środa, 31 grudnia 2014

Rok VII Rozdział XX Dwie Bestie

Hmm ... Sylwester ...   
Fajny dzień. 
Dlatego macie tu prezent w postaci rozdziału. 
JEDYNYM powodem, jest to, że ktoś ( czytajcie Kaze ) mnie przekonał, żeby rozdział pojawił się dzisiaj, akurat o tej godzinie. 
Możecie się cieszyć, albo płakać, albo i to i to ...   Nie wiem, nie wnikam w Wasze reakcje. Ale rozdział XX pojawia się dzisiaj z wielkimi życzeniami żeby nowy, 2015 rok był dla was lepszy niż 2014 i ciut gorszy od 2016.  
Pozdrawiam panna Riddle ! 

***
Po odstanej godzinie na mrozie  wracałam do Hogwartu, miałam plan żeby zgarnąć Draco po lekcjach i zabrać go do Londynu na łapankę. 

Weszłam do cichego gmachu, szmat czasu mnie tu nie było. 

Irytek spojrzał na mnie zaciekawiony. - bestia w zamku ! Bestia w zamku ! Niech Łowca zabije ! 
- stul dziób debilu - warknęłam i zamroziłam poltergeista. Spadł na ziemię. Duch dziadka pojawił się przy moim boku. - witaj dziadku. - skinęłam mu głową, a on mnie zabrał pod rękę pod salę do Eliksirów. Draco dostał przydział do pracy z Astorią Greengrass.      

Dziewczyna, choć młodsza, miała próbne lekcje u nas, bo niby "zdolna". Aha, zdolna. 
Próbuje milić się do Draco, a ten flirciarz jej odpowiada.  Och, a mi wypomniał buziaka z Kastielem, którego znał i rozumiał.   
- o nie, tak dobrze to nie będzie. Wysyczałam cicho. 
Draco obejrzał się w moją stronę i lekko się uśmiechnął. 

- Draco - Astoria rzuciła przesłodzonym tonem. - pomożesz mi to posiekać ? 

Tak, zrobię z ciebie sushi.  warknęłam w myśli. 

- dasz sobie z tym radę. rzucił znudzony arystokrata. 
- ale to jest taki twardy korzeń ...
Draco złamał go jedynie dociskając palcem do blatu ze stali. - nie pierdol i pokrój to. 
- z tobą z chęcią. Astoria wodziła palcem po jego ramieniu. 
Spoliczkował ją, dziewczyna nie tylko poczuła, ale i zobaczyła sygnet. - jestem zaręczony. 
Greengrass zrobiła wielkie oczy. - nie oświadczałeś mi się ...
Draco spoliczkował ją ponownie. Włosy zasłoniły mu oko, ale ich nie odgarniał. - z Ignis. 
- co ? z nią ?! TY !? 
- kochanie. Draco wezwał mnie mianem. 
Przyszłam i go objęłam za szyję. Pocałowałam jego policzek. 
          - tak Książę ? spytałam go wprost na ucho. 
- pokaż tej idiotce pierścionek. 
- z chęcią. - wystawiłam nadgarstek. Dziewczyna w akcie desperacji próbowała odciąć kolący ją w oczy palec z pierścieniem. Rozcięła mi go, ale ostrze się omsknęło i nie poszło dalej. Nie miała pewnej ręki.               - panie doktorze. - spojrzałam na Draco dziecięcym wzrokiem. - paluszek. 

Ale jemu nie było zbyt jeszcze śpieszno do ratowania mojej dłoni. Rozciął tym samym nożem twarz Astorii. - nie rań mojej narzeczonej. - warknął i spojrzał na ranę. - już słonko. - zabrał z kieszeni fiolkę i przywołał bandaże - i to jeszcze ten ozdobiony. - wymamrotał. - pozwolisz ? - zdjął ze mnie ozdobę i pocałował dłoń. Wszystko piekło, bo resztki składników specyfiku zostawały na mojej skórze, lub raczej pod nią. Draco opatrzył ranę i ją zaczął leczyć. Na koniec założył na mój palec z powrotem pierścionek. - no i już. 

- panie profesorze ... spojrzałam w stronę biurka. 
- idźcie.  wygonił nas Snape. 

Objęta przez Aryjczyka wychodziłam ze szkoły. Szłam dumna i szczelnie otulona wielkim plaszczem. Było w nim idealnie miejsca na nas dwoje. 

- Draco - zaczęłam patrząc na blondyna. Odwrócił ku mnie wzrok. - jesteś kochany. 
- nie. 
- jesteś i nie kłóć się, bo wiem lepiej.- ucięłam pocierając głową o jego ramię. - jesteś.  - przytuliłam się do niego najciaśniej jak się dało. - mój Książę. 
- Księżniczko. - pogłaskał mnie po boku i deportowaliśmy się do Londynu.  - wybieraj. 

Złapaliśmy jakichś dwudziestu pięciu mugoli i szlamy. 
- Draco - oparłam o niego czoło. - Wrzeszcząca Chata. - deportowaliśmy ich. Aryjczyk chciał się do nich dobierać, ale wróciłam z nim do miasta.  - nie tak szybko, na wieczór. - poprowadziłam go do siebie. Otworzyłam drzwi i byliśmy w moim salonie. - buzi.  spojrzałam na niego słodko. 
- a magicze słowo ? 
- nie to nie. - odwróciłam się z miną naburmuszonego dziecka. - myślałam, że chciałbyś pocałunku. 
- ech Ignis ... - westchnął jakby już teraz żałował naszych zaręczyn. - no chodź, bardziej prosić nie będę. 
- Draacoo - spojrzałam mu w oczy, błękit pod kilkoma włosami. - i tak jesteś kochany. - pocałowałam go w policzek.- co byś chciał do picia, do jedzenia ...
- wodę. 
Uśmiechnęłam się. - już się robi blondyneczku. - poszłam do kuchni, a radio samo wrzuciło w obieg płytę Slasha. - zagrasz ? 
- bilard ? 
- yhym. 
- daj. - pozbył się marynarki i rzucił nią o kanapę. Popatrzył na mnie. - no a o co gramy ? 
- hmm ... O pocałunek. Kto przegra ten zaczyna. 
- dobra. 

Zaczęliśmy grać, oczywiście żadne z nas nie chciało przegrać i szukaliśmy sposobu na zdekoncentrowanie przeciwnika, ale skończyło się remisem no i tym, że oboje zaczęliśmy pocałunek. 

Szlamy czekały we Wrzeszczącej Chacie, a zadbałam by się nie nudzili. 
Deportował nas do odnowionego salonu, gdzie tłoczyli się pobici mugole.
-  Draco ...
- panie mają pierwszeństwo.
- jak wolisz.   odpowiedziałam i zmieniłam błyskawicznie strój.

* Draco * 

Ignis założyła na siebie inne czarne rzeczy, gorset podbijany czaszkami, wysokie buty.   Wśród mugoli panowała cisza, było słychać tylko jej kroki wśród nich.  Szpilki stukały rytmicznie o parkiet.
Nie odrywałem od niej wzroku, poruszała się dla mnie. Widziałem to. I podziwiałem.


Złapała jakiegoś za włosy, uniosła mu głowę. wbiła się w szyję i rozcięła mu brzuch.  Organy, poza sercem, płucami, wątrobą i jedną nerką, mu spaliła. Utrzymywała go przy życiu.
Nie wypiła całej krwi. Rzuciła nim o podłogę, by się wykrwawił.
- chodź Draco. - zapraszała mnie do uczty. - chodź. - objąłem ją w talii. - mrru, brakowało mi takiego zaborczego przytulenia. - poruszyła się w objęciach.jednak odwróciła się do mnie twarzą, podała za włosy jakąś szlamę. - no chodź, pij.
Zabiłem,   nie patrzyłem na płeć.    

 Ignis mi towarzyszyła. Nie rozumiałem. Nie chciałem zabijać niewinnych, ale dla krwi po tak długim głodzie ...


Ocknąłem się, w pewnym sensie,  kiedy Ignis stała przy ścianie, z wielkim kielichem. - wypij. - wyczułem w nim krew. Podszedłem do niej i widziałem, że dłonie mam całe we krwi, a w srebrnym naczyniu widziałem i twarz w kropki. Wypiłem zawartość. - chodź. - szarpnęła mną. Nie było potrzeby by się jej opierać. - chodź. Masz kilka miesięcy w plecy, chodź. - przygarnąłem ją do siebie w pocałunku. Nie protestowała przed całowaniem po szyi. Czułem zapach jej krwi. - możesz delikatnie ugryźć, nie za dużo. - wymamrotała. Sam w to nie wierzyłem, ale ugryzłem ją delikatnie. Po minucie jednak się odsunąłem. - o nie, ciebie tak nie zostawię. - zmieniła role, teraz to mnie postawiła pod ścianą. Lekko mnie ukuła, ale i ona po minucie się odsunęła by dokończyć pocałunek - Draco ...
- tak ?
- połóż się. - zobaczyłem na podłodze krew. Niewiele, jednak tu gdzie staliśmy był spadek, krew spływała nam pod nogi. - połóż się. Chcę to zobaczyć. - spełniłem jej prośbę. Zrobiła zdjęcie. - mój Książę. - ułożyła się na mnie i pocałowała.  Przewróciłem ją pod siebie. Teraz to Ignis leżała w krwi. Wyglądała jakby takie miało być jej przeznaczenie. I ja zabrałem jej podobiznę. - chodź. - trupy, albo raczej ci w agonii, byli pod sufitem, na czymś w rodzaju sita, ze szkła chyba, leżeli na sobie, krew spływała, ale nie organy czy kończyny, które odcięliśmy. - pocałuj.
- poproś.
- prooszę.  Odmówisz swojej narzeczonej ?
Uśmiechnąłem się. - nie.
Zatopiłem w niej usta. Język robił co chciał. Po kilku przyjemnych chwilach, czyli pewnie po jakichś dwóch godzinach,   Igni zasnęła. Mi też urywał się powoli film.  Widziałem ją obok siebie, wtuloną. We krwi. Krwi do kostek.

Rano obudziłem się z nią w Pokoju Życzeń.
- Ignis ...
- daj mi spać dewiancie. wymamrotała otulając się kołdrą.
- Igni wstawaj. Musisz lecieć.  przypomniałem jej. 
- gówno muszę.- prychnęła. Pocałowałem ją w policzek. Otworzyła oczy. - nie muszę wracać Draco.
Zamurowało mnie. - jak to ? Potter zgodził się, cię tu zostawić ? - pokiwała głową. - wiedząc, że spędziliśmy ze sobą noc ?
- sam mu to mówiłeś. - naznaczyła. - zostaję. Już do końca. Nie wracam do brata.
Pocałowałem ją. Przecież wypalenie nie było kompletne.  Nie dla mnie.
- Igni ...
- nie. - ścięła. - nie Draco. nie dzisiaj.
- ale ...
- nie "ale". - pogłaskała mnie po policzku. - już się nabawiłeś. Więcej nie, tylko pocałunki.
- ale ...
Ignis się zaśmiała. - nie Draco. Pragnienia poczekają. - pogładziła mnie po klacie. - to co było przed zaręczynami jest dozwolone. Seks kiedy indziej.
- Igni ...  nie docierało do mnie jak bardzo Potter był głupi. Zostawił mi ją, jako prezent. Jednak miał przebłyski normalności, ale był głupi. Ignis przecież do mnie tęskniła.
- wstawaj. - zepchnęła mnie z łóżka. - bo przegapimy śniadanie.
- już przegapiliśmy.
- kurwa mać.
- nie klnij.

* Ignis * 

- dam ci kiedyś klęcie. - prychnęłam na to jak mnie "upomniał". - wstawaj, nie chcę się spóźnić.
- zaczynamy Eliksirami.
- super. Tym bardziej. - wywaliłam go z łóżka. Zaczęłam się przebierać. Zmieniłam wszystko w Ogniu i byłam gotowa. - już. Raz, raz.
- nie rządź się. rzucił raczej żartem.
- będę. - odpowiedziałam i zabrałam go ze śmiechem na śniadanie. - kłamałeś. Nie spóźniliśmy się.
- niespodzianka.  na te słowa dostał lekko w brzuch.

Uczniowie patrzyli na nas zaskoczeni. Krzyki umierających musiały do nich dotrzeć, a na pewno nie posądzali o to Draco. Taaa ... wszystko moja wina, nie ?

Usiadłam wśród Ślizgonów, Blaise odskoczył na drugi koniec stołu.
- temu co ?
- łowił ofiary na twoim terenie.
- aha. - rzuciłam znudzona. - za to osądzi go Rada, mi się nie chce. - prychnęłam. - ale nie licz Blaise, że puszczę to płazem. - na jego ukojenie nerwów znowu go dobiłam. - prawda Draco ?
- mnie w to nie mieszaj.

Zjadłam śniadanie, Draco zabrał mnie na Eliksiry.
Wuj przyjął mnie ciepło, ale stonowanie. Ucieszył się, że wróciła jego ulubiona uczennica. Astoria z blizną na policzku odsunęła się od Dracona na kilometr. I dobrze.

- no dobrze, Ignis przejmiesz Eliksiry dla młodszych roczników ?
- niestety muszę odmówić panie profesorze. Nie posiadam cierpliwości nauczyciela.
- skoro tak uważasz.  no i wuj wrócił do lekcji.

Nudziłam się, szczerze powiedziawszy. Wuj zabezpieczył się, przecież przy Umbridge pisałam SUMy. Te już ostatnie z ostatnich możliwych, czyli z tego semestru. Miałam je już zaliczone, a o egzamin końcowy szczerze powiedziawszy nie dbałam. Miałam pracę, drugą w zanadrzu, a poza tym Koronę i Radę w kieszeni. Czego chcieć więcej ?
No i oczywiście Draco u boku. Mojego narzeczonego. 

Byłam szczęśliwa, miałam już dobre życie. Draci tak samo. 

- panno Riddle ! Snape stanął tuż przed moją twarzą. 
- tak panie profesorze ?
- koniec lekcji. 

- idziemy panno Malfoy. - Draco zabrał mnie za ramię poza Lochy. - co to było ? 
- och, zamyśliłam się. 
- to do ciebie nie podobne. Nie na Eliksirach. 
- czasem się zdarzy.  
- nie tobie. - spojrzał na mnie zaskoczony. - co jest ? 
- nic. Po prostu się zamyśliłam. 
- chodź panno Malfoy. - podprowadził mnie do pokoju wspólnego. - siadaj, trzeba ci takie wyłączenia się wybić z głowy. - posadził mnie na kanapie, na swoich kolanach. Rozparłam się o jego tors, było mi ciepło, a on mnie tulił. - Igni ... 
- szzz - pogłaskałam go po ustach. - chcę się tym nacieszyć. Dawno nie siedziałam ci na kolanach. 
- cieszę się, że to lubisz. 
- przecież ważę swoje.  
- z czterdzieści siedem kilo na oko. - podrzucił mnie lekko i odwrócił mnie do siebie twarzą. - nie narzekaj. 
- będę. - odpowiedziałam ale się do niego przytuliłam. - musisz mnie znosić. Potem będzie jeszcze gorzej. 
- uciszę cię i będzie dobrze. 
- buziak i starczy. - pogłaskałam jego policzek. - och, brakowało i tego. - wtuliłam się w niego. - brakowało mi tego.  
- mi też. - przytrzymał mi delikatnie głowę. - naciesz się nimi. 
Mówił o perfumach, potarłam o niego policzkiem i zaczęłam mruczeć. - z chęcią skarbie. 
Oddychałam głęboko, on też lekcje miał zaliczone. Mogliśmy posiedzieć godzinę dłużej i się poprzytulać.    Nadal nie wierzyłam, że nie muszę do końca roku wracać do brata. Że już tu zostaję, z Draco. 

Aryjczyk poszedł na lekcje, mi pozwolił zostać i się cieszyć tym, że wróciłam na stare śmieci. 
Pocałował mnie w policzek i wyszedł. 

Zostałam na kanapie i zasnęłam. 

Wieczorem w pokoju wspólnym Blaise rzucił na stół gazetę. Wyrwało mnie to ze snu. 
- zakała Rady ! - warknął. - patrz co odstawiłaś ! - Tytuł Proroka Codziennego brzmiał "Niezwykłe odkrycie wewnątrz Wrzeszczącej Chaty. Dwadzieścia kilka zmasakrowanych ciał, porzuconych pośród kałuży krwi. Masakra psychopaty czy posiłek dwóch bestii ?"   do pokoju wszedł Draco. - ty też. - prychnął kontynuując Zabini. - patrzcie kurwa ! 
- odpierdol się. Sprawa szybko ucichnie. 
- tak ? rodziny ofiar na pewno tak nie myślą ! 
- Draco ... 
- cóż, wygląda na to, że pora zmienić redakcję.  spojrzał na mnie pytająco. 
Uśmiechnęłam się. - zrobiłeś się bestią. 
- poszedłem w twoje ślady. - objął mnie. - to co z tym fantem zrobimy ? 
- hmm ... nie trzeba zmieniać redakcji. Trzeba znaleźć dobrego psychopatę i podłożyć na niego ślady ... 
- czy mamy na myśli tego samego człowieka ? - pokazał mi stronę notesu poświęconą jednemu byłemu zleceniodawcy, który mając długi u mojego, jeszcze młodego, ojca został przez niego wystawiony. Siedział w Azkabanie. Był znany z notatek jako "Skinny" był lekkim świrem na punkcie kanibalizmu, oraz oczywiście był sadystą, którego można by było posądzić o taką zbrodnię. - Ignis ? 
- wyrwę go na wolność tylko po to, by go tam z powrotem wsadzić. Skinny się już zestarzał, nie ma nic do stracenia. Za to my tak. 
- idziemy do Azkabanu.  rzucił Draco. 
- idziemy do Azkabanu.  potwierdziłam. 

Już po północy deportowałam nas do więzienia. 
Zaczęłam zwiedzać cele, strażnicy ... cóż ... jakby to powiedzieć by nikogo nie obrazić,   strażnicy byli banalni do zmanipulowania. 

Przeszłam pod celę starego kanibala. 
- krew Riddle'a. - wymamrotał kiedy podeszłam pod kraty. Wygoniłam dementorów. - co tu robisz ? 
- chcesz spłacić dług ? 
- a już go nie spłacam ? - wciągnął do nosa głęboko powietrze. - ładne perfumy. Twój chłopak musi być zadowolony. 
- słuchaj, prosto i łatwo. Łyk mojej krwi, wróci ci młodość. A ty spłacisz dług. 
- łyk krwi córki Riddle'a ? 
- dobijemy targu czy nie kurwa ? 
- zgoda.    wyciagnął ręce ku kratom. spaliłam je, błyskawicznie podałam mu odpowiedni wywar i odrobinę mojej krwi dla jego wzmocnienia.  Po tym jak Skinny wrócił do wyglądu młodziaka z Hogwartu, lub studenta tuż po,  wypiłowałam kraty, żeby wyglądało, że je przegryzł. 

Deportowałam jego pod Wrzeszczącą Chatę. - tam jest odpłata za twoje lata w Azkabanie. odetchnął. Poszedł, ale raczej lepiej będzie powiedzieć pobiegł do budowli.    Zaczął salwować swój chimeryczny, histeryczny i przerażający śmiech. Zbiegli się ludzie, a ja zakryłam się peleryną dementora. Byłam niewidoczna.  A jego wpierdolili w kajdany.

- nie tak się umawialiśmy ! - wrzasnął w moją stronę. - może oni cię nie widzą, ale ja czuję te perfumy ! nie oszukasz mnie ! szarpał się, ale złapali go i dementorzy wyciągnęli z niego życie. 

Obok mnie pojawił się Draco. - i co ? 
- już jasne. - pogłaskałam go po policzku. - chodźmy do szkoły. 

Zaatakowali nas reporterzy. 
- Ignis ! czy to był według ciebie zabójca ? 
- na jego ustach są resztki trupów. Podejrzewam, że zostawił truchła na te półtorej dnia, żeby podczas początku rozkładu zacząć ucztować. 

- hmm .. a to przypadkiem nie jest twoja robota ? w odwecie za miesiące u brata ?  dopytała Rita. 
- nie. Mój "odwet", jeśli by miał się jakikolwiek pojawić, polegałby na nie odchodzeniu od mojego narzeczonego na krok.  Prawda słonko ? - przytulił mnie do siebie. - uznam to za potwierdzenie. potarłam o bok Dracona policzkiem. 
- już nie odchodzisz na krok. 
- mrru, nie narzekasz na moje towarzystwo. 
- bo tęskniłem. - objął mnie szczelniej. - Księżniczko. 

- sama widzisz Rito, jedyną rzeczą jakiej mi brakowało do szczęścia przez te miesiące to mój narzeczony.  zapewniłam dziennikarkę i poszłam z tłumu razem z Draco. 

- dwie bestie.  słyszałam uwagę w tłumie. 

W pokoju wspólnym wyjątkowo było pusto. Ale jakiś z naszych rówieśników miał urodziny, więc zaprosił kolegów do Hogsmade na piwo kremowe.  Mnie i Dracona pominął, więc byliśmy sami. 

- wypada nam to od lat. - rozlał do kieliszków odrobinę krwi. - zabrałem to czego jeszcze nie zeżarły robale. Odświeżyłem i zabutelkowałem jako zapasy. 
- Draco jesteś bestią. - przyjęłam kieliszek. - jak się z tym czujesz ? 
- tak jak ty - upił łyk. - ty też jesteś bestią. 
- w takim razie pijemy za zdrowie dwóch bestii. 
- za nas.    odbił toast i mnie pocałował kiedy wypił swój kieliszek. 

Zabrał mnie na górę i ułożył, wyjątkowo, na swoim łóżku w pokoju, który dzielił z Blaisem i kolegami. 
- Draco ... 
- o co chodzi ?  rozpierał się nade mną. 
Patrzyłam na niego z uśmiechem na ustach. - cieszę się, że cię mam bestyjko. 
- też się cieszę.   ponowił pocałunek. 

Przerwał nam trzask drzwi. Zabini wpierdolił się do pokoju, akurat w momencie kiedy Draco głaskał mnie po ramionach. 
- najpierw Wrzeszcząca Chata, teraz tutaj ? nie za dużo macie swobody ? 
- bo wpierdolę cię w bagno. - warknęłam. Draco jednak zareagował i położył się przy moim boku rozumiejąc, że przy Blaisie nie ma szans na ponowienie pocałunku. - zobaczysz, będziesz się czołgał przed Radą. 
- po moim trupie. 
Uznałam to za wyzwanie, ale Aryjczyk pogłaskał mnie po szyi odganiając na chwilę moje myśli. - Draco ... 
- co ? 
- potem. 
- ja stąd nie idę. - prychnął Zabini. - nie dam wam się tu pieprzyć. 
Otworzyłam usta, ale ktoś, w osobie mojego narzeczonego zabrał mnie do Komnaty. 
- dziękuję. - przytuliłam się do niego na wielkim łóżku. - nie wiem czy tym razem by przeżył. 
- zobaczysz potem. - ułożył się do snu. - na razie idziemy spać. 
- dobrze. - wtuliłam się w niego zaborczo. - brakowało mi tego. 
- mi też.     pogłaskał mnie po głowie i nastała ciemność kompletna. 

Zamknęłam oczy i zasnęłam. 

Zasnęłam jako druga z bestii w Hogwarcie. A moja przytulanka była tą brakującą bestią do pary. 

Jako dwie zamaskowane bestie mieliśmy przetrwać do Bitwy. 


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz