pewne popołudnie wybraliśmy się na Pokątną, zostałam sama. wiedziałam gdzie chciałam iść. miałam prezent do kupienia. przeszłam do sklepu ze sprzętem do quidditcha.
wedle mojej prośby i propozycji Draco uprosił Lucjusza by zostali tu na Święta. oczywiście sprowadzili tu na kilka dni Narcyzę i Bellatrix.
Ślizgon był cały mój, nawet jego matka stwierdziła, że to są nasze pierwsze wspólnie spędzone Święta, możemy sobie pozwolić na dużo pocałunków.
- Ignis - zaczęła przy świątecznej kolacji, oczywiście byliśmy odświętnie ubrani, ja siedziałam obok Draco. - wszystkiego najlepszego na Święta. - podała mi paczkę. czułam się jak sześcioletnie dziecko. - weź proszę.
- dziękuję. - zmaterializowałam w Powietrzu wielki bukiet róż we wszystkich kolorach - przepraszam, że tak na poczekaniu, ale nie przewidywałam, że dostanę jakikolwiek prezent.
- nic się nie stało. - uśmiechnęła się i przyjęła róże. - piękne.
- dziękuję. - odpowiedziałam. - Draco - zatarłam ręce. - zamknij oczy. - wstałam i zaprowadziłam go na środek pokoju. - nie otwieraj póki ci nie powiem. - przyłożyłam mu kupionego znicza do ust. rękę miałam w materiale, by nie zapamiętał mojego ciała ale jego. po fakcie, który obserwowali jego rodzice i ciotka zapakowałam go w sakiewkę. - wystaw dłoń. - podał mi rękę i wsadziłam w nią prezent. - otwórz oczy.
spojrzał na znicza. - Ignis - ledwo złapał oddech. - znicz ? dla mnie ?
- przyłóż do niego usta jeszcze raz. - teraz albo nigdy. dedykacja była osobista. " dla mojego najlepszego Draco. dla mnie zawsze wygrywasz " spojrzał na metal i zdębiał. - i co ? podoba ci się ?
patrzył na znicza jak na ducha. - Ignis - wydukał. - za co ?
- za wszystko słonko. - przytuliłam go. - wszystkiego najlepszego. - on mnie podniósł i okręcił. - oszalałeś. - zaśmiałam się. - podoba ci się ?
- oczywiście. - rzucił krótko nadal chyba nie wierząc w podarunek. - a to - podał mi pudełko. - dla ciebie.
- nie mogłeś się dorzucić do prezentu od rodziców ? - spytałam lekko żartem. - co ? byłoby prościej.
- proponowaliśmy my mu to, ale stwierdził, że nie chce. - wyrzuciła Bellatrix. - ale ma gust do prezentów.
- chyba raczej gest. - wymamrotałam speszona kolejnym prezentem dla mnie. - jeżeli to jest to co - otworzył pakunek za mnie. suknia, taka jak w moim śnie, koloru czerwonego wina, długa do ziemi, otoczona czarnym cienkim materiałem. była prosta, z wycięciem na udzie. - słonko ...
- na bankiet. - uprzedził. - tuż przed końcem roku jest jeden. jeżeli przyjmiesz suknię, potraktuję to jako przyjęcie zaproszenia.
- nie no ja cię chyba zatłukę. - odstawiłam pakunek i pacnęłam go w brzuch. - wydajesz za dużo kasy. - udałam urażenie i złość ale umiał mnie rozczytać. - wydasz całą tą fortunę.
- cieszę się, że ci się podoba. - pocałował mnie w policzek. - chodź. jeszcze ciotka ma coś da ciebie. - szepnął ale Bellatrix to usłyszała i poczerwieniała ze złości, że ją wkopał. - miałem ją zostawić w niepewności ?
w kominku zasyczał ogień i pojawił się ojciec a tuż za nim Aollicep.
- co to za Święta bez rodziny Ignis. - przywitali mnie a ja dostałam pierdolca. - wszystkiego najlepszego córciu. - podał mi paczkę. - to od nas wspólnie.
otworzyłam i widziałam kolejną sukienkę, ty razem miała bardziej falbaniasty i rozłożysty dół a górę raczej ciaśniejszą, ale nie gorsetową. karteczka "to na trening tańca, pewnie ci się przyda"
tego Draco nie zobaczył, prezentu też nie.
- dzięki - uściskałam ich oboje. - ale ja kurna dla was nic nie mam ...
- nie trzeba. znaleźliśmy cię i to jest wystarczająco. ucięła Aollicep i mnie przytuliła.
- jesteście kochani - z jednej strony mama z drugiej tata. - najlepsze Święta.
- kłamczucha - skarcił mnie Draco. - mi dwa lata temu mówiłaś to samo.
- och, Święta rodzinne, pasuje ? - odpowiedziałam złośliwie. - co ?
- owszem. - dołączył się do przytulania mnie. - a teraz chodź. po kolacji, możemy iść.
- lećcie. pożegnali mnie rodzice i wyszli przez kominek.
rodzina Draco też nie miała sprzeciwów.
sam Ślizgon też nie zgłaszał protestów.
wyciszył pokój konkretnymi pieczęciami. nie do przebicia.
- no Ignis. obiecałem ci coś, lub może raczej ty sobie tego zażyczyłaś.
- o czym mówisz ... - zaczęłam myśleć. ale ubiegło mnie jego pozbycie się koszuli i wskazanie szafki nocnej. cholera, miód. miód. - NIE. ty żartujesz. MUSISZ żartować.
- twoje życzenie - widział moją reakcję. - wycofujesz się z tego ? za dużo nerwów ?
- moje życzenie, ale nie sądziłam, że się kurna spełni. - ale on i tu mnie ubiegł. położył mnie delikatnie na materacu i do mnie podszedł. - o nie. - przewróciłam go. - moje życzenie. - ogonem pacnęłam go po obojczyku. - moje. - wcisnął mi do ręki miód. - co, aż tak ci się spieszy do bycia w miodzie ? - milczał. ale jego milczenie było dla mnie najlepszym potwierdzeniem. spieszyło mu się, oj spieszyło. - widzę, że tak. - uśmiechnęłam się. - ale nie ma zabawy - odłożyłam słoik i pocałowałam jego brzuch. - bez drażnienia. - szepnęłam mu na ucho. - mój Ślizgon - widziałam, nad łóżkiem w lustrzanej a'la tacy, iskierki w swoich oczach. - ale - pocałowałam go. zakrył mnie ramionami i delikatnie drapał. - a wiesz - przeciągnęłam palcem po jego brzuchu i klacie. - nawet bez miodu jesteś genialny. jednak - odkręciłam słoik i lekko zanurzyłam opuszkę palca w cieczy. musnęłam nim jego usta. - muszę sprawdzić - lekko oblizałam mu wargi. miałam delikatne hamulce i wątpliwości czy nie weźmie tego zbyt prowokacyjnie, ale MÓJ prezent jest TAKI A NIE INNY. - nie powinnam się tak szybko zasłodzić. - ochłodziłam pracę pszczół o kilka stopni. - teraz ci - przechyliłam słój i wylałam zawartość na jego tors. lekko wzdrygnął się z zimna. miód idealnie się na nim rozprowadził, sam pewnie już o to zadbał. - och pieprzyć wszystko, wyglądasz zajebiście. - zrobiłam mu zdjęcie, musiałam to uwiecznić. - spokojnie jest tylko dla mnie. - szepnęłam mu na ucho. - o a teraz - zrobiłam palcem linię i oblizałam opuszkę. - łaskocze. - stwierdziłam. - ale nie masz szans, żeby cały ten miodek nie zniknął. - spojrzałam mu w oczy. byłam pewna, że sam by o to zadbał. - pora na słodkości. panie ładny.
widziałam jego wzrok, czułam oddech, słyszałam bicie serca, cały Draco chciał żebym w końcu przestała przedłużać gierki a zaczęła rozkoszować się słodkością.
i to też zrobiłam, przyłożyła do jego usta i spijałam z niego miodek.
obiecałem Ignis słodki prezent. ale nie sądziłem, że ze zwykłego miodu zrobi takie widowisko.
poczułem jej język.
spiąłem się, wiedziałem, że to ją zadowoli.
i usłyszałem jak wzdycha. - słonko nie trzeba było, nawet bez tego wyglądasz zajebiście. - spojrzała na mnie. - jeszcze mam dużo miodu do wypicia. - zatarła ręce i widziałem w jej oczach ogniki. - ale żal niszczyć tak ładny widok.
- chciałaś miód.
- wiem. - uśmiechnęła się i pogładziła mnie po policzku. - jesteś słodki. - znowu zaczęła raczej scałowywać ze mnie ciecz. skoro są Święta to ją czeka wypalenie. pięknie. - och Draacoo - widziałem jak głaszcze mnie ogonem po już "wyczyszczonej" klacie. - teraz jedno z lepszych miejsc. - pocałowała mnie krótko. jej oczy już długo błyszczały, ale teraz blask się nasilał. - przesuń się wyżej. - poprosiła i przeniosłem się. - mój Książę - zrozumiałem czemu. leżała bokiem, wszerz łóżka. i tak też ze mnie zabierała swój prezent. zacząłem czerpać z tego przyjemność. - prezent jest milutki, prawda ? - przerzuciła się na drugą stronę. - widzę, że tak. podoba ci się. - widziałem jej uśmiech. - cieszy mnie to, miałam wątpliwości czy będziesz zadowolony.
- przestań. - ukróciłem. - zawsze mogę znaleźć drugi słoik.
zaśmiała się. - o nie. - pstryknęła mnie w ramię. - bo dostanę cukrzycy. - przeciągnęła już samym językiem w poprzek mojego brzucha. - ale raz na jakiś czas taki miód ... - kolejny raz traktowała mnie jak lizaka. - nie powinien zaszkodzić. - pozbyła się już wszystkiego. - jesteś najlepszym cukierkiem. - zapewniła mnie i położyła się obok. - wszystkiego najlepszego na Święta Draco.
- jeszcze nie idziesz spać. - przewróciłem ją pod siebie. - mam coś dla ciebie.
- o no nie. znowu ?
- spokojnie, tego nie zapakowałem. - pocałowałem ją w ramię. - bo się nie da. - popatrzyłem na nią. leżała i rozkoszowała się. - Ignis.
- och przestań, wypal mnie w końcu. całuj. - patrzyła na mnie wyczekująco. - ja chcę tego pocałunku. ale spełnij moje jedno życzenie. - nachyliłem się nad nią. - puść w tle Slasha. proszę.
złapałem muzykę w Powietrzu. - proszę. - pocałowałem ją. jednym muśnięciem jej ust zyskałem całkowitą jej uległość. prosiła o pieszczoty i sama wiele ich dawała. trudno było cokolwiek więcej wymyślić na jej smak na krew. ale Igni daleko jeszcze było do wypalenia, spiąłem się i zacząłem coraz mocniej ją lizać. nie oponowała, nawet wręcz namawiała. skończyła się jej "Beautiful Dangerous" i zaczął się "Bad Rain" bardzo pasowałby mi jej wokal, ale teraz musiałem się obejść smakiem. w zamian dostałem o wiele bardziej przymilny pocałunek. przewróciła mnie i przejęła na sekundę kontrolę. zrobiła to w bardziej hard rockowym stylu, lizała mocno, szybko i dziko. i kolejna jego ballada się skończyła, teraz puściła coś czego nie znałem. szybkie, mocne i bardzo energetyczne. w końcu ją wróciłem do punktu wyjścia jakim było to, że leżała pode mną. w końcu się uspokoiła, znowu prosiła o pieszczoty i nareszcie straciła siły. - dobranoc Ignis.
położyłem się obok niej i przytuliłem ją.
poczułam przytulenie i przykrycie kołdrą.
najlepsze wypalenie. po prostu najlepsze. chociaż nic nie jest w stanie wymazać mi z pamięci tego sprzed dwóch lat.
nie śniło mi się nic, ale rano obudziłam się wypoczęta.
- dzień dobry słonko. - przywitałam Dracona krótkim buziakiem. - dziękuję za wypalenie. naprawdę genialne.
- cieszę się. - pokazał mi pusty słoik miodu, jakby był wymyty tak był czysty. - na pamiątkę ?
przyjęłam puste opakowanie. - oczywiście. - wstałam z pościeli. - kiedy wracamy do szkoły ?
- za trzy dni. - odpowiedział krótko i pokazał mi na pokój za ścianą. - tam są twoje rzeczy.
przeszłam tam i wzięłam prysznic parą i wodą o temperaturze 40 stopni. przebrałam się i zastałam Dracona po zapewne tego typu kąpieli przed szafą.
- granat. - rzuciłam i przytuliłam się do jego pleców. - ubierz ją proszę. - wziął wieszak i zapiął błyskawicznie. - ślicznie.
zmierzył mnie wzrokiem. ciemne, dżinsowe spodnie i do tego bluzka a'la koszulowa.
posiedzieliśmy przy śniadaniu a potem wyszliśmy na miasto które otaczało posiadłość.
słodkości świąteczne w wykonaniu Dracona ... nigdy nie zapomnę widoku jego brzucha w miodzie.
wedle mojej prośby i propozycji Draco uprosił Lucjusza by zostali tu na Święta. oczywiście sprowadzili tu na kilka dni Narcyzę i Bellatrix.
Ślizgon był cały mój, nawet jego matka stwierdziła, że to są nasze pierwsze wspólnie spędzone Święta, możemy sobie pozwolić na dużo pocałunków.
- Ignis - zaczęła przy świątecznej kolacji, oczywiście byliśmy odświętnie ubrani, ja siedziałam obok Draco. - wszystkiego najlepszego na Święta. - podała mi paczkę. czułam się jak sześcioletnie dziecko. - weź proszę.
- dziękuję. - zmaterializowałam w Powietrzu wielki bukiet róż we wszystkich kolorach - przepraszam, że tak na poczekaniu, ale nie przewidywałam, że dostanę jakikolwiek prezent.
- nic się nie stało. - uśmiechnęła się i przyjęła róże. - piękne.
- dziękuję. - odpowiedziałam. - Draco - zatarłam ręce. - zamknij oczy. - wstałam i zaprowadziłam go na środek pokoju. - nie otwieraj póki ci nie powiem. - przyłożyłam mu kupionego znicza do ust. rękę miałam w materiale, by nie zapamiętał mojego ciała ale jego. po fakcie, który obserwowali jego rodzice i ciotka zapakowałam go w sakiewkę. - wystaw dłoń. - podał mi rękę i wsadziłam w nią prezent. - otwórz oczy.
spojrzał na znicza. - Ignis - ledwo złapał oddech. - znicz ? dla mnie ?
- przyłóż do niego usta jeszcze raz. - teraz albo nigdy. dedykacja była osobista. " dla mojego najlepszego Draco. dla mnie zawsze wygrywasz " spojrzał na metal i zdębiał. - i co ? podoba ci się ?
patrzył na znicza jak na ducha. - Ignis - wydukał. - za co ?
- za wszystko słonko. - przytuliłam go. - wszystkiego najlepszego. - on mnie podniósł i okręcił. - oszalałeś. - zaśmiałam się. - podoba ci się ?
- oczywiście. - rzucił krótko nadal chyba nie wierząc w podarunek. - a to - podał mi pudełko. - dla ciebie.
- nie mogłeś się dorzucić do prezentu od rodziców ? - spytałam lekko żartem. - co ? byłoby prościej.
- proponowaliśmy my mu to, ale stwierdził, że nie chce. - wyrzuciła Bellatrix. - ale ma gust do prezentów.
- chyba raczej gest. - wymamrotałam speszona kolejnym prezentem dla mnie. - jeżeli to jest to co - otworzył pakunek za mnie. suknia, taka jak w moim śnie, koloru czerwonego wina, długa do ziemi, otoczona czarnym cienkim materiałem. była prosta, z wycięciem na udzie. - słonko ...
- na bankiet. - uprzedził. - tuż przed końcem roku jest jeden. jeżeli przyjmiesz suknię, potraktuję to jako przyjęcie zaproszenia.
- nie no ja cię chyba zatłukę. - odstawiłam pakunek i pacnęłam go w brzuch. - wydajesz za dużo kasy. - udałam urażenie i złość ale umiał mnie rozczytać. - wydasz całą tą fortunę.
- cieszę się, że ci się podoba. - pocałował mnie w policzek. - chodź. jeszcze ciotka ma coś da ciebie. - szepnął ale Bellatrix to usłyszała i poczerwieniała ze złości, że ją wkopał. - miałem ją zostawić w niepewności ?
w kominku zasyczał ogień i pojawił się ojciec a tuż za nim Aollicep.
- co to za Święta bez rodziny Ignis. - przywitali mnie a ja dostałam pierdolca. - wszystkiego najlepszego córciu. - podał mi paczkę. - to od nas wspólnie.
otworzyłam i widziałam kolejną sukienkę, ty razem miała bardziej falbaniasty i rozłożysty dół a górę raczej ciaśniejszą, ale nie gorsetową. karteczka "to na trening tańca, pewnie ci się przyda"
tego Draco nie zobaczył, prezentu też nie.
- dzięki - uściskałam ich oboje. - ale ja kurna dla was nic nie mam ...
- nie trzeba. znaleźliśmy cię i to jest wystarczająco. ucięła Aollicep i mnie przytuliła.
- jesteście kochani - z jednej strony mama z drugiej tata. - najlepsze Święta.
- kłamczucha - skarcił mnie Draco. - mi dwa lata temu mówiłaś to samo.
- och, Święta rodzinne, pasuje ? - odpowiedziałam złośliwie. - co ?
- owszem. - dołączył się do przytulania mnie. - a teraz chodź. po kolacji, możemy iść.
- lećcie. pożegnali mnie rodzice i wyszli przez kominek.
rodzina Draco też nie miała sprzeciwów.
sam Ślizgon też nie zgłaszał protestów.
wyciszył pokój konkretnymi pieczęciami. nie do przebicia.
- no Ignis. obiecałem ci coś, lub może raczej ty sobie tego zażyczyłaś.
- o czym mówisz ... - zaczęłam myśleć. ale ubiegło mnie jego pozbycie się koszuli i wskazanie szafki nocnej. cholera, miód. miód. - NIE. ty żartujesz. MUSISZ żartować.
- twoje życzenie - widział moją reakcję. - wycofujesz się z tego ? za dużo nerwów ?
- moje życzenie, ale nie sądziłam, że się kurna spełni. - ale on i tu mnie ubiegł. położył mnie delikatnie na materacu i do mnie podszedł. - o nie. - przewróciłam go. - moje życzenie. - ogonem pacnęłam go po obojczyku. - moje. - wcisnął mi do ręki miód. - co, aż tak ci się spieszy do bycia w miodzie ? - milczał. ale jego milczenie było dla mnie najlepszym potwierdzeniem. spieszyło mu się, oj spieszyło. - widzę, że tak. - uśmiechnęłam się. - ale nie ma zabawy - odłożyłam słoik i pocałowałam jego brzuch. - bez drażnienia. - szepnęłam mu na ucho. - mój Ślizgon - widziałam, nad łóżkiem w lustrzanej a'la tacy, iskierki w swoich oczach. - ale - pocałowałam go. zakrył mnie ramionami i delikatnie drapał. - a wiesz - przeciągnęłam palcem po jego brzuchu i klacie. - nawet bez miodu jesteś genialny. jednak - odkręciłam słoik i lekko zanurzyłam opuszkę palca w cieczy. musnęłam nim jego usta. - muszę sprawdzić - lekko oblizałam mu wargi. miałam delikatne hamulce i wątpliwości czy nie weźmie tego zbyt prowokacyjnie, ale MÓJ prezent jest TAKI A NIE INNY. - nie powinnam się tak szybko zasłodzić. - ochłodziłam pracę pszczół o kilka stopni. - teraz ci - przechyliłam słój i wylałam zawartość na jego tors. lekko wzdrygnął się z zimna. miód idealnie się na nim rozprowadził, sam pewnie już o to zadbał. - och pieprzyć wszystko, wyglądasz zajebiście. - zrobiłam mu zdjęcie, musiałam to uwiecznić. - spokojnie jest tylko dla mnie. - szepnęłam mu na ucho. - o a teraz - zrobiłam palcem linię i oblizałam opuszkę. - łaskocze. - stwierdziłam. - ale nie masz szans, żeby cały ten miodek nie zniknął. - spojrzałam mu w oczy. byłam pewna, że sam by o to zadbał. - pora na słodkości. panie ładny.
widziałam jego wzrok, czułam oddech, słyszałam bicie serca, cały Draco chciał żebym w końcu przestała przedłużać gierki a zaczęła rozkoszować się słodkością.
i to też zrobiłam, przyłożyła do jego usta i spijałam z niego miodek.
* Draco *
obiecałem Ignis słodki prezent. ale nie sądziłem, że ze zwykłego miodu zrobi takie widowisko.
poczułem jej język.
spiąłem się, wiedziałem, że to ją zadowoli.
i usłyszałem jak wzdycha. - słonko nie trzeba było, nawet bez tego wyglądasz zajebiście. - spojrzała na mnie. - jeszcze mam dużo miodu do wypicia. - zatarła ręce i widziałem w jej oczach ogniki. - ale żal niszczyć tak ładny widok.
- chciałaś miód.
- wiem. - uśmiechnęła się i pogładziła mnie po policzku. - jesteś słodki. - znowu zaczęła raczej scałowywać ze mnie ciecz. skoro są Święta to ją czeka wypalenie. pięknie. - och Draacoo - widziałem jak głaszcze mnie ogonem po już "wyczyszczonej" klacie. - teraz jedno z lepszych miejsc. - pocałowała mnie krótko. jej oczy już długo błyszczały, ale teraz blask się nasilał. - przesuń się wyżej. - poprosiła i przeniosłem się. - mój Książę - zrozumiałem czemu. leżała bokiem, wszerz łóżka. i tak też ze mnie zabierała swój prezent. zacząłem czerpać z tego przyjemność. - prezent jest milutki, prawda ? - przerzuciła się na drugą stronę. - widzę, że tak. podoba ci się. - widziałem jej uśmiech. - cieszy mnie to, miałam wątpliwości czy będziesz zadowolony.
- przestań. - ukróciłem. - zawsze mogę znaleźć drugi słoik.
zaśmiała się. - o nie. - pstryknęła mnie w ramię. - bo dostanę cukrzycy. - przeciągnęła już samym językiem w poprzek mojego brzucha. - ale raz na jakiś czas taki miód ... - kolejny raz traktowała mnie jak lizaka. - nie powinien zaszkodzić. - pozbyła się już wszystkiego. - jesteś najlepszym cukierkiem. - zapewniła mnie i położyła się obok. - wszystkiego najlepszego na Święta Draco.
- jeszcze nie idziesz spać. - przewróciłem ją pod siebie. - mam coś dla ciebie.
- o no nie. znowu ?
- spokojnie, tego nie zapakowałem. - pocałowałem ją w ramię. - bo się nie da. - popatrzyłem na nią. leżała i rozkoszowała się. - Ignis.
- och przestań, wypal mnie w końcu. całuj. - patrzyła na mnie wyczekująco. - ja chcę tego pocałunku. ale spełnij moje jedno życzenie. - nachyliłem się nad nią. - puść w tle Slasha. proszę.
złapałem muzykę w Powietrzu. - proszę. - pocałowałem ją. jednym muśnięciem jej ust zyskałem całkowitą jej uległość. prosiła o pieszczoty i sama wiele ich dawała. trudno było cokolwiek więcej wymyślić na jej smak na krew. ale Igni daleko jeszcze było do wypalenia, spiąłem się i zacząłem coraz mocniej ją lizać. nie oponowała, nawet wręcz namawiała. skończyła się jej "Beautiful Dangerous" i zaczął się "Bad Rain" bardzo pasowałby mi jej wokal, ale teraz musiałem się obejść smakiem. w zamian dostałem o wiele bardziej przymilny pocałunek. przewróciła mnie i przejęła na sekundę kontrolę. zrobiła to w bardziej hard rockowym stylu, lizała mocno, szybko i dziko. i kolejna jego ballada się skończyła, teraz puściła coś czego nie znałem. szybkie, mocne i bardzo energetyczne. w końcu ją wróciłem do punktu wyjścia jakim było to, że leżała pode mną. w końcu się uspokoiła, znowu prosiła o pieszczoty i nareszcie straciła siły. - dobranoc Ignis.
położyłem się obok niej i przytuliłem ją.
* Ignis *
poczułam przytulenie i przykrycie kołdrą.
najlepsze wypalenie. po prostu najlepsze. chociaż nic nie jest w stanie wymazać mi z pamięci tego sprzed dwóch lat.
nie śniło mi się nic, ale rano obudziłam się wypoczęta.
- dzień dobry słonko. - przywitałam Dracona krótkim buziakiem. - dziękuję za wypalenie. naprawdę genialne.
- cieszę się. - pokazał mi pusty słoik miodu, jakby był wymyty tak był czysty. - na pamiątkę ?
przyjęłam puste opakowanie. - oczywiście. - wstałam z pościeli. - kiedy wracamy do szkoły ?
- za trzy dni. - odpowiedział krótko i pokazał mi na pokój za ścianą. - tam są twoje rzeczy.
przeszłam tam i wzięłam prysznic parą i wodą o temperaturze 40 stopni. przebrałam się i zastałam Dracona po zapewne tego typu kąpieli przed szafą.
- granat. - rzuciłam i przytuliłam się do jego pleców. - ubierz ją proszę. - wziął wieszak i zapiął błyskawicznie. - ślicznie.
zmierzył mnie wzrokiem. ciemne, dżinsowe spodnie i do tego bluzka a'la koszulowa.
posiedzieliśmy przy śniadaniu a potem wyszliśmy na miasto które otaczało posiadłość.
słodkości świąteczne w wykonaniu Dracona ... nigdy nie zapomnę widoku jego brzucha w miodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz