poniedziałek, 14 lipca 2014

Rok VI Rozdział XVIII Bezimienny i Anonimowy

do stycznia i połowy lutego wszystko zleciało jak z bicza strzelił.
ojciec stwierdził, że chwilowo nie chce robić zebrań.  napisał mi prywatnie, że robi to po to by mnie nie dołować widokiem stołu pełnego Śmierciożerców nadal cieszących się z zabicia Dumbledore'a.
tak więc dopóki mu nie wyjaśniłam, że się z tym pogodziłam i jestem w stanie uczestniczyć w nich normalnie.

Draco grał ze mną codziennie w szachy, aż tak nigdy jeszcze nie rzygałam żadną grą jak szachami. miałam ich już powoli dosyć i robiłam wszystko byleby zakończyć partię jak najszybciej.
wiedział o tym i nie zapraszał mnie już tak często do gry.

ojciec w końcu napisał mi kiedy ma być zebranie, miałam zagarnąć kontrakt z jednym ze zleceniodawców trzecich, ale na spółkę z Draco. czyli umowa na zatrudnienie naszej dwójki.  współpraca zapowiadała się pyszna, ale jednak wolałabym nie wciągać arystokraty w świat prawdziwego Nokturnu.
no ale praca na naszą dwójkę. zrobiło się jeszcze ciekawiej kiedy to ojciec oznajmił mi, że mam go nie szukać, tylko zaszyć się z Draco na Nokturnie i czekać aż anonimowiec do nas podejdzie, bo nawet tata nie wiedział jak gościu wygląda. sam miał nas znaleźć ale o w sumie dobrze, bo gwarantował dyskrecję zleceń i zapłaty.

siedziałam w dormitorium i przeglądałam notatki na temat każdego informatora i zleceniodawcy na Nokturnie, o anonimowcu było zaledwie 5 linijek, nawet tata podpisał go jako "Bezimienny/Anonim"  i pisał tak : " pracowników wybiera sam, osobiście ich zaprasza. płaci po połowie przed i po zadaniu, rzadko od razu z góry, chyba że zaufa.   nie lubi gadaniny.    ma osobliwy styl bycia, za żarty na temat rasy nie urażać się, bo tego nie lubi i traktuje jako obelgę.    wrażliwy na punkcie ego, charakteru, pod ŻADNYM pozorem nie wytykać jego wad. "
przewróciłam je po raz enty tego wieczoru.  Draco patrzył na to z lekkim politowaniem i zaskoczeniem.
- Ignis - podsunął mi pod nos kubek herbaty - chciałaś ją kwadrans temu.
- sorki. - uśmiechnęłam się i odstawiłam notes. - dzięki za cierpliwość. - upiłam łyk. - wiesz Draco - spojrzałam mu w oczy - jesteś strasznie przystojny. - pogładziłam go po policzku. - i mój. - nie wiedziałam czemu, naszła mnie ochota, żeby usiąść mu na kolanach i się przytulać. - mój - sam przeniósł mnie na swoje kolana i zaczęłam się do niego kleić.  cholera, jakiś wywar. przekręciłam głową. - Draco co to było ?
popatrzył na mnie zaskoczony. - Ignis ... - zaczął cicho - ja ... ja chciałem ... ja chciałem zobaczyć co o mnie myślisz.
- to cholero jedna wystarczyło zapytać. - trzymałam w dłoni jego krawat. - a nie dawać mi wywary. - pogładziłam go po szyi - ale - patrzyłam mu w oczy nadal na jego kolanach. - och no nie umiem się pogniewać. - odetchnął. chyba resztki resztek strachu przed moim ojcem miał na mnie. - ale - podkreśliłam. - na podpisanie umowy ubierasz granat.
- oczywiście. - zgodził się i mnie pocałował. - ubiorę.
- a i nie zapomnij o perfumach. obawiam się, że Anonimowiec to wampir.
- spokojnie podrażnię twój nos. zapewnił mnie i zbierał się na górę.
- Draco ! - zawołałam go - pamiętaj, że na zebraniu trafiamy pod klub.
- pamiętam skarbie. zapewnił mnie i zniknął na schodach.

rano zszedł na dół ogarnięty i żywy.
śniadanie jak i dzień sypały się jak piasek między rozstawionymi palcami.
został wieczór.

zeszliśmy na dół, jednak ojciec od razu, zamiast do Dworu, zabrał nas na Nokturn.
nie weszliśmy do "Ukąszenia" od razu na ulicy zaczepił nas koleś.
- chcecie umowę o dzieło ? spytał luźno.
- jasne. - odwróciłam do niego głowę. - jakie stawki, trudność roboty ?
- chcecie negocjować to z Nim. ja was zaprowadzę. chodźcie. - chłopak zabrał nas do jednej z kamienic. - to tu. - wskazał mieszkanie z uchylonymi drzwiami. chcieliśmy wejść. - tylko ONA. zatrzymał Dracona ramieniem.
- idź. odprawił mnie spokojnie Ślizgon.

* Draco *

goryl bądź sekretarz, jeden pies kto, przepuścił Ignis dalej.

były uchylone drzwi i mogłem to obserwować.
Ignis weszła do pomieszczenia i fotel przy biurku się odsunął.
- kontrakt jest do ciebie, ale widzę, że bez swojego przyjaciela nigdzie się nie ruszasz, dlatego obejmuje go umowa.
- jakie stawki i co do zabicia ?
- spokojnie Ignis. - uspokoił ją tamten. - dzisiaj nic. stawki dostaniecie jak wyznaczę wam cel i termin.
- wydawałeś się bardziej konkretny z opowieści które się o tobie słyszy.
- cóż za zaszczyt Ignis Riddle słyszała o mnie - wyczułem ironię. - jak na złość słyszałem bardzo wiele o tobie, opinia Rady nienaganna, ojciec też cię zachwalał.
- dobra reklama o podstawa, czyż nie ? - odparła spokojnie. - mamy umowę ?
- spieszy ci się gdzieś ? - chyba wyjrzał przez drzwi - no tak, na twoim miejscu też bym się spieszył żeby pozbyć się jego koszuli. jednak cierpliwości słonko - spojrzał jej chyba w oczy - podaj mi numer telefonu, tak się będę z tobą kontaktować.
- proszę. - podała mu kartkę. - zadzwoń jak coś dla nas znajdziesz.

wyszła.
zdziwiło mnie tempo podpisania umowy. choć pewnie on był oczarowany czymś poniżej jej oczu i tylko dlatego tak szybko się zgodził.

Igni zabrała mnie pod klub i spadła mi na rękę kartka.
- twoje zadanie, ja idę do środka. - odpowiedziała. - Draco. - zatrzymała mnie na chwilę. - nie zaplam koszuli. puściła do mnie oko i zniknęła w tłumie na imprezie.

cel stał i jak tylko mnie zobaczył podszedł.
był to typ osiłka który wyglądem straszy by zabrać kasę czy od dziewczyn biżuterię.
wdał się ze mną w bójkę. jednak przebiłem go ostrzem zatrutym przez Igni.

wszedłem do środka i widziałem jak przy drzwiach tańczy obok Kastiela, całuje go w szyję i mówi mu na ucho "wszystko się ułoży."
- Kastiel - spojrzała mu w oczy - kocham cię. - przytuliła go. - przetrwam to z tobą. obiecuję.
potem już nie wierzyłem w to co widzę. on ją pocałował a ona nie stawiała mu oporu. niby chciała go odepchnąć, ale straciła twarz kiedy tylko ją musnął językiem.

MOJA dziewczyna ze swoim byłym.
owszem, Kastiel był starszy, miał zespół może nawet wydawał się jej być bardziej w jej stylu. on metal, a ja z rodu czystej krwi.

nie panowałem nad sobą. podszedłem do nich i ich pocałunek rozerwałem.
Kastiel poleciał do tyłu.
ręka sama wymierzyła jej policzek. - Ignis. jak długo ze sobą jesteście w ukryciu ? - głos sam się podniósł. ocknąłem się kiedy siedziała na podłodze i miała łzy na policzkach a na twarzy czerwony ślad. - Ignis ...
Kastiel patrzył na to szeroko otwartymi oczami. - jak mogłeś podnieść na nią rękę ? spytał z wyrzutem, pozbierał Ignis z parkietu i przytulił do siebie.
ona podeszła do mnie i też dostałem od niej w twarz. - wiedziałam, że jesteś zazdrosny. ale nie sądziłam, że to zrobi z ciebie kogoś innego.  rzuciła oschle.
drugi policzek doprawił mi Kastiel. nie uchylałem się przed ciosem. - jeszcze raz podnieś na nią rękę smarkaczu.

stałem jak ten kołek kiedy zabrał ją do pokoju za kotarą "Ukąszenia"
podszedłem bliżej.

Igni szlochała w ramię gitarzysty. - ja wiem, że on jest zazdrośnikiem. nawet to lubię, ale nigdy nie sądziłam, że aż tak.
- cicho młoda - otulił ją kurtką - nie podniesie na ciebie ręki.
- to nie był ten Draco z którym byłam tyle lat.
- widziałaś jak go wcięło w ziemię. nie panował nad sobą.
- to moja wina. powinnam cię odepchnąć. ...
- nie twoja wina. - skarcił ją. - to ja przepraszam. nie powinienem.
- nic się nie stało. - dotknął jej policzka a Igni tylko syknęła. - nie ruszaj.
- Igni, oblecz mi dłoń w lodzie. - zrobiła to. i zaczął rozmasowywać jej twarz. - chyba przyjemniej jest tak niż jakbyś sama miała to robić. - po kilku minutach został tylko ślad mojej dłoni na policzku Ignis. - lepiej ?
- tak, dzięki. - odpowiedziała speszona. - chyba powinnam już iść ...
- gdzie ci się spieszy młoda - spytał ją delikatnie. - nie myślisz chyba ... nie.
- dobrze, ale zostań - przytuliła się do niego. - chyba, że musisz iść.
- nigdzie nie idę Ignis. zapewnił ją.

odszedłem od drzwi na Nokturn.
przeszedłem na Pokątną. znalazłem mur, a przy nim czarne róże z czerwonymi przetarciami. zebrałem je.

widziałem jak Ignis wsiada z Kastielem na motor.
- odwieź mnie do Kings' Cross jeśli to dla ciebie nie problem.
- żaden. zapewnił ją i odpalił silnik zanim usta zdążyłem otworzyć.

wyczułem lekki smutek Igni, że mnie tak zostawia. ona by na to nie wpadła. to musiał być pomysł Kastiela, on wolał stosować taką terapię szokową której nikt by nie zniósł. nawet on sam.

wróciłem z różami do Hogwartu i w pokoju wspólnym już siedziała Igni.  a obok niej siedział, ku mojemu zdziwieniu, Blaise. ale to był to raczej sojusz przez Radę niż dobrowolny.
odszedł od niej jak tylko mnie zobaczył.
jednak Igni poszła na górę wymijając mnie kompletnie.
odpłaca się za miesiąc ciszy.

poszedłem za nią, ale zamknęła drzwi. uderzyłem w nie, zero odzewu.
- Pansy. - zawołałem przez drewno, odskoczyły w ułamku sekundy, widziała róże i myślała chyba, że są dla niej. - poproś Ignis.
- to nie jest dobry pomysł. nie wiem co jej powiedziałeś czy zrobiłeś, ale nie chce nawet z Blaisem gadać, bo słyszałam. musiała się nieźle wkurwić.
- tyle to wiem. - wymamrotałem i wtryniłem się do pokoju. - Ignis - ledwo odepchnąłem ostrze noża Powietrzem. - skarbie wiem że ...
- nie znam cię. nie jestem twoim skarbem. i bądź tak łaskawy i wyjdź z mojego pokoju.
- Ignis ... - patrzyła na mnie zimno. - Ignis ...
- wyjdź bo rzucę gdzieś indziej. ostrzegła.
- przepraszam. - podałem jej kwiaty ale nawet na nie nie spojrzała. - Księżniczko.
- wyjdź. powtórzyła zimno.

stałem się dla niej anonimowy.

następnego dnia położyłem jej dłoń na ramieniu, chciałem ją dogonić. odtrąciła rękę.
- nie dotykaj mnie. syknęła.
- Ignis ... - obszedłem ją i patrzyłem jej w oczy. - Igni - położyłem jej dłonie na ramionach. jej wzrok robił się niepewny. - Igni, skarbie ...
- odejdź ode mnie - odtrąciła ręce. - nie jestem twoim skarbem. rzuciła i poszła dalej.

powoli dochodziło do mnie co zrobiłem jej dwa lata temu porzucając z nią kontakt.
denerwowało mnie, że widzę ją z innymi chłopakami jak się śmieje, lub jest z Gryffonami, do wszystkich się uśmiechała i odzywała, tylko mnie pomijała.
rozumiałem czemu szukała wtedy oparcia w Krumie, jednak ja wolałem uniknąć błędu.

wieczorem śniło mi się jej wypalenie. miałem nadzieję, że jak się obudzę, zobaczę ją obok siebie, wtuloną i obserwującą. jednak nic takiego nie było. tylko ciemność.
- no stary, co ty ? przez noc to nic tylko się miotasz i wiecznie "skarbie,kochanie" mam nadzieję, że to nie do mnie te twoje westchnienia. - Blaise na łóżku naprzeciwko siedział i podrzucał nóż. - nieźle ją urządziłeś. ale może to i dobrze, wie z kim ma do czynienia. - zamurowało mnie - tak, ona mi się wyżaliła. wysłuchałem raczej przez to, że jestem jej podkomendnym niż z tego że mi się chciało. - sprostował. - zgaduję, że chciałeś ją przeprosić. - milczałem. - próbowałeś. - nadal milczałem. - jesteś dziwny.
- czemu ? - wmieszał się Peter. - ja bym na jego miejscu też za nią chodził.
- cóż za długo to ona nie wytrzyma. prychnął Blaise.
- nie pierdol głupot. - uciął ścigający - ona wytrzyma. pamiętasz po Czarze, jak On ją zachwalał. Ignis się nie złamie.
- nie wiesz ? - zdziwił się Zabini - nasza pani kapitan jest uzależniona od lizania się z Malfoy'em.
- pieprzysz głupoty Blaise. odpowiedział mu Peter.
- nie widziałeś ich po meczach, treningach, po niektórych lekcjach ? ona się w niego wczepia jakby chciała wejść mu pod koszulę. - spojrzał na mnie - pozwoliłbyś jej na to. - ucieszył się na plotkę. - a nasza pani kapitan nie raz wygląda jakby chciała wepchnąć się nie tylko pod koszulę. - były pałkarz popatrzył na mnie.- no jak ją sobie wyobrażasz ?
- wal się.  zszedłem na dół zostawiając ich samych. nie chciałem tego słuchać. na dole widziałem Igni nad jakimiś książkami.

- jak wuja kocham tak nienawidzę jego referatów. po co dawać temat o którym żadnego słowa nie powiedział. - podszedłem do niej cicho i położyłem jej ręce na ramionach. powoli się odwróciła. - idź ode mnie.
- Ignis - spojrzałem jej w oczy. - Ignis kotku ...
- nie mów tak do mnie. chłopak który miał prawo się do mnie tak zwracać zniknął.
patrzyłem chwilę w jej zimne teraz oczy i poszedłem na górę. chłopaki nic nie powiedzieli widząc moją minę. 
położyłem się i znów przywołałem wspomnienia, tym razem sprzed dwóch lat, wtedy byłem jeszcze szczeniakiem, ale Igni traktowała mnie inaczej. 

rano znowu unikała mnie. stałem się dla niej anonimowy, nic nie znaczyłem. 

po tygodniu złapałem ją na korytarzu, znowu kładąc dłonie na ramionach. 
- Igni ... kotku ... - strąciła ręce, jednak obszedłem ją i stanąłem przed jej twarzą. - Igni skarbie ... 
- nie jestem twoim skarbem. uparła się, jednak patrzyła mi w oczy. 

* Ignis * 

Draco stał przede mną. czułam jak jego dłonie i usta lekko się trzęsą, w jego oczach widziałam zmęczenie i nieprzespane noce. krótko mówiąc nie wyglądał najlepiej. 

- Igni nie wiem jak mam cię przepraszać. - ciągnął bardzo mocno siląc się na spokojny ton, jednak nieudanie - co mam zrobić ? 
- zabierz ręce ode mnie - nadal byłam zimna, jednak czułam, że powoli puszczają mi nerwy. - nie jestem twoim skarbem czy kotkiem. daj mi święty spokój. 
- nie - odpowiedział - Igni proszę. daj mi to wynagrodzić.
koniec, wyglądał jak wrak człowieka. a już chyba wiedział jak ja się czułam. 
- jest jedna rzecz. - Draco od razu mnie pocałował na przeprosiny. - obiecujesz mnie więcej nie uderzyć ? 
- masz moje słowo Ignis. - odpowiedział obejmując mnie ramieniem - a obiecujesz nie robić ze mnie anonimowego ? 
- obiecuję. popatrzyłam mu w oczy i ponownie dostał buziaka. tym razem jako prezent. 

Anonimowiec się do nas nie odzywał, ale my już zażegnaliśmy bezimienność.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz