poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rok V Rozdział VII Dalej, Dalej ...

Harry poprowadził jeszcze kilka spotkań akurat wtedy kiedy Imbryk miała zebrania.
bo zabawnym trafem były raz na tydzień a Draco skrupulatnie mówił mi od kiedy do kiedy go nie będzie bo Liga. 
a ja kurierem Harry'emu. 

Draco szedł korytarzem. 
- minus 5 Weasley bo śmierdzisz, tobie Granger też 5 za przemądrzałość, a tobie Potter też 5 bo cie nie lubię - wyliczył i spojrzał na mnie - a siostrzyczce plus 5 za umiejętności językowe. Draci uśmiechnął się wrednie. 
- daruj sobie, to nie wojsko - podeszłam do niego - mogę sobie z tobą pochodzić po zamku ? 
- czy odmawiam ? - spytał zaskoczony i zabrał mnie na wyższe piętra. Umbridge obserwowała uważnie mnie i Dracona - chcesz kolejne dodatnie ? spytał cicho.
- nie możemy łobuzie ... - zbliżył mnie do siebie.  suka nadal stoi w miejscu. - no weź Draco ...
- cicho bo rzucę ujemne. - odpowiedział wrednie. - chcesz tego ?
- ech ... no nie bądź taki. - spojrzałam mu w oczy. - nie rzucaj ujemnymi.
pyknął pocałunek.
sucz nadal stoi i gapi się jak sroka w kość.

Imbryk chciała nas rozdzielić ale nawet zaklęciem jej nie wyszło, byliśmy Magami Kręgu Natury, zaklęcia nie na nas.
Draco dumnie przyjął Energię jej zaklęcia i się nią ze mną podzielił.
odsunęłam się jednak później niż blondyn by sobie tego życzył. 

Ślizgon szczęśliwy, suka wkurwiona. 
Ignis 2 sucz 0. 

gramy dalej ? 
zachichotałam cicho, arystokrata mi zwiał. 
a ja stałam i się cichrałam jak głupia. 

Draco żebyś wiedział co zrobiłeś ... 

atak głupawki, jeden z niewielu udanych i obecnych. 
Ginny zobaczyła mnie roześmianą. 
- oj skarbie - westchnęłam już się opanowując - przeszkolę cię arystokrato, możesz być tego pewny. zapewniłam samą siebie. 
Gryffonka nie rozumiała, ale nie chciała pytać. 

Snape przeszedł korytarzem i musiałam się ogarnąć. 
Las ... 
Hagrid nie radzi sobie ze swoim krewnym. czemu mnie to specjalnie nie dziwi ???

weszłam między drzewa.
po kilku minutach ciułania się z Hagridem i tłumaczenia mu że Graup to jest jego problem i nie chcę być do niego wzywana, chyba że ucieknie,   oraz po dogłębnym zbadaniu przeze mnie problemu jakim było zbieractwo olbrzyma, wróciłam do zamku.

a tam co ?
Draco stoi przed tabliczką.
- bzdura. - prychnął i uderzył we mnie ramieniem kiedy się odsuwał. - jesteś zbyt cicha skarbie.
- przeżyję. - odpowiedziałam mu. - co ta landryna wymyśliła ?
- zakaz wnoszenia różdżek na jej lekcje. ma je zabierać na przerwie przed zajęciami.
- ty i tak nie musisz z nich korzystać żeby jej nadepnąć na odcisk. - rzuciłam żartem. - kiedy że tak powiem, zdajesz Powietrze i Ziemię ?
- w tym roku. - odparł poważny. - trochę trenowałem. - pokazał mi węża z Powietrza. no gadzinka ładna. ale daleko mu jeszcze do ideału. - ale i tak powiesz że za mało. - dopowiedział. - dorównam ci zobaczysz.
- w to nie wątpię. - uśmiechnęłam się. - chodź.
zabrałam go na boisko.
pełne ludzi.
co tam.
 trening mi zalegał.

Dracon zabrał płaszcz i narzucił go niedbale na ramiona.
wypuściłam kruki z lekko seledynowego gazu.
- Draco. - podniosłam dłoń. - znasz piosenkę "Bad Rain" prawda ?
- aż za dobrze. - odpowiedział próbując zatrzymać moją chęć do śpiewania. - czemu pytasz.
- masz. - puściłam podkład. - na ułatwienie walki.
zaatakował,  a ja odpowiedziałam.
z muzyką radził sobie lepiej.
w formie ładnej watahy wilków zakończył pokaz.
widziałam jego zmęczenie.
- na dzisiaj starczy - powiadomiłam go spokojnie. - ale dziwi mnie że lepiej idzie ci z muzyką.
nie odpowiedział. zabrał się po cichu do zamku.
coś go gryzło.
ale co ??

poczekałam do weekendu.
kolejny raz na korytarzu pstryknęłam fałszywym galeonem. - symbolem zebrania Gwardii. Fred i George pokiwali głowami i poszli rozgłaszać dalej.

kiedy już odpowiedzieli mi fałszywym knutem kilka przerw później wiedziałam że wieczorem mam stanąć na czujce i patrzeć czy przypadkiem sucz nie idzie.

wieczorek.
Draco wybył na zebranie Ligii.
a ja na swoje.

odetchnęłam i usiadłam.
pod pretekstem braku snu, wyrobiłam sobie z powietrza drewnianą gitarę.
bo po co mam marnować czas ????
tyle prób widziałam Kastiela przy wszystkich grach że pora spróbować.
i melodia jakoś sobie szła.

Umbridge ...
fuck.
 ^ Harry. suka idzie.  ^  rzuciłam bratu.

- co tu robisz po ciszy nocnej ? spytała oschle.
- nie mogę spać. a nie ma tu dormitoriów, nikomu nie przeszkadzam.
- przeszkadzasz w utrzymywaniu w tej szkole porządku. - wycedziła chłodno. - wracaj do łóżka.
- nie. - wyrwałam się. za gwałtownie Ignis, za gwałtownie.  - nie mam obowiązku pójścia spać. a jako rasa nie mam możliwości. dlatego przykro mi ale zostaję tutaj.

* Harry * 

słyszeliśmy każde słowo Ignis.
kroki na obcasach zbliżały się do ściany Pokoju.

oj siostro żeby ci się udało ją zatrzymać ...  prosiłem w duchu.

- nie masz prawa tu zostać. - odpowiedziała jej Umbridge. - wynocha spać.
- nigdzie nie idę. - Ignis grała na zwłokę. - nie ma przepisu regulującego porę pójścia spać. jes jedynie okres w którym nie można opuścić dormitorium. a ja jestem Łowcą. siedzę przy oknie żebym była błyskawicznie w Lesie jeżeli coś się w nim będzie działo.
ale nie uwierzyła jej.

wychwyciłem kroki.
- to tu pani pro ... - Malfoy. urwał.  pewnie zobaczył Ignis. - co ty tu robisz ?
- próbuję wytłumaczyć pani profesor czemu nie ma mnie w dormitorium. - Ignis na pewno była zbita z tropu ale zachowała spokój. - ale czemu ty tu jesteś ?
- jestem w Lidze. - odpowiedział jej tempo Malfoy. - wracam ze spotkania.
- o tej godzinie ? - zdziwiła się troskliwie siostra. - o tej porze powinieneś sobie spać.
- ty również. - wycedziła wtrącając się Umbridge. - panno Potter szlaban.
- przeżyję. mruknęła cicho w odpowiedzi.
- a teraz już do łóżek. dwójka. - popchnęła ich a co Ignis opowiedziała sykiem jakby ją oparzyło. - o co chodzi panno Potter ?
- proszę mnie nie dotykać. - wysyczała każdy wyraz osobno siostra. - nie życzę sobie tego.
- nie mam czasu na głupie gadanie dzieci. już. - pomachała w powietrzu. - do łóżek ale już.

Ignis ocaliła nam skórę.
ale nie ma nikogo na czujce.

^ wracajcie. przeteleportuję was z powrotem do pokoju wspólnego Gryffonów. ^  usłyszałem jedynie.
poczułem szarpnięcie i razem z resztą pojawiłem się w pokoju wspólnym.

dzięki siostrzyczko ...

* Ignis * 

no cholera jasna było blisko.
ale jakoś, cudem, sobie dałam radę.

szlaban ...
juhuu ...

Draco zatrzymał mnie przy filarze.
walnął w niego pięścią.
- Ignis do cholery ...  kogo ty tam kryłaś ?
- nie powiesz suce ? spytałam kontrolnie.
- nikomu. ale gadaj.
- brata. i jego kolegów. - Draco zdębiał. - co ? mamy dać ludziom zero ochrony przed podstawową Czarną Magią ??? zresztą nawet nie przed czarną. zwykłe bojowe zaklęcia.
- Ignis ... - blondyn nie wierzył w to co słyszy. - powiedz mi że to nie prawda.
- przykro mi. jestem szczera. - odeszłam na krok od niego. - zebrania mamy jak sucz ma was na głowie. a propos. - zbliżyłam się do niego. - coś mi mówi że ojciec zorganizuje nasze za jakiś tydzień.
- Ignis. dostałaś szlaban. - wycedził Draco widząc że chyba nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji. ale wiedziałam co to znaczy. - i nadal się cieszysz ?
spojrzałam mu w oczy z uśmiechem. - owszem. wywinęłam tej suce z łap kilkudziesięciu - na liczbę Dracon otworzył szeroko oczy. - uczniów z różnych domów.
- czyli ... po kilkudziesięciu z każdego czy łącznie ?
- z każdego. - odpowiedziałam mu radosna. - nie. nie dam ci się przekonać żeby to rzucić. to im się przyda. bezwzględnie czy z nami czy przeciwko nam.
Draco zrezygnował z przekonywania mnie.  wiedział że jak się zaprę to nie ma rady.  nawet jego usta czy szept mnie nie ruszały.
- ma cię do jasnej cholery nie widzieć. szepnął.
pocałowałam go w ucho. - nie zobaczy.
- chodź tu - zabrał mnie do dormitorium. - dobranoc.  żeby mieć pewność ze się nie ruszę z pokoju dziewczyn pozbył się koszuli i położył obok mnie.
trochę dziwne, ale dobrze się wyspać raz na jakiś czas trzeba.

rano Dracona już nie było a jedynie kartka "poszedłem pogadać z landryną na temat twojego szlabanu, bede na śniadaniu. do tego czasu nie wpadnij w kolejne bagno."
ja i bagno ?? od kiedy ? 
raz wpadłam, i od razu bagno ?

Draco dramatyzuje ale co zrobić. 
już na przerwie śniadaniowej obwieścił mi że przekonał cudem Umbridge do odwołania mi szlabanu wzamian za prace społeczne co miało być uczeniem młodszych Eliksirów. 

dałam mu nagrodę, dostał "oficjalnego" buziaka w policzek bo pocałunkiem wolałam się nie chwalić. 
Ślizgon i tak wiedział że dostanie coś "poza konkursem".
mieliśmy planowo Pojedynki na których oczywiście również uczyliśmy z Harrym. 
Umbridge nie było, Draco zalegał treningi. mrru będzie wycisk. 

ale pech chciał że blondyna na pojedynkach nie było.
szkoda ...

Weasleye nabijali się z tego że go nie ma. 
- no Malfoy to jak piesek poszedł jak na smyczy do Umbridge. nie mówił na ten temat niczego złego, a nawet chwalił jej stosunek do lekcji. to już jest jej pupilek, wierny jej jak pies. 
- racja Fred, ale jak to powiemy Ignis ? Malfoy zadurzył się w pracy na rzecz Imbryk. 
walnęłam pięścią z nożem w mur, ostrze utkwiło w kamieniu. 
Draco to nie pies, nie lata za tą suką z radością i prośbą o zadania. 
nie, Draco to rebeliant, mój zaborczy i zazdrosny buntownik.
- nie masz prawa tak mówić. - ucięłam cicho. - nie wiesz o nim nic.
- no a ty go nadal bronisz ... - westchnął smutny i współczujący George. - nie rozumiesz że on po prostu jest cholernym tchórzem ?
- czy tchórz uratowałby wam tyłki na Czarze w zeszłym roku ?
nie odpowiedzieli.

wyszłam z sali ćwiczeniowej.
nie mają prawa ...

spojrzałam na Dracona jedzącego spokojnie jabłko na korytarzu.
rzucił mi owoc, widział że jestem wkurzona, na uspokojenie.
- co cię wyprowadziło z równowagi ? spytał spokojnie.
- Weasleye określili cię "psem na smyczy Umbridge." - prychnęłam i zabrałam drugi kęs owocokuli. - myślałam że ich tam spopielę na miejscu.
- odwdzięczę się. - pogładził mnie po ramieniu. - ale najpierw oddaj mi jabłko.
podałam mu je. - mam na ciebie zły wpływ.
- nie masz. - wykłócał się Draco. - po prostu dojrzałem do tego.
- dojrzałem do tego. - przedrzeźniłam go. - jasne. a potem będzie że to przeze mnie.
- a kiedy moja rebeliantka ma kolejne zebranie tego swojego koła zainteresowań ?
- a kiedy ty idziesz na Ligę Zakichanych ? spytałam złośliwie.
- nie powiem ci. - odparował wrednie. - nie mogę.
- nie powiesz mi ? - spojrzałam mu w oczy. - proszę.
- nie. - powiedział spokojnie. ale wiedział że mam upór. - Ignis ... nie.
- oj skarbie ... - stałam przed nim. - naprawdę mi nie powiesz ?
- nie mogę.
- oj możesz. - zapewniłam go. - będę ostrożna.
wyklął w myśli z jakiej racji mi to mówi.  - w piątek. od 7 wieczorem do 9. patrolujemy korytarze do 10.
pocałowałam go.  - dziękuję. - poczochrałam go. - a teraz mamy ...
- lekcje z nią. odparł Draco.

zepsuł mi tym humor ale ...
na treningu się odkuję

weszłam na jej lekcje.
przed wejściem zabierała różdżki.
- gdzie twoja różdżka panno Potter ? spytała chłodno.
- nie ma. odpowiedziałam pogodnie.
- mam cię przeszukać ? odparła Imbryk.
- nie musi pani. nie używam różdżki. - pokazałam jej kota z Ognia. - z tego względu.
- plus 2 dla Slytherinu.  wymamrotała i wróciła pod biurko.

Umbridge maniakalnie lubi koty, zapamiętać. zanotowałam w głowie. 
lekcja jak lekcja. nudno bo nudno ale zleciało.

wyszłam z sali znudzona jej paplaniem.
^ Draco ... ^ zaczęłam patrząc na blondyna.
^ potem. ^ odpowiedział znając moje intencje.

rok sobie szedł, dalej i dalej.
dotarło do punktu gdzie był mecz.
moja kolej na łapanie znicza.
Draco no nie powiem, ładnie wybijał tłuczki.
posłał mi uśmiech.

gra była monotonna, wręcz nudna.
Puchonów było dość łatwo ograć, dlatego mogłam się polenić chwilkę.
świsnął koło mnie tłuczek.
Draci ładniutko go wybił i sfaulował pałkarza Hufflepuffu.
^ dzięki skarbie. ^ posłałam mu z uśmiechem.
^ drobiazg. łap znicza. więcej nie ugramy, czas ^
wypatrzyłam złoto i wynurkowałam i złapałam.

blondyn cmoknął na mnie prowokująco.
już wiedziałam że nie puści mnie bez "świętowania".

ale nasze "oblewanie" zwycięstwa zostało przerwane.
Umbridge wparowała do szatni kiedy już się rozkręcaliśmy.
sucz jednak nam nie przerwała co dziwne. 
nie zbeształa mnie za całowanki z półnagim Draco. 
Umbridge jak weszła tak wyszła.
Draco rozejrzał się po, teraz już, pustej szatni. 
- mamy co świętować - uśmiechnął się na moje słowa - chodź tuu - przyciągnął mnie do siebie i pocałował. 
Ślizgon się cieszył z wygranej ja też, chyba nawet bardziej niż on. - gratuluję. Draci zabrał mnie pod szkołę.
zaśmiałam się, nawet nie tyle śmiałam się a miałam głupawkę. 
Ślizgon nie mógł mnie opanować i dziwił się moim śmiechomchichom. 
jednak zawrócił mnie do szatni, ba wyjął klucz z mojej sakiewki i otworzył nim drzwi.
- Draco o co chodzi ? spytałam cicho. 
- w zeszłym roku na twoim gwiazdkowym wypaleniu - cofnął mnie pod ścianę i spojrzał krytycznie na ławkę - chciałbym wyrównać rachunek. odpowiedział mi nie wprost. 
- a tak po ludzku ? spojrzałam mu w oczy. 
- daj mi brzuch - ułożył mnie na drewnie i się pochylił - nie jest to najwygodniejsze dla ciebie miejsce ... 
- no chodź wreszcie. pospieszyłam go.

                                                                           * Draco *

Ignis leżała na drewnie, wygodnie na pewno jej nie było ale lepiej tak niż wcale. 
uśmiechnęła się i , tym razem, rozpięła koszulę. 
brzuch jak i resztę siebie miała bez zarzutu o złą formę. 
jednak musiałem się położyć żeby cokolwiek zrobić. 
Ignis nie protestowała, pozwoliła mi. 
tak samo zaakceptowała pocałunek. usłyszałem przeciągłe "mmm" i mruczenie. 
- Draco ... - jej palce błądziły po moim karku - mrru no już słoneczko, ty dostałeś tylko dwa buziaki - odgoniła mnie kiedy już wyrównałem rachunek - powiem ci że usta masz bardzo ciepłe. uśmiechnęła się.

słoneczko ? czemu takie miano ? 
- jasnowłose słoneczko. powtórzyła. chyba zrozumiałem ale Igni nie chciała mi nic mówić, leżała i wzdychała. a ja byłem szczęśliwy.
  
                                                                           * Ignis *

Draco się podniósł. 
ale nie przeszkadzał mi jego ciężar, poza tym dogrzewał mnie milutko.
- Ignis ... czemu "słoneczko" ? spytał zaskoczony kiedy już wróciłam do siebie. 
- bo główka - zmierzwiłam mu włosy - odbija światło. a ja mam swoje słonko. 
Draco lekko się zmieszał. nie wiedział co mi odpowiedzieć.
- Księżniczko. - zaczął i zagarnął mnie do siebie. nie mogłam nie popatrzeć mu w oczy i ... ech jego oczy mnie rozwaliły. - zrób to za mnie. 
wiedziałam o co mu chodzi, pocałowałam go. podniósł mnie delikatnie żebym przypadkiem nie była niższa. 
Draco nie chciał mnie puścić, a nawet ja nie chciałam iść. jednak musieliśmy sobie pójść do zamku. 
Ślizgon jednak uparty, nie chciał iść na lekcje. 
puścił mnie w końcu i zabrał do dormitorium.

dzisiaj zebranie. ech już czuję smród Noktrunu i zapach krwi ... 
poczułam coś na Znaku. zajrzałam do torby i wzięłam po cichu dziennik. 
" dziś wieczorem zadanie specjalne córko. razem z Draco macie złapać zbiegłą Sylvię Rogdasme - asystentkę Umbridge z Ministerstwa. jak ją pojmiecie możesz się nią pożywić - to szlama "
skakałabym z radości gdybym mogła. popatrzyłam na Draco, wiedział o zebraniu fakt, ale o zadaniu nie miał pojęcia. 

asystentka Umbridge tak ??
na suce się nie wyżyję, to ucierpi jej prawa ręka. 

Draco zauważył moją ekscytację. - co jest ? spytał cicho. 
- to - pokazałam mu notkę od ojca - ach ... już ja się zabawię. 
- Ignis Snape cie szukał rano. poinformował mnie chłodno blondyn. 
- kochaniee - zatrzymałam Dracona przed odejściem. dostał pocałunek, bez powodu, bez niczego. byłam zbyt szczęśliwa, należałoby się podzielić Energią. - to. 
- Igni ... - stał osłupiały. zdziwiony. zaskoczony - do wieczora. rzucił złośliwie i zniknął.
i tyle go widziałam. 

do zebrania się leniłam, nie było nic do roboty. Blaise, Crabbe i Goyle szykowali się do wtajemniczenia. kolejny patrol infiltrujący szkołę. 
Draco nie miał o tym pojęcia, ja niewielkie ale zawsze. 
przyszedł do mnie i blondyn. 
Draci na powitanie pocałował mnie w policzek. - lecimy ? spytał cicho. 
skinęłam głową. Crabbe Goyle i Blaise wyszli zanim arystokrata to zauważył.
Ślizgon dostał buziaka i zabrałam go do Dworu.
zdziwił się na widok kolegów ze szkoły, oni usiedli przy swoich rodzinach. 
ja zajęłam miejsce po lewej od szczytu stołu a obok mnie Draco.

Czarny Pan rozdał zadania, nowych wtajemniczała ciotka Draco. 
uuuu mają pecha. 

Noktrun wita. 
wilkołak gonił tą sucz, cha też, w różu choć bardziej stonowanym i pudrowym niż jej przełożona.
- ej - wrzasnęłam na niego - zostaw ją. nasz teren.
- Igniis - zaczął wilkołak - nie znamy się. jestem Greyback, służę u twego ojca. 
wyczułam smród podczas Mistrzostw, teraz miałam przed oczami zarośniętą, kwadratową, brudną i ziemistą twarz z małymi wściekle zielonymi oczami, wyżółkłymi zębami pod popękanymi wargami, postać tego smrodu.

Greyback oszołomił sukę i oddał nam ją jak kłodę ciągnąc ją za sobą. 
- wasza sucz. szkoda że szlama nie moja ...
- przeżyjesz - wcisnęłam w pazurzastą brudną rękę zmiennokształtnego kartę z następnym zadaniem - twoja szlamosucz. 
Draco stał zaskoczony, zabrał mnie do siebie razem ze "zdobyczą". 
- i co teraz Igni? spytał blondyn. 
- do piwnicy i bawimy się w doktora.
- a co ze szkołą ? spytał zaskoczony.
- zostaniemy tu na kilka dni nic się nie stanie. Draco zrobił wielkie oczy na wagary. Łowca nie miał nic za tydzień nieobecności.
- nie możemy Ignis - zaczął klarować mi to Dracon - nie da się jej zabić od razu ? spojrzałam na niego wymownie. 
- nie, wuj dał mi kilka przepisów na trutki, ważą się kilka dni, no weeź. - starałam się zrobić słodkie oczka. - chociaż ... jakby zabrać ją do szkoły ... - wizja tej, mniejszej niż Imbryk na pewno,  suki zamkniętej w Lochach ... - użycz mi dzisiaj piwnicy swojego domu.
- po co ?
- bawimy się w doktora. - uśmiechnęłam się sadystycznie. - co ty na to ?

* Draco * 

Ignis miała na sobie wyraz psychopaty.
nienawidziła Umbridge, fakt sam za nią nie przepadałem,  ale ona była w siódmym niebie na wieść o jej asystentce jako cel.

- Draacoo - przytuliła się. - malinki. dostaniesz je gdzie będziesz chciał. ale daj mi piwnicę.
- ile chcę i gdzie chcę ? Ignis podbiła do wysokiej stawki.
- dokładnie słoneczko. - pocałowała mnie w policzek. - ale pozwól mi nabałaganić w podziemiach Dworu.
- są twoje. - otworzyłem drzwi. - ale. - chciała je zamknąć ale w ostatniej chwili zablokowałem je. - pod jednym warunkiem.
- słucham uważnie.
- wchodzę z tobą. - Ignis była widocznie zaskoczona. - nie zostawię jej na twoją pastwę. ma zginąć w miejscu które wysprzątasz.
na jej twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech. - a to lepiej podwiń rękawy. czeka cię długa noc suko. - popatrzyła na niczemu winną Sylvię. przeszedł ją dreszcz. - śmierdzi na kilometr. tym lepiej.
zostawiłem Ignis pole do popisu odsuwając się pod drzwi.

- pobudka szmato. - spoliczkowała ją. kobieta się ocknęła. przerażona rzuciła się w moją stronę na klęczkach i czepiła nogawki moich spodni. Ignis chciała interweniować ale odkopałem jej ofiarę. - mrru no chodź słonko. widzę że i ty chcesz się poznęcać. - objęła mnie czule. - jaki spięty Ślizgon. - odetchnąłem. - no dobra. przyjemności potem.
- a czy nie jest to przyjemnością ? spytałem zaskoczony.
- dobrze więc uściślę. - spojrzała mi w oczy. - o wiele większe przyjemności. - kobieta znowu czołgała się do drzwi. kolejny kop. tyle że od Ignis. a ona nierozstawała się z glanami. - gdzie. - warknęła. - Drraco słoneczko unieruchomisz mi ją ?
- proszę bardzo. - machnąłem różdżką. ciotka nie raz trzymała ofiary pod łańcuchami z podłogi. wystarczyło je przywołać. - co teraz ?
Ignis sięgnęła do buta. - bawimy się w okulistę. - zaśmiała się łamiąc jej nogi. - i tak cię poskładamy. - mruknęła z niesmakiem.  pochyliła się nad asystentką Umbridge. - otwórz oczy. - powiedziała spokojnie. ofiara zacisnęła powieki. - nie tak to inaczej. - uśmiech psychopaty nie schodził z jej twarzy. odcięła prawą powiekę z dokładnością chirurgiczną wręcz. - teraz już go nie zamkniesz. - dziwne ale Ignis w fazie sadyzmu wyglądała na zadowoloną czy nawet spełnioną "zawodowo".  poza tym uśmiech rzadko kiedy się u niej pojawiał. lekko maniakalny wzrok, uśmiech psychopaty i skupienie oraz dokładność pracy robiły z niej, co mnie dziwiło, bardziej pociągającą dziewczynę.  widziałem jak delikatnie się zwija jakby łaskotana emocjami ofiary. sprawiało jej to przyjemność.      wyciągnęła na nożu oko na długim nerwie który odcięła.  z rany polała się krew plamiąc jej palce i szatę.  oblizała dłoń. - słooneeczkoo - przywołała mnie łągodnie. - obudź mi ją proszę. - rzadko słyszałem "proszę" z jej ust. a teraz jej usta lekko drżały. - prooszę. - powtórzyła wstając. - no nie bądź taki Draco. - weszła pod moje ramiona i czułem jak drży. złożyła na mojej szyi pocałunek. - prooszę. szepnęła mi na ucho.
odsunąłem ją.

pomimo swojej szewskiej pasji do mnie zwracała się jeszcze łagodniej niż zwykle, była delikatniejsza, jakby zdając sobie sprawę z tego że chce żebym czuł się bezpiecznie.

pogładziłem ją po łopatkach. wygięła się delikatnie.
- no zostaw teraz nie. - oddaliła mnie szeptem. - najpierw trzeba ją ocucić, pozbyć się drugiego oka, zasklepić rany. i wrzucić ją do tego. - kopnęła skrzynię sporych rozmiarów. - w tym trzymano Moddy'ego. tego prawdziwego Moody'ego. ojciec wrócił ją tutaj. - oblałem zemdloną ofiarę Ignis wodą. - dziękuję skarbie.
kobieta wrzasnęła.
Ignis musiała zmienić wodę w jej ranie na alkohol.
asystentka popatrzyła na mnie błagalnie. - proszę. - wyciągała ręce które Ignis jednym jedynym ruchem połamała. - proszę.
- nie licz na to. - odpowiedziałem cicho. Igni posłała mi dumny uśmiech. - skarbie. - przywołałem niedoszłego kata. - pozwolisz że spróbuję ?
widziałem że jest ona w stanie rzucić mi się na szyję. - oczywiście. zapraszam doktorku. - kobietę ponownie powaliła. - leż. i radzę ci się nie ruszać.

usiadłem naprzeciw twarzy kobiety.
Ignis boleśnie dla niej trzymała jej głowę.
powoli wbiłem ostrze.
ofiara krzyknęła z bólu i próbowała się rzucać.
oko wyszło łatwiej niż przewidywałem.
na długim nerwie który również odciąłem i tak samo jak Ignis zostałem lekko ubrudzony krwią, widniało pierwsze trofeum.

wiedziałem czemu jej dawało to takie emocje.
miała kontrolę, mogła słyszeć prośby o litość, a nawet o śmierć.
dawało to satysfakcję.
i to o wiele większą niż gnojenie młodszych, tu szło o życie nie o humor.

podniosłem się. - dobrze ?
poczułem jedynie jak Ignis wprasza się do moich ust.
- genialnie. - pocałowała mnie w policzek. - szzz ...
pod drzwiami musiała coś wychwycić.

- ale panie ... ciotka.  ciotka musiała rozmawiać z jej ojcem.
- nie ma "ale" Bellatrix. przerwał jej łagodnie.
- ale panie ... - ciotka zawiesiła głos. - ale panie ja ...
- mówiłem już. nie ma "ale".
- ale panie ... - słyszałem oddech ciotki. - ale ja cię kocham panie. Rudolph to tylko formalne małżeństwo.
- Bellatrix. - odsunięte krzesło. - znalazłem Aollicep.
mina ciotki zbladła lekko. - ale ... ale ona zginęła lata temu panie.
- nie zginęła jak się okazało. - ojciec Ignis przeszedł przez salon kilka kroków. - znalazłem ją.
- to niemożliwe panie ...

aportacja.
weszła do salonu kobieta.
wysoka, chuda jednak widać było że silna,  o kasztanowych włosach oraz ciemno zielonoszarych oczach, ubrana w suknię.
podeszła do Czarnego Pana i pocałowała go w policzek.
- witaj Tom.
co mnie i Ignis jeszcze bardziej zaskoczyło, On jej oddał tym samym gestem. - witaj Aollicep.

^ to ...  to moja matka Draco. ^ usłyszałem myśl Ignis.
^ widać. ^ odpowiedziałem.

- jak tam u Ignis ? - zagadnęła nowoprzybyła. ciotka odsunęła się. - co Tom ?
- Bellatrix mam nadzieję że nasze rody zostaną w przyjaznych stosunkach jak dawniej.  zwrócił się do ciotki Voldemort.
- oczywiście panie.  powiedziała cicho i chłodno ciotka i zniknęłą.

- Ignis niegrzecznie jest podsłuchiwać. - skarcił ją ojciec. - zapraszam. miałaś ją poznać w zeszłym roku ale po Czarze stwierdziłem że lepiej to spotkanie przełożyć. - Igni odsunęłą się od skrzydła drzwi za którym stała. wyszła do salonu lekko sztywno. - chciałbym ci przedstawić twoją matkę.
w jednej chwili zmierzyła ją wzrokiem i przytuliła się do niej. płąkała. - ma... mamo ...
uśmiechnąłem się widząc ją szczęśliwą.
- Draconie nie dotrzymasz jej towarzystwa ? usłyszałem uwagę.
machinalnie wyszedłem.
matka Ignis zmierzyła mnie krytycznie wzrokiem. - Ignis mogę wiedzieć co to za młodzieniec ? spytała ją chłodno matka.
- em ... - chyba nie wiedziała jak to wytłumaczyć. - to jest Draco. - podszedłem do odklejonej Ślizgonki. - mój chłopak.
- spróbuj ty ...
- Aollicep. - uspokoił ją jednocześnie jej przerywając Voldemort. - spokojnie.

- Ignis - spojrzałem na nią. - jestem na górze.
- niedługo będę. pocałowała mnie w policzek

* Ignis * 

mama popatrzyła na mnie zaskoczona.
- wypalenie. - mruknęłam cicho.  kurde dziwne uczucie. po raz pierwszy w życiu wstyd. - obiecałam mu malinki ...
- Aollicep to ja was zostawiam. - ojciec wychodził. - nie nadużywaj autorytetu Ignis.  pouczył mnie na koniec.
ale był to raczej żart.

- Ignis - Aollicep wskazała sofę. bo nie ma to czuć się jak u siebie ..  - nie wiem od czego zacząć. ogólną historię nakreślił ci już tata. - pokiwałam głową. - nie zostało mi zbyt wiele do powiedzenia.
- mamo ... - wyczułam zapach wampira. - jak ?
- byłaś zachłannym dzieckiem. - uśmiechnęła się. - twój ojciec wykradł odrobinę Kamienia Filozoficznego. ty zostałaś normalna. na mnie się to odbiło. teraz jestem nieśmiertelna.
- to dlatego ....
- owszem. - mama pocałowała mnie w czoło. - idź już bo ten blondyn ci ucieknie.
- a mamo. - zatrzymałam ją. - napiszesz prawda ?
- masz dziennik od taty. ja też - popukała notes. - będę pisać.
- dobranoc.
- zapakuj tą sukę do skrzyni. poradziła na koniec i zniknęła.

poczułam czyjeś dłonie na ramionach.
- straciłem do ciebie cierpliwość słonko. - szept i te cholernie dobre i cholernie drogie perfumy. - słyszałem że ma cię spotkać wypalenie.
- potem. - próbowałam się wykręcić. - Draco muszę wrzucić tą sukę do skrzyni i jej nie połamać.
- zajmie ci to minutę. - zaprowadził mnie do siebie. - a wypalenie trwa o wiele dłużej.
nie znosiłam mu ulegać.
nie znosiłam tego że nie potrafiłam oprzeć się tym błękitnym oczom i słuchać rozsądku.
ale wiedziała cholera jedna jak mnie podejść, jak mnie sobie ułożyć.
- Draco ... ostatnia próba walki.
uśmiechnął się wrednie.
wzbudziłaś w nim sadystę, wredotę i rebelianta to masz Ignis.
- nie. - powiedział chłodno zatrzymując mnie daleko od progu. - obiecałaś coś.
- wiem, ale może nie kiedy - usta na szyi.  cholernie się poprawił w kwestii szukania czułych punktów. cholernie za dużo.    nie. wrzucę ją do skrzyni i potem będę miała czas.   - Draco ...
- potem ją wrzucisz do pudełka. - zarządził rozdrażniony.  - teraz - pogładził mnie po skrzydłach. - zostajesz tutaj. skoro czeka cię wypalenie.
- nie. nie waż si... - zrobił to. trzeci guzik koszuli, czwarty. i nie ma.  zabijcie mnie ale on aż się prosił o podniesienie rachunku. - widzę treningi dobrze ci zrobiły. - on tylko cholernie się uśmiechnął. bez słowa mnie położył i pocałował.    uwielbiałam te jego pocałunki, fakt faktem,  ale ...  polepszył się.  jakby ... niemożliwe. miód. cholera jedna jadła miód.      zabić go to mało.

granicę usunął.

niech ma pamiątkę, on może a ja nie ?
gładziłam jego, teraz cholernie spięte, łopatki.
 
przesuwał granicę bardzo powoli.
oj na zebraniach będzie sadystą nie gorszym niż Bellatrix.

odsunął się i cholernie prowokacyjnie oblizał lekko wargi.
- teraz możesz iść.
- cholerny, wredny, wyrachowany, sadystyczny, buntowniczy Ślizgon. - wyliczyłam mu Draco traktował to chyba jako komplementy bo widziałam dumę w jego oku. - chodź tu do mnie słoneczko. - położył się obok i przygarnął mnie do siebie. - i tak do cholery cię kocham.
- słodkich snów Księżniczko.  odpowiedział już bardziej "po swojemu" i przykrył mnie i siebie kołdrą.

rano zasklepiłam i oczyściłam rany po operacji z wczoraj, poskładałam suce kości i zapakowałam ją do kufra który zmniejszony został w mojej sakiewce. 
kiedy już to i upuszczenie z niej krwi miało miejsce i wyszłam "do świata" rodzina Dracona jak i on sam jadła śniadanie. 
- zapraszam Igni - Ślizgon przesunął mi krzesło - jak się spało ?
- doskonale Draco. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. już on wiedział czemu. - a tobie ?
- wyśmienicie. - otarł lekko usta. - zbierajmy się do szkoły.
- jak chcesz. - zjadłam kilka plasterków wędliny. - ja jestem gotowa.
- wypij herbatę Ignis. - Lucjusz wskazał na stojący przede mną kubek. - nie musicie się tak spieszyć Draconie. dopiero 5:30.
spojrzałam na blondyna.
a tylko spróbuj mi się wykręcać od malinek cholero jedna.

dopiłam herbatę, jak się okazało czarną z dwoma łyżeczkami cukru,   i wyszłam na dwór razem z Draco.

Snape nic nie powiedział kiedy zobaczył nas podczas swojego dyżuru, jedynie podał mi kilkanaście butelek, pióro i kartki.
praca naukowa, kocham pracę naukową. 

Draco już nawet nie zauważał bazyliszka który pomknął w głąb labiryntu. 
- co z nią robimy ? spytał. 
- jest tu pomieszczenie celi, bo Komnata dopasowuje się do dziedzica. - wskazałam nowe drzwi - widzisz słonko ? Draco stał oniemiały. - myślałem że tylko Pokój Życzeń ..
- to jest moim pokojem życzeń - odpowiedziałam rozkładając ramiona - szkoda że życzenia dotyczące ludzi się nie spełniają - Draco zauważył mój uśmieszek - wiem. uprzedziłam go. 
arystokrata jedynie położył się i pocałował mnie w policzek. na "dobranoc". 
Draco dał mi się ułożyć i zasnąć na te dwie godziny.
potem zabrał mnie do dormitorium oczywiście upominając się o wynagrodzenie.
- Draco ale pobudka ...
- tylko szyja. - odpowiedział zajadle. - resztą nie będę się chwalił.
- to daj. - rozchylił kołnierz koszuli. zbliżyłam się do jego skóry. - wiesz co ... - nakreśliłam linię palcem. - jesteś słodki. - pocałowałam wybrane miejsce. jego ta suka gonić nie będzie za nieład. będzie się chwalił malinkami. - ile chcesz ?
-5. jeszcze 4. - objął mnie w tali. - jeżeli nie chcesz łapanki radzę się pospieszyć.
- nie poganiaj mnie bo się zdenerwuję.  - podrapałam go delikatnie po karku. - i tak jesteś kochany.  druga malinka.   kroki na schodach.
Pansy.  świeetniee.
- co ?? - wykrztusiła jedynie. - wiedziałam że chodzi ci o krew.
nie poszłam od niego.
- mm Ignis puść. - odezwał się blondyn. odsłoniłam malinki. - widzisz gdziekolwiek ugryzienia ?
- no i popsułeś. - odpowiedziałam mu. - daj mi tą szyję. - przygarnęłam go delikatnie.  dokończyłam to co mi przerwano. - już.
arystokrata popatrzył w lustro które zrobił z powietrza. - no - odwrócił się do mnie. - zamknij oczy Ignis.
zrobiłam to bez oporów.
pocałował mnie. palce trzymał na moim karku.
i nic mi do szczęścia nie potrzeba.
oprócz głowy Umbridge.

Draco trochę przeciągnął buziaka ale niech ma.
ja też go nie puściłam przy suce.

śniadanie minęło względnie spokojnie.
Harry patrzył na mnie i Dracona krzywo.  szczególnie na Draciego się burzył kiedy zobaczył malinki.

Harry po śniadaniu mnie odebrał od Ślizgona i zaprowadził pod jakąś ciemną ścianę. 
- Ignis - zaczął cicho - miałem koszmary. On ma Syriusza.  

niemożliwe, ojciec wiedział że wyczuję obecność Syriusza nawet jakbym o niej nie wiedziała. 

- to nie jest możliwe Harry. odpowiedziałam mu. 
- jest. to ty nic nie widziałaś ? nic nie wiesz ? zdziwił się brat. 
- no nie - odparłam - zapominasz że nie sypiam, a nawet jeśli to ...
- to .. zagadnął zdenerwowany brat. 
- to nie mam koszmarów. - pogładziłam się po karku - no ... sypiam po wypaleniach ... 
- Malfoy - prychnął - pogadamy o tym potem. - urwał - musisz go namierzyć. 
- nie rozumiem. 
- no na pewno mogłabyś GO namierzyć jakby wdarł się do twojej głowy. dlatego musi robić to mi. 





































niedziela, 19 stycznia 2014

Rok V Rozdział VI Ruch Oporu ( Powtórka z Historii )

z samego rana przeszłam do wieży Gryffonów.
Gruba Dama jak tylko postawiłam stopę przed jej portretem mnie wpuściła.
- Fred, George. zbierzcie kolegów. - rzuciłam pomijając "cześć". - za kwadrans w Pokoju Życzeń !
stawili się.
- jest tu ktoś z Ligii ? - odpowiedziała mi salwa śmiechu. - macie dość tej suki ?
- to raczej jasne. - rzucił George. - a co ? robisz wywiad dla swojego Księcia ?  zrobił rozczulony ton.
- w ym jednym punkcie się z nim nie zgadzam. - odpowiedziałam mu na luzie. - do jasnej cholery zakazała łażenia w glanach. - "uuu" przeszło przez salę.  jak byłam w stanie rozstać się z gorsetami, normalnymi ciuchami na rzecz mundurka tak sprawa butów była wypowiedzeniem wojny. - dostanie. jasną i klarowną wojnę.
- co chcesz ją zadźgać nożem ? zaśmiał się George. albo Fred.
- nie. - rzuciłam. - chociaż chciałabym to nie mogę. - poparł mnie pomruk. - jako że i wam ta sucz nie przypadła do gustu ze swoimi zasadami to mamy wspólnego wroga.  nie ma jak się uczyć Obrony. Ministerstwo chyba chce się nas pozbyć. - Harry wszedł na stolik obok mnie. - potrzeba tu prawdziwych metod. a nie pierdolenia o teorii. - spojrzałam na brata. - masz ich szkolić. ja zajmę się stroną czysto techniczną.
- nie rozumiem.
- ustalanie czasu, spotkań, miejsca. jak coś się sypnie wybronię was.
- chyba sobie żartujesz Ignis. - odpowiedział mi brat. - nie weźmiesz całej odpowiedzialności.
- wezmę. - spojrzałam mu w oczy nie znosząc sprzeciwu. - dobra. teraz nasza nazwa.
milczenie.
- może .... - zaczęła Hermiona. - Gwardia ...
- Dumbledore. - palnął Harry. - Gwardia Dumbledore'a. - poszły brawa. - dobra. od czego zacząć ich uczyć ?
- Patronus. jednak każdego nie wybronię, nie zawsze mam kontrolę nad dementorami. będzie dobrze jak będą go znać. - zasugerowałam bratu. - idę na czujkę. jak ją zobaczę postaram się odciągnąć.
- powodzenia siostrzyczko.
- miłego szkolenia ich braciszku.  odpowiedziałam.

* Harry * 

Ignis nareszcie od tych kilku lat zaczyna coś ze mną robić wspólnie. 
Gwardia Dumbledore'a.
jakbym widział siostrzyczkę przeciwko Amber.

- dobra. - zacząłem. nie wiedziałem jak im to wytłumaczyć. - Patronus to zaklęcie, jak sie pewnie domyślacie, przeciwko dementorom.- kontynuowałem niepewnie - musicie się mega skupić żeby uzyskać jakikolwiek efekt - przed oczami pojawił się dementor. pomyślałem o krótkim bo krótkim zerwaniu Ignis z tym pudrowabym tlenionym idiotą.- Expecto Patronum ! - wystrzelił w powietrze jeleń i odgonił widmo - musicie myśleć o najlepszej rzeczy jaka was spotkała żeby cokolwiek z tego było.
tłum zrobił wielkie oczy na patronusa i każdy chciał spróbować. 
- Harry ! - zaczął któryś z bliźniaków - trzeba to dać innym domom. inaczej klapa. 
- racja. polećcie kurierem po innych domach, oprócz Slytherinu ! Fred i George wybiegli na zewnątrz żeby rozgłosić nabór. 

Ignis się ucieszy ... 

                                * Ignis * 

siedziałam na korytarzu udając że czytam książkę. 
suki nigdzie było, zero odoru perfum. 
zapomniałam że pierwsze zebranie ma dzisiaj Liga. 

Draco ... po co ty do nich dołączasz ?

zatoczyłam nad głową feniksa z ognia.
po godzinie pustki wróciłam do brata który trenował z nimi patronusa.
jeszcze sporo przed nimi ...

- czysto braciszku. - oznajmiłam. - ja wracam na czujkę.
- Ignis. - Harry złapał mnie za nadgarstek. - podobno cały Slytherin jest w tej Lidze. powiadomiliśmy inne domy o tej szkole.
- dobra. - odpowiedziałam mu. - tak Harry. jestem jak to określiła ta sucz "zakałą Slyhterinu". jedyna z naszego domu nie wstąpiłam do organizacji tej suki.
- Ignis nie pultaj się. - odpowiedział mi któryś z bliźniaków. - twój ukochany na pewno pracuje tam za siebie i ciebie.
- zatkać dzioby bo jak quidditcha kocham narysuję wam wąsy żeby was rozróżniać.
roześmiali się a ja i Harry razem z nimi. 
ale musiałam iść na zwiad. 

Imbryk przez kolejną godzinę się nie pojawiła.
nudziłam się ale co zrobić ? trzeba przetrwać. 
zrobiłam smoka ze wszystkich żywiołów i się nim bawiłam, było nudno a to jedyna rozrywka na czas czuwania. 
Imbryk i teraz nie było, dobre i to. 

Draco wyszedł na korytarz. 
- no i jak Księżniczko, tęskniłaś że tu siedzisz ? spytał lekko złośliwie. 
- żyję jak widzisz, a i tak, trochę tęskniłam. - przytulił mnie - a jak tam zebranie u tej suki ? 
Draco trochę pomilczał. - jakoś. nudno trochę fakt ale chyba  warto.
- tu - wystawiłam mu policzek. - buziaka.
- a "proszę" ? spytał złośliwie.
- prooszę. - dostałam buziaka. - jeszcze jednego. - spojrzałam mu w oczy. Umbridge nie ma.  - a .. - odwróciłam do niego usta. - a tu dasz ? uśmiechnęłam się i zostałam przytulona oraz pocałowana.
wyczuwałam na piętrze wyżej sukę. - leć do dormitorium skarbie. dogonię cię.
- do zobaczenia. zabrał torbę i poszedł.

weszłam do Pokoju Życzeń.
- suka idzie. wychodźcie pojedynczo, albo parami. szybko.    Gryffoni, Krukoni, Puchoni wyszli błyskawicznie oraz zorganizowanie.
dzwonek na przerwę zrobił że zatopili się w tłumie uczniów na korytarzu i nie można było powiedzieć czy wyszli wcześniej czy później.

sucz 0  Ignis i Harry  1
gramy dalej.
powtórka z historii trwa.
bunt trzeba kontynuować.




sobota, 18 stycznia 2014

Rok V Rozdział V Chyba Nie ...

minęło kilka spokojnych względnie godzin po naszej wygranej.
Draco miał na szyi obiecane 10 malinek.
siedzieliśmy w pokoju wspólnym i oczywiście dostałam nie zaproszenie a nakaz gry w szachy z Blaisem.
jako rewanż o treningi indywidualne, o wokal dla Dracona oczywiście indywidualny.
niezbyt chciało mi się grać.
lekkomyślnie grałam ale nawet mojego rozkojarzenia Zabini nie potrafił zbyt dobrze wykorzystać.
ale koniec końców wygrał.
Draco i tak wiedział że jego kolega dostał spore fory, ale pomimo tego cieszył sie na tygodniowe wolne od indywidualnych oraz na wokal.
zatarł ręce.

oczywiście chciał przy tłumie.
no co mogę zrobić ? to on ustala warunek.
uśmiechnął się.
ale moje udzielanie się ma cenę.  ustawiłam stolik, on sobie na nim stał.

* Draco * 

Ignis włączyła muzykę.
krążyła wokół mnie. czułem na sobie jej palce, krążyła nimi po plecach jak i brzuchu.
śpiewała. ale dla mnie.
wybrałem jej piosenkę z zakłądu z Kastielem.
Bad Rain.

nie zauważyłem kiedy zabrała mnie do Komnaty, i kiedy od nowa zaczęła śpiewać.
tym razem z różnicą że całowała zamiast gładzić skórę palcami i głos miała bardziej prywatny.
- Ignis ... - poczułem na sobie język. - skaa. - pocałowała mnie. poczułęm palce na łopatkach. delikatnie pozbyły się zbędnej w tej sytuacji marynarki. - skarbie.
- nie mogłam się już powstrzymać. - wytłumaczyła się. - i powiem ci że miło było przegrać partię szachów.
jej oczy lśniły na trawiastozielono.
uśmiechnęła się lekko, widziałem uszy i jej ogon.
jak odrzucić coś takiego ?

 * Ignis *

popatrzyłam na Dracona.
- Książę ... - przytuliłam się. - powiedz mi - odsunęłam głowę od jego torsu. - mogę obok ciebie zasnąć ?
uśmiechnął się i chwilowo zaśmiał. - możesz.
- zapraszam. - wskazałam na komnatę naprzeciwko. spora, czysto sypialniana. dwa krzesła, dwie szafki nocne, dwie lampki, jedno wielkie łóżko.   Draco się ułożył, a materac jak się okazało był dla mnie ciut za miękki. ale w takich to luksusach gustował Draci. co tu zrobić ? spać.  kiedy się już blondyn pozbył koszuli i się umościł na poduszkach, ja ograniczyłam się do swojej piżamy i położyłam na nim głowę. - dobranoc. kochanie.
- dobranoc.  odpowiedział mi Draco i mnie objął.

pobudka byłą tradycyjnie o świcie.
oczywiście arystokrata zrobił to nader delikatnie i taktownie tak żeby poprawić mi humor a nie go zepsuć od rana.  ale jego pobudki, choćby najwredniejsze, poprawiłyby mi humor.
Draco wstał, odświeżył sobie koszulę i ubrał się.
ja miałam mniej problemu.
szafa naprzeciwko a tam moje rzeczy.
- ene due ... który z was najlepiej nadepnie tej cukierkowej suce na odcisk ... - wybrałam gorset w kolorze ciemnej maliny. w teori powinnam nosić koszule i krawaty.  nosiłam krawaty, szaty, a pod nimi to co mi się chciało.  nikt tego się nie czepiał. 90% uczniów jak wyczuło że nie zwracają uwagi na to co masz POD szatą ale czy NA UBRANIU masz szatę to nosiło co komu się podobało.   - ty skarbie.  wyjęłam cacuszko.
Dracon prawie nie zakrztusił się własnym oddechem z wrażenia. - Ignis ... - dotknął mojego czoła. - nie masz gorączki. co ci się stało ?
zaśmiałam się. - a to. Bones i jego wątpliwy gust. ekhem. - wystawiłam się wiązaniem. blondyn błyskawicznie i fantazyjnie dokonał dzieła. - pięknie.
za to jemu plątały się palce przy krawacie.
- do jasnej cholery. zaklął cicho.
- mam bardzo dobry słuch. - naznaczyłam. - daj. - wykonałam kilak ruchów, takich samych jak te które zrobił Kastiel wiążąc mój krawat ... - proszę bardzo. magia. - uśmiechnęłam się złośliwie. - nie rozumiem skarbie. gorset zawiążesz w minutę w najbardziej finezyjny węzeł. ale krawata już nie.
- cicho. - odpowiedział mi. - idziemy.
zabrał mnie za rękę i wyprowadził z Komnaty.

na piętrze spojrzał jeszcze raz na górę mojego stroju. - nawet w różu ci do twarzy. stwierdził.
- panie doskonały idziemy pod prysznic. - wepchnęłam go do łazienki. - ja swój prysznic miałam.
- wredota.

zaśmiałam się i jeszcze raz dla pewności zasłoniłam się chmurą deszczu i spłukałam brud.
Draco i tak był czysty ale pościel w Komnacie była dość stara. ale na pewno czysta.
jednak lepiej było wziąć dwa razy prysznic żeby się obudzić niż nie wziąć wcale i być nieogarniętym.
blondyn wyszedł z lekko wilgotnymi włosami z łazienki i objął mnie.

do pokoju wspólnego poszliśmy ale oddelegowałam go spać na te kilka godzin. ale nie bo po co.
lepiej jest podać dwa kubki herbaty na stół w pokoju wspólnym i kocyk.
usiadłam na kanapie, dostałam kubek czarnej herbatki z dwoma łyżeczkami cukru ( skąd ten pomysł nie wiem )  i zostałam przykryta kocem.
wypiłam czystą, czarną, liściastą, lekko słodzoną herbatkę dość szybko. w porównaniu do Draco, który sączył ją jakby każdym najmniejszym łyczkiem się delektował.
siedzieliśmi w milczeniu, nie było niczego do rozmowy. 
- Draco - zaczęłam kiedy już odstawił puste naczynie na stół - a co z treningami indywidualnymi ? 
Ślizgon spojrzał na mnie - nic. raz dziennie. 
- dobra - ucieszyłam się - rano czy wieczorem ? 
- zobaczymy. odpowiedział spokojnie. 

usłyszałam powolną krzątaninę na górze. 
pobudeczka. 
blondyn też usłyszał kroki ale się nimi nie przejął. 
nie było kim. związek jawny.

poszliśmy powoli na śniadanie.
Draco, ku mojemu zaskoczeniu, spróbował sushi.
- całkiem dobre. ale dość dziwne. powiedział po spróbowaniu jednego kawałka.
- mam się podzielić czy mogę zjeść sama ? spytałam.
- daj jeszcze. - rzucił wrednie. wyjadł mi wszystkie z krewetkami. to nie fair ! - teraz już jedz.
- wredota. - odgryzłam się żartem ale zjadłam sushi. - zadowolony ?
nie odpowiedział mi ale zabrał mnie z Sali na zewnątrz.

przeszedł ze mną na korytarz gdzie stał tłumek uczniów.
Filch wisiał na drabinie.
jeden obraz ściągnął i przywiesił na jego miejsce dwie tabliczki.
" oficjalnie zabrania się przebywania osób płci przeciwnych w odległości mniejszej niż dwa cale. nakaz noszenia szat ( biała koszula, krawat domu, szata szkolna  ) oraz bezwzględny zakaz noszenia obuwia ciężkiego, tj. tzw. glanów  jest bezwzględny. za złamanie obydwu zasad grożą punkty ujemne dla domu, szlaban, oraz naganna.  prof. Dolores Umbridge " 

no zobaczymy.

drugi napis głosił.

" chcesz pomóc swojemu domowi w zdobyciu Pucharu Domów ? zapisz się do Ligii Honorowej. członkowie Ligii będą pilnować porządku na przerwach, udzielać reprymend oraz kar punkowych osobom nie stosującym się do regulaminu szkoły.  w zależności od zasług w Lidze otrzymasz odpowiednio 30, 40, a nawet 50 punktów dla swojego domu !  zapisy w gabinecie prof. Dolores Umbridge podczas długiej przerwy po obiadowej. "


zaśmiałam się.
Draco popatrzył na tabliczki.
- chyba jej się we łbie poprzewracało. dwa cale ... - znowu się zaśmiałam. - prawie cała szkoła ma parę.
- punkty ... - odpowiedział. - zapiszmy się. co nam szkodzi ...
- chyba cię pokręciło słonko. - spojrzałam rozbawiona na Draco sądząc że to żart. ale twarz miał poważną. - jak chcesz proszę bardzo. ale na moje oko to będziesz sprzątał jej gabinet albo pomagał Filchowi. ja iść na rękę tej suce nie będę.
- Ignis ... ale punkty. - powtórzył. - można ich sporo ugrać.
- jak chcesz to się zapisz. ale ostrzegałam.  odpowiedziałam ustępując mu.
- i co ? ot tak mnie puszczasz ? - zdziwił się. pokiwałam głową. pocałował mnie w policzek. - dziękuję.
- nie ma za co. ale zobaczysz. będę mieć "a nie mówiłam". ostrzegłam go.

chce wojny ta suka ?
szaty, krawat, koszulę przeżyję.
ale GLANY ????
masz kurwa poligon.
zrzuciłam szatę.

paradowałam w pół gołych odsłoniętych prowokacyjnie plecach.
dostanę szlaban - dostanie w ten cholernie różowy łeb.


przeszła korytarzem.
rozdzieliła migdalącą się parkę, chłopakom machnięciem różdżki podciągała spodnie, wkładając do nich koszule i mocniej zawiązując krawaty.
stanęłam centralnie przed nią.
zadrżały jej usta zaciśnięte w wąziutką kreseczkę.
- co to ma być panno Potter ? gdzie mundurek ?
- to jest mój mundurek. - uśmiechnęłam się. obiłam o siebie noski glanów wydając metaliczny dźwięk. - spokojnie pani profesor są czyste.
zatkało ją.
- minus 20 dla Slytherinu za nieprzestrzeganie zasad. - syknęła.  co tam 20, nadrobi się w Transmutację. - jako jedyna nie zapisałaś się do Ligii. jesteś zakałą swojego domu. nie rozumiesz kiedy zejść ze sceny i poddać się regułom.
- doskonale wiem kiedy opuścić pole gry pani profesor. - zapewniłam ją. - miłego dnia.   minęłam ją.

po lekcjach trening.
oczywiście na trybunach tej suki nie mogło nie zabraknąć.
zleciała na dół jak tylko skończyliśmy trening i mieliśmy iść do szatni.
- Potter ! - podniosła raban dobiegając do nas drobiąc kroki.  byłą wzrostu siedzącego psa. zaskoczyło mnie to że byłam odrobinkę od niej wyższa. - za lekceważenie regulaminu wylatujesz z drużyny.
pojawił się wuj na horyzoncie.
- niestety nie możesz tego zrobić Dolores. jest kapitanem, jednocześnie pałkarką jak i szukającą. dodatkowo ręczę że następnym razem zastosuje się do regulaminu. - nacisnął na mnie wuj. - to był jednorazowy incydent i więcej się nie powtórzy, prawda Ignis ?
drużyna Ignis, myśl o drużynie.  o tym jaki wycisk zgotujesz Draco. taak.
- tak pani profesor. powiedziałam chłodno.
uśmiechnęła się wygrana. - wracać do treningu ! macie wygrać.
poszła.
- jakbyśmy tego kurwa nie wiedzieli.  syknęłam za nią.
- słyszałem. - zaczął wuj. - Ignis do jasnej cholery co ci odbiło !? - spytał patrząc mi w oczy. - masz trzymać się regulaminu. i nie życzę sobie żebyś wchodziła jej w drogę. jasne ?
- ja się do niej pchać nie zamierzam. - zapewniłam mentora spokojnie. - zabroniła noszenia glanów ! w czym mam chodzić ? na boso ? - wuj popatrzył na mnie wymownie. - dobra. mam jakieś trampki.
usatysfakcjonowany wuj sobie poszedł.

- chłopaki ! - zebrałam drużynę - na dzisiaj koniec. won do zamku.
- ale ... zaczął cicho Draco.
- nie ma ale. - gotowało się we mnie. - macie iść.
poszli widząc że nie żartuję.

fajki ...    do cholery z nikotyną, nic mi nie pomaga.  nawet zapach Draco nic nie dawał.
zapaliłam. trudno.   wygrałeś Spade, miałeś rację.
dym gryzł, śmierdział i wcale a wcale mi nie smakował.
ale względnie się uspokoiłam obiecując sobie że napiszę do ojca.

weszłam w Las, przywołałam notes i napisałam mu sytuację z tą suką.
odpowiedział mi że jak przejmie Ministerstwo ( co powinno być względnie niedługo ) da mi się nad tą suką pastwić.

wypłukałam się z zapachu dymu, schowałam zapalniczkę do glana i wróciłam do zamku.
Draco widział że się pultam i nie mam ochoty na nic.
trzasnęłam drzwiami do dormitorium tak że posypał się tynk znad zawiasów. już to nie dało dobrych wieści.
- do cholery z tą różową suką. - warknęłam. - przejście młodzi. - rozepchnęłam się przez kilku z młodszych roczników. - niech tylko kurwa spróbuje ...
Draconowi wyszły oczy z orbit.  nie klęłam tak poza zebraniami.
- Ignis spokojnie bo spalisz zamek. - załagodził. oddech. tu przynajmniej tą suką nie śmierdzi. objął mnie i sprowadził na kanapę na siłę. - już. oddychaj głęboko. - oplótł mi krawatem nos. jeden wdech spowodował spadek ciśnienia. drugi odprawił myśli jak odegrać się suce Umbridge.  trzeci sprawił że chciałam rozmyślać co zrobię Draconowi za uspokajanie mnie.  czwarty ...  a jego usta kuszą.  trudno. zerwałam krawat, odłożyłam go na oparcie sofy, odwróciłam się do niego twarzą i pocałowałam.  - spokojna ?
- względnie. - odpowiedziałam już luźno. - zostaw mi ten krawat słonko.
- zrobię ci z niego kaganiec, zobaczysz. obiecał mi żartem.
- mrru milutko by było. ale ta sucz stwierdzi że jest to niezgodne z jej pierdolonym regulaminem. odpowiedziałam mu.
- Ignis spokojnie. - Draci pogładził mnie po policzku. - nie spinaj się. - niemożliwe. - wiem. - potwierdził. - ale staraj się wchodzić jej w drogę nie łamiąc zasad jej regulaminu.
- dwa cale odległości złotko. - odpowiedziałam. - nie ma objęcia, przytulenia, nawet trzymania się za ręce.
- za ręce możemy się trzymać. odparł zaskoczony.
- jak mi tu - pokazałam mu oko. - Express Hogwart jedzie skarbie. ona od razu nas rozdzieli.
- no w sumie ...
- dobranoc. - pocałowałam go w policzek. - ja idę.

jeżeli ta sucz chce mieć szkołę w ręku nie wyjdzie jej to.
po moim trupie pozwolę jej mieszać w zasadach.
jeżeli wydaje jej się że może ot tak robić tu zamęt to trafiła na złego Łowcę i złą placówkę.

nie dam jej tej szkoły.

















sobota, 11 stycznia 2014

Rok V Rozdział IV Wycisk Być Musi ...

minęło kilka dni z tą różową suczą w gronie nauczycielskim.

szykowałam się po śniadaniu do treningu.
Draco licz już lepiej do 100.  będą pompki.

spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do siebie.
będzie fajnie.

zeszłam na dół i Dracon od razu spojrzał na mnie wymownie.  chciał coś obgadać.
usiadłam obok niego. - o co chodzi ?
- bo na razie ty grasz w drużynie.  odparł nie wprost.
- wpuścić cię  na boisko ? - pokiwał głową. - umowa. jeden mecz ja, następny ty.
- doskonale. - pocałował mnie w policzek. - ty zaczynasz czy ja ?
- ty. - wstałam i się uśmiechnęłam. - trening. już. w podskokach na dół.  wskazałam mu złośliwie drzwi.
- wredota z naszej pani kapitan.  mruknął i dostał klepa w plecy.  poszedł na dwór a ja za nim.

Markusa poraz pierwszy nie było, zakończył szkołę w zeszłym roku. 
ludzie liczyli na mnie i moje pomysły. 
potrzebujemy pałkarza, silnego, bezwzględnego pałkarza z dobrym wyczuciem czasu i celu. 
- okej. - zaczęłam jak już ustawili się w szereg - kto mi powie jaki przywilej ma kapitan ? 
- dwa fronty gry. - odparł jeden Peter. - ale ty jesteś szukającą. 
- nie na każdy mecz - odpowiedziałam mu - jeden mecz gra Draco jako szukający a ja jako pałkarz, drugi na odwrót. 
poszło parę gwizdów.
- no Draco masz po niej miotłę na mecze. - pokiwał z uznaniem głową Peter. - ładnie.
- nikt nie mówił o wymianie sprzętu. - odpowiedziałam ale byłam pewna ze to już jest ustalone za moimi plecami. - do szeregu !
no i się ładnie ponownie ustawili po tym jak rozwalili linię.
dostali wycisk, a rano trawa mokra od rosy.
ślizgali się na pompkach, a ja nie ułatwiałam im zadania. na plecach każdy z nich miał lekko błotno-trawiasto-wodny ślad mojego buta.  jedynie plecy Draco uniknęły na razie tego ataku.   jak tylko podeszłam praktycznie z leżenia płasko się podnosił.
"pompuj pompuj skarbie. jeszcze i tak masz brzuszki do zrobienia."  rzuciłam mu myśl idąc dalej.
" z wielką chęcią " odpowiedział. 

Draco doczekał się końca treningu i początku jego własnego. 
stał przy drzwiach szatni i na mnie czekał.
- brzuszki dzisiaj tak dla odmiany - uśmiechnęłam się wrednie kiedy usiadł - ja liczę do trzech potem ty sam. - zrobił jedną mikroporcję - jeden. - pierwsze powtórzenie - jeden - trzeci samodzielny brzuch. a ja czekam aż mi pęknie.czwarte spięcie  - jeden - piąte powtórzenie - dwa.- spojrzał mi w oczy.  nie odpuści. - dwa, licz sam. 
ja odsunęłam się na ławkę i obserwowałam. 
bo co lepszego może być do najbardziej jawnej obserwacji niż Draco uparcie trenujący żeby dostać nagrodę ?
mru, mru. 

ale wstał i stanął nade mną. 
bez słowa, bez żadnego prowokacyjnego słówka mnie pocałował.
czułam jak bardzo podskoczyło mu tętno, słyszałam szybsze bicie jego serca.  
Draco już sam nakierował mnie na swoją górną wargę a on zajął się moją dolną. 
ale cóż ... wszystko byłoby super gdyby nie fakt że woleliśmy tradycyjne pocałunki. 
dlatego też szybko do niego wrócił. 

po kolejnym kwadransie Draco był już ogarnięty i odświeżony po treningu a ja czekałam przed szatnią. 

jeszcze kilka treningów i mecz. 
nie mogłam się doczekać. 
nawet nie faulowania Gryffonów, chociaż robota przyjemna,  ale samego sprawdzenia się w nowej profesji. 
trochę było mi szkoda szukania znicza ale fakt faktem że Draco też musi grać. 

dotarliśmy do, teraz już, śmierdzącego zamku i przeszliśmy do dormitorium.
usiadłam w dormitorium ale poczułam czyjąś niewidzialną rękę na ramieniu. 
oho ...  kłopoty .. 

wyszłam zostawiając Dracona kolegom. 

- o co chodzi Harry ? spytałam na luzie brata. 
- o co ? - spytał zły. - o to że podobno mieszkałaś miesiąc u Malfoy'a ! warknął. 
-  spokojnie bracie. - odpowiedziałam spokojnie. ale nie byłam taka jak mój głos. - nie denerwuj się. 
- nie ? - dyszał wściekły. - jak mogłaś !? - obruszył się. - zresztą. - machnął ręką. - nie tknął cię !?
- Harry ... - spojrzałam bratu w oczy. - nie zrobił mi nic złego. nie zmuszał mnie do niczego. nic mi nie narzucał. 
- pewnie rzucił Imperiusa. - wparował do dormitorium i wyciągnął Dracona za kołnierz. - co jej zrobiłeś !?
- jej ? - Draco spojrzał na mnie czule myśląc że Harry żartuje. - nic czego by nie chciała. 
ciekawe za jak niegrzeczne słowa weźmie o Harry. 
idę o zakład że o najgorsze. 
- rzuciłeś na nią Imperio !? ciągnął pultający się ze złości brat. 
to było zarówno komiczne jak i słodkie równocześnie. 
- i tak by je wybroniła jakbym choć próbował. - objął mnie. - Ignis ... 
- co ? spytałam patrząc mu w oczy. 
- czy użyłem choćby skrawka czarnej magii na tobie ? 
- nie. - odparłam błyskawicznie. - bo dostałbyś od swojego ojca. i przy okazji od ciotki i ode mnie. 
Draco wzdrygnął się na wizję.  - ty bardziej nie próbowałbym. - pogładził mnie po boku. - poza tym nie podniósłbym na ciebie ręki. 
- mrru. - pocałowałam Dracona w policzek. - widzisz Harry ? nic złego się nie stało. 
- nie ?! - nadal miał mi za złe bycie w domu Draco. - a kto wyjechał na miesiąc i mi nic nie powiedział !? 
- Harry. wiedziałam że byś mnie za nic nie puścił. poza tym bądźmy szczerzy.  nienawidzicie się jak pies z kotem. czy chciałbyś żebym postawiła cię przed faktem dokonanym typu "Harry, wyjeżdżam na miesiąc do Draco. miłego siedzenia na Privet Drive" ? no nie. dlatego wolałam żebyś myślał że jestem w domu, żebyś się nie martwił braciszku. 
to Harry'ego trochę uspokoiło, ale nadal był zły. 
jednak lepiej tak niż bez niczego.

poszedł sobie w końcu zostawiając mnie w ramionach Draco. 
a blondyn to wykorzystał i zabrał mnie do dormitorium gdzie, przy kolegach, posadził mnie na swoich kolanach. 
- no i brata masz z głowy. - powiedział uprzedzając mnie, nawet ust nie otworzyłam. - a teraz skarbie zagraj z nami w szachy. 
- jaka stawka ? 
- harówka indywidualna. - odpowiedział. za wysoko się ceni. - grasz z Blaisem.  jak on wygra mam wolne przez tydzień od tego typu treningu.  jak przegra ... podwajam ilość. 
uu no i to mi się podoba. 
- no risk no fun.  dorzucam do puli jeden prywatny wokal. wygra Blaise, dostaniesz go.  przegra cóż wtedy nie dostaniesz nic.  odpowiedziałam Draconowi. 
- wchodzę. - wystawił rękę. przyjęłam jej uścisk. - masz wygrać Blaise.   rzucił do zdezorientowanego kolegi. 
Zabini starał się wygrać,  w kilku momentach straciłam koncentrację i było niebezpiecznie blisko jego przewagi ale jakoś wybrnęłam.  
Draco siedział pode mną jak na szpilkach.  nie mógł nie patrzeć mi przez ramię a jednocześnie bał się o wynik i odwracał głowę. 
w końcu Zabini przewrócił króla na znak poddania się.   nie było opcji żebym nie wygrała podwójnego treningu Dracona. 
zatarłam ręce na oczach Draco. - no to szykuj się na podwójny wycisk słoneczko. 
- cholera, Blaise miałeś wygrać.  - odparł zwalając winę na kolegę. - ale słowo się rzekło. - pocałował mnie w policzek. - zaczynamy od jutra  ? 
- bardzo fajnie. - odparłam opierając się o jego pierś. robił mi za cieplutki, wygodny oraz kochany fotel.- no to jutro pobudka o świcie. 
- dobra. - przyjął to spokojnie. - trening do śniadania zgaduję. 
- bingo. - potwierdziłam. - a teraz coś dla mnie. - obróciłam się do niego twarzą i pocałowałam go krótko.  - żebyś nie czuł się pokrzywdzony. 
- nie umiem. - uśmiechnął się. i mnie przytulił. - która to godzina ? 
zerknęłam na niebo. - a jakoś tak na oko 8. 
- obchód zgaduję.  powiedział Draco widząc że się zbieram. 
- bingo.  odpowiedziałam mu i wyszłam.

w Lesie nic się nie działo.  
oprócz hałasu czegoś co trzasnęło i spłoszyło ptactwo z gałęzi. 

weszłam głębiej między drzewa i zobaczyłam ... 
olbrzymiego trolla. 
tak. 
w Lesie byl sobie troll. 

stał przy nim nie kto inny jak gajowy. 
- Graup spokojnie. przemawiał do niego. 
stworzenie o iście ludzkiej twarzy i takim samym,  fakt przerośniętym,  ciele spojrzało na mnie i wzięło mnie do ręki. 
- postaw mnie na ziemi. - powiedziałam patrząc mu w oczy. nie rozumiał. - ja. - wskazałam na siebie. - tam. - pokazałam na grunt.  to będzie bolało. olbrzym zrozumiał. - postaw mnie na ziemi. już. nacisnęłam ponownie a człowiekowaty posłuchał. 
liczyłam na upadek ale postawił mnie delikatnie. 
- Hagrid do jasnej burzy co to ma być za cyrk ? spytałam profesora. 
- to ... to jest mój brat cioteczny Graup. - spojrzał na mnie. - no nie mogłem go zostawić samego w jaskini. za młody jest.
- wiesz co. mugole znają słonie. - Hagrid pokiwał głową na znak że wie o co chodzi. - on - wskazałam wymownie na Graupa. - jest z 1000 razy od nich większy. nic by mu się nie stało. 
- ale to jest jeszcze młody Gaunt. - odpowiedział mi. - nie mogłem go zostawić samego. poza tym zobacz. - wskazał na drzewo. - jest przykuty. 
- to na długo nie starczy. - zasłoniłam ręką oczy. - dobra. masz go ukrywać do końca roku. potem idzie w świat. 
- dobrze Ignis. nawet cholibka nie wiesz jak się cieszę. - podniósł mnie na wysokość jakiegoś ... drugiego trzeciego piętra (?) - dobra. wracaj do zamku.  wogóle słyszałem od Harry'ego jakieś niestworzone rzeczy że kocha się w tobie Malfoy. - roześmiał się. - i to podobno z wzajemnością. 
- to prawda Hagrid. - odpowiedziałam chłodno. - do widzenia. miłej nocy. 

weszłam do zamku. 
Graup w Lesie da mi wycisk. 

Draco zobaczył że jestem nie w humorze i pod obietnicą milczenia dowiedział się powodu.
akurat jadł sobie swoje ulubione zielone jabłko i o mało się nie zakrztusił.
- co takiego !? spytał.
- spokojnie. - pogładziłam go po ramieniu. - sama też jestem w szoku. ale niech zostanie. można go wyszkolić.
- nie wierzę że będziesz tracić czas na tą kupę mięcha.  odpowiedział mi Draco.
- ja też nie. - odparłam. - ale ... - uśmiechnęłam się złośliwie. - jutro od rana robisz pompki.
- po cholerę stawiałem podwójną stawkę ?
- bo tak. - pocałowałam go w policzek. - idź spać.
- dobranoc. odpowiedział i wyszedł na górę.

z braku laku idziemy warzyć trutki.
przeszłam pod Lochy i liczyłam że będę musiała forsować zamek do drzwi ale nie.  wuj też tam był.
- Ignis co tu robisz ? spytał widząc moją obecność.
- mogłabym zapytać o to samo wujku. - odpowiedziałam i weszłam przez drzwi. - i tak nie sypiam po nocach. stwierdziłam że zamiast robić bzdury poćwiczę wywary.
- proszę bardzo. - wskazał na kociołek i palenisko. - uważałbym na twoim miejscu. godzinę temu skończyłem gnębić tu Neville'a. nie wiem co może być na podłodze. 
ekhem ...  fajnie wiedzieć. 

nic nie było. 
kociołek nawet nierozgrzany. 
ech no trudno. 
pstryknęłam palcami i pojawił się ogień. 
najpierw rozgrzałam naczynie i a potem rozpaliłam pod nim ogień i napełniłam wodą. 
- wuju mogę o coś zapytać ? 
- pytaj. 
- z jakiej cholernie landrynkowatej choinki jest ta cała Umbridge ? niby Ministerstwo ale ... nie ma praktyki na OpCM bo "niebezpieczne i bzdurne bo nie uczy do egzaminów".  
- nie wiem. jej metody są ...  wątpliwe. ale Ministerstwo to Ministerstwo. 
- jak ojciec je przejmie chcę dostać prawo do skręcenia jej karku. odparłam. 
wuj odetchnął co przypominało hamowany śmiech. - a nie lepiej to ? - podał mi księgę z wywarem.  trutka powodująca wypalanie organów i bolesne ich wymioty. - dłużej by cierpiała. 
- ty też się zgadzasz z poglądem że to różowa sucz ? 
- poniekąd. ale ma to zostać w murach Lochów. 
- jej. - uśmiechnęłam się. - ciekawe co ona tu nakręci skoro próbowała wlepić mi szlaban już pierwszego dnia. 
wuj zamarł nad kociołkiem. - co ? 
- no tak. grono profesorskie nie wie bo i chyba nie powinno. - odchrząknęłam. - sprzeciwiłam się brakowi praktyk, razem z Potterem podniosłam głos o powrocie ojca a ona oczywiście "że niemożliwe".  pokazałam blizny, a ona jak już zeszłam z ławki powiedziała że mam szlaban. wybroniłam się.  - Snape pokiwał głową z "aha" wypisanym na twarzy. - już wiem że jestem jej wrzodem na różowym landrynkowym siedzeniu. 
- nie stawiaj oporu Ignis. - odpowiedział mi po chwili. - nie ma po co.  przeciwstawianie się jej nic ci nie da. 
- zobaczymy wuju. - odparłam nieprzekonana jego argumentacją. - dobranoc. przeciągnęłam się i zostawiłam trutkę na malutkim ogniu. 

Draco jednak nie spał, czekał na mnie w pokoju wspólnym i wziął mnie na ręce. 
- co ci odbiło ? spytałam zaskoczona. 
- idziemy spać Igni - powiedział spokojnie - co ? 
- no bo ... miło tak - zarumieniłam się - czuję się jak księżniczka. 
Draci pocałował mnie krótko, położył mnie na moim łóżku i ku mojemu zaskoczeniu przykrył mnie kołdrą. - dobranoc Księżniczko. 
- dobranoc Książę. - odpowiedziałam mu nadal zawstydzona i położyłam się głębiej pod kołdrę. - dobranoc. 
Pansy patrzyła na mnie jak na UFO bo Draco przyniósł mnie tu na swoich ramionach i sam mnie tu położył. 
- o co chodzi Pansy ? spytałam ją. 
- nic. odpowiedziała obojętnie. 

Draco skarbie ... 
położyłam się spać. 
śnił mi się, widziałam go w wyobraźni, mru całował mnie i znowu jako wilczek mnie podgryzał po policzku i szyi. 

dzwonek. 
Draco ... 

wstałam i zobaczyłam nad sobą zaskoczonego blondyna. 
- zaspałaś skarbie. - poinformował mnie łagodnie - czemu ? 
- ty mnie przyniosłeś to masz kocie - odparłam - i masz mój słodki sen. 
- miło wiedzieć - odparł mile podniesiony na duchu - a teraz wstawaj, lekcje i mój trening. podniosłam  się z miejsca,  stanęłam sobie w płomieniach żeby już nie tracić czasu.   ubrania w ogniu nie spłonęły i było to bardzo szybki acz odorbinę męczące przebranie się i odświeżenie. 
Draco spojrzał na mnie zdziwiony. - no chodź. - zabrałam go za nadgarstek.  teraz to on się zdziwił. - co ? myślałeś że odpuszczę temu - pogłaskałam go po brzuchu. na sekundę przystanął i był szczęśliwy. - nie licz na to. podwójna stawka. a że wczoraj miałeś tylko trening poranny to dzisiaj wieczorem siedzisz dłużej.  - uśmiechnęłam się wrednie ale wiedziałam że będzie negocjował. - i nie ma dysku... - uparciuch mnie pocałował.  na korytarzu, bez powodu.  - nawet twoje usta mnie nie przekręcą. dzisiaj wieczorem dwie godziny treningu i nie ma bata. 
nachmurzył się. - naprawdę nic cię nie przekona ?  spojrzał urywkowo na swój krawat. 
o nie ...   nie ma mózg.  trzymamy się razem i nie ma odpuszczania. 
- naprawdę nic. 
Draco uśmiechnął się wrednie, moja dłoń w sekundzie została położona na jego klacie. - naprawdę nic ? spojrzał mi w oczy. 
oddech. - naprawdę nic. odpowiedziałam twardo. 
- zobaczymy kotku. - szepnął złośliwie. - nie każesz mi chyba ... - spojrzał mi w oczy. wiedział że wiem o czym mówi. - co ? 
- tylko spróbuj ... - odetchnęłam z sykiem a on co ? udaje że nikogo nie ma i dobiera się do krawata. - wieczorem robisz 1000 pompek. 
- jesteś pewna ?
pacnęłam go po palcach. - tylko spróbuj a już ja cię oduczę.
- czyli zobaczysz co da się zrobić ? dopytywał się wrednie.
- nie obiecuję.  rzuciłam wymijająco.
- Ignis mamy trening ? spytał.
- owszem. - odpowiedziałam wrednie. - tknij krawata robisz dodatkowo 100 pompek. 
- ech ...  - odetchnął zrezygnowany - dobra. 
Draco zabrał mnie do szatni. 
zdjął koszulę żeby jej nie przepocić i położył się na kaflach. tam gdzie był ogrzałam je by mi się nie przeziębił. 
- jeden - wśliznęłam się pod niego - jeden - pocałował mnie w policzek - jeden - Draco trafił na moją szyję - mrru - zaatakowałam jego usta. Draci oddał pocałunek. przyjemnie,  stanowczo no i po "złemu" .
Draco nie chciał mnie spod siebie puścić.
jednak musieliśmy wrócić do Hogwartu. 

Imbryk popatrzyła na nas jak na UFO ale nic nam nie powiedziała. 

Draco poprowadził mnie do sali na śniadanie, ku mojemu zdziwieniu nakarmił mnie posiłkiem. 
- skarbie .. - zaskoczył mnie - nie musiałeś. 
- ale czy nie chciałaś ? Draco spytał zdziwiony.
- noo ... - zaczęłam - no trochę. wybąkałam cicho. 
- więc proszę bardzo - podał mi kolejny kęs - dostanę to samo ? 
- owszeem - powiedziałam i nakarmiłam Dracona - smacznego. 
Śluzgon się uśmiechnął a Harry przeszedł do stołu widząc nasze śniadanie. 
przystanął na chwilę ale nic nie powiedział. 

blondyn odprowadził mnie pod salę do Transmutacji.
usiadłam na korytarzu i odgoniłam go od siebie, miał jeszcze kolegów. 
Draco odszedł i zajął się kolegami. 

Cirispin powiedziałby  " a nie mówiłem Kapturku ? podobasz mu się. "
och jak brakowało mi zarówno ciętego humoru Łowcy, jak i spokoju Laurilela.
na wspomnienie jego listu wrócił we mnie żal i pustka na jego miejscu.

nie. nie ma rozwalania się.
zostajesz silna Ignis.
bierzemy się w garść, trzeba żyć, nie się załamywać.

wstałam i poszłam do Pokoju Życzeń.
Transmutacja może poczekać.

otworzyłam drzwi i zobaczyłam ...
braciszka z Cho.
Cho Chang, była Cedrika.
najwyraźniej zakochana w Harrym.

- ekhem ... - zaczęłam przerywając im sielankę pocałunku. - można ?
Azjatka spojrzała to na mnie to na Harry'ego któy zdębiał.
mi zabrania.
ale sam nie próżnuje.

sala zmieniła się w salę do ćwiczeń.
bo nie ma lepszego sposobu na pozbycie się smutku niż jego wypocenie.

brat odsunął się od Krukonki i spojrzał na mnie zły.
udałam że nie zauważyłam jego wkurzenia.
Harry i Cho wyszli porzucając mnie samą.

wzięłam noże, łuk i miecze i odetchnęłam.
Pokój zaczął obrzucać mnie ...
owocami.
tak, owocami.
arbuzy, banany, pomarańcze, pomelo, grapefruity, śliwki, winogrona, brzoskwinie, jabłka.
wszystko czego dusza zapragnie.
mój trening miał zmienny rytm, czyli w sumie jego brak.
ataki były słyszalne ale następowały w momentach niespodziewanych.
wyszłam rano z niewielką plamką soku jabłkowego na krawacie.
jedyny owoc który musiał puścić sok, na koniec treningu, i to jabłko.

Draco wrócił uchachany po spotkaniu z kolegami, i jak się okazało gnębieniu kogoś młodszego z Gryffindoru.
- Draconie Lucjuszu Malfoy !. - ofuknęłam szczęśliwego blondyna.
spojrzałam na dziecko. biedny, jedenastoletni chłopak. ( brat Cirispina na dodatek ! )  ocierał ślady łez z policzków.
- jak śmiesz dręczyć niewinne dziecko !? spytałam zła.
- Ignis to jest szlama. w dodatku smarkacz twierdzi że nie zasługujesz na traktowanie jakim cię darzę.
spojrzałam na niego twardo. - to jest dziecko. - wycedziłam. - zawiodłam się Draco. - powiedziałam chłodno do arystokraty. - rozumiem ludzi z rokiem różnicy, z naszego rocznika. ale niewinne dziecko ?
Dracon pozbawił się radości.

podeszłam do małego.
- przepraszam cię za niego. - spojrzałam w oczy braciszka Cirispina. - czasami jest gorszym dzieckiem niż 10latek. - pogładziłam małego po policzku. - hej. - podniosłam mu głowę. - wszystko okej ?
- tak. - odpowiedział twardo. - wszystko okej.
- Cyprian nieładnie kłamać. - odparłam i spojrzałam na twarz malucha. czerwony lewy policzek. Draco ...  zazgrzytałam zębami. - pokaż.
- nie. - wyrywał się. trzymałam go. - nie chcę.
- pokaż. - sama zerknęłam na ślad.  zero złamań, przesunięć czy pęknięć. zwykły siniak.  dotknęłam skóry. Cyprian lekko się skrzywił. - ząbki masz całe ?
- tak. odpowiedział już szczerze.
- zamknij oczy. - zasłoniłam jego powieki jedną dłonią a drugą wróciłam jego skórze zdrowie. - już. -
chłopczyk zrobił prawie że to samo co brat.  przytulił mnie.  - nie ma za co.  leć na lekcje. poczochrałam pierwszoroczniaka i pobiegł w korytarz.

wróciłam hardo do Dracona. - jak do jasnej cholery gnido jedna mogłeś !? - milczał. - wiesz w ogóle kim jest ten maluch ? - znowu milczał. - to młodszy brat Cirispina. - Ślizgon spuścił wzrok. duma z uciszenia malucha zniknęła. - jeszcze raz go uderz a to - popukałam go w lewe ramię. - stanie się dla ciebie katorgą.
- wiesz Ignis nie rozumiem. - odpowiedział po chwili milczenia. - to zwykły dzieciak. owszem. brat Cirispina.  ale to ci nie wróci Łowcy. - brnął dalej. - poza tym ... z tej twardej buntowniczki robisz się dzieckiem.
- pragnę ci przypomnieć że straciłam dzieciństwo już na samym jego początku. - powiedziałam patrząc mu w oczy. - ty podobnie. - przypomniałam mu. - dlatego nie dręcz maluchów. na ludzi powyżej trzeciego roku leję i mnie nie obchodzą. poniżej tego progu nie masz prawa nikogo tknąć. jasne ?
Draco słysząc rozsądną umowę pokiwał głową. - jak słoneczko skarbie.
- cieszę się. - pocałowałam go w policzek. - Transmutacja zaraz się zacznie ...
- po co ci te lekcje skoro zmieniasz wszystko w co tylko chcesz ...
- a ... - wspomniałam mu. - Woda. masz jeszcze kilka Mistrzostw do zdobycia.
- treningi osobiste zmieńmy na trenowanie żywiołów.
- stoi. - przytaknęłam mu a Zabini znowu zachichotał. - kawowy człowieku co cię tak śmieszy ?
Blaise zamknął usta w wąskiej kresce.
- kiedy chcesz żebym zdobył Mistrzostwo w Wodzie ? ponowił pytanie Draco.
- jak będziesz gotowy. odpowiedziałam mu spokojnie.

Transmutacja minęła bez zaskoczenia.
nic nie było nowe, oprócz materiału.
Draco znowu gdzieś odpłynął myślami.
dźgnęłam go ołówkiem w bok. - pobudka kochanie.
nic. zero reakcji, riposty.

trudno. niech sobie pomarzy.

wyjrzałam znudzona za okno.
pobawiłam się powietrzem na zewnątrz.
niedaleko szkła powstało mini-tornado w kolorze szmaragdu i sobie krążyło zmieniając postać.
fenix, kruk, wąż, no i oczywiście ścięty łeb Aleksandra nabity na pal.
McGonnagall zaniepokojona moim stoickim spokojem i wyłączeniem wyjrzała przez okno i widziała jak umilam sobie czas ilustrując wszelkie katusze dla Aleksandra za te wakacje, dręczenia, no i pobyt w Hogwarcie.

właśnie rozcinałam mu wyimaginowaną rękę i wpuściłam do niej głodnego węża z dziobem kruka.

- ekhem. - upomniała się o uwagę animagiczka. - co to jest panno Potter ?
zniknęłam powietrze. - nic takiego pani profesor.
McGonnagall popatrzyła na mnie i na miejsce gdzie była niedawno zobrazowana postać konającego Aleksandra.
- po lekcji w moim gabinecie panno Potter. rzuciła jedynie.
mus to mus ...

Draco spojrzał za okno.
- co to było Igins ? spytał zdziwiony.
- moja sadystyczna wizja skatowania Aleksandra. - odpowiedziałam mu szczerze.- taa ... nie przepadam za nim.
Ślizgon się uśmiechnął. rozumiał czemu, nie pytał.
wyszliśmy na korytarz, Umbridge nadal patrolowała korytarze niczym essesman.
McGonnagall odpuściła mi rozmowę. 

Draco skorzystał z tego i objął mnie. Umbridge sucz czeka cię lekcja z buntem. 
arystokrata już wiedział że jej nie ułatwię zadania.

Imbryk nie mogła nie słyszeć ode mnie co minutę pytań, dzięki czemu lekcja zmieniła się w dyskusję.
wywołaj pojedynek cholero jedna. powtarzałam w myśli.
Imbryk jednak nie chciała bójki. a szkoda ... 
Draco wyraźnie chciał mnie uspokoć, ale nawet on i jego perfumy mi nie dawały ukojenia. ta sucz zginie jak tylko ojciec mi pozwoli ją zabić. 

wyszłam od Umbridge nie w humorze i podeszłam do bliźniaków Weasley.
- macie coś co mi odetka zatoki ?
- za dużo różu ? zaśmiał się ten który stał po prawej.
- bingo. - odpowiedziałam. - macie coś co mi pomoże ?
- masz. - podali mi kulkę z jakiegoś materiału. kłębek włóczki. - dobrze ci zrobi na nerwy.
- motek włóczki ? - popatrzyła na nich z politowaniem. - wasze produkty się hmm... stoczyły.
- Fred ona nas obraziła.  powiedział rudzielec po mojej prawej.  git.
- widzę George. odpowiedziała mu jego kopia.
- jeżeli nie chcesz to nie.  nie dowiesz się co ukryliśmy w środku.
- jest tam kulka cytrynowa która wybuchnie w drobny mak jak tylko ją odwinę.
- jak.  ....  zacięli się.
zostawiłam ich w tym pięknym osłupieniu.

co mamy następne ...
na pewno nie trening ...

powlokłam się na lekcje i jakoś przeżyłam kolejne zajęcia.
po nich na moją osłodę zorganizowałam im trening.
niech się pomęczą, wycisk musi być.  gramy z Gryffonami.

zajęcia minęły.
grupka drużyny szła krok za mną przez korytarz, wszyscy w zielonych szatach.
pierwszoroczni robili miejsce.
milutko.

- na miotły. nie ma rozgrzewki. - wylecieliśmy na boisko. dostałam pałkę. lżejsza niż ją zapamiętałam. - kto mi powie co - wybiłam tłuczka - jest w tym sprzęcie najważniejsze ? wskazałam na miotłę.
- zwinność ? zasugerował Peter.
- nie.
- kreatywność lotu ?
- po części ale nie. - tłuczek wrócił a ja wybiłam go na luzie. - panie nowy ?
- szybkość. - odpowiedział mi Draco. - i to żeby nie dać się sfaulo - uniknął piłki w ostatnim momencie. - złapać i strącić z miotły.
- no brawo. jednak teoria nie poszła w Las. - zaśmiałam się pod nosem. - dobra. będę wredna i się zawezmę. gramy normalnie. - pstryknęłam palcami. - raz, raz.
rozstawili się i gra się zaczęła.
ja w jednej drużynie. Peter w drugiej jako pałkarz.
Draco szukał w przeciwnej.

trudno skarbie.
musisz wiedzieć jak się lata.

pognałam podkręconego przyspieszonego powietrzem tłuczka.
Draco idealnie go wyminął.
"brawo brawo.  10 pompek mniej"  pogratulowałam mu.
"złośnica" odpowiedział.

uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam się na miotle.
oblizałam kły.
Peter próbował mnie zbić ale cóż ...  odpowiedziałam mu tym samym.
ziewnęłam.
- ludzie zasnę zaraz. - odwaliłam kolejnego tłuczka w Draco.on mi się wywinął i złapał znicza. - dobra. na dół. koniec gry. - ludzie poklepali Dracona po ramionach. - panie nowy dobra robota. jednak trochę szybciej lataj i będzie git.
- dzięki pani kapitan.  odpowiedział mi.
pogoniłam ich do szatni.
tym razem odpuściłam sobie obgapianie torsu Draco.

niech ma troszkę prywatności.
ale on już nie miał takich skrupułów.
czułam na sobie spojrzenie tych błękitnych oczu.
obejrzałam się i spuścił wzrok.

blizny.  wiedziałam.
przyciągały nie tylko jego uwagę ale i reszty zespołu.
ale tylko Dracon miał jako takie prawo się na nie wgapiać jak cielak w malowane wrota.
- ekhem. - upomniałam drużynę odwracając się w niezawiązanym gorsecie. - może któryś z was będzie tak miły i wyręczy mnie w wiązaniu ?
- ja. - wyrwał się przed tłumem Draco. fakt faktem, dłonie miał bardziej ... kobiece.  długie, chude ale ładne palce w mig poradziły sobie z gorsetem.  - proszę.
- dziękuję. - skontrolowałam oddech. na wdechu. jest idealnie. - ładny węzeł.
- praktyka czyni mistrza. - odpowiedział mi już na ucho. - no Igni trening się skończył.
odetchnęłam. - no to chodź. panie nowy.
chłopaki jakby zrozumieli się w sytuacji bo dyskretnie nas opuścili.

Draco cóż. znowu dał mi pokaz swoich zdolności językowych.
nie mógł mi go nie dać.

odsunął się i dał mi narzucić szaty.
potem już siedzieliśmy w dormitorium.
chciałam coś napisać ale ...  pracy domowej nie było.
nikt nie miał zadane.
a mi się nuudzii.
i nie to że towarzystwo Draco mi zbrzydło. nie, było przyjemne.
ale cóż ...  brakowało mi tylu referatów, prac domowych.
dziwne.
uczniowi chce się robić zadania domowe.

Draco zauważył moją nudę i podsunął mi pod nos szachy.
- nie dziękuję.  - odpowiedziałam na co oczy wszystkich Ślizgonów zrobiły się okrągłe jak spodki. nie odmawiałam gry w szachy. - jest tu jakoś ... monotonnie.
- no to partia ci pomoże. odparł.
- pograj z kimś innym skarbie. - wstałam. - ja jakoś nie mam humoru.
wyszłam do Komnaty.
bazyliszek przywlókł jakąś martwą szlamę.
podał mi ją. - zjedz sam. powiedziałam mu w mowie węży.
gad zniknął razem z mugolakiem w pysku.

chyba polecę na Noktrun ...
no w sumie ...

wyleciałam z Hogwartu.
znalazłam sobie jakiegoś bruneta jako cel.
śmiertelny,
przed "Ukąszeniem" czyli jednym z niewielu raczej całodobowych klubów.

pomimo swoich godzin otwarcia lokal ten słynął z tego że jest najlepszy w Londynie, jak nie w Anglii.
za kurtyną klubu stacjonowały istoty magiczne, byli uczniowie, wampiry. rzadziej duchy mafiozów.
oglądnęłam wejście.  "Ukąszenie" stało niedaleko Noktrunu, można było od tej uliczki do niego wejść jak i wyjść.
milutko, czyż nie ?

podeszłam do baru a upatrzony przeze mnie chłopak przesunął się w moją stronę.
- krwawą Mary.  rzuciłam do barmana.
- proszę bardzo. - podał mi ...  alkohol. - galeon.
- chyba sobie kpisz. - odpowiedziałam. - prawdziwą krwawą Mary.
- masz. - wskazał na mój napój. - nie chcesz płacić ?
- nie. postawiłam mu się.
zszedł na dół, przyszedł facet o przygaszonym spojrzeniu szarych, wręcz grafitowych oczu i takich samych włosów spod któych wystawała jego twarz.
- co jest młoda ? - popatrzył na mnie - nie chcesz płacić ?
wyczułam że to wampir. - z tobą się dogadam. - odpowiedziałam u nie wprost. błysnęłam kłami. - krwawą Mary.
- to ... - rozejrzał się i zabrał mnie za kotarę. razem z barmanem. - idioto. nie widzisz ?
- czego ? durna nie chce płacić. chyba że trzeba ją do tego zmusić.
- słuchaj. jesteś ślepy czy takiego udajesz ? nie poznajesz ? - wskazał na mnie mu szef klubu. - Ignis Morringhan Potter.
barman otrząsnął się. - nie widać żeby była z kłami.
- ale czuć idioto. - za krótkim zgodnym spojrzeniem jego przełożonego kopnęłam barmana w krok. - zapamiętasz sobie ?
mężczyzna pokiwał głową.
- Ignis możemy porozmawiać na osobności ? zaprosił mnie do jakiegoś odosobnionego pomieszczenia.

- nazywam się Raul. - przedstawił mi się wampir. - posłuchaj. nie chcę zamykać tego lokalu. znam twojego ojca, albo może raczej mam u niego dług. jakbyś mogła mu nie wspominać ...
- co z tego ukłądu będę mieć Raul ? spytałam luźno siadając na kanapie i zabierając krew.
- kręcą się tu sami słodkokrwiści. jak będziesz miała chętkę na krew, wystarczy telefon a dostaniesz dostawę krwi. - kusząca opcja ale Raul chyba chciał kontynuować. - poza tym słyszałem że lubisz sobie pokoncertować. scena, oczywiście po telefonie, twoja.
- wchodzę. ale każdy barman daje mi tylko i wyłącznie Rh-. jestem wybredna.
podał mi na kartce swój numer, oraz pudełko płaskie, skrywające telefon.
płaściutki, dotykowy.
- nie a tam żadnego podsłuchu spokojnie. jedynie potrzebne aplikacje, Internet oczywiście, duża pamięć i sporo muzyki rockowej.
- dobry z ciebie współpracownik Raul. - odstawiłam naczynie. - do zobaczenia.

wyszłam w klub, na krew i morderstwa straciłam ochotę.
ale mój były cel mnie obserwował. wyszedł za mną z klubu.
przygwoździł mnie do ściany.
wbiłam beznamiętnie nóż w jego plecy.
- normalnie cierpiałbyś dłużej. ale nie mam na to ochoty. rzuciłam do chłopaka w agonii.
pożywiłam się jednak krwią.
niewielką ilością, bo niewielką ale zawsze to coś.

wróciłam do szkoły.
do Komnaty.
jedyne miejsce poza gabinetem dziadka oraz Pokojem Życzeń gdzie ta sucz nie zajrzy.

położyłam się na łóżko które tu się znalazło.
było tu zbyt monotonnie. ale znaczyło to ciszę przed burzą.

rano następnego dnia ostateczny trening. po południu piękny mecz z Gryffindorem.
wieść o tym że jestem pałkarką a Draco szukającym się rozeszła po szkole z prędkością światła.
Gryffoni, a w szczególności Weasleye, woleli nie wypowiadać się na temat tłuczków.
za to żarty na sprawność Dracona biły na głowę żarty Weasley'ów.

- masz znaleźć znicza przed Harrym. w momencie przewagi. wbijałam u to do głowy chyba po raz setny.
- dobrze skarbie, spokojnie. - powtórzył to po raz kolejny Draco. - wiem.
- sam wiesz jak bardzo chcę wygrać.
- nie tylko ty. - zapewnił mnie. - sam chcę nakopać Gryffonom.
- mam tego świadomość ale to pierwszy mecz kiedy wina spadnie na mnie.
Draco bez obaw pocałował mnie w policzek na uspokojenie.
- będzie dobrze. zapewnił mnie.
- czy twoja chodząca doskonałość kiedykolwiek mi powie że nie będzie dobrze ?
blondyn się obraził ale popatrzył na mnie. - będzie masakrycznie źle.
zaśmiałam się. - teraz to se możesz skarbie. - pocałowałam go w policzek. - i tak jesteś kochany.
zabrałam ich na boisko.
ostatnie omówienie taktyki, ostatnie manewry ćwiczone w Lesie niedaleko granicy.
oddech.

dostałam miotłę Dracona, wymieniliśmy się miotłami jak to ustalił bez mojej wiedzy.
- wygramy ? spytałam drużynę prowokacyjnie.
- oczywiście. odpowiedzieli.
- no to gramy i nie ma ocoiągania się jak na treningach. każdego klepnęłam w plecy.
Dracona lżej niż resztę. - zdobądź znicza przed Harrym a dostaniesz malinkę.
cena wygranej go zmobilizowała.

wyleciałam w górę razem z resztą.
pałka lekka, twarda.
będzie zabawa Weasley.

- hej Ignis, co teraz ? pobijesz Harry'ego na boisku ? spytali posyłając tłuczka w Draco.
wyminął go na luzie.
kula wróciła i trafiłam w nogi Freda albo George'a. - nic do was nie mam chłopaki ale język radzę trzymać za zębami.
bliźniak który dostał zleciał z miotły.  złagodziłam mu oczywiście upadek.

drugi blźniak patrzył na mnie i dosłownie uciekał na boisku.
drużyna bez pałkarzy to nie drużyna.
on strącił naszego drugiego pałkarza w odwecie.
- kolejne trafienie Slytherinu. 50:10.  głos Lee Jordana rozległ się przez głośniki.
^ jeszcze nie teraz Draco. dobiję im pałkarza. ^  przekazałam Ślizgonowi który krążył w powietrzu.
skinął głową i poszukiwał dalej złotego błysku.

Fred, albo George chciał w niego trafić.
wśliznęłam się i wybiłam tłuczka.
wiedziałam że przesadziłam z siłą. poleciał ciut za szybko.
a wściekła piłka zaczęła, w dość komiczny sposób, strącać ścigających Gryffindoru.
nie  było to moim celem ale ...

Draco popatrzył na siebie i Harry'ego.
złoto.
skarbie na dół. szybko.

zleciał w sekundę przed bratem.
sekundy mi się dłużyły.
czekałam w napięciu na rozwój wydarzeń.

zielona szata zanurkowała, potem leciał już metry nad ziemię.
Harry za nim.
ale ...
nie gonił znicza.

Draco zauważył tłuczka wcześniej.
leciał prosto na kulę pędzącą z celem zrzucania zawodników.   czemu ???
wynurkował na dół i złapał znicza.
Harry w ostatniej chwili zrobił beczkę i uchronił się przed kontaktem z wkurzoną piłką.

zdobyliśmy znicza.
- wynik 400 do 20 dla Slytherinu.  ogłosił Lee.
^ dostaniesz 10 kotku. ^ zapewniłam ocierającego pot z czoła Dracona.
pani Hootch zagwizdała i zakończyła mecz.
Draco zszedł na dół.
- i co ? było dobrze ? spytał rozkładając ramiona.
rzuciłam mu się na szyję. - genialnie. - pocałowałam go. i niech się wypchają.  - chyba zostanę pałkarką.
- nie. - zaprzeczył mi. - następny mecz moja kolej.
pocałowałam go po raz drugi.
drużyna wzięła go na ramiona ze zniczem który Dracon nadal miał w dłoni.

przeszłam razem z tym pochodem do szkoły.
nie wiem skąd ale wytrzasnęli zieloną butelkę z jakąś barwioną wodą i oblali tym płynem Draco.
oczywiście przy okazji i siebie, oraz mnie,  ale co tam ....
warto.

wycisk który dostawali na treningach, te moje godziny trucia o strategii, musiało to mieć miejsce żeby dostać zwycięstwo.
Draco, pomimo faktu że najbardziej mokry ze wszystkich, przytulił mnie.
- 10 malinek. wspomniał mi cenę.
- wredota. - zmierzwiłam jego, teraz, jakoś bardziej bladoróżowe włosy - ale kochana.