piątek, 27 grudnia 2013

Rok IV Rozdział XV Ostatnie Szlify ...

śniegu powoli ubywało.

ale nie znaczyło to że nie pokażę Neville'owi jego błędu.
biedak nie wiedział co go czeka kiedy przyszedł do Lochów z kociołkiem.

- jestem. cieszę się że mi pomagasz. uśmiechnął się.
- nie chwal dnia przed zachodem słońca. odpowiedziałam.
oj jak on będzie udupiony ...

otworzyłam Lochy.
stał tam oprócz mnie Draco.
- co on tu robi ? spytał Neville.
- ach zapomniałam ci wspomnieć że w tym samym czasie Draco pracuje nad znajomością ponadprogramowych wywarów. moja wina. zapomniałam ci powiedzieć.    
teraz się zacznie.
- Longbottom zacznij od rozgrzania kociołków.  przekazał mu rozkaz Draci.

ja nic nie powiedziałam.
a Neville spojrzał na Dracona.  - nie będziesz mi rozkazywać Malfoy.
- wolisz słuchać dziewczyny proszę bardzo.  - zajął się swoim kociołkiem. - lepiej gotuj wodę Longbottom chociaż wątpię żeby chociaż to ci wyszło.
- nie bądź taki wredny Draco.  - skarciłam go i stanęłam za jego plecami. - za mało liści mandragory na taką ilość śliny nietoperza.
- wiem Księżniczko zauważyłem. - odpowiedział. - na razie czekam aż wyjdą szumowiny z sierści Pechowca.
- dorzuć liście teraz a nie będziesz miał roboty z szumowinami.
- dziękuję Ignis. - odpowiedział mi życzliwie. - ej Longbottom. jak tam gotowanie wody ?
- bardzo dobrze, dziękuję.   odpowiedział mu Gryffon.

- no Neville. - podałam mu przepis.  - jak czegoś nie będziesz pewien, albo nie będziesz wiedział to powiedz.
- no Ignis, o co zakład że zawoła cię za minutę ?  spytał prześmiewczo Draco.
- o rację. odparłam znad książki.

siedziałam na krześle, za biurkiem wuja z nogami na blacie.
pozwolił mi, co mam nie skorzystać ?

- em ... - zaczął nieśmiało Neville. - Ignis ...
- wygrałem. i to ze stoperem w ręku. minęło 45 sekund. odpowiedział Draco.
- o co chodzi ? spytałam nadal udając zagłębienie w lekturze.
- dodałem wszystko ale ...
- marnotractwo składników - pstryknęłam i osuszyłam każdy składnik.  wszystkie były idealnie wyporcjowane ale całe. - od nowa.  czytaj pierwszą linijkę przepisu.
- posiekać czyrakobulwy, wrzucić do moździerza, utrzeć na jednolity białawy proszek razem ze sproszkowanym rogiem jednorożca.
- więc zrób to.  a potem linijka po linijce brnij dalej.  za bardzo ci się spieszy Neville.
- Ignis gramy dalej ? spytał Draco znad wywaru.
- zwiększ odrobinę płomień. - spojrzał w ogień i lekko i powoli zwiększył jego siłę. - no widzę że trenujesz nawet bez mojego nadzoru.
- staram się ci dorównać Ignis. odparł Draco.
- w Ogniu nie masz na co liczyć. odparowałam.
- wiem. spokojnie nie gorączkuj się tak bo jeszcze coś zapalisz.  odgryzł mi się blondyn.
- umiem nad tym panować w przeciwieństwie do ciebie.  odpowiedziałam spokojnie znad książki.
już więcej nic nie mówił na mój temat.
jedyne co robił to dręczył Neville'a.
to z niego żartował, to wprowadzał go w błąd, potem wyśmiewał jego głupotę.

a ja nadal zagłębiałam się w książce.

zajęcia miały trwać godzinę.
no i po godzinie Gryffon błyskawicznie się zabrał.

- no ładnie skarbie. - blondyn zaczął zbliżać się do biurka. - chyba mu się odechce.
- to ty się tu spisałeś i pokazałeś swoją złośliwość.
- a ty zachowałaś zimno i to ignorowałaś. - Draco stał już przy mnie - pora to uczcić skarbie.
- nie teraz. - odgoniłam go. - Lochy trzeba posprzątać. a ja jutro mam trening do Czary.
- ech zapomniałem że musisz siedzieć w tym bagnie. westchnął zrezygnowany Draco.
- ale pokażę Krumowi i dam mu lekcję że Hogwartczyków się nie da pokonać. wiesz co jutro mamy ? - uśmiechałam się od ucha do ucha co było u mnie rzadkie. - lekcje walki.
Draco zaśmiał się. - no to moja Księżniczka będzie prężnie reprezentować Hogwart i da wycisk.
- wycisk to za mało powiedziane. wycisk dostaniecie ode mnie na treningu za kilka dni. - spojrzałam na jego koszulę. - wiesz doskonale co się będzie działo.
- wiem skarbie. pocałował mnie w policzek.
Draco wiedział że mu nie odpuszczę jutrzejszego treningu. 

posprzątaliśmy Lochy i poszliśmy do dormitorium. 
- podobno weszłaś do Gryffonów - zaczął rozmowę arystokrata - jak tam jest ? 
- głośno - przetkałam uszy. - Gruba Dama wpuściła mnie do nich bez niczego. 
- żadnej wymówki żadnego hasła nic ?! zdziwił się Draci. 
- nic sama jestem w szoku.  - odpowiedziałam mu. - ale widać ... zasępiłam się.
- co widać ?
- możliwe że Harry ma odrobinę racji. ich portret wpuszcza bez hasła nielicznych.
- przestań pleść bzdury Igni ! - ofuknął mnie Draco. - jesteś dziedziczką SLytherinu. jak miałabyś być w Gryffindorze ?
- pamiętasz ten miecz ?
- to był ten od Cirispina. odpowiedział mi blondyn.
- nie ten. - zbyłam. - nie widziałeś nic innego ?
- nie.  zmarszczył brwi Draco.
- a ja chyba widziałam.  rubin.
- rubiny są czerwone. - potwierdził. - no i co ?
- mam wrażenie że ta Czara będzie inna niż poprzednie. - odpowiedziałam. - pamiętasz Puchar z drugiego roku ?
- pół zielone, pół czerwone.
- którą część trzymałam ?
- czerwoną.  ale to było jako współpraca domów.
- dziadek Salazar pewnie się w grobie przewraca.  - stwierdziłam smutna. - oni najpierw się przyjaźnili.
- kto ?  Draco nic nie rozumiał
- Salazar i Godryk. na początku byli serdecznymi przyjaciółmi. ale poróżniła ich kwestia czystości krwi. Godryk chciał tu widzieć nie tylko czystą krew. mój dziadek nie.  i z tego konfliktu do dzisiaj są spory między Gryffindorem a SLyhterinem.  Moody mówił "o powrocie do korzeni".  nie tylko może chodzić o bestie z Lasu.  może mieć na myśli to że Slyhterin i Gryffindor stają ramię w ramię w jednej sprawie.
- doszukujesz się dziury w całym Ignis.
- zobacz na całą historię Draco. - ciągnęłam spokojna. - pierwszy rok. wygraliśmy ale ledwo, ledwo.  rok drugi remis. Puchar podzielony na dwa przeciwne kolory wstęgi, każde z nas trzymało kolor przeciwny swojemu domowi.  teraz Czara. i "powrót do korzeni" jak to określił Moody.  dla mnie wszystko się tu układa.
- dobra. załóżmy że będzie jak mówisz na Czarze. - ustąpił Draco. - co wtedy Księżniczko ?
- to mój brat. nic mu nie zrobię.   zabijać ludzi raczej nie zamierzam.  idę o zakład że innych wybiją bestie w trakcie zadań.  zostanę ja i Harry.
- i co ? kolejny remis domów ? kolejny podzielony Puchar ?  drwił Draci.
- nie mówię nic o Pucharze Domów. Czara na pewno zakończy się tym że przeżyję ja i Harry. i wygramy.
- Igni rozumiem że to twój brat ale bądź co bądź nie wiesz czy nie pęknie podczas Czary i nie zacznie z maniakalną pasją zabijać.
- znam go Draco. - roześmiałam się. - jeżeli mówisz coś o rzezi pewniejszą opcją będę ja. owszem dostałam krew od Rady ale na czas Czary raczej mi nie przyślą ani kropelki. będę głodna. a nie ma wśród uczestników czystej krwi. - teraz na twarzy Dracona pojawił się lekko złośliwy uśmieszek. - nie ciesz się Książę.
- czemu niby ?  mam czystą krew skarbie.
- prosisz się o baty na treningu. odpowiedziałam rozbawiona.
- musisz je rozdzielić sprawiedliwie. a ja nie mam zamiaru niczego spartolić.  odparł złośliwie.
- zobaczymy, zobaczymy. - odgryzłam się. - no ty nie półwampir. już spać. dobranoc. pocałowałam go w policzek.
- dobranoc. odpowiedział ale zabrał mnie na górę.
dopóki nie postawił mnie przed drzwiami do dormitorium chłopaków nic nie zrobił.
dopiero wtedy mnie pocałował w policzek na dobranoc i zniknął w ciemności.

usiadłam na swoim łóżku i po raz pierwszy od kilku miesięcy zachciało mi się iść i zrobić obchód Lasu.
pomijam fakt że na szafce nocnej leżała kartka od McGonnagall.

" Ignis. 
przepraszam za późną porę ale prof. Moody chciałby żebyś zorganizowała reszcie uczestników Czary tor przeszkód w Lesie. 
potem przeprowadzi on zajęcia z walki. "

aha.
no to siup w Las.
super.
i tak chciałam iść na obchód.
a tak mam dodatkowe zajęcie.

ubrałam pelerynę i przeszłam do granicy z Zakazanym Lasem.
wzięłam oddech i przekroczyłam linię.

pora im zorganizować tyle harówki żebym nie musiała nic robić przez cały dzień.
pierwszy jest tor przeszkód.

a Slytherin ma wtedy trening quidditcha.
a ja chcę jeszcze podenerwować Draco.
i muszę im wymyślić tyle żeby wieki im to zajęło.

dla każdego inny tor ?
bingo.
zero komunikacji.
zero współpracy,
każdy ciuła sam.

i tym sposobem oddzieliłam sześć ścieżek.
każdą nafaszerowałam przeszkodami, trudnościami,  i błotem żeby zabrać im jak najwięcej czasu.
oczywiście najwięcej bagna dostał po równo : Cedrik, Krum i Harry.
ktoś się zdziwi czemu gnębię brata ?
bo on ma po tym torze Eliksiry, a trzeba przejść obok szatni Ślizgonów.
dlatego przykro mi Harry.
ale Draco prosi się o wycisk.

dumna z siebie zostawiłam to wszystko pod zaklęciami ochronnymi i powiadomiłam Moody'iego o gotowości torów i o tym że trzeba jedynie zdjąć proste zaklęcia ochronne.
dla niego były proste,  dla ucznia czy bestii nie do przebycia.

wróciłam do zamku około godziny 3 nad ranem.
położyłam się na te pięć godzin.

obudziłam się jako pierwsza godzinę przed pobudką.  czyli summa summarum spałam 4 godziny.

weszłam na dół i zabrałam się za pobudkę naszej drużyny.
ale, ale ...
Krum śpi.
czemu by go nie obudzić wiadrem wody ?

tak wiem.  okropność wyrwać kogoś tak brutalnie ze snu.
ale cóż ...
odwdzięczenie się za każdy drobny flirt i doprowadzanie Dracona do białej gorączki.

dostał wiaderko wody.
przyspieszony oddech i wzrok szukający winnego.
zobaczył mnie nad swoim łóżkiem z miną niewiniątka.
- Igniis - spojrzał na mnie zły. - co to miała być za pioruńska pobudka !?
- czemu do razu na mnie ? - spytałam urażona. - to nie ja.
- nie ty to kto ? - warknął. - UFO ?
- możliwe. - odpowiedziałam zachowując spokój. - idź spać Wiktor.
- jak do cholery skoro mam przemoczoną pościel ?
- podobno w chłodzie lepiej się śpi.  - mój uśmiech spowodował że się położył. - dobranoc.
- a gdzie ty się wybierasz ? - złapał mnie za ramię - zostajesz.
- nie mogę. jestem kapitanem drużyny, a mamy dzisiaj trening.
- jak z niego wrócisz mamy trening do Czary.
- ja nie idę.
- z jakiej racji ?
- bo układałam wam dzisiaj w nocy tor przeszkód. co to za zabawa jak wygram ?
- a co z walką ?
- czysto teoretycznie mogłabym was wszystkich zabić tam na miejscu.  nie polecam dawania mi broni.
- jak wrócisz z odpoczywania w trakcie naszej charówki mam cię tu - wskazał na swój przemoczony materac. - widzieć.
- niczego nie obiecuję.

przeszłam budzić drużynę.
ich wyrwałam ze snu znacznie łagodniej.
- na dół i się ogarniać. - zleciłam każdemu obudzonemu.  na ostatnią chwilę chciałam mieć Draco.  pochyliłam się przy słodko śpiącym blondynie. - wstawaj Draco. trening czeka. - nic.  śpimy dalej ? no to masz. - Drraacoo ... - pogładziłam go po policzku.  otworzył oczy. - no. łądnie to tak nie reagować na pobudkę ?
- na taką zawsze zareaguję. - odpowiedział mi cicho i mnie pocałował. - dzień dobry Igni.
- dzień dobry Draci. - odparłam. - a teraz już po szaty do gry. trening czeka.
- idę skarbie.  zapewnił mnie cicho i wyszłam.

minutę potem siedzieliśmy wszyscy na Sali i jedliśmy śniadanie.

potem już wyszliśmy na trening.

dostali porządny wycisk.
kiedy już ludzie wychodzili z szatni został tam tylko sam Draco.
pozbywał się szat do gry.
perlił się na nim pot, otarł czoło ozdobione jego kroplami.
wyglądał genialnie.
i był tylko on w tej szatni.  mogłam mu się przyglądać.
miałam wielki apetyt, musiałam się gryźć po języku.
Draacii ...
- a ty gdzie - zatrzymałam go.  - na podłogę i pompuj.
- ile ? sptał.
- dwadzieścia. ja ci liczę.
Draci ułożył się na kaflach.
wyglądał apetycznie. przeapetycznie.

spojrzał na mnie i próbował.
- jeden, 1,  - robił dwie pompki. - jeden. - Draco posłusznie robił pompki.  nie mogłam nie pochłaniać tego widoku.  te ramiona które trenował, to skupienie ...  - dwa, dwa, dwa. - usiadłam na ławce i przyglądałam mu się. widział że bardzo mu się przyglądam. - trzy, trzy, trzy ... -  zagryzłam usta. - liczysz sobie sam.
- cztery, cztery, cztery - pompował jeszcze silniej. - pięć, pięć, pięć ...
- och wyglądasz genialnie.  - skomplementowałam go. - i tak ...
- 6, 6, 6 ... - podeszłam do niego. - o co chodzi skarbie ?
- nie mogę na ciebie nie patrzeć. - spojrzałam mu w oczy. kucnęłam przed nim. - ale, ale.  brzuszki. musisz sobie przerzeźbić brzusio.
- dobrze. - przeniósł się. - tak samo liczyć ?
- 1, 1, 1, 1 ... - ja mu wyliczyłam.  blond włosy rozsypały się na jego czole. trenował z zaparciem. - dwa, dwa, dwa, dwa ... - siedziałam przed nim. chociaż przy takim widoku mi samej zachciało się ćwiczyć. - liczysz sam.
- trzy, trzy, trzy, trzy - popatrzył mi w oczy. poszłam pod ścianę. - do ilu ?
- do 5.
- cztery, cztery, cztery, cztery ..  - cisnął dalej. - i pięć.
 zerwał się i podszedł do mnie.
- a teraz coś dla mojej Księżniczki która mnie trenuje. - uśmiechnął się złośliwie. zaczął pompować tuż przed moją twarzą.  kiedy się do mnie zbliżał całował mnie delikatnie. - też mam liczyć pani trener ?
- liczę ci sama. - złapałam lekko jego górną wargę.  perlił się na niej delikatny pot. postanowiłam go posmakować.   tak jak dla kogoś było to dziwne czy obrzydliwe,  tak dla mnie jako półwampira było to apetyczne zagranie. dla moich kubek smakowych jego usta były bardzo ale to bardzo kuszącym kąskiem. - co to za pocałunek skarbie ?
- mój sposób na sprawdzenie jak mocno trenowałeś. - uśmiechnęłam się lekko. - pompuj dalej.
- wedle życzenia. - znowu się oparł o mnie mokrym do potu czołem i dotknął moich warg. słodki śnie ... po treningu smakował lepiej niż normalnie. - jeden,  - spojrzał mi w oczy. - ale może daj mi usta na dłużej ?
- chodź i je weź. - skusiłam. zrobił to.  skradł mi długi pocałunek. objął mie ramionami i zamknął mnie w swoim uścisku.  ale niestety miałam jeszcze trening walki.  - chyba będę dawać ci wycisk coraz częściej.
- możesz trenować mnie prywatnie. zasugerował mi zadowolony Draco.
- chciałabym zostać w twoim uścisku jeszcze trochę, masz takie cieplutkie ramiona. - rozmarzyłam się ale musiałam wrócić do wiosennej rzeczywistości. - ale niestety. - pocałowałam go w policzek. - idź pod prysznic Książę.  ja idę na swój trening.  wyszłam spod jego ramion tak że nadal stał ak samo.
widziałam ten grymas zawodu który wstąpił na jego twarz na ułamek sekundy.
- pokaż im jak się walczy Księżniczko.  odpowiedział mi kiedy już odszedł od ściany.
miałam już wychodzić,  już miałam dłoń na klamce.
- nie. - odwróciłam się na pięcie. - wolę zostać tutaj. - Draco zdębiał. wróciłam sama pod jego ramiona. - trening walki mam za sobą.  tylko zrobiłabym im tam krzywdę.
- czyli ... - na jego twarzy pojawił się ten dobrze znany mi wyraz łobuza. - zostajesz w szatni. ze mną, wagarujesz z treningu ?
-  aha. - pocałowałam go w policzek. - jestem zła i wagaruję.
- moja buntowniczka. - Draci teraz się już uśmiechał w pełni. - czym sobie zasłużyłem ?
- tym - pocałowałam go.   znowu zamknął mnie w swoich ramionach.  i to jest moja bajka.  - proszę.
- chodź tu. - przyciągnął mnie do siebie baardzo, baaardzoo blisko. - cieszę się że poszłaś po rozum do głowy.
- ja też się cieszę. - odpowiedziałam. - może nagrodzisz mnie jeszcze raz, co ?
- o nie. - odparł. - na trening.
- no ... no ale ...
- cieszę się ze obudziłem w tobie bunt. ale masz obowiązek być na treningu.
- no ale ... - odsunął mnie. - no Draco.
- obowiązek kotku. -  odpowiedział chłodno Draci. - leć bo się spóźnisz. a mogą coś podejrzewać.
no to jest już chamstwo.
- no wiesz co nie wiem co ci odpowiedzieć. - żachnęłam się. - to było wredne.
- ale takiego chyba mnie kochasz.  uśmiechnął się i rozłożył ramiona.
- oj kocham. - pocałowałam go w policzek. - dobra. idę. ale jak komuś się coś stanie będzie na ciebie.
- dobrze skarbie. odgryzł się.
- Draco. - spojrzałam na niego. - życz im powodzenia.
uśmiechnął się złośliwie i zaczął się ubierać.

wyszłam z szatni z w miarę czystym sumieniem, zostawiłam Dracona w bardzo dobrej formie, także tej pocałunkowej.
dotknęłam ust.
słodki był.

weszłam pod Zakazany Las.
Krum mocował się z Cedrikiem.
Fleur ze swoją koleżanką walczyły o trofeum strzeleckie w łucznictwie.
Harry miotał zaklęcia.
nic mnie nie ominęło.

Moody spojrzał na mnie wzrokiem typu "po co tu jesteś ? ty im zrobisz krzywdę. wracaj do zamku"

no i tak ostatnie szlify na treningu poszły w Las.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz