wtorek, 7 stycznia 2014

Rok V Rozdział II Powtarzalność Rzeczą Dobrą

po śniadaniu wyszłam na korytarz gdzie ta różowa suka monitorowała każdego.
ponownie zebrało mi się na kaszel i wymioty ale nie dam jej tej satysfakcji.

przeszłam jakoś z Draconem, byliśmy objęci.
pocałował mnie w policzek na uspokojenie z powodu widoku tej różowej, zaiste, suki.
- Ignis nie spinaj się. - pogłaskał mnie po boku. - pomyśl o pocałunku.
- mrr ... - oparłam o niego głowę. - kolacja.
- ja ? spytał nie dowierzając temu co usłyszał.

no tak brzmi to dość ... dwuznacznie ale nie chodziło mi o ...

- nie skarbie. - pstryknęłam go w ramię. - posiłek. tak na mieście, bez Harry'ego. tylko my.
uśmiechnął się i mnie przytulił mocniej. - mhm. na wakacjach.
- trzymam za język. - odparłam. zdziwił się. - no co ? słowa złapać się nie da. za to język się da. - popukałam go w policzek. - i złapię i go pogryzę jak nie dotrzymasz słowa "na wakacjach".
- nie mogę się doczekać Igni. - odpowiedział mi i podprowadził pod odpowiednią salę. - to takie dziwne ze jesteśmy na jednym roku ?
- no ... ciut. - zaśmiałam się. - nie mogę się doczekać. nareszcie możemy objąć się na lekcji.
Draco zaśmiał się krótko. - no i chyba buziak należy mi się za dobrze wywarzony eliksir, co ?
- jak pieskowi mięsko. - pogładziłam go po twarzy. - wiesz przypominasz mi zwierzątko.
- jakie jeżeli można wiedzieć ?  spytał mnie blondyn.
- pewnie się zdziwisz ale wilka polarnego - uśmiechnęłam się. - charakterem, i odrobineczkę wyglądem. - spojrzałam na niego. - blondynku.
- no Igni ty jesteś kicią. - pocałował mnie w policzek. - i idziemy na Eliksiry.
wprowadził mnie do Lochów.

usiedliśmy przy blacie.
Snape dał nam cegłę z przepisami.
- strona 235 Potter. - powiedział chłodno i odszedł pod biurko. - dobrze więc. geniuszy was z nie zrobię. ale macie otworzyć księgi na stronie 25 i wyróbcie wywar.

stronę znalazłam.
co miałam wyrobić ?  a no Veritaserum.
- Draco skarbie odmierz mi te skłądniki. - podałam mu listę. spojrzał  na mnie zdziwiony.  pocałowałam go w policzek. - prooszę.
- idę. - odpowiedział usatysfakcjonowany. - skarbie.

dał mi wszelkie potrzebne składniki i kiedy reszta nadal męczyła się z liczeniem my zaczynaliśmy warzyć Veritaserum.
posiekał zielska, dał mi je.
- no i ?? - spytałam. retorycznie, bo pocałowałam go w policzek. - dziękuję.
- jakby za znoszenie szlamoznawstwa czekała mnie taka nagroda ...
pstryknęłam go w ucho. - nie wolno obrażać mugolaków. - odpowiedziałam mu ostro ale wiedział że częściowo się z nim zgadzam - wychowałam się wśród mugoli. 
" ale przyznasz że większość szlam to śmieci " 
" jedzenie jedzeniem ale lepsza szlama na Noktrunie i niezbyt dobra krew w brzuchu niż zabójstwo szlamy w szkole i wywalenie "
" w sumie racja ..." odparł cicho Draco.
" ale wiesz doskonale że muszę ich bronić. nawet nie ze względu na krew. "

- Ignis .. - zaczął już na głos. - przepraszam ale nie uraziłem nikogo z twoich przyjaciół.
- owszem uraziłeś. - odpowiedziałam i pokazałam wzrokiem na Hermionę. - jeżeli nie padnie tu "sorki" w dowolnej formie ...
przewrócił swoimi błękitnymi oczami jakby mówił "szantażystko ty" i pocałował mnie w policzek na zgodę. - pasuje forma ?
" i tak zrobisz sobie 20 pompek skarbie. "
" mogę i 100. "  zapewnił mnie złośliwie Draci.
" zobaczymy, zobaczymy. liczysz do 5. "
" bardzo dobrze. i tak wiemy że pękniesz po czterech"
- Igni czyżbyś knuła trening ? spytał na głos widząc mój uśmieszek a i sam go miał na twarzy.
- chciałeś powiedzieć "wycisk"? tak. knuję.
- no to nie mogę się doczekać. zapewnił mnie złośliwie.

- czy skończyliście już rozmowę ? panno Potter ? - Snape spojrzał na mnie chłodno. - czy Veritaserum już gotowe ?
- śmierdzi na kilometr więc zakładam że tak. ale musi wystygnąć i odstać jeszcze kilka godzin do kilku dni.
- 20 punktów dla Slytherinu.  stwierdził mentor i poszedł dalej oddać się swojej ulubionej rozrywce czyli gnojeniu Neville'a.

miałam z Draco spokój,  chwilowy bo chwilowy ale zawsze.
no ale dostałam papierem w plecy.
Harry, albo Ron.

odwróciłam się ze spokojnym wzrokiem ale nie.
prowokatorem mojej złości okazał się czarnoskóry Ślizgon.
Zabini Blaise,  kolega Dracona.   więc i siłą rzeczy i mój.
teraz się uśmiechał od ucha do ucha jak świnia w błocie widząc jak bardzo zaszkodził mi i Draconowi w tej sekundzie.
- czemu się denerwujesz Ignis ? spytał.
odetchnęłam zbierając w sobie resztki spokoju.  bez rasistowskich uwag Ignis.     - hmm ciekawe pytanie ... Draco powiedz swojemu złośliwemu koledze że byłam milimetry od przytulenia. i jak bardzo denerwują mnie latające papiery. - miął w palcach kolejną kulkę i miał ją rzucić kiedy się odwróciłam ale cóż ...  spłonęła. - ostrzegam Blaise. bo skończy się na oparzeniach.

stracił ochotę na żarty a Draco spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Ignis ...
- o przepraszam bardzo. - odparłam w obronie. - tobie wolno, a mi nie ? nie obraziłam go z powodu koloru jego skóry czy poziomu inteligencji jaki wykazuje takimi żartami.  dałam mu radę żeby mnie nie drażnił.
- cholerna manipulantka. - mruknął pod nosem arystokrata. - a mówiłaś coś o przytuleniu.
Draconowi jako rzecz oczywistą nie można było się oprzeć więc przykleiłam się do niego. 
- pasuje ? - Diva znowu zasyczała ostrzegawczo. - mój. warknęłam do kotki i spojrzałam w oczy Draco. 
- wiesz jak ona reaguje jak mnie cały dzień nie widzi ? - zaczął oskarżycielsko - macie podobne charaktery. 
- bo jak znajdę i oswoję wilka będę mówić to samo. ostrzegłam go.
- chcę to zobaczyć. Draco zaśmiał się i objął mnie, bo obraziłam się za ten dowcip. 
- mrr no dobrze. oparłam o niego głowę. 
- Ignis popatrz lepiej - wskazał na kociołek - i jak ? 
- niech postoi i ostygnie - odparłam. - a teraz lepiej pokaż. Powietrze.
Draco myślał chwilę i pokazał mi niedźwiedzia w kolorze stali.
- ładnie ale detale leżakują i kwiczą. - zganiłam go za sam zarys - musisz sie postarać, jako mentorka jestem wredna i się czepiam. 
Draco się uśmiechnął. - widzę.
- wiem, ale tak czy siak mówię. odparłam. 
- Veritaserum. Snape wspomniał o swojej obecności. 
- studzi się panie profesorze. 

po Eliksirach mieliśmy Wróżbiarstwo. 
luzik. 
Draco robił ciche i zabawne komentarze do wypowiedzi Terawenly.
nie mogłam się roześmiać w głos, no więc co chwilę z naszego stolika słychać było mój chichot który jak to określił Draco "jest osobliwie uroczy".
niestety przymusem było dla mnie w miarę chwytanie materiału lekcji, choćbym nie wiem jak chciała pamiętać tylko żarty.

pamięć, nawet półwampirza, była doskonała i bazowała na wszystkich zmysłach.
miało to swoje plusy i minusy,  no bo wiedząc jak dana osoba ( w moim przypadku mugol, wampir czy szlama )  pachnie można znaleźć ( wampira zabić, mugola i szlamę pozbawić krwi ) i wykorzystać.
słuchowa na Eliksirach baardzoo przydatna,  na Mugoloznawstwie czy takim Wróżbiarstwie już nie.
wzrokowa, tu, jak zawsze, można się kłócić.  no bo taki Draco po treningu to bardzo milutkie wspomnienie, a gęba Zabiniego w szyderczym uśmiechu już nie.

Draco spojrzał mi  w oczy wyrywając mnie od wspomnień z jego ostatniego osobistego treningu.
- o co chodzi ? spytałam łagodnie.
 pytanie. wyartykuował.  czytanie z warg, nie chciał wydać z siebie dźwięku.

nade mną stała Terawenly. - jakiej metody używamy żeby zobaczyć coś co jest w dalekiej przyszłości ? ponowiła pytanie.
prosimy siostrę ???
no co ?    Śmierć wie wszystko.

- można użyć szklanej kuli ale nie jest to skuteczne, można posłużyć się kartami czy fusami ale nie jest to jasny przekaz i każdy wróżbita rozumie go inaczej więc i inną wersję wróżby nam przedstawi. - odpowiedziałam luźno i spokojnie. - najlepszym rozwiązaniem byłoby dostanie dostępu do indywidualnej wróżby, jaką posiada każdy czarodziej. są pilnie strzeżone i trudno jest się do nich dostać nawet z  pozwoleniem.
- 10 punktów dla Slytherinu.  powiedziała erawenly i poszła ciągnąc wykład.

- skąd wiesz o wszystko ? spytał zaskoczony Draco.
- zapominasz że Śmierć najczęściej zna wszystkie odpowiedzi. - odparłam. - ale Wróżbiarstwo jest tak pokręcone i opierające się na Energii że każdy o mocnej aurze. - pstryknęłam go w dłoń. - paczaj ty. - może poznać przyszłość z "naszego" sposobu wróżenia.
- to znaczy ? Draci uśmiechnął się na myśl że potrafi coś więcej niż inni.
- pokażę ci podczas pełni. odpowiedziałam mu przesyłając uśmieszek.
- pełnia wypada jutro. - odparł złośliwie. - jutro się dowiem ?
- złośliwiec. - mruknęłam pod nosem i się roześmiałam. - owszem, jutro.
- dzwonek. - zabrał mnie za rękę z sali i jak marionetkę poprowadził pod kolejną salę. - zdziwiona ? spytał kiedy odebrałam lekko obolały nadgarstek.
- raczej zaskoczona. - odpowiedziałam. - po co taki cyrk skoro i tak bym za tobą poszła ?
- bolało ?
- najmniej jak się da w mojej skali ale zdziwiło mnie to. - potwierdziłam. - ale trenuj dalej.
- jak mi pozwolisz. odparł.

to mnie zdziwiło jeszcze bardziej ale roztrząsnę to później.

Transmutacja,  juuhuu.
tu nawet Draco starał się uważać ale myślami był gdzieś zdecydowanie indziej.
widziałam to po jego oczach.
siedział, gapił się na nauczycielkę ale w oczach blondyna było coś dziwnego. jakby ...  marzenie.
nie wnikałam co mu się tam śniło na jawie, ma prawo do tajemnic.

po obiedzie natomiast okazało się że Hagridowi nawiało coś do Lasu co miało być na dzisiejszą lekcję.
podobno "niezbyt bezpieczne ale warte ryzyka".
robota dla Łowcy.

weszłam w Las, od razu wyczułam coś dziwnego.
znalazłam coś.   dosłownie coś.
nie było to podobne do niczego,  głowa jakby lwa, tułowie jakby końskie ze skrzydłami orła, ogon węża.
czy to jest ...
siostrzyczko czy to jest to co myślę ??

tak.
chimera.
mityczna chimera.
i teraz mam ją sprowadzić do Hagrida.

aha.

bat. na szczęście miałam i to w swoim wyposażeniu.
strzeliłam nim w powietrzu by przykuć uwagę stworzenia,  ono spostrzegło moją obecność i wyczuło krew Morringhan.
najpierw patrzyło nieufnie, bo jak tu ufać osobie mojej postury,
( dość niska dziewczyna w glanach, chuda, no to chyba jakiś żart )  
no ale w końcu rzuciło mi jakby końską uzdę i dało się dosiąść.
chimera jest wielkości sporego kotowatego jak na przykład lew czy tygrys, dlatego do ziemi nie było dość daleko co było plusem.
i tak oto dojechałam na posłusznej chimerze do granicy z Lasem, w sam raz na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami.
wszyscy patrzyli na to z wielkim zaskoczeniem.
- Hagrid twoja zguba. - wręczyłam uzdę z wodzami do rąk olbrzyma. - następnym razem jej nie puszczaj.
podeszłam do Draco, on też stał zdziwiony obecnością chimery.
- ale zamknij buzię skarbie. - pstryknęłam go w policzek. otrząsnął się z szoku i skontrolował. nic nie zauważył. - musiałam. stałeś jak ten słup.
- Ignis powiedz mi że to nie jest ...
- chimera ? - pokiwał głową. - jest. - spojrzał na mnie jeszcze bardziej zdziwiony. - słucha się Śmierci. czemu nie posłucha jej siostrzyczki ?
- no tak. te twoje korzenie. - odgryzł się z uśmieszkiem. - a co z zebraniem ?   spytał szeptem.
- nie wiem. - powiedziałam otwarcie. - ale się dowiem. zapewniłam Dracona.
Ślizgon z uśmieszkiem pocałował mnie w policzek i objął czekając na wpadki Hagrida.

no oczywiście gajowy podpierał się o moje informacje, co Draco skwitował na koniec uwagą "nie ma to jak Łowca na lekcji".
oczywiście dałam mu kuksańca w bok, no bo jednak Hagrid się starał, widać że się przygotował ale był zestresowany i zapominał.
blondyn jednak widział to inaczej.

koniec końców wieczorem zabrał mnie na murek.
tak żeby posiedzieć, pogadać.
patrzyłam na zachodzące słońce.
- Draco ...  zaczęłam cicho.
- hm ?  spytał zainteresowany.
- twoja żona będzie szczęściarą. - zaśmiałam się z własnej głupoty. - nawet nie wiem czemu ci to mówię. po prostu ... tak pomyślałam.
- no twój wybranek też będzie miał szczęście. - odpowiedział tak samo, spontanicznie. - Ignis ...
- tak ? spojrzałam mu w oczy.
- myślałaś kiedyś co będziesz robić po Hogwarcie ?
- nie wiem. - odparłam wypuszczając powietrze z płuc. - jak zginę w Lesie będę nawiedzać Hogwart do spółki z Cirispinem.
- pytałem serio. odparł urażony moim żartem.
- nie wiem. - powtórzyłam. - a ty ? też, z całym szacunkiem do pracy twojego ojca,  udupisz się w papierach z Ministerstwa ?
zaśmiał się. - nie. nie mam zamiaru. zbyt sztywna robota.
- wiesz zawsze myślałam że ty też będziesz taki, - zrobiłam minę wielkiego urzędnika nadymając się. - taki wysoki stopniem w garniaku w Ministerstwie.
- nie dla mnie. - odparł ze śmiechem. - nie wiem co będę robił ale na pewno nie zrujnuję swojemu synowi dzieciństwa jak mi zrobiła to praca ojca.
uśmiechnęłam się słabo. - będziesz świetnym ojcem.
- a ty ? jak pójdziesz w quidditcha to masz sławę pewną. przemyśl.
- jak nie zejdę do końća szkoły to rozważę zawodostwo, ale bardziej pociągają mnie wszelkie trutki, wywary, raczej magia praktyczna.  latać można jako hobby.
- no niby tak ...  odparł.
- Draco ...   zaczęłam ponownie.
- hmm ?  spojrzał mi w oczy.
- wiesz ... tak sobie myślę ... - odetchnęłam. - jak ty masz siłę na to - pokazałam nóż wymownie. - co ci w tym akurat utrzymuje ... możliwość odcięcia się od tego ?
- odpowiedź sobie obok mnie siedzi. - zawstydził mnie. - prawda Ignis. ty. i myśl ze skoro ty sobie dajesz radę, żyjesz z tym,  to czemu z tobą jako mentorką mam nie dać rady.
- to aż zbyt miłe. - odpowiedziałam. - ja że tak powiem zostałam stworzona do zabijania.
- może ja też ? zasugerował.
- mogę cię o coś zapytać ?  zeszłam z tematu.
- pytaj. odparł Draco.
- co cię tak zajęło na Transmutacji ? bo na pewno nie wykład.
spoważniał, wyglądał jakby nie chciał o tym mówić. - to moja sprawa Ignis.
- jeżeli nie chcesz nie mów. - złagodziłam. - masz prawo do sekretów.
- ty swoje regularnie odsłaniasz. - odparował Draco. - po co ?
- bo niektóre odruchy są nimi powodowane. - odpowiedziałam szczerze. - czy byłabym odporna na ból gdyby nie te blizny z walk ?  no niezbyt, prawda.
- Ignis. - zaczął poważnie Dracon. - ból to jedno. odruch to inne. nie będę się spowiadać z myśli. podniósł się i odszedł.
podniosłam się i złapałam go na korytarzu.
- Draco. - zaczęłam patrząc mu w oczy. - nie proszę cię o to czego nie chcesz. nie chcesz mi powiedzieć, nie musisz.
- wygląda to inaczej.
- posłuchaj. ja nie jestem twoim ojcem. nie chcę od ciebie spowiedzi, nie naciskam na szczerość. nie chcesz czegoś mi powiedzieć, szanuję to. nie wnikam.
- Ignis ...
- o co chodzi ? spytałam.
- stopa. - odsunęłam się od niego. a on co ? za rękawy i do filaru.  i to paradoksalnie do tego samego co zawsze. - żart. - odparł złośliwie. - przykro mi ale sprawdzałem twoją reakcję. - co ???  - przepraszam skarbie ale pewność jest bezcenna.
- ty ... - warknęłam. - ty kłamco, wyrachowańcu ... - spojrzał na mnie ze złośliwym uśmiechem, jakby obelgi podnosiły go na duchu. - Ślizgonie ...  zarobiłeś kolejne dwadzieścia pompek. wycedziłam przez zęby.
ale złość była krótka, w końcu Śmierciożerca musi potrafić owijać sobie ludzi wokół palca.
jednak nie sądziłam że przetestuje swój urok i aktorstwo na mnie.
- mogę i drugą setkę. - spojrzał mi w oczy. - ale jedną chyba zrobię już teraz. - pocałował mnie w szyję. - nie gniewaj się. ale sama zabijasz urokiem, musiałem spróbować.
- ech ... dwieście dodatkowych.
- dobijmy już od razu do tysiąca. - odpowiedział i patrząc mi w oczy pocałował mnie.
Draco ... zabić to mało.
    usłyszałam kroki ale on oczywiście udaje głuchego i całuje dalej.
no dobra ...  ech nie umiem się na niego gniewać.
ale mózg dostawał informacje o bardzo, bardzo dużym szczęściu.
mrru no dobrze, niech sobie popatrzą.

- no i co ? nie mówiłem ?  spytał któryś z bliźniaków drugiego.
- że ona się go nie wstydzi ...

to Dracona ubodło w dumę.
- Ignis ... - oderwał się na chwilę. widział moje przekonanie że pocałunek powinien trwać. - może pokażesz swoim kolegom że nie ma się czego wstydzić ?
- ha, ha, ha. nie licz na to kochasiu. - odparłam cicho. ściągnęłam materiał jego koszuli. - zrobiłeś mi apetyt, teraz z nim walcz.
- ile dodatkowych ? spytał.
- 300.
- dobijmy targu. - uśmiechnął się. ponownie wziął mnie w objęcia. poczułam delikatny dotyk na karku. bawił się pieczęciami, nieładnie.  - i co skarbie ? odsunął się na dobre.
- ech nie znoszę tego słowa.- mruknęłam do siebie. ale Draco usatysfakcjonował się początkiem. -wygrałeś.
uśmiechnął się zadowolony z siebie. - ale ty i tak mnie jeszcze zdążysz przemusztrować. poza tym. - objął mnie. - wiemy że jutro czeka na mnie nauka wróżb.
- a właśnie. - zatrzymałam się na korytarzu. - mogę cię zapytać o coś ?
- no pytaj. odpowiedział.
- czemu zabrałeś mnie za nadgarstek z Wróżbiarstwa ?
- po prostu. odparł luźno.
- Draco ...
- chciałem. nie umiem ci tego inaczej uzasadnić.
   nie chciałam tego ciągnąć.

wiedziałam że przez naciski swojego ojca, domaga się bycia silniejszym. chce udowodnić że potrafi coś zrobić, że są powody do dumy.
ale normalnie taki nie był,  trzeba było go podrażnić.
a ja lubiłam go podenerwować.

- Draco ... - spojrzał mi w oczy. - jesteś kochany.
- nie bądź tak słodka. - odparł luźno i spokojnie. - to do ciebie nie pasuje.
- a w takim razie co pasuje ?
- twoje szarpanie. odparł złośliwie.
no w sumie ... najwyżej porwę mu koszulę. - o takie ? uśmiechnęłam się.
- a teraz mnie skarbie puść. - rozluźnił mi ramiona. - owszem. takie.

bliźniacy się naradzali.
usłyszałam  " dziecko bez matki "
- ej zgadaliście się. - zaczął Fred albo George. - lodowy księciunio od siedmiu boleści i coś.
- jakoś dziwnym cudem ...  zaczęłam.
- nie macie niczego lepszego ? - odparł spokojnie Draco jednocześnie mi przerywając. - bo poziom jest mizerny.
wtuliłam się w jego ramię.  niech teraz on sobie się pokłóci.  ja wolę zostać impulsem.
- Draco jeżeli poziom mizerny to po co strzępić język ? spytałam go spokojnie.
- dobre pytanie. pogładził mnie po boku.
-mrr no to zostaw geniuszy i chodź. 

zabrał mnie do dormitorium, usiadł przed kominkiem i zaczął rozmawiać z Vincentem, Gregorym, no i tym cholernym Zabinim. 
Draco chciał mnie wtrynić do konwersacji ale jakoś nie chciałam rozmów. 
jednak usiadłam i słuchałam ich żartów.
- Ignis co jest ? Blaise spytał dość mechanicznie. 
- jakoś tak ... nie mam humoru, Zabini. 
- chodzi ci o ten numer ? Draco nie wierzył że nadal się gniewał. 
- nie Książę, nie o to. - odparłam. - o ten trening ... 
- możemy już teraz trenować. Draci się zaoferował. 
- nie, nie teraz. - uspokoiłam go - chcę spędzć z tobą czas, ale nie kosztem kolegów, czy lekcji. 
Draco mnie objął i zabrał do szatni zawodników.  
- nie musisz ... 
- ale tego chcesz - odparł - poprawi ci to humor. 
- nie mu ... - pocałował mnie w policzek, przytulił no i ogrzewał. - Draco ... 
Ślizgon się uśmiechnął, pocałował mnie ponownie w drugi policzek i oparł mnie o ścianę. Draco oczywiście z uśmieszkiem rozpiął kilka guzików koszuli.
arystokrata zatopił we mnie usta i zabrał mi prawie całe powietrze. 
nie umiałam się na niego gniewać czy w takiej sytuacji oprzeć. 
a on o tym wiedział, korzystał z tego. 
Draco oczywiście delikatnie, ale buntowniczo i stanowczo mnie lizał. ale poczułam jego ząbki na języku. 
oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy szukając skargi, ale jej nie zauważył. 
Draci mógł od czasu do czasu zrobić jakiś wybryk, to nic złego z jego złośliwą naturą. 
ale to ja wróciłam go do pocałunku, bo widziałam że on też chce go kontynuować. 
Draco oparł mnie o ścianę, splótł nasze ręce i przeniósł się na szyję. 
zanurzyłam palce w jego włosach. poczułam na skórze jego uśmiech i kolejne usta. 
gładziłam go po karku i plątałam się w tych prawie białych kudełkach. 
Draco zarówno jak ja i równie mocno cieszył się z tych ukradkowych chwil w szatni i pocałunków. 

Draci odsunął się i ponownie pocałował lekko i bez ozdobników moje usta. 
- idziemy skarbie - powiedziałam cicho - chodźmy. 
- dobrze Ignis. odpowiedział mi spokojny.
wróciliśmy do dormitorium a Zabini, Crabbe i Goyle patrzyli na mnie zaskoczeni.
Draco uśmiechnął się złośliwie i pogłaskał mnie po szyi.
- Książę czemu się śmiejesz ?
- masz śliczne malinki na szyi. - powiedział dumny. - ciekawe kto ci je zrobił ?
- mrr no ty. - pocałowałam go w policzek. - twoje kochane usta.
- Ignis ... - pogładził mnie po swoich śladach. - a czy ja się swoich doczekam ?
- ale może nie tutaj co ? - usiadł na kanapie, między Zabinim a Crabbem. i zaprosił mnie na swoje kolana. - Draco ...
- nie ma wykrętów. - odparł i wygiął szyję. - ale nie gryź.
- nie mam zamiaru gryźć. - zapewniłam go delikatnie kreśląc na jego skórze koła. -  och no dobrzee. rzuciłam złośliwie kiedy poczułam na plecach jego dłoń.   pocałowałam jego szyję.  mrr a niech ma. złośliwiec.  ale przyznać musiałam że skóra była lekko słodka.

* Draco * 

Ignis ...  nie mogłem nie być zadowolony.
poczułem jej usta i od razu musiałem ją objąć, od początku poczułem ciepło.  Ogień z ust Ignis sobie krążył powodując skok temperatury.

Blaise patrzył na to zdziwiony.
  nikt by nie pomyślał że Ignis będzie mnie całować po szyi po to żeby sprawić mi radość.

- Igni ... - zacząłem cicho. - no już.- nic. przytrzymała skórę delikatnie między zębami. - Ignis ... - zaczęła ją traktować jak smakołyk, zupełnie jakbym stał się dla niej żywą ciągutką o smaku lukrecji.   przyjemnie było być tak traktowanym ale jednak niedługo cisza. a to oznaczało wybieranie się na górę.  - skarbie do cholery jasnej.
odsunęła się i uśmiechnęła. - przepraszam. nie mogłam się powstrzymać.
no i co, mam się na nią złościć ?

* Ignis * 

- Ignis kończymy już z gierkami. - odparł uspokajając się. Zabini parsknął śmiechem.  ech te spaczone umysły ...  - co cię śmieszy ? spytał Draco.
jego głupkowaty kolega się uspokoił i ogarnął.
- za-ru-mie-ni-łeś się. - spojrzałam na jego policzki. lekko czerwone. jak słodko ... - oo - pocałowałam go w policzek. - zbieraj aurę do pionu. - dotknęłam jego skóry. - i tak jesteś kochany.
Dracon się pozbierał ale jakby się obraził. - idź już skarbie.
pocałowałam go w czoło. - dobranoc.
- dobranoc.  pożegnał mnie cicho.

weszłam na górę i spojrzałam do lustra wiszącego na szafie pod ścianą.
no ładnie mnie potraktował ten mój złośliwiec.
mnóstwo malutkich czerwonych malinek, kilka większych.

uśmiechnęłam się do siebie.
no jego też ładnie urządziłam.
ale on dostał zazdrość kolegów w bonusie.

ech wredota ale kochana.

minęło kilka kolejnych dni, wyglądających podobnie.
niektóre wieczory wyglądały podobnie na wymknięciu się do szatni, do której paradoksalnie miałam klucze i mogłam z niej korzystać kiedy potrzeba.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz