poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rok VI Rozdział VII Ach Te Puby ...

usiadłam przy granicy z Lasem, niedaleko grobów Centaura i Cirispina.
- dwaj strażnicy. - uśmiechnęłam się i znowu popłynęła jedna łza. - miejmy nadzieję, że i teraz będziecie nade mną czuwać w tym Lesie.

weszłam i sprawdziłam wszystkie możliwe miejsca obozu kłusowników i Łowców Nagród. wszystko puste, nie nosiło żadnych śladów obecności ich tutaj.  pięknie, wszędzie spokój.

usiadłam na brzegu jeziorka dementorów i rzucałam kaczki.
z nudów. najczystszych nudów.

poszłam do zamku i wzięłam prysznic.
zajęłam sobie sofę.
- oj ojcze, żebyś wiedział jak mną dzisiaj telepało jak słuchałam Dumbledore'a.
^ tak mocno, że miałaś ochotę go zabić ? ^
- nie ! - zaprzeczyłam gwałtownie - nigdy nie chciałam go zabić.
^ pamiętaj, że masz czas tylko do zebrania przed nowiem po pierwszym śniegu córciu. ^  tata wspomniał mi termin.
- wiem. pamiętam. potwierdziłam smutno.
^ nie żałuj tego starca. jak ci się nie uda, jak już ci wspominałem, grasz przetarg w tej sprawie. jest pewna rzecz która tylko by to urealistyczniła. ^
- jaka ?
^ Irritum Inconcussam.  to eliksir powstający po zmieszaniu Płynnej Śmierci z Łzami Śmierci. Severus zebrał twoje łzy rozpaczy po Centaurze i Cirispinie. jest ich więc dosyć, by uwarzyć tą miksturę. jednak niesie to ze sobą ryzyko ^
- jakie ojcze ?
^ wywar ten przebija i zwęgla skórę jak i wszystko pod nią.  jednakże podany by został mocno rozcieńczony, jednak i tu nie gwarantuję bezbolesności, jeśli nie chcesz go, że tak powiem, testować, wybierzemy razem formę dogodniejszą. na przykład lekkie draśnięcie nożem ^
- rozumiem, jednak w jaki sposób miałby zostać podany wywar ?
^ miejscowo na skórę Ignis. Severus jednak go tak rozcieńczy być potem wyszła bez jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu ^
- zgadzam się na zastosowanie wywaru ojcze. jednak wyjaśnij mi kiedy.
^ zobaczysz w swoim czasie. wszystko ci wyjaśnię. ^  odpowiedział jedynie zdawkowo tata i zakończył rozmowę.

powlokłam się na górę i walnęłam pod kołdrę, nie dbałam o buty, to był jeden z tych momentów kiedy po prostu pierdoliłam wszystko i miałam ochotę iść spać. 

śnił mi się, co dziwne, Kastiel na scenie.
tyle że w "ubiorze" koncertowym bardzo upodobnił się do Slasha tj. zrezygnował z koszulki jakiejkolwiek.
braciszek był przystojny, no nie powiem, że nie,  jednak ja i tak słyszałam we śnie muzykę którą grali.  wszystkie nuty były dla mnie tak wychwytywalne, jakbym miała ich nad uchem.

- Ignis. - zobaczyłam nad sobą Draco. - co jest ?
- zaspałam, prawda ?  opadłam głową na poduszkę i gapiłam się w sufit.
- tak. - odpowiedział mi arystokrata i jego głowa pojawiła się nad moją. - zaspałaś. nie było cię na kilku zajęciach.
- świetnie. - ziewnęłam. - która godzina ?
- 10.  - uświadomił mnie Draco. - i co ? nie zrywasz się z łóżka ? nic ?
- taaa.
- kim jesteś i co zrobiłaś z moją Ignis ? spytał zaskoczony.
- mam lenia, mój braciszek mnie dobija, a no i dzięki za pobudkę. - pocałowałam go w policzek. - a teraz, pozwolisz że zostaję w łóżku.
- o nie - wziął mnie na ręce, porwał byle jakie rzeczy z kufra i wrzucił mnie z nimi do łazienki. - masz 5 minut.
- chyba cię pogrzało. - dostałam jednak po nosie i weszłam w całkiem dobrym humorze pod prysznic.  wyszłam po dwóch minutach ogarnięta i przebrana. i co najważniejsze, obudzona. - już. zadowolony ?
- bardzo - objął mnie i zabrał na dziedziniec.  tam sobie usiedliśmy i podał mi kilka kanapek. - jako, że przespałaś śniadanie ktoś musiał o ciebie zadbać.
- dzięki. - powiedziałam między kolejnymi gryzami - a właśnie, mam to - pokazałam mu na długim łańcuszku Felix Felicis. - dla ciebie. na zadanie.
- Igni .. ale to twoje Felix Felicis.
- podzielimy się, spokojnie. - jednak on nie chciał nawet o tym słyszeć. - no to co mam z nim zrobić, co ? bratu oddać ?
- może w końcu znajdzie sobie dziewczynę. prychnął Draco a ja mimowolnie się roześmiałam. to fakt, nie był z Ginny, ona miała przy sobie Deana z ich domu.
- chociaż raz ci się udało - oparłam się o niego. - Draacoo ...
- hm ?
- niedługo spadnie śnieg, czuję to.
- cicho - pogładził mnie po szyi. - jeszcze go nie ma i jeszcze długo nie spadnie śnieg. w zeszłym roku był już o tej porze.
- no i co z tego ? - byłam coraz bardziej przybita wiadomością, że Dumbledore ma coraz mniej czasu. - dobra, muszę się z tym pogodzić, wiem.
- no i widzisz ...

przerwała mu Hermiona na horyzoncie.
- czego chcesz szlamo ? rzucił chłodno Draco.
- jak ty możesz z nim być - zalamentowała cicho. - Ignis - zaczęła patrząc na mnie. - pójdziesz dzisiaj z nami do pubu w Hogsmade ?
- no cóż ... - rzuciłam krótkie spojrzenie na blondyna za mną. - zastanowię się.
- chodź. Harry i Ron też będą.
- zebranie głupców. wymamrotał cicho Draco.
- jakby interesowało cię takie to sam byś je zorganizował. rzuciła z jadem Hermiona.
- zastanowię się i dam ci znać. oddaliłam dziewczynę widząc możliwą kłótnię.

- wiesz co, pójdę z tobą, zabierze się jeszcze Crabbe, Goyle i Zabini. - Draco zadecydował za mnie. - no i jesteś zaproszona do mnie na krzesło.
uśmiechnęłam się lekko zdziwiona i zawstydzona. - niby gdzie usiądę ? na oparciu ?
- na moich kolanach. - odpowiedział niezrażenie. - chodź, pogramy w szachy, karty, pogadamy, pośmiejemy się z Blaise'a jak weźmie jedno piwo kremowe za dużo.
- Draco - zaczęłam - zostałam zaproszona do ich grona ...
- usiądź z nami, będzie lepsza zabawa. próbował mnie przekonywać Draco.
- namyślę się skarbie okej ? - spojrzałam mu w oczy - i nie, nie rób takiej miny - Ślizgon patrzył na mnie przymilnie. och, czemu on musi umieć robić takie słodkie oczy !? - och, niech ci będzie. posiedzę trochę tu, trochę tam. zadowolony ?
- owszem. - poczułam palce na boku - jak zacznę się z tobą bawić nie będziesz chciała iść do braciszka.
- zostawisz mnie i moje usta w spokoju. - odwróciłam się do niego twarzą - bo wcale z wami nie usiądę.
- nie oprzesz się temu by ze mną usiąść - patrzył na mnie pewnie i położył moje dłonie na swoich ramionach - już to wiem.
- Draco - nie mogłam niestety uciec przed jego wzrokiem. - usiądę, ale pod warunkiem, że na twoich kolanach i pijesz herbatkę.
- czarna z mlekiem odpowiada ?
- bardzo. - pocałowałam go. - chodźmy, może zdążę na jakieś lekcje. zaciągnęłam go pod odpowiednią salę. dał się prowadzić, co bardzo mnie cieszyło.
usiadłam tuż przy nim i słuchałam wykładu.
piórem rysowałam sobie pieczęcie po ręce.
- Draco - spojrzałam na niego z uśmiechem. - wytłumaczysz mi coś ?
- co ?
- czemu, zawsze jak siedzę koło ciebie to jest mi tak jakoś weselej ?
on tylko się uśmiechnął i objął mnie mocniej. - bo tak.
lekcja się zakończyła i zabrałam go na kolejne. nie protestował w dalszym ciągu.

potem przeszliśmy do pubu.
usiadłam, lub może raczej zostałam posadzona, na kolanach Draco.
chłopaki rzucili kartami i stwierdzili "no to gramy" a że nie znałam zasad to mnie nie mieszali. przyglądałam się jak gra mój "fotel" i w końcu wygrał.
- Ignis ! - Hermiona zdjęła czapkę i kurtkę i pomachała w moją stronę. - Ignis !

- no, chyba cię woła. rzucił kąśliwie Zabini.
- zatkaj jadaczkę. - odpowiedziałam. - Draco, - pocałowałam blondyna w policzek. - zamów sobie tą herbatkę.

przeszłam do grupki Gryffonów i dostawiłam sobie krzesło.
- o co chodzi ? spytałam prosto z mostu.
- nic, chcemy pogadać. coś złego ? spytała Hermiona marszcząc nos.
- nie, ale wydawało mi się, że chcecie coś omówić. - widziałam Harry;ego otwierającego usta. - i proszę niech to NIE BĘDZIE temat "Draco to jeden z nich" czy "masz uważać na Malfoy'a"  bo jeśli taki chcecie rzucić, to beze mnie. uprzedziłam brata.
Harry zrobił wielkie oczy. - no co ?
- to było do przewidzenia. - wskazałam mu na kącik gdzie Ginny lizała się z Deanem. widziałam jak Harry przed przyjaciółmi kryje zazdrość. - tak więc, jak to koniec tej pasjonującej debaty to wrócę do patrzenia jak chłopaki grają w karty.
- nie zostań. - Hermiona zatrzymała mnie za nadgarstek. - podobno masz Felix Felicis.
- mam i co ?
- słuchaj, podziel się z Dumbledorem i Harrym za tydzień, jak będziecie szukać horkruksów.
- wypaplałeś ? tak błyskawicznie ? spojrzałam oskarżycielsko na brata.
- słuchaj, ufamy im. mają prawo wiedzieć.
- świetnie, ale wiesz, że to może kosztować od kilku siniaków i skaleczeń po życie, prawda ?
- wiemy. - potwierdziła Hermiona. - posłuchaj jest jeszcze coś. Dumbledore potrzebuje wspomnienia Slu - tu Harry zgromił ją wzrokiem. - co ? ma prawo wiedzieć, może nawet szybciej to załatwić niż my.
brat uspokoił się. - chodzi o to,  że twój pożal się Boże biologiczny ojciec w latach szkolnych zadał Slughornowi pytanie gdzie zmodyfikowane jest jedno słowo. a Dumbledroe chce je poznać, by wspomnienie nabrało sensu.
na słowa "pożal się Boże biologiczny ojciec" skoczyło mi ciśnienie i to na tyle, bym musiała kontrolować i oczy i Ogień na rękach. - aha.  potwierdziłam w miarę spokojnym głosem.
oni popatrzyli na mnie i podszedł do nas kelner. pożal się Salazarze, bo nawet z prośbą o zamówienie nie umiał podejść.
- czego sobie życzycie ? spytał po chwili.
- dla mnie, jeżeli to nie problem, gorącą czekoladę i maliny na winie.
- dla nas trzy piwa kremowe. dorzuciła się Hermiona i chłopak zabrał zamówienie.
przynosząc na tacy najpierw piwa dla mnie o mało nie oblał naszej czwórki łącznie ze sobą a, na szczęście, maliny i czekolada dotarły bez szwanku niesione raczej bardziej stabilnie niż piwa.
- dzięki. odpowiedziałam za wszystkich i kelnerzyna odszedł.

wyjadałam swoje malinki ale cóż, przywołał je sobie Draco i skosztował oblizując dokładnie łyżeczkę.
- ej - odebrałam je z jego ręki - moje. - pstryknęłam go dla żartu w ucho. - było poprosić, albo sobie zamówić.
on jedynie bezczelnie słodko się uśmiechnął i pocałował mnie w policzek na zgodę.  potem wrócił do swojej kochanej gry w karty.

zaczęłam dokańczać maliny a oni udali, że to normalne jeść tą samą łyżeczką, którą wylizał Draco. 
dla mnie było, w końcu całowaliśmy się często, częściej, niż ta wiewióra. 

Ślizgoni pykali w karty a ja niespodziewanie dostałam buziaka w policzek. 
- my już idziemy skarbie - zakomenderował Draco ubierając szary płaszcz - znajdziesz mnie w dormitorium. 
- do zobaczenia.

po chwili usłyszeliśmy krzyk.
wybiegłam z pubu jako pierwsza.
Parvati, lub też jej siostra, darła się w niebogłosy a Cho Chang, była Harry'ego wisiała kilkanaście centymetrów nad ziemią jak zamrożona. na szyi miała medalion, wydał mi się on dziwnie znajomy.
podleciałam do niej i zerwałam go z jej szyi, dziewczyna momentalnie opadła na śnieg a Harry i jego koledzy zabrali ją do szpitalnego.
w ręce medalion jakby pulsował.
^ to twój horkruks ojcze ?^ spytałam go w myślach.
^ tak Ignis, jeden z nich. ukryj go i pilnuj jak oka w głowie córciu. nie możemy go stracić.^
^ oczywiście ojcze^  potwierdziłam i schowałam medalion do wewnętrznej kieszeni kurtki.

ulotniłam się równie szybko co się tam pojawiłam, nikt mnie nie zauważył. a nawet jeśli, mogłabym to wytłumaczyć oględzinami Łowcy a zabranie medalionu rozwiązaniem sprawy.

ach te puby ... tyle się w nich potrafi wydarzyć.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz