i po drugie. mruknął cicho Draco.
- po drugie : nie dawaj się tak łatwo. minęło kilka treningów. masz mieć oczy dookoła głowy 24h na dobę. wybroniłbyś się gdybyś tylko wyczuł Energię.
- poczułem ale nie liczyłem że mną porzuca. warknął zły.
- oj ale byłeś słodki jako fretka. - pogłąskałąm go po policzku z uśmiechem. - taki słodziutki.
- tsaa i jeszcze pewnie mi powiesz że do głąskania ..
- a żebyś wiedział. - potwierdziłąm. - jakbyś został fretką mogłabym cię nosić na rękach, głaskać i całować po główce i nikt by się nie skapnął.
- byłbym twoim pupilkiem to bardzo wiele. - uśmiechnął się kwaśno. - a teraz niech Łowczyni idzie.
- bo co blondynie ? - odparłam prowokująco. nikogo nie było i nikt się niedaleko nas nie kręcił. zawsze wybieraliśmy odosobnione korytarze gdzie nikt nie chodził. - co mi zrobisz ?
- chociażby. - obrócił mnie pod siebie. teraz ja opierałąm się o filar a on pochylał lekko głowę. - to. - pocałował mnie w policzek. obydwie zmiany mnie zaskoczyły. po pierwsze : nigdy tak szybko nie "atakował" po drugie ... liczyłam na pocałunek. - zaskoczona ?
- trochę. odparłam spokojnie.
- to za tego siniaka. - pstryknął mnie w ucho. - a to za tą fretkę ... - spojrzał mi w oczy. nareszcie !. pocałunek. otulił mnie i zasłonił plecami. na krótko, jak zawsze, jednak zawsze. - Łowczyni musi iść.
- nigdzie mi się nie spieszy dopóki Moody znowu nie złamie zasad.
- no bo tych ustalanych przez ciebie nie wolno łamać.
- akurat zakaz transmutacji jako kary to przepis szkolny. - zdziwił się. - Łowca musi znać prawo żeby móc, jakby to powiedział Spade "chronić nim własny tyłek". takie haczyki się przydają. zresztą spytaj taty.
- nie muszę. - uśmiechnął się. - wystarczy że moja Księżniczka mi je wytłumaczy.
pocałowałam go w policzek. - leć już.
- po co ? zdziwił się.
- po to. - zasłoniłam każdy jego siniak lodem. w pocałunku sama rozcięłam sobie język i teraz drobne ranki Draco się zrastały. a że to była dawka krwi dla niego to mogło piec. - już.
- trochę to "coś" bolało.
- bo zawsze boli. - stwierdziłam fakt. - dwa lata temu dostałeś dodatkowo coś od Pompfrey żeby nie bolało jak nogi ci się będą składać. a teraz nic.
- daj mi buziaka. poprosił na koniec.
Draco dostał to o co prosił. - teraz już leć. ja idę na dwór.
- a kiedy trening ? spytał zainteresowany zbierając rzeczy.
- kiedy Moody ogarnie że istnieją zasady i przyjdzie cię przeprosić.
jak przewidywałam.
Moody przyszedł do dormitorium, mruknął jakieś "szam" i wyszedł.
Ślizgoni spojrzeli na mnie.
widzieli akcję na dziedzińcu tak samo jak reszta szkoły.
- Ignis to chyba jest co świętować. utemperowałaś nosa Moody'emu.
- impreza będzie na Czarze spokojnie Peter. odparłam pałkarzowi.
- ale teraz to jeszcze pamiętamy. - odparł. poparł go tłum. - dawaj Ignis. śpiewaj.
- nie znoszę tłumu. - mruknęłam cicho lekko rozbawiona. - ale dobra. - weszłąm na stół. - niektóe reguły są po to by je łamać.
Krum się uśmiechnął z kąta przy stoliku.
Draco siedział na schodach, jako jedyny był tak mądry żeby być sam i jeszcze mieć dobry widok.
spojrzałam w stronę kominka.
- wybierajcie. rzuciłam komuś mp3.
- to. - oddał mi słuchawki. - tak dla mnie.
Yeah Yeah Yeahs "Zero".
spoko.
pozwoliłam sobie na tłuczenie szklanek któe były na stole.
z tego też względu że później bym je poskładała.
tak więc w Hogwarcie panują różne zasady.
jedne wolno łamać nielicznym,
innych nie wolno nikomu przekraczać,
jeszcze inne ratują cię przed ujemnymi.
wniosek ?
Hogwart ma bardzo zawiłe pojęcie prostego terminu "zasada" które można wykorzystać na swoją korzyść.
następnego dnia rano obudziłam się w nie swoim łóżku.
lub przynajmniej tak mi się wydawało na pierwszy rzut oka.
spałam na Krumie.
w pokoju dziewczyn.
najlepszy paradoks ever.
wstałam i zrzuciłam na niego wodę.
obudził się jak oparzony i usiadł w mojej mokrej już pościeli.
- o Ignis ...
- nic nie mów. nawet się nie waż. - wygoniłam go. - won.
dziewczynom oczy wyszły z orbit.
jak można wyganiać Kruma ze swojego łóżka ?
i to jeszcze jak się na nim s p a ł o ....
ano można.
- jeszcze zatęsknisz. zagroził i wyszedł.
dziewczyny podniosły pisk.
okazało się że spałam na jego samej skórze.
otrząsnęłam się i poszłam pod prysznic.
po obiedzie McGonnagall zamiast na Transmutację zabrała nas do jakiejś nieznanej mi dotąd sali.
był tam cały nasz rok.
wszystkie domy.
wszyscy reprezentanci.
- dobrze dzieci. niedługo Święta. a tradycją Czary jest Bal Bożonarodzeniowy. reprezentanci szkół tańczą jako pierwsi. - nikt nie kwapił się do dobierania w pary. - Hogwart szczyci się najlepszymi tancerzami. liczę że i teraz pokażemy klasę. - ciągnęła. - może .... - przejeżdżała wzrokiem po domach. - ty Ignis. - wyszłam na środek. - i ... - spojrzała na Dracona. - Malfoy. podejdź.
- czemu musimy tańczyć akurat tańce klasyczne ? spytałam na tyle głośno że każdy to słyszał.
każdy na tej sali myślał zapewne to samo jednak nikt tego nie raczył wyrazić.
- bo tradycja narzuca wam pewne zasady. od tańca nikt nie zginął a wy i tak się nie wywiniecie. ukróciła to nauczycielka.
no to fajnie ...
- nie chcę z nią tańczyć pani profesor. zaparł się.
- chcesz dostać minus 20 punktów dla Slytherinu za niesubordynację ? zagroziła mu McGonnagall.
Draco podszedł do mnie sztywno. zachowywaliśmy się jakby każde z nas miało nas zagryźć na śmierć.
- zbliżcie się do siebie do licha. - McGonnagall energicznie popchnęła nas do siebie i ustawiła do ramy. nadal jednak zachowywaliśmy odległość. - nie zachowujcie się jak dzieci. - zlepiła nas. - rytm jest na cztery. - i zaczęła się muzyka. co dziwne miałam wrażenie że znam ten taniec. Draco patrzył wiecznie w podłogę żeby przypadkiem nie nadepnąć na moje glany. wszystko co najgorsze było lepsze od kary za zabrudzenie mi butów. McGonnagall podniosła mu głowę i teraz patrzył mi przez ramię. odtańczyliśmy cały numer zgodnie z dyrygowaniami McGonnagall. - jako że przetarliście mam nadzieję lody reszcie każde z was dostaje plus 10 punktów. - usiedliśmy na ławkach. - a teraz tak. - i wybrała pary do ćwiczeń. jednak reprezentanci mieli "zakichany" obowiązek z parterem/partnerką z ćwiczeń iść na Bal. - i tyle na dzisiaj. wygoniła nas równo z dzwonkiem mentorka Gryffindoru,
przeszłam na korytarz.
i od razu czepili się Fred i George.
- kiedy ślub z Malfoy'em ? spytał któryś z nich uszczypliwie.
- mam wam to wbić do głów siłą czy zrozumiecie jak powiem ? - stanęłam na środku korytarza. bliźniacy zdziwieni spojrzeli na siebie. - nie lubię zbytnio Malfoy'a. wbijcie to sobie do makówek bo będzie z wami źle.
- uuu grozisz nam .... ciekawe ... drugo podjął temat.
- utopić, spalić czy zagrzebać żywcem ? - zaczęłam sobie wyliczać. - nie. najlepsze będzie porzucenie waszej irytującej dwójki w Lesie w czasie pełni. uśmiechnęłam się złośliwie.
obydwaj rudzi jednocześnie odciągnęli od skóry kołnierze koszul. - dobra. zrozumieliśmy.
- cieszę się niezmiernie. odparłam i walnęłam w Cedrika Driggory.
- cześć Ignis. Puchon przywitał mnie sztywno.
- cześć. odpowiedziałam.
- hej Ced nie podrywaj jej !- wrzasnął jakiś jego kolega - przecież masz już dziewczynę. - doszedł tu Draco - te Malfoy ! - zawołał ten sam żartowniś - bardzo wysoko skaczesz, kiedy zostaniesz fretką na zawsze ?
- spadaj. Draci nie miał humoru.
- ty byś tym bardziej nie dał rady - ofuknęłam Puchona - sikałbyś w gacie jakby tylko Moody spojrzał na ciebie spode łba.
- nieprawda. odparł chłopak.
nie wiedział że za jego plecami stoi Moody z wykrzywioną w grymasie twarzą.
3, 2, 1 .... Puchon się odwrócił, wrzasnął jak przerażony kurczak i podskoczył w miejscu.
Draco się zaśmiewał a i ja miałam ubaw. jednak to Moody bawił się najbardziej z miny chłopaka.
- wyglądasz gorzej niż dementor po spraniu. nauczyciel nie mógł powstrzymać charczącego śmiechu.
wyobraziłam sobie takiego dementora wychodzącego z pralki i patrzącego w lustrze na swoje, teraz już po praniu, białe oblicze.
zostawiłam Puchona ze śmiechem i podeszłam do filaru.
- sprany dementor ... - przejechałam językiem po kłach. - dobre.
- mamy lekcje Księżniczko. przypomniał mi tonem profesjonalnej sekretarki Draco.
- nie gorączkuj się Książę. - odparłam na luzie. - mamy czas.
- minu... przerwał mu dzwonek na lekcje. - już nic.
- leć. ja - rozłożyłąm skrzydła. - mam inny pogląd na tłumy na korytarzach.
wyleciałam i w minutę bębniłam lekko w okno w sali od Transmutacji.
McGonnagall rozglądała się po klasie w poszukiwaniu mojej osoby.
trudno.
metoda niekonwencjonalna.
Draco pokazał jej okno a ja z torbą sobie lewitowałam na skrzydłach w miejscu.
mentorka Gryffindoru podskoczyła i szybko otworzyła szybę z witrażem wpuszczając mnie do klasy.
okazało się że lekcja jest integracyjna tj. są z nami osoby i z Dumstrangu i z Pobbatoun.
przeszłam przez parapet i usiadłam w swoim miejscu w ławce obok Draco.
spóźniony wszedł również Krum.
zobaczył że lekko się uśmiechnęłam na uwagę Dracona o minie tego Puchona.
prychnął i przechodząc pstryknął mnie w ramię podając mi różę z "czarującym" uśmiechem.
- świetnie śpiewasz. tańczysz też niczego sobie. rzucił cicho.
Dumstrandczycy zrobili "uuu" a dziewczyny, łącznie z w którejśtam części wilami z Pobbatoun poczerwieniały z zazdrości.
spojrzałam obojętnie na kwiat.
poza dziewczynami Draco również się denerwował jednak nie chciał tego okazywać.
i owszem nie było to widoczne dla Ślizgonów Gryffonó czy gości.
ale ja widziałam że wręcz kipi ze złości.
zaborczy i zazdrosny jak cholera.
i jak tu nie kochać takiego zazdrośnika ?
delikatnie pogładziłam go po ramieniu.
niby w geście pocieszenia.
jednak był to ostateczny test.
pod palcami poczułam napięte mięśnie.
zły.
spojrzał mi wymownie w oczy.
- jak chcesz lepiej grać przykładaj się do teorii i strategii. podpowiedziałam mu.
- dziękuję za radę pani kapitan. odparł Draci rozumiejąc przesłanie.
potem już słuchałam lekcji.
no dobra. starałam się.
materiał znałam.
jak na złość rok wcześniej Snape wałkował mi i inne tematy z innych przedmiotów choć i tak największy nacisk kładł na Eliksiry.
tak więc byłam gotowa na rok czwarty nauki.
a teraz jeszcze wuj wymyślił sobie robienie naprzód.
a że nie mogłam spać to czytałam po nocach podręczniki, robiłam referaty, no i wyszło że w te góra dwa miesiące przerobiłam ze cztery materiału na rok ten i przyszły.
tak więc rysowałam pieczęcie na ławce na Energię, ( o czym McGonnagall nie wiedziała ) i wymyślałam nowe formułki. ( o czym McGonnagall nie wiedziała ) jedną z nich aktywowałam niewielkim ładunkiem Energii i powstał dość spory huk i wąż wystrzelił w górę aż pod sam sufit ( o czym McGonnagall niestety się dowiedziała ) . oczywiście z lekkim zażenowaniem dezaktywowałam pieczęć.
- panno Potter. - zaczęła chłodno mentorka Gryffonów. to mi się oberwie. pomyślałąm. - jest to niezwykła forma Transformacji Energi, czy Energetycznej. - siedziałam z jedyną możliwą myślą " what the hell is going on ? powinnam dostać ujemne, kozę czy jakieś prace. " - dlatego proszę o zaprezentowanie tego na większym formacie dzisiaj wieczorem na ognisku dla reprezentantów. - "what, what, what ?" przemknęło mi przez głowę. - chyba że wolisz ujemne.
- zaprezentuję. - odparłam błyskawicznie. - mogę im zrobić wykład o tego typu Transmutacji. - zaoferowałam się na co McGonnagall klasnęła w dłonie. - jeżeli chce pani.
- oczywiście. zgodziła się.
no to jestem w d
drzwiach do najgorszego dnia w życiu.
wyszłąm z klasy i odetchnęłam.
Draco spojrzał na mnie wymownie.
no to szykuje się rozmowa.
przeszliśmy na jakiś wypłoszony z ludzi korytarz na Trzecim Piętrze.
- lekcja ? ognisko ? tylko dla reprezentantów ? - nie podobało się to Draconowi. - lekcję przeżyję bo sam wiele się nauczę. ale na ognisku ?
- Draaci. - spojrzałam mu łagodnie w oczy. - pamiętaj że cię kocham. - lekko się rozluźnił. - poza tym Krum to Łowca. przy okazji o nas wie. jak będzie skakał. - pokazałam mu srebrny pazurek. - nie skończy się tylko na ranie szarpanej. - Draci się uśmiechnął usatysfakcjonowany z zapewnienia. - po trzecie. - zbliżyłam się do niego. - mrr lubię kiedy jesteś tak troszkę zazdrosny. - dotknęłam ponownie jego ramienia. - nie wiesz ile dla mnie znaczy takie twoje denerwowanie się. - pogładziłam go po policzku. - widzę że jestem dla ciebie ważna skoro się pultasz. - pocałowałąm go w policzek. - złośniku. - przytuliłam się. - i nawet choćbyś mnie od siebie nie puszczał to i tak byś został kochany.
- to nie jest taki zły pomysł ... zażartował Draco zacieśniając uścisk.
- sarkasta i złośliwiec. - zadrwiłam i ponownie pocałowałam go w policzek. - ale i tak mój.
- bo zacznę mówić do ciebie per "malutka". zagroził perfidnie Draci kiedy odsunęłam się na krok.
- tylko spróbuj. - odparłam przekornie. - za każde "mała" czy "malutka" pstryknę cię w ucho.
- no dawaj. malutka. - pstryknęłam go w ucho. - eej. - złapał mnie za nadgarstek. - nieładnie.
- mówiłam. odpowiedziałam mu złośliwie.
- a ja ci powiem to. - przyciągnął mnie do siebie. - nieładnie Księżniczko. - spojrzał mi w oczy. jednak chyba zabrakło mu odwagi. sama go pocałowałam. "uczeń przerósł mentora" to właśnie teraz miało miejsce. cóż ... ale w każdym eksperymencie muszą się pojawić dwa nowe czynniki prawda. dlatego lekko trzymałam jego szatę i troszkę nią sobie pociągałam. - leć już. bo spóźnisz się na ognisko. odsunął mnie.
- nadal masz mi za złe udział w Czarze ? spytałam.
- nie. już nie. na początku miałem ale przywykłem do myśli że startujesz. odparł wciskając ręce do kieszeni.
- ej. - podniosłam mu brodę. - wygram. obiecuję. - patrzyłąm mu pewnie w oczy. jego błękitne tęczówki chyba szukały niepewności. nie znalazły jej. - do zobaczenia.- pożegnałam go buziakiem w policzek i lekkim uśmieszkiem. - Książę.
- Księżniczko. odparł Draco i kiedy opuściłam korytarz usłyszałam że opiera się o ścianę.
ciężko jest grać na zasadach szkoły jeżeli chodzi o uczucia.
jeszcze ciężej jeżeli dochodzą do tego komplikacje.
moje siedziały przy ognisku niedaleko chatki Hagrida.
i teraz komplikacje śmiały się, rozmawiały i integrowały się między szkołami.
przyszłam na boisko i zapadła cisza.
zauważyli mnie jako cichą, szybko poruszającą się, ciemną i prawie nierozróżniającą się z wieczornym niebem postać.
wiedziałam że obecność takiego a nie innego typu Maga wzbudza grozę i napięcie, jak i powoduje zamieranie rozmów. szczególnie jak Mag ma Absolutne Mistrzostwo i na dodatek jest półwampirem.
tak więc popsułam im atmosferę.
ale wynagrodziłam to ułożeniem pieczęci z kamieni na Energię którą wymyśliłam i znowu zużyłam niewiele tego żywiołu.
pieczęć znowu syknęła i wystrzelił z niej świetlisty wąż.
Krumowi opadła szczęka, tak samo Snape'owi, Dumbledorowi, Moody'emu , Kharakowowi i Madamme Maksine oraz pozostałym uczestnikom Czary ( by the way : co tu u licha robili dyrektorz i Moody ? )
usiadłam na ściółce i spojrzałam w ognisko.
wyobraziłam sobie takiego dementora wychodzącego z pralki i patrzącego w lustrze na swoje, teraz już po praniu, białe oblicze.
zostawiłam Puchona ze śmiechem i podeszłam do filaru.
- sprany dementor ... - przejechałam językiem po kłach. - dobre.
- mamy lekcje Księżniczko. przypomniał mi tonem profesjonalnej sekretarki Draco.
- nie gorączkuj się Książę. - odparłam na luzie. - mamy czas.
- minu... przerwał mu dzwonek na lekcje. - już nic.
- leć. ja - rozłożyłąm skrzydła. - mam inny pogląd na tłumy na korytarzach.
wyleciałam i w minutę bębniłam lekko w okno w sali od Transmutacji.
McGonnagall rozglądała się po klasie w poszukiwaniu mojej osoby.
trudno.
metoda niekonwencjonalna.
Draco pokazał jej okno a ja z torbą sobie lewitowałam na skrzydłach w miejscu.
mentorka Gryffindoru podskoczyła i szybko otworzyła szybę z witrażem wpuszczając mnie do klasy.
okazało się że lekcja jest integracyjna tj. są z nami osoby i z Dumstrangu i z Pobbatoun.
przeszłam przez parapet i usiadłam w swoim miejscu w ławce obok Draco.
spóźniony wszedł również Krum.
zobaczył że lekko się uśmiechnęłam na uwagę Dracona o minie tego Puchona.
prychnął i przechodząc pstryknął mnie w ramię podając mi różę z "czarującym" uśmiechem.
- świetnie śpiewasz. tańczysz też niczego sobie. rzucił cicho.
Dumstrandczycy zrobili "uuu" a dziewczyny, łącznie z w którejśtam części wilami z Pobbatoun poczerwieniały z zazdrości.
spojrzałam obojętnie na kwiat.
poza dziewczynami Draco również się denerwował jednak nie chciał tego okazywać.
i owszem nie było to widoczne dla Ślizgonów Gryffonó czy gości.
ale ja widziałam że wręcz kipi ze złości.
zaborczy i zazdrosny jak cholera.
i jak tu nie kochać takiego zazdrośnika ?
delikatnie pogładziłam go po ramieniu.
niby w geście pocieszenia.
jednak był to ostateczny test.
pod palcami poczułam napięte mięśnie.
zły.
spojrzał mi wymownie w oczy.
- jak chcesz lepiej grać przykładaj się do teorii i strategii. podpowiedziałam mu.
- dziękuję za radę pani kapitan. odparł Draci rozumiejąc przesłanie.
potem już słuchałam lekcji.
no dobra. starałam się.
materiał znałam.
jak na złość rok wcześniej Snape wałkował mi i inne tematy z innych przedmiotów choć i tak największy nacisk kładł na Eliksiry.
tak więc byłam gotowa na rok czwarty nauki.
a teraz jeszcze wuj wymyślił sobie robienie naprzód.
a że nie mogłam spać to czytałam po nocach podręczniki, robiłam referaty, no i wyszło że w te góra dwa miesiące przerobiłam ze cztery materiału na rok ten i przyszły.
tak więc rysowałam pieczęcie na ławce na Energię, ( o czym McGonnagall nie wiedziała ) i wymyślałam nowe formułki. ( o czym McGonnagall nie wiedziała ) jedną z nich aktywowałam niewielkim ładunkiem Energii i powstał dość spory huk i wąż wystrzelił w górę aż pod sam sufit ( o czym McGonnagall niestety się dowiedziała ) . oczywiście z lekkim zażenowaniem dezaktywowałam pieczęć.
- panno Potter. - zaczęła chłodno mentorka Gryffonów. to mi się oberwie. pomyślałąm. - jest to niezwykła forma Transformacji Energi, czy Energetycznej. - siedziałam z jedyną możliwą myślą " what the hell is going on ? powinnam dostać ujemne, kozę czy jakieś prace. " - dlatego proszę o zaprezentowanie tego na większym formacie dzisiaj wieczorem na ognisku dla reprezentantów. - "what, what, what ?" przemknęło mi przez głowę. - chyba że wolisz ujemne.
- zaprezentuję. - odparłam błyskawicznie. - mogę im zrobić wykład o tego typu Transmutacji. - zaoferowałam się na co McGonnagall klasnęła w dłonie. - jeżeli chce pani.
- oczywiście. zgodziła się.
no to jestem w d
drzwiach do najgorszego dnia w życiu.
wyszłąm z klasy i odetchnęłam.
Draco spojrzał na mnie wymownie.
no to szykuje się rozmowa.
przeszliśmy na jakiś wypłoszony z ludzi korytarz na Trzecim Piętrze.
- lekcja ? ognisko ? tylko dla reprezentantów ? - nie podobało się to Draconowi. - lekcję przeżyję bo sam wiele się nauczę. ale na ognisku ?
- Draaci. - spojrzałam mu łagodnie w oczy. - pamiętaj że cię kocham. - lekko się rozluźnił. - poza tym Krum to Łowca. przy okazji o nas wie. jak będzie skakał. - pokazałam mu srebrny pazurek. - nie skończy się tylko na ranie szarpanej. - Draci się uśmiechnął usatysfakcjonowany z zapewnienia. - po trzecie. - zbliżyłam się do niego. - mrr lubię kiedy jesteś tak troszkę zazdrosny. - dotknęłam ponownie jego ramienia. - nie wiesz ile dla mnie znaczy takie twoje denerwowanie się. - pogładziłam go po policzku. - widzę że jestem dla ciebie ważna skoro się pultasz. - pocałowałąm go w policzek. - złośniku. - przytuliłam się. - i nawet choćbyś mnie od siebie nie puszczał to i tak byś został kochany.
- to nie jest taki zły pomysł ... zażartował Draco zacieśniając uścisk.
- sarkasta i złośliwiec. - zadrwiłam i ponownie pocałowałam go w policzek. - ale i tak mój.
- bo zacznę mówić do ciebie per "malutka". zagroził perfidnie Draci kiedy odsunęłam się na krok.
- tylko spróbuj. - odparłam przekornie. - za każde "mała" czy "malutka" pstryknę cię w ucho.
- no dawaj. malutka. - pstryknęłam go w ucho. - eej. - złapał mnie za nadgarstek. - nieładnie.
- mówiłam. odpowiedziałam mu złośliwie.
- a ja ci powiem to. - przyciągnął mnie do siebie. - nieładnie Księżniczko. - spojrzał mi w oczy. jednak chyba zabrakło mu odwagi. sama go pocałowałam. "uczeń przerósł mentora" to właśnie teraz miało miejsce. cóż ... ale w każdym eksperymencie muszą się pojawić dwa nowe czynniki prawda. dlatego lekko trzymałam jego szatę i troszkę nią sobie pociągałam. - leć już. bo spóźnisz się na ognisko. odsunął mnie.
- nadal masz mi za złe udział w Czarze ? spytałam.
- nie. już nie. na początku miałem ale przywykłem do myśli że startujesz. odparł wciskając ręce do kieszeni.
- ej. - podniosłam mu brodę. - wygram. obiecuję. - patrzyłąm mu pewnie w oczy. jego błękitne tęczówki chyba szukały niepewności. nie znalazły jej. - do zobaczenia.- pożegnałam go buziakiem w policzek i lekkim uśmieszkiem. - Książę.
- Księżniczko. odparł Draco i kiedy opuściłam korytarz usłyszałam że opiera się o ścianę.
ciężko jest grać na zasadach szkoły jeżeli chodzi o uczucia.
jeszcze ciężej jeżeli dochodzą do tego komplikacje.
moje siedziały przy ognisku niedaleko chatki Hagrida.
i teraz komplikacje śmiały się, rozmawiały i integrowały się między szkołami.
przyszłam na boisko i zapadła cisza.
zauważyli mnie jako cichą, szybko poruszającą się, ciemną i prawie nierozróżniającą się z wieczornym niebem postać.
wiedziałam że obecność takiego a nie innego typu Maga wzbudza grozę i napięcie, jak i powoduje zamieranie rozmów. szczególnie jak Mag ma Absolutne Mistrzostwo i na dodatek jest półwampirem.
tak więc popsułam im atmosferę.
ale wynagrodziłam to ułożeniem pieczęci z kamieni na Energię którą wymyśliłam i znowu zużyłam niewiele tego żywiołu.
pieczęć znowu syknęła i wystrzelił z niej świetlisty wąż.
Krumowi opadła szczęka, tak samo Snape'owi, Dumbledorowi, Moody'emu , Kharakowowi i Madamme Maksine oraz pozostałym uczestnikom Czary ( by the way : co tu u licha robili dyrektorz i Moody ? )
usiadłam na ściółce i spojrzałam w ognisko.
jak na komendę wróciły wszelkie rozmowy jak gdyby nic się nie stało.
pierwszy odezwał się do mnie Krum. - jak ty to robisz ? spytał.
- po ludzku. - odpowiedziałam chłodno. - obawiam się że Las może mnie wezwać.
- nie wezwie. - wycharczał Moody popijając coś ze swojej flaszki. - wszystko czeka tam na młodych i apetycznych uczestników Czary. aż któreś z was zrobi niewłaściwy krok. wtedy osaczą go jak sępy i pożrą żywcem.
- zero litości. - mruknęłam zasadę ojca. - fajnie się zapowiada nie ma co.
- śmiej się śmiej Ignis. - ciągnął Moody. - Łowcę zabiją ostatniego. kiedy już osobę która z nim zapaktuje rozerwą na jego oczach.
- nie strasz dzieci Moody. - skarciła go McGonnagall która również byłą obecna. - to było wpierwszych latach Czary.
- sama słyszałaś odgrażanie się bestii że wrócą do korzeni. - uciszył ją Moody. - dlatego szykujcie się na jatkę i nie ufajcie nikomu. nawet rodzonemu bratu czy siostrze. - nauczyciel ostro spojrzał na mnie i Harry'ego. - nikomu.
zobaczymy ...
odgroziłam się mu w myślach.
- po ludzku. - odpowiedziałam chłodno. - obawiam się że Las może mnie wezwać.
- nie wezwie. - wycharczał Moody popijając coś ze swojej flaszki. - wszystko czeka tam na młodych i apetycznych uczestników Czary. aż któreś z was zrobi niewłaściwy krok. wtedy osaczą go jak sępy i pożrą żywcem.
- zero litości. - mruknęłam zasadę ojca. - fajnie się zapowiada nie ma co.
- śmiej się śmiej Ignis. - ciągnął Moody. - Łowcę zabiją ostatniego. kiedy już osobę która z nim zapaktuje rozerwą na jego oczach.
- nie strasz dzieci Moody. - skarciła go McGonnagall która również byłą obecna. - to było wpierwszych latach Czary.
- sama słyszałaś odgrażanie się bestii że wrócą do korzeni. - uciszył ją Moody. - dlatego szykujcie się na jatkę i nie ufajcie nikomu. nawet rodzonemu bratu czy siostrze. - nauczyciel ostro spojrzał na mnie i Harry'ego. - nikomu.
zobaczymy ...
odgroziłam się mu w myślach.
Harry spojrzał na mnie i wiedziałam że my sobie będziemy ufać bez względu na wszystko.
Draco ...
spojrzałam w górę i widziałam w rozgwieżdżonym niebie błękit jego oczu.
Draci ... Książę obiecuję ci że wygram, że przeżyję, że on w końcu się dowie. obiecałam mu i sobie.
Harry zobaczył moje wręcz rozmarzenie.
- co jest siostra ? spytał siadając obok mnie i, jak to miał zwyczaju, objął mnie ramieniem.
- nic. - odpowiedziałam wymijająco. - po prostu ... myślę.
- a można wiedzieć nad czym ? ciągnął Harry patrząc na mnie spod okularów.
- nad ... nad niczym w sumie. - zdziwiło go to. zawsze jak to się mówiło "miałam wybujałą wyobraźnię". a teraz przeskok do myślenia o niczym go mógł trochę zmartwić. - czasami dobrze jest się wyłączyć.-brat spojrzał na mnie stroskany. - dobra. tęsknię do Kastiela. zadowolony ?
- i tak i nie. - odpowiedział mi. - ale ...
- sugerujesz że może kogoś mieć ? - uniosłam brwi. brat pokiwał głową twierdząco. - nie. Kasti taki nie jest.
- ja nie wiem. i się nie mieszam. odstąpił od tematu Harry.
- a co u Ginny ? zmieniłam tok rozmowy.
Harry zamilkł, lekko się zawstydził i poprawił okulary. oznaczało to że mój brat się denerwuje i nie wie co powiedzieć.
- no ... no dobrze ... bąknął speszony.
- podoba ci się ? drążyłam.
- no ... - zająknął się. - no chyba tak ...
- ooo - przytuliłam się do brata. - braciszek się zakochał. braciszek się zakochał.
- a ty w Kastielu. - wytknął mi. - a ja ci tego nie wypominam. odburknął zły Harry.
- no wiem. - przytuliłam brata. - bo ja jestem wredna.
- widać. - burknął żartem. - dobra żeby nie było. - zaczął złośliwie Harry. - jak tam z Kastielem ?
- dobrze. nie pisze do mnie często bo ma masę nauki. - odparłam. - ale i tak jest kochany.
Harry już nie wracał do tematu.
zasady Czary były banalne.
nie ufaj nikomu,
zero litości.
ich poznanie nie było dla mnie nowością,
tak samo jak powiedzenie mi że kłamstwo kiedyś wyjdzie na jaw,
no i oczywiście fakt że muszę uważać żeby nie pokazać komuś że jestem z Draco.
Harry zobaczył moje wręcz rozmarzenie.
- co jest siostra ? spytał siadając obok mnie i, jak to miał zwyczaju, objął mnie ramieniem.
- nic. - odpowiedziałam wymijająco. - po prostu ... myślę.
- a można wiedzieć nad czym ? ciągnął Harry patrząc na mnie spod okularów.
- nad ... nad niczym w sumie. - zdziwiło go to. zawsze jak to się mówiło "miałam wybujałą wyobraźnię". a teraz przeskok do myślenia o niczym go mógł trochę zmartwić. - czasami dobrze jest się wyłączyć.-brat spojrzał na mnie stroskany. - dobra. tęsknię do Kastiela. zadowolony ?
- i tak i nie. - odpowiedział mi. - ale ...
- sugerujesz że może kogoś mieć ? - uniosłam brwi. brat pokiwał głową twierdząco. - nie. Kasti taki nie jest.
- ja nie wiem. i się nie mieszam. odstąpił od tematu Harry.
- a co u Ginny ? zmieniłam tok rozmowy.
Harry zamilkł, lekko się zawstydził i poprawił okulary. oznaczało to że mój brat się denerwuje i nie wie co powiedzieć.
- no ... no dobrze ... bąknął speszony.
- podoba ci się ? drążyłam.
- no ... - zająknął się. - no chyba tak ...
- ooo - przytuliłam się do brata. - braciszek się zakochał. braciszek się zakochał.
- a ty w Kastielu. - wytknął mi. - a ja ci tego nie wypominam. odburknął zły Harry.
- no wiem. - przytuliłam brata. - bo ja jestem wredna.
- widać. - burknął żartem. - dobra żeby nie było. - zaczął złośliwie Harry. - jak tam z Kastielem ?
- dobrze. nie pisze do mnie często bo ma masę nauki. - odparłam. - ale i tak jest kochany.
Harry już nie wracał do tematu.
zasady Czary były banalne.
nie ufaj nikomu,
zero litości.
ich poznanie nie było dla mnie nowością,
tak samo jak powiedzenie mi że kłamstwo kiedyś wyjdzie na jaw,
no i oczywiście fakt że muszę uważać żeby nie pokazać komuś że jestem z Draco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz