niedziela, 8 grudnia 2013

Rok IV Rozdział VI I Co Jeszcze .... Podrozdział I Potter !!!

Cz. I   Niechciany Gość 

od akcji Dracona z zazdrością minęło trochę czasu. 
normalna rutyna do nas wróciła. 

no może prawie ... 
od kilku dni nie miałam co "jeść". 
mięsa jak na złość w posiłkach nie było. 
lizaków brak zarejestrowałam już poprzedniego dnia. 
o krwi w krwi nie wspominając. 

tegoż dnia na przerwie dostałam drobną kwadratową karteczkę. 

" korytarz. czekam "

przeszłam w tłumie Krukonów ( na szczęście mieliśmy z nimi dzielone lekcje cały dzień ) 
pod filar do Draco. 

Harry'ego się nie spodziewał. 
miał na drugim końcu szkoły. 

- widzę że poczta pantoflowa działa. zaczął złośliwie. 
- daruj sobie i mów o co chodzi. odparłam. 
- a no o ... - chciał mnie pocałować w policzek. i to zrobił.  wywróciło mi żołądkiem.  był puściutki.  - to. 
ukryłam drżenie dłoni i odruch wysunięcia kłów. 
- em Draco to nie jest zbyt ... - przeszedł zbłąkany mugolak.  nie wytrzymałam. - papu ... odwróciłam się w jego stronę. 

* Draco * 

widziałem coś czego Ignis nigdy by mi nie chciała pokazać. 

przechodził Gryffon. 
młodzik z pierwszego roku. 
szlama. 

Ignis wysunęłą kły i błyskawicznie rzuciła się w jego stronę odtrącając mnie na bok. 

jej paznokcie się wydłużyły i przybrały srebrną barwę jakby były z metalu. 

na szczęście dla szlamy zdążono ją złapać zanim go przegryzła w pół. 
ale i tak się szarpała i rzucała w jego stronę. 

przerażony pierwszak uciekł. 
a Krum, któy to ją zatrzymał siłował się z Ignis. 

stałęm wryty w ziemię. 
ona ... 
ona nigdy by nikogo nie skrzywdziła. 
no chyba że ktoś zalazł jej za skórę. 

ale tamten był niczemu winny. 
tylko przeszedł. 

Snape widząc sytuację w sekundę stał obok. 
- Ignis. zaczął chłodno ale widziałem trzęsącą się fiokę.
Igni bez słowa ją wyrwała i opróżniła. 
i kolejnych z 10 skończyło tak samo. 

potem usnęła. 
Krum przerzucił ją przez ramię jak marionetkę i zaniósł do pokoju wspólnego. 
oczywiście nie mogło mnie tam przy niej nie być więc poszedłem za nimi. 

położył ją i przykrył. 
obejrzał się na ramię munduru. 
czerwona szarpana rana. 

chociaż tyle dobrego. odechce mu się zalotów do Ignis.  pomyślałem. 

Igni obudziła się po godzinie. 
z zimnym okładem na czole. 
- cholera jasna ... - rozejrzała się. - co się stało ? 
- em ... jakby ci to ... - zacząłem.  powiodła wzrokiem w stronę czyszczącego ranę Kruma. - o to. chciałaś zabić jeszcze jakiegoś pierwszoroczniaka z Gryffindoru. 
- to przez ten głód. ... - opadła na poduszki. - ale do cholery czemu Rada nie wysłała mi ani kropli ? 
- Ignis ... - podjąłem ważniejszy temat. - dyrektor teraz pisze do Rady. nie mógł nie opowiedzieć im tej sytuacji i jutro pojawi się ktoś od nich żeby cię kontrolować. dostaniesz drugiego takiego ataku to ... - zawiesiłem głos.  nie wiedziałem czy warto ją straszyć czy też nie. - to możesz wylecieć. z powodu braku bezpieczeństwa. 
- gdzie jest ten młodzik ? spytała. 
- na lekcjach. - wskazałem drzwi. podniosła się i w drodze jeszcze wypiła kolejne pół litra które wyciekło z rany Kruma kiedy ją czyścił. - powodzenia. 
- oby.  odparła. 


teraz ja usiadłem w fotelu. 
musiałem to sobie przetłumaczyć. 

skoro tak zareagowała na szlamę kiedy straciła kontrolę ... 
to ja ... 
miałbym gorszy problem. 

oczywiście nie wspomniałem jej o tym że dyro napisał również do mojego ojca żeby ogarnął sprawę. 
a on jeszcze godzinę temu mi odpisał że, cytuję : "powinienem przemyśleć czy chcę narażać życie dla gwiazdki która może zdobyć sobie każdego."

może miał rację ... 

* Ignis * 

łeb mnie naparzał tak jakbym siedziała przez miesiąc w głównym bębnie perkusji wkurzonego Spade'a. 

nie czułam głodu a wstyd. 
jak mogłam ... 

ale z dwojga złego lepiej że nic tamtemu się nie stało dzięki interwencji Kruma niż gdybym miała pozbawić Dracona choćby mililitra. 

podeszłam do grupki pierwszoroczniaków z Gryffindoru. 
rozpoznałam niedoszłą ofiarę a pech chciał że czerwień oczu byłą widoczna. 

- możemy pogadać ? - spytałam wystraszonego młodzika. nie wiedział co odpowiedzieć. - posłuchaj mnie spokojnie. dobrze ? - pokiwał głową wystrachany. - przepraszam. naprawdę cię przepraszam. - zaczęłam cicho.  przyznawanie się do błędów piekło mnie jak kilkudniowe oparzenia wrzucone do gorącej wody - mogę tylko dziękować reakcji mojego przyjaciela że nic ci się nie stało. - ciągnęłam ze spuszczoną głową. - nie wiem co się stało że chciałam cię zaatakować. - kontynuowałam. - przepraszam. - powtórzyłam. - mam nadzieję że kiedyś o tym zapomnisz.  powiedziałam na odchodnym. 

wróciłam do dormitorium. 
na lekcje nie miałam siły. 

Krum przywitał mnie znad munduru bez rękawów, kółka fanek, i czystej rany. 
- no Ignis nieźle mnie poszarpałaś. zaczął. 
- przepraszam. -bąknęłam cicho. - nie będę ci robić peanów tak jak temu małemu którego chciałam zaatakować. dlatego bądź tak łaskawy i oszczędź. 
- spokojnie nie mam ci tego za złe. - odpowiedział przygarniając mnie pod dopiero co zszyte ramię. - nie każdy ma okazję siłować się z półwampirem. poza tym. - pokazał szew. - nic wielkiego. 
- a teraz przepraszam idę się położyć bo czuję się gorzej niż ty po największej imprezie. odparłam i poszłam na górę. 

rzuciłam spojrzenie w stronę Draco. 
unikał kontaktu wzrokowego. 

następnego dnia obudziłam się o 12 rano. 
za to z dołu słyszałam radosny okrzyk. 
- Potter ! - powiedzcie mi że to koszmar.  powiedzcie !!!!  - to ja !! - wparował do pokoju dziewczyn i zastał mnie pod kołdrą i poduszką na głowie. - koniec maskarady skarbie. - odsunął materiał. - to mnie Rada przysłała do twojego przypadku. 
- idź sobie. - odparłam chłodno. - nie chcę cię widzieć. nie chcę cię słyszeć. zniknij.
- niestety nie. - uśmiechnął się. - oj no nawet buziaka na przywitanie nie dostanę ? spytał mając swoją gębę milimetry od mojej twarzy. 
- po pierwsze. - odsunęłam go. - zabiłam byłego mentora. mogę zrobić to i z tobą. - nie przejął się groźbą którą byłabym w stanie spełnić. - po drugie won stąd. - kolejny raz mnie olał. - po trzecie nie "skarbie","kochanie" czy "Igni" mam tego dość i nie chcę słyszeć. jasne ? 
teraz się obruszył. 
- ale czemu ? - spytał "zraniony" - przyjechałem na tydzień kontrolować moją słodziutką. - pokazałam mu zilustrowany odruch wymiotny. - oj nie bocz się o tamto. - próbował załagodzić dawny ból. - zabiłem ją i każdą inną z którą flirtowałem choć raz. 
- aha czyli każda osoba płci żeńskiej w Mieście jest martwa. odparłam. 
- ty i to twoje poczucie humoru. - odpowiedział mi niezrażony. - jestem tu tydzień. tylko tydzień niestety. serce mi się kraja jak pomyślę jak krótki czas mam tu spędzić.
- a mi wręcz przeciwnie. - odparłam jednak Aleksander zdawał się wcale mnie nie słuchać. - wyjaśnijmy sobie coś. - spojrzał mi w oczy z nadzieją. - mam kogoś.
złapał z trudem oddech. - jak ... jak to ? - spytał zaskoczony. - ale .... - zbliżył się. - ale ja cię kocham.
- a ja ciebie nienawidzę. odpowiedziałam na to z uśmiechem.
- ale ... - spojrzał mi przymilnie w oczy.  widziałam zapalający się zielony ognik.  o nie ... hipnozą mnie nie weźmiesz. - ale ...
- nie licz na to paskudo. - cóż .... chyba mogłabym mu urągać w kółko i przytaczać najgorsze wyzwiska ale on i tak czytałby je jako "kochanie" czy "skarbie".  - nie działa na mnie hipnoza.
- ale masz śliczne oczy .. Aleksander zbliżał się do mnie. 
jednak dostał policzek. 
- dwie sprawy : pierwsza odsuń się, druga : daj mi spać. 
- dobrze Igni. Aleksander odsunął się i wyszedł.
^ Draco chodź tu na górę skarbie ^ poprosiłam Dracona. 
pojawił się i podszedł do mnie.
- o co chodzi ? spytał widząc mnie leżącą.
- chodź tu do mnie. - uśmiechnął się do mnie. zbliżył się i pocałował mnie pochylając się. - wygodniej byłoby ci gdybyś leżał. - położył się kiedy pociągnęłam go za krawat. i z lekkim śmiechem mnie pocałował.  wpadł do pokoju Aleksander i patrzył na nas zaskoczony. pogłąskałąm Dracona po włosach. odsunął się. - dziękuję.
- może i jesteś niebezpieczna dla otoczenia Księżniczko ale obiecaj mi że mnie nie pogryziesz. - zaczął Draci. - a jako karę za napaść wyznaczam ci tydzień bez pocałunków. tylko te w policzek.
- bez ust ? spytałam próbując rozegrać to na słodką minkę.
- jesteś śliczna jak się starasz ale nie. - zaprzeczył mi rozbawiony Dracon. - bez ust. tylko policzek. 
- ale zamiennik ? drążyłam temat.
- bez zamiennika. - odpowiedział mi złośliwie. - muszę mieć pewność że będę bezpieczny.
podałam mu z buta srebrny długi nóż. - masz. - zdziwił się. - srebro. najczystsze i najtwardsze. jedynie ono może mnie poranić. jak stwierdzisz że czujesz się osaczony pomachaj mi tym przed nosem i przypomnij mi co ci obiecywałam.
- obiecujesz mnie nie gryźć ?
- przysięgam Draco. - spojrzałam mu pewnie w oczy - chyba że sam rozetniesz sobie języczek o mój kieł.
- wierzę. - pocałował mnie w policzek. - skarbie.
- przestań. - odpowiedziałam zmieszana. - nie jestem nim.
przytulił mnie ciasno do siebie. - jesteś. - odparł. - Księżniczko.
- nie. - pocałował mnie w szyję. - och jesteś wredotą Draco.
- ale chyba kochaną wredotą co ? spytał mnie złośliwie.
- oj kochaną to mało powiedziane. - poczochrałam go. - idź już. muszę w końcu wstać.
- dobrze. - pocałował mnie w policzek na koniec. - czekam na lekcjach.
- będę. odparłam.

Aleksander jednak miotnął Draconem do tyłu.
- wiesz Igni myślałem że nie umówisz się z jakimś śmiertelnym. - prychnął. - wiem żę paskudnie cię potraktowałem, że byłaś zrozpaczona ale nie myślałem że aż tak by randkować z jakimś ulicznym magikiem-iluzjonistą.
- nie obrażaj go. - warknęłam. - nie jest iluzjonistą to raz. - byłam wściekła. nie było po co tego ukrywać. dłonie lekko przyoblekły się ogniem. - dwa jeżeli obrazisz osobę którą kocham to spotka cię taki sam los jaki spotkał Bonesa.
- nie żartuje. - potwierdził Draco.  niech ma przyjemność. - szepnę jej jedno słówko i po tobie.
- mrr nie chcę mieć kłopotów Draci. - uśmiechnęłam się niewinnie. - ale szepnij.
- jeszcze nie teraz. - pogłaskał mnie po karku. - ale może. - przyległam plecami do jego torsu. - nieładnie się tak kleić Igni.
- chyba pozwolisz mi trochę popsocić. - pocałowałam Dracona w policzek. - zostaję wegetarianką.
- nie zniesiesz diety na samym mięsie. - prychnął Aleksander. - musisz mieć krew. zostałaś przeszkolona specjalnie po to by nie martwić się o ilość krwi. nie zniesiesz głodu.
- dla mojego Księcia. - spojrzałam w oczy Draco. - zniosę.
- poświęcisz dla mnie krew ? zdziwił się Draci.
- oczywiście. - odpowiedziałam bez wahania. - jeżeli będziesz chciał.
- no ... czułbym się bezpieczniej ale ... ale nie musisz tego robić. pocałowałam go w policzek.
- kochany jesteś. - zaczęłam. - ale teraz już idź. - Aleksander spojrzał groźnie na Draco kiedy odchodził. - spróbuj go tknąć a zabiję. syknęłam wkurzona.

byłam ogarnięta i spakowana na lekcje.
jednak Aleksander bezczelnie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. - pójdziesz na lekcje jak ci pozwolę.
- nie zabronisz mi tego. odparłam.
- oj zdziwisz się. - uśmiechnął się. - nie mam wstępu na lekcje. a mam mieć cię na oku. a nie puszczę cię od siebie. - odpowiedział zuchwale. - poza tym. - pomachał mi przed oczami czymś ...   no nie zabijcie mnie ... kaganiec. - piesek musi mieć kaganiec żeby nie gryźć.
- żartujesz sobie ze mnie ? spytałam rozbawiona.
- nie. - próbował mi go założyć. koniec końćów mnie załapał i wcisnął mi to na twarz. - słodko wyglądasz.
- spierdalaj. rzuciłam cicho.

jednak nie chciałam dać mu satysfakcji z upokorzenia.
odkąd przyjechał wywoływał we mnie wstręt.
ale ... chyba lepiej dla mnie żebym była "milutka" i żeby myślał o tym "że jest lubiany".
i kij z tym ...

zniosłam to dumnie.
wyszłam z podniesioną głową i udawałam że nic mi nie jest.
Ślizgoni i reszta domów patrzyła na mnie dziwnie.
ale nie robiłam sobie z tego zbyt wielkiej katastrofy.

za to Draco był oburzony.
przy pierwszej przerwie zerwał ze mnie kaganiec.
- co to ma znaczyć ? - spytał zdenerwowany. - to jego pomysł. prawda ?
pokiwałam głową. - i kij z tym. - zaciągnęłam Dracona do pierwszego kąta poza zasięgiem wzroku uczniów. - daj mi tu policzek. - ustawił się bokiem do mnie. kątem oka obserwował bacznie co się dzieje. pogładziłam skórę.  cholernie gładka.  idealna, lekko blada.   - jak ty to robisz że pomimo tylu dni w szkole i zera opieki nad tą cerą jesteś nadal idealny ? - znowu nakreśliłam palcem linię.  - teraz się odwdzięczę za kaganiec. - pocałowałam go w policzek. i kij z tym że zastosowałam zamiennik. był mój. - proszę.
- Ignis Ignis ... co ja z tobą mam.  - westchnął udając żal.  wysuszył skórę. - idź już. i mu wygarnij.
- em ... Draco ... - zaczęłam cicho. - no właśnie tu jest ten problem. - odetchnął zrezygnowany. - można wykorzystać to jego zakochanie, prawda ? jest ślepy na to co mu o nim powiem. odbiera to jako "kochanie". choćbym nie wiem jak go wyzywała. - zdziwił się ale pojawił się w jego oku błysk. - no więc ... - wiedział co mam na myśli. - nie będę się z nim całować. obiecuję. - uspokoił się. - chcę jedynie żebyś mi się zbytnio nie denerwował. dobrze ?
- obiecujesz ? dopytywał się.
no ja też bym się dopytywała gdybym miała go "pożyczyć" więc go rozumiałam.
- obiecuję. spojrzałam mu w oczy.
wiedział ze nie umiem go w ten sposób okłamać.
- ech ... - westchnął wkładając obrażone dłonie do kieszeni spodni. - leć już.
- ej to nie jest tak że chcę cię zostawić. - patrzyłam w jego błękitno-szare tęczówki. - nie jest tak. po prostu ... to będzie najmniej bolesne dla ciebie załatwienie sprawy. on jest w stanie cię zabić. dlatego - pogłaskałam go po napiętym z nerwów ramieniu. - nie chcę tego tak rozgrywać ale muszę.  dla twojego dobra.
- nie chcę żebyś to tak rozwiązywała. - odparł. - chcę żebyś go spacyfikowała i żeby na twoich zasadach on jadł ci z ręki.
racja.
to on tu jeste intruzem.
to ja ustalę mu zasady.
- racja. - odpowiedziałam Draconowi. - to ja mu ustalę warunki. - obudził się we mnie dawno nie widziany bunt.  spaliłam kaganiec. - nie jestem psem na smyczy.
- no i to jest Igni jaką kocham.  uśmiechnął się.
- Książę - pocałowałam go w policzek - idź bo się spóźnisz. - zdziwił się - nie puszcza mnie na lekcje - zrobił minę typu "i co z tego ?" - idziemy. Draco po tym zdaniu poczuł się usatysfakcjonowany.
zabrał mnie za rękę pod salę. 
Snape spojrzał na mnie i dorabiał mi kolejne zadania za karę, ale że uwijałam się ze wszystkim dostaliśmy dodatkowe punkty dla Slytherinu.

Aleksander stał cały czas przed salą i podsłuchiwał.
a ja siedziałam przy Draconie i czytał mi przez ramię moje notatki.
i to była świetna lekcja

jednak wyszłam na korytarz i dostałam rękę na policzku.
odwróciłam się ze wstrętem i spojrzałam mu z wyrzutem w oczy.
nienawidziłam Aleksandra.

- czemu jesteś taka zła skarbie ? spytał z wyrzutem.
- bo tu jesteś.- odpowiedziałam. - masz mi nie przeszkadzać.
- ale nie przeszkadzam. - żachnął się. - jestem.
- ale ja cię tu nie chcę. - odparłam. - masz mi się nie narzucać bo skończysz jak Bones. albo i gorzej. - spojrzał na mnie zaskoczony. - tak, tak dobrze słyszałeś Aleksandrze. dostaniesz ode mnie męki. za jedno jedyne źle powiedziane słowo. - patrzyłam mu spokojnie i chłodno w oczy. wampir szukał zaczepki na "czułe słówko" jednak widząc moje oczy a za mną Dracona spoważniał. - dlatego radzę ci uważać.  zakończyłam wypowiedź.

Draco spojrzał mi pewnie w oczy.
był dumny z mojego buntu.
po raz pierwszy z buntu.

uśmiechnęłam się do niego słabo.
był kochany.

przeszłam razem z nim na quidditcha.
taaa ...
trening.
nareszcie.

przebrałam się w szaty.
potem przeszliśmy na boisko.

dosiadłam miotły i wzbiłam się w powietrze./

- Potter ! - wrzasnął Draco z miotły. był metr nade mną. - uwaga na głowy. - zrzucił jajko. - miłej zabawy.
wyminęłam jajko i zrzuciłam je na głowę Aleksandra. a niech wie co o nim myślę.
wampir nawet się nie bronił.

przez drużynę przeszłą salwa śmiechu.
wszyscy Ślizgoni i uczniowie na trawie oglądający trening śmiali się z jego wyrazu twarzy.
oniemiała powaga.

spojrzałam na niego z uśmiechem.
rozeźlił się.

uwielbiałam wkurzać ludzi.
szczególnie jeżeli miał być to Aleksander Lancaster.

- i co Lancaster ?! - wrzasnęłam z góry. - jak tam jajko ?! smaczne ?!
Draco zawtórował mi śmiechem. - no, no, no  Ignis nie tak ostro. jajko było dla ciebie.
- no nie, no. nie bądźmy tak chamscy Draco. - odpowiedziałam. - nie marnujmy na tego idiotę jajek. zaśmiałam się.

niech Aleksander wie że jestem wredna.

a było to pretekstem do wytłumaczenia wspólnego języka z Draco.
chociaż ...
wiemy że było to coś innego.

Aleksander patrzył na mnie jak niepyszny.
był wkurzony, zdezorientowany, zawstydzony, rozżalony i przygnębiony.

po treningu wparował do szatni.
- ty - pokazał palcem na półnagiego Draco.  chociaż wiedziałam że krępuje go mój wzrok ale nie mogłam się na niego nie patrzeć. - ty ...  myślisz że to - rzucił surowym jajkiem mu pod nogi. - było zabawne ? - Aleksander gdyby mógł byłby czerwony ze złości. za to ja zachichotałam. - czemu się śmiejesz skarbie ? - spojrzał udając smutek. - zostałem upokorzony. wysłannik Rady, więc i jej członek.  a co robi Rada z takimi żartownisiami ? - spojrzał wkurzony w oczy Draciego. - zabija. - wysunął nóż i już chciał natrzeć ale go zasłoniłam. - nie chroń go Igni. i tak go ukarzę. nie chcę żebyś się zachlapała tą brudną krwią.
- on nie ma brudnej krwi. - zaprzeczyłam wkurzona. wywęszyłąm coś.  ALeksander był z gatunku Bonesa. wyczułam to.  na początku naszej znajomości tego nie wyczułam ale teraz.  - za to ty tu jesteś kundlem. - zdziwił się jakby nie chodziło o niego. - śmierdzisz.  ukrywasz to przed Radą. choć go popchnij a powiem Radzie o twoim "malutkim" sekrecie. i się sypnie.  bo mogą cię zabić jeżeli tylko dostaną dowód zranienia prawdziwego członka Rady. - wampir stojący z nożem w ręku teraz go wypuścił, lekko rozchylił usta i zdębiał.  - tak, tak. mam ciebie dość. kiwnę palcem, wyślę list, i po tobie.  i wiedz że jeżeli będzie na ciebie wyrok to postaram się żebym to ja cię zabiła. - wystraszył się.  wiedziałam dlaczego.  widziałam wyostrzone rysy a oczy zaszły ciemną, wręcz ciężką, szmaragdową zielenią. - więc się pilnuj ALeksandrze Lancaster i nie wchodź mi w drogę.
- dobrze Ignis.  spuścił głowę, bąknął "przepraszam" czy coś w tym stylu w stronę Draco i wyszedł.

reszta drużyny wiedziała o mojej i Dracona tajemnicy.
przytulił mnie i krótko, ale zawsze prawda,   mnie pocałował świętując to małe zwycięstwo.
- leć już słodko. - przejęzyczył się.  ale jak na Draciego przystało błąd dodał mu uroku. - masz się nie spóźnić.
- jeszcze jest tu trzy dni.  a my mamy jeszcze dwa treningi. -uśmiechnął się mimo woli. - wiesz co to znaczy, prawda ?
- wiem.  naszykuję coś specjalnego.  odpowiedział mi blondyn.
- mam nadzieję że i na pożegnanie zgotujemy mu rozczarowanie. - puściłam "oczko" do łobuzerskiego Ślizgona i opuściłam szatnię.  jednak zatrzymałam się w progu. - chłopaki jak któyś wygada oddaje mi pół litra i to KAŻDY. i guzik mnie obchodzi zakaz picia czystej krwi bo taki zapas wystarczy mi na .... - szybko przeliczyłam. - na jakieś 100 lat.
- nie mamy zamiaru. - odpowiedział za wszystkich Markus. - trzeba słuchać się pani kapitan. poza tym. nikt nie chcę mieć cię wściekłej na karku.
- świetnie.  następny trening pojutrze. weekend macie w miarę wolny bo musimy omówić taktykę.
- tak jest panie kapitanie.  odpowiedzieli mi zgodnie.

wyszłam a zaraz za mną Draco, wiernie jak pies.
krok w krok.

cieszyło mnie to.

wchodząc do szkoły otworzył mi drzwi i mnie w nich przepuścił.
- pani kapitan ma pierwszeństwo. - uśmiechnął się. - a właśnie. kiedy trening żywiołów ? spytał zainteresowany Draco.
oh fuck ...  zapomniałam.
- oj Draco zapomniałam. - pacnęłam się w czoło. - przepraszam. nadrobisz te zaległości. - zapewniłam go z uśmiechem. - zacznijmy po wyjeździe tego dupka Aleksandra, dobrze ?
- z wielką chęcią. odpowiedział mi uśmiechnięty z tym złośliwym błyskiem w oku.
- coś knujesz. - odparłam ciekawsko. - i podoba mi się ta złośliwość.
- cieszę się.  odparł tajemniczo.

no ale długo sobie nie podogryzaliśmy.
nadszedł Harry.

- proszę, kogo widzę. Potter. - zaczął złośliwie Draco. - co nie ma już lekcji dla takich niedorajdów jak ty ?
- ej. - skarciłam go. spojrzał w ziemię. - macie mi się uspokoić jeden z drugim. Malfoy bo wylecisz z drużyny. a tego byś chyba nie chciał, co ?
- nie, pani kapitan.  odparł cicho.
Harry poczuł się pewniej. - no widzę że jednak moja siostra ma cię w szachu nie tylko ze względu na twoją opinię na jej temat. odparł zaczepnie.
- Harry. - spojrzałam na brata. - daruj sobie zaczepki. macie się nie żreć. i ja tego dopilnuję choćbym miała się rozdwoić.
- dwie Ignis to za dużo. a co za dużo to niezdrowo Księżniczko.  zasugerował Draco.
- prosiłam o komentarz ? - zwróciłam się w stronę Draciego.  nie chciałam go tak traktować ale dopóki Harry będzie stał jak ten kiep i się nie ruszy to musiałam. - nie. no właśnie. omijajcie się. zamek jest wielki. dacie radę sobie nie wchodzić w paradę choć w jednym dniu ?
- jeżeli Księżniczka poczęstuje mnie ... zaczął Draci.
- nie da ci buziaka Malfoy. nie łudź się. prychnął Harry przerywając mu.
- jeżeli Księżniczka poczęstuje mnie lukrecjami. z wielką chęcią. skończył Dracon nie zwracając uwagi na "błyskotliwą" uwagę mojego brata.
- masz u mnie całą wiązkę jeżeli choć raz dacie moim uszom odpocząć.
- prezent na święta już masz zapewniony.  - podobnie jak Krum, pocałował mnie w dłoń w wyrazie szczerości i odszedł na krok. - na mnie już czas Potter. - rzucił chłodno patrząc mściwie w oczy Harry'ego. - do zobaczenia Księżniczko,  pożegnał mnie i zniknął.

Harry spojrzał na mnie zaskoczony.
otarłam "ze wstrętem" rękę z dotyku ust Draco.
- co ? spojrzałam zdziwiona na Harry'ego.
- nic. - odparł "spokojny". - po prostu. dostałaś buziaka w dłoń od Malfoy'a.

lekko się spięłam.
jeżeli to miał być znak dla Harry'ego że jesteśmy razem ...

- no i ? nie chce podpaść pani kapitan. podlizuje się, jest przesadnie miły.  a ja mam go wokół małego palca co daje mi jeszcze zyski. - "wyjawiłam mu tajemnicę". - coś jeszcze ?
- on.  wskazał za drzwi.

przeszłam do wampira.

i siedziałam z nim kilka dni.
kilka dni w  których żołądek wywracał mi się do góry nogami.

w końcu puścił mnie na korytarz.
akurat poinformowałam Draco o tym że ma się zerwać z lekcji.

ustawiliśmy się przed wejściem do szkoły, za filarem.
- no i co pani kapitan ? spytał drażniąco Draci.
- kara. - nie mogłam się oprzeć by nie zniszczyć węzła jego krawata. przyciągnęłam go do siebie. - nie będzie bolało. obiecuję.
- mam coś dla mojej pani kapitan.  uśmiechnął się i mnie pocałował.

- POTTER !!! - darł ALeksander.  smutny. z kufrem w ręku.  - wyjeżdżam słoneczko. pożegnaj mnie. - rozglądał się po korytarzu.  dostrzegł mnie w ramionach Draco.  - Igni ...
oderwałam się od Ślizgona.
puściłam do Draciego oczko.

podeszłam do Aleksandra. - nie obrazisz się jak ci powiem że chciałabym się przytulić do twoich pleców ? nie miałam ku temu okazji w Mieście.
- oczywiście. chodź. zrzucił z ramion plecak.
- ale tak żeby wszyscy widzieli. na schodach do szkoły. na ich najwyższym stopniu.
- jeszcze lepiej Igni.

przeszliśmy.
myślał że się przytulę.

a akurat miałąm na nogach glany.
i dostał solidnego kopa w zadek.

poleciał na sam dół na pysk i pocałował, owszem, ale ziemię.
- Potter ... warknął i pozbierał się.

potem już zniknął.


Cz. II    Los ...

spojrzałam na Dracona.
- łądniutko go potraktowałaś. takiej wredotki to jeszcze nie widziałem. zaczął.
- a chcesz posmakować ? spytałam.
uśmiechnął się i pozwolił mi się w siebie wtulić w kolejnym pocałunku.

jednak szybko się musieliśmy rozłączyć.
dzwonek.

odskoczyłam na odległość dwóch metrów żeby nie było podejrzeń.
Draco w pośpiechu i, czemu się dziwić prawda,  idealnie zawiązał krawat w sekundę.
uśmiechnął się i , na szczęście, kiedy nikt nie patrzył puścił do mnie oczko.
- do zobaczenia Księżniczko ! Draco zawołał mi na pożegnanie przez ćwierć korytarza. 

Harry , nasza najgorsza przeszkoda, właśnie się do nas zbliżał.
spojrzał pogardliwie na Draciego który sobie poszedł z narcystycznym uśmieszkiem.
- o co mu chodzi ? spytał Harry bez ogródek.
spojrzałam za Draconem.  zniknął z pola widzenia więc można wciskać kit.  - to dla mnie przyjaciel, po Mistrzostwach się pokłóciliśmy, a teraz jak widzisz niezrażenie próbuje mnie do siebie zjednać dlatego je mi z ręki. czyściutki zysk. mam go wokół małego palca.
- czyli nie jesteś z Malfoy'em ? dopytywał się Harry.
- absolutnie nie. spojrzałam bratu w oczy.
brawo Ignis, nauczyłaś się kłamać i nie odwracać wzroku.
- leć siostrzyczko.  pożegnał mnie brat równo z dzwonkiem.

poszłam na lekcje.
Draco, na szczęście sam,  stał pod salą z moją torbą.
- no i co ? spytał.
- nic. - odparłam. - pytał czy aby na pewno nic mnie z tobą nie łączy.
- i ty mu powiedziałaś że ...
- oczywiście że się nie przyznałam. - Draco lekko się zasępił. - ej, znasz mnie prawda ? dotrzymam obietnicy. powiedziałam ci że zobaczy nasz pocałunek, czyż nie ? - rozpromienił się na sekundę. - wiesz że dotrzymuję słowa.
- wiem. - zapewnił mnie i otworzył drzwi. - czy nie mylę się że za godzinę mamy trening ? uśmiechnął się złośliwie.
zrozumiałam że nie o quidditcha mu chodzi,  chciał ćwiczyć aurę.  - oczywiście.  odpowiedziałam.
- świetnie.  będę gotowy.  wpuścił mnie do ławki, wyjątkowo w sali od Transmutacji, przed sobą.

zajęłam miejsce i pochyliłam się nad zadaniami.
poczułam na sobie wzrok Draco.
odwróciłam głowę w jego stronę.
wbił spojrzenie w kartki.
znowu patrzyłam na materiały i w jakieś 20 minut potem oddałam McGonnnagall  kartę.
zdziwiła się gdyż kiedy wyszłam ze swojego miejsca, nawet Hermiona nadal pisała a to ona zwykle oddawała prace pierwsza.

- już Potter ? skońćzyłaś ?  zdziwiła się nauczycielka widząc pochyloną Hermionę.
- owszem. ponadto sprawdziłam. - oddałam jej arkusz. - czy mogłąbym opuścić salę ?
- nie widzę takiej potrzeby Potter. - odpowiedziała mi życzliwie profesorka. - siadaj. wiem że to był jednorazowy incydent.
- dziękuję pani profesor.   usiadłam na swoje miejsce.

Draco spojrzał na mnie z uśmieszkiem.

McGonnagall po minucie podniosła wzrok. - Potter. - zaczęła.  wstałam z miejsca. - dobra robota. wszystko poprawnie.  plus 15 punktów dla Slytherinu.
- dziękuję pani profesor.  usiadłam z powrotem na miejsce.

dostałam karteczkę.
" 10. ?  "  łądne pismo.  spojrzałam w tył.  Draco lekko się uśmiechnął i wzrokiem wskazał na nauczycielkę.
- panie Malfoy proszę nie namawiać do pomocy bo inaczej Slytherin za każdorazowe spojrzenie dostanie 5 punktów ujemnych.  upomniała go McGonnagall.
- przepraszam pani profesor.  mruknął Draci i porzucił próby komunikacji.

fartem lub nie ale następna była Obrona przed Czarną Magią.
jako jedna z nielicznych weszłam dziarsko do klasy.
nie brzydziły mnie jego metody nauczania.
a za pokazowe walki dostawaliśmy kolejne 20 czy 15 punktów na konto Slytherinu.

Draco cieszył się bo widział praktykę.
a po tej lekcji mieliśmy mieć trening.

zakasał już rękawy jednak OpCM mieliśmy razem z Gryffonami.
jego nadmierną radość zarejestrował Harry.

stoły były ustawione po bokach sali tworząc coś w rodzaju areny.
czyli pokazówka.
świetnie.

- Potter ! - wrzasnął Moody. - znasz zaklęcie powodujące ścisk mięśni ?
- oczywiście. - potwierdziłam pewnie. - pokazowy pojedynek panie profesorze ?
- szykuj się Potter. uśmiechnął się Moody złośliwie.
- jestem gotowa panie profesorze. zapewniłam.
- świetnie.

z zaskoczenia zaatakował.
wyznaczyłam sobie rytm walki na piosenkę Yeah Yeah Yeahs "Zero".
oddałam zaklęcie bo miałam do tego prawo.

Moody w ostatniej chwili je ominął.
drugie zaklęcie było raniące.
musnęło moje ramię powodując oparzenie.
Moody chciał przerwać walkę ale nie dałam tego skończyć.
pokiwałąm przecząco głową.

* Harry * 

spojrzałem na siostrę.
oparzone ramię zaczynało się zrastać.
roztrzaskana szata pokazywała nagą skórę pokrytą bliznami.

widziałem w oku siostry coś co sugerowało u niej liczenie taktów muzycznych.
ustalony, nieznany Moddy'emu rytm.

uśmiechnęła się do mnie i wyskoczyła w górę pod sam sufit w ułamku sekundy unikając zaklęcia które było dwa metry odległości od niej.
opadła równie szybko i wywijając piruet wypuściła smoka z ognia.
Moody wybronił się ledwo i uniósł dłonie sygnalizując koniec walki.

Ignis skinęła głową w znaku szacunku i wróciła do ławki.

Malfoy napuszył się że koło niego siedzi i podał jej "wspaniałomyślnie" bandanę żeby zasłoniła ramię.
ona tylko się uśmiechnęła, owszem przyjęła opaskę,  jednak zestaliła materiał.
a bandanę zawiązała na nadgarstku z czego Malfoy również się puszył.

spojrzał na jej dłoń i lekko ją uścisnął.
siostrzyczka przesłała mu uśmiech zawstydzenia a odwracając do mnie wzrok przewróciła oczami,

byłem po części z niej dumny.
Malfoy który wykorzystywał ludzi sam padł ofiarą swojego postępowania.

* Ignis * 

odwróciłam wzrok do trzymającego mnie za dłoń Ślizgona.
- puść już. - zabrałam rękę z jego uścisku.  choć przyjemne, dłonie Draco należało odłożyć. - nie jesteś tu sam. skarciłam go cicho.
- ale niedługo będziesz już tylko do mojej dyspozycji z powodu treningu. odparł.
- daruj sobie.  ukróciłam.
chociaż nie chciałam skracać kłótni.
doszłoby do pocałunku.

jednak w klasie na to pozwolić nie mogłam.
dlatego musiałam traktować go chłodno.

przeszłam na korytarz.
złąpał mnie Draco.

spojrzał na mnie wymownie.
- gdzie idziesz Księżniczko ? spytał przymilnie.
- Las czy boisko ? oddałam pytanie.
- Las. prywatniej.  odparł Draco z lekkim uśmiechem.
- chodź. - wsadziłam ręce do kieszeni szaty i torbę zrzuciłam na drzewo.  jego tak samo.  - płaszcz. - zakomenderowałam.  ubrał pelerynę Maga.  - zaczniemy od Wody. - pokiwał głową skupiony. - zaatakuj mnie.

* Draco * 

to było dla mnie zaskoczenie.
stałęm osłupiony w miejscu.
- zaatakuj. - powtózyła. - inaczej widzę.  - uśmiechnęła się. zniknęła i pojawiła się przy moim gardle. - zaatakuj mnie. jak ci wyjdzie i się nie obronię dostaniesz coś ode mnie.
- miałaś mnie nie gryźć Igni. odparłem.
- nie ugryzienie blondynku. - pstryknęła mnie w ucho i znowu zniknęła. - nagrodę.

uspokoiłem się.
odetchnąłem i zanim zdążyłęm mrugnąć dostałem czymś w rodzaju bata z Wody.
- wróg nigdy nie będzie czekał aż się pozbierasz. - ofuknęła mnie. znowu byłą tuż przy mnie i pstryknęła mnie w ucho. - ktoś zabił cię już dwukrotnie. pospiesz się. masz trzy życia. jak wszystkie stracisz to masz przerąbane. - pocieszenie.  pomyślałem. - pozbieraj się.  masz 10 sekund.

Ignis jako mentorka byłą zimna i wymagająca.
liczyłem na odrobinę więcej tłumaczenia, jakiejś teorii tak na początek.

liczyła cicho oskrobując patyk.
jeszcze 7 ... 6 ...

uderzyłem w nią, lub chciałem,  słupem Wody.
- no nareszcie Malfoy. - pochwaliła zimno. oddała atak. a ja się wybroniłem i wyprowadziłem kolejny cios. - wyczuj rytm przeciwnika by ... - podcięła mnie a pod brodą poczułem lód. - by móc go wykorzystać na swoją korzyść. - cofnęła lodowe ostrze i podniosła mnie ze ściółki. - jeszcze raz.

zacząłem myśleć o tym jako bardziej o muzyce.

Ignis się odnalazła w rytmie walki jednak nie wykorzystywała tego, na razie wolała poczekać i dać mi szanse.
nie chciałem forów.

zaatakowałem poza schematem.
Ignis się bardzo ładnie wywinęła. - nieźle Malfoy, nieźle.  jednak ciut za wolno. - uśmiechnęła się słabo. - jedno życie ci zostało. bardzo dobrze. - poczochrała mnie. - dzisiejszą sesję treningową uważam za zamkniętą.  - wskazała na niebo.  powoli słońce zachodziło. - idź do szkoły.  ja mam jeszcze obchód do zrobienia.
- poczekam na ciebie.  zapewniłem ją ściągając torbę z drzewa podmuchem wiatru.
- nooo ... - uśmiechnęła się dumna. - ładnie.  widzę że ktoś trenował z Powietrzem.  - pokiwała głową. - jednak zacznijmy od początku czyli od Wody.
- dobrze pani profesor. - uśmiechnąłem się zabierając torbę. - dostanę nagrodę ?
- na zachętę do treningu. - pocałowała mnie w policzek. - leć. dotrę na kolację.


* Ignis * 

pierwszy trening.

los chciał że miałam obchód.
usłyszałam coś dziwnego więc i sprawdzić to wypadało.

weszłam w Las jednak nie było nic nadzwyczajnego.
pojawił się Ceantaur, ten sam który odstraszył Quirrella trzy lata temu.
- witaj Ignis.  skłonił się.
- witaj przyjacielu. - odpowiedziałam z takim samym gestem. ja jednak zamiast pełnego ukłonu skinęłam głową. - czy jest tu coś niezwykłego od zeszłych wakacji ?
- nie Ignis. nic się nie zmieniło.  wszyscy czekamy na Czarę. szkoda że nie bierzesz udziału. mieliśmy sejm na wakacjach kogo popierać a kogo wypierać z Lasu podczas Czary.  nawet Cyklop za tobą głosował.
- podziękuj im za wsparcie jednak mam jeszcze inne zobowiązania.
- takie jak uczenie syna rodu Malfoy ? - spytał.  przez sekundę zamilkłam. - tak, obserwowałem wasz trening. jesteś dla niego zbyt ostra. to jeszcze dzieciak. i to z domu w którym tylko w matce ma oparcie. poświęć mu więcej uwagi i czułości.  chociaż tego drugiego mu z twojej strony chyba nie brakuje.
- ukróć przemowę Centaurze i powiedz mi do czego zmierzasz. poprosiłam.
- daj mu odrobinę forów. zasugerował Centaur i odgalopował.

pomimo że trochę już je widywałam to nadal imponowała mi ich prędkość.

przywołałam torbę i  wyszłam z Lasu.
wchodziłam na kolację.

wzrok wszystkich skierował się w moją stronę.
Dumbledore trzymał w ręku trzy kartki.

* Draco * 

nie wierzyłem w to co się stało.

Czara wylosowała trzy osoby.
Puchona, Gryffona i Ślizgona.

nasz dom reprezentowała Ignis.
Gryffindor przejął Potter.

ale jakim cudem skoro oni byli poniżej bariery wiekowej ?

kątem oka wychwyciłem jak Moody patrzy na Ignis a w oczach Księżniczki malowało się potwierdzenie, bezgłośnie,  wręcz niezauważalne.

czyli ona się zgłaszała.
kazała to zrobić Moody'emu.


zdziwiona podeszła do naszego stołu i usiadła.

-  nieładnie tak kłamać. - skarciłem ją szeptem.  Sala znowu zawrzała rozmowami. - miałaś się nie zgłaszać a tu proszę.  poprosiłaś Moody'ego żeby cię zapisał.
odwróciła się gwałtownie i z wyrazem szczerego zdziwienia.
- Draco spójrz mi w oczy. - zrobiłem bez wahania to o co prosiła. - nie robiłam niczego żeby się dostać do Czary. - patrzyła wprost w moje oczy.  uwierzyłem.  - teraz wierzysz ?
- tak.  odparłem.

* Ignis * 

o co chodzi ..
dyrektor trzyma trzy kartki a Czara ma zdjęte pieczęci.

- Potter !!!! - wydarł się Dumbledore. - obydwoje do mnie ale już !!!!
 podeszłam sztywno do stołu.

stał tam już Krum, jakichś dwóch Dumstrandczyków,  trzy pół wile z PObbatoun,  a od nas Puchon - Cedrik Driggory ,  i chyba też Harry i ja.

los ...
och Fortuno i Siostro  czemu to splotłyście ?
ojcze czemu ...

wzięłam Harry'ego za rękę i podeszłam do stołu nauczycielskiego.
- czy którekolwiek z was kazało komukolwiek się zgłosić !? - ryknął dyrektor. - odpowiadajcie !
- nie panie dyrektorze.  odparłam.
- nie.  poparł mnie Harry.
oboje patrzyliśmy w błękitne oczy dyrektora pewnie.

- w takim razie. - dyrektor zaczął spokojny. - Czara wybrała członków gry !!!!   wrzasnął.

Hogwart bił nam brawo.
byłam dumna.

czemu ?
Łowca.
Łowca miał bardzo duże szanse na przetrwanie.

- Ignis puść coś z ognia.  podpuścił mnie Krum.

trudno.
jeden wielki smok.
rozłożyłąm ramiona i wyszedł sam.
lung chiński.
owinął się i ryknął.

Draco mimowolnie się uśmiechnął.
gdybyśmy mogli ludziom pokazać że jesteśmy razem ...
już dawno by tu był i pocałował mnie.

ale nie mógł.
wskazał wymownie wzrokiem na drzwi.
uśmiechnęłam się.

- wygramy !!! podrzegłam tłum Hogwartczyków jeszcze bardziej.

Cirispin obiecuję ci że skopię tyłki Dumstrangu i wygramy.


przeszłam do swojego stołu.
Markus wziął mnie na ramię i razem z resztą drużyny wyszliśmy do dormitorium.
szaleńcy.

- no Ignis. masz to wygrać. - zaczął głośno kiedy mnie niósł przy tłumie. - obiecałaś.
- i dotrzymam słowa Markus. - odparłam. - albo to albo kojfnę po drodze do wygranej.
- Potter, Potter waż słowa.  - skarcił mnie Snape. - jednak życzę ci wygranej.



























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz