czwartek, 19 czerwca 2014

Rok VI Rozdział V Wyciszone Piętro

dni się zlewały.
meczy nie było, wszyscy rozumieliśmy, że teraz większy nacisk pójdzie na naukę niż na sport.
w końcu końcowe egzaminy tylko za rok.

piątoroczniacy jeszcze mogli się bawić, ale nam kazali już myśleć o przyszłości.
jak ktoś nie wiedział co ma ze sobą w przyszłości robić albo mógł olać sprawę albo mieć ze wszystkiego genialne noty.
co obrazowało się tak, że jak teraz w burą pogodę i deszcz część kuła w Bibliotece a część siedziała w Hogsmade.

ja byłam w osobnej kategorii.
ja, Draco, Laurilel oraz Harry i spółka, u siebie,   siedzieliśmy w swoich dormitoriach.
blondyn rozgryzał strategię elfa przy grze w szachy, ja w sumie nie robiłam nic, a brata i resztę jego "paczki" miałam delikatnie mówiąc gdzieś stosując się do rady Draco.

patrzyłam za okno bawiąc się nożem.
fajnie byłoby wyjść na dwór, potańczyć do jakiejś energetycznej muzyki w deszczu ...  ale nie miałam tu takiej ekipy.
a trudno.

- ja idę  podniosłam się i wyszłam na dwór.

na błoniach w Powietrzu odtworzyłam sobie piosenkę.  kojarzyłam ją z dyskoteki, jednak ta była pod hip-hop bardziej niż tamta.
zebrało się kilku młodszych. nie wiem z którego byli roku, ani nie wiedziałam z jakiego domu. fajnie się z nimi bawiło. było to na zasadzie pojedynków tanecznych.

- dzięki - popodbijałam z nimi po piątce i poszli - do następnej ulewy.
- no jasne.  odpowiedziało mi kilka osób i wrócili do zamku.

a pogoda aż prosiła się o trening dla Draco.
ale mi się jeszcze powyziębia.

wróciłam do zamku i zamajaczyłam na Trzecie Piętro. tak o, żeby pobyć sama z myślami.
oczywiście z przyzwyczajenia przyzwyczajeń wolałam je wyciszyć, by nikt mnie tu nie znalazł.

nie mogłam od siebie odgonić wizji Draco w deszczu i to przemoczonego tak, że suchej nitki nie znajdziesz.
tak, wyglądałby genialnie. i co, że jakby mnie do siebie zbliżył byłabym mokra, a nie mogłabym się wysuszyć bo bym popsuła sobie widok. ale miałabym takiego Draco tylko dla siebie.

moje pięknie wyglądające myśli przerwały mi kroki.
rozpoznałam brata.

- co jest Harry ? spytałam spokojnie ukrywając gorycz i żal.
- jesteś. - spojrzał mi w oczy - czemu one się świecą ?
spojrzałam w jego okulary, oczy, rzeczywiście, rozbłyskiwały zielonymi refleksami. - nie twoja sprawa - zbyłam spokojnie - posłuchaj, masz coś ważnego czy mogę sobie pójść ?
- mam - wyciszyłam korytarz bardziej z melancholii.. - słuchaj, musimy współpracować jak w Czarze bo inaczej nawet ćwiartki horkruksa nie pomożemy Dumbledore'owi znaleźć.
- fajnie, ale po co nam one ? wystarczyłoby zabrać z Voldemorta całą Energię jaką ma.
- dałoby radę ? to by go uśmierciło !? Harry już rwał się do Dumbledore'a z wieściami.
- czysto teoretycznie i tylko na papierze. nie zapominajmy o umownej duszy. a i nie da się zabrać całej Energii chyba, że cel sobie stoi i czeka na śmierć.  ale i wtedy jest niebezpieczeństwo, że coś wypożyczy sobie ciało Voldemorta, odnajdzie jego moc, wspomnienia i plany no i zacznie je realizować. a w takim wypadku mogłoby być jeszcze gorzej.
- dobra. - brat zrozumiał. - czyli z tego sposobu nici.
- no nici, bo co miałoby być ? - wzruszyłam ramionami - posłuchaj Harry. - spojrzałam bratu w oczy - jestem w stanie współpracować, ale co nam dadzą te horkruksy ? ja rozumiem, zniszczenie umownie przyjętej duszy i tak dalej, ale po co MY mamy ich szukać, a nie da tego komuś innemu ?
- bo nam UFA. - podkreślił ostatnie słowo brat - zresztą twierdzi, że tylko my się do tego nadajemy. bo mamy z nim więź, którą można wykorzystać.
kto ma ten ma.   ty na pewno nie masz więzi emocjonalnej.   rzuciłam w myśli.
- dobra, no i mamy te horksuksy. co wtedy ?
- Dumbledore mówi, że trzeba każdy horkruks niszczyć, ale jest to jeszcze trudniejsze niż jego znalezienie.
- super. jajko z niespodzianką, rosyjska ruletka. - prychnęłam - niby jak chcesz je niszczyć ?
- no masz sposoby. Magia Natury czy jak to się to tam nazywa. powinno działać.
- do celów niszczenia dusz raczej niekoniecznie. - podrapałam się za kocim uchem. - zależy. niby można próbować, ale to nie jest takie hop siup.
- próbuj. jak tylko coś znajdziemy oddajemy to w twoją pieczę.
na to czekałam. uśmiechnęłam się do ojca w duchu.
- dobra, ale nie obiecuję szybkich rezultatów. to jest spory kawał magii do przebicia.
- okej.  to do zobaczenia.   brat poszedł w swoją stronę a ja zdjęłam Pieczęci.

usiadłam na murku i wróciłam myśli do zmąconego obrazu przemoczonego Draco.
tak, to był zaiste piękny obraz.

jednak i tym razem mi przerwano.
ale teraz zrobił to obiekt mojego myślenia.
nie tak przemoczony, jednak nosił ślady deszczu.
- szukam cię po szkole, nic. wyszedłem na błonie i wyczułem że tam byłaś. no to wróciłem i cię mam.
- no to masz - pocałowałam go w policzek - a teraz chodź do dormitorium.

zabolało mnie jednak ramię.
w głowie słyszałam ojca.  " zebranie jest za 3 dni. ty je poprowadź, ja muszę poumacniać pieczęci przed tym starym prykiem."
- niedługo zebranie. - rzuciłam do Ślizgona - chcesz wiedzieć co jest jeszcze "lepsze" ?
- po ironii wnioskuję, że nic dobrego.
- ja je prowadzę. dziwię się, że jeszcze ani jednego nie robiła moja matka. ale cóż, może kiedyś.
- świetnie pani kapitan - chłopak mnie objął. - czy niestosowne będzie zabranie cię na górę na kilka godzin zaraz po zakończeniu zebrania ?
- Draco. - pstryknęłam go w ramię. - słuchaj mam na chwilę obecną kilka innych spraw niż myślenie i gdybanie na zebranie.
- powiedz. próbował dalej mnie przekonywać.
- owszem, będzie niestosowne, skoro tak się upierasz.
zaśmiał się i zabrał mnie na dół. on wiedział swoje.
a ja się już postaram o ulewę za trzy dni.


na porannych eliksirach następnego dnia Slughorn zaskoczył nas jedną rzeczą.
chciał zrobić konkurs o to kto jak najlepiej przyrządzi Płynną Śmierć.
nagrodą była fiolka Felix Felicis.
dokładny termin wypadał na za tydzień, w dzień, zapowiadało się, jedynego meczu w tym miesiącu.
z Gryffonami na dodatek.

Draacoo chcesz grać w ulewę, prawda ? zaśmiałam się do siebie w duchu. jednak mój uśmieszek zobaczył nauczyciel.
- powiedziałem coś śmiesznego Ignis ?
- nie. cieszę się na rywalizację o eliksir. skłamałam. a psor łyknął kłamstwo.
dalej brnął w lekcji a ja myślami byłam przy zebraniu.

kochana Siostra zostawiła mi wizję buziaka z tego wieczoru.
siedziałam rozkojarzona w ławce myślami będąc przy zadaniu.
   potem już prawie jak przez mgłę widziałam Dracona, na twarzy był delikatnie ubrudzony krwią jakiegoś mugola. wyczuwając, że krew nie jest jego i dodatkowo jest to krew szlamy pozwoliłam sobie pozbyć się plamek. wiedziałam, że jego oddech mnie połaskocze i widziałam jak zabiera mnie do ramy, równocześnie on sam zmienił mój strój na sukienkę. ale stwierdziłam, że jak się bawić to pójdziemy do "Ukąszenia". tam sobie przy nim pobyłam i żałowałam już teraz, że przy barowej wnęce nie szarpnęłam nim do siebie. ale trudno.  więcej Siostra nie chciała mi ujawniać.
może to i lepiej.

siedziałam dwa w mordę bite dni przeszukując gabinet Slytherina za przepisem na Płynną Śmierć.
w sumie sama uwarzyłabym sobie Felix, ale moje jeszcze musi stać jakieś 6 miesięcy co najmniej.

ostatniego dnia wieczorem wyrwałam przepis i wbiłam go na pamięć do głowy.

przeszłam pod mocny, gorący prysznic i przebrałam się w rzeczy na zebrania.
och, jak ojciec jeszcze raz da mi jakiegoś wampira ...
^ nie tym razem. teraz masz spotkanie z informatorem. to prywatny zleceniodawca, masz go do nas przeciągnąć. ^
amen, dziękuję ! nareszcie nie będę babrać się z wampirami.
^ pamiętaj, że prowadzisz to zebranie. ^

byłam we Dworze, znowu zostawiłam okrycie na wieszaku.
- macie co robić. więc czemu jeszcze tu siedzicie ? rozgoniłam Śmierciożerców.
poszłam na Nokturn i znalazłam w klubie zleceniodawcę. siedział sam, wyczułam dość mocną miętę i laaaaa ...
wut ?
ojciec chce Tellusa ?
no dobra, ja mam swoje nakazy.

dosiadłam się i elf się zdziwił.
- ty ? wśród nich ?
- słuchaj nie czas na bajeczki i wyjaśnienia. - ukróciłam. - dobijemy targu czy nie ?
- twój ojciec wie, że zlecałbym tylko tobie. - odpowiedział luźno - więc chyba tak, jeśli chcesz mieć sporo pracy.
- dobra. - wyciągnęłam rękę i podbiłam umowę. - a teraz bądź tak dobry i podejdź do barmana i powiedz mu, żeby poinformował właściciela, że się stawiłam w jego skromnych progach i czekam na coś dobrego.
- jak chcesz. wzruszył ramionami i widziałam jak pokazuje barmanowi w moim kierunku.
barman zniknął za kotarą i zawołał Raula.
właściciel zobaczył mnie, może raczej jednak wyczuł, wyklął coś pod nosem i zabrał kilku całkiem całkiem chłopaków i podstawił mi ich pod nos.
- twoi koledzy Ignis. - spojrzał na mnie wampir - zrobisz z nimi co zechcesz, mają słodką krew tak jak zawsze.
- no - wstałam z miejsca. - to pokaż mi pokój z kanapą.
poszłam razem ze zdobyczą na piętro gdzie była wielka kanapa obita na czerwono.  coś mi się wydawało, że po to by nie było widać śladów.

- no - poklepałam miejsca obok siebie i rozłożyłam ramiona. - chodźcie.
rozsiedli się i jak na zawołanie każdy chciał być jak najbliżej.
- Ignis - spojrzeli mi w oczy - jesteśmy do twojej dyspozycji.
- to już wiem - odpowiedziałam z uśmiechem - ale powiecie mi coś czego nie wiem ? - ten który był najbliżej zaczął głaskać mnie po ramionach. - od razu do celu ? no dobrze - odwróciłam mu głowę, był zbyt słodki i na pewno miał dziewczynę, więc nie zabiłam go. jedynie litr z niego wypiłam. - ktoś jeszcze chce ?
drugi w odległości od razu sam się wprosił, albo może raczej posadził mnie na swoich kolanach i z niego również poszedł litr.
z kolejnej trójki również.

byłam usatysfakcjonowana i otarłam usta zostawiając ich na górze.
znali drogę na dół.
a jak nie to mogli iść za mną, ale woleli zostać.

wróciłam do Dworu.
Draco, jak pokazała mi Śmierć, lekko ubrudzony krwią.
już normalnie pachniał fenomenalnie, a z krwią szlam na rękach ...  gdybym miała być jego celem weszłabym nawet w brutalne przesłuchanie ale pod warunkiem jednego pocałunku.

Śmierciożercy zostawili krótki ustny raport i odgoniłam ich.
nie miałam teraz głowy do spraw z zebrań, wszystko potem ogarnę.

- zadanie wykonane. - dostałam buziaka w policzek i wyczułam zmianę materiału. och, no tak, taniec. - na co masz ochotę ?
- na jedną rzecz - spojrzałam mu przez ramię z zamiarem nie posiadania kontaktu wzrokowego bo to tylko zmusiłoby mnie do powiedzenia "a gdzie powinniśmy być, jak nie na górze czy w "Ukąszeniu"?" - zatańczymy czy będziemy tak stać ?
- co cię gryzie ? - spytał zaskoczony. - chociaż może słowo "gryzie" nie jest za dobre. zreflektował się.
- wiesz co ? - uśmiechnęłam się, wyszłam spod jego ramion i okręciłam się w Ogniu, spodnie ze skóry i na powrót gorset, strój idealny do wyjścia. - "Ukąszenie", słyszałeś tą nazwę ?
- słyszałem ... - zamyślił się na sekundę - nie mówisz chyba o TYM "Ukąszeniu" ?
- owszem. - posłałam mu uśmiech. - chodź. Raul się nie wścieknie za ponowną wizytę.
- kto ?
- właściciel - machnęłam ręką, sięgnęłam do buta po telefon. - Raul - zaczęłam spokojnie - tak, to ja. posłuchaj znajdź stolik dla jednej osoby,  gdzieś w cieniu, a i dogadaj wokal z DJ'em.  - usłyszałam "nie ma problemu."  i rozłączyłam się chowając ponownie aparat. - i tak to się robi. załatwione.
zabrałam Draco ze sobą. weszliśmy do lokalu od strony Nokturnu bez problemów. nauczyli się.

barman wskazał stolik i usiadłam tam z Draco. - powiedziałabym do wyboru do koloru, jednak nie cierpisz na głód krwi. - lekko się uśmiechnęłam z powodu nietaktu - ale to o tyle dobrze. - podszedł do nas jeden z tych któzy byli ze mną na górze. - innym razem. - odprawiłam go gestem ręki, a odszedł jak zahipnotyzowany. - cóż, ja już kilka lodówek mam. ale to jest i wygodne i bezpieczne. dla mnie i dla nich.
- czemu ?
- och, jeśli wampir sobie kogoś upatrzy i ugryzie oczywiste jest, że zostawia zapach. ja, jako, że jestem z Rady, mam nietykalne lodówki, chyba, że ktoś chce umrzeć. ale nikt tego nie zrobi ze względu na to, że teren Nokturnu to mój rewir łowiecki i o tym wiedzą.
- czyli można uznać, że każdy kto tu i teraz jest w klubie, jest twoją zdobyczą. podsumował Draco.
- i tak i nie, ale nie bawmy się w szczegóły. - wstałam. - idę po mikrofon, niedługo wrócę. pocałowałam go w policzek.

DJ podał mi mikrofon i puścił muzykę pod numer "Hard" a Draco od razu był już pod sceną.
widziałam jego oczarowanie, miał ochotę wejść tu na górę i mnie pocałować by odgonić wszystkich sępów którzy się zlecą po występie.

na dole jednak zamajaczył mi, nie no kurwa to musi być sen, Slash.
zagwizdał i usiadł przy barze, co jakiś czas patrząc na scenę.
zamówił Jacka Daniel's'a i popijał go dość powoli.
zapalił do tego papieros, niestety dym poszedł pod scenę.
wyczułam to bezbłędnie i widziałam jak wypuszcza go z ust.

zaraz potem ktoś wyrywkowo rzucił tytuł "Bad Rain", zamarłam.
przy NIM ?  JEGO numer przy NIM ?
przy tej propozycji, którą gitarzysta NA PEWNO słyszał, podszedł bliżej.

złapałam Dracona, prawdopodobnie to on rzucił tytułem, za przód koszuli i lekko wyciągnęłam jego głowę w górę.  - zamorduję cię. wyszeptałam do niego a Ślizgon jedynie się uśmiechnął niewinnie.

DJ wskazał legendzie miejsce na graty do gitary.
nie, to się nie dzieje.
to NIEMOŻLIWE.

odetchnęłam i  sorki Draco sam chciałeś,  i wyraziłeś jasną zgodę, żebym nie odrywała wzroku od Slash'a.
i tak też się starałam robić, oglądać mistrza przy pracy.
po piosence dostałam oczywiście autograf, ku mojej złośliwości poprosiłam o podpis na karku, no i zapewnienie, że prawdopodobnie słyszał o świeżynce "Music Machines" a gitarzysta, w jego opinii, ma spore szanse na wybicie się.
poprosiłam jeszcze oczywiście o zdjęcie, żal byłoby nie skorzystać z okazji, prawda Draco ?
uśmiechnęłam się do gitarzysty na pożegnanie a on wrócił dokończyć whiskey.

Ślizgon oczywiście się zdenerwował i zabrał mnie na parkiet daleko, od w jego opinii, podrywacza.

przyciągnął mnie do siebie i nie puszczał, tak jak to uwielbiałam być trzymana.
- co to było ? spytał jedynie.
- wiedziałam, że to zrobisz - wtuliłam się w niego - mój zazdrośnik. - okręcił mnie - och Draco - uśmiechnęłam się do niego. - zatańczmy choć raz, tak normalnie. jak wszyscy tutaj. - po co mu to mówiłam??? no po co ?   poczułam jedynie jak delikatnie mnie musnął mnie ramieniem i byłam plecami do niego.  a pierdoła tylko mnie do siebie przytuliła bym doceniła jego zaparcie w treningach. - Draco - odwrócił mnie z powrotem, ale tym razem ja pogładziłam jego kark.   nie musiałam robić mu wywodów, wystarczyło mi jego spojrzenie.   zabrałam go do widzianej wnęki przy barze. i nie popełniłam tego błędu, pociągnęłam go do siebie. od razu i bez ceregieli mnie pocałował.  - Draco ... - odetchnęłam. zabrał mnie do siebie. prosto na górę. delikatnie położył się na kołdrze na znak, żebym do niego dołączyła. - Draco - znowu zaczęłam bawić się jednym z pasem jego włosów. - kocham cię.
- ja ciebie też, a piętro, tak jak obiecywałem, wyciszone.
zaśmiałam się cicho i pocałowałam go.
odsunął mnie jednak.
- mam coś do załatwienia na dole. zaraz będę. rozgość się. pogładził mnie po policzku i wstał.
poszłam za nim. nie zachowywał się normalnie.
zszedł do piwnic, wyciągnął kogoś za kołnierz.
i wbił nóż w kark.
napełnił krwią sporych rozmiarów kieliszek, ba nawet butelkę, po wyglądzie sądząc, po winie.

wróciłam na górę i położyłam się wygodnie.
- Ignis i tak cię widziałem - rzucił oskarżycielsko, ponownie ubrudzony krwią. - coś dla ciebie - podał mi kieliszek. - ciotka stwierdziła, że skoro nie chce gadać mogę z nim zrobić co zechcę.
- drań - odstawiłam naczynie, po łyku było puste. przewróciłam się na niego - ale mój. - pstryknęłam go w nos. - powiadasz, że wyciszyłeś piętro ? uśmiechnęłam się i ponownie go pocałowałam.
oczywiście przewrócił mnie pod siebie a po jakimś czasie stwierdził, że pora iść spać.
przeszedł, po odgłosach,  doszłam, że do łazienki.  brał prysznic, korciło mnie żeby na niego spojrzeć ale stwierdziłam, że nie tym razem.
potem będę się bawić w podchody.

ja zrobiłam nad sobą i wokół siebie jakby tubę z Wody i się wykąpałam mniej konwencjonalną metodą.
przebrałam się w piżamę i położyłam na łóżku pamiętając, że krew w butli należy opróżnić do końca.
to również zrobiłam.

Draco akurat usłyszał i widział jak odkładam puściutką butelkę.
- już ?
- już. - odpowiedziałam mu - dobranoc. - pocałowałam go i zaczęła się "siłówka" kto będzie na górze. nie mogłam też nie ulec pokusie pogłaskania go po brzuchu czy ramionach, z czego dostawałam w zamian zbliżony dotyk na plecach i karku. piękny pocałunek, ale oczywiście, wedle przewidywań i wbrew całej logice oderwałam się od niego o świcie, czyli wtedy akurat, kiedy powinniśmy się wynosić. - dzień dobry (?)  - dzień dobry. dostałam buziaka w policzek.

pięknie wyciszył piętro, Lucjusz i Narcyza nie stwierdzili by cokolwiek przemieszczało się po materacu.
no i nawet tata nie zgłaszał mi tego dnia listownych sprzeciwów.

- na zebraniach częściej wyciszaj piętra. rzuciłam pół żartem do Draco kiedy szliśmy na śniadanie.
jedynie się zaśmiał i mnie do siebie przyciągnął, tak samo jak na parkiecie "Ukąszenia".

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz