sobota, 4 stycznia 2014

Rok V Prolog

O~^~O

w dzień wyjazdu wstałam o świcie. 
oczywiście leżenie obok Draco miało swoje plusy ale teraz było to bolesne posunięcie. 
podniosłam się i pocałowałam go w czoło. 
- śpij słodko Draci. pożegnałam go i wyleciałam ze wszystkimi manatkami z Dworu. 

dotarłam na Privet Drive szybciej niż myślałam. 
zadzwoniłam do drzwi Kastiela który otworzył mi na wpół ubrany i na wpół śpiący. 
czerwone włosy były rozczochrane, wzrok miał niezbyt rozumny, twarz mu jeszcze spała a w budowie się polepszył i to bardzo.

- Ignis jest trzecia nad ranem - zaczął ziewając - co tu robisz ? 
- trzy dni przed urodzinami - odpowiedziałam cofając go w korytarzyk - więc jestem. 
- ale chodziło mi o    normalną    porę dnia. podkreślił metal. 
- to jest normalna pora dnia - odparłam i weszłam razem z nim na poddasze - idź spać jeżeli chcesz.  ja poczytam.
przeszłam za nim na poddasze i on oczywiście tepnął się z powrotem pod kołdrę i zasnął błyskawicznie.

a ja co mogłam zrobić ?
wyjęłam notes od ojca i pióro.

" mam nadzieję że cię nie budzę tato. co z zebraniem ? "
" Bellatrix mi powiedziała że wczoraj piłaś krew, nadal czujesz głód ? "
" nie tyle głód co ochotę na krew tato. będzie jeszcze jakieś przed początkiem roku ? "   ponowiłam pytanie.
" jutro. Lucjusz ani Bellatrix ci nie mówili ? "   ojciec się najwyraźniej zdziwił.
" nie wspominali mi o żadnym zebraniu w końcówce wakacji. "
" teraz już wiesz córeczko. "  odpisał mi.  przerwa.  " a jak tam sprawa z Radą ? "
" skąd ...  no tak.  zapomniałam.   Rada zapewne trzyma się wersji Aleksandra. "
" wierzą ci ale nie mogą go ukarać. "   odpowiedział mi tata.
" czemu ? "   odparłam zdziwiona.
" bo mają tradycję albo zwyczaj nie karania znajd. sama rozumiesz, dają mu dom, schronienie, pożywienie, zapewniają byt a w zamian mają w nim     " lojalnego "     sługę.  nie zrobią tego choćby chcieli. a uwierz mi chcą. "
" dziękuję za wyjaśnienie tato. "
" nie masz za co. "   przerwa.  " Glizdogon sobie nie radzi ... napraw mu rękę następnym razem jak go zobaczysz. wiecznie mu rdzewieje nie wiem czemu "  
" do zobaczenia tato. "   odpisałam kończąc rozmowę.

zwykle ludzie piszą listy do rodzin, albo mieszkają z nimi na co dzień.  a ja posługuję się dziennikiem.
ale jakoś zawsze byłam inna i dziwna ?  po co zmieniać tą rutynę ?

spojrzałam na śpiącego Kastiela.
niech śpi.
nie zauważy mojej krótkiej wycieczki.

cicho zmieniłam się w kota i zeszłam bezszelestnie na dół.
miałam glany od Cirispina ( moja mądrość nadal ich nie kazała mi ściągać )  i nie wiedziałam czy zejście będzie głośne.

wyszłam na ulicę na której dopiero pojawiał się świt.

perspektywa patrzenia na świat w postaci kota była bardzo ciekawa.
teraz wiedziałam dlaczego ludzie się nimi zachwycają.
jak takie małe czarne coś siądzie, zadrze łepek, spojrzy na coś w górze, i choćby nawet podrapało to zostanie słodkie.

czemu by tego nie wykorzystać ???
niedaleko mieszkała sobie Amber ..

będzie trzeba wziąć długi prysznic.

weszłam do jej domu i pokoju przez okno.
leżała.

mój ogon ...

machnęłam nim jej po policzku.
przewróciła się na bok.
- Kastiel wszyscy patrzą ..   szepnęła przez sen.

pora na rewizję.

jak tylko podniosłam wzrok chciałam wrócić do Draco.
doznałam szoku.

nigdzie nie widziałam tylu zdjęć Kastiela, tylu jego szkicy.
o Boże ...
Draaacooo  zabierz mnie stąd !!!

trzeba to uwiecznić.
a potem Kastiel zrobi z tym co będzie chciał.

zeszłam z parapetu i w zeskoku wylądowałam cicho.
zrobiłam kilka zdjęć aparatem.
w mojej sakiewce jest chyba wszystko, po prostu do niej sięgnęłam i miałam go w ręce.

Amber ...  pobudka.

zmieniłam się w kota z powrotem.
usiadłam sobie przed jej łóżkiem ( ona nawet na pościeli i poduszce miała jego zdjęcie !!!  )
i zamiauczałam, raz, drugi, trzeci.

obudziła się.  spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- jak tu wszedłeś ? - wzięła mnie na ręce ( ubranie na spalenie. ) i usadziła na swoim łóżku. zbyt miękkie. wodne ...  wodne.  spojrzałam na zdjęcie Kastiela ( jego zeszłe urodziny, gitara do występu )  no miałam bardzo fajnego starszego brata.  - on ? - pokiwałam głową lekko. - jest najlepszy. ale czemu mnie nie chce ... - pokazała mi ...  tarczkę do rzutek.  tak tak, tarczę do rzutek. tkwił tam dość spory tasak.  na środku mojej karykatury. - bo ona. warknęła.
pacnęłam ją łapą po dłoni.  - co ?? spytała.
najchętniej bym jej powiedziała " lecz się. "   ale niestety nie mogłam.
polizałam łapę i potarłam pyszczek.
- pić ?  ponowiła pytanie.
- miau.    potwierdziłam krótko.

Amber jak się tak zastanowić była wrażliwa.
ale miała manię na punkcie Kastiela, giga zazdrość na jego punkcie,  wiele nienawiści do mnie i innych których uważała za "gorszych" czyli "dziwnych".
jednak ta wyliczanka powodowała jej wyrachowanie, zimno, brak przyjaciół któy rekompensowała sobie właśnie takim zbieractwem jak to.
żal mi się jej trochę zrobiło.
Kastiel owszem jest wolny, niby wrócił do normy,  ale z Amber za nic się nie umówi.

wróciła i postawiła na podłodze małą miskę z wodą.
- masz. pokazała.
zeskoczyłam i wypiłam wodę.

patrzyła na mnie,  czułam na sobie jej wzrok.
- dlaczego on nigdy się ze mną nie umówi co ?  spytała luźno.

ding, ding, ding.
haaloo  jest tam kto ?
popatrz na siebie, na to co robisz i na swoje ściany i pościel !!!!

wskazałam na tarczę na rzutki ( w tym wypadku tasak )  na pościel i ściany.
- no ale on mi się podoba. - odpowiedziała. - nie umiem się tego pozbyć.
to kurde się przemóż i to zrób !!!
- miau.  wskazałam na okno. i ponownie na tarczę.
- odsłonić światło ?  pokiwałam głową.

nabazgrałam na karteczce
" bądź milsza a MOŻE się chociaż przestanie zgrywać. pokaż że potrafisz być człowiekiem.   Ignis "

i kiedy obejrzała się w tył mnie już tam dawno nie było.

na ulicy wytrząsnęłam się z całej góry perfum.
wymyłam się w chmurze pary, odświeżyłam sobie ubrania.
i po raz pierwszy miałam ochotę się wyżygać.
dlatego perz okazał się moim lekarstwem na tą poranną wizytę.
po tym wszystkim byłam normalna i nawet wampir nic by nie wyczuł.

weszłam chyłkiem do jego domu.
siedział u siebie w pokoju na łóżku i "brzdąkał"  czyli mówiąc szczerze grał.
- gdzie byłaś ? spytał odkładając gitarę.
- załatwić sobie zapasy na twoje urodziny. to - poklepałam żołądek. - nie wytrzyma tłumu z poprzednich lat.
- rozumiem że będzie ci ciężko. - odparł.  wcisnęłam mu papiery. - co .. - spojrzał na zdjęcia i odsunął ręce na wyprost. - co to kurwa jest !?
- to .. - pokazałam fotki. - różne ujęcia pokoju Amber.
- byłaś u niej !? - spytał. - nie zabiła cię ?
- a no właśnie. - wsadziłam ręce do kieszeni. - nie mówiłam ci ...
- o czym ? spytał zaskoczony.
- popatrz. - ogon wysunęłam z nogawki spodni, uszy straciły pieczęcie. - a to nie wszystko. - zmieniłam się  kota.  czarnego z białym paćkiem na czole.   dla Dracona miało to jakiś swój kształt. dla mnie był to paciek. - miau.
- ooo ... - usiadł i pogłaskał mnie po głowie. - jesteś ... jakoś mniej groźna jako kot.
wysunęłam pazury.
zaśmiał się. - czym cię struła ?
wstałam i schowałam swoje kocie cechy.
- no więc tak ... chciałam ją obudzić i podrapać tak za te lata. i za każdą jej teraźniejszą ofiarę. - pokiwał głową na słuszność mojej tezy. - ale ... - odetchnęłam. - to. - wskazałam ponownie na zdjęcia. - oraz to że sama mi powiedziała że jej się podobasz a ona nie wie co zrobić ...
- okazałaś człowieczeńśtwo, albo może raczej kocieństwo,  i odwiodło cię to od tego planu.
- tak. spytała co ma zrobić żebyś został jej chłopakiem.  no i ... - spuściłam wzrok. - no i tu jest jej cios. nabazgroliłam żeby pokazała że potrafi być człowiekiem ...
- Amber to nie człowiek. - przerwał mi. - nie ma takich skłonności.
- serio ? - spytałam zaskoczona. - wiesz też tak myślałam że to cyborg bez uczuć ale dała mi miskę wody. z miodem.
- o a to nowość ....  powiedział cicho zaskoczony Kastiel.
- nie dałeś mi skończyć.  - wróciłam - nabazgroliłam jej "pokaż że potrafisz być człowiekiem a MOŻE się przestanie z ciebie zgrywać".  z naciskiem mega-wielkim na słowo MOŻE.
przegryzał się z tą myślą. - od biedy ...   ale ma wytrwać co najmniej miesiąc.
- zobaczysz. - zapewniłam go klepiąc go po ramieniu. - ona - puknęłam w fotki jej pokoju. - zrobi wiele.
- ale na pewno nie będzie miła dla młodszych. zaśmiał się.
- zobaczymy na urodzinach. odpowiedziałam.
- dobra. - entuzjasrtycznie przyjął zakład. - zakładam się o ... - przekalkulował. - o 250 mili ...
- nie. - ucięłam ostro. - nie będziesz sobie tracił krwi.
- dobra. w takim razie o ... - znowu chwila na myślenie. - o paczkę kabanosów że będzie tak samo wredna jak zawsze.
- okej. - potwierdziłam i uścisnęłam jego dłoń. - a ty ode mnie dostaniesz dodatkowy występ.
- no chcę to zobaczyć. Kastiel radośnie przyjął moją stawkę, niczym nie porównywalną do paczki kabanosów.

cały dzień zleciał na próbach.
zespół był zdrowy, gotowy do współpracy, no i oczywiście mieli mi wiele do opowiedzenia.
a ja z nimi o mojej szkole nie rozmawiałam. nie pytali.

- ej Ignis a to ?  Spade włączył głośniki pod swoją komórkę.
- co to ?   spytałam słysząc tekst, i ogarniając rytm.
- "Fellin' Myself". - odparł mi kapelusznik. - na dodatkowy występ.
- potrzebuję duetu. - odpowiedziałam mu. spojrzałam na Kastiela. - Kastiel może ty ?
- wiedziałem. - westchnął znad gitary. - dobra.
- stawka zakładu.  wspomniałam mu.
- warto. - odpowiedział na tylko nam znany temat. - od razu mówię "Beautiful Dangerous".

- ooo no nie wiem co jest tematem zakładu ale dałeś jej wysoką stawkę.  zaczął Spade.
- dokładam "Bad Rain" żebyś był szczęśliwszy. odpowiedziałam.
dwie piosenki w tą czy w tamtą.
Spade aż zagwizdał i przytrzymał swój cylinder. - WOOW. no stary ... ładny zakład.
- wiem. - Kasti rzucił mi worek. - a tak żebyś się już nie kłopotała ze strojem.
- zabiję. wezmę i uduszę strunami twojej własnej gitary. - mruknęłam odbierając worek.  zajrzałam do środka.   i co ??     kolejny gorset.  lekko ćwiekowany.   skórzane spodnie.   - uduszę cię.
rozłożył ramiona ze śmiechem. - no chodź Igni.
uściskałam go mocno.
- no dobra młoda. - odciągnął mnie Spade. - mikrofon.
- rzuć palenie.  odgryzłam się i dostałabym klepa w plecy.
-śpiewaj.

no i podjechał tu taki młody, góra jedenastoletni chłopak na ....  na rowerze Cirispina.
uniosłam dłoń.  Spade niechętnie ściszył muzykę. zespół zatrzymał.

mały miał długie, ciemnoblond włosy,  piwne oczy praktycznie identyczne jak te Cirispina.
był niewielki, chudy no i ... dość wysoki jak na swój wiek.

- hej - podeszłam do dziecka. - co tu robisz ?
- ja ... - spojrzał na mnie wystraszony. - ja mogę jechać ...
- nie, nie jedź. - uśmiechnęłam się. - znam ten rower. czy Cirispin to twój  brat ?
- skąd ... - spojrzał mi w oczy. - tak. umarł kilka lat temu ...
- wiem. - przytuliłam malucha. czarodziej. - byłam jego przyjaciółką.
- to o tobie mówił "Kapturek" jak w tej bajce tak ?  młody podjął temat.
- tak, to ja. - uśmiechnęłam się słabo. - nic mi nie mówił że ma brata ...
- jak będę w szkole będę taki jak on. - odpowiedział.  nie czułam mutacji powodującej zmiennokształtność. - też będę Łowcą. i też będę się poświęcał.
- nie każdemu bycie Łowcą jest pisane. - uśmiechnęłam się do niego. - to ciągłe wybory między jednym a drugim.  niby jest fajnie jak jest dobrze.  ale jak coś zaczyna się burzyć to już nie. - zapewniłam go.  za małym szła najpewniej jego matka. - jak ci na imię ?
- Cyprian. - odpowiedział podając mi swoją małą dłoń. - a ty jesteś ?
- Ignis. poczochrałam go i wróciłam do zespołu.


- kto to był ? spytał Micheal.
- nieważne. - oddaliłam bolesny nadal temat. - gramy czy nie ? zabrałam mikrofon.

reszta dnia aż do wieczora zajęta była próbami z przerwami na film czy lemoniadę.

około 22 się rozeszli.

Kastiel usiadł na kanapie i zaprosił mnie do siebie.
- co to był za malec ? spytał.
- brat Cirispina. - powiedziałam po chwili milczenia. - chce być Łowcą ! taki mały bachorek nie przeżyłby godziny w Lesie a garnie się do bycia Łowcą ...   byłam zmartwiona i wystraszona postawą Cypriana
- Ignis już. - spojrzał mi w oczy. - typowanie należy do ciebie, tak ? namyśl się czy dasz radę ciągnąć to dalej.
- ale ... - spojrzałam w oczy Kastiela. nie dało się przed nimi uciec. - ale on jest tak mały ...
- ty też byłaś. - odpowiedział mi. - ale ty trenowałaś przez trzy lata.
- a potem musiałam zabić mu brata. - wtrąciłam się. - nie chcę takiego losu dla niego. zostaję jako Łowca dopóki nie zeschizuję.
- okej ale co mu powiesz jak zapyta "kto będzie następnym Łowcą?"
- prawdę. - odpowiedziałam mu cicho. - niech mnie nawet znienawidzi. ale musi wiedzieć jak zginął jego brat.
- nie rozumiem cię Ignis. - odparł Kastiel. - twoja szczerość jest aż nadto ... wylewna.
- to znaczy co ? mam go trzymać w niepewności i niewiedzy ?
- no nie ale to dla takiego młodego cios. i to mocny.  odparł.
-  dowie się prędzej czy później. a ja mu to wyjaśnię, opowiem i wytłumaczę.
- no gratuluję podejścia ale może cię znienawidzić.
- to jego decyzja. - odpowiedziałam mu spokojnie i przeszłam na skraj kanapy. - jutro na noc mam zadanie. wrócę koło 1 czy 2.
- czemu ?  spytał Kastiel zaskoczony.
gryzłam się czy mu powiedzieć czy nie.
" ufam mu ojcze. wiem że nic nikomu nie powie. "  zapewniłam tatę.

zdjęłam pieczęci ze Znaku.  - temu. - pokazałam mu przedramię. zdębiał bo znał ten znak. - jestem Jego córką. rok temu mnie wtajemniczono.
- ale ... - zamarł. - ale ten Znak ...
- wiesz kim jestem Kastiel. ale nie ruszam nikogo spoza zleceń od ojca.  jedynie krew ale zwykle zostawiam przy życiu.
- ale Ignis nie chodzi o to ale o TO - pokazał Znak. - ja ... ja go widziałem.  kiedy ... kiedy zabito moją poprzednią rodzinę.
- Kastiel to był przy ...
- słyszałem mężczyznę " nie możesz się przemęczać kochanie. wiesz że nie możesz w takim stanie."   - teraz sobie to chyba poskładał. - to był ON. twój ojciec.  mówił do twojej matki. teraz rozumiem.
- Kastiel ja ... ja nie wiedziałam przysięgam. - zasłoniłam Znak by go nie drażnić. - mogę wypytać, znaleźć jakieś informacje ...
- nie chcę tego. - warknął. - nie jestem w stanie zrozumieć jak możesz pysznić się nazwiskiem mordercy.
- Kastiel ... - spojrzałam mu w oczy twardo. - mój ojciec jest jaki jest. nie zmienisz tego. owszem zabija, ale przypomnę ci że teraz do spółki ze mną. czy coś wróci życie setkom ludzi w Mieście kiedy miałam głodowe u Rady ? nie.  przykro mi z powodu twojej rodziny ale przypomnę ci że zabił też rodziców mojego drugiego brata.  owszem ojciec ma twardy charakter i jeszcze twardszą rękę ale nadal to mój ojciec.  a ja jestem dumna z nazwiska tak samo jak ty byś był gdybyś dowiedział się o swojej rodzinie w taki sposób w jaki ja miałam sposobność.
patrzył na mnie i milczał.
- co mam ci powiedzieć ? spytał.
- szczerość. odparłam.
- jesteś do niego podobna.  - szedł na górę. - i to nie był komplement.

usiadłam na kanapie.
skąd do cholery mogłam wiedzieć !?
walnęłam pięścią w materiał.

Kastiel ...
nie mogłam wiedzieć.

wstałam i weszłam do jego pokoju.
- wiesz co Kastiel ? - spytałam retoryczne. - nie jest tak jak myślisz. mam dość dużo rozumu by nie popełniać poprzednich błędów.  powinieneś wiedzieć że nic bym nie zrobiła żadnej bliskiej ci osobie.- nie odpowiedział.- dlaczego myślisz że jestem jak mój ojciec i zabiłabym teraz twoją rodzinę bez mrugnięcia oka ? mylisz się. - pocałowałam go w czoło. - nie potrafię. - przytuliłam go. - nie potrafię.

delikatnie odwzajemnił uścisk a potem prawie mnie udusił.
oczywiście mnie pocałował w obydwa policzki, na usta nie starczyło mu śmiałości.

usiadłam na łóżku, objął mnie i milczał.
ja też siedziałam cicho.

dopiero po godzinie poszedł się ogarnąć.
po kwadransie wrócił i mnie objął ponownie.
ale i ja musiałam iść pod prysznic.
wróciłam po drugim kwadransie.

Kastiel leżał sobie pod kołdrą, oczywiście się odsunął i wpuścił mnie pod swoje mocno zarysowane ramię.
położyłam się niedaleko niego i objął mnie i przytulił.

postanowiłam zasnąć jako kot.
zmieniłam się i położyłam na jego brzuchu. zwinęłam się w kłębek i zasnęłam.

rano leżałam już "ludzka"  na jego poduszce.
było mi zaskakująco ciepło.
zwykle budziłam się z poczuciem że jest chłodniej niż było.

^ Draco skarbie musisz mnie dogrzewać. ^ przesłałam mu
^ będę kiciu spokojnie. tylko daj mi czas ^  odpowiedział mi.
^ mrru no to grzej ramiona ^  odgryzłam się.

- z kim tak rozmawiasz że nie słyszysz wołania na śniadanie ? - podskoczyłam w miejscu kiedy usłyszałam głos Kastiela. - zaraz sobie gardło zedrę.
- przepraszam Kastiel. - wstałam i pościeliłam łóżko. - nie usłyszałam. myślami byłąm gdzie indziej.
^ przy mnie ? ^  spytał Draco.
- Draconie bądź o tyle dobry i daj mi spokojnie zjeść śniadanie.  rzuciłam.  słyszał to.
^ było powiedzieć że masz jeść. ^  odpowiedział.

zeszłam na dół.
Kastiel dał mi miskę płatków i usiadł na kanapie.
- czy to był ten twój blondyn ? spytał.
- tak. jest dość ... mocno związany z naszymi rozmowami. nie chce ich w żaden sposób stracić.
- ale mieszkałaś u niego półtorej miesiąca ! - uniósł się Kastiel. - ja nie powodowałem telepatii a wiele razy chciałem.
- Draco jest cóż ... - pogładziłam się po karku. - odmienny.
- no i co ? - nadal nie rozumiał - biedaczek nie będzie cię widział trzy dni i już od razu choruje z tęsknoty ? wiesz Ignis ale dla mnie to to jest zachowanie bardziej damskie.
- o nie. - wstałam. - nawet nie wiesz jak on ... - urwałam. - jak on potrafi się zachować. 
- widzę właśnie.
- zobacz - przywołałam obraz wypalenia gdzie ten "zły" Draco mnie w sekundę trzymał plecami przy ścianie, - nie znasz go tak dobrze jak ja. - odparłam i usiadłam - nie możesz go określać przykro mi. 
Kastiel chwile jeszcze siedział i milczał jakby przyswajając tą informacje. 
- to niemożliwe. wydukał. 
- sama w to nie wierzyłam - uśmiechnęłam się - ale już taki jest. Draco to zazdrośnik. 
- no też byłbym zazdrosny. Kastiel potwierdził. 
- byłeś - odgryzłam się - czy mogę wiedzieć kiedy zrobisz próbę ? 
- zaraz. niedługo będą.
- fajnie. odpowiedziałam. 

Spade wszedł jako pierwszy i zapukał do garażu. potem Lysander, Dean i Micheal. na koniec ja i Kastiel otworzyliśmy garaż i wpuściliśmy ich do środka. 

próba jak to próba, dwie godziny ćwiczeń trzy przegadane i przeżartowane, i kolejne dwie grania. 
około 21 Kasti ogłosił koniec próby i ludzie się zbierali. 
jutro rano próba generalna. 
a dzisiaj wieczorem zebranie. 

poszłam pod schronisko dla zwierząt. 
Draco bardzo lubił koty a nie było żadnego we Dworze, dlatego liczyłam że go to ucieszy. 
przeszłam do klatek. 
papugi podniosły krzyk, psy zaczęły wyć. zwierzęta śmiertelnych nie lubiły Morringhan. 

koty zaczęły na mnie patrzeć z uwagą a z głębi budynku słyszałam syki. 
co innego węże, czarne koty i kruki, one były pupilkami. 

znalazłam kota. 
jeden przykuł szczególnie moją uwagę. 
- no chodź do mnie - wyciągnęłam rękę przez kraty - kici kici. 
kot był niewielki, jasny, z szarymi skarpetkami.
podszedł do mnie niepewnie i spojrzał mi w oczy.
- co robisz ?! - spytała mnie kobieta.  najpewniej personel.  szlak że nie usłyszałam jak podchodzi. - nie wolno wkładać rąk do klatek.

czysto teoretycznie nie wolno łazić nikomu po Zakazanym Lesie a jakoś jeszcze żyję.

- przepraszam. - udałam zawstydzenie. - mogłabym zabrać tego malucha ? wskazałam na kota.
- nie polecam. jest agresywny.- odpowiedziała mi. - tamten byłby lepszym wyborem.
- ale ja chcę tego.  odparłam hardo patrząc kobiecie w oczy.
- nie mogę ci go dać bo jest zbyt agresywny. uparła się.
nie tak to inaczej.

Moody mówił o Imperiusie ...  mi wystarczy hipnoza.
zapaliłam oczy tak żeby tego nie zauważyła.
- proszę mi go dać.
pracowniczka podała mi kota za wszarz co zostało skwitowane mocnym podrapaniem.
- proszę bardzo. zapraszam do biura po wszystkie dokumenty.

no i to się nazywa "chcieć to móc".
wzięłam kotkę, jak się okazało, na ręce.
patrzyłam jej w oczy.
- trafisz do dobrego domu, obiecuję. pogłaskałam ją.
- jak będzie się nazywać ? spytała kobieta.

- to czysta formalność. nie ja nadam ci imię. powiedziałam kotce a ona cicho miauknęła na potwierdzenie.

- Minnie. odparłam.
kobieta wypełniła papiery, złożyłam podpis o adopcji zwierzaka i wyszłam z prezentem ze schroniska.

kot bez smyczy szedł przy mojej nodze.
- wiesz co maluchu - wzięłam ją na ręce - muszę cię gdzieś schować.
zmieniłam ją w figurkę i schowałam do sakiewki.

wieczór.
Kastiel siedział i w coś grał ze Spadem jak przyszłam ze spaceru.

- co jest ? spytał.
- zbieram się. - odparłam. - nie przeszkadzam.   weszłam na górę i się przebrałam.

wiedziałam że data urodzin Draco mnie minęła bo urodziny miał w czerwcu ale lepiej późno niż wcale.
on o moich urodzinach zawsze pamiętał,  ja o jego też ale nie miałam możliwości mu niczego wręczyć.

wyleciałam na zebranie w tradycyjnym gorsecie i wzmacnianych spodniach.
dotarłam do Dworu na czas.

- Ignis. - zaczął tata. - dla ciebie i Dracona jedynie zadanie szkoleniowe.
- czyli jeżeli dobrze zrozumiałam ojcze, nadzoruję ? spytałam niepewna czy aby mnie nie zniżył.
- oczywiście Ignis. - potwierdził. - idźcie już.

wylecieliśmy.
Noktrun witał nas smrodem zgnilizny, grzyba, no i starych ciał.

spojrzałam na Draco i wskazałam mu cel.
aktualnie facet próbował zabrać sobie dziewczynkę z klubu.

ktoś musi go sprowadzić na ziemię ...

- Draco ja go przyprowadzę a ty zabij.
- dobrze.  potwierdził spokojnie.

podeszłam i tylko mój jeden krok starczył by odprawił poprzednią i zwrócił na mnie uwagę.
szedł za mną jak pies, byłam pewna że się na mnie gapi jak głodny na mięso.

Draco wyjął nóż i rzucił.  ja się uchyliłam ale cel nie,  miał teraz nóż w gardle

- Draco nie tego cię uczyłam. ma informacje. - skarciłam go. - ale dobrze że jeszcze trochę będzie w agonii.
- przepraszam Ignis ale nie mówiłaś ...

podeszłam do konającego.
- gadaj. - pokiwał przecząco głową z szyderczym uśmiechem. - nie to nie. - zgniotłam mu dłoń. - ja mam czas, twoja agonia mnie jakoś specjalnie nie rusza. powiesz grzecznie albo ci ją przeciągnę.
- Vinoc. odpowiedział.
- dziękuję. - przebiłam mu gardło krótkim ostrzem. - zabieramy się skarbie. - wzięłam Dracona pod rękę. - mam niezbyt wiele czasu.
- co to za nazwisko ? spytał.
- jego zleceniodawca, bądź szef. rozstrzygnę to kiedy indziej. - pocałowałam go w policzek. zabrał nas do Dworu. nikogo już nie było. - em Draco ...
- o co chodzi ? spytał zaskoczony blondyn.
- wiem że jak co roku przegapiłam datę ale ... - przytuliłam go. - wszystkiego najnajlpeszego. - powiedziałam mu na ucho. - jesteś kochany. - odsunęłam się i ustawiłam się do niego plecami.  wyjęłam kota i ożywiłam.  miałam go na rękach. - zamknij oczy.

* Draco * 

zamknąłem oczy tak jak mnie prosiła.
poczułem na rękach coś ciepłego i włochatego.
- mam nadzieję że się nią zaopiekujesz. - otworzyłem oczy i na wyciągniętych rękach miałem kota. -wszystkiego najlepszego jeszcze raz.

stałem zdziwiony.
miałem na rękach kota.
Ignis na urodziny daje mi kota.

- Ignis ale ..
- to za te urodziny o których zapomniałam plus te tegoroczne. - odpowiedziała. - imię ty jej nadajesz. a tu - podała mi papiery. - masz to co trzeba.

wśliznęła się pod moje wyciągnięte jeszcze ręce.
- nie mam czasu Draci. - pocałowała mnie w policzki. - muszę już iść.
- ale ...
tym razem chyba chciała trafić na usta ale wyszło że dostałem buziaka w brodę.  - do zobaczenia. zmierzwiła mi włosy i zniknęła.

- diva. - spojrzałem na kotkę która czekała. - nazwę cię Diva.
- miau.  potwierdziła.
kot zeskoczył z moich rąk i pacnął mnie łapą po bucie.
wskazała wzrokiem na kuchnię i miskę z wygrawerowaną rybą.

podałem jej łososia.
zjadła go łapczywie i zostawiła kawałek.
znowu pacnęła mnie po bucie i podniosła wzrok.
- twoja ryba. nie moja.
- miau.

że niby mam to zjeść ...
aha ...

Ignis wybrała mi kotkę o bardzo podobnym do swojego charakterze.

zabić mnie to nie zabije.
ale Ignis mi zapłaci.

podniosłem kawałek oddzielonego mięsa i wziąłem gryz surowej ryby.
niby miałem spróbować sushi by zobaczyć co takiego Ignis w nim widzi ...

oddałem Divie resztę którą zjadła.

była już 3.  a jutro pobudka do szkoły.
po prysznicu zacząłem szukać kota ale nigdzie go nie było.
- Diva. - zero łap. - Diva. - nic.  wszedłem do swojego pokoju. na rogu mojej połowy spała zwinięta w kłębek.  teraz podniosła wzrok. -  mądry kot.  - położyłem się i zamiast tradycyjnego pchania się na poduszkę czy pod kołdrę usłyszałem pacnięcie o materiał i spojrzenie. - chodź.  wpuściłem Divę pod kołdrę a ona ułożyła się obok mojego biodra.

* Ignis * 

wyleciałam z Dworu.
Draco był zadowolony z prezentu.

weszłam cichcem do domu Kastiela.
trzecia trzydzieści.

siedział u siebie i na mnie czekał.
- co to ma być ? - spytał. - miała być pierwsza albo druga. a ja tu zachodzę w głowę czy wogóle wrócisz.
- Kastiel przepraszam ale wręczałam mu prezent urodzinowy o godzinie drugiej trzydzieści. pół godziny mi to zajęło. a więc o trzeciej wyleciałam tutaj.
- ale to i tak nie zmienia faktu że półtorej godziny później jesteś niż mi mówiłaś. odparł.
- wiesz nie chcę cię obrazić ale zaczynasz brzmieć jak Harry. - odpowiedziałam Kastielowi - o półtorej godziny na Spade'a byś się nie denerwował. 
- Spade to jedno. - odparł - ty jesteś młodsza, jesteś poza tym moją młodszą siostrą. Spade'a znam długo na tyle by wiedzieć że się spóźnia, ale ty zawsze byłaś punktualna lub przed czasem. 
- no ale umiem się bronić, tak ? nikt nie tknie "siostry Harry'ego Pottera". 
- jednak ktoś na pewno będzie chciał być pierwszy. 
- nie byłabym tego pewna - uśmiechnęłam się - i tak jesteś kochany bracie - przytuliłam go - ale nie martw się tak. 
- i tak będę - odpowiedział mi - spać. nakazał i pokazał mi odsuniętą kołdrę.

przebrałam się w piżamę i położyłam się. 
zasnęłam i przyśnił mi się Draco. 
tyle że on miał uszy wilka polarnego, zaczął mnie całować i podgryzać. a całą akcję obserwował Harry i nic nie robił z tym faktem. Draco cieszył się wygraną i kończąc tym samym "pokaz" pocałował mnie. 

- Ignis ! - coś huknęło koło mojego ucha. przykryłam się kołdrą i poduszką.   Draco wracaj.  - Igniis ! 
- czego do cholery ? warknęłam zła. 
Kastiel ... 
- ładnie to tak kląć ? - spytał. - zbieraj się. ekipa czeka, próba. 
- no cholera jasna - zwlokłam się z pościeli, ogarnęłam się i zeszłam na dół - sorki, zaspałam. 
- widać - Spade stwierdził luźno i pokazał mi buty bez sznurówek - ktoś tu zapomniał zawiązać swoje glany. 
- bębnij lepiej - odgryzłam się i wzięłam mikrofon - gramy ?
no i kolejne godziny minęły.
potem urodziny.

byłam jeszcze umówiona do fryzjera.  a tak żeby pozbyć się zbyt długich włosów.
siedziałam na fotelu pół godziny łącznie z myciem głowy.
kobieta ścięła mi włosy na lewo, zrobiła z nich asymetryczną, ładną kompozycję.
wolałam wyglądać tak i być oryginalna niż nosić cienkie brązowe włosy do ramion które nie miały wyrazu.
w sumie zawsze nosiłam się krótko ale w te szkolne wakacje nigdy nie miałam czasu poprawić ułożenia włosów.  teraz mi się udało.

kiedy byłam pewna że Kastiel jest zajęty przygotowaniami weszłam cichcem na górę i się przebrałam.
postawiłam jeszcze mocniejszy makijaż i byłam w sumie gotowa.
ale jeszcze nie było znaku od Spade'a który wiedział o wszystkich moich planach.

cztery bębny,  goście na dole.

* Kastiel * 

gdzie ona jest ?
gdzie ???

- no co ? - spytał Spade. - grajmy. na pewno usłyszy.
- jak chcesz.  odpowiedziałem.

zeszła na dół.
nie rozpoznałem jej.
krótkie włosy z jednej z drugiej długie.
musiała je świeżo ściąć.

śpiewała i weszła idealnie na wokal.

- zdziwiony ? - spytała patrząc na mnie jak kiedyś. - wszystkiego najlepszego.

weszła na scenę i jak zawsze zmieniała się nie do poznania przy muzyce.

* Ignis * 

- i co ? Amber była miła ?  spytałam cicho Spade'a.
on pokiwał głową i wskazał na Kastiela.
- wygrał zakład, nie ?
- wygrał. pstryknął mnie  w plecy i dał mi odpowiedni podkład.

muzyki elektronicznej nie przerabiali.

wypatrzyłam w tłumie coś białego i pachnącego.

* Draco * 

zobaczyłem ją na scenie.
śpiewała w duecie z Kastielem.

zauważyła mnie.
uśmiechnęła się i ruszała się do muzyki kiedy nie miała wokalu.

nie poznałem jej w tych włosach.
ale wyglądała lepiej niż poprzednio.

- jako że wygrałeś masz prawo wybrać mi od czego mam zacząć. spojrzała na Kastiela.
- "Bad Rain".

przez salę rozległ się pomruk.
nie ...
to nie może być ta piosenka którą słyszałem w Hogwarcie ...

jednak.
Ignis bawiła się swoim występem, drażniła się z Kastielem.

jednak kontakt wzrokowy utrzymywała ze mną.
nawet lekko pochyliła się nad scenę ale szybko się cofnęła.

drugie nuty też już słyszałem.
chciałem ją zarówno stamtąd zabrać, a jednocześnie słuchać.
Ignis nadal patrzyła mi w oczy.

jak tylko skończy występ ...
obiecałem sobie.

skończyli grać.
goście jeszcze pozostawali.

oni się składali.

Igni zeszła ze sceny i weszła w jakąś wnękę.
poszedłem za nią.

* Ignis *

Draco ...  moje jedyne zastrzeżenie : " co on tu u licha jasnego robi ?"   ale to jedyne i drobne.

wiedziałam że występ go drażnił, a jako że ma naturę zazdrośnika upominającego się o swoje byłam pewna wypalenia.

i to też zrobił.
zespół się nie składał a robił przemeblowanie,  mieli dawać zlepki solówek.

oczywiście puściły mu już nerwy i jak ostatnio przyparł mnie do ściany.
- oczywiście nie mogłaś nie kusić. warknął.
- widząc każdą twoją reakcję nigdy nie mogę się oprzeć. - odpowiedziałam i lekko mną wzdrygnęło. był taki ... cholernie zły. - adrenalina bardzo dobrze ci robi. to spięcie, te rozszerzone źrenice, ta determinacja ... - pogładziłam go po ramieniu. - a czy ty nie powinieneś być w szkole ?
- dostałem zapewnienie że cię mam odstawić. - zbliżył się jeszcze bardziej. - i to zrobię.
- zapraszam. - odparłam. - mogę jeszcze raz wyjść i poprosić o mikrofon.
- nie. - ręce miał płasko oparte nad moimi ramionami. - nie waż się tam iść.
- to mnie zatrzymaj skarbie. uśmiechnęłam się.
pocałował mnie jak jeszcze nigdy.
nie potrafił już nad sobą panować.

gniotłam plecy jego koszuli a Draco przeniósł się na szyję.

szedł tu do nas Kastiel.
no to mu się trafi widok siostrzyczki ...

- Draci skarbie .. - zaczęłam mówić cicho do Dracona. - lepiej zajmij się ustami.
- z nieopisaną chęcią. wycedził i mnie do siebie zgarnął.

wypal skarbie, wypal. prosiłam w myślach.
no i powoli mu pękałam.
złamał barierę wypalenia jeszcze trzeba ją przesunąć.

w ramionach Draco nie umiałam już powoli utrzymać równowagi a on mnie delikatnie podpierał o ścianę i sam przytrzymywał.
pocałunek zakończył kiedy ja już byłam w stanie podobnym do upojenia alkoholem który przeżył Spade rok temu  i spojrzałam na blondyna.
- a teraz chodź tu do mnie i mnie przytul. - szepnęłam. objął mnie i ponownie złożył ślad ust na mojej szyi. - kocham cię Draco.
- ja ciebie też.  zapewnił mnie i zniknął.

Kastiel stał tam oniemiały.
- em ... tak ... więc ... - pogładziłam spięte mięśnie na karku. dotarł do moich uszu faśz Spade'a.  nie.  tylko nie Slash !!!!  - co ten dureń znowu wypił ...
przeczłapałam pod scenę zostawiając zrytego Kastiela tam gdzie stał.

ogarnięcie Spade'a nie będzie łatwe, zachlał się w trupa jak w zeszłym roku.
- SHOTS FIREEED !!!   darł się.
Boże widzisz a nie grzmisz ...

- złaź stamtąd ! - ściągnęłam go. trudno.  spoliczkowałam Cienia żeby się ogarnął. - do jasnej cholery Spade !
perkusista na sekundę się otrząsnął.
będzie ciężej niż myślałam.

trudno.
rozbiłam mu na głowie szklankę z alkoholem uprzednio dbając żeby jego cylinder nie ucierpiał.
bo jakbym mu go zachlapała to by mnie zabił.
- ogarnij się ! - syknęłam.  wrócił do normy. - nie chcę wiedzieć co za cholerstwo piłeś i w jakich ilościach ale nie tykaj alkoholu małpo jedna bo nie ręczę za siebie.
- Igniis spokojnie. - zaczął mniej ale nadal mocno  pijany Spade. - to tylko kilka butelek ...
- nie no weźcie i mnie zabijcie. - syknęłam powoli traciłam nad sobą panowanie. - wiesz co ? - oblałam go dzbankiem lodowatej wody z kilkoma jego kostkami.   otrzeźwiał na dobre. - ogarniaj się już sam.  ja idę.
- Ignis ... - perkusista się otrząsnął, wyszedł zaraz za mną. - przepraszam ale wiesz że nie umiem się pohamować.  jest okazja żebym żył normalnie.
- ale nie żebyś zalewał się w trupa. - ofuknęłam go. - posłuchaj Spade. pić pij, ale miarkuj to tak żeby się nie upijać tak żeby śpiewać.
- coooo ???
- a teraz to masz. - pokazałam mu jak drze się do tekstu. - i oby to cię ogarnęło.
- dzięki. - mruknął cicho. - przepraszam za kłopot.
- idź i ogarnij lepiej Kastiela. odparłam. miałam poczucie winy że mnie widział z Draco. - trochę go przekręciło.
- jest w szoku. pozbieram go spokojnie.   zapewnił mnie.
- do zobaczenia Spade.
- do zobaczenia.  - chciał wracać. - a mogę dostać z powrotem mój cylinder ?
- masz. ale nie tykaj alkoholu.  zaśmiałam się w duchu i wyleciałam.

wariaci ....
ale kochani i lojalni jak rodzina ...





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz