poniedziałek, 22 grudnia 2014

Miniaturka z okazji Świąt

( czas akcji to rok IV nauki w Hogwarcie, wydarzenia przed Balem przeniosłam na ciut po nim, oraz poznanie przez Ignis swojej matki zmieniłam na przed Balem, na sam początek roku szkolnego, ale to taka dygresja )

Miłej lektury i jeszcze raz Wesołych Świąt ! 
***

Są Święta.    Siedziałam sama w rezydencji Riddle'ów. Owszem rodzice byli, Aollicep i tata, ale jednak nie było to to samo.
               Wylecieli z domu po kolacji i prezentach, zostawiając stół praktycznie pełny, a mnie samą.  Mieli swoje Święta, pierwsze od lat i to rozumiałam.  Pragnęli swojego sposobu fetowania, bardziej intymnego.     

Siedziałam przed świecznikiem na stole. Suknia ciągnęła się za krzesłem, bo oczywiście miałam ubrać się odświętnie pomimo tego, że byliśmy tylko w trójkę. no w czwórkę, bo wpadł do nas na sekundę wuj Severus, złożył nam życzenia, przekazał prezenty, uściskał nas i musiał iść. 

Spojrzałam na rozłożone i nietknięte przez nikogo potrawy. Było ich zdecydowanie za dużo jak na trzy osoby.

To były moje pierwsze Święta w Domu Riddle'ów, odnowionym i wróconym do życia. 

Rodzice zabrali mnie tutaj, zamiast zostawić mnie w Hogwarcie.  przyczyną był mój, teraz już były, chłopak.                      Po akcji z Harrym nie chciałam go znać.  Kajał się i przepraszał na klęczkach, ale nie mogłam mu tego wybaczyć, zapomnieć.  Nie chciałam go z powrotem.                               co z tego, że obsypywał prezentami, zarówno na Święta jak i przeprosinowymi, co z jego słów kiedy widziałam go z   M O I M   B R A T E M.                                   
Nie rozumiałam jak Draco mógł mi coś takiego zrobić. Co z tego, że po wywarze, czy po czymkolwiek innym !   Lizał się z Harrym, a to MNIE powinien ZAWSZE oddawać usta.


Miałam nauczkę, dość znaną już po Aleksandrze, a mianowicie : nigdy nie ufaj arystokracji.  NIGDY.  usiadłam w fotelu przed komikiem.

Święta ...   świetne Święta nie ma co !

Rodzice wiedzieli, że już Aleksander już podawał mi wino, w niewielkiej ilości, bo raptem dwudziestu mililitrów rozcieńczyłam je ze szklanką wody i sokiem z pomarańczy.         patrzyłam dość tempo w ogień.  Wisząca pod sufitem jemioła mnie dołowała.   Oczywiście Aollicep ją rozwiesiła w nadziei, że jeśli Draco przyleci a ja sprawdzę drzwi to akurat trafimy na jedno z tych zielsk nad głowami.


Prychnęłam wściekła, że dałam się ponownie wykorzystać.

przymknęłam powieki i wróciłam myślami do czasu Kastiela. choć miał wady takie jak porywczość to jednak dla mnie wydawał się wtedy ideałem. Szkoda, że teraz tak nie jest ...  westchnęłam.

ktoś pukał do wielkich drzwi.  narzuciłam na ramiona płaszcz z futrem na kołnierzu. Suknia wystawna a i owszem, ale bez ramiączek, a na dworze pizga złem.
Otworzyłam drzwi i wychyliłam przez nie głowę.
był to, wedle przewidywań Aollicep, Dracon.
- Igni ... - zaczął.  ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. uderzył w nie pięścią. - Ignis. - poprawił się. otworzyłam ponownie znudzona. - porozmawiaj ze mną chociaż. -
- nie ma o czym. - zbyłam go chłodno. - szczęścia z Harrym. - odgoniłam go zamykając drzwi, ale oparł się cały o framugę. zabić nie chciałam, wymierzyć policzek, co zresztą już zrobiłam kilkakrotnie, owszem. - czego tu szukasz ? - warknęłam.
- zachowujesz się  .... - urwał.
- no dokończ zdanie. - rzuciłam również niezainteresowana. - jak co ? jak rozkapryszony bachor ? - spojrzałam na niego.  Milczał ze spuszczoną głową. - milczenie odbieram jako potwierdzenie. - pfuffnęłam. - trudno, twoje zdanie mnie nie obchodzi. - chciałam zamykać drzwi, ale on nadal stał jak ten kołek. - odsuń się. -
- to był jeden nic nie znacząby pocałunek ! i to po wywarze ! - próbował się tłumaczyć.
- jakbyś mnie naprawdę lubił, to nawet po wywarze byś go nie całował ! - odpowiedziałam hardo.
- Ignis ... - zamknęłam jednak drzwi na amen, bo usunął się spod nich.




 - idiota. - prychnęłam i wróciłam na fotel. Jednak usiadłam na czyichś kolanach. Odwróciłam głowę. Jakiś Azjata. - co tu robisz ? - spytałam zaskoczona.
- jestem. - odpowiedział cicho. - Ignis. - nie pytałam skąd zna moje imię, dosyć często ostatnio było o mnie głośno. z chlubnych, albo i niechlubnych, powodów. - nazywam się Kaze. -
- miło mi cię poznać. - odparłam. - co tu robisz, albo jeszcze lepiej, jaki masz cel ? - spytałam prosto.
- jestem tu żeby cię pocieszyć. - wstałam mu z kolan, chociaż był wygodnym siedziskiem, to jednak nie chciałam natręctwa. - spokojnie, nie mam nic złego na myśli. - sprostował. - mam dla ciebie propozycję. - spojrzał mi w oczy. - zostańmy przyjaciółmi. - uśmiechnął się.
- dobrze. - zgodziłam się. na razie chciałam pocieszenia, czy sobie pójdzie jak mnie pozna, czy nie to jego gestia. Ja chciałam się komuś wygadać. - czegoś do picia, do jedzenia ? - spytałam machinalnie.
- nie trzeba. - odpowiedział mi spokojnie nadal się uśmiechając. - Ignis. - spojrzał mi w oczy. miał je, tak jak Draco, błękitne. - będę uczęszczał do Hogwartu, a profesor Dumbledore polecił mi ciebie jako przewodniczkę. Zgodzisz się ? -  Azjata nadal nie przestawał się uśmiechać delikatnie.
- nie widzę problemu. Jednak ostrzegam, że potrafię dać się we znaki. -
- ja również. - podkreślił. - mam nadzieję, że nie będę problemem ... - zaczął nieśmiało.
- nie, skąd. - wskazał wzrokiem na drzwi. - on ? ech, szkoda gadać. Tani arystokrata. - prychnęłam i usiadłam. Kaze znowu posadził mnie na swoich kolanach, pozwolił mi w spokoju wypić szklankę i ją odstawić na stół. - czemu akurat Hogwart ? - spytałam po minucie.
- bo ma dobre opinie, a poza tym, to szkoła z dobrą atmosferą ... -

- ech, zależy w jakim momencie. - spojrzałam z obrzydzeniem na drzwi. Zdjęłam okrycie, albo raczej to Kaze je ze mnie zabrał. Przytulił się do mnie. - ale, nie będę cię tym zadręczać. -

- mów, mów. Nie przeszkadza mi to, a tobie będzie lżej. - pogłaskał mnie po ramionach.
- on mnie zdradził z moim bratem, ja go zostawiłam. Teraz się kaja, przeprasza, wysyła prezenty. Koniec bajki. - odwróciłam się na udach Kaze tak, by siedzieć do niego twarzą.

- nie pierwszy łamie ci serce ? - wyrwał się. - gomennasai. - Japończyk. Oo, jak słodko.
- nic się nie stało. - uśmiechnęłam się kwaśno. - nie mam nad czym rozpaczać, jedynie nad swoją głupotą. - przytulił mnie do siebie. - co ... czemu ? -

- wypłacz się. - poklepał mnie po łopatkach. - będzie ci lżej a potem łatwiej. - poradził. w sumie nie płakałam od wieczora kiedy widziałam Dracona z Harrym.                     Poszłam za radą Japończyka, wypłakałam mu się. A u mnie był to stan ciężki. Kaze pogładził mnie jeszcze raz po łopatkach i ramionach. dla ukojenia jeszcze mocniej mnie przytulił. - już Ignis ? - spytał kiedy podniosłam na niego zapłakane oczy.
- tak, dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko. - Kaze ... - patrzyłam mu w oczy, w ładnym odcieniu błękitu, włosy miał w kolorze ciemnego blondu. - zostaniesz jeszcze trochę ? -
- dopóki będziesz chciała mnie tu trzymać. - zapewnił i pozwolił mi się usadzić obok niego na kanapie, pod jego ramieniem.  musiałam się do kogoś tulić. Kastiel za daleko, a i jego by to bolało ; o Draconie nie wspominając podobnie jak z Bonesem czy Aleksandrem.

przyszedł jednak Zgredek. - pani Ignis. - zaczął płochliwie. wiedział, że jeśli go widzę, to znaczy to prezenty czy interesy Draco. Dlatego bał się mojej reakcji. - przesyłka do pani. - ciągnął nieśmiało. - przysłać ją tutaj ? - spojrzał na mnie wystraszony.
- Draco - prychnęłam. - ale tak, przyślij ją. - po sekundzie stało pod moimi nogami wielkie pudło. Zgredek patrzył na mnie bojaźliwie. - spokojnie. - usiadłam przy nim w kucki. Stworzonko cofnęło się pod choinkę, ale wyciągnęłam go stamtąd. - hej, ode mnie nie zaznasz krzywdy. - pogłaskałam skrzata po głowie. - to nie ty mi to wysyłasz, a Draco. Tobie nic się nie stanie. - uśmiechnęłam się do Zgredka, który po sekundzie zniknął.

Kaze patrzył na sytuację z kanapy. Wyjęłam z pasa przy udzie nóż, paczka była ciasno owinięta sznurkiem.
- co ty mogłeś tym razem wysłać. - spytałam sama siebie. Otworzyłam pudło, było w nim mnóstwo papieru, jednak dłonią nie czułam dna. Zaczęłam szukać i drugą ręką końca pudła, ale coś jakby mnie tam wciągnęło i zamknęło pokrywę.   Spadłam gdzieś miękko, złapana przez kogoś, lub coś.  Ktoś, znane mi perfumy, jasny garnitur, drobna maska na twarzy. - ty... - chciałam się wyrwać, ale mnie ciasno przy sobie trzymał. - czego chcesz ? -
- zobacz. - wskazał dłonią pustkę za sobą, rozbłysła ona światłem i obrazami. Wspomnienia, moje, jego, nasze. Nie. To przeszłość. - przecież wiem, że mnie kochasz. - wymamrotał mi na ucho. Chciałam mu się wyrwać, ale nie mogłam. On był panem tego świata, mógł kontrolować również moje ruchy. - Igni ... - zdrobnił. Zacisnęłam powieki, stałam w pomieszczeniu przypominającym Lochy Hogwartu. Draco stał tam obok Harry'ego. Ramię w ramię. - mamy ci coś do powiedzenia. - zaczął.
- jesteśmy razem. - skończył zdanie Harry.

Wybuchłam. Po prostu mnie rozsadzała wściekłość.  Tyle robiłam dla tego dupka, ratowałam mu skórę bo był moim bratem, a on ... On zabiera mi jego !?     Owszem, byłam zazdrośnicą, nienawidziłam nawet myśleć o tym, że Draco mógłby być z kimś innym, ale pomimo mojej nienawiści do niego nadal mnie wkurwiało, że jest obok innej osoby.
Nie znosiłam Draco za to co zrobił, ale jeszcze gorsze było dla mnie oddanie go.

W sekundę byłam przy ścianie, Harry'ego trzymałam za kołnierz na wysokości wyciągniętej ręki.
- jeśli chcesz mnie zabić to to po prostu zrób. - warknęłam. - ale nie dręcz mnie tym. - wycedziłam.
- Ignis spokojnie ... -
- zamknij się. - oddech miałam ciężki i za szybki nawet jak na mnie. - nienawidzę ciebie i jego. Jak chcecie być ze sobą to mnie zabijcie i będzie po sprawie. - odpuściłam bratu jak zrozumiałam co robię. Jedno pchnięcie mocniej na ścianę, a mogłam zgnieść mu czaszkę.
Draco pstryknął palcami, cała scena wróciła do początku tego obłędu, gdzie trzymał mnie na rękach.
- Ignis ... - zaczął.
- spierdalaj. - warknęłam i wróciłam na górę.

- Ignis - zaczął Kaze. - coś się stało na górze. - skrócił. 
Otworzyłam oczy, siedziałam z różą w ręce. Z jej płatków spływała krew.

Powąchałam kwiat - szlama. - poszłam na górę za radą Kaze.  Drzwi mojej sypialni były uchylone, a w pokoju bajzel. Po środku siedział ktoś w ciemnym stroju, z jasnymi włosami. Wokół postaci były rozrzucone moje ubrania, rzeczy. Rozbite perfumy, a wokół trupy. Szlamy. Róża pachniała ich krwią. -  co do jasnej cholery ... - postać podniosła wzrok.  Z podłogi wstawał Draco. Ręce w ranach, nogi podobnie. Deptał pachnące szkło. Z podłogi podniósł kolejną, ociekającą krwią różę. - co ty tu robisz ...
- ratuję moją Księżniczkę. - podał mi kwiat. Jego krew. - Łowcy Nagród. - rany krwawiły, chodził z trudem i zostawiał ślady.
- Kaze ! - wrzasnęłam na dół. Japończyk wbiegł na górę, chciał opatrzyć Draco, ale mu odmówił. - co cię do tego skłoniło cholero jedna !? -  spytałam. Pod arystokratą ugięły się kolana, posadziłam go na podłodze. - czemu ? -
- dla mojej Księżniczki. - uśmiechnął się patrząc mi w oczy. Gasł, umierał. - Wesołych Świąt. - wyszeptał i zamilkł.
- Kaze - chciałam rozcinać sobie ręce, ale mnie powstrzymał. - czemu ? On ... On nie może ... - po policzkach ciekły mi łzy.
- nic nie zrobisz Ignis. Nie złamiesz tabu. - wtulił mnie w siebie. ryczałam.
- on ... - spojrzałam na blondyna. - zostaw mnie samą. - wygoniłam go z pokoju.  Wyszedł.   Policzyłam Łowców, dziesiątka.  Odparł i zabił dziesiątkę.      Położyłam się obok niego. - Draco ... - pogłaskałam blondyna po włosach. Mogłam go wtedy pożegnać, nie wyganiać ! Mogłam ... mogłam mu to zapomnieć, nie wkurzać się o to ! Żeby tylko nie zginął.  - K ... Książę ... - pogładziłam jego usta, otarłam z nich krew i je pocałowałam. - tabu czy nie ... - jednak coś mnie powaliło.  Albo zemdlałam, albo zasnęłam, albo umierałam.


- Ignis ... - wydawało mi się, że słyszę Draco, ale on zginął ! Z mojej winy!. - Ignis - większy nacisk. - IGNIS ! - Otworzyłam oczy. Leżałam na kanapie w salonie. Wołała mnie Aollicep. Pudła nie było, Japończyka też nie, nade mną pochylała się mama i tata. Za nimi stała choinka. - Ignis ... czy ty dobierałaś się do wina ? - spytała. Widziała ilość dwudziestu mililitrów rozcieńczonych dwustoma trzydziestoma mililitrami wody z sokiem z pomarańczy. Zerwałam się na nogi. - Ignis ... - rozejrzałam się po pokoju. Przy choince stał blondyn.
- Draco - przytuliłam się do niego ze łzami. - ja ... ja myślałam ... - zaczęłam się śmiać i płakać.
- Ignis ... - stał wmurowany jak ten kołek, ale pogłaskał mnie po plecach. - ty ... ty się nie wkurwiasz ? - spytał.
- nie. - przytuliłam się do niego mocniej. Wyczułam coś co czułam już w śnie. Japończyk, przy drzwiach. - mamy towarzystwo. - uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi Kaze. - zapraszam Kaze. - zaskoczony wszedł do pomieszczenia. Puścił do Dracona oczko.  To jego robota !?  Oj będę zła. - co to ma znaczyć ? to zmowa ? - spojrzałam na nich rozbawiona udając złość.
- pomogłem mu. - przyznał się Japończyk. - ale widzę, że skutecznie. -
- te, mistrz iluzji ... - pacnęłam go po ramieniu. Ale Draco nie dał mi wyżywać się na swoim koledze, bo mnie objął. - a ty jak mogłeś chcieć mnie tak wystraszyć !? - spojrzałam na Ślizgona. Ale Draco odpowiedział mi buziakiem.    Trudno, nakopię mu innym razem.  Aollicep deportowała nas do szkoły, kiedy oderwałam się niechętnie od Draco staliśmy tuż przed Harrym. Profilem do niego.
- Wesołych Świąt Księżniczko. - wymamrotał mi na ucho. Azjata stanął po mojej lewej i poszliśmy tak do pokoju wspólnego Ślizgonów.

Święta ...  świetny czas na to, żeby wrócić pod czułe oko Draco. Pomimo metody, która, pomijając to, że chamska i podstępna,  mnie rozwaliła psychicznie to nie miałam mu tego za złe.

- mam nadzieję, że przyszłe Święta Książę będą spokojniejsze. - pocałowałam Dracona w policzek a Kaze zaśmiał się.
- kto pierwszy w pokoju wspólnym ! - rzucił.
- szaleńcy. - wymamrotałam pod nosem, ale pobiegłam za nimi. Wylądowałam na sofie a oni mnie łaskotali. Ale kiedy przytuliłam obydwu to się uspokoili. - ale moi. Wesołych Świąt. - pozdrowiłam ich i pozwoliłam sobie zostać między nimi do samego wieczora.

***

to tyle, jeśli chodzi o miniaturkę, bo mogłabym ją rozpisać o wiele, wiele dalej, jednak ... to ma być MINIATURKA a nie fanfiction na podstawie fanfiction.  Dlatego ścięłam w takim a nie innym miejscu.

Jeśli nie zrozumieliście fabuły to oto wyjaśnienie : Ignis po wypiciu napoju z wina, wody i soku, niezauważalnie dla samej siebie zasnęła. Reszta to sen.

Pozdrowienia od panny Riddle i Wesołych Czarodzieje ! 

Specjalne życzenia ( bo bez nich się nie obędzie ) dla : 
1) Kaleid, którą ściskam tak mocno jak się da, życząc Ci najPotterowszych Kal, oraz oczywiście wolnego czasu na napisanie kolejnego, wybitnego rozdziału ( patrzcie tu : http://crucio-maxima.blogspot.com ) na który czekam z utęsknieniem od kilku miesięcy z nadzieją, że przejdziesz samą siebie. 
2) dla Kaze, bo Ty trujdupo masz się nie zmieniać i nadal wmawiać mi to, co wmawiasz ( dobrze wiesz o czym mówię ) no i żeby udało się tak zorganizować, żebyś odwiedził moje miasto, albo ja Twoje

Trzecie, ale nie najgorsze, życzenia idą do   Ciebie Em. Żebyś miała przeŚwięta i dużo czasu na pisanie, oraz, żeby posłane do mnie opowiadanie dotarło na czas. 

No i niepisane czwarte życzenia są dla Was wszystkich, którzy czytają ten blog. Najlepszych Świąt ! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz