Harry poprowadził jeszcze kilka spotkań akurat wtedy kiedy Imbryk miała zebrania.
ale pech chciał że blondyna na pojedynkach nie było.
szkoda ...
Weasleye nabijali się z tego że go nie ma.
Ignis leżała na drewnie, wygodnie na pewno jej nie było ale lepiej tak niż wcale.
Draco się podniósł.
bo zabawnym trafem były raz na tydzień a Draco skrupulatnie mówił mi od kiedy do kiedy go nie będzie bo Liga.
a ja kurierem Harry'emu.
Draco szedł korytarzem.
- minus 5 Weasley bo śmierdzisz, tobie Granger też 5 za przemądrzałość, a tobie Potter też 5 bo cie nie lubię - wyliczył i spojrzał na mnie - a siostrzyczce plus 5 za umiejętności językowe. Draci uśmiechnął się wrednie.
- daruj sobie, to nie wojsko - podeszłam do niego - mogę sobie z tobą pochodzić po zamku ?
- czy odmawiam ? - spytał zaskoczony i zabrał mnie na wyższe piętra. Umbridge obserwowała uważnie mnie i Dracona - chcesz kolejne dodatnie ? spytał cicho.
- nie możemy łobuzie ... - zbliżył mnie do siebie. suka nadal stoi w miejscu. - no weź Draco ...
- cicho bo rzucę ujemne. - odpowiedział wrednie. - chcesz tego ?
- ech ... no nie bądź taki. - spojrzałam mu w oczy. - nie rzucaj ujemnymi.
pyknął pocałunek.
sucz nadal stoi i gapi się jak sroka w kość.
- nie możemy łobuzie ... - zbliżył mnie do siebie. suka nadal stoi w miejscu. - no weź Draco ...
- cicho bo rzucę ujemne. - odpowiedział wrednie. - chcesz tego ?
- ech ... no nie bądź taki. - spojrzałam mu w oczy. - nie rzucaj ujemnymi.
pyknął pocałunek.
sucz nadal stoi i gapi się jak sroka w kość.
Imbryk chciała nas rozdzielić ale nawet zaklęciem jej nie wyszło, byliśmy Magami Kręgu Natury, zaklęcia nie na nas.
Draco dumnie przyjął Energię jej zaklęcia i się nią ze mną podzielił.
odsunęłam się jednak później niż blondyn by sobie tego życzył.
Ślizgon szczęśliwy, suka wkurwiona.
Ignis 2 sucz 0.
gramy dalej ?
zachichotałam cicho, arystokrata mi zwiał.
a ja stałam i się cichrałam jak głupia.
Draco żebyś wiedział co zrobiłeś ...
atak głupawki, jeden z niewielu udanych i obecnych.
Ginny zobaczyła mnie roześmianą.
- oj skarbie - westchnęłam już się opanowując - przeszkolę cię arystokrato, możesz być tego pewny. zapewniłam samą siebie.
Gryffonka nie rozumiała, ale nie chciała pytać.
Snape przeszedł korytarzem i musiałam się ogarnąć.
Las ...
Hagrid nie radzi sobie ze swoim krewnym. czemu mnie to specjalnie nie dziwi ???
weszłam między drzewa.
po kilku minutach ciułania się z Hagridem i tłumaczenia mu że Graup to jest jego problem i nie chcę być do niego wzywana, chyba że ucieknie, oraz po dogłębnym zbadaniu przeze mnie problemu jakim było zbieractwo olbrzyma, wróciłam do zamku.
a tam co ?
Draco stoi przed tabliczką.
- bzdura. - prychnął i uderzył we mnie ramieniem kiedy się odsuwał. - jesteś zbyt cicha skarbie.
- przeżyję. - odpowiedziałam mu. - co ta landryna wymyśliła ?
- zakaz wnoszenia różdżek na jej lekcje. ma je zabierać na przerwie przed zajęciami.
- ty i tak nie musisz z nich korzystać żeby jej nadepnąć na odcisk. - rzuciłam żartem. - kiedy że tak powiem, zdajesz Powietrze i Ziemię ?
- w tym roku. - odparł poważny. - trochę trenowałem. - pokazał mi węża z Powietrza. no gadzinka ładna. ale daleko mu jeszcze do ideału. - ale i tak powiesz że za mało. - dopowiedział. - dorównam ci zobaczysz.
- w to nie wątpię. - uśmiechnęłam się. - chodź.
zabrałam go na boisko.
pełne ludzi.
weszłam między drzewa.
po kilku minutach ciułania się z Hagridem i tłumaczenia mu że Graup to jest jego problem i nie chcę być do niego wzywana, chyba że ucieknie, oraz po dogłębnym zbadaniu przeze mnie problemu jakim było zbieractwo olbrzyma, wróciłam do zamku.
a tam co ?
Draco stoi przed tabliczką.
- bzdura. - prychnął i uderzył we mnie ramieniem kiedy się odsuwał. - jesteś zbyt cicha skarbie.
- przeżyję. - odpowiedziałam mu. - co ta landryna wymyśliła ?
- zakaz wnoszenia różdżek na jej lekcje. ma je zabierać na przerwie przed zajęciami.
- ty i tak nie musisz z nich korzystać żeby jej nadepnąć na odcisk. - rzuciłam żartem. - kiedy że tak powiem, zdajesz Powietrze i Ziemię ?
- w tym roku. - odparł poważny. - trochę trenowałem. - pokazał mi węża z Powietrza. no gadzinka ładna. ale daleko mu jeszcze do ideału. - ale i tak powiesz że za mało. - dopowiedział. - dorównam ci zobaczysz.
- w to nie wątpię. - uśmiechnęłam się. - chodź.
zabrałam go na boisko.
pełne ludzi.
co tam.
trening mi zalegał.
Dracon zabrał płaszcz i narzucił go niedbale na ramiona.
wypuściłam kruki z lekko seledynowego gazu.
- Draco. - podniosłam dłoń. - znasz piosenkę "Bad Rain" prawda ?
- aż za dobrze. - odpowiedział próbując zatrzymać moją chęć do śpiewania. - czemu pytasz.
- masz. - puściłam podkład. - na ułatwienie walki.
zaatakował, a ja odpowiedziałam.
z muzyką radził sobie lepiej.
w formie ładnej watahy wilków zakończył pokaz.
widziałam jego zmęczenie.
- na dzisiaj starczy - powiadomiłam go spokojnie. - ale dziwi mnie że lepiej idzie ci z muzyką.
nie odpowiedział. zabrał się po cichu do zamku.
coś go gryzło.
ale co ??
poczekałam do weekendu.
kolejny raz na korytarzu pstryknęłam fałszywym galeonem. - symbolem zebrania Gwardii. Fred i George pokiwali głowami i poszli rozgłaszać dalej.
kiedy już odpowiedzieli mi fałszywym knutem kilka przerw później wiedziałam że wieczorem mam stanąć na czujce i patrzeć czy przypadkiem sucz nie idzie.
wieczorek.
Draco wybył na zebranie Ligii.
a ja na swoje.
odetchnęłam i usiadłam.
pod pretekstem braku snu, wyrobiłam sobie z powietrza drewnianą gitarę.
bo po co mam marnować czas ????
tyle prób widziałam Kastiela przy wszystkich grach że pora spróbować.
i melodia jakoś sobie szła.
Umbridge ...
fuck.
^ Harry. suka idzie. ^ rzuciłam bratu.
- co tu robisz po ciszy nocnej ? spytała oschle.
- nie mogę spać. a nie ma tu dormitoriów, nikomu nie przeszkadzam.
- przeszkadzasz w utrzymywaniu w tej szkole porządku. - wycedziła chłodno. - wracaj do łóżka.
- nie. - wyrwałam się. za gwałtownie Ignis, za gwałtownie. - nie mam obowiązku pójścia spać. a jako rasa nie mam możliwości. dlatego przykro mi ale zostaję tutaj.
słyszeliśmy każde słowo Ignis.
kroki na obcasach zbliżały się do ściany Pokoju.
oj siostro żeby ci się udało ją zatrzymać ... prosiłem w duchu.
- nie masz prawa tu zostać. - odpowiedziała jej Umbridge. - wynocha spać.
- nigdzie nie idę. - Ignis grała na zwłokę. - nie ma przepisu regulującego porę pójścia spać. jes jedynie okres w którym nie można opuścić dormitorium. a ja jestem Łowcą. siedzę przy oknie żebym była błyskawicznie w Lesie jeżeli coś się w nim będzie działo.
ale nie uwierzyła jej.
wychwyciłem kroki.
- to tu pani pro ... - Malfoy. urwał. pewnie zobaczył Ignis. - co ty tu robisz ?
- próbuję wytłumaczyć pani profesor czemu nie ma mnie w dormitorium. - Ignis na pewno była zbita z tropu ale zachowała spokój. - ale czemu ty tu jesteś ?
- jestem w Lidze. - odpowiedział jej tempo Malfoy. - wracam ze spotkania.
- o tej godzinie ? - zdziwiła się troskliwie siostra. - o tej porze powinieneś sobie spać.
- ty również. - wycedziła wtrącając się Umbridge. - panno Potter szlaban.
- przeżyję. mruknęła cicho w odpowiedzi.
- a teraz już do łóżek. dwójka. - popchnęła ich a co Ignis opowiedziała sykiem jakby ją oparzyło. - o co chodzi panno Potter ?
- proszę mnie nie dotykać. - wysyczała każdy wyraz osobno siostra. - nie życzę sobie tego.
- nie mam czasu na głupie gadanie dzieci. już. - pomachała w powietrzu. - do łóżek ale już.
Ignis ocaliła nam skórę.
ale nie ma nikogo na czujce.
^ wracajcie. przeteleportuję was z powrotem do pokoju wspólnego Gryffonów. ^ usłyszałem jedynie.
poczułem szarpnięcie i razem z resztą pojawiłem się w pokoju wspólnym.
dzięki siostrzyczko ...
no cholera jasna było blisko.
ale jakoś, cudem, sobie dałam radę.
szlaban ...
juhuu ...
Draco zatrzymał mnie przy filarze.
walnął w niego pięścią.
- Ignis do cholery ... kogo ty tam kryłaś ?
- nie powiesz suce ? spytałam kontrolnie.
- nikomu. ale gadaj.
- brata. i jego kolegów. - Draco zdębiał. - co ? mamy dać ludziom zero ochrony przed podstawową Czarną Magią ??? zresztą nawet nie przed czarną. zwykłe bojowe zaklęcia.
- Ignis ... - blondyn nie wierzył w to co słyszy. - powiedz mi że to nie prawda.
- przykro mi. jestem szczera. - odeszłam na krok od niego. - zebrania mamy jak sucz ma was na głowie. a propos. - zbliżyłam się do niego. - coś mi mówi że ojciec zorganizuje nasze za jakiś tydzień.
- Ignis. dostałaś szlaban. - wycedził Draco widząc że chyba nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji. ale wiedziałam co to znaczy. - i nadal się cieszysz ?
spojrzałam mu w oczy z uśmiechem. - owszem. wywinęłam tej suce z łap kilkudziesięciu - na liczbę Dracon otworzył szeroko oczy. - uczniów z różnych domów.
- czyli ... po kilkudziesięciu z każdego czy łącznie ?
- z każdego. - odpowiedziałam mu radosna. - nie. nie dam ci się przekonać żeby to rzucić. to im się przyda. bezwzględnie czy z nami czy przeciwko nam.
Draco zrezygnował z przekonywania mnie. wiedział że jak się zaprę to nie ma rady. nawet jego usta czy szept mnie nie ruszały.
- ma cię do jasnej cholery nie widzieć. szepnął.
pocałowałam go w ucho. - nie zobaczy.
- chodź tu - zabrał mnie do dormitorium. - dobranoc. żeby mieć pewność ze się nie ruszę z pokoju dziewczyn pozbył się koszuli i położył obok mnie.
trochę dziwne, ale dobrze się wyspać raz na jakiś czas trzeba.
trening mi zalegał.
Dracon zabrał płaszcz i narzucił go niedbale na ramiona.
wypuściłam kruki z lekko seledynowego gazu.
- Draco. - podniosłam dłoń. - znasz piosenkę "Bad Rain" prawda ?
- aż za dobrze. - odpowiedział próbując zatrzymać moją chęć do śpiewania. - czemu pytasz.
- masz. - puściłam podkład. - na ułatwienie walki.
zaatakował, a ja odpowiedziałam.
z muzyką radził sobie lepiej.
w formie ładnej watahy wilków zakończył pokaz.
widziałam jego zmęczenie.
- na dzisiaj starczy - powiadomiłam go spokojnie. - ale dziwi mnie że lepiej idzie ci z muzyką.
nie odpowiedział. zabrał się po cichu do zamku.
coś go gryzło.
ale co ??
poczekałam do weekendu.
kolejny raz na korytarzu pstryknęłam fałszywym galeonem. - symbolem zebrania Gwardii. Fred i George pokiwali głowami i poszli rozgłaszać dalej.
kiedy już odpowiedzieli mi fałszywym knutem kilka przerw później wiedziałam że wieczorem mam stanąć na czujce i patrzeć czy przypadkiem sucz nie idzie.
wieczorek.
Draco wybył na zebranie Ligii.
a ja na swoje.
odetchnęłam i usiadłam.
pod pretekstem braku snu, wyrobiłam sobie z powietrza drewnianą gitarę.
bo po co mam marnować czas ????
tyle prób widziałam Kastiela przy wszystkich grach że pora spróbować.
i melodia jakoś sobie szła.
Umbridge ...
fuck.
^ Harry. suka idzie. ^ rzuciłam bratu.
- co tu robisz po ciszy nocnej ? spytała oschle.
- nie mogę spać. a nie ma tu dormitoriów, nikomu nie przeszkadzam.
- przeszkadzasz w utrzymywaniu w tej szkole porządku. - wycedziła chłodno. - wracaj do łóżka.
- nie. - wyrwałam się. za gwałtownie Ignis, za gwałtownie. - nie mam obowiązku pójścia spać. a jako rasa nie mam możliwości. dlatego przykro mi ale zostaję tutaj.
* Harry *
słyszeliśmy każde słowo Ignis.
kroki na obcasach zbliżały się do ściany Pokoju.
oj siostro żeby ci się udało ją zatrzymać ... prosiłem w duchu.
- nie masz prawa tu zostać. - odpowiedziała jej Umbridge. - wynocha spać.
- nigdzie nie idę. - Ignis grała na zwłokę. - nie ma przepisu regulującego porę pójścia spać. jes jedynie okres w którym nie można opuścić dormitorium. a ja jestem Łowcą. siedzę przy oknie żebym była błyskawicznie w Lesie jeżeli coś się w nim będzie działo.
ale nie uwierzyła jej.
wychwyciłem kroki.
- to tu pani pro ... - Malfoy. urwał. pewnie zobaczył Ignis. - co ty tu robisz ?
- próbuję wytłumaczyć pani profesor czemu nie ma mnie w dormitorium. - Ignis na pewno była zbita z tropu ale zachowała spokój. - ale czemu ty tu jesteś ?
- jestem w Lidze. - odpowiedział jej tempo Malfoy. - wracam ze spotkania.
- o tej godzinie ? - zdziwiła się troskliwie siostra. - o tej porze powinieneś sobie spać.
- ty również. - wycedziła wtrącając się Umbridge. - panno Potter szlaban.
- przeżyję. mruknęła cicho w odpowiedzi.
- a teraz już do łóżek. dwójka. - popchnęła ich a co Ignis opowiedziała sykiem jakby ją oparzyło. - o co chodzi panno Potter ?
- proszę mnie nie dotykać. - wysyczała każdy wyraz osobno siostra. - nie życzę sobie tego.
- nie mam czasu na głupie gadanie dzieci. już. - pomachała w powietrzu. - do łóżek ale już.
Ignis ocaliła nam skórę.
ale nie ma nikogo na czujce.
^ wracajcie. przeteleportuję was z powrotem do pokoju wspólnego Gryffonów. ^ usłyszałem jedynie.
poczułem szarpnięcie i razem z resztą pojawiłem się w pokoju wspólnym.
dzięki siostrzyczko ...
* Ignis *
no cholera jasna było blisko.
ale jakoś, cudem, sobie dałam radę.
szlaban ...
juhuu ...
Draco zatrzymał mnie przy filarze.
walnął w niego pięścią.
- Ignis do cholery ... kogo ty tam kryłaś ?
- nie powiesz suce ? spytałam kontrolnie.
- nikomu. ale gadaj.
- brata. i jego kolegów. - Draco zdębiał. - co ? mamy dać ludziom zero ochrony przed podstawową Czarną Magią ??? zresztą nawet nie przed czarną. zwykłe bojowe zaklęcia.
- Ignis ... - blondyn nie wierzył w to co słyszy. - powiedz mi że to nie prawda.
- przykro mi. jestem szczera. - odeszłam na krok od niego. - zebrania mamy jak sucz ma was na głowie. a propos. - zbliżyłam się do niego. - coś mi mówi że ojciec zorganizuje nasze za jakiś tydzień.
- Ignis. dostałaś szlaban. - wycedził Draco widząc że chyba nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji. ale wiedziałam co to znaczy. - i nadal się cieszysz ?
spojrzałam mu w oczy z uśmiechem. - owszem. wywinęłam tej suce z łap kilkudziesięciu - na liczbę Dracon otworzył szeroko oczy. - uczniów z różnych domów.
- czyli ... po kilkudziesięciu z każdego czy łącznie ?
- z każdego. - odpowiedziałam mu radosna. - nie. nie dam ci się przekonać żeby to rzucić. to im się przyda. bezwzględnie czy z nami czy przeciwko nam.
Draco zrezygnował z przekonywania mnie. wiedział że jak się zaprę to nie ma rady. nawet jego usta czy szept mnie nie ruszały.
- ma cię do jasnej cholery nie widzieć. szepnął.
pocałowałam go w ucho. - nie zobaczy.
- chodź tu - zabrał mnie do dormitorium. - dobranoc. żeby mieć pewność ze się nie ruszę z pokoju dziewczyn pozbył się koszuli i położył obok mnie.
trochę dziwne, ale dobrze się wyspać raz na jakiś czas trzeba.
rano Dracona już nie było a jedynie kartka "poszedłem pogadać z landryną na temat twojego szlabanu, bede na śniadaniu. do tego czasu nie wpadnij w kolejne bagno."
ja i bagno ?? od kiedy ?
raz wpadłam, i od razu bagno ?
Draco dramatyzuje ale co zrobić.
już na przerwie śniadaniowej obwieścił mi że przekonał cudem Umbridge do odwołania mi szlabanu wzamian za prace społeczne co miało być uczeniem młodszych Eliksirów.
dałam mu nagrodę, dostał "oficjalnego" buziaka w policzek bo pocałunkiem wolałam się nie chwalić.
Ślizgon i tak wiedział że dostanie coś "poza konkursem".
mieliśmy planowo Pojedynki na których oczywiście również uczyliśmy z Harrym.
Umbridge nie było, Draco zalegał treningi. mrru będzie wycisk.
ale pech chciał że blondyna na pojedynkach nie było.
szkoda ...
Weasleye nabijali się z tego że go nie ma.
- no Malfoy to jak piesek poszedł jak na smyczy do Umbridge. nie mówił na ten temat niczego złego, a nawet chwalił jej stosunek do lekcji. to już jest jej pupilek, wierny jej jak pies.
- racja Fred, ale jak to powiemy Ignis ? Malfoy zadurzył się w pracy na rzecz Imbryk.
walnęłam pięścią z nożem w mur, ostrze utkwiło w kamieniu.
Draco to nie pies, nie lata za tą suką z radością i prośbą o zadania.
nie, Draco to rebeliant, mój zaborczy i zazdrosny buntownik.
- nie masz prawa tak mówić. - ucięłam cicho. - nie wiesz o nim nic.
- no a ty go nadal bronisz ... - westchnął smutny i współczujący George. - nie rozumiesz że on po prostu jest cholernym tchórzem ?
- czy tchórz uratowałby wam tyłki na Czarze w zeszłym roku ?
nie odpowiedzieli.
wyszłam z sali ćwiczeniowej.
nie mają prawa ...
spojrzałam na Dracona jedzącego spokojnie jabłko na korytarzu.
rzucił mi owoc, widział że jestem wkurzona, na uspokojenie.
- co cię wyprowadziło z równowagi ? spytał spokojnie.
- Weasleye określili cię "psem na smyczy Umbridge." - prychnęłam i zabrałam drugi kęs owocokuli. - myślałam że ich tam spopielę na miejscu.
- odwdzięczę się. - pogładził mnie po ramieniu. - ale najpierw oddaj mi jabłko.
podałam mu je. - mam na ciebie zły wpływ.
- nie masz. - wykłócał się Draco. - po prostu dojrzałem do tego.
- dojrzałem do tego. - przedrzeźniłam go. - jasne. a potem będzie że to przeze mnie.
- a kiedy moja rebeliantka ma kolejne zebranie tego swojego koła zainteresowań ?
- a kiedy ty idziesz na Ligę Zakichanych ? spytałam złośliwie.
- nie powiem ci. - odparował wrednie. - nie mogę.
- nie powiesz mi ? - spojrzałam mu w oczy. - proszę.
- nie. - powiedział spokojnie. ale wiedział że mam upór. - Ignis ... nie.
- oj skarbie ... - stałam przed nim. - naprawdę mi nie powiesz ?
- nie mogę.
- oj możesz. - zapewniłam go. - będę ostrożna.
wyklął w myśli z jakiej racji mi to mówi. - w piątek. od 7 wieczorem do 9. patrolujemy korytarze do 10.
pocałowałam go. - dziękuję. - poczochrałam go. - a teraz mamy ...
- lekcje z nią. odparł Draco.
zepsuł mi tym humor ale ...
na treningu się odkuję
weszłam na jej lekcje.
przed wejściem zabierała różdżki.
- gdzie twoja różdżka panno Potter ? spytała chłodno.
- nie ma. odpowiedziałam pogodnie.
- mam cię przeszukać ? odparła Imbryk.
- nie musi pani. nie używam różdżki. - pokazałam jej kota z Ognia. - z tego względu.
- plus 2 dla Slytherinu. wymamrotała i wróciła pod biurko.
- nie masz prawa tak mówić. - ucięłam cicho. - nie wiesz o nim nic.
- no a ty go nadal bronisz ... - westchnął smutny i współczujący George. - nie rozumiesz że on po prostu jest cholernym tchórzem ?
- czy tchórz uratowałby wam tyłki na Czarze w zeszłym roku ?
nie odpowiedzieli.
wyszłam z sali ćwiczeniowej.
nie mają prawa ...
spojrzałam na Dracona jedzącego spokojnie jabłko na korytarzu.
rzucił mi owoc, widział że jestem wkurzona, na uspokojenie.
- co cię wyprowadziło z równowagi ? spytał spokojnie.
- Weasleye określili cię "psem na smyczy Umbridge." - prychnęłam i zabrałam drugi kęs owocokuli. - myślałam że ich tam spopielę na miejscu.
- odwdzięczę się. - pogładził mnie po ramieniu. - ale najpierw oddaj mi jabłko.
podałam mu je. - mam na ciebie zły wpływ.
- nie masz. - wykłócał się Draco. - po prostu dojrzałem do tego.
- dojrzałem do tego. - przedrzeźniłam go. - jasne. a potem będzie że to przeze mnie.
- a kiedy moja rebeliantka ma kolejne zebranie tego swojego koła zainteresowań ?
- a kiedy ty idziesz na Ligę Zakichanych ? spytałam złośliwie.
- nie powiem ci. - odparował wrednie. - nie mogę.
- nie powiesz mi ? - spojrzałam mu w oczy. - proszę.
- nie. - powiedział spokojnie. ale wiedział że mam upór. - Ignis ... nie.
- oj skarbie ... - stałam przed nim. - naprawdę mi nie powiesz ?
- nie mogę.
- oj możesz. - zapewniłam go. - będę ostrożna.
wyklął w myśli z jakiej racji mi to mówi. - w piątek. od 7 wieczorem do 9. patrolujemy korytarze do 10.
pocałowałam go. - dziękuję. - poczochrałam go. - a teraz mamy ...
- lekcje z nią. odparł Draco.
zepsuł mi tym humor ale ...
na treningu się odkuję
weszłam na jej lekcje.
przed wejściem zabierała różdżki.
- gdzie twoja różdżka panno Potter ? spytała chłodno.
- nie ma. odpowiedziałam pogodnie.
- mam cię przeszukać ? odparła Imbryk.
- nie musi pani. nie używam różdżki. - pokazałam jej kota z Ognia. - z tego względu.
- plus 2 dla Slytherinu. wymamrotała i wróciła pod biurko.
Umbridge maniakalnie lubi koty, zapamiętać. zanotowałam w głowie.
lekcja jak lekcja. nudno bo nudno ale zleciało.
wyszłam z sali znudzona jej paplaniem.
^ Draco ... ^ zaczęłam patrząc na blondyna.
^ potem. ^ odpowiedział znając moje intencje.
rok sobie szedł, dalej i dalej.
dotarło do punktu gdzie był mecz.
moja kolej na łapanie znicza.
Draco no nie powiem, ładnie wybijał tłuczki.
posłał mi uśmiech.
gra była monotonna, wręcz nudna.
Puchonów było dość łatwo ograć, dlatego mogłam się polenić chwilkę.
świsnął koło mnie tłuczek.
Draci ładniutko go wybił i sfaulował pałkarza Hufflepuffu.
^ dzięki skarbie. ^ posłałam mu z uśmiechem.
^ drobiazg. łap znicza. więcej nie ugramy, czas ^
wypatrzyłam złoto i wynurkowałam i złapałam.
blondyn cmoknął na mnie prowokująco.
już wiedziałam że nie puści mnie bez "świętowania".
ale nasze "oblewanie" zwycięstwa zostało przerwane.
Umbridge wparowała do szatni kiedy już się rozkręcaliśmy.
wyszłam z sali znudzona jej paplaniem.
^ Draco ... ^ zaczęłam patrząc na blondyna.
^ potem. ^ odpowiedział znając moje intencje.
rok sobie szedł, dalej i dalej.
dotarło do punktu gdzie był mecz.
moja kolej na łapanie znicza.
Draco no nie powiem, ładnie wybijał tłuczki.
posłał mi uśmiech.
gra była monotonna, wręcz nudna.
Puchonów było dość łatwo ograć, dlatego mogłam się polenić chwilkę.
świsnął koło mnie tłuczek.
Draci ładniutko go wybił i sfaulował pałkarza Hufflepuffu.
^ dzięki skarbie. ^ posłałam mu z uśmiechem.
^ drobiazg. łap znicza. więcej nie ugramy, czas ^
wypatrzyłam złoto i wynurkowałam i złapałam.
blondyn cmoknął na mnie prowokująco.
już wiedziałam że nie puści mnie bez "świętowania".
ale nasze "oblewanie" zwycięstwa zostało przerwane.
Umbridge wparowała do szatni kiedy już się rozkręcaliśmy.
sucz jednak nam nie przerwała co dziwne.
nie zbeształa mnie za całowanki z półnagim Draco.
Umbridge jak weszła tak wyszła.
Draco rozejrzał się po, teraz już, pustej szatni.
- mamy co świętować - uśmiechnął się na moje słowa - chodź tuu - przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Ślizgon się cieszył z wygranej ja też, chyba nawet bardziej niż on. - gratuluję. Draci zabrał mnie pod szkołę.
zaśmiałam się, nawet nie tyle śmiałam się a miałam głupawkę.
Ślizgon nie mógł mnie opanować i dziwił się moim śmiechomchichom.
jednak zawrócił mnie do szatni, ba wyjął klucz z mojej sakiewki i otworzył nim drzwi.
- Draco o co chodzi ? spytałam cicho.
- Draco o co chodzi ? spytałam cicho.
- w zeszłym roku na twoim gwiazdkowym wypaleniu - cofnął mnie pod ścianę i spojrzał krytycznie na ławkę - chciałbym wyrównać rachunek. odpowiedział mi nie wprost.
- a tak po ludzku ? spojrzałam mu w oczy.
- daj mi brzuch - ułożył mnie na drewnie i się pochylił - nie jest to najwygodniejsze dla ciebie miejsce ...
- no chodź wreszcie. pospieszyłam go.
* Draco *
* Draco *
Ignis leżała na drewnie, wygodnie na pewno jej nie było ale lepiej tak niż wcale.
uśmiechnęła się i , tym razem, rozpięła koszulę.
brzuch jak i resztę siebie miała bez zarzutu o złą formę.
jednak musiałem się położyć żeby cokolwiek zrobić.
Ignis nie protestowała, pozwoliła mi.
tak samo zaakceptowała pocałunek. usłyszałem przeciągłe "mmm" i mruczenie.
- Draco ... - jej palce błądziły po moim karku - mrru no już słoneczko, ty dostałeś tylko dwa buziaki - odgoniła mnie kiedy już wyrównałem rachunek - powiem ci że usta masz bardzo ciepłe. uśmiechnęła się.
słoneczko ? czemu takie miano ?
- jasnowłose słoneczko. powtórzyła. chyba zrozumiałem ale Igni nie chciała mi nic mówić, leżała i wzdychała. a ja byłem szczęśliwy.
* Ignis *
Draco się podniósł.
ale nie przeszkadzał mi jego ciężar, poza tym dogrzewał mnie milutko.
- Ignis ... czemu "słoneczko" ? spytał zaskoczony kiedy już wróciłam do siebie.
- bo główka - zmierzwiłam mu włosy - odbija światło. a ja mam swoje słonko.
Draco lekko się zmieszał. nie wiedział co mi odpowiedzieć.
- Księżniczko. - zaczął i zagarnął mnie do siebie. nie mogłam nie popatrzeć mu w oczy i ... ech jego oczy mnie rozwaliły. - zrób to za mnie.
wiedziałam o co mu chodzi, pocałowałam go. podniósł mnie delikatnie żebym przypadkiem nie była niższa.
Draco nie chciał mnie puścić, a nawet ja nie chciałam iść. jednak musieliśmy sobie pójść do zamku.
Ślizgon jednak uparty, nie chciał iść na lekcje.
puścił mnie w końcu i zabrał do dormitorium.
dzisiaj zebranie. ech już czuję smród Noktrunu i zapach krwi ...
poczułam coś na Znaku. zajrzałam do torby i wzięłam po cichu dziennik.
" dziś wieczorem zadanie specjalne córko. razem z Draco macie złapać zbiegłą Sylvię Rogdasme - asystentkę Umbridge z Ministerstwa. jak ją pojmiecie możesz się nią pożywić - to szlama "
skakałabym z radości gdybym mogła. popatrzyłam na Draco, wiedział o zebraniu fakt, ale o zadaniu nie miał pojęcia.
asystentka Umbridge tak ??
na suce się nie wyżyję, to ucierpi jej prawa ręka.
Draco zauważył moją ekscytację. - co jest ? spytał cicho.
- to - pokazałam mu notkę od ojca - ach ... już ja się zabawię.
- Ignis Snape cie szukał rano. poinformował mnie chłodno blondyn.
- kochaniee - zatrzymałam Dracona przed odejściem. dostał pocałunek, bez powodu, bez niczego. byłam zbyt szczęśliwa, należałoby się podzielić Energią. - to.
- Igni ... - stał osłupiały. zdziwiony. zaskoczony - do wieczora. rzucił złośliwie i zniknął.
i tyle go widziałam.
do zebrania się leniłam, nie było nic do roboty. Blaise, Crabbe i Goyle szykowali się do wtajemniczenia. kolejny patrol infiltrujący szkołę.
Draco nie miał o tym pojęcia, ja niewielkie ale zawsze.
przyszedł do mnie i blondyn.
Draci na powitanie pocałował mnie w policzek. - lecimy ? spytał cicho.
skinęłam głową. Crabbe Goyle i Blaise wyszli zanim arystokrata to zauważył.
Ślizgon dostał buziaka i zabrałam go do Dworu.
zdziwił się na widok kolegów ze szkoły, oni usiedli przy swoich rodzinach.
ja zajęłam miejsce po lewej od szczytu stołu a obok mnie Draco.
Czarny Pan rozdał zadania, nowych wtajemniczała ciotka Draco.
uuuu mają pecha.
Noktrun wita.
wilkołak gonił tą sucz, cha też, w różu choć bardziej stonowanym i pudrowym niż jej przełożona.
- ej - wrzasnęłam na niego - zostaw ją. nasz teren.
- Igniis - zaczął wilkołak - nie znamy się. jestem Greyback, służę u twego ojca.
wyczułam smród podczas Mistrzostw, teraz miałam przed oczami zarośniętą, kwadratową, brudną i ziemistą twarz z małymi wściekle zielonymi oczami, wyżółkłymi zębami pod popękanymi wargami, postać tego smrodu.
Greyback oszołomił sukę i oddał nam ją jak kłodę ciągnąc ją za sobą.
- wasza sucz. szkoda że szlama nie moja ...
- przeżyjesz - wcisnęłam w pazurzastą brudną rękę zmiennokształtnego kartę z następnym zadaniem - twoja szlamosucz.
Draco stał zaskoczony, zabrał mnie do siebie razem ze "zdobyczą".
- i co teraz Igni? spytał blondyn.
- do piwnicy i bawimy się w doktora.
- a co ze szkołą ? spytał zaskoczony.
- zostaniemy tu na kilka dni nic się nie stanie. Draco zrobił wielkie oczy na wagary. Łowca nie miał nic za tydzień nieobecności.
- nie możemy Ignis - zaczął klarować mi to Dracon - nie da się jej zabić od razu ? spojrzałam na niego wymownie.
- nie, wuj dał mi kilka przepisów na trutki, ważą się kilka dni, no weeź. - starałam się zrobić słodkie oczka. - chociaż ... jakby zabrać ją do szkoły ... - wizja tej, mniejszej niż Imbryk na pewno, suki zamkniętej w Lochach ... - użycz mi dzisiaj piwnicy swojego domu.
- po co ?
- bawimy się w doktora. - uśmiechnęłam się sadystycznie. - co ty na to ?
Ignis miała na sobie wyraz psychopaty.
nienawidziła Umbridge, fakt sam za nią nie przepadałem, ale ona była w siódmym niebie na wieść o jej asystentce jako cel.
- Draacoo - przytuliła się. - malinki. dostaniesz je gdzie będziesz chciał. ale daj mi piwnicę.
- ile chcę i gdzie chcę ? Ignis podbiła do wysokiej stawki.
- dokładnie słoneczko. - pocałowała mnie w policzek. - ale pozwól mi nabałaganić w podziemiach Dworu.
- są twoje. - otworzyłem drzwi. - ale. - chciała je zamknąć ale w ostatniej chwili zablokowałem je. - pod jednym warunkiem.
- słucham uważnie.
- wchodzę z tobą. - Ignis była widocznie zaskoczona. - nie zostawię jej na twoją pastwę. ma zginąć w miejscu które wysprzątasz.
na jej twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech. - a to lepiej podwiń rękawy. czeka cię długa noc suko. - popatrzyła na niczemu winną Sylvię. przeszedł ją dreszcz. - śmierdzi na kilometr. tym lepiej.
zostawiłem Ignis pole do popisu odsuwając się pod drzwi.
- pobudka szmato. - spoliczkowała ją. kobieta się ocknęła. przerażona rzuciła się w moją stronę na klęczkach i czepiła nogawki moich spodni. Ignis chciała interweniować ale odkopałem jej ofiarę. - mrru no chodź słonko. widzę że i ty chcesz się poznęcać. - objęła mnie czule. - jaki spięty Ślizgon. - odetchnąłem. - no dobra. przyjemności potem.
- a czy nie jest to przyjemnością ? spytałem zaskoczony.
- dobrze więc uściślę. - spojrzała mi w oczy. - o wiele większe przyjemności. - kobieta znowu czołgała się do drzwi. kolejny kop. tyle że od Ignis. a ona nierozstawała się z glanami. - gdzie. - warknęła. - Drraco słoneczko unieruchomisz mi ją ?
- proszę bardzo. - machnąłem różdżką. ciotka nie raz trzymała ofiary pod łańcuchami z podłogi. wystarczyło je przywołać. - co teraz ?
Ignis sięgnęła do buta. - bawimy się w okulistę. - zaśmiała się łamiąc jej nogi. - i tak cię poskładamy. - mruknęła z niesmakiem. pochyliła się nad asystentką Umbridge. - otwórz oczy. - powiedziała spokojnie. ofiara zacisnęła powieki. - nie tak to inaczej. - uśmiech psychopaty nie schodził z jej twarzy. odcięła prawą powiekę z dokładnością chirurgiczną wręcz. - teraz już go nie zamkniesz. - dziwne ale Ignis w fazie sadyzmu wyglądała na zadowoloną czy nawet spełnioną "zawodowo". poza tym uśmiech rzadko kiedy się u niej pojawiał. lekko maniakalny wzrok, uśmiech psychopaty i skupienie oraz dokładność pracy robiły z niej, co mnie dziwiło, bardziej pociągającą dziewczynę. widziałem jak delikatnie się zwija jakby łaskotana emocjami ofiary. sprawiało jej to przyjemność. wyciągnęła na nożu oko na długim nerwie który odcięła. z rany polała się krew plamiąc jej palce i szatę. oblizała dłoń. - słooneeczkoo - przywołała mnie łągodnie. - obudź mi ją proszę. - rzadko słyszałem "proszę" z jej ust. a teraz jej usta lekko drżały. - prooszę. - powtórzyła wstając. - no nie bądź taki Draco. - weszła pod moje ramiona i czułem jak drży. złożyła na mojej szyi pocałunek. - prooszę. szepnęła mi na ucho.
odsunąłem ją.
pomimo swojej szewskiej pasji do mnie zwracała się jeszcze łagodniej niż zwykle, była delikatniejsza, jakby zdając sobie sprawę z tego że chce żebym czuł się bezpiecznie.
pogładziłem ją po łopatkach. wygięła się delikatnie.
- no zostaw teraz nie. - oddaliła mnie szeptem. - najpierw trzeba ją ocucić, pozbyć się drugiego oka, zasklepić rany. i wrzucić ją do tego. - kopnęła skrzynię sporych rozmiarów. - w tym trzymano Moddy'ego. tego prawdziwego Moody'ego. ojciec wrócił ją tutaj. - oblałem zemdloną ofiarę Ignis wodą. - dziękuję skarbie.
kobieta wrzasnęła.
Ignis musiała zmienić wodę w jej ranie na alkohol.
asystentka popatrzyła na mnie błagalnie. - proszę. - wyciągała ręce które Ignis jednym jedynym ruchem połamała. - proszę.
- nie licz na to. - odpowiedziałem cicho. Igni posłała mi dumny uśmiech. - skarbie. - przywołałem niedoszłego kata. - pozwolisz że spróbuję ?
widziałem że jest ona w stanie rzucić mi się na szyję. - oczywiście. zapraszam doktorku. - kobietę ponownie powaliła. - leż. i radzę ci się nie ruszać.
usiadłem naprzeciw twarzy kobiety.
Ignis boleśnie dla niej trzymała jej głowę.
powoli wbiłem ostrze.
ofiara krzyknęła z bólu i próbowała się rzucać.
oko wyszło łatwiej niż przewidywałem.
na długim nerwie który również odciąłem i tak samo jak Ignis zostałem lekko ubrudzony krwią, widniało pierwsze trofeum.
wiedziałem czemu jej dawało to takie emocje.
miała kontrolę, mogła słyszeć prośby o litość, a nawet o śmierć.
dawało to satysfakcję.
- po co ?
- bawimy się w doktora. - uśmiechnęłam się sadystycznie. - co ty na to ?
* Draco *
Ignis miała na sobie wyraz psychopaty.
nienawidziła Umbridge, fakt sam za nią nie przepadałem, ale ona była w siódmym niebie na wieść o jej asystentce jako cel.
- Draacoo - przytuliła się. - malinki. dostaniesz je gdzie będziesz chciał. ale daj mi piwnicę.
- ile chcę i gdzie chcę ? Ignis podbiła do wysokiej stawki.
- dokładnie słoneczko. - pocałowała mnie w policzek. - ale pozwól mi nabałaganić w podziemiach Dworu.
- są twoje. - otworzyłem drzwi. - ale. - chciała je zamknąć ale w ostatniej chwili zablokowałem je. - pod jednym warunkiem.
- słucham uważnie.
- wchodzę z tobą. - Ignis była widocznie zaskoczona. - nie zostawię jej na twoją pastwę. ma zginąć w miejscu które wysprzątasz.
na jej twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech. - a to lepiej podwiń rękawy. czeka cię długa noc suko. - popatrzyła na niczemu winną Sylvię. przeszedł ją dreszcz. - śmierdzi na kilometr. tym lepiej.
zostawiłem Ignis pole do popisu odsuwając się pod drzwi.
- pobudka szmato. - spoliczkowała ją. kobieta się ocknęła. przerażona rzuciła się w moją stronę na klęczkach i czepiła nogawki moich spodni. Ignis chciała interweniować ale odkopałem jej ofiarę. - mrru no chodź słonko. widzę że i ty chcesz się poznęcać. - objęła mnie czule. - jaki spięty Ślizgon. - odetchnąłem. - no dobra. przyjemności potem.
- a czy nie jest to przyjemnością ? spytałem zaskoczony.
- dobrze więc uściślę. - spojrzała mi w oczy. - o wiele większe przyjemności. - kobieta znowu czołgała się do drzwi. kolejny kop. tyle że od Ignis. a ona nierozstawała się z glanami. - gdzie. - warknęła. - Drraco słoneczko unieruchomisz mi ją ?
- proszę bardzo. - machnąłem różdżką. ciotka nie raz trzymała ofiary pod łańcuchami z podłogi. wystarczyło je przywołać. - co teraz ?
Ignis sięgnęła do buta. - bawimy się w okulistę. - zaśmiała się łamiąc jej nogi. - i tak cię poskładamy. - mruknęła z niesmakiem. pochyliła się nad asystentką Umbridge. - otwórz oczy. - powiedziała spokojnie. ofiara zacisnęła powieki. - nie tak to inaczej. - uśmiech psychopaty nie schodził z jej twarzy. odcięła prawą powiekę z dokładnością chirurgiczną wręcz. - teraz już go nie zamkniesz. - dziwne ale Ignis w fazie sadyzmu wyglądała na zadowoloną czy nawet spełnioną "zawodowo". poza tym uśmiech rzadko kiedy się u niej pojawiał. lekko maniakalny wzrok, uśmiech psychopaty i skupienie oraz dokładność pracy robiły z niej, co mnie dziwiło, bardziej pociągającą dziewczynę. widziałem jak delikatnie się zwija jakby łaskotana emocjami ofiary. sprawiało jej to przyjemność. wyciągnęła na nożu oko na długim nerwie który odcięła. z rany polała się krew plamiąc jej palce i szatę. oblizała dłoń. - słooneeczkoo - przywołała mnie łągodnie. - obudź mi ją proszę. - rzadko słyszałem "proszę" z jej ust. a teraz jej usta lekko drżały. - prooszę. - powtórzyła wstając. - no nie bądź taki Draco. - weszła pod moje ramiona i czułem jak drży. złożyła na mojej szyi pocałunek. - prooszę. szepnęła mi na ucho.
odsunąłem ją.
pomimo swojej szewskiej pasji do mnie zwracała się jeszcze łagodniej niż zwykle, była delikatniejsza, jakby zdając sobie sprawę z tego że chce żebym czuł się bezpiecznie.
pogładziłem ją po łopatkach. wygięła się delikatnie.
- no zostaw teraz nie. - oddaliła mnie szeptem. - najpierw trzeba ją ocucić, pozbyć się drugiego oka, zasklepić rany. i wrzucić ją do tego. - kopnęła skrzynię sporych rozmiarów. - w tym trzymano Moddy'ego. tego prawdziwego Moody'ego. ojciec wrócił ją tutaj. - oblałem zemdloną ofiarę Ignis wodą. - dziękuję skarbie.
kobieta wrzasnęła.
Ignis musiała zmienić wodę w jej ranie na alkohol.
asystentka popatrzyła na mnie błagalnie. - proszę. - wyciągała ręce które Ignis jednym jedynym ruchem połamała. - proszę.
- nie licz na to. - odpowiedziałem cicho. Igni posłała mi dumny uśmiech. - skarbie. - przywołałem niedoszłego kata. - pozwolisz że spróbuję ?
widziałem że jest ona w stanie rzucić mi się na szyję. - oczywiście. zapraszam doktorku. - kobietę ponownie powaliła. - leż. i radzę ci się nie ruszać.
usiadłem naprzeciw twarzy kobiety.
Ignis boleśnie dla niej trzymała jej głowę.
powoli wbiłem ostrze.
ofiara krzyknęła z bólu i próbowała się rzucać.
oko wyszło łatwiej niż przewidywałem.
na długim nerwie który również odciąłem i tak samo jak Ignis zostałem lekko ubrudzony krwią, widniało pierwsze trofeum.
wiedziałem czemu jej dawało to takie emocje.
miała kontrolę, mogła słyszeć prośby o litość, a nawet o śmierć.
dawało to satysfakcję.
i to o wiele większą niż gnojenie młodszych, tu szło o życie nie o humor.
podniosłem się. - dobrze ?
poczułem jedynie jak Ignis wprasza się do moich ust.
- genialnie. - pocałowała mnie w policzek. - szzz ...
pod drzwiami musiała coś wychwycić.
- ale panie ... ciotka. ciotka musiała rozmawiać z jej ojcem.
- nie ma "ale" Bellatrix. przerwał jej łagodnie.
- ale panie ... - ciotka zawiesiła głos. - ale panie ja ...
- mówiłem już. nie ma "ale".
- ale panie ... - słyszałem oddech ciotki. - ale ja cię kocham panie. Rudolph to tylko formalne małżeństwo.
- Bellatrix. - odsunięte krzesło. - znalazłem Aollicep.
mina ciotki zbladła lekko. - ale ... ale ona zginęła lata temu panie.
- nie zginęła jak się okazało. - ojciec Ignis przeszedł przez salon kilka kroków. - znalazłem ją.
- to niemożliwe panie ...
aportacja.
weszła do salonu kobieta.
wysoka, chuda jednak widać było że silna, o kasztanowych włosach oraz ciemno zielonoszarych oczach, ubrana w suknię.
podeszła do Czarnego Pana i pocałowała go w policzek.
- witaj Tom.
co mnie i Ignis jeszcze bardziej zaskoczyło, On jej oddał tym samym gestem. - witaj Aollicep.
^ to ... to moja matka Draco. ^ usłyszałem myśl Ignis.
^ widać. ^ odpowiedziałem.
- jak tam u Ignis ? - zagadnęła nowoprzybyła. ciotka odsunęła się. - co Tom ?
- Bellatrix mam nadzieję że nasze rody zostaną w przyjaznych stosunkach jak dawniej. zwrócił się do ciotki Voldemort.
- oczywiście panie. powiedziała cicho i chłodno ciotka i zniknęłą.
- Ignis niegrzecznie jest podsłuchiwać. - skarcił ją ojciec. - zapraszam. miałaś ją poznać w zeszłym roku ale po Czarze stwierdziłem że lepiej to spotkanie przełożyć. - Igni odsunęłą się od skrzydła drzwi za którym stała. wyszła do salonu lekko sztywno. - chciałbym ci przedstawić twoją matkę.
w jednej chwili zmierzyła ją wzrokiem i przytuliła się do niej. płąkała. - ma... mamo ...
uśmiechnąłem się widząc ją szczęśliwą.
- Draconie nie dotrzymasz jej towarzystwa ? usłyszałem uwagę.
machinalnie wyszedłem.
matka Ignis zmierzyła mnie krytycznie wzrokiem. - Ignis mogę wiedzieć co to za młodzieniec ? spytała ją chłodno matka.
- em ... - chyba nie wiedziała jak to wytłumaczyć. - to jest Draco. - podszedłem do odklejonej Ślizgonki. - mój chłopak.
- spróbuj ty ...
- Aollicep. - uspokoił ją jednocześnie jej przerywając Voldemort. - spokojnie.
- Ignis - spojrzałem na nią. - jestem na górze.
- niedługo będę. pocałowała mnie w policzek
* Ignis *
mama popatrzyła na mnie zaskoczona.
- wypalenie. - mruknęłam cicho. kurde dziwne uczucie. po raz pierwszy w życiu wstyd. - obiecałam mu malinki ...
- Aollicep to ja was zostawiam. - ojciec wychodził. - nie nadużywaj autorytetu Ignis. pouczył mnie na koniec.
ale był to raczej żart.
- Ignis - Aollicep wskazała sofę. bo nie ma to czuć się jak u siebie .. - nie wiem od czego zacząć. ogólną historię nakreślił ci już tata. - pokiwałam głową. - nie zostało mi zbyt wiele do powiedzenia.
- mamo ... - wyczułam zapach wampira. - jak ?
- byłaś zachłannym dzieckiem. - uśmiechnęła się. - twój ojciec wykradł odrobinę Kamienia Filozoficznego. ty zostałaś normalna. na mnie się to odbiło. teraz jestem nieśmiertelna.
- to dlatego ....
- owszem. - mama pocałowała mnie w czoło. - idź już bo ten blondyn ci ucieknie.
- a mamo. - zatrzymałam ją. - napiszesz prawda ?
- masz dziennik od taty. ja też - popukała notes. - będę pisać.
- dobranoc.
- zapakuj tą sukę do skrzyni. poradziła na koniec i zniknęła.
poczułam czyjeś dłonie na ramionach.
- straciłem do ciebie cierpliwość słonko. - szept i te cholernie dobre i cholernie drogie perfumy. - słyszałem że ma cię spotkać wypalenie.
- potem. - próbowałam się wykręcić. - Draco muszę wrzucić tą sukę do skrzyni i jej nie połamać.
- zajmie ci to minutę. - zaprowadził mnie do siebie. - a wypalenie trwa o wiele dłużej.
nie znosiłam mu ulegać.
nie znosiłam tego że nie potrafiłam oprzeć się tym błękitnym oczom i słuchać rozsądku.
ale wiedziała cholera jedna jak mnie podejść, jak mnie sobie ułożyć.
- Draco ... ostatnia próba walki.
uśmiechnął się wrednie.
wzbudziłaś w nim sadystę, wredotę i rebelianta to masz Ignis.
- nie. - powiedział chłodno zatrzymując mnie daleko od progu. - obiecałaś coś.
- wiem, ale może nie kiedy - usta na szyi. cholernie się poprawił w kwestii szukania czułych punktów. cholernie za dużo. nie. wrzucę ją do skrzyni i potem będę miała czas. - Draco ...
- potem ją wrzucisz do pudełka. - zarządził rozdrażniony. - teraz - pogładził mnie po skrzydłach. - zostajesz tutaj. skoro czeka cię wypalenie.
- nie. nie waż si... - zrobił to. trzeci guzik koszuli, czwarty. i nie ma. zabijcie mnie ale on aż się prosił o podniesienie rachunku. - widzę treningi dobrze ci zrobiły. - on tylko cholernie się uśmiechnął. bez słowa mnie położył i pocałował. uwielbiałam te jego pocałunki, fakt faktem, ale ... polepszył się. jakby ... niemożliwe. miód. cholera jedna jadła miód. zabić go to mało.
granicę usunął.
niech ma pamiątkę, on może a ja nie ?
gładziłam jego, teraz cholernie spięte, łopatki.
przesuwał granicę bardzo powoli.
oj na zebraniach będzie sadystą nie gorszym niż Bellatrix.
odsunął się i cholernie prowokacyjnie oblizał lekko wargi.
- teraz możesz iść.
- cholerny, wredny, wyrachowany, sadystyczny, buntowniczy Ślizgon. - wyliczyłam mu Draco traktował to chyba jako komplementy bo widziałam dumę w jego oku. - chodź tu do mnie słoneczko. - położył się obok i przygarnął mnie do siebie. - i tak do cholery cię kocham.
- słodkich snów Księżniczko. odpowiedział już bardziej "po swojemu" i przykrył mnie i siebie kołdrą.
podniosłem się. - dobrze ?
poczułem jedynie jak Ignis wprasza się do moich ust.
- genialnie. - pocałowała mnie w policzek. - szzz ...
pod drzwiami musiała coś wychwycić.
- ale panie ... ciotka. ciotka musiała rozmawiać z jej ojcem.
- nie ma "ale" Bellatrix. przerwał jej łagodnie.
- ale panie ... - ciotka zawiesiła głos. - ale panie ja ...
- mówiłem już. nie ma "ale".
- ale panie ... - słyszałem oddech ciotki. - ale ja cię kocham panie. Rudolph to tylko formalne małżeństwo.
- Bellatrix. - odsunięte krzesło. - znalazłem Aollicep.
mina ciotki zbladła lekko. - ale ... ale ona zginęła lata temu panie.
- nie zginęła jak się okazało. - ojciec Ignis przeszedł przez salon kilka kroków. - znalazłem ją.
- to niemożliwe panie ...
aportacja.
weszła do salonu kobieta.
wysoka, chuda jednak widać było że silna, o kasztanowych włosach oraz ciemno zielonoszarych oczach, ubrana w suknię.
podeszła do Czarnego Pana i pocałowała go w policzek.
- witaj Tom.
co mnie i Ignis jeszcze bardziej zaskoczyło, On jej oddał tym samym gestem. - witaj Aollicep.
^ to ... to moja matka Draco. ^ usłyszałem myśl Ignis.
^ widać. ^ odpowiedziałem.
- jak tam u Ignis ? - zagadnęła nowoprzybyła. ciotka odsunęła się. - co Tom ?
- Bellatrix mam nadzieję że nasze rody zostaną w przyjaznych stosunkach jak dawniej. zwrócił się do ciotki Voldemort.
- oczywiście panie. powiedziała cicho i chłodno ciotka i zniknęłą.
- Ignis niegrzecznie jest podsłuchiwać. - skarcił ją ojciec. - zapraszam. miałaś ją poznać w zeszłym roku ale po Czarze stwierdziłem że lepiej to spotkanie przełożyć. - Igni odsunęłą się od skrzydła drzwi za którym stała. wyszła do salonu lekko sztywno. - chciałbym ci przedstawić twoją matkę.
w jednej chwili zmierzyła ją wzrokiem i przytuliła się do niej. płąkała. - ma... mamo ...
uśmiechnąłem się widząc ją szczęśliwą.
- Draconie nie dotrzymasz jej towarzystwa ? usłyszałem uwagę.
machinalnie wyszedłem.
matka Ignis zmierzyła mnie krytycznie wzrokiem. - Ignis mogę wiedzieć co to za młodzieniec ? spytała ją chłodno matka.
- em ... - chyba nie wiedziała jak to wytłumaczyć. - to jest Draco. - podszedłem do odklejonej Ślizgonki. - mój chłopak.
- spróbuj ty ...
- Aollicep. - uspokoił ją jednocześnie jej przerywając Voldemort. - spokojnie.
- Ignis - spojrzałem na nią. - jestem na górze.
- niedługo będę. pocałowała mnie w policzek
* Ignis *
mama popatrzyła na mnie zaskoczona.
- wypalenie. - mruknęłam cicho. kurde dziwne uczucie. po raz pierwszy w życiu wstyd. - obiecałam mu malinki ...
- Aollicep to ja was zostawiam. - ojciec wychodził. - nie nadużywaj autorytetu Ignis. pouczył mnie na koniec.
ale był to raczej żart.
- Ignis - Aollicep wskazała sofę. bo nie ma to czuć się jak u siebie .. - nie wiem od czego zacząć. ogólną historię nakreślił ci już tata. - pokiwałam głową. - nie zostało mi zbyt wiele do powiedzenia.
- mamo ... - wyczułam zapach wampira. - jak ?
- byłaś zachłannym dzieckiem. - uśmiechnęła się. - twój ojciec wykradł odrobinę Kamienia Filozoficznego. ty zostałaś normalna. na mnie się to odbiło. teraz jestem nieśmiertelna.
- to dlatego ....
- owszem. - mama pocałowała mnie w czoło. - idź już bo ten blondyn ci ucieknie.
- a mamo. - zatrzymałam ją. - napiszesz prawda ?
- masz dziennik od taty. ja też - popukała notes. - będę pisać.
- dobranoc.
- zapakuj tą sukę do skrzyni. poradziła na koniec i zniknęła.
poczułam czyjeś dłonie na ramionach.
- straciłem do ciebie cierpliwość słonko. - szept i te cholernie dobre i cholernie drogie perfumy. - słyszałem że ma cię spotkać wypalenie.
- potem. - próbowałam się wykręcić. - Draco muszę wrzucić tą sukę do skrzyni i jej nie połamać.
- zajmie ci to minutę. - zaprowadził mnie do siebie. - a wypalenie trwa o wiele dłużej.
nie znosiłam mu ulegać.
nie znosiłam tego że nie potrafiłam oprzeć się tym błękitnym oczom i słuchać rozsądku.
ale wiedziała cholera jedna jak mnie podejść, jak mnie sobie ułożyć.
- Draco ... ostatnia próba walki.
uśmiechnął się wrednie.
wzbudziłaś w nim sadystę, wredotę i rebelianta to masz Ignis.
- nie. - powiedział chłodno zatrzymując mnie daleko od progu. - obiecałaś coś.
- wiem, ale może nie kiedy - usta na szyi. cholernie się poprawił w kwestii szukania czułych punktów. cholernie za dużo. nie. wrzucę ją do skrzyni i potem będę miała czas. - Draco ...
- potem ją wrzucisz do pudełka. - zarządził rozdrażniony. - teraz - pogładził mnie po skrzydłach. - zostajesz tutaj. skoro czeka cię wypalenie.
- nie. nie waż si... - zrobił to. trzeci guzik koszuli, czwarty. i nie ma. zabijcie mnie ale on aż się prosił o podniesienie rachunku. - widzę treningi dobrze ci zrobiły. - on tylko cholernie się uśmiechnął. bez słowa mnie położył i pocałował. uwielbiałam te jego pocałunki, fakt faktem, ale ... polepszył się. jakby ... niemożliwe. miód. cholera jedna jadła miód. zabić go to mało.
granicę usunął.
niech ma pamiątkę, on może a ja nie ?
gładziłam jego, teraz cholernie spięte, łopatki.
przesuwał granicę bardzo powoli.
oj na zebraniach będzie sadystą nie gorszym niż Bellatrix.
odsunął się i cholernie prowokacyjnie oblizał lekko wargi.
- teraz możesz iść.
- cholerny, wredny, wyrachowany, sadystyczny, buntowniczy Ślizgon. - wyliczyłam mu Draco traktował to chyba jako komplementy bo widziałam dumę w jego oku. - chodź tu do mnie słoneczko. - położył się obok i przygarnął mnie do siebie. - i tak do cholery cię kocham.
- słodkich snów Księżniczko. odpowiedział już bardziej "po swojemu" i przykrył mnie i siebie kołdrą.
rano zasklepiłam i oczyściłam rany po operacji z wczoraj, poskładałam suce kości i zapakowałam ją do kufra który zmniejszony został w mojej sakiewce.
kiedy już to i upuszczenie z niej krwi miało miejsce i wyszłam "do świata" rodzina Dracona jak i on sam jadła śniadanie.
- zapraszam Igni - Ślizgon przesunął mi krzesło - jak się spało ?
- doskonale Draco. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. już on wiedział czemu. - a tobie ?
- wyśmienicie. - otarł lekko usta. - zbierajmy się do szkoły.
- jak chcesz. - zjadłam kilka plasterków wędliny. - ja jestem gotowa.
- wypij herbatę Ignis. - Lucjusz wskazał na stojący przede mną kubek. - nie musicie się tak spieszyć Draconie. dopiero 5:30.
spojrzałam na blondyna.
a tylko spróbuj mi się wykręcać od malinek cholero jedna.
dopiłam herbatę, jak się okazało czarną z dwoma łyżeczkami cukru, i wyszłam na dwór razem z Draco.
- doskonale Draco. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. już on wiedział czemu. - a tobie ?
- wyśmienicie. - otarł lekko usta. - zbierajmy się do szkoły.
- jak chcesz. - zjadłam kilka plasterków wędliny. - ja jestem gotowa.
- wypij herbatę Ignis. - Lucjusz wskazał na stojący przede mną kubek. - nie musicie się tak spieszyć Draconie. dopiero 5:30.
spojrzałam na blondyna.
a tylko spróbuj mi się wykręcać od malinek cholero jedna.
dopiłam herbatę, jak się okazało czarną z dwoma łyżeczkami cukru, i wyszłam na dwór razem z Draco.
Snape nic nie powiedział kiedy zobaczył nas podczas swojego dyżuru, jedynie podał mi kilkanaście butelek, pióro i kartki.
praca naukowa, kocham pracę naukową.
Draco już nawet nie zauważał bazyliszka który pomknął w głąb labiryntu.
- co z nią robimy ? spytał.
- jest tu pomieszczenie celi, bo Komnata dopasowuje się do dziedzica. - wskazałam nowe drzwi - widzisz słonko ? Draco stał oniemiały. - myślałem że tylko Pokój Życzeń ..
- to jest moim pokojem życzeń - odpowiedziałam rozkładając ramiona - szkoda że życzenia dotyczące ludzi się nie spełniają - Draco zauważył mój uśmieszek - wiem. uprzedziłam go.
arystokrata jedynie położył się i pocałował mnie w policzek. na "dobranoc".
Draco dał mi się ułożyć i zasnąć na te dwie godziny.
potem zabrał mnie do dormitorium oczywiście upominając się o wynagrodzenie.
- Draco ale pobudka ...
- tylko szyja. - odpowiedział zajadle. - resztą nie będę się chwalił.
- to daj. - rozchylił kołnierz koszuli. zbliżyłam się do jego skóry. - wiesz co ... - nakreśliłam linię palcem. - jesteś słodki. - pocałowałam wybrane miejsce. jego ta suka gonić nie będzie za nieład. będzie się chwalił malinkami. - ile chcesz ?
-5. jeszcze 4. - objął mnie w tali. - jeżeli nie chcesz łapanki radzę się pospieszyć.
- nie poganiaj mnie bo się zdenerwuję. - podrapałam go delikatnie po karku. - i tak jesteś kochany. druga malinka. kroki na schodach.
Pansy. świeetniee.
- co ?? - wykrztusiła jedynie. - wiedziałam że chodzi ci o krew.
nie poszłam od niego.
- mm Ignis puść. - odezwał się blondyn. odsłoniłam malinki. - widzisz gdziekolwiek ugryzienia ?
- no i popsułeś. - odpowiedziałam mu. - daj mi tą szyję. - przygarnęłam go delikatnie. dokończyłam to co mi przerwano. - już.
arystokrata popatrzył w lustro które zrobił z powietrza. - no - odwrócił się do mnie. - zamknij oczy Ignis.
zrobiłam to bez oporów.
pocałował mnie. palce trzymał na moim karku.
i nic mi do szczęścia nie potrzeba.
oprócz głowy Umbridge.
Draco trochę przeciągnął buziaka ale niech ma.
ja też go nie puściłam przy suce.
śniadanie minęło względnie spokojnie.
Harry patrzył na mnie i Dracona krzywo. szczególnie na Draciego się burzył kiedy zobaczył malinki.
potem zabrał mnie do dormitorium oczywiście upominając się o wynagrodzenie.
- Draco ale pobudka ...
- tylko szyja. - odpowiedział zajadle. - resztą nie będę się chwalił.
- to daj. - rozchylił kołnierz koszuli. zbliżyłam się do jego skóry. - wiesz co ... - nakreśliłam linię palcem. - jesteś słodki. - pocałowałam wybrane miejsce. jego ta suka gonić nie będzie za nieład. będzie się chwalił malinkami. - ile chcesz ?
-5. jeszcze 4. - objął mnie w tali. - jeżeli nie chcesz łapanki radzę się pospieszyć.
- nie poganiaj mnie bo się zdenerwuję. - podrapałam go delikatnie po karku. - i tak jesteś kochany. druga malinka. kroki na schodach.
Pansy. świeetniee.
- co ?? - wykrztusiła jedynie. - wiedziałam że chodzi ci o krew.
nie poszłam od niego.
- mm Ignis puść. - odezwał się blondyn. odsłoniłam malinki. - widzisz gdziekolwiek ugryzienia ?
- no i popsułeś. - odpowiedziałam mu. - daj mi tą szyję. - przygarnęłam go delikatnie. dokończyłam to co mi przerwano. - już.
arystokrata popatrzył w lustro które zrobił z powietrza. - no - odwrócił się do mnie. - zamknij oczy Ignis.
zrobiłam to bez oporów.
pocałował mnie. palce trzymał na moim karku.
i nic mi do szczęścia nie potrzeba.
oprócz głowy Umbridge.
Draco trochę przeciągnął buziaka ale niech ma.
ja też go nie puściłam przy suce.
śniadanie minęło względnie spokojnie.
Harry patrzył na mnie i Dracona krzywo. szczególnie na Draciego się burzył kiedy zobaczył malinki.
Harry po śniadaniu mnie odebrał od Ślizgona i zaprowadził pod jakąś ciemną ścianę.
- Ignis - zaczął cicho - miałem koszmary. On ma Syriusza.
niemożliwe, ojciec wiedział że wyczuję obecność Syriusza nawet jakbym o niej nie wiedziała.
- to nie jest możliwe Harry. odpowiedziałam mu.
- jest. to ty nic nie widziałaś ? nic nie wiesz ? zdziwił się brat.
- no nie - odparłam - zapominasz że nie sypiam, a nawet jeśli to ...
- to .. zagadnął zdenerwowany brat.
- to nie mam koszmarów. - pogładziłam się po karku - no ... sypiam po wypaleniach ...
- Malfoy - prychnął - pogadamy o tym potem. - urwał - musisz go namierzyć.
- nie rozumiem.
- no na pewno mogłabyś GO namierzyć jakby wdarł się do twojej głowy. dlatego musi robić to mi.