od tej naszej sprzeczki minęło kilka dni.
wokół Hogwartu piętrzył się biały puch przykrywając wszystko.
nawet Bijąca Wierzba przez kilka godzin dziennie była pokryta śniegiem.
Draco spojrzał na mnie któregoś ranka.
od kilku dni stała u nas choinka w pokoju wspólnym ubrana w zielone i srebrne ozdoby.
nie zauważyłam kiedy do mnie podszedł i dał mi całusa w policzek.
- z jakiej to okazji, co ? - spytałam. blondyn wskazał mi jemiołę. cmoknęłam go w policzek. - wesołych Świąt Draco.
- wesołych Świąt Księżniczko. odpowiedział mi i mnie pocałował.
krótko staliśmy pod jemiołą.
- ekhem. - odchrząknął Krum wychładzając nasz nastrój do pocałunku. - Ignis.
- nie licz na to. odpowiedziałam Wiktorowi.
Draci mnie zaborczo objął. - moja Krum. spadaj.
- mrru - wtuliłam się pod opiekuńcze ramię blondyna. - twoja Draci. - pocałowałam go w policzek. - a teraz bądź tak dobry i nie wzmagaj mojego apetytu przed śniadaniem.
- dobrze Księżniczko. - Draco się odsunął. - spójrz pod choinkę.
zabrałam się za prezenty.
jeden od ojca.
kolejny piękny sztylet.
od matki (?!)
oprócz listu było pudełko z karteczką " mam nadzieję że Ci się spodoba "
wokół Hogwartu piętrzył się biały puch przykrywając wszystko.
nawet Bijąca Wierzba przez kilka godzin dziennie była pokryta śniegiem.
Draco spojrzał na mnie któregoś ranka.
od kilku dni stała u nas choinka w pokoju wspólnym ubrana w zielone i srebrne ozdoby.
nie zauważyłam kiedy do mnie podszedł i dał mi całusa w policzek.
- z jakiej to okazji, co ? - spytałam. blondyn wskazał mi jemiołę. cmoknęłam go w policzek. - wesołych Świąt Draco.
- wesołych Świąt Księżniczko. odpowiedział mi i mnie pocałował.
krótko staliśmy pod jemiołą.
- ekhem. - odchrząknął Krum wychładzając nasz nastrój do pocałunku. - Ignis.
- nie licz na to. odpowiedziałam Wiktorowi.
Draci mnie zaborczo objął. - moja Krum. spadaj.
- mrru - wtuliłam się pod opiekuńcze ramię blondyna. - twoja Draci. - pocałowałam go w policzek. - a teraz bądź tak dobry i nie wzmagaj mojego apetytu przed śniadaniem.
- dobrze Księżniczko. - Draco się odsunął. - spójrz pod choinkę.
zabrałam się za prezenty.
jeden od ojca.
kolejny piękny sztylet.
od matki (?!)
dołączyła list.
" Ignis !
Kochana Córeczko,
mam nadzieję że kiedyś się spotkamy,
Twój Tata napisał do mnie jak tylko cię znalazł.
Twój Tata napisał do mnie jak tylko cię znalazł.
Chciał mnie znaleźć i mnie znalazł, poprosił bym przekazała Ci że w przyszłe wakacje się spotkamy.
Mam nadzieję że cieszysz się nie mniej niż ja.
Kocham Cię
Mama. "
oprócz listu było pudełko z karteczką " mam nadzieję że Ci się spodoba "
w przesyłce była piękna suknia w kolorze szmaragdu.
nie chciałam jej pokazać Draconowi.
niech ma niespodziankę na Bal Bożonarodzeniowy.
wzięłam do ręki drobniejszy, acz ładniejszy pakunek.
ktoś się postarał o opakowanie.
pachniało dobrze znaną mi miętą.
Laurilel robi mi prezent na Święta.
nie chciałam jej pokazać Draconowi.
niech ma niespodziankę na Bal Bożonarodzeniowy.
wzięłam do ręki drobniejszy, acz ładniejszy pakunek.
ktoś się postarał o opakowanie.
pachniało dobrze znaną mi miętą.
Laurilel robi mi prezent na Święta.
a ja elfowi nie mogłam się odpłacić.
Laurilel wysłał mi łańcuszek z krukiem, tak realistyczny że myślałam że odleci.
została jedna paczuszka, mała złota pachnąca.
Draco.
przytuliłam Ślizgona. - dziękuję Książę.
- nawet nie wiesz co to Igni. - odpowiedział zbity z tropu. - otwórz. potem dziękuj.
odetchnęłam i delikatnie pozbyłam się opakowania.
a tam, nos mnie nie zwiódł, perfumy.
kij z tym że cholernie drogie.
nie ważne że samo szkło w którym był zamknięty zapach było warte fortunę.
zatkało mnie.
jedyną rzeczą jaką zrobiłam było odstawienie perfum do pudełka i delikatne położenie go na stół.
potem już mniej delikatnie rzuciłam się na szyję Draco i pocałowałam blondyna.
Draco odsunął się ode mnie. - teraz wiem że ci się podobają. zażartował.
- powiedz mi ty cholerny arystokrato - zaczęłąm się przekomarzać kiedy już odzyskałam odrobinę rozumu. - ile cię to kosztowało.
- nieważne. - przyciągnął mnie do siebie i nachylił się nad moim uchem. - niedługo Bal. pocałunek z niego i powiedzenie Potterowi o nas będzie dla mnie największą zapłatą. - szepnął Draci. - a teraz ich użyj.
- o nie. na Bal. są zbyt drogie żebym używała ich na co dzień.
ha, a on co ?
Draco sam wziął perfumy i lekko mnie nimi spryskał. po tym zachował się bardziej jak wampir niż człowiek bo wziął głęboki oddech tuż przy mojej szyi.
- świetnie. - rzucił z uśmiechem. - zapraszam na śniadanie. otworzył mi drzwi dormitorium.
ale za mnie wepchnął się Krum który na korytarzu mnie wyminął.
to tak jakby się spryskać Amortencją. pomyślałam.
wuj pokazywał mi fiolkę, kontrolowanie dał mi ją powąchać i opowiedział o jej działaniu.
jednak ważyć mnie jej nie nauczył.
chyba twierdził że to "za duże ryzyko"
każdy chłopak koło którego przechodziłam odwracał głowę i słyszałam oddech tak długi jak bierze dementor przed wyssaniem duszy.
Draco musiał mocno trzymać nerwy na wodzy.
a ja chciałam z nim się podroczyć.
chłopaki z drużyny usuwali się z drogi.
a na mój uśmiech Draci był coraz bliżej zabrania mnie z obiadu na korytarz.
jak zostawił w mojej głowie dziurę i obawę że pójdzie do Harry'ego to teraz się podenerwuje.
lubiłam widzieć tą samolubność w stosunku do mnie w jego błękitnym oku.
chyba teraz zdał sobie sprawę z tego że jak użyję perfum na Bal Bożonarodzeniowy to kolejka adoratorów powstanie dość szybko.
uśmiechnęłam się do Dracona życzliwie. - co jest Draco ? czemu siedzisz jak na szpilkach ?
^ już ty wiesz. ^ odparł myślą.
przeszłam na korytarz.
a Draco tuż za mną.
spojrzał na mnie na tym samym zaciemnionym korytarzu.
gdyby on wiedział jak się prezentuje w półmroku.
Ślizgon bez wypowiedzenia do mnie słówka mnie pocałował.
chciał wybić m z głowy denerwowanie go.
- co to za gierki skarbie ? spytał ostrzejszym niż zwykle tonem.
- doskonale wiesz. - odpowiedziałam mu. - jeżeli mam wrażenie że w każdej chwili może wpaść ci w oko ktoś inny, pa licho dziewczynę zresztą, to ... - nie znosiłam powol jego wzroku który z oskarżającego teraz w ekspresowym tempie się dziwił i uspokajał. - to chcę widzieć że ci na mnie zależy.
- Ignis. - Draco mnie przytulił, byłam bliska kolejnego wylewania łez. - nikt. rozumiesz n i k t oprócz ciebie się dla mnie nie liczy. kocham ciebie, nie Pottera. - nazwisko wypluł z pogardą. - nie mogę sobie wybaczyć tego że nie zauważyłem zmiany składników. - patrzył na mnie poważny. - przysiągłem ci coś. - pogładził mnie po policzku. - a tobie nie umiem nie dotrzymać słowa.
- Draco ... - spojrzałam na niego ze łzami. - pocałuj mnie.
nachylił się te kilka centymetrów i złączył nasze wargi.
że się w niego wtuliłam to mało powiedziane. trzymałam między palcami jego koszulę i marynarkę.
- czy o kogoś innego byłbym tak samo zazdrosny ? spytał cicho arystokrata.
- nie. - uśmiechnęłam się i go przytuliłam. - kocham cię sarkasto i złośliwcu.
- a ja kocham ciebie wredoto i mścicielko. odpowiedział mi Draci.
- niedługo koniec obiadu.
- idź. - wypuścił mnie z ramion. - dogonię cię.
przeszłam do dormitorium szybkim krokiem.
po drodze niestety wpadłam na brata.
- auć. - zaczęłam rozcierając czoło. - co dobrego Harry ?
- musimy pogadać. - zabrał mnie na Trzecie Piętro. - słuchaj chcę cię ostrzec.
- przed czym ? spytałam zaskoczona.
- przed Malfoy'em. - oho zaczyna się wykład. - posłuchaj pamiętasz Mistrzostwa ? jak sobie spokojnie stał kiedy Śmierciożercy rozwalali wszystko i zabijali każdego ?
- mogę coś powiedzieć Harry ? - wtrąciłam się. brat skinął głową. - sprawdzałam. więzili samych czarodziei i czarownice z rodzin mugolskich. Voldemort dwa lata temu sam przyznał się że nie znosi mugolaków. zasianie takiego poglądu to dla niego pestka. urządzić masakrę też nie było mu trudno bo sam wiesz że Hagrid mówił że bierze ich na strach.
- skąd mieliby wiedzieć kto ma czystą krew, kto nie idąc twoim tropem ? dobijał.
- czułam tam smród wilkołaka. mógł robić rekonesans i mówić gdzie znajdą mugolaków a gdzie czystą krew.
- a skąd by wiedział kto jest po czyjej stronie ? zresztą mogło wilkołaka nie być a trop wilka zmieszał się z ludźmi Voldemorta.
- dobra. do czego pijesz Harry ? spytałąm otwarcie.
- to że Malfoy sam powiedział wtedy "nie powiedziałbym ci Potter". - Harry. nie pozwolę na rozgryzienie zagadki i dekonspirację Lucjusza. - to znaczy że ojczulek Malfoy'a może być a raczej na pewno jest Śmierciożercą.
zaśmiałam się. - po pierwsze : jakby był to zamiast zapraszać do namiotu wypraszałby mnie z niego żeby Voldemort miał mnie w garści i mógł spokojnie sprzątnąć. po drugie : zabijając kilku szmalcowników po drodze ogarnęłam że to paskudztwo które było na niebie w czasie Mistrzostw, oni noszą na lewej ręce. a Malfoy nie nosi rękawów aż na nadgarstki tylko ma je nad łokcami. byłoby widać Mroczny Znak. po trzecie : pieczęcie na zniknięcie czegokolwiek są cholernie żmudne w wykonaniu to raz, a dwa nawet ja ich nie znam. a nie czułam żadnego Maga Kręgu Natury wśród Śmierciożerców, więc nikt by ich nie założył.
- ale ... - Harry zrozumiał że moje argumenty są nie do przebicia. - ale tak czy siak masz sprawdzić czy Malfoy albo jego ojciec nie jest Śmierciożercą. bo wiem że Snape jest. - brat kolejny raz się ekscytował czymś złym na mojego wuja. - widziałem jak Kharakov pokazuje mu Znak i mówi " oboje mamy wspólny cel Severusie". chcą nasz sprzątnąć. nie dadzą rady w szkole to podczas Czary. a Moody nas ostrzegał. "nie ufajcie nikomu". dlatego nie możesz wierzyć Snape'owi.
ha gdybyś ty wiedział ...
- posłuchaj Harry. - spojrzałam bratu w oczy. - skoro zabierali mugolaki podczas Mistrzostw musieli ich prowadzić przed Voldemorta, prawda ? - Harry pokiwał głową na znak że rozumie. - co oznaczałoby przeniesienie się Śmierciożerców. a w ich kryjówce masową egzekucję. z tego można wnioskować że Voldemort to sadysta. - brat znowu kiwnął głową. - można z tego wyciągnąć że chciałby oglądać swoje sługi we krwi ofiar. prawda ? - ponownie niemo potwierdził. - więc na ubraniach czy skórze zostałby zapach krwi. - Harry chyba łapał do czego chcę dojść. - kilka tygodni temu prawie bym rozszarpała jakiegoś pierwszoroczniaka z powodu zapachu krwi. przypominam że Snape się wtedy rzucił i podał m krew. - brat zmarszczył brwi. - jeżeli śmierdziałby krwią zabitych mugolaków nie byłoby go tutaj, a to znaczy że by mnie wywalono. to byłoby na rękę Voldemortowi bo on mógłby mnie sprzątnąć. a to znaczy że straciłby, zakładając poprawność twojej teorii, sługę. a czy ty mając armię zastraszonych ludzi którzy zrobią wszystko co im każesz chciałbyś stracić kogoś kto zrobi ci każdy rodzaj trucizny w góra dzień ? bo mi się wydaje że jest to nieopłacalne. - ciągnęłam. - dobra. - uniosłam dłonie przerywając obecny tok słów. - załóżmy że Snape zginął rozszarpany i pozbawiony krwi a mnie wywalili. masz władzę nad ludźmi. ale chcesz zabić Mistrza Absolutnego wszystkich Żywiołów. ktoś ze sług się odważy ? no nie sądzę, karą jest przykładan egzekucja, wychodzi na to że zostajesz sam. czy masz w swoich szeregach Maga równego stopniem ? nie. stanąłbyś w pojedynkę do takiego pojedynku który byś przegrał ? bo ja nie jakbym wiedziała że zginę.
- dobra Ignis masz rację. - przerwał m Harry. - masz stuprocentową rację. jednak zawsze mogą chcieć go wcielić.
- błagam cię Harry. Malfoy to tchórz. poza tym dziecko. masz wielką armię. na co ci tchórzliwy bachor ? bo dla mnie takie posunięcie świadczyłoby o upadku armii i wywiadu który masz. chciałbyś stracić w oczach osób które zastraszasz ? bo też mi się wydaje że nie. a wcielając do Śmierciożerców Malfoy'a na pewno miałbyś to jak w banku.
- dobra, dobra starczy. rozumiem. - odpowiedział Harry. - masz rację. a teraz mam pytanie : z kim idziesz na Bal ?
- sam wiesz że mamy przydzielone. ja mam Malfoy'a. - wzdrygnęłam się. - nie chcę ale muszę.
- powiedz to McGonnagall.
- wykluczone panie Potter. - za jego plecami pojawiła się animagiczka. - zasady to zasady. a no i wesołych Świąt Ignis.
- wzajemnie pani profesor. odpowiedziałam McGonnagall.
kobieta zmieniła się w kota i zniknęła.
przeszłam do dormitorum Ślizgonów.
do Świąt jeszcze trochę czasu,
do Balu Bożonarodzeniowego tym bardziej.
Dracon zrzucił z miejsca obok siebie Pansy która dopiero co siadała.
- dziękuję kochanie. - pocałowałam Draco w policzek. - on jest mój Pansy. - Draci na potwierdzenie mnie objął i wtulił w swój bok. - prawda Draco ?
- prawda. moja. - oddał mi gest. - jestem zajęty Pansy. na Bal mam już panterkę. arystokrata specjalnie się przejęzyczył.
- mrr nie mam cętek Draci. - postrofowałam go za zmianę kilku literek. - ale dziękuję.
- nie ma za co. Ślizgon pocałował mnie w szyję.
- twój słodziutki uśmiech to dla mnie sporo. - arystokrata posłał mi swój uroczy uśmieszek. - a teraz pozwól swojej Księżniczce pocałować się w szyję.
Dracon pogładził się po szyi w miejscu ostatniego pocałunku.
- no chodź panterko. tylko mnie nie pogryź.
pocałowałam dawno wybrane miejsce.
- proszę bardzo Draci.
- nadal czuję perfumy. - uśmiechnął się. - chodź tu. - zaczęłąm się śmiać i zapierać ale mnie przyciągnął i pocałował miejsce na szyi które spryskał zapachem. - słodko.
- Draco ... - spojrzałam na niego starając się przybrać obojętny wyraz twarzy. ale nie umiałam. - złośliwiec.
- mścicielka. - odparł perfidnie. - możemy tak grać w nieskończoność skarbie.
- zdziwiłbyś się sarkasto.
- och czyżby ? - pomachał mi przed oczami jakimś papierem. zdjęcie. skąd on je wytrzasnął ?! - pozwoliłem sobie przeglądnąć twój kufer.
- wredota. - chcesz się tak bawić słonko ? no to masz. - nie chciałam tego mówić. - pokazałam mu wspomnienie kiedy wdarłam się dwa lata temu do pokoju chłopaków. - oboje wiemy czego szukałam.
- czyli nie chodziło ci o słodycze skarbie. - przyciągnął mnie do siebie. - ale ... - pogładził mnie po ramieniu. - chyba nie chcemy wyrzucać sobie brudów przy Ślizgonach.
- mówisz masz. - pstryknęłam palcami i byliśmy w Komnacie. - dostęp tu ma tylko dziedzic i osoby przez niego upoważnione. - wskazałam na sofę w jednej z komnat ukrytych w ścianach. - no co masz mi jeszcze do powiedzenia skarbie ?
chyba rozważał swoje słowa. pokiwał na mnie palcem. zbliżyłam się. - twój własny braciszek się do ciebie ślini.
zatkało mnie.
- żartujesz, oczywiście. - spojrzałam mu w oczy. jednak jego wzrok zostawał poważny. - wiesz co Draco też muszę ci coś powiedzieć. - postanowiłam go poinformować. - on zaczyna podejrzewać.
- przecież nie obejmujemy się przy Gryffonach. zdzwił sę Ślizgon.
- nie w tym rzecz skarbie. - odpowiedziałam. trudno. kawa na ławę. - on podejrzewa że ty nosisz to - pokazałam mu Znak. - na sobie. zaczął mieszać w to twojego ojca, Snape'a, Kharakova. układa to ale jakoś neguję jego podejrzenia.
- twój ojciec wie ? spytał przejęty sprawą konspiracji Dracon.
- napiszę mu o ... urwałam.
ból głowy.
skronie bolały mnie jakby ktoś trzymał mi je w zacieśniającym się imadle.
" zebranie jest dwa tygodnie po Balu córuś. wprowadź Dracona w sprawy tajności. o podejrzeniach wiem. Severus do mnie napisał zaraz po tym jak Potter zauważył Znak na ręku Kharakova. musisz usunąć mu wspomnienie." ojciec przekazał mi myśl.
w głównym pomieszczeniu Komnaty coś zaszeleściło jakby ktoś przewracał suchymi kośćmi.
coś rozcięło moje ramię i popłynęła z niego struga krwi.
pod stopami pojawiła się woda do której krew się wdzierała.
potem już walczyłam żeby nie krzyczeć.
woda jakby paliła moje mięśnie kiedy przez nadgarstek wdzierała się do otwartej rany.
potem przyleciały kości.
cały szkielet.
bazyliszek.
szkielet wszedł w moją rękę raniąc i dziurawiąc mięśnie i zastępując ich miejsce.
potem już tylko drżała mi lewa dłoń.
spojrzałam na podłogę.
walały się tam strzępki czarnych, jakby spalonych czy osmolonych, mięśni.
Draco patrzył na mnie okrągłymi z przerażenia i zaskoczenia oczami.
kompletnie nie wiedział co się dzieje.
spojrzałam na ramię.
prawie tak samo wyglądało.
nie licząc podobizny węża, czy smoka który oplatał m całą rękę aż do obojczyka.
bazyliszek.
- Ignis ... - Draco błyskawicznie złapał mnie w tali. nawet nie zauważyłam kiedy osuwałam się z sofy. - Igni. - spojrzał mi w oczy. - co to było Księżniczko ?
- bazyliszek. - wzrok miałąm lekko nieprzytomny. - najsilniejszy pancerz. kości. niepalna i nie do przebicia. - wyciągnęłam lewy nadgarstek. - skóra. pupil dziedzica Slytherinu. teraz ożywa na nowo.
- fajny prezent na Święta nie ma co. - mruknął Draci. zaśmiałam się słąbo. - nie jest z tobą aż tak źle skoro się śmiejesz.
- zawołaj Snape'a. wyjście znajdziesz bez problemu. - Draco nie chciał wstać nie mając pewności czy mu tu nie zemdleję. - potrzebuję krwi skarbie. idź póki jeszcze się trzymam.
- dobrze Igni. pocałował mnie w czoło i wybiegł.
opadłam do leżenia na kanapie.
ramię bolało mnie gorzej niż po wszystkich kontuzjach naraz.
odnalazłam notes.
skórzany, podpisany imieniem ojca.
" to na Czarę córciu. żebyś byłą jeszcze bardziej niepokonana. wiem że boli. ja, nie masz prawa nikomu tego wyjawić, zemdlałem na kilka dni kiedy mnie to spotkało."
" skoro to jest Twój dziennik to ... czym był ten zniszczony ? "
" opowiem ci to w swoim czasie córciu. na zebraniu. teraz musisz odpocząć. mam dla ciebie specjalną misję i tylko tyle na razie mogę ci powiedzieć. jeszcze jedno, nikt, naprawdę NIKT nie może dowiedzieć się o notesie. "
i kontakt się urwał.
schowałam dziennik pod plecy.
lewe ramię zwisało poza kanapę a ja zamknęłam oczy.
obudziłam się w Skrzydle Szpitalnym a przy mnie był Snape, McGonnagall, Harry, Ron, Hermiona i Krum.
- co się stało ? spytałam.
lewe ramię odzyskało pełnię władzy.
ani śladu wizerunku bazyliszka.
spojrzałam pytająco na wuja.
pokiwał głową twierdząco.
założył zaklęcia ochronne.
- Dracon Malfoy cię znalazł na korytarzu. nieprzytomną i z tymi szramami na rękach. obok ciebie było coś drobnego i futrzanego, prawdopodobnie bestia z Lasu.
^ dobra historyjka skarbie. naprawdę świetna. ^ posłąłąm myśl Draciemu. spisał się.
- no tak. coś na mnie wyskoczyło z okna. - przypomniałam sobie. - zasłoniłam się jedną ręką a drugą znalazłam coś do zabicia tego czegoś.
- należą ci się gratulacje. rzadko kiedy bestie wkraczają do szkoły. a jeżeli to robią atakują wszystko co stanie im na drodze. chociaż z drugiej strony ... zaczęła rozważania animagiczka.
- podpisywałam pakty i granice jak tylko zastąpiłam Cirispina pani profesor. musiało to byś stworzenie niechętne na ugody.
- racja. dopełniasz swoich obowiązków.
- Ignis. - Snape przebił się przez McGonnagall. - wypij. - podał mi wywary. wypiłam wszystko. - masz bardzo silny organizm jednak należy go wzmocnić. szczególnie przed Czarą.
to samo mówił mi ojciec. uśmiechnęłam się do siebie w myślach.
wuj po podania mi tego co trzeba ulotnił się.
po nim wyszła McGonnagall.
jupi. witamy uczniów.
- Ignis. - Harry, Ron i Hermiona mnie jednocześnie przytulili. - dobrze że po wszystkim.
- ile ja tu leżę ? spytałam.
- dwa dni. - ojca też tak powaliło. - martwiliśmy się. zaczęła paplać Hermiona.
- dobra ludzie. - skończyłam przemowę Gryffonki. - dajcie mi 5 minut oddechu. nie chcę przemówień, opowiastek ani żadnej szopki. - uspokoili się jak rażeni piorunem. - wystarczy m zwykłe " dobrze że się obudziłaś " i nic więcej.
- zapomniałem że uważasz taki sposób powitań za przereklamowany. mruknął brat.
- no nareszcie ktoś tu powiedział coś normalnego. - uśmiechnęłam się. - dobra. a teraz sio bo ludzie z drużyny czekają na wycisk.
i dostali piękny, męczący trening w śniegu.
Dracon oczywiście nie odmówił mi buziaka na powitanie.
- obiecuję ci miłe Święta skarbie. powiedział mi cicho.
- mam nadzieję ci to odwzajemnić. odpowiedziałam mu.
- masz tylko dwa dni do Balu. powiedz mi co ubierzesz. uśmiechnął się.
- garnitur. i glany. - pocałowałam go w policzek. - wiesz że nie toleruję sukienek.
- no dobrze. - odpowiedział po chwili milczenia. - ale ja prowadzę cię w tańcu.
- oczywiście. pocałowałam go w policzek i poczochrałam delikatnie jego włosy.
Święta ...
sama radość.
szczególnie że jako prezent prawdopodobnie dostanę wypalenie.
tak to się kalkulowało.
co trzy miesiące.
na Święta.
odetchnęłam i delikatnie pozbyłam się opakowania.
a tam, nos mnie nie zwiódł, perfumy.
kij z tym że cholernie drogie.
nie ważne że samo szkło w którym był zamknięty zapach było warte fortunę.
zatkało mnie.
jedyną rzeczą jaką zrobiłam było odstawienie perfum do pudełka i delikatne położenie go na stół.
potem już mniej delikatnie rzuciłam się na szyję Draco i pocałowałam blondyna.
Draco odsunął się ode mnie. - teraz wiem że ci się podobają. zażartował.
- powiedz mi ty cholerny arystokrato - zaczęłąm się przekomarzać kiedy już odzyskałam odrobinę rozumu. - ile cię to kosztowało.
- nieważne. - przyciągnął mnie do siebie i nachylił się nad moim uchem. - niedługo Bal. pocałunek z niego i powiedzenie Potterowi o nas będzie dla mnie największą zapłatą. - szepnął Draci. - a teraz ich użyj.
- o nie. na Bal. są zbyt drogie żebym używała ich na co dzień.
ha, a on co ?
Draco sam wziął perfumy i lekko mnie nimi spryskał. po tym zachował się bardziej jak wampir niż człowiek bo wziął głęboki oddech tuż przy mojej szyi.
- świetnie. - rzucił z uśmiechem. - zapraszam na śniadanie. otworzył mi drzwi dormitorium.
ale za mnie wepchnął się Krum który na korytarzu mnie wyminął.
to tak jakby się spryskać Amortencją. pomyślałam.
wuj pokazywał mi fiolkę, kontrolowanie dał mi ją powąchać i opowiedział o jej działaniu.
jednak ważyć mnie jej nie nauczył.
chyba twierdził że to "za duże ryzyko"
każdy chłopak koło którego przechodziłam odwracał głowę i słyszałam oddech tak długi jak bierze dementor przed wyssaniem duszy.
Draco musiał mocno trzymać nerwy na wodzy.
a ja chciałam z nim się podroczyć.
chłopaki z drużyny usuwali się z drogi.
a na mój uśmiech Draci był coraz bliżej zabrania mnie z obiadu na korytarz.
jak zostawił w mojej głowie dziurę i obawę że pójdzie do Harry'ego to teraz się podenerwuje.
lubiłam widzieć tą samolubność w stosunku do mnie w jego błękitnym oku.
chyba teraz zdał sobie sprawę z tego że jak użyję perfum na Bal Bożonarodzeniowy to kolejka adoratorów powstanie dość szybko.
uśmiechnęłam się do Dracona życzliwie. - co jest Draco ? czemu siedzisz jak na szpilkach ?
^ już ty wiesz. ^ odparł myślą.
przeszłam na korytarz.
a Draco tuż za mną.
spojrzał na mnie na tym samym zaciemnionym korytarzu.
gdyby on wiedział jak się prezentuje w półmroku.
Ślizgon bez wypowiedzenia do mnie słówka mnie pocałował.
chciał wybić m z głowy denerwowanie go.
- co to za gierki skarbie ? spytał ostrzejszym niż zwykle tonem.
- doskonale wiesz. - odpowiedziałam mu. - jeżeli mam wrażenie że w każdej chwili może wpaść ci w oko ktoś inny, pa licho dziewczynę zresztą, to ... - nie znosiłam powol jego wzroku który z oskarżającego teraz w ekspresowym tempie się dziwił i uspokajał. - to chcę widzieć że ci na mnie zależy.
- Ignis. - Draco mnie przytulił, byłam bliska kolejnego wylewania łez. - nikt. rozumiesz n i k t oprócz ciebie się dla mnie nie liczy. kocham ciebie, nie Pottera. - nazwisko wypluł z pogardą. - nie mogę sobie wybaczyć tego że nie zauważyłem zmiany składników. - patrzył na mnie poważny. - przysiągłem ci coś. - pogładził mnie po policzku. - a tobie nie umiem nie dotrzymać słowa.
- Draco ... - spojrzałam na niego ze łzami. - pocałuj mnie.
nachylił się te kilka centymetrów i złączył nasze wargi.
że się w niego wtuliłam to mało powiedziane. trzymałam między palcami jego koszulę i marynarkę.
- czy o kogoś innego byłbym tak samo zazdrosny ? spytał cicho arystokrata.
- nie. - uśmiechnęłam się i go przytuliłam. - kocham cię sarkasto i złośliwcu.
- a ja kocham ciebie wredoto i mścicielko. odpowiedział mi Draci.
- niedługo koniec obiadu.
- idź. - wypuścił mnie z ramion. - dogonię cię.
przeszłam do dormitorium szybkim krokiem.
po drodze niestety wpadłam na brata.
- auć. - zaczęłam rozcierając czoło. - co dobrego Harry ?
- musimy pogadać. - zabrał mnie na Trzecie Piętro. - słuchaj chcę cię ostrzec.
- przed czym ? spytałam zaskoczona.
- przed Malfoy'em. - oho zaczyna się wykład. - posłuchaj pamiętasz Mistrzostwa ? jak sobie spokojnie stał kiedy Śmierciożercy rozwalali wszystko i zabijali każdego ?
- mogę coś powiedzieć Harry ? - wtrąciłam się. brat skinął głową. - sprawdzałam. więzili samych czarodziei i czarownice z rodzin mugolskich. Voldemort dwa lata temu sam przyznał się że nie znosi mugolaków. zasianie takiego poglądu to dla niego pestka. urządzić masakrę też nie było mu trudno bo sam wiesz że Hagrid mówił że bierze ich na strach.
- skąd mieliby wiedzieć kto ma czystą krew, kto nie idąc twoim tropem ? dobijał.
- czułam tam smród wilkołaka. mógł robić rekonesans i mówić gdzie znajdą mugolaków a gdzie czystą krew.
- a skąd by wiedział kto jest po czyjej stronie ? zresztą mogło wilkołaka nie być a trop wilka zmieszał się z ludźmi Voldemorta.
- dobra. do czego pijesz Harry ? spytałąm otwarcie.
- to że Malfoy sam powiedział wtedy "nie powiedziałbym ci Potter". - Harry. nie pozwolę na rozgryzienie zagadki i dekonspirację Lucjusza. - to znaczy że ojczulek Malfoy'a może być a raczej na pewno jest Śmierciożercą.
zaśmiałam się. - po pierwsze : jakby był to zamiast zapraszać do namiotu wypraszałby mnie z niego żeby Voldemort miał mnie w garści i mógł spokojnie sprzątnąć. po drugie : zabijając kilku szmalcowników po drodze ogarnęłam że to paskudztwo które było na niebie w czasie Mistrzostw, oni noszą na lewej ręce. a Malfoy nie nosi rękawów aż na nadgarstki tylko ma je nad łokcami. byłoby widać Mroczny Znak. po trzecie : pieczęcie na zniknięcie czegokolwiek są cholernie żmudne w wykonaniu to raz, a dwa nawet ja ich nie znam. a nie czułam żadnego Maga Kręgu Natury wśród Śmierciożerców, więc nikt by ich nie założył.
- ale ... - Harry zrozumiał że moje argumenty są nie do przebicia. - ale tak czy siak masz sprawdzić czy Malfoy albo jego ojciec nie jest Śmierciożercą. bo wiem że Snape jest. - brat kolejny raz się ekscytował czymś złym na mojego wuja. - widziałem jak Kharakov pokazuje mu Znak i mówi " oboje mamy wspólny cel Severusie". chcą nasz sprzątnąć. nie dadzą rady w szkole to podczas Czary. a Moody nas ostrzegał. "nie ufajcie nikomu". dlatego nie możesz wierzyć Snape'owi.
ha gdybyś ty wiedział ...
- posłuchaj Harry. - spojrzałam bratu w oczy. - skoro zabierali mugolaki podczas Mistrzostw musieli ich prowadzić przed Voldemorta, prawda ? - Harry pokiwał głową na znak że rozumie. - co oznaczałoby przeniesienie się Śmierciożerców. a w ich kryjówce masową egzekucję. z tego można wnioskować że Voldemort to sadysta. - brat znowu kiwnął głową. - można z tego wyciągnąć że chciałby oglądać swoje sługi we krwi ofiar. prawda ? - ponownie niemo potwierdził. - więc na ubraniach czy skórze zostałby zapach krwi. - Harry chyba łapał do czego chcę dojść. - kilka tygodni temu prawie bym rozszarpała jakiegoś pierwszoroczniaka z powodu zapachu krwi. przypominam że Snape się wtedy rzucił i podał m krew. - brat zmarszczył brwi. - jeżeli śmierdziałby krwią zabitych mugolaków nie byłoby go tutaj, a to znaczy że by mnie wywalono. to byłoby na rękę Voldemortowi bo on mógłby mnie sprzątnąć. a to znaczy że straciłby, zakładając poprawność twojej teorii, sługę. a czy ty mając armię zastraszonych ludzi którzy zrobią wszystko co im każesz chciałbyś stracić kogoś kto zrobi ci każdy rodzaj trucizny w góra dzień ? bo mi się wydaje że jest to nieopłacalne. - ciągnęłam. - dobra. - uniosłam dłonie przerywając obecny tok słów. - załóżmy że Snape zginął rozszarpany i pozbawiony krwi a mnie wywalili. masz władzę nad ludźmi. ale chcesz zabić Mistrza Absolutnego wszystkich Żywiołów. ktoś ze sług się odważy ? no nie sądzę, karą jest przykładan egzekucja, wychodzi na to że zostajesz sam. czy masz w swoich szeregach Maga równego stopniem ? nie. stanąłbyś w pojedynkę do takiego pojedynku który byś przegrał ? bo ja nie jakbym wiedziała że zginę.
- dobra Ignis masz rację. - przerwał m Harry. - masz stuprocentową rację. jednak zawsze mogą chcieć go wcielić.
- błagam cię Harry. Malfoy to tchórz. poza tym dziecko. masz wielką armię. na co ci tchórzliwy bachor ? bo dla mnie takie posunięcie świadczyłoby o upadku armii i wywiadu który masz. chciałbyś stracić w oczach osób które zastraszasz ? bo też mi się wydaje że nie. a wcielając do Śmierciożerców Malfoy'a na pewno miałbyś to jak w banku.
- dobra, dobra starczy. rozumiem. - odpowiedział Harry. - masz rację. a teraz mam pytanie : z kim idziesz na Bal ?
- sam wiesz że mamy przydzielone. ja mam Malfoy'a. - wzdrygnęłam się. - nie chcę ale muszę.
- powiedz to McGonnagall.
- wykluczone panie Potter. - za jego plecami pojawiła się animagiczka. - zasady to zasady. a no i wesołych Świąt Ignis.
- wzajemnie pani profesor. odpowiedziałam McGonnagall.
kobieta zmieniła się w kota i zniknęła.
przeszłam do dormitorum Ślizgonów.
do Świąt jeszcze trochę czasu,
do Balu Bożonarodzeniowego tym bardziej.
Dracon zrzucił z miejsca obok siebie Pansy która dopiero co siadała.
- dziękuję kochanie. - pocałowałam Draco w policzek. - on jest mój Pansy. - Draci na potwierdzenie mnie objął i wtulił w swój bok. - prawda Draco ?
- prawda. moja. - oddał mi gest. - jestem zajęty Pansy. na Bal mam już panterkę. arystokrata specjalnie się przejęzyczył.
- mrr nie mam cętek Draci. - postrofowałam go za zmianę kilku literek. - ale dziękuję.
- nie ma za co. Ślizgon pocałował mnie w szyję.
- twój słodziutki uśmiech to dla mnie sporo. - arystokrata posłał mi swój uroczy uśmieszek. - a teraz pozwól swojej Księżniczce pocałować się w szyję.
Dracon pogładził się po szyi w miejscu ostatniego pocałunku.
- no chodź panterko. tylko mnie nie pogryź.
pocałowałam dawno wybrane miejsce.
- proszę bardzo Draci.
- nadal czuję perfumy. - uśmiechnął się. - chodź tu. - zaczęłąm się śmiać i zapierać ale mnie przyciągnął i pocałował miejsce na szyi które spryskał zapachem. - słodko.
- Draco ... - spojrzałam na niego starając się przybrać obojętny wyraz twarzy. ale nie umiałam. - złośliwiec.
- mścicielka. - odparł perfidnie. - możemy tak grać w nieskończoność skarbie.
- zdziwiłbyś się sarkasto.
- och czyżby ? - pomachał mi przed oczami jakimś papierem. zdjęcie. skąd on je wytrzasnął ?! - pozwoliłem sobie przeglądnąć twój kufer.
- wredota. - chcesz się tak bawić słonko ? no to masz. - nie chciałam tego mówić. - pokazałam mu wspomnienie kiedy wdarłam się dwa lata temu do pokoju chłopaków. - oboje wiemy czego szukałam.
- czyli nie chodziło ci o słodycze skarbie. - przyciągnął mnie do siebie. - ale ... - pogładził mnie po ramieniu. - chyba nie chcemy wyrzucać sobie brudów przy Ślizgonach.
- mówisz masz. - pstryknęłam palcami i byliśmy w Komnacie. - dostęp tu ma tylko dziedzic i osoby przez niego upoważnione. - wskazałam na sofę w jednej z komnat ukrytych w ścianach. - no co masz mi jeszcze do powiedzenia skarbie ?
chyba rozważał swoje słowa. pokiwał na mnie palcem. zbliżyłam się. - twój własny braciszek się do ciebie ślini.
zatkało mnie.
- żartujesz, oczywiście. - spojrzałam mu w oczy. jednak jego wzrok zostawał poważny. - wiesz co Draco też muszę ci coś powiedzieć. - postanowiłam go poinformować. - on zaczyna podejrzewać.
- przecież nie obejmujemy się przy Gryffonach. zdzwił sę Ślizgon.
- nie w tym rzecz skarbie. - odpowiedziałam. trudno. kawa na ławę. - on podejrzewa że ty nosisz to - pokazałam mu Znak. - na sobie. zaczął mieszać w to twojego ojca, Snape'a, Kharakova. układa to ale jakoś neguję jego podejrzenia.
- twój ojciec wie ? spytał przejęty sprawą konspiracji Dracon.
- napiszę mu o ... urwałam.
ból głowy.
skronie bolały mnie jakby ktoś trzymał mi je w zacieśniającym się imadle.
" zebranie jest dwa tygodnie po Balu córuś. wprowadź Dracona w sprawy tajności. o podejrzeniach wiem. Severus do mnie napisał zaraz po tym jak Potter zauważył Znak na ręku Kharakova. musisz usunąć mu wspomnienie." ojciec przekazał mi myśl.
w głównym pomieszczeniu Komnaty coś zaszeleściło jakby ktoś przewracał suchymi kośćmi.
coś rozcięło moje ramię i popłynęła z niego struga krwi.
pod stopami pojawiła się woda do której krew się wdzierała.
potem już walczyłam żeby nie krzyczeć.
woda jakby paliła moje mięśnie kiedy przez nadgarstek wdzierała się do otwartej rany.
potem przyleciały kości.
cały szkielet.
bazyliszek.
szkielet wszedł w moją rękę raniąc i dziurawiąc mięśnie i zastępując ich miejsce.
potem już tylko drżała mi lewa dłoń.
spojrzałam na podłogę.
walały się tam strzępki czarnych, jakby spalonych czy osmolonych, mięśni.
Draco patrzył na mnie okrągłymi z przerażenia i zaskoczenia oczami.
kompletnie nie wiedział co się dzieje.
spojrzałam na ramię.
prawie tak samo wyglądało.
nie licząc podobizny węża, czy smoka który oplatał m całą rękę aż do obojczyka.
bazyliszek.
- Ignis ... - Draco błyskawicznie złapał mnie w tali. nawet nie zauważyłam kiedy osuwałam się z sofy. - Igni. - spojrzał mi w oczy. - co to było Księżniczko ?
- bazyliszek. - wzrok miałąm lekko nieprzytomny. - najsilniejszy pancerz. kości. niepalna i nie do przebicia. - wyciągnęłam lewy nadgarstek. - skóra. pupil dziedzica Slytherinu. teraz ożywa na nowo.
- fajny prezent na Święta nie ma co. - mruknął Draci. zaśmiałam się słąbo. - nie jest z tobą aż tak źle skoro się śmiejesz.
- zawołaj Snape'a. wyjście znajdziesz bez problemu. - Draco nie chciał wstać nie mając pewności czy mu tu nie zemdleję. - potrzebuję krwi skarbie. idź póki jeszcze się trzymam.
- dobrze Igni. pocałował mnie w czoło i wybiegł.
opadłam do leżenia na kanapie.
ramię bolało mnie gorzej niż po wszystkich kontuzjach naraz.
odnalazłam notes.
skórzany, podpisany imieniem ojca.
" to na Czarę córciu. żebyś byłą jeszcze bardziej niepokonana. wiem że boli. ja, nie masz prawa nikomu tego wyjawić, zemdlałem na kilka dni kiedy mnie to spotkało."
" skoro to jest Twój dziennik to ... czym był ten zniszczony ? "
" opowiem ci to w swoim czasie córciu. na zebraniu. teraz musisz odpocząć. mam dla ciebie specjalną misję i tylko tyle na razie mogę ci powiedzieć. jeszcze jedno, nikt, naprawdę NIKT nie może dowiedzieć się o notesie. "
i kontakt się urwał.
schowałam dziennik pod plecy.
lewe ramię zwisało poza kanapę a ja zamknęłam oczy.
obudziłam się w Skrzydle Szpitalnym a przy mnie był Snape, McGonnagall, Harry, Ron, Hermiona i Krum.
- co się stało ? spytałam.
lewe ramię odzyskało pełnię władzy.
ani śladu wizerunku bazyliszka.
spojrzałam pytająco na wuja.
pokiwał głową twierdząco.
założył zaklęcia ochronne.
- Dracon Malfoy cię znalazł na korytarzu. nieprzytomną i z tymi szramami na rękach. obok ciebie było coś drobnego i futrzanego, prawdopodobnie bestia z Lasu.
^ dobra historyjka skarbie. naprawdę świetna. ^ posłąłąm myśl Draciemu. spisał się.
- no tak. coś na mnie wyskoczyło z okna. - przypomniałam sobie. - zasłoniłam się jedną ręką a drugą znalazłam coś do zabicia tego czegoś.
- należą ci się gratulacje. rzadko kiedy bestie wkraczają do szkoły. a jeżeli to robią atakują wszystko co stanie im na drodze. chociaż z drugiej strony ... zaczęła rozważania animagiczka.
- podpisywałam pakty i granice jak tylko zastąpiłam Cirispina pani profesor. musiało to byś stworzenie niechętne na ugody.
- racja. dopełniasz swoich obowiązków.
- Ignis. - Snape przebił się przez McGonnagall. - wypij. - podał mi wywary. wypiłam wszystko. - masz bardzo silny organizm jednak należy go wzmocnić. szczególnie przed Czarą.
to samo mówił mi ojciec. uśmiechnęłam się do siebie w myślach.
wuj po podania mi tego co trzeba ulotnił się.
po nim wyszła McGonnagall.
jupi. witamy uczniów.
- Ignis. - Harry, Ron i Hermiona mnie jednocześnie przytulili. - dobrze że po wszystkim.
- ile ja tu leżę ? spytałam.
- dwa dni. - ojca też tak powaliło. - martwiliśmy się. zaczęła paplać Hermiona.
- dobra ludzie. - skończyłam przemowę Gryffonki. - dajcie mi 5 minut oddechu. nie chcę przemówień, opowiastek ani żadnej szopki. - uspokoili się jak rażeni piorunem. - wystarczy m zwykłe " dobrze że się obudziłaś " i nic więcej.
- zapomniałem że uważasz taki sposób powitań za przereklamowany. mruknął brat.
- no nareszcie ktoś tu powiedział coś normalnego. - uśmiechnęłam się. - dobra. a teraz sio bo ludzie z drużyny czekają na wycisk.
i dostali piękny, męczący trening w śniegu.
Dracon oczywiście nie odmówił mi buziaka na powitanie.
- obiecuję ci miłe Święta skarbie. powiedział mi cicho.
- mam nadzieję ci to odwzajemnić. odpowiedziałam mu.
- masz tylko dwa dni do Balu. powiedz mi co ubierzesz. uśmiechnął się.
- garnitur. i glany. - pocałowałam go w policzek. - wiesz że nie toleruję sukienek.
- no dobrze. - odpowiedział po chwili milczenia. - ale ja prowadzę cię w tańcu.
- oczywiście. pocałowałam go w policzek i poczochrałam delikatnie jego włosy.
Święta ...
sama radość.
szczególnie że jako prezent prawdopodobnie dostanę wypalenie.
tak to się kalkulowało.
co trzy miesiące.
na Święta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz