od razu po bankiecie spadł śnieg. był ostatni dzień pełni.
Draco widząc, że to zauważyłam mocno mnie do siebie przytulił kiedy byliśmy na dziedzińcu.
jutro zebranie co do terminu i szczegółów jego testu, a mi się nie udało.
zaczęłam płakać wtulona pod ramię Ślizgona.
- nie, to niemożliwe. - zaczęłam szeptem. - niech ten przeklęty śnieg stąd idzie.
- Ignis na pogodę nie masz wpływu. - próbował mnie uspokajać. - cicho, może ojciec cię wysłucha.
- nie zrobi tego ! - wybuchłam. - on nie da mi więcej czasu a tobie każe go zabić. to moja wina. nawaliłam. NAWALIŁAM !
- nie twoja wina, że Drops jest tak cholernie uparty. ciągnął dalej Draco.
- nie moja. ale moja, że mi się tego oporu przełamać nie udało !
- Ignis nie gadaj bzdur. wiesz, że to nie twoja wina tylko jego, że się nie namyślił.
- ale mogłam go przekonać. upierałam się płacząc.
zabrał mnie milcząc do zamku, pod Pokój Życzeń. - możemy coś przetestować. - odsłonił jakby wielkie pudło z kotary. stała tam wielka szafa. - to łącznik ze sklepem Borgina i Burkesa. na czas zadania mają tego użyć by się tu pojawić. nie wiem tylko czy działa.
- daj. - wzięłam kanarka w klatce. - zobaczymy.
po mniej niż pół godzinie usłyszeliśmy głuchy upadek w szafie. klatka w istocie była, ale otwarta i bez ptaka. - chyba działa. - blondyn sięgnął po jabłko i je włożył do szafy. - ale musimy mieć pewność.
po pięciu minutach znowu był głuchy odgłos jakby ktoś je tam odkładał, wyjął nadgryzione jabłko. - działa. - rzuciłam krótko. - za jakieś góra 5 dni będzie trzeba ...
- nie myśl o tym teraz.
- chyba nie pójdę na zebranie. nie wiem czy zniosę omawianie szczegółów.
- Ignis bierzesz to zbyt osobiście.
- oczywiście, że biorę ! - prychnęłam. - to wuj Kastiela. Harry patrzy w czyny Dropsa jak w obrazek. a mi jest równie bliski. może nawet bliższy niż Potterowi bo jednak to rodzina mojego "brata".
- nie mów. - uciął Ślizgon i mnie przytulił. - myślisz, że mi się uśmiecha się go pozbywać ?
- nie. potwierdziłam kwaśno.
- więc nie narzekaj. nie zabijałem nikogo niewinnego. samych z Nokturnu, oni mieli krew na rękach, ale stary nie.
- wiem, że ci będzie ciężko. - oparłam się o niego mocniej. - ale na razie trzeba o tym nie myśleć. najgorsze dopiero przed nami.
milczenie było dla mnie potwierdzeniem.
dwa dni zlały się w jedno, potem Snape zabrał nas do Dworu na zebranie. oczywiście zostałam przekonana przez Dracona, że mam iść.
- Ignis, dla ciebie nie mam zadania. - od razu opadłam w fotelu. - Draconie z tobą chciałbym pomówić na osobności. - Narcyza nerwowo zacisnęła palce na ręce Lucjusza. - to nic złego Narcyzo. uspokoił ją ojciec z leciuśkim uśmiechem.
wszyscy się rozeszli.
- Ignis, może herbaty ? - zagadnęła mnie matka Draco. - co wolisz, herbatę, kawę ?
- wodę, jeśli to nie problem. - uśmiechnęłam się życzliwie i zdenerwowana kobieta podała mi szklankę. - dziękuję.
- powiedz, co czeka Draco ? pokłóciliście się ?
- nie. - zaprzeczyłam lekko rozbawiona, ale zrozumiałam, że Narcyza bardzo martwi się o syna. - naprawdę między nami jest wszystko w porządku.
- to czemu On chciał z nim pomówić na osobności ?
nie mogłam zdradzić się i powiedzieć jej, że słyszę całą rozmowę, ale nie mogę jej powiadomić. zresztą nie mogłam nawet słowem się odezwać o temacie ich konwersacji, jednak wiedziałam, że ojciec i tak wie, że chcąc nie chcąc, podsłuchuję.
- może ma z nim coś do omówienia.
dobrze wybrnęłam. pochwaliłam samą siebie.
- ale co ? do jasnej cholery co !? Narcyza była w strachu o syna.
- ręczę za ojca, że Draconowi naprawdę nic nie grozi. - zapewniłam patrząc jej w oczy. - niech się pani uspokoi, nie ma się czego bać.
Narcyza jedynie pokiwała głową i napiła się herbaty. Lucjusz był spokojniejszy od żony jednak i jego widocznie gryzło to, że Czarny Pan rozmawia z jego synem w cztery oczy, beze mnie nawet.
Draco wrócił na dół cały i zdrowy, oczywiście przede mną wyściskała go jeszcze matka.
- mamo nic mi nie jest. - uprzedził ją i otrzepał lekko ramiona marynarki. - Ignis, teraz twoja kolej na podróż na dywanik. zażartował.
- a w sumie - powlokłam się na górę trochę jak na ścięcie. - o co chodzi tato ?
- o Irritum Inconcussam. rozcieńczenie jest już chyba wystarczające. sprawdźmy to. wystaw nadgarstek. zaufaj mi. - spojrzał mi w oczy. dziwne, ale wielu przerażała jego postać o prawie szarej skórze i oczach podobnych do wężowych, o braku nosa nie wspominając. dla mnie to był ojciec. odsłoniłam skórę na prawym nadgarstku. - Severusie. omiń wszelkie ścięgna - skinął a wuj kropelką potraktował skórę. bolało, zapiekło i się wżarło. - możemy go jeszcze bardziej rozcieńczyć ...
- nie. wytrzymam takie stężenie. - zaprzeczyłam. - kwas ma trafić na jaką część ciała ?
- na szyję. - stwierdził ojciec. - dlatego można go jeszcze bardziej rozcieńczyć.
- nie trzeba tato, wytrzymam. - zapewniłam ponownie. - czyli jednak ...
- owszem. - potwierdził twardo zamiar zabicia Dumbledore'a. - jednak za twoje wyjście przed szereg, przykro mi, trzeba ci pokazać jak było to bezsensowne posunięcie. - splótł palce. wiedziałam, że nie warto pertraktować. - pójdziesz, tak jak było to początkowo planowane, z Draconem na Wieżę i będziesz obserwować. swoją rolę już znasz.
- tak ojcze. potwierdziłam zakrywając usilnie smutek.
- to naprawdę nie jest twoja wina. owszem Dumbledore jako sojusznik byłby przydatny, jednak zrezygnował z przyłączenia się. to jego wybór.
- wiem ojcze. - potwierdziłam ponownie. - jeżeli to wszystko to czy mogę już iść ?
- tak. odprawił mnie tata i deportował się.
- chodź Ignis. - wuj zabrał mnie do szkoły. - nie rozpaczaj po jego śmierci.
- spartoliłam swoją robotę. - wymamrotałam. - przepraszam wuju, ale pójdę już. w dormitorium pewnie czeka już na mnie Draco. chciałam uniknąć dalszego wywodu wuja i dlatego wyszłam.
następnego dnia Draco pokazał mi jak ma wyglądać cała scena, gdzie mają stać Śmierciożercy i gdzie ja trafię.
po prawej ręce Dumbledore'a.
już teraz patrząc w dół uroniłam łzę która spadła na grunt. wyrosła tam czarna róża. na środkowym płatku miała symbol Insygniów Śmierci, Siostra już dawno opowiedziała mi w jednym z listów ich historię. podarowała mi ich symbol na łańcuszku którego ogniwa przypominały jakiś cienki łańcuch.
- Ignis jest jeszcze coś - Draco spojrzał mi w oczy. - On ode mnie chciał jego głowy jutro wieczorem. bo jutro wypada nów. poinformował mnie i od razu mocno przytulił odciągając od barierek.
nie mogłam wysiedzieć dzisiejszego dnia, Draco zadecydował, że zrezygnujemy z lekcji na rzecz mojego spokoju.
w nocy nie mogłam spać, musiałam zejść na dół i łyknąć całą fiolkę Słodkiego Snu żeby zasnąć chociaż na kilka godzin przed pobudką.
dzień lekcji był dla mnie ciągnącym się koszmarem z którego miałam nadzieję się obudzić.
jednak nie. wszystkie bodźce odbierałam prawidłowo i nic nie wskazywało na sen.
wieczorem poszliśmy na Astronomiczną. wyczułam, że śledzi nas Harry, ale nie mogłam an to nic poradzić, bo bym się zdemaskowała. musiałam mu pozwolić na to wszystko patrzeć.
lubiłam Dumbledore'a, naprawdę go polubiłam. poza tym był dla mnie jak rodzina, może nawet był mi bliższy niż Harry'emu przez to, że był wujem Kastiela.
Draco widząc, że to zauważyłam mocno mnie do siebie przytulił kiedy byliśmy na dziedzińcu.
jutro zebranie co do terminu i szczegółów jego testu, a mi się nie udało.
zaczęłam płakać wtulona pod ramię Ślizgona.
- nie, to niemożliwe. - zaczęłam szeptem. - niech ten przeklęty śnieg stąd idzie.
- Ignis na pogodę nie masz wpływu. - próbował mnie uspokajać. - cicho, może ojciec cię wysłucha.
- nie zrobi tego ! - wybuchłam. - on nie da mi więcej czasu a tobie każe go zabić. to moja wina. nawaliłam. NAWALIŁAM !
- nie twoja wina, że Drops jest tak cholernie uparty. ciągnął dalej Draco.
- nie moja. ale moja, że mi się tego oporu przełamać nie udało !
- Ignis nie gadaj bzdur. wiesz, że to nie twoja wina tylko jego, że się nie namyślił.
- ale mogłam go przekonać. upierałam się płacząc.
zabrał mnie milcząc do zamku, pod Pokój Życzeń. - możemy coś przetestować. - odsłonił jakby wielkie pudło z kotary. stała tam wielka szafa. - to łącznik ze sklepem Borgina i Burkesa. na czas zadania mają tego użyć by się tu pojawić. nie wiem tylko czy działa.
- daj. - wzięłam kanarka w klatce. - zobaczymy.
po mniej niż pół godzinie usłyszeliśmy głuchy upadek w szafie. klatka w istocie była, ale otwarta i bez ptaka. - chyba działa. - blondyn sięgnął po jabłko i je włożył do szafy. - ale musimy mieć pewność.
po pięciu minutach znowu był głuchy odgłos jakby ktoś je tam odkładał, wyjął nadgryzione jabłko. - działa. - rzuciłam krótko. - za jakieś góra 5 dni będzie trzeba ...
- nie myśl o tym teraz.
- chyba nie pójdę na zebranie. nie wiem czy zniosę omawianie szczegółów.
- Ignis bierzesz to zbyt osobiście.
- oczywiście, że biorę ! - prychnęłam. - to wuj Kastiela. Harry patrzy w czyny Dropsa jak w obrazek. a mi jest równie bliski. może nawet bliższy niż Potterowi bo jednak to rodzina mojego "brata".
- nie mów. - uciął Ślizgon i mnie przytulił. - myślisz, że mi się uśmiecha się go pozbywać ?
- nie. potwierdziłam kwaśno.
- więc nie narzekaj. nie zabijałem nikogo niewinnego. samych z Nokturnu, oni mieli krew na rękach, ale stary nie.
- wiem, że ci będzie ciężko. - oparłam się o niego mocniej. - ale na razie trzeba o tym nie myśleć. najgorsze dopiero przed nami.
milczenie było dla mnie potwierdzeniem.
dwa dni zlały się w jedno, potem Snape zabrał nas do Dworu na zebranie. oczywiście zostałam przekonana przez Dracona, że mam iść.
- Ignis, dla ciebie nie mam zadania. - od razu opadłam w fotelu. - Draconie z tobą chciałbym pomówić na osobności. - Narcyza nerwowo zacisnęła palce na ręce Lucjusza. - to nic złego Narcyzo. uspokoił ją ojciec z leciuśkim uśmiechem.
wszyscy się rozeszli.
- Ignis, może herbaty ? - zagadnęła mnie matka Draco. - co wolisz, herbatę, kawę ?
- wodę, jeśli to nie problem. - uśmiechnęłam się życzliwie i zdenerwowana kobieta podała mi szklankę. - dziękuję.
- powiedz, co czeka Draco ? pokłóciliście się ?
- nie. - zaprzeczyłam lekko rozbawiona, ale zrozumiałam, że Narcyza bardzo martwi się o syna. - naprawdę między nami jest wszystko w porządku.
- to czemu On chciał z nim pomówić na osobności ?
nie mogłam zdradzić się i powiedzieć jej, że słyszę całą rozmowę, ale nie mogę jej powiadomić. zresztą nie mogłam nawet słowem się odezwać o temacie ich konwersacji, jednak wiedziałam, że ojciec i tak wie, że chcąc nie chcąc, podsłuchuję.
- może ma z nim coś do omówienia.
dobrze wybrnęłam. pochwaliłam samą siebie.
- ale co ? do jasnej cholery co !? Narcyza była w strachu o syna.
- ręczę za ojca, że Draconowi naprawdę nic nie grozi. - zapewniłam patrząc jej w oczy. - niech się pani uspokoi, nie ma się czego bać.
Narcyza jedynie pokiwała głową i napiła się herbaty. Lucjusz był spokojniejszy od żony jednak i jego widocznie gryzło to, że Czarny Pan rozmawia z jego synem w cztery oczy, beze mnie nawet.
Draco wrócił na dół cały i zdrowy, oczywiście przede mną wyściskała go jeszcze matka.
- mamo nic mi nie jest. - uprzedził ją i otrzepał lekko ramiona marynarki. - Ignis, teraz twoja kolej na podróż na dywanik. zażartował.
- a w sumie - powlokłam się na górę trochę jak na ścięcie. - o co chodzi tato ?
- o Irritum Inconcussam. rozcieńczenie jest już chyba wystarczające. sprawdźmy to. wystaw nadgarstek. zaufaj mi. - spojrzał mi w oczy. dziwne, ale wielu przerażała jego postać o prawie szarej skórze i oczach podobnych do wężowych, o braku nosa nie wspominając. dla mnie to był ojciec. odsłoniłam skórę na prawym nadgarstku. - Severusie. omiń wszelkie ścięgna - skinął a wuj kropelką potraktował skórę. bolało, zapiekło i się wżarło. - możemy go jeszcze bardziej rozcieńczyć ...
- nie. wytrzymam takie stężenie. - zaprzeczyłam. - kwas ma trafić na jaką część ciała ?
- na szyję. - stwierdził ojciec. - dlatego można go jeszcze bardziej rozcieńczyć.
- nie trzeba tato, wytrzymam. - zapewniłam ponownie. - czyli jednak ...
- owszem. - potwierdził twardo zamiar zabicia Dumbledore'a. - jednak za twoje wyjście przed szereg, przykro mi, trzeba ci pokazać jak było to bezsensowne posunięcie. - splótł palce. wiedziałam, że nie warto pertraktować. - pójdziesz, tak jak było to początkowo planowane, z Draconem na Wieżę i będziesz obserwować. swoją rolę już znasz.
- tak ojcze. potwierdziłam zakrywając usilnie smutek.
- to naprawdę nie jest twoja wina. owszem Dumbledore jako sojusznik byłby przydatny, jednak zrezygnował z przyłączenia się. to jego wybór.
- wiem ojcze. - potwierdziłam ponownie. - jeżeli to wszystko to czy mogę już iść ?
- tak. odprawił mnie tata i deportował się.
- chodź Ignis. - wuj zabrał mnie do szkoły. - nie rozpaczaj po jego śmierci.
- spartoliłam swoją robotę. - wymamrotałam. - przepraszam wuju, ale pójdę już. w dormitorium pewnie czeka już na mnie Draco. chciałam uniknąć dalszego wywodu wuja i dlatego wyszłam.
następnego dnia Draco pokazał mi jak ma wyglądać cała scena, gdzie mają stać Śmierciożercy i gdzie ja trafię.
po prawej ręce Dumbledore'a.
już teraz patrząc w dół uroniłam łzę która spadła na grunt. wyrosła tam czarna róża. na środkowym płatku miała symbol Insygniów Śmierci, Siostra już dawno opowiedziała mi w jednym z listów ich historię. podarowała mi ich symbol na łańcuszku którego ogniwa przypominały jakiś cienki łańcuch.
- Ignis jest jeszcze coś - Draco spojrzał mi w oczy. - On ode mnie chciał jego głowy jutro wieczorem. bo jutro wypada nów. poinformował mnie i od razu mocno przytulił odciągając od barierek.
nie mogłam wysiedzieć dzisiejszego dnia, Draco zadecydował, że zrezygnujemy z lekcji na rzecz mojego spokoju.
w nocy nie mogłam spać, musiałam zejść na dół i łyknąć całą fiolkę Słodkiego Snu żeby zasnąć chociaż na kilka godzin przed pobudką.
dzień lekcji był dla mnie ciągnącym się koszmarem z którego miałam nadzieję się obudzić.
jednak nie. wszystkie bodźce odbierałam prawidłowo i nic nie wskazywało na sen.
wieczorem poszliśmy na Astronomiczną. wyczułam, że śledzi nas Harry, ale nie mogłam an to nic poradzić, bo bym się zdemaskowała. musiałam mu pozwolić na to wszystko patrzeć.
lubiłam Dumbledore'a, naprawdę go polubiłam. poza tym był dla mnie jak rodzina, może nawet był mi bliższy niż Harry'emu przez to, że był wujem Kastiela.
nie chciałam go zabijać, ale nie udało mi się przekonać ojca. daty tego sprawdzaniu lojalności Draco ojciec też nie chciał przełożyć.
musieliśmy go zabić. wiedziałam, że będę mieć z tego powodu wyrzuty sumienia. bo to z mojej winy.
tuż przed wyjściem pocałowałam Dracona w policzek z moim, mam nadzieję, pokrzepiającym i krótkim "wszystko się uda Książę".
teraz mieliśmy jeden z trudniejszych spacerów na Wieżę.
* Draco *
Ignis pokiwała na mnie głową i poszliśmy na Astronomiczną, stał tam.
odetchnąłem i zacisnąłem palce na różdżce będąc na schodach.
* Harry *
śledziłem Malfoy'a i widziałem jak Ignis chce ostrzec dyrektora, ale jakaś kobieta nakazała jej milczenie zasłaniając usta dłonią i jak lalkę zabrała pod balustradę.
chciałem ją uchronić ale zobaczyłem wyciągniętą ku sobie różdżkę Snape'a i jego palec na ustach.
Malfoy wszedł na "scenę"
- witaj Draconie - przywitał go życzliwie Dumbledore - nie popełnij tego błędu. znałem chłopca który tak szedł przez życie, a teraz nie jest już czło ...
- zamknij się ! On wybrał mnie do tego zadania - odsłonił lewą rękę i był tam ten cholerny Znak, siostra patrzyła na niego z ukrycia, zaskoczona - On mi ufa. przyniosę Mu twoją głowę i zostanę doceniony.
- Draco twoje serce nie jest jeszcze zimne , nie musisz tego robić.
wtedy wyszła ta kobieta z przerażoną ale nadal spokojną i dumną Ignis pod nożem.
- Draco zrób to. udowodnij Mu swoją lojalność ! zasyczała czarnowłosa.
Malfoy praktycznie miał łzy na twarzy, nie wiedział czy zabić Dumbledore'a czy uwolnić Ignis.
pojawiła się jakby chmura nad siostrą, trawiastozielona ale blada
- Draco masz wybór, ona albo ten głupi starzec. usłyszałem Voldemorta.
Malfoy popatrzył na Ignis.
- nie musisz tego robić Draco, nie musisz.
- muszę Igni. muszę. nacisnął Malfoy i wycelował różdżkę w Dumbledore'a jednak nie spieszył się z zaklęciem.
- cóż może to przyspieszy twoją decyzję Draconie.
na Ignis spadło kilka kropel niby-deszczu z tej chmury.
siostra zaciskała zęby z bólu, widziałem to, a krople wypalały skórę na jej szyi do mięśni. siostra zamknęła hardo oczy ale kolejna kropla w to samo miejsce spowodowała jej łzy.
Malfoy wziął wdech. - AVADA KEDAVRA !!! wyrzucił zaklęcie a kobieta puściła Ignis i ulotniła się.
siostra podbiegła do Malfoy'a który też płakał.
- Draco ... Draco - siostra przytuliła się do niego - Draco - pocałowała go w policzek. - czemu ?? czemu mi nic nie mówiłeś ?
- zabiłem .. zabiłem go - wymamrotał - zabiłem go patrząc mu w oczy ...
- szzz - siostra wzięła jego twarz w dłonie - nie ty go zabiłeś.
- ale to z mojej różdżki ...
- nie ty go zabiłeś. On go zabił, to On ma jego krew na rękach. TY się nie obwiniaj bo robisz tylko to co On ci każe. On go zabił - Ignis go przytuliła - On go zabił.
Malfoy popatrzył na nią - zabiłem człowieka, jestem Śmierciożercą a ty mnie przytulasz ?
- bo cię kocham - to u Malfoy'a wywołało kolejny atak łez. - szz ... no już słońce, nie płacz. Draco jesteś chłopcem czy dorosłym ?
- dorosłym.
- więc nie płacz, chłopak raczej nie płacze. - Malfoy otarł policzki. - od jak dawna jesteś jednym z nich ?
- od początku zeszłego roku. - odpowiedział jej - nie chciałem ci mówić bo pewnie byś mnie zostawiła.
Ignis przytuliła go ponownie - zrozumiałabym cię, albo starała się zrozumieć Książę - upomniała go nadal roztrzęsiona siostra - nic bym nie zrobiła. kocham cię gamoniu.
Malfoy popatrzył na nią. - nawet teraz ? Dumbledore był dla ciebie jak rodzina ...
- wiedział że jego dni są policzone, umarł rak jak chciał, z godnością, zostawiając wielką historię. - Igni przytoczyła mu słowa dyrektora. - chodź, zrobię herbatę, pójdziemy do Komnaty i tam mi wszystko wyjaśnisz, dobrze ?
Malfoy ostrożnie ją przytulił. - a ... a jakbym miał noże na ciebie ?
- wiem że nie zrobisz mi krzywdy - spojrzała w te jego zimne oczy. Nie rozumiałem jak można było po czymś takim nadal przytulać się do mordercy i kłamcy !? - chodź.
Malfoy ostrożnie ją złapał za nadgarstek. - chodź do mnie. - powiedział do niej cicho - chodź.
Ignis cofnęła się i, to zaskoczyło nawet mnie, Malfoy przytulił ją kurczowo i ryczał.
- Draco - zaczęła spokojnie siostra. nic. - Draco - z większym naciskiem - Draco - klepnęła go w kark. podziałało. - nie mysl o tym, wiem ze to trudne. ale to minie - zapewniła go - chodź.
Malfoy stał jak ten słup a siostra go pocałowała.
poszedłem na dół powiedzieć ludziom że Dumbledore nie żyje.
* Ignis *
Draco spojrzał na mnie. Wiedzialam ze jego emocje byly prawdziwe.
- szzz - pocałowałam go w drugi policzek - chodź. zabrałam go za nadgarstek do Komnaty.
Dracona posadziłam na sofie, podałam mu herbatę i przytuliłam się do niego.
- słońce ...
- tak Księżniczko ?
- bardzo dobrze poszedł ci ten kit o Śmierciożercach, że niby w zeszłym roku.
- dziękuję - dotknął poparzeń a ja syknęłam cicho z bólu - to ... to prawdziwe rany !?
- tak. Łzy Śmierci z Płynną Śmiercią dają kwas Irritum Inconcussam jedyny wywar który jest w stanie przebić skórę wampira i na niego działać. - spojrzałam na blizny - powoduje to jak widzisz obrażenia. ale to jest bardzo mocno rozcieńczony kwas, jedna kropla pełnego stężenia i by mnie nie było, umierałabym powoli na Wieży.
Draco spojrzał na mnie z poczuciem winy.
- zranił cię z mojej winy. - zaczął całować mnie po ramieniu. - mogłem szybciej rzucić to piekielne zaklęcie.
odsunęłam jego usta.
- nic mi nie jest, ojciec mnie uprzedzał, tłumaczył działanie. ale nie sądziłam że będzie bolało aż taa - Draco chciał pocałować blizny - usta, jeżeli masz potrzebę proszenia o puszczenia tego w niepamięć, to raz, koszula robi papa, a dwa pocałuj mnie. - Draco bezzwłocznie się odsłonił. - och słońce to był żart - popatrzyłam na niego i cóż, apetyt na krew rósł. - ale - pogłaskałam go - och ale jeżeli tak bardzo chcesz mnie udobruchać - położył się grzecznie na plecach - wystarczyło mi powiedzieć jak mocno mnie kochasz. - spojrzałam na jego tors, kurwa musiałam sama przed sobą przyznać że Draco wyprzystojniał i wzmocnił rzeźbę. - ale wybrałeś pieszczotki - uśmiechnął się lekko - więc daj mi się grzecznie pobawić.
zaczęłam go głaskać, lekko drapać, składać krótkie pocałunki.
Draco był chyba w 77 niebie bo nie upominał się o przewodnictwo czy nawet buziaka.
ale wszystko ma swój koniec, przeciągnęłam po raz ostatni palcem od jego mostka aż do początku podbrzusza.
- Ignis czy mogę ? - Draco przewrócił mnie delikatnie i ułożył na sofie. - chyba muszę dać ci pocałunek.
- chyba musisz. - spojrzałam na niego a on tylko pozbył się mojego okrycia, broni, no i koszulki. - a to co ...
Draco jedynie się uśmiechnął i sam zaczął mnie dopieszczać, a szło mu cholernie dobrze. głaskanie, łaskotki, no i rozmasowywanie mięśni ... Mrrru
ja byłam już w pełni udobruhana ale Draco pochylił się nad moją twarzą i pocałował mnie delikatnie.
Ślizgon podniósł mnie do siedzenia.
- już chyba nie gniewasz się na mnie.
- och no oczywiście że nie - pogłaskałam go po policzku - idziemy spać, prawda ?
blondyn pokiwał głową i położyliśmy się w sypialni.
* Draco *
- mrru dobranoc skarbie. Ignis położyła się obok mnie i wtuliła się we mnie.
ona zasnęła, ja miałem przed oczami Dumbledore'a i to jak spadał.
najgorsze i tak były łzy Igni, te z bólu od ran i, choć wiedziałem, że ukrywanego, żalu o śmierć Dropsa.
spojrzałem na nią, a ona tylko mocniej się do mnie przytuliła. Ignis była moim skarbem, jedynym prawdziwym skarbem.
odsunąłem z jej czoła kosmyk który się na nią zsunął.
- to ty jesteś moim skarbem, nie ja twoim. wymamrotałem i dostałem lekko ogonem po udzie.
Ignis jak zawsze odrobine czuwała.
zamruczała tylko przez sen i potarła o mnie policzkiem. cała Ignis.
zasnąłem ale wiecznie widziałem jak Dumbledore upada.
nawet nie wiedziałem kiedy obudziłem się i poczułem na policzku usta Igni.
patrzyła na mnie czule. - koszmar, prawda ?
- tak. Potwierdziłem jedynie i dostałem buziaka.
- idziemy spać słonko. znaczy się ty idziesz ja już nie dam rady.
- zaśniesz - odparłem i po prostu ją pocałowałem. - zaśniesz.
Ignis zamruczała. - no może zasnę - położyła głowę na mojej piersi. - dobranox skarbie.
- dobranox Księżniczko. odpowiedziałem jej i przykryłem siebie kołdrą.
Ignis wymruczała coś przez sen.
- Draci. - przytuliła się i wzdychając przesunęła po mnie policzkiem - Draco ...
pogładziłem ją po łopatkach i poczułem jak lekko się do mnie wygina. - Igni ...
- mrru nie teraz, wszyscy patrzą. Wymamrotała przez sen.
postanowiłem wniknąć do jej marzeń.
widziałem ją obok siebie na bankiecie. była w czerwonej sukni bez pleców z orientalnymi wzorami.
- oj kochanie - skarciła mnie czując dłoń na talii - nieładnie.
- pozwól mi - nalegałem - tak dawno nie dawałaś mi swojej skóry.
- ale nie teraz. wszyscy patrzą a ty masz pieszczoty w głowie.
mój obraz uśmiechnął się a dłonią wkardł pod materiał sukni. - widzę że chcesz wywołać falę plotek. śmiało.
Ignis pozbyła się moich palców i zatopiła we mnie usta.
wyszedłem z jej snu i poczułem jakby wodę na mostku.
to nie była woda, Ignis całowała przez sen początek żeber.
- Ignis - obudziłem ją - nieładnie.
popatrzyła na mnie zaskoczona.
- co ... - spojrzała na moją pierś - przepraszam. odsunęła się ode mnie z lekkim rumieńcem.
ale przygarnąłem ją do siebie - nie licz na to. Jeżeli nie będziesz mnie lizać możesz zostać.
Ignis spojrzała na mnie i położyła się na mnie na moim brzuchu.
- najwyżej poliżę ci policzek. Zażartowała i zamknęła oczy. Zasnęła spokojnie i tylko od czasu do czasu wodziła po moim policzku językiem zasłonięta własną twarzą.
było to przyjemne choć w głębi liczyłem ze będzie traktować moja twarz jak usta.
ale cóż widać Ignis wolała nie ryzykować bo im cieńsza skora tym więcej mięśni na wierzchu a im więcej mięśni tym więcej krwi.
ale cóż widać Ignis wolała nie ryzykować bo im cieńsza skora tym więcej mięśni na wierzchu a im więcej mięśni tym więcej krwi.
lepiej było jej nie drażnic a teraz pokazywała mi jak mnie kocha skoro tak sama siebie pilnowała.
ale w końcu dotarła do ust i sam nie wiem czemu zacząłem pocałunek wpuszczając ją do siebie.
Ignis nigdy tak nie całowała, była uległa i prosiła o pieszczoty dla języka jednocześnie pokazując mi jak bardzo lubi dzikość w pocałunku.
przyjemne doświadczenie.
* Ignis *
obudziłam się i zobaczyłam jedynie zamknięte powieki Draco i poczułam jak delikatnie przewraca mnie pod siebie nadal kontynuując pocałunek.
zaraz, CO !?
tak Draco mnie całował i bardzo chciał dokończyć buziaka.
ale ... ale to było dziwne. a z drugiej strony bardzo przyjemne.
niech ma w końcu mu się należy.
- już nie śpisz skarbie ? - zdziwił się - zaczęłaś pocałunek przez sen.
zdziwiłam się sama sobie. - jak ?
Draco lekko się uśmiechnął - tak jak ty to robisz. Po ignisowemu. stwierdził lekko złośliwie.
pacnęłam go w klatę - Draci ... nie drażnij mnie bo podrapie.
on tylko się zaśmiał krótko i mnie pocałował.
był ... że genialny to za mało powiedziane. był po prostu sobą.
Draco w końcu powoli i wybrednie się ode mnie odczepił. - wstawaj Ignis. dzisiaj SUMy.
kolejne testy ... jakby nie było ich za mało w tej szkole.
nic tylko ciągle testy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz