wtorek, 24 grudnia 2013

Rok IV Rozdział XII Za Wcześnie ...

tydzień jeden po Balu przeleciał jak Woda między rozstawionymi palcami.
drugi tak samo.

doczekałam się wieczoru zebrania.

było grubo po ciszy nocnej kiedy zabrałam noże, ukryłam pod peleryną Maga ubrany gorset i ciasne skórzane rurki.

na korytarzu jednak stał i Draco.
spoglądał na mnie zdenerwowany,  trzęsły mu się dłonie,  na czole pojawiły się krople potu.
bał się lub strasznie denerwował.
przytuliłąm go i pocałowałam w policzek - o co chodzi Książę ? co tu robisz o tej porze ? powinieneś spać.
- czytaj. - podał mi zmiętolony list. pismo Lucjusza.  - napisał że na teraźniejszym zebraniu mnie wcielą.  miało być na koniec roku ...
- ojciec nic mi o tym nie mówił Draco. - spojrzałam mu w oczy. - nic o tym nie wiem.
- ale mój ojciec już wie ..
- cii - przytuliłam się do niego. - będzie dobrze. - spojrzałam mu w oczy z uśmiechem. - obiecuję.
teraz lekko się uspokoił.

pojawił się Snape i Kharakov którzy nas zabrali.

podeszłam przed drzwi salonu Dworu.
Draco był zaskoczony obecnością we własnym domu.

splotłam nasze ręce i uścisnęłam jego dłoń.
- wejdziemy tam razem skarbie. zapewniłam go.
pokiwał głową milcząc.

przeszliśmy przez salon.  przed szczytem stołu pochyliłam głowę to samo zrobił Draci.
- witaj ojcze. przywitałam się.
- ach Ignis długo cię oczekiwałem. - zaczął tata. - witaj Draconie. nareszcie.
- witaj Panie ...  Draci nawet nie podniósł wzroku.
tata gestem ręki mnie do siebie zaprosił a ja zabrałam za sobą nowego w tym środowisku.

usiadłam po prawej ręce ojca a Draco błyskawicznie usiadł obok mnie.
- Ignis - ojciec podał mi kartkę. - znajdziesz go na Noktrunie.
- oczywiście ojcze.
- ale najpierw przeszkól Dracona. - na twarzy Voldemorta pojawił się leciusieńki półuśmiech. - no już.
skinęłam głową i zabrałam arystokratę na Noktrun.

żałowałam że teraz chcą go wtajemniczyć.
ja sama, pomimo stworzenia jako maszyny do zabijania, nadal miałam,  coraz mniejsze ale równocześnie coraz mocniejsze,  wyrzuty.
nie chciałam robić i z Dracona potwora.

ale rozkaz to rozkaz.

odetchnęłam.
jeżeli chcesz mieć cel z głowy to zrób to szybko.  pomyślałam.

- masz nóż Malfoy. - sięgnął po broń. - rzecz jest następująca. jako że masz na sobie Namiar rzucasz nożami, ewentualnie walczysz wręcz lub bronią palną.  ale najlepiej nożami. - stanęłam przed nim. - celujesz w brzuch lub głowę jeżeli cel jest że tak powiem bezwartościowy czyli jest po prostu do zabicia.  jeżeli trafi ci się "przesyłka" oznacza że musisz rzucać w ręce bo ma informacje. ale ma się wtedy nie wykrwawić.  jasne ?
- tak.  powiedział cicho Dracon.

oj pamiętam pierwsze zlecenie od Bonesa.

- Draco oddech. - spojrzałam na niego łagodnie. - tam masz ćwiczenie. - wskazałam na postać. - rzuć. głowa albo  brzuch.

* Draco * 

 opanowałem trzęsącą się dłoń.
Ignis ...
ona uważnie mnie obserwowała.

wyczułem kiedy manekin stał najbliżej i rzuciłem.
ale ...

ten manekin opadł na ziemię jako ciało.

zabiłem.
zabiłem człowieka.

- gratulacje Draco.  - powiedziała cicho Igni.  chciałem iść do tej osoby.  jednak mnie zatrzymała torując drogę. - nie.  -  wyrwałem się z jej ramion i widziałem martwą kobietę.  - zmywajmy się. szkolenie zakończone. - pocałowała mnie w policzek ale czułem jak po jej twarzy spływają łzy.- dlatego byłam przeciwna tak szybkiemu wtajemniczeniu. jako jedna z nielicznych byłam za tym żebyś dopiero za rok wstępował.
- nie chciałaś ... - spojrzałem na ciało ale odwróciłem wzrok. - nie chciałaś żebym zabijał ?
- nikomu tego nie życzę. - odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem. ale widać było jej żal. przytuliłem ją. - wracajmy do szkoły. ja swoje odbębnię kiedy indziej.
- nie. - zaprzeczyłem cicho. spojrzała na mnie zaskoczona i otworzyła usta ale je zamknęła. zatkało ją. - zrób to teraz.
- wracaj do Dworu. odpowiedziała.
- nigdzie nie idę Ignis. - odparłem uparcie. znowu otworzyła i zamknęła usta. - choćbyś miała się znęcać to zostaję.
- nie pozwolę ci. - rzuciła hardo. - od dzisiaj na każdym zebraniu jestem twoją przełożoną. masz wracać.
- nigdzie nie idę. powtórzyłem.
odetchnęła krótko. - dobrze. w takim razie masz pretekst by mnie zostawić. - zagwizdała a jakiś barczysty chłopak otarł usta.  czerwone.  wampir.  uśmiechnęła się do niego on do niej podbiegł w zastraszającym tempie.  przytulił ją i próbował pocałować w szyję. ale ona wbiła nóż w jego plecy. - oto jak ja załatwiam sprawy. - była roztrzęsiona.  płakała i miałą na sobie potworny uśmiech. - nie jestem warta osoby która walczy fair.
- jesteś. - teraz to ja ją przytuliłęm. - jesteś Księżniczko. - na swoje miano się rozpłakała z żalu. - ciicho. damy radę, tak ?
- kocham cię Draco. - wtuliła się pod moje ramiona i czułem jej łzy. - kocham.
- ja ciebie też Księżniczko.  a teraz wracajmy.  oddasz ojcu trupa i wracamy.
- nie mogę. - odpowiedziała mi smutna. - muszę porozmawiać z ojcem.
- lecimy. do szkoły mnie zabierze Snape prawda ?  spytałem.

byliśmy we Dworze, Igni osuszyła wszelkie łzy i pocałowała mnie jeszcze raz w policzek.
- Draconie. - Czarny Pan wyciągnął ku mnie dłoń. - witamy w gronie Śmierciożerców. - poczułem pieczenie na lewym ręku i zobaczyłem na nim Mroczny Znak. - Ignis pokaże ci pieczęci.  jednak na razie ty Severusie je nałóż.  - Snape skinął głową. - to tyle na dziś wieczór.

nauczyciel zabrał mnie do szkoły.
wróciłem już inny.

* Ignis * 

spojrzałam na ojca.
skinął głową i zabrał mnie na dwór.

- córciu dotarł do ciebie list, prawda ?
- owszem. - pokiwałam głową. - ale nie wiem czy to co wymyśliłam wypali.
- powiedz. odpowiedział mi z uśmiechem.

wzięłam jego dłoń i pokazałam mu obrazy.

- nie wiem co ci powiedzieć córko ... - stał zaskoczony. - cóż mogę jedynie rzec że jestem jedynie obrazem. obrazem, szmuglerską sztuczką, tanim kantem.  jestem słaby. zbyt słaby by pojawić się na zebraniach. dlatego ty pokierujesz następnym.
- dobrze ojcze. skinęłam głową.
- zostawisz w końcu formalności czy do końca życia będę słyszał "ojcze" ?
- przepraszam tato. - przytuliłam się.   obraz czy nie obraz,   pomogło.  - dlaczego wcieliłeś Dracona już teraz ?
- żeby było ci lżej. widziałem jak się męczysz, Severus mi mówił jak nieswojo czujesz się w szkole.  owszem przyspieszyłem jego nabór ale ze względu żebyś miała w nim oparcie.
- tato przetrwałabym do wakacji.  odparłam.   czułam się winna.
- nie ma powodów żebyś obarczała się odpowiedzialnością.  to rozsądny dzieciak. dacie sobie radę.
- dzięki. - ponownie go uściskałam. - polecę do szkoły.  
- na następne zebranie planujesz go nie mieszać ? spytał.
- owszem.  potwierdziłam i rozłożyłam skrzydła.

kilkuset kilometrowy lot odbył się szybko i bez przystanków.
no może bez.   musiałam "zjeść".
ale głód zażegnałam humanitarnie, odbierając litr nie życie.

doleciałam do szkoły.
wpadłam przez okno wprost do pokoju wspólnego gdzie czekał na mnie Draco.
jednak nie miałam na tyle czystego sumienia żeby spojrzeć mu w oczy.
ale on zadecydował inaczej.
przygarnął mnie do siebie i objął.
- będzie dobrze skarbie. z taką mentorką na pewno dam sobie radę. zaczął.
- nie będzie. - odpowiedziałam gwałtownie. - to moja wina.  - zdziwił się. - ojciec uznał że przyzna mi się wsparcie bo nie mógł znosić mojego przygaszonego charakteru.
- tyle dobrego że teraz wiem jak to jest i cię zrozumiem.
- przestań być taki wyrozumiały. - rzuciłam. - na pewno coś ci mówi że masz mi to za złe.
- to że uważam że ...
- powiedz. - odpowiedziałam. - skończ co zacząłeś.
- to że czasami jesteś dziecinna, to że musimy się ukrywać jak te szczury, to że twój braciszek się do ciebie lepi, jestem w stanie zrozumieć i wybaczyć.  ale nie rozumiem jak możesz się wiecznie obwiniać.
- życie przy Amber nauczyło mnie jednego. że zawsze musi być kozioł ofiarny. i wiem że ty masz nim NIE być.
- robisz mi przysługę tak ? blondyn zerwał się z miejsca.
- owszem. bo życie kozła do bicia jest zbyt złe żeby komukolwiek tego życzyć. dlatego trzymam cię od niego jak daleko tylko się da.
Draco stał przy sofie.  ja niedaleko.
- nie rób z siebie takiego kozła. kilka uwag nie zrobi nic wielkiego.
- zdziwiłbyś się. - uśmiechnęłam się. - myślisz że co ? zawsze miałam postawę buntu w genach ? nie Draco.  dotarłam do punktu że lepiej jest ratować kogoś przed takim losem a samemu się wystawić. stąd bunt przeciwko Amber który sobie został. ale nie był on wywołaby tylko moim widzimisię żeby się wystawiać. nie.  widziałam młodsze dzieciaki które dręczyła. ktoś musiał stawić jej czoło. i tym kimś byłam ja. wolałabym żeby gnębiła już mnie niż dzieciaczki.
Dracon zamknął usta, potem znowu je otworzył, i znowu zamknął.
patrzył na mnie nie zły czy zdenerwowany.
znowu przybrał ten zdziwiony i lekko współczujący wzrok.
- nikt o tym nie wie ? spytał.
- nikt. oprócz Kastiela. nawet Harry nie ma pojęcia.
- straconego czasu nie wrócisz skarbie. - spojrzał na mnie poważnie. - ale namiastkę rodziny masz.
- ojciec.  brat.  Kastiel i jego zespół.  - wyliczałam na palcach. - był jeszcze Laurilel ale jego przegnała tradycja. a Cirispina jak pamiętasz zabiłam.
- Ignis .. - znowu próbował załagodzić spawę. - nie ma co się kłócić.
racja.
nie ma co.

zabrał mnie na kanapę i posadził.
- kiedy następne zebranie ?
- ojciec mi jeszcze napisze kiedy. - odparłam. - dobranoc. pocałowałam Dracona w policzek.
- śpij dobrze. odpowiedział i wyszedł z pokoju wspólnego zostawiając mnie przed kominkiem.

za wcześnie go wcielili.
prawdopodobnie za wcześnie mu zaufałam by się zwierzyć z czegoś o czym nawet Harry nie wie.
on też za wcześnie zaczyna myśleć jak nie on.

wszystko w pędzie.
wszystko za wcześnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz