posiłek minął bez spiny, po prostu, śniadanko marzeń.
Harry jakby go nie było, Ślizgoni radośni i poprawiający mi humor, a Draco ... cóż, to Draco.
nie potrzebowałam więcej.
Harry jakby go nie było, Ślizgoni radośni i poprawiający mi humor, a Draco ... cóż, to Draco.
nie potrzebowałam więcej.
jednak brat dał o sobie znać. Dumbledore chciał z nami pomówić.
- Draco - odebrałam torbę z rąk blondyna - zostaw, nie obciążaj się. to zajmie dość długo. zapewniłam go.
nałożyłam kilka mocnych pieczęci na umysł i swoje cele, oraz na marzenia.
nawet Dumbledore razy 2 nie ściągnie tego ze mnie.
podeszłam z Harrym pod gabinet a jak tylko zamknęły się za nami drzwi z przyzwyczajenia je wyciszyłam.
- Ignis, po co to ? - zdziwił się brat. - co ?
- przyzwyczajenie. mogę to wszystko ściągnąć.
- nie potrzeba. - uspokoił Dumbledore z sofy - musimy coś omówić.
- chodzi o horkruksy panie profesorze ? wyrwał się Harry.
mało subtelne, jednakże ułatwiające sprawy.
- owszem. - Harry usiadł w fotelu naprzeciw dyrektora. ja wolałam pokrążyć po pokoju. przez oni siedzieli cicho i edynym dźwiękiem bijącym z pokoju był odgłos podeszwy glanów o marmurowe kafle. - Ignis wyczuwam twoje zdenerwowanie. czyżbyś obawiała się o Dracona ? - profesor pokazał dość sporych rozmiarów lunetę skierowaną w stronę dziedzińca - proszę, ie krępuj się i spójrz.
spojrzałam delikatnie przez okular i widziałam lekcje latania. szkoda, że miał ją cały rocznik. pani Hootch kładła nacisk, mocniejszy nawet niż ja na nich podczas treningu. a przecież nie ma lepszego "ręcznika" jak i tak już zużyta koszula.
- poczekaj aż będzie trening pierdoło. wymamrotałam pod nosem a Dumbledore zaśmiał się lekko.
- pewnie teraz twoje pytanie polega na tym po co mi ta, nazwijmy to, zabawka. - skinęłam głową. - otóż, obserwowałem wasze działania przeciwko Umbridge.
- dobry zakup.
- słucham ? zdziwił się Dumbledore.
- dobry zakup. bilet do pierwszego rzędu to nie jest, ale do loży VIPowskiej jak najbardziej.
- Ignis, możesz jaśniej ?
- na pokaz smoka którego nasłałam na tą, przepraszam, szmatę w zeszłym roku. wystarczy przestawić lunetę i widok z loży VIP. - Dumbledore zrozumiał i się uśmiechnął pod nosem. Harry miał wyraz twarzy nie do rozczytania. - Harry, wiem, że masz wrażenie, że się od siebie oddaliliśmy. jednak tutaj musimy połączyć siły.
- już widzę połączenie. ty i twoja moc a ja z moją różdżką.
- Harry, posłuchaj. - odetchnęłam. - nie prosiłam się o takie zdolności. jednak jak każdy czarodziej staram się opanowywać swoją moc i ją dopracowywać.
- jedyne takie dziecko na świecie, półwampir, Łowczyni Hogwartu, jedyna dziewczyna w drużynie Slytherinu w dodatku szukająca, Naoto cokolwiek to znaczy, no i zapewne masz jeszcze wiele mian.
- czemu mam wrażenie, że robisz się o to zazdrosny ? - spojrzałam bratu w oczy - bo jesteś. masz wrażenie, że wszystko co się w szkole działo i co ty zrobiłeś, ludzie przypiszą mi. to TY przeżyłeś zaklęcie zabijające z ręki Voldemorta, to do CIEBIE modli się połowa dziewczyn ze szkoły i co najlepsze nadal nie zauważasz że to TY tu wszystko nakręcasz a ja ci tylko pomagam. ale nie widzisz tego.
- Ignis ty tu zgarniasz wszystko na siebie. w zeszłym roku bunt przypisano tobie, Czara wszyscy lamentowali nad tobą bardziej niż nad Cedrickiem, Komnata zabiłaś bazyliszka i znowu trafiasz do Szpitalnego, z Kamieniem zgrywasz bohaterkę.
- o, przepraszam, ale nie przypominam sobie, żeby cokolwiek co robię było robione dla sławy. wszystko co robiłam w tych latach było dla TWOJEJ ochrony. ale jak tego nie rozumiesz to ja stąd idę i nie mam zamiaru ci pomagać, skoro mam obrywać za chęci ratowania ci tyłka przed Voldemortem i jego zakusami.
- idź, nie potrzebuję cię. a Malfoy pewnie tam umiera z samotności ! wykrzyczał a ja z trzaskiem zamknęłam drzwi.
wybiegłam i weszłam do Komnaty po prostu z rozbiegu.
- jak on może być tak durny !? - stanęłam przed lustrem i oblałam sobie twarz wodą. - zresztą, nie potrzebuję go by wszystko poszło jak należy.
usłyszałam kroki na tym korytarzu jednak poszły dalej.
i może to i lepiej. byłabym w stanie komuś skręcić kark.
usiadłam na środku Komnaty i zaczęłam kląć pod nosem.
bazyliszek podpełzł do mnie i się łasił.
zabawnie wygląda wielki wąż proszący o głaskanie i odrobinę uwagi a mała dziewczyna trącana przez niego pyskiem.
ale mnie uspokoił na tyle, że po zjedzeniu lukrecji i ogarnięciu spraw byłam w miarę do zniesienia.
- kochany pieszczoszek rodu. pogładziłam bazyliszka między nozdrzami i zmienił się w tatuaż.
^ Draco, zerwij się. nie wytrzymam niedługo ^ przekazałam i blondyn czekał przy filarze kwadrans później.
- co jest ?
- ech dyro chciał ze mną i Harrym gadać. wyciszyłam drzwi a potem, co tu dużo mówić, pożarłam się z Harrym. o co ? o to, że jest o mnie zazdrosny, że niby cała sława idzie na mnie, nie na NIEGO. - warknęłam i fuknęłam. - dupek.
Draco lekko się uśmiechnął. - nareszcie to zauważasz - przejechał dłonią po moim policzku. - co by cię uspokoiło ?
- zlecenie na czyjąś głowę. - rzuciłam jadowicie, ale on odebrał to jako żart. - co ?
- sadystka - przyciągnął mnie do siebie - ale grunt, że moja. - oddychał mi na ucho. powietrze delikatnie mnie łaskotało. - spokojna ?
- jeszcze nie. - zrozumiał, że chcę, żeby tak zostało. zbliżył się tak, że stałam oparta o niego plecami i nadal czułam jego oddech. - wiesz, co mnie dziwi ? - nie odpowiedział, na znak, że mam mu to wyjaśnić. - że nadal ze mną jesteś.
zaśmiał się lekko i okręcił mnie do siebie. - czemu niby miałbym z tobą nie być ?
- bo jestem maszyną do zabijania ? zasugerowałam mu.
- niech ta maszyna mnie pocałuje.
jednak już miałam się do niego zbliżyć kiedy widziałam przechodzącą Ginny.
- jak możesz się z nim lizać ?
- a jak ty możesz znosić humory mojego brata ? odpowiedziałam atakiem na atak.
- głównie to on się o ciebie denerwuje.
- chyba prędzej robi się purpurowy z bezsensownej zazdrości. - odparłam. - a teraz, jakbyś była tak miła i zostawiła mnie z Draco samą.
ruda jedynie pfuffnęła i poszła obrażona.
- chodź tu - spojrzałam w oczy Draco - próba numer dwa. ponownie się zbliżałam. teraz widziałam pultającego się Harry'ego rozmawiającego z Ronem.
- mówię ci. on nie zna granic. rzucił Ron.
akurat nas zauważyli, jednak tym razem Draco jednym delikatnym ruchem ramienia wywołał pocałunek.
od razu westchnęłam tłumiona jego ustami. delikatnie się ze mną bawił, chciał mnie doprowadzić powolutku na skraj. i to tak, żeby widzieli jak powoli tracę nad sobą panowanie. ale wbrew okolicznościom Draco prosił się o drapanie delikatnie po plecach i ramionach. i to również zrobiłam.oczywiście musiałam wychłodzić odrobinę ręce by mieć ku temu pretekst, jednak nikt nie protestował. nie napotkałam oporu.
- MALFOY ! - Harry prawie by nas rozerwał, gdyby nie miligram Energii w powietrzu który aktywowałam. fala uderzeniowa odbiła go na dwa metry wstecz. - ZOSTAW JĄ.
- może ona nie chce ? - wycedził do niego Ślizgon a mnie w siebie wtulił. otarłam się o niego policzkiem. - widzisz ? twoja siostrzyczka nie chce żebym ją zostawił. i NIE MUSI się ciebie słuchać.
- Ignis. - Harry patrzył na mnie wyczekująco, jednak unikałam jego wzroku. - zawiodłem się na tobie siostro.
- wzajemnie. wymamrotałam pod nosem.
Harry nabrał wody w usta i odszedł urażonym krokiem a Ron stał jak ten kołek.
- mam cię deportować Weasley ? twój kolega sobie poszedł. rzucił Draco.
rudzielec również poszedł.
- Ignis ... arystokrata spojrzał mi w oczy.
- już chyba tracę rozum Draco.
- to znaczy ?
- nie wiem. - rzuciłam krótko - po prostu mam wrażenie, że tracę wszystko to co miałam a jednocześnie zyskuję wszystko. nie wiem co robić z tym fantem jakim jest Harry, najchętniej bym wysłała go na Księżyc. - przyznałam się do niewielkiej, posiadanej, w porównaniu do Draco, niechęci do brata. - jeszcze teraz Ron, Hermiona i wiewióra będą mi wyrzuty robić.
- olej to. - rzucił luźno. - masz swoje cele i problemy. nie przejmuj się nimi.
- łatwo powiedzieć. - powiedziałam kwaśno. - ale chwilowo masz rację.
- może teraz dopiero wszystko jest jak być powinno. zasugerował cicho Ślizgon.
- że niby TERAZ ? - wtuliłam się w niego - tak. teraz można uznać, że wszystko jest na swoim miejscu.
nawet Dumbledore razy 2 nie ściągnie tego ze mnie.
podeszłam z Harrym pod gabinet a jak tylko zamknęły się za nami drzwi z przyzwyczajenia je wyciszyłam.
- Ignis, po co to ? - zdziwił się brat. - co ?
- przyzwyczajenie. mogę to wszystko ściągnąć.
- nie potrzeba. - uspokoił Dumbledore z sofy - musimy coś omówić.
- chodzi o horkruksy panie profesorze ? wyrwał się Harry.
mało subtelne, jednakże ułatwiające sprawy.
- owszem. - Harry usiadł w fotelu naprzeciw dyrektora. ja wolałam pokrążyć po pokoju. przez oni siedzieli cicho i edynym dźwiękiem bijącym z pokoju był odgłos podeszwy glanów o marmurowe kafle. - Ignis wyczuwam twoje zdenerwowanie. czyżbyś obawiała się o Dracona ? - profesor pokazał dość sporych rozmiarów lunetę skierowaną w stronę dziedzińca - proszę, ie krępuj się i spójrz.
spojrzałam delikatnie przez okular i widziałam lekcje latania. szkoda, że miał ją cały rocznik. pani Hootch kładła nacisk, mocniejszy nawet niż ja na nich podczas treningu. a przecież nie ma lepszego "ręcznika" jak i tak już zużyta koszula.
- poczekaj aż będzie trening pierdoło. wymamrotałam pod nosem a Dumbledore zaśmiał się lekko.
- pewnie teraz twoje pytanie polega na tym po co mi ta, nazwijmy to, zabawka. - skinęłam głową. - otóż, obserwowałem wasze działania przeciwko Umbridge.
- dobry zakup.
- słucham ? zdziwił się Dumbledore.
- dobry zakup. bilet do pierwszego rzędu to nie jest, ale do loży VIPowskiej jak najbardziej.
- Ignis, możesz jaśniej ?
- na pokaz smoka którego nasłałam na tą, przepraszam, szmatę w zeszłym roku. wystarczy przestawić lunetę i widok z loży VIP. - Dumbledore zrozumiał i się uśmiechnął pod nosem. Harry miał wyraz twarzy nie do rozczytania. - Harry, wiem, że masz wrażenie, że się od siebie oddaliliśmy. jednak tutaj musimy połączyć siły.
- już widzę połączenie. ty i twoja moc a ja z moją różdżką.
- Harry, posłuchaj. - odetchnęłam. - nie prosiłam się o takie zdolności. jednak jak każdy czarodziej staram się opanowywać swoją moc i ją dopracowywać.
- jedyne takie dziecko na świecie, półwampir, Łowczyni Hogwartu, jedyna dziewczyna w drużynie Slytherinu w dodatku szukająca, Naoto cokolwiek to znaczy, no i zapewne masz jeszcze wiele mian.
- czemu mam wrażenie, że robisz się o to zazdrosny ? - spojrzałam bratu w oczy - bo jesteś. masz wrażenie, że wszystko co się w szkole działo i co ty zrobiłeś, ludzie przypiszą mi. to TY przeżyłeś zaklęcie zabijające z ręki Voldemorta, to do CIEBIE modli się połowa dziewczyn ze szkoły i co najlepsze nadal nie zauważasz że to TY tu wszystko nakręcasz a ja ci tylko pomagam. ale nie widzisz tego.
- Ignis ty tu zgarniasz wszystko na siebie. w zeszłym roku bunt przypisano tobie, Czara wszyscy lamentowali nad tobą bardziej niż nad Cedrickiem, Komnata zabiłaś bazyliszka i znowu trafiasz do Szpitalnego, z Kamieniem zgrywasz bohaterkę.
- o, przepraszam, ale nie przypominam sobie, żeby cokolwiek co robię było robione dla sławy. wszystko co robiłam w tych latach było dla TWOJEJ ochrony. ale jak tego nie rozumiesz to ja stąd idę i nie mam zamiaru ci pomagać, skoro mam obrywać za chęci ratowania ci tyłka przed Voldemortem i jego zakusami.
- idź, nie potrzebuję cię. a Malfoy pewnie tam umiera z samotności ! wykrzyczał a ja z trzaskiem zamknęłam drzwi.
wybiegłam i weszłam do Komnaty po prostu z rozbiegu.
- jak on może być tak durny !? - stanęłam przed lustrem i oblałam sobie twarz wodą. - zresztą, nie potrzebuję go by wszystko poszło jak należy.
usłyszałam kroki na tym korytarzu jednak poszły dalej.
i może to i lepiej. byłabym w stanie komuś skręcić kark.
usiadłam na środku Komnaty i zaczęłam kląć pod nosem.
bazyliszek podpełzł do mnie i się łasił.
zabawnie wygląda wielki wąż proszący o głaskanie i odrobinę uwagi a mała dziewczyna trącana przez niego pyskiem.
ale mnie uspokoił na tyle, że po zjedzeniu lukrecji i ogarnięciu spraw byłam w miarę do zniesienia.
- kochany pieszczoszek rodu. pogładziłam bazyliszka między nozdrzami i zmienił się w tatuaż.
^ Draco, zerwij się. nie wytrzymam niedługo ^ przekazałam i blondyn czekał przy filarze kwadrans później.
- co jest ?
- ech dyro chciał ze mną i Harrym gadać. wyciszyłam drzwi a potem, co tu dużo mówić, pożarłam się z Harrym. o co ? o to, że jest o mnie zazdrosny, że niby cała sława idzie na mnie, nie na NIEGO. - warknęłam i fuknęłam. - dupek.
Draco lekko się uśmiechnął. - nareszcie to zauważasz - przejechał dłonią po moim policzku. - co by cię uspokoiło ?
- zlecenie na czyjąś głowę. - rzuciłam jadowicie, ale on odebrał to jako żart. - co ?
- sadystka - przyciągnął mnie do siebie - ale grunt, że moja. - oddychał mi na ucho. powietrze delikatnie mnie łaskotało. - spokojna ?
- jeszcze nie. - zrozumiał, że chcę, żeby tak zostało. zbliżył się tak, że stałam oparta o niego plecami i nadal czułam jego oddech. - wiesz, co mnie dziwi ? - nie odpowiedział, na znak, że mam mu to wyjaśnić. - że nadal ze mną jesteś.
zaśmiał się lekko i okręcił mnie do siebie. - czemu niby miałbym z tobą nie być ?
- bo jestem maszyną do zabijania ? zasugerowałam mu.
- niech ta maszyna mnie pocałuje.
jednak już miałam się do niego zbliżyć kiedy widziałam przechodzącą Ginny.
- jak możesz się z nim lizać ?
- a jak ty możesz znosić humory mojego brata ? odpowiedziałam atakiem na atak.
- głównie to on się o ciebie denerwuje.
- chyba prędzej robi się purpurowy z bezsensownej zazdrości. - odparłam. - a teraz, jakbyś była tak miła i zostawiła mnie z Draco samą.
ruda jedynie pfuffnęła i poszła obrażona.
- chodź tu - spojrzałam w oczy Draco - próba numer dwa. ponownie się zbliżałam. teraz widziałam pultającego się Harry'ego rozmawiającego z Ronem.
- mówię ci. on nie zna granic. rzucił Ron.
akurat nas zauważyli, jednak tym razem Draco jednym delikatnym ruchem ramienia wywołał pocałunek.
od razu westchnęłam tłumiona jego ustami. delikatnie się ze mną bawił, chciał mnie doprowadzić powolutku na skraj. i to tak, żeby widzieli jak powoli tracę nad sobą panowanie. ale wbrew okolicznościom Draco prosił się o drapanie delikatnie po plecach i ramionach. i to również zrobiłam.oczywiście musiałam wychłodzić odrobinę ręce by mieć ku temu pretekst, jednak nikt nie protestował. nie napotkałam oporu.
- MALFOY ! - Harry prawie by nas rozerwał, gdyby nie miligram Energii w powietrzu który aktywowałam. fala uderzeniowa odbiła go na dwa metry wstecz. - ZOSTAW JĄ.
- może ona nie chce ? - wycedził do niego Ślizgon a mnie w siebie wtulił. otarłam się o niego policzkiem. - widzisz ? twoja siostrzyczka nie chce żebym ją zostawił. i NIE MUSI się ciebie słuchać.
- Ignis. - Harry patrzył na mnie wyczekująco, jednak unikałam jego wzroku. - zawiodłem się na tobie siostro.
- wzajemnie. wymamrotałam pod nosem.
Harry nabrał wody w usta i odszedł urażonym krokiem a Ron stał jak ten kołek.
- mam cię deportować Weasley ? twój kolega sobie poszedł. rzucił Draco.
rudzielec również poszedł.
- Ignis ... arystokrata spojrzał mi w oczy.
- już chyba tracę rozum Draco.
- to znaczy ?
- nie wiem. - rzuciłam krótko - po prostu mam wrażenie, że tracę wszystko to co miałam a jednocześnie zyskuję wszystko. nie wiem co robić z tym fantem jakim jest Harry, najchętniej bym wysłała go na Księżyc. - przyznałam się do niewielkiej, posiadanej, w porównaniu do Draco, niechęci do brata. - jeszcze teraz Ron, Hermiona i wiewióra będą mi wyrzuty robić.
- olej to. - rzucił luźno. - masz swoje cele i problemy. nie przejmuj się nimi.
- łatwo powiedzieć. - powiedziałam kwaśno. - ale chwilowo masz rację.
- może teraz dopiero wszystko jest jak być powinno. zasugerował cicho Ślizgon.
- że niby TERAZ ? - wtuliłam się w niego - tak. teraz można uznać, że wszystko jest na swoim miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz