niedziela, 6 lipca 2014

Rok VI Rozdział XV Spodziewaj Się Niespodziewanego

Draco po mojej kuracji poprzez przymilanie się do niego wrócił do siebie.
no w miarę, nie był to ten sam Draco co kiedyś, to był zmieniony, bardziej zwilczony Draco. 

nie powiem, że przeszkadzały mi te jego bardziej wyciągnięte na wierzch instynkty, jednak czułam, że to jest ta jego dziksza wersja bardziej na wierzchu. 

siedziałam na korytarzu i patrzyłam jak topi się śnieg pod działaniem Ognia. 

chciałabym pozbyć się tego całego cholerstwa ale niestety nie starczyłoby mi sił na zmienienie pogody. 
Draco dosiadł się i mnie objął. 
- co knuje moja Księżniczka ? spytał cicho. 
- nic, na razie. - odpowiedziałam mu i oparłam o niego głowę - nudzę się i topię śnieg. 
- nadal - spojrzał na mnie i mnie otulił jeszcze mocniej - Ignis, sama mówiłaś ...
- nie atakuj mnie moimi słowami - odparowałam lekko zszokowana jego zachowaniem. - ale gdybyś był tak miły ... nie dokończyłam zdania a on mnie na sobie prawie położył. 
- wiedziałem, że to powiesz. 
- to niedobrze, nie powinnam być przewidywalna. 
- a może - spojrzał mi w oczy - może po prostu tak dobrze cię znam ? zasugerował. 
- tak czy siak nie powinnam być przewidywalna. skróciłam. 

Draco tylko przemilczał sprawę i zabrał mnie na lekcje. 

chociaż Bugiem a prawdą, niedługo Święta i nikt za bardzo nie naciskał. 
- Ignis - na lekcji blondnyn zaczął rozmowę - mam niezbyt miłe wieści. 
- jedziesz gdzieś z rodziną ale nie przekonałeś ich do mojej obecności ? - spojrzałam mu w oczy a on milczał - och to było do przewidzenia, rozumiem, że twoi krewni akceptują tylko osoby o idealnie czystej krwi. 
- to nie tak - zaparł się - jedziemy do rodziny, ciotka ma swoje dni już policzone a fortunę chce spisać na mnie, pod warunkiem, że jestem sam. 
- czyyyliiii - popatrzyłam na niego - twoja ciotunia chce cię ustrzec przed związkami, a namówisz jakoś rodziców by przemilczeli kwestię naszej relacji ...
- eem - zaczął po przerwie - no widzisz ... ojciec jak tylko zobaczył ilość złota u tej starej kutwy w Gringotta od razu stwierdził, że nawet mam z tobą listów nie wymieniać, jeśli to spowoduje odziedziczenie majątku. 
- nie przekazuj tego swojemu ojcu i z całą moją sympatią do twojej rodziny - Draco czekał na wyzwiska - pieprzony finansista i złotoholik. 
- tyle ? zdziwił się moją oszczędnością słów. 
- a co myślałeś ? - spojrzałam na niego zaskoczona - rozumiem interes do ubicia, ale chyba nie odłączy naszej telepatii bo tego to nawet żaden Mistrz Absolutny nie umie.
Draco tylko się uśmiechnął. 

poczekaj Lucjuszu dostaniesz odpłatę a twój syn nagrodę. wymamrotałam w myślach równocześnie, szkoda ale cel tu uświęca środki, rzucając Divę do Zakazanego Lasu. 
bestie się ucieszą z kociny. szczególnie, że trafiła do gniazda Akromantul. 

Draci słonko, dostaniesz nowego kota. obiecałam sobie w myślach. 

położyłam się wieczorem w Komnacie i czekałam na sen. tym razem naturalny i samoistny. 
jednak i tym razem się nie zjawił, ale odpoczęłam trochę. niewiele bo niewiele ale zawsze. 

rano na lekcji Eliksirów myślałam, że zasnę. 
ale na szczęście Draco mnie lekko łaskotał, żebym nie usnęła na jego ramieniu. a szkoda, byłoby mi bardzo wygodnie. 

przeprowadził mnie pod salę Wróżbiarstwa, tu nie mogłam zasnąć ze względu na jego żarty. 

minęło kilka dni przed feriami. już praktycznie był dzień jego wyjazdu. 
podał mi adres gdzie jedzie do tej starej ciotki na wszelki wypadek. 

nie miałam zamiaru pisać listów, adres sprawdziłam jako cel wycieczki z Privet Drive. na szczęście kochany starszy brat zakamuflował mnie że niby spędzam ferie u niego. 

Draco nawet nie spodziewa się tej niespodzianki. 

wieczorem go pocałowałam i poprosiłam by pozdrowił rodzinę która będzie nas kryć. 
on oczywiście przytaknął i pocałował mnie jeszcze dodatkowo w dłoń na znak, staroświecki wiedzieliśmy o tym, dotrzymania obietnicy. 
- do zobaczenia skarbie. 
- do zobaczenia Książę. 
pożegnał mnie i poszedł do rodziców. 
ja zostałam zabrana przez Kastiela. 

po kilku dniach zebrałam plecak z rzeczami i zmieniłam go na tyle by zmieścił się w sakiewce. 
przeteleportowałam się pod adres. 
o ja pierdole ... no ciotka na pewno zapisze mu wieeeelkąąą fortunę. no nie dziwię się, czemu Lucjusz zakazał mu nawet kontaktu, ale za to już oberwie w inny sposób.
zmieniłam się w czarną kotkę ze znamionami na plecach. 
zadrapałam w drzwi równo z rozpętaniem się burzy. 


* Draco * 

wstałem od stołu bo to nakazał mi ojciec. 
przy drzwiach drapał kot, rozpaczliwie chcący wejść do środka. 
otworzyłem mu drzwi. - masz szczęście, że ciotka lubi sierściuchy - zabrałem przemoczonego kota na ręce. - ciociu, znajda. pokazałem jej znalezisko. 
- och zatrzymaj go - spojrzała na mnie - dziewczęta są przewrotne ale wiernego kota nic nie zastąpi w waszym domu. 
usiadłem a zwierzak wtulił się na moje kolana. tylko położyłem dłoń na głowie zwierzaka pokój wypełniło mruczenie. 
- ten kot jest w świetnym stanie, ktoś go musiał wyrzucić. pewnie jakiś plugawy mugol albo szlama znudziła się kotem. daj mi go tu Draco. 
- nie wiem czy to dobry pomysł ciociu ...
- daj. nakazała podobnie do Ignis.
przekazałem go delikatnie cioci i zrozumiałem błąd w pojęciu. była to kotka.
- no ładna, zadbana, zdrowa, waży tyle ile powinna, zostaje. - pogładziła ją po grzbiecie i podała mi ją z powrotem. - albo wiesz co, weź ją. traktuj ją jako prezent od dobrej cioci Agme.
- dobrze ciociu. dziękuję. - położyłem zwierzaka na swoich kolanach. chociaż koty nadal były moimi ulubionymi pupilami to jednak natura, którą przekazała mi Ignis razem z przemienianiem się w wilka, trochę ten zapał chłodziła.  kotka rozłożyła się na moich kolanach, ale nie chamsko jak większość kotów. ona ułożyła się tak jakby wiedziała jak i mnie będzie wygodnie. - jakby cię tu nazwać ... Lucky.
- miau.  usłyszałem ciche miauknięcie i kot dalej spał.

potem już ojciec dopilnował podpisania przez ciotkę odpowiednich formułek i papierów, jednak stara kutwa zastrzegła sobie, że nie wypuści mnie stąd z papierami o dziedziczeniu majątku dopóki nie będzie mieć pewności, że jestem sam.   wymyśliła sobie test.

powlokłem się na górę, a ojciec nadal gadał z ciotką i zapewniał ją jak to ja stronię od dziewczyn.
- nie ma mowy Lucjuszu. - uniosło się to babsko. - tylko jedna dziewczyna będzie w stanie sprawdzić czy Draco rzeczywiście jest obojętny na wdzięki tych wszystkich wywłok.
- o kim mówisz Agme ?
- o Ignis Potter. - och skarbie, dzięki za wyostrzony słuch. - tylko jej obecność którą odtrąci Dracon będzie dla mnie dowodem.
- ależ Agme nie ma ku temu potrzeby ...
- jest. - wypluła ta ropucha. - ona jest najgorszego sortu podrywaczką i kanciarą. wiem o tym. jeśli twój syn odrzuci jej zaloty będę mieć pewność. - uargumentowała.  - chyba, że majątek ma trafić do twojej szwagierki Bellatrix.
- rozumiem Agme, jednak zaufaj mi. Draco jest razem z Ignis w domu, a co więcej w drużynie quidditcha. jeśli opiera się jej urokowi po treningach ...
- koszałki opałki Lucjuszu. muszę na własne stare oczy przejrzeć, że on JEJ odmówi.

odmówić Ignis ...
ale ona mnie potem zabije.
znałem ją. wiedziałem, że w taki czy inny sposób by mnie przydusiła do pocałunku.  ale wolałem jej nie rozgniewać odmową.

kot na te słowa podniósł łebek z łap i się rozejrzał.

- jeszcze dziś wyślę jej sowę. tak Lucjuszu. twój syn ma potencjał na wielką karierę ale bez kobiety u boku. rzuciła na ostatek i skończyła rozmowę.
- dobrze Agme, jednak nadal uważam to za zbyteczne. dobranoc.   ojciec wyszedł z pokoju i skierował się do siebie.

położyłem się spać, cała ta biurokracja przy której musiałem być obecny była tak nudna, że momentalnie zasnąłem.

miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i wybudziłem się ze snu.
w ciemności pokoju widziałem parę lekko świecących na zielono oczu.
sięgnąłem po różdżkę ale to coś położyło się cicho przy mnie.
- to ja głuptasie. nie pal światła bo ta kutwa na dole śpi jak dziecko a jak się obudzi narobi rabanu. - rozejrzałem się za kotem. nic. - zdziwiony ? - pogładziła mnie po ramieniu. - to ja jestem twoim kotem. - odetchnąłem. - i znam postawę tej staruszki. dostałam jej sowę, niestety był to transport poczty w jedną stronę, odpowie jej jutro kruk z czerwonym jednym okiem. wypatruj go.  bo następnego dnia po kruku się tu zjawię jako człowiek. a do tej pory - przeciągnęła ogonem po moim brzuchu. dziwne acz przyjemne uczucie. - chyba pozwolisz mi tu zostać. - spojrzała na mnie robiąc słodkie oczy. - proszę. delikatnie krążyła dłonią po moim brzuchu.
- i tak jako kot jesteś moim prezentem. - przewróciłem ją pod siebie. - nie wyrzucę cię stąd.
- to pocałuj mnie słonko.
- nie mogę. ta stara ropucha wyczuje perfumy.
- och jesteś wytrenowany w Powietrzu, zmażesz z siebie zapach. - Ignis postawiła sprawę jasno - ale moja ochota na pocałunek w środku nocy to rzadka okazja. - krótko ją pocałowałem. była z tego powodu szczęśliwa, ogon lekko poruszał się przy moim obojczyku. - dobranoc Draco. zmieniła się w kotkę i zwinęła się na mnie w kłębek.

rano nie było śladu po jej perfumach a przy śniadaniu do okna zapukał kruk z jednym okiem czerwonym drugim czarnym.
ta agama zabrała z jego łapy list z odpowiedzią.   oczywiście Ignis stawiła jej warunek : mieszka tuż przy mnie, by móc lepiej się przyglądać moim poczynaniom i lepiej potem szukać metody na skuszenie mnie na pocałunek.

przyleciała następnego dnia, tak jak spodziewała się tego po niej ta ropucha, ten malinowy gorset, skórzane spodnie i wysokie gotyckie botki.
na ramionach peleryna podbita futrem przy kołnierzu.

- Draco - chciała mnie przytulić. ale musiałem od tego odejść. - oj no nie cieszysz się ? twoja ciocia była tak miła, że zaprosiła mnie tu na trochę.
- na jak trochę ? ton udało mi się przekręcić na chłodny.
- na trzy dni. - uśmiechnęła się. - nie przywitasz mnie ?
podałem jej rękę, ale widziałem w jej oczach, że już ona dopilnuje by było mi się ciężko wyłgać.

* Ignis * 

phi, jeśli Draco nie dostanie zapisanej tej fortunki to "przez przypadek" Agme miała mi go obiecać pośmiertnie.
cóż, z Siostrą Śmierci się nie igra, a stwierdziła w prywatnym liście do mnie "jeśli Draco ulegnie Twojemu urokowi to, niech stracę - nie mam już nic na tym świecie do przegrania, dostaniesz fortunę ty. zostajesz tu na trzy dni, jeśli Dracon z własnej woli, tu jest kwestią sporną czy z Imperiusem czy bez, da ci się pocałować, majątek jest Twój.  jeśli nie, dostanie go Dracon."
świetnie.

- Agme gdzie mogę zostawić rzeczy ? spytałam delikatnie starą kutwę. niech myśli, że ja lubię.
- Draco pokaż jej pokój. - odprawiła mnie z blondynem. - i pamiętaj. ja cię obserwuję.

- tu możesz się rozgościć. - stwierdził chłodno niczym lokaj. - co jest ?
- och myślę tylko jak słodko wyglądałbyś oblany miodem. - uśmiechnęłam się.  ^twoja ciotka i tak ma mnie za mało pohamowaną, czemu mam z tego nie skorzystać ?  naprawdę musiałbyś wyglądać świetnie.^  - hmm ... możemy się przekonać.

* Draco * 

jeśli te trzy dni mają tak wyglądać, to od razu wolę stracić fortunę tej kutwy.
Ignis była naprawdę przekonująca w roli podrywaczki i łamaczki serc.

- Draco - zawołała mnie. spojrzałem na nią, świeżo nałożyła czerwień na usta. - dobry kolor czy za mocny ?
- nie znam się. mruknąłem licząc, że to jej wystarczy.  ale kolor świetny, nie wiem czemu, ale akurat Ignis w jedynie czerwonych ustach było bardzo do twarzy.
- znasz się. jestem pewna, że w sprawach koloru jesteś świetny. - puściła do mnie oko. - powiedz, czy nie jest za mocny jakby tak pojawił się ślad na twojej skórze, czy idealnie by się komponował ?

^ Ignis proszę cię.^  próbowałem ją zatrzymać.
^ nie. nie licz na to.  mam ochotę się zabawić. ^  oblizała wargi. - Draco - rzuciła przymilnie. - masz może coś słodkiego, oprócz siebie ? spytała lekko złośliwie.
- nie. - odpowiedziałem ponownie. - nie mam.
- kłamczuszek z ciebie. - stanęła przy moim boku. - masz. wiem, że masz.
- jeśli wiesz, to czemu jeszcze nie przeszukujesz mi pokoju ?
- bo wolę dostać coś słodkiego - z uporem i urokiem spojrzała na moje usta. - po dobroci.
- lukrecje wiesz gdzie są. - rzuciłem obojętnie. ale wolałbym ją nimi nakarmić. - weź tyle ile zjesz.
- och czemu jesteś taki zimny - spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem. - ale wiesz ... - palcem wodziła od mojego łokcia do ramienia. - lubię wyzwania. szepnęła mi na ucho.
^ Ignis ... proszę cię. stop.^
^ oj już teraz ? ja się rozkręcam. i zobaczysz, na Święta zostaniesz oblany miodem.^  zagroziła mi.
- em - odsunąłem się widząc Agme przy schodach. - wiesz ... chyba już niedługo obiad.
- nie kłopocz się. - odpowiedziała słodko. - ja już nie jestem głodna. ale wiesz - spojrzała mi w oczy torując przejście. - szkoda, że nie jesteś jak większość Aryjczyków których widzę. oni są bardziej ... otwarci, porywają do tańca, do pocałunków, o podgryzaniu nie wspominając. - widziałem jej kły. - ale takie zimno też ma swój urok. działa jak jeszcze większy magnes.
- Ignis - cofnąłem się o krok.  nie miałem pewności czy nie popchnie mnie na materac i nie rozdrapie koszuli. a z drugiej strony tarasowała wyjście. - to nie jest za dobry pomysł.
- och przestań. - za kolanami poczułem materac. jak ta ropucha nie przepisze na mnie majątku to ojciec mnie chyba wydziedziczy.   ale Ignis od dawna prosiła się o to, żeby znaleźć się na pościeli. - znam umiar słonko. a uwierz mi dla takiego typu urody jestem szczególnie miła. - miała wzrok kota proszącego o głaskanie i pieszczoty.   ale do tej starej kutwy nie dotrze, że Ignis się nie odmawia pocałunków i podgryzania. - ale nie wiesz dlaczego ... - ^Ignis nie, nie rób kolejnego kroku.^  poprosiłem ją cicho. - bo widzisz słonko, ja każdego Aryjczyka staram się traktować tak jakbyś był to ty. jednak nie dostawali nawet uncji tej przyjemności którą chciałabym tobie przekazać. - zrobiła kolejny krok.  zabić ją to za mało. - to co, położysz się grzecznie i dasz mi się rozpieścić - już wyciągała dłoń by mnie popchnąć, ale, na szczęście lub nieszczęście, wyszedłem bokiem pokoju. - och co z ciebie za drań. - szła za mną jakbym w ogóle jej nie odmówił.  ^ policzymy się w Święta. zobaczysz, oj zobaczysz do czego jest zdolne tłumione neko ^  zagroziła mi myślą. - ja chcę tylko cię zobaczyć bez koszuli na łóżku i, to chyba najważniejsze, w przyjemności którą ci dam.
^ Księżniczko, obiecuję ci w Święta dostaniesz każdy prezent o jakim sobie zamarzysz, w granicach zdrowego rozsądku oczywiście, ale teraz daj mi spokój. ^
^ słoneczko, co jest ? tracisz nerwy ? ^ żartowała sobie ze mnie.
- Ignis wolę być sam. - jasno postawiłem sprawę przed ciotką, żeby nie było. - po prostu sam.
^ aha, aha wiem jak sam.  ale pozwoliłeś mi pobawić się na swoim brzuchu bez żadnego protestu. ba, nie chciałeś żebym przerywała.^ wyciągała tą cholerną sprawę.
^ czego chcesz ? ^
^ ja ?  ja tylko słodkiego prezentu na Święta. i tyle. i dostanę go. bo mi się nie oprzesz.^
^ dam radę. ^  zapewniłem ją.

ciotka podała obiad i usadziła Ignis, jak na złość, tuż przy mnie.
czułem jak głaszcze mnie po nadgarstku. zabrałem ramię, jednak wolałem by nie przestawała.
^ skarbie, naprawdę dam ci co zechcesz. ale nie drażnij mnie teraz.^
^ będę słonko, bo twoja ciotka właśnie po to mnie tu sprowadziła.^
przekląłem w duchu.  ta stara purchawka nawet nie wie na co mnie spisała.

- co jest Draco, nie masz apetytu. - Igni spojrzała na mnie czule. - czyżbyś się zakochał ? - położyła mi dłonie na ramieniu a na nich oparła się głową. - mi możesz powiedzieć, nikomu nic nie powiem.
wstałem od stołu i oddałem talerz do kuchni. ona w te pędy za mną i mnie przytuliła.
- bardzo ładnie komponujesz się z kuchnią. nie chcesz może zacząć gotować ?
- nie. - odburknąłem.  nie byłem pewny czy Ignis o innych Aryjczykach nie mówiła prawdy. - nie zostanę kucharzem.
- czemu ? wiesz ile byś zarobił dodatkowo gotując bez koszuli ? uśmiechnęła się złośliwie.
- o już widzę na czym bym zarabiał, na tym że daję się całować i dotykać jakimś dziwnym laskom.
- oj dziwnym od razu. - prychnęła. - nie wiesz ile dziewczyn z bogatych rodzin chciałoby takiego kucharza który nie dość że gotowałby w miarę, to jeszcze by wyglądał.  a głaskanie byłoby dla ciebie miłą pieszczotą, a dodatkowo bardzo opłacalną dla ciebie.
- lecę pędzę. - wymamrotałem bo już widziałem kto taki by wykupił takie gotowanie na stałe. - wolę zostać sam i mieć problemy z głowy.
- och i tak w to wątpię. raczej jak nie chcesz związku na stałe, zawsze możesz umawiać się z różnymi na jedną noc pocałunków i tyle. zero zobowiązań równa się zero problemów.
- nie chcę się użerać z dziewczynami nawet bez tego wszystkiego.  odpowiedziałem i odsunąłem się od Ignis.
ona wyraźnie oziębła i posmutniała.  - może i się pomyliłam. jesteś prawdziwym draniem, to nie żadna maska.  ^ przepraszam Draco. wiesz, że tak nie myślę.^
- widocznie. wzruszyłem ramionami i poszedłem na górę. ^ Igni. wejdziesz? ^
słyszałem tylko spakowanie kufra i trzaśnięcie drzwiami.
fortuna moja, ale co z nią ?

po kilku godzinach usiadła na parapecie mojego okna.
od razu złapała guziki koszuli. - cicho - nakazała spokojnie i szeptem. - masz coś do zrobienia ? papiery ? - pokiwałem przecząco głową. pocałowała mnie. - to za limit jednego dziennie. a to - zamknęła okno i cofnęła mnie pod materac. - za to wszystko - podgryzła mnie w szyję. - a teraz - spojrzała z pogardą na koszulę. - no już, zrzucaj to. - zniecierpliwiona sama rozpięła materiał do połowy. - no skarbie a teraz połóż się ładnie i daj mi się napatrzeć. - położyłem się specjalnie dla niej tuż pod jej nosem. - no słonko - Igni ułożyła się obok mnie i zaczęła gładzić mnie po brzuchu.  po całym dniu uciekania od niej jej dłonie wydawały się bardziej chętne do wszelkiego rodzaju pieszczot. - o a teraz - nachyliła się nad moją twarzą. - rozchyl usta.

zrobiłem to co chciała i dostałem kolejny pocałunek. bardziej przymilny niż jej poprzednie.
ojciec otworzył drzwi do pokoju i zdębiał.
Ignis od razu się odsunęła.
- cóż, widzę, że wam przerwałem. - zaczął lekko oskarżycielsko patrząc na mnie. - Agme nie żyje. fortuna twoja.
- tato a możesz nas zostawić ? zasugerowałem.
- jutro już jedziemy. rzucił i wyszedł zrezygnowany ciągłą gimnastyką.

Ignis była w siódmym niebie. - wiesz, tak sobie pomyślałam - popatrzyła na mnie - namów ojca na pobyt tu do Świąt, albo trochę po nich. chyba, że twoja mama już zaczyna tęsknić ...
- czasem jest aż nazbyt opiekuńcza.
- ona chce dla ciebie jak najlepiej. - pogładziła mnie po policzku i spojrzała mi w oczy. - myślisz, że siedziałaby w bagnie takim jakim jest nasz Zakon gdyby nie ty ? idę o zakład, że gdyby o ciebie tu nie szło, to nie robiłaby czegoś takiego.
- może. stwierdziłem.
- Draco, to pewne. każda dziewczyna wie co by zrobiła a czego nie zrobiłaby kobieta. ona skoczyłaby za tobą w ogień gdyby było trzeba. - patrzyła mi w oczy szczerze i pewnie. - naprawdę Draco.

* Ignis * 

miałam mieszane uczucia.  z jednej byłam dumna z Draco i z tego jak się opierał i zapierał. a z drugiej byłam zdziwiona i lekko smutna, że nie dał mi się pocałować.
- wierzę. - stwierdził po chwili. - cały dom i jej złoto są moje.
- świętować będziemy na Gwiazdkę. - uśmiechnął się do mnie łobuzersko. - dostaniesz słodkości.
- mrru nawet nie mów. - odgoniłam. - będę się cieszyć jak dziecko.
ponownie, tym razem krótko, mnie pocałował.

a morał tej bajki jest krótki i niektórym znany - jeśli jesteś ze mną w związku niespodziewane jest spodziewanym.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz