środa, 25 czerwca 2014

Rok VI Rozdział VIII Zagadkowy Urok ( Nie Tylko Osobisty )

usiadłam przy kominku, Draco jeszcze nie było, a miał być.
wyszłam go poszukać. 

* Harry * 

dziwne wydało mi się, że Malfoy wyszedł z pubu tuż przed tym całym zamieszaniem. 
włożyłem Niewidkę i wyszedłem powęszyć. 

widziałem jak opiera się przed nim Snape, musieli o czymś już dłużej rozmawiać. 

- ona by tego chciała. - rzucił zdenerwowany Malfoy - ona i jej ojciec. 
- boisz się zadania Draco, nie ukrywajmy. 
- nie boję się ! - podniósł głos - nie raz tak się działo. 
- boisz się, bo wiesz kto będzie kartą przetargową jak nie podołasz - ciągnął Snape spokojnie - oboje wiemy, że nie jest to najmilsza z opcji, ale On tego nie odpuści.
- wiem. - wycedził Malfoy - muszę już iść, jeżeli to wszystko.
- czekaj - Snape zatrzymał go za rękaw. - myślisz, że spojrzy na ciebie łagodniej, jeśli zawalisz ?
- nie rozumiem.
- twoje romansowanie z Ignis, stawia cię w trochę innym świetle. wiesz doskonale, że jeśli będzie chciał ci coś zrobić Ignis rzuci się w twojej obronie. ładne rozegranie, ale jeśli byś ją zranił, wszystko pryśnie i wyjdzie na jaw.
- nie jestem z nią z tego powodu. - warknął wkurwiony - nie postawiłaby się Mu. doskonale o tym wiesz.
- boisz się, że nie podołasz zadaniu. ale nikt nie może tego za ciebie zrobić. miej na uwadze, że jeśli stracisz w jego oczach to możesz zapomnieć o mojej chrześnicy.
- nie zabronisz mi bycia z nią. Malfoy znowu chciał odejść.
- czekaj Malfoy, jeszcze jedna sprawa. twoją sprawką był ten urok ?
- może. rzucił arogancko.
- gadaj. przycisnął go Snape.
- musiałem coś przekazać, to był jedyny sposób by doszło to do skutku.
- czyli gadaj jasno, rzuciłeś urok czy nie ?
- nawet jeśli, to nie pańska sprawa. odszedł.

byłem wkurwiony.
nawet jeśli dziewczyna miała być przekaźnikiem to mógł to rozegrać inaczej a nie po najmniejszej linii oporu.
poszedł do łazienki i chlusnął wodą w twarz.

stałem tuż za  otwartymi drzwiami i widziałem jego minę.  był bliski rozłamu.
przeszedłem kilka kroków i ukryłem się przy kabinie. zdjąłem Niewidkę i wyjąłem różdżkę.

Malfoy odwrócił wzrok.
- Ignis - spojrzał za otwarte drzwi. jednak siostry tam nie było. znowu roztarł twarz, aż dziwne, że nie zleciał z niego puder. - Lumos.

wyszedłem po cichu i rzuciłem Drętwotę, jednak się uchylił.
- Petryfikus Totalus ! - odpowiedział ale i ja się odchyliłem. widział mnie, a ja jego.   jednak w jednej książce, która okazała się jednak nie być książką a dziennikiem niejakiego Księcia Półkrwi, było zaklęcie podpisane "na wrogów" - co Potter, boisz się otwartej walki ?
teraz, albo nigdy.   wyszedłem i błyskawicznie rzuciłem zaklęcie.
- SECTUMSEMPRA !
Malfoy'a powaliło, był cały pocięty i krwawił.
krztusił się własną krwią, pod butem, tak jak on to zrobił na początku roku, znalazł się jego nos.
- za tą dziewczynę i za wszystkie te lata.   rzuciłem i wyszedłem.

do łazienki wbiegła siostra.
- ty - wysyczała w moją stronę. - ty ! - spoliczkowała mnie - co mu zrobiłeś ? - złapała mnie za twarz i przekręciła na widok prawie umierającego Malfoy'a. - wynoś się póki jeszcze nie spłonąłeś ! pogoniła mnie.

widziałem jak siostra się nad nim pochyla i opanowuje trzęsące się, byłem pewny, z wściekłości, ręce.
- już - pogłaskała go po głowie. - już. - pojawił się w jej ręce sztylet. - nie rzucaj się tak słonko. - wbiła go w swoje ramię. - szzt. jesteś na to odporny Książę, ale się nie rzucaj. - wszedł do nich Snape, jednak widząc podającą własną krew Ignis zrezygnował z własnego wkładu w ratowanie Malfoy'a a jedynie jej pilnował.   Malfoy w końcu się zrósł i był nieprzytomny. - niech pan odejmie 50 punktów osobie która to zrobiła. - Snape pokiwał głową i wyszedł. widział mnie i już od razu wyjął nam 50 punktów. - chodź skarbie. - Ignis czule wzięła Malfoy'a na ręce jak lalkę. - tak jak ty mnie nosiłeś. - uśmiechnęła się słabo. - to twoja wina ! rzuciła do mnie jadowicie i poszła dalej.

dla mnie mu się należało.  za wszystko co zrobił, robi i jeszcze zdąży zrobić Ignis, a dodatkowo za urok na niczego winnej dziewczynie.

* Ignis * 

położyłam go w jego łóżku.  nie rozumiałam jak Harry mógł go tak paskudnie załatwić.
zdjęłam z Draco tą pociętą w praktycznie strzępy koszulę. ciało się zrosło zostawiając cienkie blizny.
- śpij skarbie. - położyłam się przy nim. - będę tu jak się wybudzisz.

Draco obudził się rano. spojrzał na mnie i roztarł głowę.
- Ignis co się stało ..
pocałowałam go. - mój durny brat.
- pamiętam pojedynek, jak wywrzeszczał coś a potem już nic.
- rzucił na ciebie urok który spowodował to - przeciągnęłam palcem po jednej z blizn. - ale, że byłam w pobliżu i cię wyczułam to widziałam Pottera jak się na ciebie lampił. spoliczkowałam go i podałam ci krew. - patrzyłam mu w oczy. - ale grunt, że wróciłeś. - przytuliłam się do niego. - Draacoo - pocałowałam go ponownie. - wiesz, nawet ładnie ci z tymi bliznami.
- skończ już obgapanie go Ignis - do pokoju wtrącił się Blaise. - śniadanie podano.
westchnęłam, przewróciłam oczami i pogoniłam Zabiniego kulką z Ognia.   - ubieraj się słonko. ja też idę się ogarnąć.
- Ignis - zatrzymał mnie przy samych drzwiach. - dzięki.
- nic wielkiego Książę. - znowu, tym razem sama, cofnęłam się o krok. - a i dziękuję za przekazanie mi - pomachałam łańcuszkiem z medalionem. - tego. jednak metoda zbyt pokazowa.
- zalecenia twojego ojca.  odpowiedział mi idąc pod prysznic.
- dobra idę bo nam zjedzą to śniadanie.

wzięłam cholernie szybki i cholernie gorący prysznic po którym byłam do życia.
nurtowało mnie jedno - co to za urok, którego użył Harry !?
żadne zaklęcie Niewybaczalne, ani żadne znane, nie jest w stanie zadać na raz tak wielkich obrażeń.
pójdę do wuja, skoro się wtedy pojawił to musi o tym coś wiedzieć.

usiadłam na śniadaniu oparta o blondyna.
widziałam żal Harry'ego, że jednak się obudził.

po ekspresowo zjedzonym śniadaniu "braciszek kochany" zaczepił nas na korytarzu.
- co ? nie mogłeś znieść wizji Ignis samej czy z innym, że się tak obudziłeś ?
- tylkoo ... moje wtrącenie się zostało złagodzone pogłaskaniem po ramieniu.
- a co Potter, chciałbyś znowu wrócić do systemu "brat i siostra.", co ? - rzucił luźno i wygórowanie Draco. - jednak krew twojej siostrzyczki szybko leczy.
- nie chwal tego tak na prawo i lewo - pstryknęłam go w ramię. - chodź. - spojrzałam chłodno na Pottera. - chodź Draco.
- poczekaj skarbie. - pogładził mnie po szyi. cholera by wzięła jego gładkie palce. - myślisz, że co ? zająłbyś moje miejsce ?
- Książę, kończ. niedługo lekcje.
- sekundkę. - rzucił wprost do mojego ucha. szlak by trafił jego urok osobisty i znajomość moich czułych punktów. - no Potter, widzę, że skoro milczysz to potwierdzasz. - prychnął z pogardą. - chodź Igni, wiem co chciałem wiedzieć.
- nie jesteś jej wart  !  - wyrzucił Harry i celował różdżką.  byłam milimetr, pieprzony milimetr, od jej złamania. - Ignis ...
nie utrzymywałam już maski. z tej złości, której niestety nie dane mi było się pozbyć w Zakazanym Lesie, drżały mi wargi.  - odpieprzysz się raz a dobrze od tego, że z nim jestem czy nadal mam udawać miłą i cię lekkimi słowami odganiać ? wczoraj przegiąłeś, radzę ci unikaj ciemnych korytarzy bo zapłoną pochodnie. i nie będzie to miłe światło.

- Ignis - teraz to Ślizgon mnie uspokajał. - chodź. nie trać na niego swojej Energii.
- teraz ty poczekaj. - odpowiedziałam mu głaszcząc jedną z cieniutkich białych lini na jego ramieniu. - jasne Harry ? mam cię nie widzieć na korytarzach, mam cię nie słyszeć z jakimikolwiek uwagami, masz się zachowywać tak, jakby cię nie było. co do sprawy z Dumbledorem jestem w stanie cię znieść, ale tylko wtedy.  wysyczałam i pozwoliłam już się zabrać przez Draco.

- Ignis, co ci się stało ? spytał troskliwie arystokrata już na lekcji.
- przegiął. rozumiem w bójce, ale nie miałby za wielkich szans. urokiem cię załatwił i to mnie tak wkurwiło. zresztą od dawna jest przesadnie troskliwy o mój wybór. czas by mu to wyklarować się przyspieszył.
- nigdy nie obrzucałaś go przekleństwami, co się stało, że tak się to zmieniło ?
- nie pytaj - pocałowałam go w policzek. - po prostu przesadził.
- no powiedz.  Draco przymierzał się do tej swojej wyczekującej miny.
- nie jedź na swoim uroku. - pstryknęłam go w dłoń. nawet tam nie brakło kilku blizn. - ale muszę przyznać, że blizny ładnie się na tobie prezentują. - przeszedł mnie jakby dreszcz. - wyglądasz, może nawet, odrobinkę lepiej. tak bardziej ... śmiertelnie.
- czy to aluzja do długości mojego życia ?
- oczywiście, że nie. - oddaliłam zaskoczona. - jedynie aluzja tego, że teraz można powiedzieć, że niesiesz śmierć.
- jakieś wytyczne ? zażartował.
- osz idź wredoto. - zaśmiałam się i lekko go odepchnęłam dla żartu. - nie można nic powiedzieć.
- można. - popatrzył na mnie. - możesz wyjaśnić kilka kwestii.
- nie będę. - uparłam się. - nie, nawet nie próbuj. uprzedziłam wszystkie jego próby wpłynięcia na moją decyzję.
- no dobra. mruknął udając obrażenie.

po lekcji przypomniał mi się cel dzisiejszego dnia.
- Draaco - spojrzałam na Ślizgona. - nie czekaj na mnie, po OpCM'ie. muszę się czegoś dowiedzieć.
- dobrze. stwierdził i wpuścił mnie przez drzwi na lekcję u wuja. 

Snape wykładał ciekawie a jedno spojrzenie Rona i Hermiony na Draco, oraz kilka słów od mojego brata sprawiły, że wrócili do swoich zajęć. 
pewnie im nagadał "jaka to ze mnie super siostra" ale mnie to jakoś nie ochodziło.
odwróciłam wzrok i skupiłam się na słuchaniu wuja.

Draco gładził mnie po ramieniu i lekcja wydawałaby się idealna, gdyby nie słyszane przeze mnie szepty wśród Gryffonów.
jednak nawet mój sąsiad nie zwracał na nie uwagi, prawdopodobnie wedle starej zasady  " nieważne co o tobie mówią, grunt że MÓWIĄ "
ech, szkoda, że nie trafiliśmy na czasy kiedy zaczynała Chanel.  zawarłabym kilka znajomości i dodatkowo znała jej przyzwyczajenia. 
albo Miuccia Prada, tak, jej ciuchy to marzenie. 

Draco spojrzał na mnie - o czym tak błogo myślisz ? 
- o ciuchu od jednej projektantki - odpowiedziałam spokojnie - nie wyłożysz na niego nic. od razu go uprzedziłam.
- mógłbym się dorzucić - zaoponował - jaki ciuszek ? 
- gorset - zajęczałam na myśl o oryginale projektanckim - od Prady. 
- ile skarbie ? 
- oo nie - zaprzeczyłam - dam rade sama. 
- jak uważasz, ale daj zdjęcie jak go kupisz. pocałował mnie w policzek i wyszedł zostawiając mnie wujowi.

podeszłam do biurka.
- wuju, chodzi mi o wczorajszy wieczór.
- nie musisz przepraszać. - odpowiedział podnosząc wzrok z nad swoich kartek. - nie o to ci chodzi ?
- nie.  chciałam się zapytać skąd znałeś ratunek po użyciu tego zaklęcia które wczoraj padło.
- posłuchaj Ignis, jest tylko jedna możliwość dzięki której Potter je poznał.
- jaka ? byłam coraz bardziej ciekawa.
- twój brat musiał zapomnieć o podręczniku do Eliksirów a stary Slughron rozdał książki szkolne po absolwentach które trzymam w szafkach. - zaczął wuj nieśpiesznie - no i jedną z nich sam tam rozpisywałem. nie jest to już zwykły podręcznik a dziennik z notatkami. - pokiwałam głową. - to zaklęcie wymyśliłem, na wypadek pojedynku z Jamesem Potterem. użył Sectumsempry, bo tak nazwałem to "cudo". jak widzisz działa paskudnie, ale o to mi chodziło.
- czyli ... pierwotnie miało być na ojcu Harry'ego użyte ?
- owszem. jednak nie doszło to do skutku. - wuj splótł palce. - jest coś jeszcze co chcesz wiedzieć ?
- już chyba nic. jak będę miała pytania, po prostu się spytam. uśmiechnęłam się lekko i wyszłam na korytarz.

zagadkowy urok już nie taki zagadkowy, jednak co się tyczy uroku osobistego Draco to będę miała jeszcze trudniejsze zadanie by mu się opierać. naprawdę do twarzy mu było z tymi bliznami, pomimo sposobu kto mu ich przysporzył.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz