Cz. I Niechciany Gość
od akcji Dracona z zazdrością minęło trochę czasu.
normalna rutyna do nas wróciła.
no może prawie ...
od kilku dni nie miałam co "jeść".
mięsa jak na złość w posiłkach nie było.
lizaków brak zarejestrowałam już poprzedniego dnia.
o krwi w krwi nie wspominając.
tegoż dnia na przerwie dostałam drobną kwadratową karteczkę.
" korytarz. czekam "
przeszłam w tłumie Krukonów ( na szczęście mieliśmy z nimi dzielone lekcje cały dzień )
pod filar do Draco.
Harry'ego się nie spodziewał.
miał na drugim końcu szkoły.
- widzę że poczta pantoflowa działa. zaczął złośliwie.
- daruj sobie i mów o co chodzi. odparłam.
- a no o ... - chciał mnie pocałować w policzek. i to zrobił. wywróciło mi żołądkiem. był puściutki. - to.
ukryłam drżenie dłoni i odruch wysunięcia kłów.
- em Draco to nie jest zbyt ... - przeszedł zbłąkany mugolak. nie wytrzymałam. - papu ... odwróciłam się w jego stronę.
* Draco *
widziałem coś czego Ignis nigdy by mi nie chciała pokazać.
przechodził Gryffon.
młodzik z pierwszego roku.
szlama.
Ignis wysunęłą kły i błyskawicznie rzuciła się w jego stronę odtrącając mnie na bok.
jej paznokcie się wydłużyły i przybrały srebrną barwę jakby były z metalu.
na szczęście dla szlamy zdążono ją złapać zanim go przegryzła w pół.
ale i tak się szarpała i rzucała w jego stronę.
przerażony pierwszak uciekł.
a Krum, któy to ją zatrzymał siłował się z Ignis.
stałęm wryty w ziemię.
ona ...
ona nigdy by nikogo nie skrzywdziła.
no chyba że ktoś zalazł jej za skórę.
ale tamten był niczemu winny.
tylko przeszedł.
Snape widząc sytuację w sekundę stał obok.
- Ignis. zaczął chłodno ale widziałem trzęsącą się fiokę.
Igni bez słowa ją wyrwała i opróżniła.
i kolejnych z 10 skończyło tak samo.
potem usnęła.
Krum przerzucił ją przez ramię jak marionetkę i zaniósł do pokoju wspólnego.
oczywiście nie mogło mnie tam przy niej nie być więc poszedłem za nimi.
położył ją i przykrył.
obejrzał się na ramię munduru.
czerwona szarpana rana.
chociaż tyle dobrego. odechce mu się zalotów do Ignis. pomyślałem.
Igni obudziła się po godzinie.
z zimnym okładem na czole.
- cholera jasna ... - rozejrzała się. - co się stało ?
- em ... jakby ci to ... - zacząłem. powiodła wzrokiem w stronę czyszczącego ranę Kruma. - o to. chciałaś zabić jeszcze jakiegoś pierwszoroczniaka z Gryffindoru.
- to przez ten głód. ... - opadła na poduszki. - ale do cholery czemu Rada nie wysłała mi ani kropli ?
- Ignis ... - podjąłem ważniejszy temat. - dyrektor teraz pisze do Rady. nie mógł nie opowiedzieć im tej sytuacji i jutro pojawi się ktoś od nich żeby cię kontrolować. dostaniesz drugiego takiego ataku to ... - zawiesiłem głos. nie wiedziałem czy warto ją straszyć czy też nie. - to możesz wylecieć. z powodu braku bezpieczeństwa.
- gdzie jest ten młodzik ? spytała.
- na lekcjach. - wskazałem drzwi. podniosła się i w drodze jeszcze wypiła kolejne pół litra które wyciekło z rany Kruma kiedy ją czyścił. - powodzenia.
- oby. odparła.
teraz ja usiadłem w fotelu.
musiałem to sobie przetłumaczyć.
skoro tak zareagowała na szlamę kiedy straciła kontrolę ...
to ja ...
miałbym gorszy problem.
oczywiście nie wspomniałem jej o tym że dyro napisał również do mojego ojca żeby ogarnął sprawę.
a on jeszcze godzinę temu mi odpisał że, cytuję : "powinienem przemyśleć czy chcę narażać życie dla gwiazdki która może zdobyć sobie każdego."
może miał rację ...
* Ignis *
łeb mnie naparzał tak jakbym siedziała przez miesiąc w głównym bębnie perkusji wkurzonego Spade'a.
nie czułam głodu a wstyd.
jak mogłam ...
ale z dwojga złego lepiej że nic tamtemu się nie stało dzięki interwencji Kruma niż gdybym miała pozbawić Dracona choćby mililitra.
podeszłam do grupki pierwszoroczniaków z Gryffindoru.
rozpoznałam niedoszłą ofiarę a pech chciał że czerwień oczu byłą widoczna.
- możemy pogadać ? - spytałam wystraszonego młodzika. nie wiedział co odpowiedzieć. - posłuchaj mnie spokojnie. dobrze ? - pokiwał głową wystrachany. - przepraszam. naprawdę cię przepraszam. - zaczęłam cicho. przyznawanie się do błędów piekło mnie jak kilkudniowe oparzenia wrzucone do gorącej wody - mogę tylko dziękować reakcji mojego przyjaciela że nic ci się nie stało. - ciągnęłam ze spuszczoną głową. - nie wiem co się stało że chciałam cię zaatakować. - kontynuowałam. - przepraszam. - powtórzyłam. - mam nadzieję że kiedyś o tym zapomnisz. powiedziałam na odchodnym.
wróciłam do dormitorium.
na lekcje nie miałam siły.
Krum przywitał mnie znad munduru bez rękawów, kółka fanek, i czystej rany.
- no Ignis nieźle mnie poszarpałaś. zaczął.
- przepraszam. -bąknęłam cicho. - nie będę ci robić peanów tak jak temu małemu którego chciałam zaatakować. dlatego bądź tak łaskawy i oszczędź.
- spokojnie nie mam ci tego za złe. - odpowiedział przygarniając mnie pod dopiero co zszyte ramię. - nie każdy ma okazję siłować się z półwampirem. poza tym. - pokazał szew. - nic wielkiego.
- a teraz przepraszam idę się położyć bo czuję się gorzej niż ty po największej imprezie. odparłam i poszłam na górę.
rzuciłam spojrzenie w stronę Draco.
unikał kontaktu wzrokowego.
następnego dnia obudziłam się o 12 rano.
za to z dołu słyszałam radosny okrzyk.
- Potter ! - powiedzcie mi że to koszmar. powiedzcie !!!! - to ja !! - wparował do pokoju dziewczyn i zastał mnie pod kołdrą i poduszką na głowie. - koniec maskarady skarbie. - odsunął materiał. - to mnie Rada przysłała do twojego przypadku.
- idź sobie. - odparłam chłodno. - nie chcę cię widzieć. nie chcę cię słyszeć. zniknij.
- niestety nie. - uśmiechnął się. - oj no nawet buziaka na przywitanie nie dostanę ? spytał mając swoją gębę milimetry od mojej twarzy.
- po pierwsze. - odsunęłam go. - zabiłam byłego mentora. mogę zrobić to i z tobą. - nie przejął się groźbą którą byłabym w stanie spełnić. - po drugie won stąd. - kolejny raz mnie olał. - po trzecie nie "skarbie","kochanie" czy "Igni" mam tego dość i nie chcę słyszeć. jasne ?
teraz się obruszył.
- ale czemu ? - spytał "zraniony" - przyjechałem na tydzień kontrolować moją słodziutką. - pokazałam mu zilustrowany odruch wymiotny. - oj nie bocz się o tamto. - próbował załagodzić dawny ból. - zabiłem ją i każdą inną z którą flirtowałem choć raz.
- aha czyli każda osoba płci żeńskiej w Mieście jest martwa. odparłam.
- ty i to twoje poczucie humoru. - odpowiedział mi niezrażony. - jestem tu tydzień. tylko tydzień niestety. serce mi się kraja jak pomyślę jak krótki czas mam tu spędzić.
- a mi wręcz przeciwnie. - odparłam jednak Aleksander zdawał się wcale mnie nie słuchać. - wyjaśnijmy sobie coś. - spojrzał mi w oczy z nadzieją. - mam kogoś.
złapał z trudem oddech. - jak ... jak to ? - spytał zaskoczony. - ale .... - zbliżył się. - ale ja cię kocham.
- a ja ciebie nienawidzę. odpowiedziałam na to z uśmiechem.
- ale ... - spojrzał mi przymilnie w oczy. widziałam zapalający się zielony ognik. o nie ... hipnozą mnie nie weźmiesz. - ale ...
- nie licz na to paskudo. - cóż .... chyba mogłabym mu urągać w kółko i przytaczać najgorsze wyzwiska ale on i tak czytałby je jako "kochanie" czy "skarbie". - nie działa na mnie hipnoza.
- a mi wręcz przeciwnie. - odparłam jednak Aleksander zdawał się wcale mnie nie słuchać. - wyjaśnijmy sobie coś. - spojrzał mi w oczy z nadzieją. - mam kogoś.
złapał z trudem oddech. - jak ... jak to ? - spytał zaskoczony. - ale .... - zbliżył się. - ale ja cię kocham.
- a ja ciebie nienawidzę. odpowiedziałam na to z uśmiechem.
- ale ... - spojrzał mi przymilnie w oczy. widziałam zapalający się zielony ognik. o nie ... hipnozą mnie nie weźmiesz. - ale ...
- nie licz na to paskudo. - cóż .... chyba mogłabym mu urągać w kółko i przytaczać najgorsze wyzwiska ale on i tak czytałby je jako "kochanie" czy "skarbie". - nie działa na mnie hipnoza.
- ale masz śliczne oczy .. Aleksander zbliżał się do mnie.
jednak dostał policzek.
- dwie sprawy : pierwsza odsuń się, druga : daj mi spać.
- dobrze Igni. Aleksander odsunął się i wyszedł.
^ Draco chodź tu na górę skarbie ^ poprosiłam Dracona.
pojawił się i podszedł do mnie.
- o co chodzi ? spytał widząc mnie leżącą.
- chodź tu do mnie. - uśmiechnął się do mnie. zbliżył się i pocałował mnie pochylając się. - wygodniej byłoby ci gdybyś leżał. - położył się kiedy pociągnęłam go za krawat. i z lekkim śmiechem mnie pocałował. wpadł do pokoju Aleksander i patrzył na nas zaskoczony. pogłąskałąm Dracona po włosach. odsunął się. - dziękuję.
- może i jesteś niebezpieczna dla otoczenia Księżniczko ale obiecaj mi że mnie nie pogryziesz. - zaczął Draci. - a jako karę za napaść wyznaczam ci tydzień bez pocałunków. tylko te w policzek.
- bez ust ? spytałam próbując rozegrać to na słodką minkę.
- jesteś śliczna jak się starasz ale nie. - zaprzeczył mi rozbawiony Dracon. - bez ust. tylko policzek.
- o co chodzi ? spytał widząc mnie leżącą.
- chodź tu do mnie. - uśmiechnął się do mnie. zbliżył się i pocałował mnie pochylając się. - wygodniej byłoby ci gdybyś leżał. - położył się kiedy pociągnęłam go za krawat. i z lekkim śmiechem mnie pocałował. wpadł do pokoju Aleksander i patrzył na nas zaskoczony. pogłąskałąm Dracona po włosach. odsunął się. - dziękuję.
- może i jesteś niebezpieczna dla otoczenia Księżniczko ale obiecaj mi że mnie nie pogryziesz. - zaczął Draci. - a jako karę za napaść wyznaczam ci tydzień bez pocałunków. tylko te w policzek.
- bez ust ? spytałam próbując rozegrać to na słodką minkę.
- jesteś śliczna jak się starasz ale nie. - zaprzeczył mi rozbawiony Dracon. - bez ust. tylko policzek.
- ale zamiennik ? drążyłam temat.
- bez zamiennika. - odpowiedział mi złośliwie. - muszę mieć pewność że będę bezpieczny.
podałam mu z buta srebrny długi nóż. - masz. - zdziwił się. - srebro. najczystsze i najtwardsze. jedynie ono może mnie poranić. jak stwierdzisz że czujesz się osaczony pomachaj mi tym przed nosem i przypomnij mi co ci obiecywałam.
- obiecujesz mnie nie gryźć ?
- przysięgam Draco. - spojrzałam mu pewnie w oczy - chyba że sam rozetniesz sobie języczek o mój kieł.
- wierzę. - pocałował mnie w policzek. - skarbie.
- przestań. - odpowiedziałam zmieszana. - nie jestem nim.
przytulił mnie ciasno do siebie. - jesteś. - odparł. - Księżniczko.
- nie. - pocałował mnie w szyję. - och jesteś wredotą Draco.
- ale chyba kochaną wredotą co ? spytał mnie złośliwie.
- oj kochaną to mało powiedziane. - poczochrałam go. - idź już. muszę w końcu wstać.
- dobrze. - pocałował mnie w policzek na koniec. - czekam na lekcjach.
- będę. odparłam.
Aleksander jednak miotnął Draconem do tyłu.
- wiesz Igni myślałem że nie umówisz się z jakimś śmiertelnym. - prychnął. - wiem żę paskudnie cię potraktowałem, że byłaś zrozpaczona ale nie myślałem że aż tak by randkować z jakimś ulicznym magikiem-iluzjonistą.
- nie obrażaj go. - warknęłam. - nie jest iluzjonistą to raz. - byłam wściekła. nie było po co tego ukrywać. dłonie lekko przyoblekły się ogniem. - dwa jeżeli obrazisz osobę którą kocham to spotka cię taki sam los jaki spotkał Bonesa.
- nie żartuje. - potwierdził Draco. niech ma przyjemność. - szepnę jej jedno słówko i po tobie.
- mrr nie chcę mieć kłopotów Draci. - uśmiechnęłam się niewinnie. - ale szepnij.
- jeszcze nie teraz. - pogłaskał mnie po karku. - ale może. - przyległam plecami do jego torsu. - nieładnie się tak kleić Igni.
- chyba pozwolisz mi trochę popsocić. - pocałowałam Dracona w policzek. - zostaję wegetarianką.
- nie zniesiesz diety na samym mięsie. - prychnął Aleksander. - musisz mieć krew. zostałaś przeszkolona specjalnie po to by nie martwić się o ilość krwi. nie zniesiesz głodu.
- dla mojego Księcia. - spojrzałam w oczy Draco. - zniosę.
- poświęcisz dla mnie krew ? zdziwił się Draci.
- oczywiście. - odpowiedziałam bez wahania. - jeżeli będziesz chciał.
- no ... czułbym się bezpieczniej ale ... ale nie musisz tego robić. pocałowałam go w policzek.
- kochany jesteś. - zaczęłam. - ale teraz już idź. - Aleksander spojrzał groźnie na Draco kiedy odchodził. - spróbuj go tknąć a zabiję. syknęłam wkurzona.
byłam ogarnięta i spakowana na lekcje.
jednak Aleksander bezczelnie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. - pójdziesz na lekcje jak ci pozwolę.
- nie zabronisz mi tego. odparłam.
- oj zdziwisz się. - uśmiechnął się. - nie mam wstępu na lekcje. a mam mieć cię na oku. a nie puszczę cię od siebie. - odpowiedział zuchwale. - poza tym. - pomachał mi przed oczami czymś ... no nie zabijcie mnie ... kaganiec. - piesek musi mieć kaganiec żeby nie gryźć.
- żartujesz sobie ze mnie ? spytałam rozbawiona.
- nie. - próbował mi go założyć. koniec końćów mnie załapał i wcisnął mi to na twarz. - słodko wyglądasz.
- spierdalaj. rzuciłam cicho.
jednak nie chciałam dać mu satysfakcji z upokorzenia.
odkąd przyjechał wywoływał we mnie wstręt.
ale ... chyba lepiej dla mnie żebym była "milutka" i żeby myślał o tym "że jest lubiany".
i kij z tym ...
zniosłam to dumnie.
wyszłam z podniesioną głową i udawałam że nic mi nie jest.
Ślizgoni i reszta domów patrzyła na mnie dziwnie.
ale nie robiłam sobie z tego zbyt wielkiej katastrofy.
za to Draco był oburzony.
przy pierwszej przerwie zerwał ze mnie kaganiec.
- co to ma znaczyć ? - spytał zdenerwowany. - to jego pomysł. prawda ?
pokiwałam głową. - i kij z tym. - zaciągnęłam Dracona do pierwszego kąta poza zasięgiem wzroku uczniów. - daj mi tu policzek. - ustawił się bokiem do mnie. kątem oka obserwował bacznie co się dzieje. pogładziłam skórę. cholernie gładka. idealna, lekko blada. - jak ty to robisz że pomimo tylu dni w szkole i zera opieki nad tą cerą jesteś nadal idealny ? - znowu nakreśliłam palcem linię. - teraz się odwdzięczę za kaganiec. - pocałowałam go w policzek. i kij z tym że zastosowałam zamiennik. był mój. - proszę.
- Ignis Ignis ... co ja z tobą mam. - westchnął udając żal. wysuszył skórę. - idź już. i mu wygarnij.
- em ... Draco ... - zaczęłam cicho. - no właśnie tu jest ten problem. - odetchnął zrezygnowany. - można wykorzystać to jego zakochanie, prawda ? jest ślepy na to co mu o nim powiem. odbiera to jako "kochanie". choćbym nie wiem jak go wyzywała. - zdziwił się ale pojawił się w jego oku błysk. - no więc ... - wiedział co mam na myśli. - nie będę się z nim całować. obiecuję. - uspokoił się. - chcę jedynie żebyś mi się zbytnio nie denerwował. dobrze ?
- obiecujesz ? dopytywał się.
no ja też bym się dopytywała gdybym miała go "pożyczyć" więc go rozumiałam.
- obiecuję. spojrzałam mu w oczy.
wiedział ze nie umiem go w ten sposób okłamać.
- ech ... - westchnął wkładając obrażone dłonie do kieszeni spodni. - leć już.
- ej to nie jest tak że chcę cię zostawić. - patrzyłam w jego błękitno-szare tęczówki. - nie jest tak. po prostu ... to będzie najmniej bolesne dla ciebie załatwienie sprawy. on jest w stanie cię zabić. dlatego - pogłaskałam go po napiętym z nerwów ramieniu. - nie chcę tego tak rozgrywać ale muszę. dla twojego dobra.
- nie chcę żebyś to tak rozwiązywała. - odparł. - chcę żebyś go spacyfikowała i żeby na twoich zasadach on jadł ci z ręki.
racja.
to on tu jeste intruzem.
to ja ustalę mu zasady.
- racja. - odpowiedziałam Draconowi. - to ja mu ustalę warunki. - obudził się we mnie dawno nie widziany bunt. spaliłam kaganiec. - nie jestem psem na smyczy.
- no i to jest Igni jaką kocham. uśmiechnął się.
- bez zamiennika. - odpowiedział mi złośliwie. - muszę mieć pewność że będę bezpieczny.
podałam mu z buta srebrny długi nóż. - masz. - zdziwił się. - srebro. najczystsze i najtwardsze. jedynie ono może mnie poranić. jak stwierdzisz że czujesz się osaczony pomachaj mi tym przed nosem i przypomnij mi co ci obiecywałam.
- obiecujesz mnie nie gryźć ?
- przysięgam Draco. - spojrzałam mu pewnie w oczy - chyba że sam rozetniesz sobie języczek o mój kieł.
- wierzę. - pocałował mnie w policzek. - skarbie.
- przestań. - odpowiedziałam zmieszana. - nie jestem nim.
przytulił mnie ciasno do siebie. - jesteś. - odparł. - Księżniczko.
- nie. - pocałował mnie w szyję. - och jesteś wredotą Draco.
- ale chyba kochaną wredotą co ? spytał mnie złośliwie.
- oj kochaną to mało powiedziane. - poczochrałam go. - idź już. muszę w końcu wstać.
- dobrze. - pocałował mnie w policzek na koniec. - czekam na lekcjach.
- będę. odparłam.
Aleksander jednak miotnął Draconem do tyłu.
- wiesz Igni myślałem że nie umówisz się z jakimś śmiertelnym. - prychnął. - wiem żę paskudnie cię potraktowałem, że byłaś zrozpaczona ale nie myślałem że aż tak by randkować z jakimś ulicznym magikiem-iluzjonistą.
- nie obrażaj go. - warknęłam. - nie jest iluzjonistą to raz. - byłam wściekła. nie było po co tego ukrywać. dłonie lekko przyoblekły się ogniem. - dwa jeżeli obrazisz osobę którą kocham to spotka cię taki sam los jaki spotkał Bonesa.
- nie żartuje. - potwierdził Draco. niech ma przyjemność. - szepnę jej jedno słówko i po tobie.
- mrr nie chcę mieć kłopotów Draci. - uśmiechnęłam się niewinnie. - ale szepnij.
- jeszcze nie teraz. - pogłaskał mnie po karku. - ale może. - przyległam plecami do jego torsu. - nieładnie się tak kleić Igni.
- chyba pozwolisz mi trochę popsocić. - pocałowałam Dracona w policzek. - zostaję wegetarianką.
- nie zniesiesz diety na samym mięsie. - prychnął Aleksander. - musisz mieć krew. zostałaś przeszkolona specjalnie po to by nie martwić się o ilość krwi. nie zniesiesz głodu.
- dla mojego Księcia. - spojrzałam w oczy Draco. - zniosę.
- poświęcisz dla mnie krew ? zdziwił się Draci.
- oczywiście. - odpowiedziałam bez wahania. - jeżeli będziesz chciał.
- no ... czułbym się bezpieczniej ale ... ale nie musisz tego robić. pocałowałam go w policzek.
- kochany jesteś. - zaczęłam. - ale teraz już idź. - Aleksander spojrzał groźnie na Draco kiedy odchodził. - spróbuj go tknąć a zabiję. syknęłam wkurzona.
byłam ogarnięta i spakowana na lekcje.
jednak Aleksander bezczelnie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. - pójdziesz na lekcje jak ci pozwolę.
- nie zabronisz mi tego. odparłam.
- oj zdziwisz się. - uśmiechnął się. - nie mam wstępu na lekcje. a mam mieć cię na oku. a nie puszczę cię od siebie. - odpowiedział zuchwale. - poza tym. - pomachał mi przed oczami czymś ... no nie zabijcie mnie ... kaganiec. - piesek musi mieć kaganiec żeby nie gryźć.
- żartujesz sobie ze mnie ? spytałam rozbawiona.
- nie. - próbował mi go założyć. koniec końćów mnie załapał i wcisnął mi to na twarz. - słodko wyglądasz.
- spierdalaj. rzuciłam cicho.
jednak nie chciałam dać mu satysfakcji z upokorzenia.
odkąd przyjechał wywoływał we mnie wstręt.
ale ... chyba lepiej dla mnie żebym była "milutka" i żeby myślał o tym "że jest lubiany".
i kij z tym ...
zniosłam to dumnie.
wyszłam z podniesioną głową i udawałam że nic mi nie jest.
Ślizgoni i reszta domów patrzyła na mnie dziwnie.
ale nie robiłam sobie z tego zbyt wielkiej katastrofy.
za to Draco był oburzony.
przy pierwszej przerwie zerwał ze mnie kaganiec.
- co to ma znaczyć ? - spytał zdenerwowany. - to jego pomysł. prawda ?
pokiwałam głową. - i kij z tym. - zaciągnęłam Dracona do pierwszego kąta poza zasięgiem wzroku uczniów. - daj mi tu policzek. - ustawił się bokiem do mnie. kątem oka obserwował bacznie co się dzieje. pogładziłam skórę. cholernie gładka. idealna, lekko blada. - jak ty to robisz że pomimo tylu dni w szkole i zera opieki nad tą cerą jesteś nadal idealny ? - znowu nakreśliłam palcem linię. - teraz się odwdzięczę za kaganiec. - pocałowałam go w policzek. i kij z tym że zastosowałam zamiennik. był mój. - proszę.
- Ignis Ignis ... co ja z tobą mam. - westchnął udając żal. wysuszył skórę. - idź już. i mu wygarnij.
- em ... Draco ... - zaczęłam cicho. - no właśnie tu jest ten problem. - odetchnął zrezygnowany. - można wykorzystać to jego zakochanie, prawda ? jest ślepy na to co mu o nim powiem. odbiera to jako "kochanie". choćbym nie wiem jak go wyzywała. - zdziwił się ale pojawił się w jego oku błysk. - no więc ... - wiedział co mam na myśli. - nie będę się z nim całować. obiecuję. - uspokoił się. - chcę jedynie żebyś mi się zbytnio nie denerwował. dobrze ?
- obiecujesz ? dopytywał się.
no ja też bym się dopytywała gdybym miała go "pożyczyć" więc go rozumiałam.
- obiecuję. spojrzałam mu w oczy.
wiedział ze nie umiem go w ten sposób okłamać.
- ech ... - westchnął wkładając obrażone dłonie do kieszeni spodni. - leć już.
- ej to nie jest tak że chcę cię zostawić. - patrzyłam w jego błękitno-szare tęczówki. - nie jest tak. po prostu ... to będzie najmniej bolesne dla ciebie załatwienie sprawy. on jest w stanie cię zabić. dlatego - pogłaskałam go po napiętym z nerwów ramieniu. - nie chcę tego tak rozgrywać ale muszę. dla twojego dobra.
- nie chcę żebyś to tak rozwiązywała. - odparł. - chcę żebyś go spacyfikowała i żeby na twoich zasadach on jadł ci z ręki.
racja.
to on tu jeste intruzem.
to ja ustalę mu zasady.
- racja. - odpowiedziałam Draconowi. - to ja mu ustalę warunki. - obudził się we mnie dawno nie widziany bunt. spaliłam kaganiec. - nie jestem psem na smyczy.
- no i to jest Igni jaką kocham. uśmiechnął się.
- Książę - pocałowałam go w policzek - idź bo się spóźnisz. - zdziwił się - nie puszcza mnie na lekcje - zrobił minę typu "i co z tego ?" - idziemy. Draco po tym zdaniu poczuł się usatysfakcjonowany.
zabrał mnie za rękę pod salę.
Snape spojrzał na mnie i dorabiał mi kolejne zadania za karę, ale że uwijałam się ze wszystkim dostaliśmy dodatkowe punkty dla Slytherinu.
Aleksander stał cały czas przed salą i podsłuchiwał.
a ja siedziałam przy Draconie i czytał mi przez ramię moje notatki.
i to była świetna lekcja
jednak wyszłam na korytarz i dostałam rękę na policzku.
odwróciłam się ze wstrętem i spojrzałam mu z wyrzutem w oczy.
nienawidziłam Aleksandra.
- czemu jesteś taka zła skarbie ? spytał z wyrzutem.
- bo tu jesteś.- odpowiedziałam. - masz mi nie przeszkadzać.
- ale nie przeszkadzam. - żachnął się. - jestem.
- ale ja cię tu nie chcę. - odparłam. - masz mi się nie narzucać bo skończysz jak Bones. albo i gorzej. - spojrzał na mnie zaskoczony. - tak, tak dobrze słyszałeś Aleksandrze. dostaniesz ode mnie męki. za jedno jedyne źle powiedziane słowo. - patrzyłam mu spokojnie i chłodno w oczy. wampir szukał zaczepki na "czułe słówko" jednak widząc moje oczy a za mną Dracona spoważniał. - dlatego radzę ci uważać. zakończyłam wypowiedź.
Draco spojrzał mi pewnie w oczy.
był dumny z mojego buntu.
po raz pierwszy z buntu.
uśmiechnęłam się do niego słabo.
był kochany.
przeszłam razem z nim na quidditcha.
taaa ...
trening.
nareszcie.
przebrałam się w szaty.
potem przeszliśmy na boisko.
dosiadłam miotły i wzbiłam się w powietrze./
- Potter ! - wrzasnął Draco z miotły. był metr nade mną. - uwaga na głowy. - zrzucił jajko. - miłej zabawy.
wyminęłam jajko i zrzuciłam je na głowę Aleksandra. a niech wie co o nim myślę.
wampir nawet się nie bronił.
przez drużynę przeszłą salwa śmiechu.
wszyscy Ślizgoni i uczniowie na trawie oglądający trening śmiali się z jego wyrazu twarzy.
oniemiała powaga.
spojrzałam na niego z uśmiechem.
rozeźlił się.
uwielbiałam wkurzać ludzi.
szczególnie jeżeli miał być to Aleksander Lancaster.
- i co Lancaster ?! - wrzasnęłam z góry. - jak tam jajko ?! smaczne ?!
Draco zawtórował mi śmiechem. - no, no, no Ignis nie tak ostro. jajko było dla ciebie.
- no nie, no. nie bądźmy tak chamscy Draco. - odpowiedziałam. - nie marnujmy na tego idiotę jajek. zaśmiałam się.
niech Aleksander wie że jestem wredna.
a było to pretekstem do wytłumaczenia wspólnego języka z Draco.
chociaż ...
wiemy że było to coś innego.
Aleksander patrzył na mnie jak niepyszny.
był wkurzony, zdezorientowany, zawstydzony, rozżalony i przygnębiony.
po treningu wparował do szatni.
- ty - pokazał palcem na półnagiego Draco. chociaż wiedziałam że krępuje go mój wzrok ale nie mogłam się na niego nie patrzeć. - ty ... myślisz że to - rzucił surowym jajkiem mu pod nogi. - było zabawne ? - Aleksander gdyby mógł byłby czerwony ze złości. za to ja zachichotałam. - czemu się śmiejesz skarbie ? - spojrzał udając smutek. - zostałem upokorzony. wysłannik Rady, więc i jej członek. a co robi Rada z takimi żartownisiami ? - spojrzał wkurzony w oczy Draciego. - zabija. - wysunął nóż i już chciał natrzeć ale go zasłoniłam. - nie chroń go Igni. i tak go ukarzę. nie chcę żebyś się zachlapała tą brudną krwią.
- on nie ma brudnej krwi. - zaprzeczyłam wkurzona. wywęszyłąm coś. ALeksander był z gatunku Bonesa. wyczułam to. na początku naszej znajomości tego nie wyczułam ale teraz. - za to ty tu jesteś kundlem. - zdziwił się jakby nie chodziło o niego. - śmierdzisz. ukrywasz to przed Radą. choć go popchnij a powiem Radzie o twoim "malutkim" sekrecie. i się sypnie. bo mogą cię zabić jeżeli tylko dostaną dowód zranienia prawdziwego członka Rady. - wampir stojący z nożem w ręku teraz go wypuścił, lekko rozchylił usta i zdębiał. - tak, tak. mam ciebie dość. kiwnę palcem, wyślę list, i po tobie. i wiedz że jeżeli będzie na ciebie wyrok to postaram się żebym to ja cię zabiła. - wystraszył się. wiedziałam dlaczego. widziałam wyostrzone rysy a oczy zaszły ciemną, wręcz ciężką, szmaragdową zielenią. - więc się pilnuj ALeksandrze Lancaster i nie wchodź mi w drogę.
- dobrze Ignis. spuścił głowę, bąknął "przepraszam" czy coś w tym stylu w stronę Draco i wyszedł.
reszta drużyny wiedziała o mojej i Dracona tajemnicy.
przytulił mnie i krótko, ale zawsze prawda, mnie pocałował świętując to małe zwycięstwo.
- leć już słodko. - przejęzyczył się. ale jak na Draciego przystało błąd dodał mu uroku. - masz się nie spóźnić.
- jeszcze jest tu trzy dni. a my mamy jeszcze dwa treningi. -uśmiechnął się mimo woli. - wiesz co to znaczy, prawda ?
- wiem. naszykuję coś specjalnego. odpowiedział mi blondyn.
- mam nadzieję że i na pożegnanie zgotujemy mu rozczarowanie. - puściłam "oczko" do łobuzerskiego Ślizgona i opuściłam szatnię. jednak zatrzymałam się w progu. - chłopaki jak któyś wygada oddaje mi pół litra i to KAŻDY. i guzik mnie obchodzi zakaz picia czystej krwi bo taki zapas wystarczy mi na .... - szybko przeliczyłam. - na jakieś 100 lat.
- nie mamy zamiaru. - odpowiedział za wszystkich Markus. - trzeba słuchać się pani kapitan. poza tym. nikt nie chcę mieć cię wściekłej na karku.
- świetnie. następny trening pojutrze. weekend macie w miarę wolny bo musimy omówić taktykę.
- tak jest panie kapitanie. odpowiedzieli mi zgodnie.
wyszłam a zaraz za mną Draco, wiernie jak pies.
krok w krok.
cieszyło mnie to.
wchodząc do szkoły otworzył mi drzwi i mnie w nich przepuścił.
- pani kapitan ma pierwszeństwo. - uśmiechnął się. - a właśnie. kiedy trening żywiołów ? spytał zainteresowany Draco.
oh fuck ... zapomniałam.
- oj Draco zapomniałam. - pacnęłam się w czoło. - przepraszam. nadrobisz te zaległości. - zapewniłam go z uśmiechem. - zacznijmy po wyjeździe tego dupka Aleksandra, dobrze ?
- z wielką chęcią. odpowiedział mi uśmiechnięty z tym złośliwym błyskiem w oku.
- coś knujesz. - odparłam ciekawsko. - i podoba mi się ta złośliwość.
- cieszę się. odparł tajemniczo.
no ale długo sobie nie podogryzaliśmy.
nadszedł Harry.
- proszę, kogo widzę. Potter. - zaczął złośliwie Draco. - co nie ma już lekcji dla takich niedorajdów jak ty ?
- ej. - skarciłam go. spojrzał w ziemię. - macie mi się uspokoić jeden z drugim. Malfoy bo wylecisz z drużyny. a tego byś chyba nie chciał, co ?
- nie, pani kapitan. odparł cicho.
Harry poczuł się pewniej. - no widzę że jednak moja siostra ma cię w szachu nie tylko ze względu na twoją opinię na jej temat. odparł zaczepnie.
- Harry. - spojrzałam na brata. - daruj sobie zaczepki. macie się nie żreć. i ja tego dopilnuję choćbym miała się rozdwoić.
- dwie Ignis to za dużo. a co za dużo to niezdrowo Księżniczko. zasugerował Draco.
- prosiłam o komentarz ? - zwróciłam się w stronę Draciego. nie chciałam go tak traktować ale dopóki Harry będzie stał jak ten kiep i się nie ruszy to musiałam. - nie. no właśnie. omijajcie się. zamek jest wielki. dacie radę sobie nie wchodzić w paradę choć w jednym dniu ?
- jeżeli Księżniczka poczęstuje mnie ... zaczął Draci.
- nie da ci buziaka Malfoy. nie łudź się. prychnął Harry przerywając mu.
- jeżeli Księżniczka poczęstuje mnie lukrecjami. z wielką chęcią. skończył Dracon nie zwracając uwagi na "błyskotliwą" uwagę mojego brata.
- masz u mnie całą wiązkę jeżeli choć raz dacie moim uszom odpocząć.
- prezent na święta już masz zapewniony. - podobnie jak Krum, pocałował mnie w dłoń w wyrazie szczerości i odszedł na krok. - na mnie już czas Potter. - rzucił chłodno patrząc mściwie w oczy Harry'ego. - do zobaczenia Księżniczko, pożegnał mnie i zniknął.
Harry spojrzał na mnie zaskoczony.
otarłam "ze wstrętem" rękę z dotyku ust Draco.
- co ? spojrzałam zdziwiona na Harry'ego.
- nic. - odparł "spokojny". - po prostu. dostałaś buziaka w dłoń od Malfoy'a.
lekko się spięłam.
jeżeli to miał być znak dla Harry'ego że jesteśmy razem ...
- no i ? nie chce podpaść pani kapitan. podlizuje się, jest przesadnie miły. a ja mam go wokół małego palca co daje mi jeszcze zyski. - "wyjawiłam mu tajemnicę". - coś jeszcze ?
- on. wskazał za drzwi.
przeszłam do wampira.
i siedziałam z nim kilka dni.
kilka dni w których żołądek wywracał mi się do góry nogami.
w końcu puścił mnie na korytarz.
akurat poinformowałam Draco o tym że ma się zerwać z lekcji.
ustawiliśmy się przed wejściem do szkoły, za filarem.
- no i co pani kapitan ? spytał drażniąco Draci.
- kara. - nie mogłam się oprzeć by nie zniszczyć węzła jego krawata. przyciągnęłam go do siebie. - nie będzie bolało. obiecuję.
- mam coś dla mojej pani kapitan. uśmiechnął się i mnie pocałował.
- POTTER !!! - darł ALeksander. smutny. z kufrem w ręku. - wyjeżdżam słoneczko. pożegnaj mnie. - rozglądał się po korytarzu. dostrzegł mnie w ramionach Draco. - Igni ...
oderwałam się od Ślizgona.
puściłam do Draciego oczko.
podeszłam do Aleksandra. - nie obrazisz się jak ci powiem że chciałabym się przytulić do twoich pleców ? nie miałam ku temu okazji w Mieście.
- oczywiście. chodź. zrzucił z ramion plecak.
- ale tak żeby wszyscy widzieli. na schodach do szkoły. na ich najwyższym stopniu.
- jeszcze lepiej Igni.
przeszliśmy.
myślał że się przytulę.
a akurat miałąm na nogach glany.
i dostał solidnego kopa w zadek.
poleciał na sam dół na pysk i pocałował, owszem, ale ziemię.
- Potter ... warknął i pozbierał się.
potem już zniknął.
spojrzałam na Dracona.
- łądniutko go potraktowałaś. takiej wredotki to jeszcze nie widziałem. zaczął.
- a chcesz posmakować ? spytałam.
uśmiechnął się i pozwolił mi się w siebie wtulić w kolejnym pocałunku.
jednak szybko się musieliśmy rozłączyć.
dzwonek.
odskoczyłam na odległość dwóch metrów żeby nie było podejrzeń.
Draco w pośpiechu i, czemu się dziwić prawda, idealnie zawiązał krawat w sekundę.
Aleksander stał cały czas przed salą i podsłuchiwał.
a ja siedziałam przy Draconie i czytał mi przez ramię moje notatki.
i to była świetna lekcja
jednak wyszłam na korytarz i dostałam rękę na policzku.
odwróciłam się ze wstrętem i spojrzałam mu z wyrzutem w oczy.
nienawidziłam Aleksandra.
- czemu jesteś taka zła skarbie ? spytał z wyrzutem.
- bo tu jesteś.- odpowiedziałam. - masz mi nie przeszkadzać.
- ale nie przeszkadzam. - żachnął się. - jestem.
- ale ja cię tu nie chcę. - odparłam. - masz mi się nie narzucać bo skończysz jak Bones. albo i gorzej. - spojrzał na mnie zaskoczony. - tak, tak dobrze słyszałeś Aleksandrze. dostaniesz ode mnie męki. za jedno jedyne źle powiedziane słowo. - patrzyłam mu spokojnie i chłodno w oczy. wampir szukał zaczepki na "czułe słówko" jednak widząc moje oczy a za mną Dracona spoważniał. - dlatego radzę ci uważać. zakończyłam wypowiedź.
Draco spojrzał mi pewnie w oczy.
był dumny z mojego buntu.
po raz pierwszy z buntu.
uśmiechnęłam się do niego słabo.
był kochany.
przeszłam razem z nim na quidditcha.
taaa ...
trening.
nareszcie.
przebrałam się w szaty.
potem przeszliśmy na boisko.
dosiadłam miotły i wzbiłam się w powietrze./
- Potter ! - wrzasnął Draco z miotły. był metr nade mną. - uwaga na głowy. - zrzucił jajko. - miłej zabawy.
wyminęłam jajko i zrzuciłam je na głowę Aleksandra. a niech wie co o nim myślę.
wampir nawet się nie bronił.
przez drużynę przeszłą salwa śmiechu.
wszyscy Ślizgoni i uczniowie na trawie oglądający trening śmiali się z jego wyrazu twarzy.
oniemiała powaga.
spojrzałam na niego z uśmiechem.
rozeźlił się.
uwielbiałam wkurzać ludzi.
szczególnie jeżeli miał być to Aleksander Lancaster.
- i co Lancaster ?! - wrzasnęłam z góry. - jak tam jajko ?! smaczne ?!
Draco zawtórował mi śmiechem. - no, no, no Ignis nie tak ostro. jajko było dla ciebie.
- no nie, no. nie bądźmy tak chamscy Draco. - odpowiedziałam. - nie marnujmy na tego idiotę jajek. zaśmiałam się.
niech Aleksander wie że jestem wredna.
a było to pretekstem do wytłumaczenia wspólnego języka z Draco.
chociaż ...
wiemy że było to coś innego.
Aleksander patrzył na mnie jak niepyszny.
był wkurzony, zdezorientowany, zawstydzony, rozżalony i przygnębiony.
po treningu wparował do szatni.
- ty - pokazał palcem na półnagiego Draco. chociaż wiedziałam że krępuje go mój wzrok ale nie mogłam się na niego nie patrzeć. - ty ... myślisz że to - rzucił surowym jajkiem mu pod nogi. - było zabawne ? - Aleksander gdyby mógł byłby czerwony ze złości. za to ja zachichotałam. - czemu się śmiejesz skarbie ? - spojrzał udając smutek. - zostałem upokorzony. wysłannik Rady, więc i jej członek. a co robi Rada z takimi żartownisiami ? - spojrzał wkurzony w oczy Draciego. - zabija. - wysunął nóż i już chciał natrzeć ale go zasłoniłam. - nie chroń go Igni. i tak go ukarzę. nie chcę żebyś się zachlapała tą brudną krwią.
- on nie ma brudnej krwi. - zaprzeczyłam wkurzona. wywęszyłąm coś. ALeksander był z gatunku Bonesa. wyczułam to. na początku naszej znajomości tego nie wyczułam ale teraz. - za to ty tu jesteś kundlem. - zdziwił się jakby nie chodziło o niego. - śmierdzisz. ukrywasz to przed Radą. choć go popchnij a powiem Radzie o twoim "malutkim" sekrecie. i się sypnie. bo mogą cię zabić jeżeli tylko dostaną dowód zranienia prawdziwego członka Rady. - wampir stojący z nożem w ręku teraz go wypuścił, lekko rozchylił usta i zdębiał. - tak, tak. mam ciebie dość. kiwnę palcem, wyślę list, i po tobie. i wiedz że jeżeli będzie na ciebie wyrok to postaram się żebym to ja cię zabiła. - wystraszył się. wiedziałam dlaczego. widziałam wyostrzone rysy a oczy zaszły ciemną, wręcz ciężką, szmaragdową zielenią. - więc się pilnuj ALeksandrze Lancaster i nie wchodź mi w drogę.
- dobrze Ignis. spuścił głowę, bąknął "przepraszam" czy coś w tym stylu w stronę Draco i wyszedł.
reszta drużyny wiedziała o mojej i Dracona tajemnicy.
przytulił mnie i krótko, ale zawsze prawda, mnie pocałował świętując to małe zwycięstwo.
- leć już słodko. - przejęzyczył się. ale jak na Draciego przystało błąd dodał mu uroku. - masz się nie spóźnić.
- jeszcze jest tu trzy dni. a my mamy jeszcze dwa treningi. -uśmiechnął się mimo woli. - wiesz co to znaczy, prawda ?
- wiem. naszykuję coś specjalnego. odpowiedział mi blondyn.
- mam nadzieję że i na pożegnanie zgotujemy mu rozczarowanie. - puściłam "oczko" do łobuzerskiego Ślizgona i opuściłam szatnię. jednak zatrzymałam się w progu. - chłopaki jak któyś wygada oddaje mi pół litra i to KAŻDY. i guzik mnie obchodzi zakaz picia czystej krwi bo taki zapas wystarczy mi na .... - szybko przeliczyłam. - na jakieś 100 lat.
- nie mamy zamiaru. - odpowiedział za wszystkich Markus. - trzeba słuchać się pani kapitan. poza tym. nikt nie chcę mieć cię wściekłej na karku.
- świetnie. następny trening pojutrze. weekend macie w miarę wolny bo musimy omówić taktykę.
- tak jest panie kapitanie. odpowiedzieli mi zgodnie.
wyszłam a zaraz za mną Draco, wiernie jak pies.
krok w krok.
cieszyło mnie to.
wchodząc do szkoły otworzył mi drzwi i mnie w nich przepuścił.
- pani kapitan ma pierwszeństwo. - uśmiechnął się. - a właśnie. kiedy trening żywiołów ? spytał zainteresowany Draco.
oh fuck ... zapomniałam.
- oj Draco zapomniałam. - pacnęłam się w czoło. - przepraszam. nadrobisz te zaległości. - zapewniłam go z uśmiechem. - zacznijmy po wyjeździe tego dupka Aleksandra, dobrze ?
- z wielką chęcią. odpowiedział mi uśmiechnięty z tym złośliwym błyskiem w oku.
- coś knujesz. - odparłam ciekawsko. - i podoba mi się ta złośliwość.
- cieszę się. odparł tajemniczo.
no ale długo sobie nie podogryzaliśmy.
nadszedł Harry.
- proszę, kogo widzę. Potter. - zaczął złośliwie Draco. - co nie ma już lekcji dla takich niedorajdów jak ty ?
- ej. - skarciłam go. spojrzał w ziemię. - macie mi się uspokoić jeden z drugim. Malfoy bo wylecisz z drużyny. a tego byś chyba nie chciał, co ?
- nie, pani kapitan. odparł cicho.
Harry poczuł się pewniej. - no widzę że jednak moja siostra ma cię w szachu nie tylko ze względu na twoją opinię na jej temat. odparł zaczepnie.
- Harry. - spojrzałam na brata. - daruj sobie zaczepki. macie się nie żreć. i ja tego dopilnuję choćbym miała się rozdwoić.
- dwie Ignis to za dużo. a co za dużo to niezdrowo Księżniczko. zasugerował Draco.
- prosiłam o komentarz ? - zwróciłam się w stronę Draciego. nie chciałam go tak traktować ale dopóki Harry będzie stał jak ten kiep i się nie ruszy to musiałam. - nie. no właśnie. omijajcie się. zamek jest wielki. dacie radę sobie nie wchodzić w paradę choć w jednym dniu ?
- jeżeli Księżniczka poczęstuje mnie ... zaczął Draci.
- nie da ci buziaka Malfoy. nie łudź się. prychnął Harry przerywając mu.
- jeżeli Księżniczka poczęstuje mnie lukrecjami. z wielką chęcią. skończył Dracon nie zwracając uwagi na "błyskotliwą" uwagę mojego brata.
- masz u mnie całą wiązkę jeżeli choć raz dacie moim uszom odpocząć.
- prezent na święta już masz zapewniony. - podobnie jak Krum, pocałował mnie w dłoń w wyrazie szczerości i odszedł na krok. - na mnie już czas Potter. - rzucił chłodno patrząc mściwie w oczy Harry'ego. - do zobaczenia Księżniczko, pożegnał mnie i zniknął.
Harry spojrzał na mnie zaskoczony.
otarłam "ze wstrętem" rękę z dotyku ust Draco.
- co ? spojrzałam zdziwiona na Harry'ego.
- nic. - odparł "spokojny". - po prostu. dostałaś buziaka w dłoń od Malfoy'a.
lekko się spięłam.
jeżeli to miał być znak dla Harry'ego że jesteśmy razem ...
- no i ? nie chce podpaść pani kapitan. podlizuje się, jest przesadnie miły. a ja mam go wokół małego palca co daje mi jeszcze zyski. - "wyjawiłam mu tajemnicę". - coś jeszcze ?
- on. wskazał za drzwi.
przeszłam do wampira.
i siedziałam z nim kilka dni.
kilka dni w których żołądek wywracał mi się do góry nogami.
w końcu puścił mnie na korytarz.
akurat poinformowałam Draco o tym że ma się zerwać z lekcji.
ustawiliśmy się przed wejściem do szkoły, za filarem.
- no i co pani kapitan ? spytał drażniąco Draci.
- kara. - nie mogłam się oprzeć by nie zniszczyć węzła jego krawata. przyciągnęłam go do siebie. - nie będzie bolało. obiecuję.
- mam coś dla mojej pani kapitan. uśmiechnął się i mnie pocałował.
- POTTER !!! - darł ALeksander. smutny. z kufrem w ręku. - wyjeżdżam słoneczko. pożegnaj mnie. - rozglądał się po korytarzu. dostrzegł mnie w ramionach Draco. - Igni ...
oderwałam się od Ślizgona.
puściłam do Draciego oczko.
podeszłam do Aleksandra. - nie obrazisz się jak ci powiem że chciałabym się przytulić do twoich pleców ? nie miałam ku temu okazji w Mieście.
- oczywiście. chodź. zrzucił z ramion plecak.
- ale tak żeby wszyscy widzieli. na schodach do szkoły. na ich najwyższym stopniu.
- jeszcze lepiej Igni.
przeszliśmy.
myślał że się przytulę.
a akurat miałąm na nogach glany.
i dostał solidnego kopa w zadek.
poleciał na sam dół na pysk i pocałował, owszem, ale ziemię.
- Potter ... warknął i pozbierał się.
potem już zniknął.
Cz. II Los ...
- łądniutko go potraktowałaś. takiej wredotki to jeszcze nie widziałem. zaczął.
- a chcesz posmakować ? spytałam.
uśmiechnął się i pozwolił mi się w siebie wtulić w kolejnym pocałunku.
jednak szybko się musieliśmy rozłączyć.
dzwonek.
odskoczyłam na odległość dwóch metrów żeby nie było podejrzeń.
Draco w pośpiechu i, czemu się dziwić prawda, idealnie zawiązał krawat w sekundę.
uśmiechnął się i , na szczęście, kiedy nikt nie patrzył puścił do mnie oczko.
- do zobaczenia Księżniczko ! Draco zawołał mi na pożegnanie przez ćwierć korytarza.
- do zobaczenia Księżniczko ! Draco zawołał mi na pożegnanie przez ćwierć korytarza.
Harry , nasza najgorsza przeszkoda, właśnie się do nas zbliżał.
spojrzał pogardliwie na Draciego który sobie poszedł z narcystycznym uśmieszkiem.
- o co mu chodzi ? spytał Harry bez ogródek.
spojrzałam za Draconem. zniknął z pola widzenia więc można wciskać kit. - to dla mnie przyjaciel, po Mistrzostwach się pokłóciliśmy, a teraz jak widzisz niezrażenie próbuje mnie do siebie zjednać dlatego je mi z ręki. czyściutki zysk. mam go wokół małego palca.
- czyli nie jesteś z Malfoy'em ? dopytywał się Harry.
- absolutnie nie. spojrzałam bratu w oczy.
brawo Ignis, nauczyłaś się kłamać i nie odwracać wzroku.
- leć siostrzyczko. pożegnał mnie brat równo z dzwonkiem.
poszłam na lekcje.
Draco, na szczęście sam, stał pod salą z moją torbą.
- no i co ? spytał.
- nic. - odparłam. - pytał czy aby na pewno nic mnie z tobą nie łączy.
- i ty mu powiedziałaś że ...
- oczywiście że się nie przyznałam. - Draco lekko się zasępił. - ej, znasz mnie prawda ? dotrzymam obietnicy. powiedziałam ci że zobaczy nasz pocałunek, czyż nie ? - rozpromienił się na sekundę. - wiesz że dotrzymuję słowa.
- wiem. - zapewnił mnie i otworzył drzwi. - czy nie mylę się że za godzinę mamy trening ? uśmiechnął się złośliwie.
zrozumiałam że nie o quidditcha mu chodzi, chciał ćwiczyć aurę. - oczywiście. odpowiedziałam.
- świetnie. będę gotowy. wpuścił mnie do ławki, wyjątkowo w sali od Transmutacji, przed sobą.
zajęłam miejsce i pochyliłam się nad zadaniami.
poczułam na sobie wzrok Draco.
odwróciłam głowę w jego stronę.
wbił spojrzenie w kartki.
znowu patrzyłam na materiały i w jakieś 20 minut potem oddałam McGonnnagall kartę.
zdziwiła się gdyż kiedy wyszłam ze swojego miejsca, nawet Hermiona nadal pisała a to ona zwykle oddawała prace pierwsza.
- już Potter ? skońćzyłaś ? zdziwiła się nauczycielka widząc pochyloną Hermionę.
- owszem. ponadto sprawdziłam. - oddałam jej arkusz. - czy mogłąbym opuścić salę ?
- nie widzę takiej potrzeby Potter. - odpowiedziała mi życzliwie profesorka. - siadaj. wiem że to był jednorazowy incydent.
- dziękuję pani profesor. usiadłam na swoje miejsce.
Draco spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
McGonnagall po minucie podniosła wzrok. - Potter. - zaczęła. wstałam z miejsca. - dobra robota. wszystko poprawnie. plus 15 punktów dla Slytherinu.
- dziękuję pani profesor. usiadłam z powrotem na miejsce.
dostałam karteczkę.
" 10. ? " łądne pismo. spojrzałam w tył. Draco lekko się uśmiechnął i wzrokiem wskazał na nauczycielkę.
- panie Malfoy proszę nie namawiać do pomocy bo inaczej Slytherin za każdorazowe spojrzenie dostanie 5 punktów ujemnych. upomniała go McGonnagall.
- przepraszam pani profesor. mruknął Draci i porzucił próby komunikacji.
fartem lub nie ale następna była Obrona przed Czarną Magią.
jako jedna z nielicznych weszłam dziarsko do klasy.
nie brzydziły mnie jego metody nauczania.
a za pokazowe walki dostawaliśmy kolejne 20 czy 15 punktów na konto Slytherinu.
Draco cieszył się bo widział praktykę.
a po tej lekcji mieliśmy mieć trening.
zakasał już rękawy jednak OpCM mieliśmy razem z Gryffonami.
jego nadmierną radość zarejestrował Harry.
stoły były ustawione po bokach sali tworząc coś w rodzaju areny.
czyli pokazówka.
świetnie.
- Potter ! - wrzasnął Moody. - znasz zaklęcie powodujące ścisk mięśni ?
- oczywiście. - potwierdziłam pewnie. - pokazowy pojedynek panie profesorze ?
- szykuj się Potter. uśmiechnął się Moody złośliwie.
- jestem gotowa panie profesorze. zapewniłam.
- świetnie.
z zaskoczenia zaatakował.
wyznaczyłam sobie rytm walki na piosenkę Yeah Yeah Yeahs "Zero".
oddałam zaklęcie bo miałam do tego prawo.
Moody w ostatniej chwili je ominął.
drugie zaklęcie było raniące.
musnęło moje ramię powodując oparzenie.
Moody chciał przerwać walkę ale nie dałam tego skończyć.
pokiwałąm przecząco głową.
spojrzałem na siostrę.
oparzone ramię zaczynało się zrastać.
roztrzaskana szata pokazywała nagą skórę pokrytą bliznami.
widziałem w oku siostry coś co sugerowało u niej liczenie taktów muzycznych.
ustalony, nieznany Moddy'emu rytm.
uśmiechnęła się do mnie i wyskoczyła w górę pod sam sufit w ułamku sekundy unikając zaklęcia które było dwa metry odległości od niej.
opadła równie szybko i wywijając piruet wypuściła smoka z ognia.
Moody wybronił się ledwo i uniósł dłonie sygnalizując koniec walki.
Ignis skinęła głową w znaku szacunku i wróciła do ławki.
Malfoy napuszył się że koło niego siedzi i podał jej "wspaniałomyślnie" bandanę żeby zasłoniła ramię.
ona tylko się uśmiechnęła, owszem przyjęła opaskę, jednak zestaliła materiał.
a bandanę zawiązała na nadgarstku z czego Malfoy również się puszył.
spojrzał na jej dłoń i lekko ją uścisnął.
siostrzyczka przesłała mu uśmiech zawstydzenia a odwracając do mnie wzrok przewróciła oczami,
byłem po części z niej dumny.
Malfoy który wykorzystywał ludzi sam padł ofiarą swojego postępowania.
odwróciłam wzrok do trzymającego mnie za dłoń Ślizgona.
- puść już. - zabrałam rękę z jego uścisku. choć przyjemne, dłonie Draco należało odłożyć. - nie jesteś tu sam. skarciłam go cicho.
- ale niedługo będziesz już tylko do mojej dyspozycji z powodu treningu. odparł.
- daruj sobie. ukróciłam.
chociaż nie chciałam skracać kłótni.
doszłoby do pocałunku.
jednak w klasie na to pozwolić nie mogłam.
dlatego musiałam traktować go chłodno.
przeszłam na korytarz.
złąpał mnie Draco.
spojrzał na mnie wymownie.
- gdzie idziesz Księżniczko ? spytał przymilnie.
- Las czy boisko ? oddałam pytanie.
- Las. prywatniej. odparł Draco z lekkim uśmiechem.
- chodź. - wsadziłam ręce do kieszeni szaty i torbę zrzuciłam na drzewo. jego tak samo. - płaszcz. - zakomenderowałam. ubrał pelerynę Maga. - zaczniemy od Wody. - pokiwał głową skupiony. - zaatakuj mnie.
to było dla mnie zaskoczenie.
stałęm osłupiony w miejscu.
- zaatakuj. - powtózyła. - inaczej widzę. - uśmiechnęła się. zniknęła i pojawiła się przy moim gardle. - zaatakuj mnie. jak ci wyjdzie i się nie obronię dostaniesz coś ode mnie.
- miałaś mnie nie gryźć Igni. odparłem.
- nie ugryzienie blondynku. - pstryknęła mnie w ucho i znowu zniknęła. - nagrodę.
uspokoiłem się.
odetchnąłem i zanim zdążyłęm mrugnąć dostałem czymś w rodzaju bata z Wody.
- wróg nigdy nie będzie czekał aż się pozbierasz. - ofuknęła mnie. znowu byłą tuż przy mnie i pstryknęła mnie w ucho. - ktoś zabił cię już dwukrotnie. pospiesz się. masz trzy życia. jak wszystkie stracisz to masz przerąbane. - pocieszenie. pomyślałem. - pozbieraj się. masz 10 sekund.
Ignis jako mentorka byłą zimna i wymagająca.
liczyłem na odrobinę więcej tłumaczenia, jakiejś teorii tak na początek.
liczyła cicho oskrobując patyk.
jeszcze 7 ... 6 ...
uderzyłem w nią, lub chciałem, słupem Wody.
- no nareszcie Malfoy. - pochwaliła zimno. oddała atak. a ja się wybroniłem i wyprowadziłem kolejny cios. - wyczuj rytm przeciwnika by ... - podcięła mnie a pod brodą poczułem lód. - by móc go wykorzystać na swoją korzyść. - cofnęła lodowe ostrze i podniosła mnie ze ściółki. - jeszcze raz.
zacząłem myśleć o tym jako bardziej o muzyce.
Ignis się odnalazła w rytmie walki jednak nie wykorzystywała tego, na razie wolała poczekać i dać mi szanse.
nie chciałem forów.
zaatakowałem poza schematem.
Ignis się bardzo ładnie wywinęła. - nieźle Malfoy, nieźle. jednak ciut za wolno. - uśmiechnęła się słabo. - jedno życie ci zostało. bardzo dobrze. - poczochrała mnie. - dzisiejszą sesję treningową uważam za zamkniętą. - wskazała na niebo. powoli słońce zachodziło. - idź do szkoły. ja mam jeszcze obchód do zrobienia.
- poczekam na ciebie. zapewniłem ją ściągając torbę z drzewa podmuchem wiatru.
- nooo ... - uśmiechnęła się dumna. - ładnie. widzę że ktoś trenował z Powietrzem. - pokiwała głową. - jednak zacznijmy od początku czyli od Wody.
- dobrze pani profesor. - uśmiechnąłem się zabierając torbę. - dostanę nagrodę ?
- na zachętę do treningu. - pocałowała mnie w policzek. - leć. dotrę na kolację.
pierwszy trening.
los chciał że miałam obchód.
usłyszałam coś dziwnego więc i sprawdzić to wypadało.
weszłam w Las jednak nie było nic nadzwyczajnego.
pojawił się Ceantaur, ten sam który odstraszył Quirrella trzy lata temu.
- witaj Ignis. skłonił się.
- witaj przyjacielu. - odpowiedziałam z takim samym gestem. ja jednak zamiast pełnego ukłonu skinęłam głową. - czy jest tu coś niezwykłego od zeszłych wakacji ?
- nie Ignis. nic się nie zmieniło. wszyscy czekamy na Czarę. szkoda że nie bierzesz udziału. mieliśmy sejm na wakacjach kogo popierać a kogo wypierać z Lasu podczas Czary. nawet Cyklop za tobą głosował.
- podziękuj im za wsparcie jednak mam jeszcze inne zobowiązania.
- takie jak uczenie syna rodu Malfoy ? - spytał. przez sekundę zamilkłam. - tak, obserwowałem wasz trening. jesteś dla niego zbyt ostra. to jeszcze dzieciak. i to z domu w którym tylko w matce ma oparcie. poświęć mu więcej uwagi i czułości. chociaż tego drugiego mu z twojej strony chyba nie brakuje.
- ukróć przemowę Centaurze i powiedz mi do czego zmierzasz. poprosiłam.
- daj mu odrobinę forów. zasugerował Centaur i odgalopował.
pomimo że trochę już je widywałam to nadal imponowała mi ich prędkość.
przywołałam torbę i wyszłam z Lasu.
wchodziłam na kolację.
wzrok wszystkich skierował się w moją stronę.
Dumbledore trzymał w ręku trzy kartki.
nie wierzyłem w to co się stało.
Czara wylosowała trzy osoby.
Puchona, Gryffona i Ślizgona.
nasz dom reprezentowała Ignis.
Gryffindor przejął Potter.
ale jakim cudem skoro oni byli poniżej bariery wiekowej ?
kątem oka wychwyciłem jak Moody patrzy na Ignis a w oczach Księżniczki malowało się potwierdzenie, bezgłośnie, wręcz niezauważalne.
czyli ona się zgłaszała.
kazała to zrobić Moody'emu.
zdziwiona podeszła do naszego stołu i usiadła.
- nieładnie tak kłamać. - skarciłem ją szeptem. Sala znowu zawrzała rozmowami. - miałaś się nie zgłaszać a tu proszę. poprosiłaś Moody'ego żeby cię zapisał.
odwróciła się gwałtownie i z wyrazem szczerego zdziwienia.
- Draco spójrz mi w oczy. - zrobiłem bez wahania to o co prosiła. - nie robiłam niczego żeby się dostać do Czary. - patrzyła wprost w moje oczy. uwierzyłem. - teraz wierzysz ?
- tak. odparłem.
o co chodzi ..
dyrektor trzyma trzy kartki a Czara ma zdjęte pieczęci.
- Potter !!!! - wydarł się Dumbledore. - obydwoje do mnie ale już !!!!
podeszłam sztywno do stołu.
stał tam już Krum, jakichś dwóch Dumstrandczyków, trzy pół wile z PObbatoun, a od nas Puchon - Cedrik Driggory , i chyba też Harry i ja.
los ...
och Fortuno i Siostro czemu to splotłyście ?
ojcze czemu ...
wzięłam Harry'ego za rękę i podeszłam do stołu nauczycielskiego.
- czy którekolwiek z was kazało komukolwiek się zgłosić !? - ryknął dyrektor. - odpowiadajcie !
- nie panie dyrektorze. odparłam.
- nie. poparł mnie Harry.
oboje patrzyliśmy w błękitne oczy dyrektora pewnie.
- w takim razie. - dyrektor zaczął spokojny. - Czara wybrała członków gry !!!! wrzasnął.
Hogwart bił nam brawo.
byłam dumna.
czemu ?
Łowca.
Łowca miał bardzo duże szanse na przetrwanie.
- Ignis puść coś z ognia. podpuścił mnie Krum.
trudno.
jeden wielki smok.
rozłożyłąm ramiona i wyszedł sam.
lung chiński.
owinął się i ryknął.
Draco mimowolnie się uśmiechnął.
gdybyśmy mogli ludziom pokazać że jesteśmy razem ...
już dawno by tu był i pocałował mnie.
ale nie mógł.
wskazał wymownie wzrokiem na drzwi.
uśmiechnęłam się.
- wygramy !!! podrzegłam tłum Hogwartczyków jeszcze bardziej.
Cirispin obiecuję ci że skopię tyłki Dumstrangu i wygramy.
przeszłam do swojego stołu.
Markus wziął mnie na ramię i razem z resztą drużyny wyszliśmy do dormitorium.
szaleńcy.
- no Ignis. masz to wygrać. - zaczął głośno kiedy mnie niósł przy tłumie. - obiecałaś.
- i dotrzymam słowa Markus. - odparłam. - albo to albo kojfnę po drodze do wygranej.
- Potter, Potter waż słowa. - skarcił mnie Snape. - jednak życzę ci wygranej.
spojrzał pogardliwie na Draciego który sobie poszedł z narcystycznym uśmieszkiem.
- o co mu chodzi ? spytał Harry bez ogródek.
spojrzałam za Draconem. zniknął z pola widzenia więc można wciskać kit. - to dla mnie przyjaciel, po Mistrzostwach się pokłóciliśmy, a teraz jak widzisz niezrażenie próbuje mnie do siebie zjednać dlatego je mi z ręki. czyściutki zysk. mam go wokół małego palca.
- czyli nie jesteś z Malfoy'em ? dopytywał się Harry.
- absolutnie nie. spojrzałam bratu w oczy.
brawo Ignis, nauczyłaś się kłamać i nie odwracać wzroku.
- leć siostrzyczko. pożegnał mnie brat równo z dzwonkiem.
poszłam na lekcje.
Draco, na szczęście sam, stał pod salą z moją torbą.
- no i co ? spytał.
- nic. - odparłam. - pytał czy aby na pewno nic mnie z tobą nie łączy.
- i ty mu powiedziałaś że ...
- oczywiście że się nie przyznałam. - Draco lekko się zasępił. - ej, znasz mnie prawda ? dotrzymam obietnicy. powiedziałam ci że zobaczy nasz pocałunek, czyż nie ? - rozpromienił się na sekundę. - wiesz że dotrzymuję słowa.
- wiem. - zapewnił mnie i otworzył drzwi. - czy nie mylę się że za godzinę mamy trening ? uśmiechnął się złośliwie.
zrozumiałam że nie o quidditcha mu chodzi, chciał ćwiczyć aurę. - oczywiście. odpowiedziałam.
- świetnie. będę gotowy. wpuścił mnie do ławki, wyjątkowo w sali od Transmutacji, przed sobą.
zajęłam miejsce i pochyliłam się nad zadaniami.
poczułam na sobie wzrok Draco.
odwróciłam głowę w jego stronę.
wbił spojrzenie w kartki.
znowu patrzyłam na materiały i w jakieś 20 minut potem oddałam McGonnnagall kartę.
zdziwiła się gdyż kiedy wyszłam ze swojego miejsca, nawet Hermiona nadal pisała a to ona zwykle oddawała prace pierwsza.
- już Potter ? skońćzyłaś ? zdziwiła się nauczycielka widząc pochyloną Hermionę.
- owszem. ponadto sprawdziłam. - oddałam jej arkusz. - czy mogłąbym opuścić salę ?
- nie widzę takiej potrzeby Potter. - odpowiedziała mi życzliwie profesorka. - siadaj. wiem że to był jednorazowy incydent.
- dziękuję pani profesor. usiadłam na swoje miejsce.
Draco spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
McGonnagall po minucie podniosła wzrok. - Potter. - zaczęła. wstałam z miejsca. - dobra robota. wszystko poprawnie. plus 15 punktów dla Slytherinu.
- dziękuję pani profesor. usiadłam z powrotem na miejsce.
dostałam karteczkę.
" 10. ? " łądne pismo. spojrzałam w tył. Draco lekko się uśmiechnął i wzrokiem wskazał na nauczycielkę.
- panie Malfoy proszę nie namawiać do pomocy bo inaczej Slytherin za każdorazowe spojrzenie dostanie 5 punktów ujemnych. upomniała go McGonnagall.
- przepraszam pani profesor. mruknął Draci i porzucił próby komunikacji.
fartem lub nie ale następna była Obrona przed Czarną Magią.
jako jedna z nielicznych weszłam dziarsko do klasy.
nie brzydziły mnie jego metody nauczania.
a za pokazowe walki dostawaliśmy kolejne 20 czy 15 punktów na konto Slytherinu.
Draco cieszył się bo widział praktykę.
a po tej lekcji mieliśmy mieć trening.
zakasał już rękawy jednak OpCM mieliśmy razem z Gryffonami.
jego nadmierną radość zarejestrował Harry.
stoły były ustawione po bokach sali tworząc coś w rodzaju areny.
czyli pokazówka.
świetnie.
- Potter ! - wrzasnął Moody. - znasz zaklęcie powodujące ścisk mięśni ?
- oczywiście. - potwierdziłam pewnie. - pokazowy pojedynek panie profesorze ?
- szykuj się Potter. uśmiechnął się Moody złośliwie.
- jestem gotowa panie profesorze. zapewniłam.
- świetnie.
z zaskoczenia zaatakował.
wyznaczyłam sobie rytm walki na piosenkę Yeah Yeah Yeahs "Zero".
oddałam zaklęcie bo miałam do tego prawo.
Moody w ostatniej chwili je ominął.
drugie zaklęcie było raniące.
musnęło moje ramię powodując oparzenie.
Moody chciał przerwać walkę ale nie dałam tego skończyć.
pokiwałąm przecząco głową.
* Harry *
oparzone ramię zaczynało się zrastać.
roztrzaskana szata pokazywała nagą skórę pokrytą bliznami.
widziałem w oku siostry coś co sugerowało u niej liczenie taktów muzycznych.
ustalony, nieznany Moddy'emu rytm.
uśmiechnęła się do mnie i wyskoczyła w górę pod sam sufit w ułamku sekundy unikając zaklęcia które było dwa metry odległości od niej.
opadła równie szybko i wywijając piruet wypuściła smoka z ognia.
Moody wybronił się ledwo i uniósł dłonie sygnalizując koniec walki.
Ignis skinęła głową w znaku szacunku i wróciła do ławki.
Malfoy napuszył się że koło niego siedzi i podał jej "wspaniałomyślnie" bandanę żeby zasłoniła ramię.
ona tylko się uśmiechnęła, owszem przyjęła opaskę, jednak zestaliła materiał.
a bandanę zawiązała na nadgarstku z czego Malfoy również się puszył.
spojrzał na jej dłoń i lekko ją uścisnął.
siostrzyczka przesłała mu uśmiech zawstydzenia a odwracając do mnie wzrok przewróciła oczami,
byłem po części z niej dumny.
Malfoy który wykorzystywał ludzi sam padł ofiarą swojego postępowania.
* Ignis *
odwróciłam wzrok do trzymającego mnie za dłoń Ślizgona.
- puść już. - zabrałam rękę z jego uścisku. choć przyjemne, dłonie Draco należało odłożyć. - nie jesteś tu sam. skarciłam go cicho.
- ale niedługo będziesz już tylko do mojej dyspozycji z powodu treningu. odparł.
- daruj sobie. ukróciłam.
chociaż nie chciałam skracać kłótni.
doszłoby do pocałunku.
jednak w klasie na to pozwolić nie mogłam.
dlatego musiałam traktować go chłodno.
przeszłam na korytarz.
złąpał mnie Draco.
spojrzał na mnie wymownie.
- gdzie idziesz Księżniczko ? spytał przymilnie.
- Las czy boisko ? oddałam pytanie.
- Las. prywatniej. odparł Draco z lekkim uśmiechem.
- chodź. - wsadziłam ręce do kieszeni szaty i torbę zrzuciłam na drzewo. jego tak samo. - płaszcz. - zakomenderowałam. ubrał pelerynę Maga. - zaczniemy od Wody. - pokiwał głową skupiony. - zaatakuj mnie.
* Draco *
to było dla mnie zaskoczenie.
stałęm osłupiony w miejscu.
- zaatakuj. - powtózyła. - inaczej widzę. - uśmiechnęła się. zniknęła i pojawiła się przy moim gardle. - zaatakuj mnie. jak ci wyjdzie i się nie obronię dostaniesz coś ode mnie.
- miałaś mnie nie gryźć Igni. odparłem.
- nie ugryzienie blondynku. - pstryknęła mnie w ucho i znowu zniknęła. - nagrodę.
uspokoiłem się.
odetchnąłem i zanim zdążyłęm mrugnąć dostałem czymś w rodzaju bata z Wody.
- wróg nigdy nie będzie czekał aż się pozbierasz. - ofuknęła mnie. znowu byłą tuż przy mnie i pstryknęła mnie w ucho. - ktoś zabił cię już dwukrotnie. pospiesz się. masz trzy życia. jak wszystkie stracisz to masz przerąbane. - pocieszenie. pomyślałem. - pozbieraj się. masz 10 sekund.
Ignis jako mentorka byłą zimna i wymagająca.
liczyłem na odrobinę więcej tłumaczenia, jakiejś teorii tak na początek.
liczyła cicho oskrobując patyk.
jeszcze 7 ... 6 ...
uderzyłem w nią, lub chciałem, słupem Wody.
- no nareszcie Malfoy. - pochwaliła zimno. oddała atak. a ja się wybroniłem i wyprowadziłem kolejny cios. - wyczuj rytm przeciwnika by ... - podcięła mnie a pod brodą poczułem lód. - by móc go wykorzystać na swoją korzyść. - cofnęła lodowe ostrze i podniosła mnie ze ściółki. - jeszcze raz.
zacząłem myśleć o tym jako bardziej o muzyce.
Ignis się odnalazła w rytmie walki jednak nie wykorzystywała tego, na razie wolała poczekać i dać mi szanse.
nie chciałem forów.
zaatakowałem poza schematem.
Ignis się bardzo ładnie wywinęła. - nieźle Malfoy, nieźle. jednak ciut za wolno. - uśmiechnęła się słabo. - jedno życie ci zostało. bardzo dobrze. - poczochrała mnie. - dzisiejszą sesję treningową uważam za zamkniętą. - wskazała na niebo. powoli słońce zachodziło. - idź do szkoły. ja mam jeszcze obchód do zrobienia.
- poczekam na ciebie. zapewniłem ją ściągając torbę z drzewa podmuchem wiatru.
- nooo ... - uśmiechnęła się dumna. - ładnie. widzę że ktoś trenował z Powietrzem. - pokiwała głową. - jednak zacznijmy od początku czyli od Wody.
- dobrze pani profesor. - uśmiechnąłem się zabierając torbę. - dostanę nagrodę ?
- na zachętę do treningu. - pocałowała mnie w policzek. - leć. dotrę na kolację.
* Ignis *
los chciał że miałam obchód.
usłyszałam coś dziwnego więc i sprawdzić to wypadało.
weszłam w Las jednak nie było nic nadzwyczajnego.
pojawił się Ceantaur, ten sam który odstraszył Quirrella trzy lata temu.
- witaj Ignis. skłonił się.
- witaj przyjacielu. - odpowiedziałam z takim samym gestem. ja jednak zamiast pełnego ukłonu skinęłam głową. - czy jest tu coś niezwykłego od zeszłych wakacji ?
- nie Ignis. nic się nie zmieniło. wszyscy czekamy na Czarę. szkoda że nie bierzesz udziału. mieliśmy sejm na wakacjach kogo popierać a kogo wypierać z Lasu podczas Czary. nawet Cyklop za tobą głosował.
- podziękuj im za wsparcie jednak mam jeszcze inne zobowiązania.
- takie jak uczenie syna rodu Malfoy ? - spytał. przez sekundę zamilkłam. - tak, obserwowałem wasz trening. jesteś dla niego zbyt ostra. to jeszcze dzieciak. i to z domu w którym tylko w matce ma oparcie. poświęć mu więcej uwagi i czułości. chociaż tego drugiego mu z twojej strony chyba nie brakuje.
- ukróć przemowę Centaurze i powiedz mi do czego zmierzasz. poprosiłam.
- daj mu odrobinę forów. zasugerował Centaur i odgalopował.
pomimo że trochę już je widywałam to nadal imponowała mi ich prędkość.
przywołałam torbę i wyszłam z Lasu.
wchodziłam na kolację.
wzrok wszystkich skierował się w moją stronę.
Dumbledore trzymał w ręku trzy kartki.
* Draco *
nie wierzyłem w to co się stało.
Czara wylosowała trzy osoby.
Puchona, Gryffona i Ślizgona.
nasz dom reprezentowała Ignis.
Gryffindor przejął Potter.
ale jakim cudem skoro oni byli poniżej bariery wiekowej ?
kątem oka wychwyciłem jak Moody patrzy na Ignis a w oczach Księżniczki malowało się potwierdzenie, bezgłośnie, wręcz niezauważalne.
czyli ona się zgłaszała.
kazała to zrobić Moody'emu.
zdziwiona podeszła do naszego stołu i usiadła.
- nieładnie tak kłamać. - skarciłem ją szeptem. Sala znowu zawrzała rozmowami. - miałaś się nie zgłaszać a tu proszę. poprosiłaś Moody'ego żeby cię zapisał.
odwróciła się gwałtownie i z wyrazem szczerego zdziwienia.
- Draco spójrz mi w oczy. - zrobiłem bez wahania to o co prosiła. - nie robiłam niczego żeby się dostać do Czary. - patrzyła wprost w moje oczy. uwierzyłem. - teraz wierzysz ?
- tak. odparłem.
* Ignis *
o co chodzi ..
dyrektor trzyma trzy kartki a Czara ma zdjęte pieczęci.
- Potter !!!! - wydarł się Dumbledore. - obydwoje do mnie ale już !!!!
podeszłam sztywno do stołu.
stał tam już Krum, jakichś dwóch Dumstrandczyków, trzy pół wile z PObbatoun, a od nas Puchon - Cedrik Driggory , i chyba też Harry i ja.
los ...
och Fortuno i Siostro czemu to splotłyście ?
ojcze czemu ...
wzięłam Harry'ego za rękę i podeszłam do stołu nauczycielskiego.
- czy którekolwiek z was kazało komukolwiek się zgłosić !? - ryknął dyrektor. - odpowiadajcie !
- nie panie dyrektorze. odparłam.
- nie. poparł mnie Harry.
oboje patrzyliśmy w błękitne oczy dyrektora pewnie.
- w takim razie. - dyrektor zaczął spokojny. - Czara wybrała członków gry !!!! wrzasnął.
Hogwart bił nam brawo.
byłam dumna.
czemu ?
Łowca.
Łowca miał bardzo duże szanse na przetrwanie.
- Ignis puść coś z ognia. podpuścił mnie Krum.
trudno.
jeden wielki smok.
rozłożyłąm ramiona i wyszedł sam.
lung chiński.
owinął się i ryknął.
Draco mimowolnie się uśmiechnął.
gdybyśmy mogli ludziom pokazać że jesteśmy razem ...
już dawno by tu był i pocałował mnie.
ale nie mógł.
wskazał wymownie wzrokiem na drzwi.
uśmiechnęłam się.
- wygramy !!! podrzegłam tłum Hogwartczyków jeszcze bardziej.
Cirispin obiecuję ci że skopię tyłki Dumstrangu i wygramy.
przeszłam do swojego stołu.
Markus wziął mnie na ramię i razem z resztą drużyny wyszliśmy do dormitorium.
szaleńcy.
- no Ignis. masz to wygrać. - zaczął głośno kiedy mnie niósł przy tłumie. - obiecałaś.
- i dotrzymam słowa Markus. - odparłam. - albo to albo kojfnę po drodze do wygranej.
- Potter, Potter waż słowa. - skarcił mnie Snape. - jednak życzę ci wygranej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz