czwartek, 10 lipca 2014

Rok VI Rozdział XVI Słodkości Świąteczne

pewne popołudnie wybraliśmy się na Pokątną, zostałam sama. wiedziałam gdzie chciałam iść.  miałam prezent do kupienia.   przeszłam do sklepu ze sprzętem do quidditcha.

wedle mojej prośby i propozycji Draco uprosił Lucjusza by zostali tu na Święta. oczywiście sprowadzili tu na kilka dni Narcyzę i Bellatrix.
Ślizgon był cały mój, nawet jego matka stwierdziła, że to są nasze pierwsze wspólnie spędzone Święta, możemy sobie pozwolić na dużo pocałunków.
- Ignis - zaczęła przy świątecznej kolacji, oczywiście byliśmy odświętnie ubrani, ja siedziałam obok Draco. - wszystkiego najlepszego na Święta. - podała mi paczkę. czułam się jak sześcioletnie dziecko. - weź proszę.
- dziękuję. - zmaterializowałam w Powietrzu wielki bukiet róż we wszystkich kolorach - przepraszam, że tak na poczekaniu, ale nie przewidywałam, że dostanę jakikolwiek prezent.
- nic się nie stało. - uśmiechnęła się i przyjęła róże. - piękne.
- dziękuję. - odpowiedziałam. - Draco - zatarłam ręce. - zamknij oczy. - wstałam i zaprowadziłam go na środek pokoju. - nie otwieraj póki ci nie powiem. - przyłożyłam mu kupionego znicza do ust. rękę miałam w materiale, by nie zapamiętał mojego ciała ale jego. po fakcie, który obserwowali jego rodzice i ciotka zapakowałam go w sakiewkę. - wystaw dłoń. - podał mi rękę i wsadziłam w nią prezent. - otwórz oczy.
spojrzał  na znicza. - Ignis - ledwo złapał oddech. - znicz ? dla mnie ?
- przyłóż do niego usta jeszcze raz. - teraz albo nigdy.  dedykacja była osobista. " dla mojego najlepszego Draco. dla mnie zawsze wygrywasz "  spojrzał na metal i zdębiał.  - i co ? podoba ci się ?
patrzył na znicza jak na ducha. - Ignis - wydukał. - za co ?
- za wszystko słonko. - przytuliłam go. - wszystkiego najlepszego. - on mnie podniósł i okręcił. - oszalałeś. - zaśmiałam się. - podoba ci się ?
- oczywiście. - rzucił krótko nadal chyba nie wierząc w podarunek. - a to - podał mi pudełko. - dla ciebie.
- nie mogłeś się dorzucić do prezentu od rodziców ? - spytałam lekko żartem. - co ? byłoby prościej.
- proponowaliśmy my mu to, ale stwierdził, że nie chce. - wyrzuciła Bellatrix. - ale ma gust do prezentów.
- chyba raczej gest. - wymamrotałam speszona kolejnym prezentem dla mnie. - jeżeli to jest to co - otworzył pakunek za mnie.  suknia, taka jak w moim śnie, koloru czerwonego wina, długa do ziemi, otoczona czarnym cienkim materiałem. była prosta, z wycięciem na udzie.  - słonko ...
- na bankiet. - uprzedził. - tuż przed końcem roku jest jeden. jeżeli przyjmiesz suknię, potraktuję to jako przyjęcie zaproszenia.
- nie no ja cię chyba zatłukę. - odstawiłam pakunek i pacnęłam go w brzuch. - wydajesz za dużo kasy. - udałam urażenie i złość ale umiał mnie rozczytać. - wydasz całą tą fortunę.
- cieszę się, że ci się podoba. - pocałował mnie w policzek. - chodź. jeszcze ciotka ma coś da ciebie. - szepnął ale Bellatrix to usłyszała i poczerwieniała ze złości, że ją wkopał. - miałem ją zostawić w niepewności ?

w kominku zasyczał ogień i pojawił się ojciec a tuż za nim Aollicep.
- co to za Święta bez rodziny Ignis. - przywitali mnie a ja dostałam pierdolca. - wszystkiego najlepszego córciu. - podał mi paczkę. - to od nas wspólnie.
otworzyłam i widziałam kolejną sukienkę, ty razem miała bardziej falbaniasty i rozłożysty dół a górę raczej ciaśniejszą, ale nie gorsetową.   karteczka "to na trening tańca, pewnie ci się przyda"
tego Draco nie zobaczył, prezentu też nie.
- dzięki - uściskałam ich oboje. - ale ja kurna dla was nic nie mam ...
- nie trzeba. znaleźliśmy cię i to jest wystarczająco. ucięła Aollicep i mnie przytuliła.
- jesteście kochani - z jednej strony mama z drugiej tata. - najlepsze Święta.
- kłamczucha - skarcił mnie Draco. - mi dwa lata temu mówiłaś to samo.
- och, Święta rodzinne, pasuje ? - odpowiedziałam złośliwie. - co ?
- owszem. - dołączył się do przytulania mnie. - a teraz chodź. po kolacji, możemy iść.
- lećcie. pożegnali mnie rodzice i wyszli przez kominek.

rodzina Draco też nie miała sprzeciwów.
sam Ślizgon też nie zgłaszał protestów.
wyciszył pokój konkretnymi pieczęciami. nie do przebicia.
- no Ignis. obiecałem ci coś, lub może raczej ty sobie tego zażyczyłaś.
- o czym mówisz ... - zaczęłam myśleć. ale ubiegło mnie jego pozbycie się koszuli i wskazanie szafki nocnej. cholera, miód. miód. - NIE. ty żartujesz. MUSISZ żartować.
- twoje życzenie - widział moją reakcję. - wycofujesz się z tego ? za dużo nerwów ?
- moje życzenie, ale nie sądziłam, że się kurna spełni. - ale on i tu mnie ubiegł. położył mnie delikatnie na materacu i do mnie podszedł. - o nie. - przewróciłam go. - moje życzenie. - ogonem pacnęłam go po obojczyku. - moje. - wcisnął mi do ręki miód. - co, aż tak ci się spieszy do bycia w miodzie ? - milczał. ale jego milczenie było dla mnie najlepszym potwierdzeniem. spieszyło mu się, oj spieszyło. - widzę, że tak. - uśmiechnęłam się. - ale nie ma zabawy - odłożyłam słoik i pocałowałam jego brzuch. - bez drażnienia. - szepnęłam mu na ucho. - mój Ślizgon - widziałam, nad łóżkiem w lustrzanej a'la tacy, iskierki w swoich oczach. - ale - pocałowałam go.  zakrył mnie ramionami i delikatnie drapał. - a wiesz - przeciągnęłam palcem po jego brzuchu i klacie. - nawet bez miodu jesteś genialny. jednak - odkręciłam słoik i lekko zanurzyłam opuszkę palca w cieczy.  musnęłam nim jego usta. - muszę sprawdzić - lekko oblizałam mu wargi. miałam delikatne hamulce i wątpliwości czy nie weźmie tego zbyt prowokacyjnie, ale MÓJ prezent jest TAKI A NIE INNY. - nie powinnam się tak szybko zasłodzić. - ochłodziłam pracę pszczół o kilka stopni. - teraz ci - przechyliłam słój i wylałam zawartość na jego tors.  lekko wzdrygnął się z zimna. miód idealnie się na nim rozprowadził, sam pewnie już o to zadbał. - och pieprzyć wszystko, wyglądasz zajebiście. - zrobiłam mu zdjęcie, musiałam to uwiecznić. - spokojnie jest tylko dla mnie. - szepnęłam mu na ucho. - o a teraz - zrobiłam palcem linię i oblizałam opuszkę. - łaskocze. - stwierdziłam. - ale nie masz szans, żeby cały ten miodek nie zniknął. - spojrzałam mu w oczy. byłam pewna, że sam by o to zadbał. - pora na słodkości. panie ładny.
widziałam jego wzrok, czułam oddech, słyszałam bicie serca, cały Draco chciał żebym w końcu przestała przedłużać gierki a zaczęła rozkoszować się słodkością.
i to też zrobiłam, przyłożyła do jego usta i spijałam z niego miodek.

* Draco * 

obiecałem Ignis słodki prezent.  ale nie sądziłem, że ze zwykłego miodu zrobi takie widowisko.
poczułem jej język.
spiąłem się, wiedziałem, że to ją zadowoli.
i usłyszałem jak wzdycha. - słonko nie trzeba było, nawet bez tego wyglądasz zajebiście. - spojrzała na mnie. - jeszcze mam dużo miodu do wypicia. - zatarła ręce i widziałem w jej oczach ogniki. - ale żal niszczyć tak ładny widok.
- chciałaś miód.
- wiem. - uśmiechnęła się i pogładziła mnie po policzku. - jesteś słodki. - znowu zaczęła raczej scałowywać ze mnie ciecz.  skoro są Święta to ją czeka wypalenie. pięknie. - och Draacoo - widziałem jak głaszcze mnie ogonem po już "wyczyszczonej" klacie. - teraz jedno z lepszych miejsc. - pocałowała mnie krótko. jej oczy już długo błyszczały, ale teraz blask się nasilał. - przesuń się wyżej. - poprosiła i przeniosłem się. - mój Książę - zrozumiałem czemu. leżała bokiem, wszerz łóżka. i tak też ze mnie zabierała swój prezent. zacząłem czerpać z tego przyjemność. - prezent jest milutki, prawda ? - przerzuciła się na drugą stronę. - widzę, że tak. podoba ci się. - widziałem jej uśmiech. - cieszy mnie to, miałam wątpliwości czy będziesz zadowolony.
- przestań. - ukróciłem. - zawsze mogę znaleźć drugi słoik.
zaśmiała się. - o nie. - pstryknęła mnie w ramię. - bo dostanę cukrzycy. - przeciągnęła już samym językiem w poprzek mojego brzucha. - ale raz na jakiś czas taki miód ... - kolejny raz traktowała mnie jak lizaka. - nie powinien zaszkodzić. - pozbyła się już wszystkiego. - jesteś najlepszym cukierkiem. - zapewniła mnie i położyła się obok. - wszystkiego najlepszego na Święta Draco.
- jeszcze nie idziesz spać. - przewróciłem ją pod siebie. - mam coś dla ciebie.
- o no nie. znowu ?
- spokojnie, tego nie zapakowałem. - pocałowałem ją w ramię. - bo się nie da. - popatrzyłem na nią. leżała i rozkoszowała się. - Ignis.
- och przestań, wypal mnie w końcu. całuj. - patrzyła na mnie wyczekująco. - ja chcę tego pocałunku. ale spełnij moje jedno życzenie. - nachyliłem się nad nią. - puść w tle Slasha. proszę.
złapałem muzykę w Powietrzu. - proszę. - pocałowałem ją. jednym muśnięciem jej ust zyskałem całkowitą jej uległość.  prosiła o pieszczoty i sama wiele ich dawała. trudno było cokolwiek więcej wymyślić na jej smak na krew. ale Igni daleko jeszcze było do wypalenia, spiąłem się i zacząłem coraz mocniej ją lizać. nie oponowała, nawet wręcz namawiała. skończyła się jej "Beautiful Dangerous" i zaczął się "Bad Rain" bardzo pasowałby mi jej wokal, ale teraz musiałem się obejść smakiem. w zamian dostałem o wiele bardziej przymilny pocałunek. przewróciła mnie i przejęła na sekundę kontrolę. zrobiła to w bardziej hard rockowym stylu, lizała mocno, szybko i dziko.  i kolejna jego ballada się skończyła, teraz puściła coś czego nie znałem. szybkie, mocne i bardzo energetyczne. w końcu ją wróciłem do punktu wyjścia jakim było to, że leżała pode mną. w końcu się uspokoiła, znowu prosiła o pieszczoty i nareszcie straciła siły. - dobranoc Ignis.
położyłem się obok niej i przytuliłem ją.

* Ignis * 

poczułam przytulenie i przykrycie kołdrą.
najlepsze wypalenie. po prostu najlepsze. chociaż nic nie jest w stanie wymazać mi z pamięci tego sprzed dwóch lat.

nie śniło mi się nic, ale rano obudziłam się wypoczęta.
- dzień dobry słonko. - przywitałam Dracona krótkim buziakiem. - dziękuję za wypalenie. naprawdę genialne.
- cieszę się. - pokazał mi pusty słoik miodu, jakby był wymyty tak był czysty. - na pamiątkę ?
przyjęłam puste opakowanie. - oczywiście. - wstałam z pościeli. - kiedy wracamy do szkoły ?
- za trzy dni. - odpowiedział krótko i pokazał mi na pokój za ścianą. - tam są twoje rzeczy.
przeszłam tam i wzięłam prysznic parą i wodą o temperaturze 40 stopni.  przebrałam się i zastałam Dracona po zapewne tego typu kąpieli przed szafą.
- granat. - rzuciłam i przytuliłam się do jego pleców. - ubierz ją proszę. - wziął wieszak i zapiął błyskawicznie. - ślicznie.
zmierzył mnie wzrokiem.  ciemne, dżinsowe spodnie i do tego bluzka a'la koszulowa.

posiedzieliśmy przy śniadaniu a potem wyszliśmy na miasto które otaczało posiadłość.

słodkości świąteczne w wykonaniu Dracona ...  nigdy nie zapomnę widoku jego brzucha w miodzie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz