czwartek, 26 czerwca 2014

Rok VI Rozdział IX Fajny Dodatek

nadal nie było śniegu a zawitała do nas już połowa grudnia.
zbliżał się termin wyznaczony mi i Harry'emu przez Dumbledore'a na odnalezienie horkruksa.
Harry nie zamienił ze mną słowa, co tylko cieszyło mojego chłopaka.
Draco czuł się raczej bezkarnie, można by powiedzieć.
chodziłam obok niego tak ciasno, że czułam jego oddech.
 nie narzekałam na to, fakt, a i on dawał mi przerwy kiedy stwierdzałam, że chcę być samotna.  ale ta rutyna wydawała mi się aż za słodziutka by była prawdziwa.

- Draco, czy to sen ? spojrzałam na niego z uśmiechem.
- nie, to rzeczywistość. - stwierdził fachowo i dotknął mojego czoła.  ale, pomimo faktu, że wiedział, że nie mogę mieć gorączki,  to i tak to sprawdził. - Ignis, jesteś chora.
- aham. na półwampiryzm i jedną rzadką chorobę. - Draco zrobił wielkie oczy. - na ciebie - rzuciłam wrednie a on tylko mnie do siebie przytulił jak małe dziecko świeżo odnalezionego ulubionego pluszowego misia.  gdyby był to rysunek moje oczy wyskoczyłyby na zewnątrz na dłuugim nerwie.  - dobra, bo mnie poddusisz.
- przepraszam. - odsunął się. - wiesz Igni, chyba wiem co zrobię na Święta.
- o nie, nie idziesz do Londynu po gorset. - zaprzeczyłam gwałtownie. - to za dużo nawet na twoją pokaźną skrytkę u Gringotta.
- nie mówiłem o gorsecie, ale skoro się upierasz - wzruszył ramionami a ja go trzepnęłam w brzuch ze śmiechem. - nie chodziło mi przecież o twój ciuszek. o coś słodszego mam nadzieję. uśmiechnął się wrednie.
- słodycze ? oj z tobą to zejdę ale na cukrzycę.
- zobaczysz na Święta. - odpowiedział tajemniczo. - a jak sprawa z Dropsem ?
- a jakoś idzie. powoli bo powoli, ale dałabym radę. jednak za mało czasu.
- dasz sobie radę i nie gadaj głupot. uciął krótko.  w sprawach Śmierciożerstwa i zadań przyjmował tą zimną kalkulacyjną twarz.
uśmiechnęłam się i usiadłam do obiadu.

- Ignis - odwróciłam głowę w stronę Draco i zdążyłam jedynie otworzyć usta by uniknąć katastrofy zaplamienia gorsetu sosem sojowym. - smacznego.
przeżułam naprędce sushi. - a to co za miły dodatek, co ? czym sobie zasłużyłam ?
- wiesz doskonale. - pogładził mnie po ramieniu. - dziękuję.
- nie rób z tego wielkiej sprawy, co ? - przytuliłam go. - wystarczyło mi te kilka pocałunków i zwykłe, proste, żołnierskie wręcz "dziękuję". nic więcej nie potrzebuję. - on tylko przekręcił swoją słodziutką główką pokazując kolejną bliznę, tym razem jedną, na szczęście bo by Harry'ego normalnie zatłukła, na policzku. - policzę z nim, ale - pogładziłam linię. - och wyglądasz po prostu genialnie. - przytuliłam się do niego.  nie, nie dam ci zjeść skarbie. - jak ten Draco którego znam tylko ja.
- czyli ?
- och dobrze wiesz o której twojej naturze mowa. o tej która mnie wypala. o tej naturze która pozwoliła mi kilkakrotnie pocałować trochę twoją słodką rzeźbę. - spojrzałam mu w oczy po swojemu - o tej naturze mówię.mojej ulubionej twarzy, tej najbardziej naturalnej, tej mojej.
- Ignis - uciszył mnie ale mówiłam tak cicho, że tylko on to wychwytywał. - nie rozrzucaj tego na prawo i lewo.
zaśmiałam się i wyszłam do Lasu. nie miałam jasnego celu czy powodu, po prostu, ogarnęła mnie swego rodzaju nostalgia, chciałam odpocząć od tego całego zgiełku.

usiadłam nad jeziorkiem, liczyłam na to,  że dementorzy mnie otoczą i odgrodzą, i przesiedzę w tym stanie cały dzień sama.
ale niestety.

do Lasu wtrynił się Ron. już wiedziałam,  że dzień będzie jeszcze gorszy niż się zapowiadało i się spierdoliło.

rudzielec przekazał mi wiadomość od Dumbledore'a, że chce mnie i Harry'ego widzieć u siebie wieczorem. a no i, że powinnam znaleźć sobie wymówkę i dodatkowo Eliksir Słodkiego Snu dla Draco.

świetnie, robota całonocna, z możliwością powrotu dnia następnego o godzinie X.
fajne urozmaicenie szkolnej rutyny.
wypad na niewiadomo gdzie. nie ma problemu, na pewno się pojawię.
z braciszkiem, nie ma co, będzie ciekawie.

liczyłam, że ojciec odda mu ode mnie za Sectumsemprę na Draconie.
oj, to by było piękne.
ale cóż, jedno się udało, zrobienie Draco jeszcze lepiej wyglądającym.

wróciłam do zamku po wielkich "przekazywanych" rzekomo od brata przeprosinach za tą akcję w łazience kilka dni temu.
Ron się cieszył ale wiedział o mojej groźbie wymierzonej w Harry'ego.  zdawał sobie również sprawę z tego, że nie mam zamiaru z nim gadać dopóki OSOBIŚCIE nie przeprosi Draco.

przeszłam do gabinetu Slughorna i jakby nigdy nic, wyjęłam fiolkę odpowiedniego wywaru dla mojego Księcia.
- Ignis - zwrócił na mnie uwagę profesor - co ty robisz ?
- bo widzi pan panie profesorze ... od śmierci Cirispina mam problemy ze snem. od czasu do czasu nawet wampir musi chwilowo zasnąć, tak więc profesor Snape jeszcze za swojej, że tak powiem, kadencji pozwolił mi na pożyczanie tego jednego wywaru w niewielkich ilościach. potem oczywiście je uzupełniam więc nie było na tym polu trudności, że czegoś brakuje.
Slughron patrzył. - no dobrze ... skoro profesor Snape wyraził dawno temu zgodę ... weź Eliksir ale zwróć tyle ile zabierzesz.
- oczywiście panie profesorze, dziękuję.  odeszłam z miksturą w ręce.

powoli zbliżał się wieczór.
siedziałam jak na szpilkach, fakt, ale bałam się o powodzenie misji.
nie mogą wykminić, że horkruks tam to podróba czy kopia.
ale ... co jeśli w ogóle tam nic nie znajdziemy ?
przekręt nie może się wydać.

Draco objął mnie ramieniem. - co jest ?
- zrobisz herbaty ? - spytałam wmiarę spokojnie jednak on słyszał moje zdenerwowanie. poszedł po kubki zdezorientowany ale podał mi po kilku minuach parujący napar. - dzięki. - usiadł obok. - dzisiaj czuję, że coś się wydarzy. - zaczęłam cicho. chociaż większość Ślizgonów już została, lub miała zostać, szpiegami na terenie Hogwartu, to jednak o TYM wiedziałam tylko ja i ubocznie Draco. - nie wiem co, ale Dumbledore chce mnie i Harry'ego widzieć.
- nie idź. - zaoponował i spojrzał na sufit. - wiesz skarbie przepraszam na chwilkę. Zabini się miota ze swoim chłopakiem po sypialni, zabezpieczę rzeczy.
- leć. - uśmiechnęłam się pod nosem jak był już na schodach.  była godzina 22 a hałas chyba wywołałam ja. ale nieważne. podałam mu kropelkę Eliksiru Słodkiego Snu do herbaty. - przepraszam Książę - rzuciłam cicho.  schowałam fiolkę sekundę przed jego zejściem na kanapę. - i co ?
- Aleksander go gdzieś zabrał. - rzucił luźno. - pij herbatę bo wyjdzie, że na darmo mnie po nią wyprawiłaś.
upiłam łyk. - jesteś kochany. - oparłam o niego głowę. był cieplutki. - Draacoo ...
widziałam jak zasłania usta od ziewania. - która godzina Igni ?
- dwudziesta druga piętnaście.
Draci szybko wypił herbatę. - pójdę się chyba położyć.
- dobranoc. pocałowałam go na pożegnanie.
arytokrata poszedł na górę i dopilnowałam by trafił do łóżka i zasnął.
- śpij dobrze. - pogładziłam go po policzku. - wrócę kiedy już będziesz na nogach, obiecuję. pocałowałam go w czoło i wyszłam z poczuciem winy.

ubrałam płaszcz Maga Kręgu Natury i wyszłam pod gabinet dyrektora.
drzwi czekały otwarte, w środku widziałam ogień na kominku i Harry'ego na sofie.
- jestem panie dyrektorze. - obwieściłam spokojnie. - sugeruję lecieć teraz, póki Eliksir działa.
- czyli go podałaś ... w sumie lepiej dla jego zdrowia.
- możemy lecieć czy czekamy tak do rana ? spytałam dość bezczelnie ale nie ukrywałam, że trochę mi się jednak spieszyło.

Dumbledore wyprowadził mnie i Harry'ego na dziedziniec, złapał nas za ręce i deportował na skałę na morzu.
- myślałem, że zabroniona jest deportacja poza Hogwart.
- jestem dyrektorem Harry. mi wolno jednak odrobinę więcej. przypomniał lekko rozbawiony Dumbledore.
- fajnie, ale jesteśmy na otwartym morzu. gdzie mamy szukać ? pod wodą ?
- dobre pytanie Ignis, obejrzyj się za siebie. - spojrzałam za plecy i widziałam wejście, jakby a'la zatoczka w jakiejś jaskini. - tam gdzieś ukryty jest nasz cel.
- świetnie. - stwierdziłam z dozą zaskoczenia i żartu. - no to idziemy w wodę.  - chciałam skoczyć ale Dumbledore mnie zatrzymał. - o co chodzi ?
- nie radziłbym skakać do tej wody, nie wiem co tam jest i czy sama woda nie jest zatruta, tak więc lepiej będzie ... - przypłynęła łódeczka. - skorzystać z tego.
- a jak dalej ? - spytałam już z łódki. - nie ma żagla, nie ma nic.
- jest sznur. - wypłynęła na powierzchnię gruba lina. - wystarczy ją pociągnąć.
- siłówka - uśmiechnęłam się. - coś dla mnie. - wyrwał się do tego Harry i zaczął ciągnąć. - no to se poczekamy.
- Malfoy by narzekał, że obetrze sobie dłonie. - brat zapomniał o obecności dyrektora, który nie robił sobie z naszej kłótni nic. - zresztą nie ma siły w ogóle.
- nie narzekałby to raz, a dwa Harry on mnie na rękach przenosi. a bądźmy szczerzy, trochę jednak ważę.
- aha już to widzę. odpowiedział złośliwie.
- chcesz to zobaczyć ? nie ma problemu, powiedz tylko kiedy.
- najlepiej zaraz po naszym przyjeździe z powrotem. - Harry powoli męczył się ciągnięciem łodzi. - daleko jeszcze panie profesorze ?
- wystarczająco Harry. - Dumbledore wstał i dotarliśmy do ściany. - ja się tym zajmę. - wyciągnął dłoń. - Ignis, masz może jakiś drobny sztylet ?
- oczywiście - podałam mu jeden z moich ulubionych krótkich noży. wchodził w plecy celi z łatwością, szybko się czyścił no i oczywiście był twardy jak skała. - o co chodzi panie profesorze ?
wbił go końcówką w palec i przyłożył palec do ściany. kropelka spadła na deski łódki. - ciekawy dodatek.
- wpuszcza tylko na krew. wasza jest zbyt cenna do tego zadania. - wpłynęliśmy do kolejnej zatoczki za murem i przywiązaliśmy łódkę do niewielkiego cumownika na brzegu niby-wyspy na środku a'la jeziorka. - nie dotykajcie wody. - pouczył nas dyrektor - a teraz pamiętajcie, cokolwiek bym nie mówił, czego bym nie robił, choćbym was błagał to wmuście we mnie wszystko - podszedł do misy w której pojawiła się jakby woda. - Harry, podaj mi tą łyżkę. - brat podał mu kamienną, podobną do połówki z muszli małża,łyżkę. - pamiętajcie, mam wypić wszystko. wziął pierwszy łyk i zaczął się krzywić.

potem było coraz gorzej, zaczął się rzucać, odmawiać picia i co najbardziej mnie niepokoiło dostał dreszczy. tej "wody" ubywało powoli.
miałam wrażenie, że utkniemy tu na wieczność.

Harry stał przy źródełku i wmuszał w Dumbledore'a kolejne porcje, chociaż było mu go żal i miał ochotę płakać nad jego losem.
- Ignis - popatrzył na mnie płaczliwie. - co ty robisz ?
- pilnuję. jakby coś miało się tu czaić lepiej jest mieć kogoś kto odeprze atak. a ty zajmiesz się Dumbledorem.
- Ignis ... - widziałam już leżącego i majaczącego Dropsa. - Ignis pomóż mu ..
- wody. wymamrotał starzec i Harry podszedł do tafli jeziorka. już chciałam mu mówić, żeby zostawił. ale po co ?
z wody wyskoczyły ryby. przypominały te wymarłe, białe, kościste głębinowe gatunki ale zęby miały takie których zazdrościłaby nie jedna pirania.
te cośki zaczęły się rzucać na brata.
- leć do tej misy, musiało coś być, skoro uparł się żeby wypić to całe cholerstwo. - odgoniłam go i osłoniłam dyrektora. - chodźcie. poparzycie się. - rozłożyłam ramiona i je zapaliłam. ryby odskakiwały rażone Energią podobną do prądu a kolejne nie były mądre bo powtarzały błędy. wgryzały się ale, zadziwiająco, lekko. - ojcze ... po co to ?
^ żeby utrudnić wykradnięcie kopii.^ odpowiedział.

Harry zabrał medalion, identyczny z tym, który miałam w Hogwarcie głęboko schowany pod pieczęciami.
- zabieramy się ! - zakomenderowałam i wsiadłam do łódki zabierając prawie nieprzytomnego Dropsa na pokład. - Harry ! - zabrałam brata za nadgarstek znad wody i dałam mu wiosło. - ty się zajmij dobrnięciem do tej skały, resztę zostaw mnie. - rzuciłam spokojnie. - chodźcie, otworzymy trujący sushi-bar. co wy na to ? - rozcinałam i ogłuszałam wszystkie ryby wylatujące z wody. nareszcie dobrnęliśmy za mur, tam wszystko ucichło. - amen. koniec tych cholernych ryb.
- siostra - wskazał na moje ramiona. były jak kartka którą zajumało dziecko jednocześnie z dziurkaczem i zaczęło się bawić w robienie sera szwajcarskiego z papieru. - co ci ?
- wyliżę się. - odparłam luźno. - zabierajmy go do szkoły. - wystawiłam dwie ręce, jedną wzięłam nadgarstek Dumbledore'a, drugą podałam Harry'emu.   deportowałam nas i wylądowaliśmy w Wieży Astronomicznej z już w miarę przytomnym Dropsem. - no i po poszukiwaniach. czas trwania : cała noc i kilka godzin rannych.
- Ignis ... - spojrzałam na Harry'ego - dzięki za te ryby.
- drobiazg. - zabrałam go na dół, pod dormitorium. - chciałeś zobaczyć jak Draco nosi mnie na rękach. - uśmiechnęłam się złośliwie. - daj mi kwadrans.

po 5 minutach byłam po prysznicu i w nowych ciuchach.
Draco obudził się ze snu jak tylko przekroczyłam próg dormitorium.

teraz siedział na dole.
- Ignis - przytulił mnie i okręcił. - wiem o wywarze. - szepnął mi na ucho. - jak poszło ?
- wszyscy cali i zdrowi. - odpowiedziałam. - Draco, mogę mieć prośbę ? - nastawił się na odbiór. - możesz ... możesz zabrać mnie na rękach do korytarza głównego ? tylko tam, proszę.
uśmiechnął się i zręcznie mnie zabrał. - należy ci się za ocalenie twojego brata i Dropsa. - zaczął konspiracyjnie. - we śnie byłem z tobą przy całej tej akcji. i - podrzucił mnie niedaleko Harry'ego i złapał. - kocham cię. - pocałował mnie krótko. - przystanek korytarz główny.
- bardzo fajny dodatek do miło zapowiadającego się dnia. - pocałowałam go w policzek w podziękowaniu. - ja ciebie też kocham.
Draco jedynie mnie objął na oczach brata i zabrał na śniadanie.

usiadłam obok niego i dostałam sushi.
- o nie tym razem. na dzisiaj mam dość ryb - odsunęłam je i wzięłam płatki kukurydziane. - na razie papa rybko.
- Ignis ... coś się zmieniło ? zapytał udając zdziwienie Draco.
- cicho. - odpowiedziałam zgryźliwie dla żartu. - o wiele lepiej. oparłam się po zjedzeniu całej miski.
- no cieszę się. - odparł spokojnie. - a kiedy mogę zdawać kolejne Żywioły ?
- na który jesteś gotowy ? spojrzałam na niego lekko pod kątem.
- na pozostałe. czyli Ziemię i Powietrze.
- świetnie. - zakasał rękawy - to powiedz kiedy chcesz zrobić pokaz na błoniach.
- jak najszybciej. pani profesor.  rzucił uszczypliwie i zabrał mnie ze śniadania na lekcje.

zaczynaliśmy Opieką nad Magicznymi Stworzeniami, w sumie to nic się nie działo. staliśmy w Lesie i słuchaliśmy wykładu Hagrida.

prawie.  dręczył mnie stan profesora i w końcu nie wytrzymałam.
- panie profesorze, orientuje się pan jak czuje się profesor Dumbledore ?
- z tego co wiem Ignis, czuje się dobrze. - odpowiedział mi Hagrid. - czemu pytasz ?
- złe przeczucia panie profesorze i tylko to. - uśmiechnęłam się życzliwie. - jednak cieszę się, że wszystko jest w porządku.
gajowy nie odpowiedział.
Draco patrzył na mnie lekko zdziwiony.
nie wiedział czemu pytam o Dropsa, ale pokazałam mu wspomnienia.
^ to po to chciałaś, żebym cię zabrał na ramionach na korytarz.^ teraz zrozumiał moją poranną prośbę.
^ owszem. ^ potwierdziłam i usłyszeliśmy dzwon na przerwę.

przeszłam na dziedziniec i wróciłam do gabinetu Dumbledore'a.
- dzień dobry. - zaczęłam widząc puste pomieszczenie. dyrektor pojawił się przy oknie, obok niego stał Kastiel i o czymś rozmawiali w dziwnym języku. - dzień dobry. - powtórzyłam. brat jak i starzec odwrócili głowy. czerwonowłosy wyszedł z pomieszczenia przez sieć Fiuu a dyrektor podszedł w moją stronę. - jestem by zapytać, jak pan się czuje.
- wyśmienicie Ignis. naprawdę wyśmienicie. - uśmiechnął się - niepotrzebna była twoja troska.
- jednak chciałam się upewnić panie dyrektorze. powiedziałam spokojnie i wyszłam.
- Ignis ! - Dumbledore zawołał mnie przez drzwi. wróciłam do pokoju. - pomóż bratu z tym wspomnieniem. to dla tej sprawy naprawdę ważne.
- oczywiście. potwierdziłam i weszłam na lekcje u McGonnagall.

czekał tam na mnie osobny stolik przed Draco no i nudy.
z całą moją sympatią do tej kobiety, to nie umiała ona mnie zaciekawić tematem który znałam wcześniej.
tak więc siedziałam i czekałam na koniec lekcji.

na korytarzu, na przerwie złapał mnie Slughorn. - Ignis, za tydzień organizuję bankiet świąteczny, proszę przyjmij na nie zaproszenie - podał mi kopertę. - taka okazja rzadko się trafia.
- zobaczę, jednak nie obiecuję panu niczego, ze względu na Las.
- dobrze. pokiwał głową staruszek i odszedł szukając dalszych kandydatów.

przeszłam na wymrożony powoli dziedziniec i usiadłam.
zebrał się tłum patrzący na mnie wielkimi oczami, a Draco przyfatygował się do mnie z kurtką.
- chcesz się zamrozić ? spytał.
- a sorki. - podniosłam się i zabrałam do zamku. - nie wyczułam tego. - usprawiedliwiłam się i usiadłam w zamku oddalając kurtki. - no co się czepiasz ? ja nie zamarznę. - zaśmiałam się i oparłam głowę o Draco. - było mi powiedzieć "Ignis, zły pomysł, na dworze jest minus stówa" - zażartowałam - nie obrażaj się.
nie odpowiedział mi niczym ale za to siedział przy mnie spokojnie.
milczenie też jest dobre.
oparłam się o niego bardziej.

tak minęła przerwa, potem już przeszłam z nim do dormitorium.
- w sumie wiesz co ? - spojrzałam na blondyna kiedy już się wyludniło. - takie zbieranie horkruksów to całkiem fajny dodatek do życia szkolnego.
- yhym. ale następnym razem wystarczy mi powiedzieć, że masz po nie iść, a nie usypiać.
- dobrze, dobrze Draco. nie gniewaj się. nie wiedziałam kiedy wrócę.
- wystarczyło powiedzieć. spierał się i zaczął mnie łaskotać.
- Ślizgon oszalał !  zaczęłam się śmiać.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz