piątek, 5 grudnia 2014

Rok VII Rozdział XVI Prezent(y) I Nie Tylko …

Jak w rozdziale XIII zasady pisania są te same, bo jeśli czytaliście zapowiedzi, to wiecie o co chodzi.  Tak więc nic się nie zmieniło – neon na początku i/lub ( może też nie mieć końcowej litery w neonie )  na końcu  = dla wszystkich ,  ciemny na początku i końcu = omiń jeśli nie masz nerwów/wieku/ochoty.                           
Generalnie rozdział powstał w dziwnych okolicznościach, no więc może być ciut ... Hmm ... mocniejszy ( bardziej opisowy ?) niż XIII, który był w sumie preludium.    Miłej lektury !
***



Ostatnie wieczory przed obiecanym mojemu narzeczonemu 23 grudnia mijały mi na nocnych marzeniach. Miałam jedno życzenie, ale za to chciałam, by nam obojgu było z nim przyjemnie.  Nie miałam też pojęcia, co wymyślił mój Aryjczyk, więc nie mogłam wiedzieć jak to pogodzić ze sobą. Ale zobaczymy. 

Harry obudził się rano spocony i wyraźnie spięty.  
- On był w Gringottcie zaraz po nas. Szukał czegoś, chciał spytać Gryfka, ale on już nie żył. 
- piękny scenariusz. - westchnęłam niezbyt zainteresowana. Harry i Hermiona patrzyli na mnie zaskoczeni. - co ? jak u Niego siedzę na zebraniach to trupy się sypią jak konfetti. Cierpienie nie jest mi obce, znieczuliłam się na nie myśląc tylko, żebyśmy ja, rodzina Draco, i wy byli bezpieczni. Pomijając już kompletnie fakt, że wiem co dzieje się z umarłymi ze strony stricte technicznej. 
- nigdy nie mówiłaś ... 
- a co ? - spojrzałam na nich zaskoczona. - miałam wam się wpierdalać w normalne życie i ze łzami mówić ile to osób On zabił w ciągu jednego wieczora ? Ilu ludzi skazał na piekło swoimi rozkazami ? - milczeli zaskoczeni. - mam to cholerne piętno, ale weszłam w ten interes by was chronić. I do kurwy nędzy chociaż za to bądźcie wdzięczni, a nie róbcie mi wyrzuty o Draco. 
- Ignis ...  Hermiona spojrzała na mnie zaskoczona. Miałam w ręce kurtkę i klucze do motoru. 
- szlag by to trafił, idę po krew. - warknęłam i wsiadając na Harley'a deportowałam się do Londynu. - ojcze ... nawet nie wiesz ile mi to nerwów zjada.  - widziałam go przed sobą już na Nokturnie. Przytulił mnie, do spółki zresztą z mamą. - powoli mi się miesza w głowie co powinnam komu wciskać. 
- spokojnie Ignis. - pogłaskał mnie po głowie. - chodźcie. Dzisiaj ze względu, że macie inny smak mam dla was prezent.  - wprowadził mnie i Aollicep do jakiejś piwnicy. Roiło się od szlam. - taki drobny poczęstunek. 
Byłam głodna, a do Draciego wolałam iść o pełnym żołądku.  
- no malutka nie krępuj się. - widziałam i u mamy głód krwi. - spróbuj. 
- wesołych Świąt.   - odrzuciłam skórę i noże.  Dzisiaj rozrywałam im gardła zębami. Kilku chłopaków w tłumie było Aryjczykami.  Zatrzymałam się przy jednym z nich, był ostatnim z mojego przydziału. - chodź, nie będzie bolało. - spojrzałam mu w oczy. Pokazałam mu długie kły. - to tylko sekunda i stracisz świadomość. Minuta i jesteś martwy. - wgryzłam się w jego tętnicę kulturalnie. Aollicep kończyła swoją działkę. Ojciec patrzył na nas z uśmiechem na ustach. - wesołych Świąt przytuliłam rodziców.  Deportowali mnie do jakiegoś lokalu na obiad.  
Rozmawiałam z nimi o praktycznie wszystkim, poza sprawami moimi i Draco.  Oczywiście padało pytanie o ślub i jak to rozegramy z Bitwą, ale odmówiłam wypowiedzi ze względu, że do daty potrzebowałam obecności mojego narzeczonego, a wolałam go zobaczyć dopiero wieczorem. 

Wróciłam do namiotu na porę kolacji, nie byłam jednak już głodna. Najadłam się z rodzicami na obiedzie, a na wyjście wolałam już iść głodna.  *



Wieczorem deportowałam się do Dracona,  musiałam w końcu przedstawić mu listę życzeń, czy tego chciał, czy nie.

Prawie zasypiał, ale czemu się dziwić skoro przyszłam o drugiej nad ranem. 

Podeszłam do jego łóżka i pocałowałam Dracona namiętnie. 
Wrzucił mnie na miejsce obok siebie. 

- co to za pora panno Malfoy ? zganił mnie żartobliwie. 
- normalna. - odpowiedziałam mu spokojna - każda pora nocy jest chyba dobra do marzeń, co ? 
Draco się uśmiechnął. - oczywiście. - chciał zacząć pieszczoty, bo chyba myślał, że pojęczę mu już dzisiaj. Ale pieczęć go kopnęła prądem. - co to ma być Igni ? Nie chcesz mnie ? 
- to po to, żebyś mając na myśli erotykę zostawił ją sobie na potem. Nie dotkniesz mnie jeśli za tym wszystkim stoi twoja żądza. 
- Ignis ... 
uśmiechnęłam się złośliwie. - dzisiaj słowa a jutro czyny. Dzisiaj marzymy. Jutro jedno z nich się spełni. 
- kto ma zacząć ? 
- ja mogę. - rozłożyłam się wygodnie na jego pościeli. - mhmm ... Róże na łóżku, na szafce wino, może kilka ogników pod samym baldachimem ... 
- ty w wystawnej sukni, z podwiązką na udzie. - udzieliło mu się to - i wyciszony, pusty dom. 
- tak. - westchnęłam. Widziałam to już oczyma wyobraźni. - ty zaczniesz pieszczoty, może otworzymy rachunek ...
- jedna rozkosz mniej. - Draco podchodził do mnie na łóżku. - a potem kicia dostanie prezent. Ulegnę ci. 
- ramiona złączone krawatem Slytherinu, kolejne lampki wina ... 
- a potem wyrwałbym ci się i znowu pieścił. Może odrobiną magii ? 
- nie, bez zaklęć, chcę ciebie a nie magii. 
- no dobrze, bez zaklęć. - zgodził się po chwili - skończymy w kąpieli, albo pod prysznicem. 
 znowu jego wizje pojawiały się w naszej wspólnej fantazji. Zaczęłam mimochodem wzdychać do marzeń. 
- a tam będzie ciepła para, może perfumy i kilka olejków ... 
- a całość dopełnimy pocałunkami. Żebyś nie rozpierdoliła pieczęci, które i tak będę musiał nałożyć.
- a potem i tak je rozwalę, może jeden jęk wyrwie się na wolność. 
- moja rodzina by mnie ukatrupiła. - wisiał nade mną. - pół jęk owszem, może opuścić sypialnię, ale nie jęk.    
- pomyśl tylko, wszyscy wiedzieli by, że to ty dałeś rozkosz córce Czarnego Pana. - odetchnęłam. - wiedzieliby kto mnie tak rozpieścił. - spojrzałam mu w oczy. Draco też był podniecony tymi pomysłami wziął wino. Mi też podał kieliszeczek, żebym tylko upiła łyk dla przedsmaku wieczoru. - dobranox kochanie. - pocałowaliśmy się, ale Dracon zatrzymał mnie przy swoim boku - ach no tak, już jutro. Mam zostać ? 
- tak. 

Położyłam się obok niego i rozprowadziłam mu krew równomiernie po całym ciele i zjedliśmy lukrecje. 
Zasnął spokojnie, a ja tuliłam jego brzuch. Tak bardzo mi go brakowało. 

Rano obudziłam się w wygniecionych ubraniach a do salonu Dworu zlatywali się goście Gwiazdkowej kolacji. 

Zeszłam na dół ubrana w świeże ciuchy i wprowadziłam w zdumienie rodzinę Aryjczyka. 
Z sypialni wychodzi obok niego dziewczyna ubrana dość oryginalnie i w glanach. 

Jego rodzina wcześniej o mnie nawet chyba nie słyszała. 
Uśmiechnęłam się do nich życzliwie. 
- dzień dobry państwu. Nazywam się Ignis Riddle. - przywitałam się. Cisza. - jestem z Draco od kilku lat, a od niedawna jestem jego narzeczoną. -  Jego ciotki zaczęły patrzeć na mnie pogardliwie, jakby nie orientowały się w nazwiskach, miały mnie za niską dziwkę, to wyczuwałam od nich na milę.  Cała rodzina Malfoy, łącznie z jej dalekimi odnogami była podległa Czarnemu Panu, ale nie nosili najczęściej na sobie Znaku. Westchnęłam. - ekhem ... czy coś nie tak ? 
- jesteś z niskich sfer. - jedna z jego ciotek się upierała. - Draconie, jeśli chcesz nadal być wspomniany w naszych testamentach zerwij z nią zaręczyny.
-  och daj spokój Ann. - jakaś starsza kobieta spojrzała na nas przychylnie. - to, że ty wyszłaś za swojego męża dla pieniędzy wiemy wszyscy. Na seks z nim musiałaś przystać w noc poślubną i jestem pewna - uniosła dłoń. - że to był jedyny raz kiedy się do niego zbliżyłaś. A teraz jesteś bogatą wdową. Ciekawe czemu ? Ann, a między nimi naprawdę widać miłość.
- pieprzysz głupoty Irene. Spójrz na nią, na jej buty chociażby. - prychnęła. - takie obuwie noszą ludzie,  których nie stać na nic lepszego. - pluła jadem. - zbyt urodziwa też nie jest. - kolejne prychnięcie.  Dobrze, że Draco obejmował mnie w talii, bo inaczej już dawno urządziłabym przedstawienie. - to jedynie, że uwiodła Dracona świadczy o jego samotności. - pijesz w dobrą stronę, żebym rozszarpała cię na strzępy. Moja twarz zmieniła się w maskę. - popatrz na nią Irene. Nic specjalnego.
- Draco - zaczęła łagodnie staruszka nazwana Irene. - macie moje błogosławieństwo.

- co ty wyczyniasz Irene !? On musi zerwać zaręczyny inaczej nie ma w moim domu czego szukać !   Ann oburzyła się.

Odetchnęłam z sykiem. - może chce pani poznać mojego ojca osobiście ?
- broń Boże ! - uniosła się Ann. - kolejny prostak który chce po prostu wydać swoją córkę w bogaty ród i dobrze się spowinowacić.

Do salonu wtoczyła się czarna mgła. Ojciec stanął za moimi plecami. Położył mi i Draconowi dłonie na ramionach. - już jestem córeczko. - przywitał mnie. - czasami twoją matkę ciężko jest przekonać do wypuszczenia mnie z domu.
- cześć tato. - uśmiechnęłam się i przytuliłam Czarnego Pana. - cóż, trafiłeś idealnie, bo akurat przedstawiłam się rodzinie Draco.
- witaj Irene. Riddle spojrzał ciut przychylniej na staruszkę.
- witaj Panie. - kobieta o chudych rysach odsłoniła Znak i spojrzała na Ann z wyższością, a wredna ciotka zmalała i spuściła wzrok. - pewnie o tym wiesz, Panie, ale moja siostra od siedmiu boleści nie wierzy w miłość między twoją córką a Draconem.
- wierzę.  pisnęła staruszka.
Ojciec spojrzał na nią pogardliwie.  - Ignis jest moją córką z krwi i kości Ann. I zaręczam ci, że jest na wysokim poziomie. Co do butów, które nosi pewnie całą dobę, to wiedz, że stać nas na buty ze skóry bazyliszka, jednak Ignis nie lubi chwalić się pieniędzmi.
- przepraszam Panie ...  wymamrotała staruszka.
Po prostu błysnęło zielone światło i po wszystkim. - no dobrze, nie będę psuł wam tu atmosfery. - ojciec spojrzał na mnie. - Wesołych Świąt córeczko. - pocałował mnie w czoło. - Draconie.
- tak Panie ?
- och przestań, niedługo zostaniesz moim zięciem. - wyrzucił spokojnie Riddle. - mów mi od dzisiaj "ojcze chrzestny".   Nie zróbcie mi i Aollicep prezentu w postaci wnuka.  Jeszcze jesteśmy na to za młodzi.
Zaśmiałam się. - spokojnie tato, jeśli się go doczekacie to jak już wszystko się unormuje. - przytuliłam się do ojca. - pozdrów mamę.
- pozdrowię.    Do widzenia Lucjuszu, Narcyzo, Bellatrix.  Mam nadzieję, że nie będzie to problem, by Ignis przezimowała u was do ...   ojciec spojrzał na mnie wymownie.
- do obiadu pierwszego dnia Świąt. - Draco spojrzał na mnie niezadowolony. - no co ? to pierwsze od lat Święta, które mogę spędzić razem z bratem. Obrazi się jeszcze gorzej.
- no dobrze. Żebyś nie znikła za późno, to w południe pierwszego dnia Świąt.
- jesteś kochany. - przytuliłam się do Ślizgona. Ciotka Irene patrzyła na nas szczęśliwa. - em ... przepraszam za twoją ciotkę ...
- i tak była starą kutwą, a majątek już dawno mi zapisała.  rzucił luźno.
- materialista.
- a nie podoba ci się gorset od Gaultiera ?
- podoba. - połaskotał mnie pod brodą. - no już, bo pomyślę, że chcesz buziaka.
- bo chcę. - przyciągnął mnie do siebie cholernie, cholernie blisko. - panno Malfoy.
- Draco ... - pogłaskałam go po policzku. - zawsze to samo poczucie humoru. - pocałowałam go krótko.  Jego kuzynostwo musiało aportować się w chwili kiedy staliśmy już spokojnie obok siebie. - jesteś kochany.
- przestań.
- nie. - odpowiedziałam uparcie i się roześmiałam.  On tylko westchnął i mnie poczochrał. - i tak cię kocham.

Jego rodzina chwilowo nadal widziała mnie jako obcą, ale teraz podchodzili do mnie i do sprawy mojego pochodzenia jak do jajka.   Wszyscy z wyjątkiem wspomnianej ciotki Irene, która traktowała mnie jak siostrzenicę, czy wręcz córkę.
Dowiedziałam się, że młodo i tuż po ślubie straciła męża, potem ożeniła się jeszcze raz, bo zakochała się w swoim przyjacielu, ale i z tego romansu niewiele wyszło, bo ów drugi mąż umarł kilka miesięcy temu, ale sam  przed śmiercią powiedział "byłem szczęśliwy, jestem szczęśliwy i będę. Z tobą".     Irene bardzo ciepło wspominała obu mężczyzn, szczególnie tego pierwszego męża, jako pierwszą wielką miłość.

Draco słuchał jej raczej dla zasady, ale miałam wrażenie, że robi to raczej chyba dla mnie, on sam nie interesowałby się, lub nie udawał zainteresowania, sprawami ciotki Irene, choć ona zawsze była dla niego najżyczliwsza, zaraz po rodzinie z Dworu, co podkreślał.

Jego kuzyni chwilowo traktowali mnie jak powietrze, niezbyt się mną przejmowali. Pewnie myśleli, że zjem i zniknę jak na szmatę przystało. 
Ale kiedy Dra i oznajmił do kiedy zostanę zrobił się szum. Kuzynostwo Śmierciożercy, jak wcześniej jego wujostwo, miało mnie za osobę niezbyt wysokich lotów. 
Robili sobie ciche żarty, ale nie aż tak znaczące jak uwagi jego ciotek. 

Do obiadu byłam z Draco w jego pokoju, rozmawialiśmy jakby w nocy nie było między nami marzeń. 
Siedziałam na jego łóżku oparta o ramię Aryjczyka. Było mi ciepło i milutko. 
Draco zaczął mnie głaskać po plecach i dobił do pocałunku. 
W takim właśnie stanie zastała nas jedna z jego młodszych kuzynek. 
- mamo, mamo ! Ta dziewczyna całuje się z Draco ! - zaalarmowała, od razu usłyszeliśmy kroki na schodach. Jednak mój narzeczony nie chciał mnie wypuścić. Spokojnie i leniwie się ze mną bawił, w końcu dzikość zostaje nam na wieczór. - mamo czemu ona się z nim całuje !? spytała mała, irytująca istotka. 

Ciotka, która była jeszcze młoda i nadal nie rozumiała mojej relacji z Draco, wpadła do sypialni. 
- Draco co ty wyrabiasz ? 
Ślizgon bardzo powoli się odsunął. - ciociu to moja narzeczona. 
- tylko ci się wydaje, że cię kocha ! 
- Igni ... - Draco spojrzał na mnie pytająco. - proszę bardzo. - zrozumiałam, że mogę ją nastraszyć. Na podłodze zmaterializował się wielki, otoczony ogniem miś pluszowy. - jak toto nazwiesz ? 
- hmm ... Niech będzie Tibbers. 
Stworzenie skinęło łbem i patrzyło na oniemiałą ciotkę i w puste miejsce, gdzie sekundę temu stała kuzynka Draco. 
- Tibbers przypilnuj proszę drzwi - pstryknęłam palcami i zmienił się w pluszaka. Posadziłam go przy framudze drzwi. - dzieciaki niech się nim przesadnie nie bawią, a jeśli dorosły, który nie jest ani Narcyzą, ani Lucjuszem, tu podejdzie to Tibbers urośnie i wystraszy. 

Draco skinął głową. - a jak zareaguje na mnie jak wyjdę z sypialni i wrócę ? 
- ciebie ? Ciebie przeteleportuje do mnie. 
- naprawdę ? spytał zaskoczony. 
- naprawdę. - odpowiedziałam i pocałowałam Ślizgona  w czoło. - pozwolisz, że zechcę odrobiny samotności ? 
- w moim domu ? - objął mnie zaskoczony.  Udawał oczywiście. - oczywiście, że nie. - przytulił mnie do siebie ciasno i zaczął mnie łaskotać. - są Święta, a dawno się nie widzieliśmy. 
- żartowałam. - wtuliłam się pod jego ramiona. - tul.
- zgodnie z życzeniem. - odetchnęłam głęboko. jego perfumy ... - ciesz się nimi póki możesz.  pogłaskał mnie po karku.
- mam zamiar.  zapewniłam go zachłannie.


Na obiedzie nie było za wielkiego zaskoczenia moją osobą, ale nadal czułam od niektórych niechęć, większość zaakceptowała osobę " z niskich sfer "  przy stole tego domu.  Choć wiedzieli, że nie jest tak jak myślą to i tak za taką osobę mnie mieli.
Bo czemu nie powiedzieliśmy im wcześniej o zaręczynach, czy o naszym związku ?

Posiłek minął i zaczęło się powoli ściemniać. 
Wyszliśmyna ogród, Draco otulił mnie futrem z kretów i szliśmy przez żwirowe alejki wśród drzew. 

Do kolacji mój narzeczony wymagał ode mnie wystawniejszego stroju, tak więc posłużyłam się prostą, lekko przedłużoną małą czarną i zapięłam na szyi cienki, srebrny łańcuszek, który dostałam od Draco już wcześniej. 

Kolacja mijała dosyć cicho, dopóki ludzie nie zaczęli pić win i szampanów. 
Otarłam usta po zjedzeniu kawałka ryby i spojrzałam na Ślizgona. 
- przepraszam, za mój nietakt i pośpiech, ale mam coś do załatwienia. - uniosłam się z miejsca - dziękuję za przyjęcie mnie do stołu, ale teraz naprawdę muszę iść. Rada mnie wzywa, czuję drgania medalionu. - narzuciłam na siebie futro. - do widzenia i wesołych Świąt. pożegnałam się. 


* Draco *

Wyszedłem z kolacji ocierając usta serwetką.   Gwiazdka w gronie rodzinnym nie była najlepszym pomysłem, ale trudno, kiedyś trzeba widzieć tych wszystkich wujków, ciotki, niedorozwinięte umysłowo kuzynostwo.  Dobrze, że to tylko raz w roku, a rodzina zaakceptowała od razu obecność Igni przy stole.                         

Jednak jak wychodziłem, to jej nie było.  Wytłumaczyła im się obowiązkami co do Rady czy Korony …  słaba wymówka, ale przyjęliśmy do wiadomości, że nie może zostać.   Nie mogłem jej zatrzymać kosztem powinności. Jej ojciec by mnie ukatrupił.

Otworzyłem drzwi sypialni myśląc, że po tych trzech kieliszkach wina po prostu pozbędę się ciuchów i położę się spać.   Z nocy z Ignis wyszło najwyraźniej fiasko, a tak było blisko do spełnienia fantazji. No i po co robiłem sobie na nią ochotę i nadzieję


Widziałem jednak gotowe łóżko, rozsypane róże i Igni leżącą bokiem na pościeli wśród róż. Była w sukni z opery, tyle że teraz odsłaniała nogę praktycznie po podwiązki, które aż się prosiły o zdjęcie.  Zaskoczył mnie jej widok, ale jednocześnie podziwiałem jej krągłości.  Proporcjonalne do jej sylwetki i wzrostu.  
Patrzyła na mnie zapraszająco. – wesołych Świąt ? – podeszła do mnie,  od razu mnie pocałowała. – chyba zapomniałeś, że dzisiaj ci coś obiecałam.
- prezent.  – no tak, przecież wczoraj wieczorem zażyczyłem sobie żeby się wystroiła jak najbardziej ozdobnie opakowana paczka świąteczna. Nawet o podwiązkach, bądź podwiązce pamiętała. – jestem cały twój. 
Przytuliła się do mnie, Merlinie już teraz wyczuwałem jej piersi bez żadnej koronki.  Przyciągnęła moją głowę do swojego ucha. – dzisiaj to ty zaczynasz, zapomniałeś ? – och no tak, jak mógłbym zapomnieć.    Wczoraj upłynęło dużo czasu zanim uspokoiłem się po opowieściach. Ale znacznie bardziej niż podziwiać widok fantazjującej przy mnie Ignis wolałem jej działanie.  – pamiętasz. Jak mógłbyś zapomnieć.   – zdjąłem z niej rzeczy.  – jestem twoja.  

* Ignis *

- Igni – Draco patrzył na mnie z góry, obsypał mnie różami. – powinienem chyba cię z czegoś jeszcze rozebrać. – och no tak, podwiązka. Zdjął ją zębami z mojej nogi, czułam jego kły. – i co teraz ? – uśmiechnął się, pytał oczywiście bardzo retorycznie. Oczywiście znał odpowiedź, widział ją po moim stanie. – co ?
- chodź do mnie. – spojrzałam mu w oczy. – chodź. Nie ma za dużo czasu.
- spokojnie. – rozpierał się nade mną.  Obserwowałam go z rozkoszą, dla mnie był idealny. – gdzie ci się spieszy panno Malfoy ? – niespodziewanie dla mnie pozwolił sobie wejść w moje ciało.  Zaczął swoje zabawy,  wiedział, że i tak jestem podniecona. Zaczęłam łapać jego plecy, choć tym razem nie chciał ich mi oddać pod łapki tak hojnie jak za pierwszym razem. – Ignis …  jęknął. Wyczułam, że ciepłe nasienie powoli skapuje z mojego brzucha na materac. A ja tym razem nie dostałam rozkoszy.  Chciał wyrobić rachunek.  

Ale już przy ponownym spijaniu ze mnie wina nie był aż tak „okrutny” sam bardzo chciał skosztować soków mojej ekstazy. Jego język się wydłużył, czułam jego ruchy wyraźnie w sobie.  Musiałam zadowolić się łapaniem materiału.  Kolejnej partii aksamitu.
- Dra … Dracoo – wyrwało mną do przodu,  Aryjczyk oblizał zarówno swoje usta jak i moje arterie. – kochanie …   - ponownie podniósł się i zawisł nad moim uchem. – co ty knujesz ?

Widziałam przelotny uśmiech na jego twarzy. – muszę to zobaczyć. – wycedził złośliwie.  Nie, proszę, nie. – Rictumsempra.   Wymruczał.  

Przyjemna Łaskotka … pod jego kontrolą … jak marionetka …   
Czułam te łaskotania, nie było mi źle,  nie, było rozkosznie, ale …   ale wolałam jego.   Wiedział o tym, złamał zasadę, nie godziłam się na magię.
- Dra … zwiększona moc zaklęcia nie dała mi skończyć słowa.
- słodko skomlisz. – oglądał przedstawienie usatysfakcjonowany. Jego cholerne zaklęcie powodowało też to, że wiłam się na boki, jakbym była w jego uścisku.  – poprosisz o rozkosz ?
- idź do diabła.    Wydyszałam.  Błąd, nie drażnij go.   Wzmocnił czar.  Opadłam na poduszki.   A on miał ubaw po pachy. 
- poproś.   Powtórzył.
- p … - kolejny jęk. – pro … - znowu na krótko wzmocnił Rictumsemprę. Nie chciał dać dojść mi do słowa. – proszę …     wyjęczałam.
Draco uśmiechnął się, wszedł w moje ciało osobiście i nadal nie zdejmując zaklęcia do końca zaczął ponownie mnie pieprzyć.     Tym razem dał mi się drapać, nie mógł chyba odmówić.    
- Dra .. – spazm znowu wyrwał mnie urywkowo z jego objęć, - Draco.     On doszedł do ekstazy w tym samym czasie co ja. Jego nasienie trafiło ponownie na mój brzuch.

Pocałował mnie zachłannie.  – rozpierdolisz niedługo pieczęci.

- nie obchodzi mnie to. – popchnęłam go na materac.   – to słodkie ciało w końcu moje. – usadowiłam się na jego kolanach, jednak zamiast obiecanego krawata zgarnęłam jego koszulę i najlepszy wystawny jedwab podarłam w pasy na jego oczach. – nie martw się, wynagrodzę ci tę koszulę. – wyszeptałam. Ręce choć delikatnie to jednak stanowczo złączyłam mu razem. Nie narzucałam mi na nadgarstki pęta ale jedynie mówiłam, że ma nie bawić się w ucieczki, bo nic to nie da. Że i tak go znajdę i spełnię się na jego ciele.  – wydaje mi się, że się jeszcze bardziej wyrysowałeś. – nachyliłam się nad jego twarzą. – i jeszcze bardziej pragniesz. – pocałowałam go zaborczo, w końcu był cały moim prezentem.  nie dałam mu złapać oddechu kiedy poczuł jak zaczynam go całować po ciele.  w końcu zeszłam językiem na jego podbrzusze i poszłam dalej. Po  kilku zachłannych pocałunkach padających zarówno na jego mleczne uda jak i na główkę jego słodkiego przyrodzenia, nie kazałam mu i sobie za długo tracić nerwów.              

W końcu chwilowo to on był moją zabawką, nie było jednak tak, że wcale się z nim nie liczyłam, choć mogłam to zrobić.   po tych kilku buziakach dających mu przedsmak kolejnego obciągania nareszcie pozwoliłam sobie go całować i ssać.  

Doszedł do ekstazy a ja tak jak ostatnio spiłam z niego wszystko.  Ale wiedział, że dopiero zaczynam zabawy, musiałam się mocniej nakręcić. – no i co ? – pochyliłam ucho nad jego twarzą. – mrru to dopiero początek. – oparłam dłonie na jego klacie. – teraz pora żebyś pozwolił mi się pobawić. – zaczynałam bardzo, bardzo powoli ocierać się o niego. Czuł, że robię się coraz bardziej mokra i coraz bardziej chętna. – Draco … - spojrzałam na niego, siliłam się na chłodny wzrok, ale nie szło, wychodziła ze mnie chcica. – cholera … wyglądasz zajebiście. – starałam się cedzić słowa. Ale ton głosu mówił o wiele więcej. – i jesteś mój. – podkreśliłam zaborczo i pozwoliłam sobie w końcu na seks.  Nareszcie, czułam jak ciało się wokół niego ponownie oplotło. ruchy nabierały coraz ostrzejszego wyrazu, jęknęłam.              – skarbie – nie pozwoliłam mu dojść, za to samej sobie dogodziłam. Wyrównałam rachunek. Wygięłam się lekko i urywkowo. – co byś powiedział – spojrzałam na niego, za węzeł uniosłam Dracona do siedzenia. Oplotłam sobie szyję jego ramionami. Znowu zaczęłam skakać, tym razem ocierałam się o niego. piersi się do niego mocno dociskały,  westchnienia i jęki słyszał idealnie, bo skamlałam mu na ucho.  Zaczął całować moją szyję, ramiona, miał możliwość podniesienia mnie odrobinę, więc zrobił to i smakował piersi. Jęknęłam i dość znacząco złapałam go za włosy. – dobrze. – westchnęłam i jęknęłam. – taak Draacoo. Taak.  – szeptałam.  Pozwoliłam tym razem i jemu dojść, sperma trafiła na uda. – grzeczny pieszczoch. – patrzyłam na niego zadowolona, ale widział,  że coś knuję. Z zaskoczenia przewróciłam go do leżenia, pociągnął mnie za sobą, bo nie dałam mu zabrać ramion. – jesteś słodziutki jak ulegasz. – wymamrotałam mu na ucho. – ale … - wyszłam z jego uścisku. Pocałowałam go i zerwałam materiał. – no chodź, noc jeszcze młoda. A póki pieczęci trzymają chcę pokrzyczeć.

Draco był słodziutkim uke, naprawdę żal mi było nie wykorzystać go bardziej, mocniej go podrażnić jego uległością i bezwolnością, ale jeszcze nie teraz. Po ślubie pobawimy się ostrzej, na razie dopiero to były preludia do nocy poślubnej, by wiedział na co może sobie pozwolić.

Aryjczyk nie dał się prosić,  cofnął mnie pod ramę i podniósł mnie na ręce. Opuścił mnie na siebie, od razu i odruchem oraz chcicą oplotłam nogi wokół jego bioder.   Odchylił mi głowę, zaczął lizać szyję, nadal zmuszając mnie do podskoków.  Jęczałam, czułam, że niedługo szykuje dla mnie kolejną rozkosz.
Tym razem jednak nie chciał mnie ozdobić, jak poprzednio, wypuścił mnie na materac, i tam soki ubrudziły materiał. 
- Draco …   patrzyłam na niego.
- Wesołych Świąt panno Malfoy.  wymamrotał mi na ucho i zabrał mnie do kąpieli.  Jednak pod prysznicem pozwalał tylko na pocałunki. Na znak, że na dzisiaj już starczy prezentów.  Zgadzałam się, choć jeszcze jeden raz by nam nie zaszkodził.
- Wesołych Świąt paniczu Malfoy.   Pocałowałam go w szyję i zrobiłam mu malinkę.  

Po kąpieli zabrał mnie do siebie i przytulił. Był w bieliźnie, ode mnie wymagał jedynie narzucenia koszuli nocnej, żeby nie było podejrzeń oczywiście.  

Zasypiałam otulona jego ramieniem, z głową na słodkiej klacie Draco.   Czułam, że głaszcze mnie po plecach.
- masz tu jeszcze jedną noc …  zaczął.
- jutro chcę normalnych pieszczotek. – ścięłam. – pocałunków, malinek, przytuleń, może tańca …
- kiciu, wiesz jak działa na nas tango …
- no i co z tego ? przy pocałunku jesteś nakręcony, ale i tak uwielbiamy się całować, prawda ?
- zawsze. – potwierdził i przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie. – chyba, że zadowalają cię usta Kastiela.  Wytknął.
- słonko, wiesz jak bardzo było mi tęskno do buziaków kiedy ciebie nie było.  A poza tym … tłum skandował … a … a Kastiel …  
- co on ? Draco był rozeźlony. Nie, nie możesz się denerwować.
           - Kastiel wtedy na scenie przypomniał mi momenty kiedy byliśmy razem.  – wymamrotałam. Draco odetchnął głęboko, starał się uspokoić. – ja wiem … wiem, że ty byłeś sam przez te tygodnie, ale … ale ja … ja to gorzej zniosłam najwyraźniej …    - patrzyłam na niego bliska płaczu. A są Święta. – wiedziałam, że mam przecież ciebie i że nie powinnam mu w ogóle pozwolić wziąć się w ramiona, ale …  ale zrozum …   ja …  ja po prostu przy jakimś celu do zabicia bym się nie wstrzymała i migdaliłabym się z ofiarą wyroku ojca …   a … a wtedy byłby to chyba dla ciebie gorszy cios … - spojrzałam mu w oczy, ale odwrócił wzrok.   Położyłam się więc na nim. – Draco …   to tylko jeden pocałunek …    
- zniósłbym jakbyś była jeszcze moją dziewczyną.  Ale jesteś narzeczoną do cholery! spędzasz ze mną upojne noce na które oboje czekamy, a nie wytrzymałaś bez pocałunku !
- przepraszam … - rozpłakałam się i przytuliłam się do niego. – przepraszam.  – patrzyłam na niego ze łzami. – ja … ja po prostu …   po prostu …   - potarłam o niego policzkiem. – przepraszam.  – wstałam z jego łóżka, otarłam oczy. – pójdę spać gdzie indziej.     Przepraszam.            

Wymamrotałam na koniec i zamknęłam za sobą cicho drzwi.
Na górze było słychać jeszcze pokaz uczuć Narcyzy i Lucjusza.        

zeszłam do podziemi, tam przywołałam swoje łóżko i położyłam głowę na starym aksamicie.  Potarłam o materiał policzkiem.    Przykryłam się szczelnie kołdrą i próbowałam zasnąć.

Ktoś po cichu otworzył drzwi piwnicy Dworu,  podszedł do mojego łóżka.       
- no już. – usłyszałam głos Draco. – nie powinienem tego dzisiaj wyciągać. Chodź.
- nie.    Odpowiedziałam uparcie.
- Igni … - spojrzał na mnie zaskoczony, ale widząc moje wspomnienie ze sceny z tamtego wieczoru z Kastielem wiedział, że mam raczej jawną „niechęć” do powrotu do jego pokoju.   Draco milczał ale wśliznął się pod moją pościel, przytulił mnie do siebie. – dobranoc Księżniczko.   Wymamrotał mi na ucho i je pocałował.
- dobranoc Książę.   Odpowiedziałam i przytuliłam się do niego tak ciasno jak tylko się dało.  

Następnego ranka rodzinka Draco patrzyła na mnie jak na domownika,  nie tak jak na początku kolacji w Wigilię, jak na obcą.  

Nawet wredni starsi kuzyni Dracona, którzy wczoraj po winie robili sobie niezbyt smaczne żarty patrzyli na mnie z pewnego rodzaju szacunkiem.  Ale czemu się dziwić, rodzina po stronie Czarnego Pana, a w tym świecie każdy wie, kto jest Jego córką.                       
      Zrezygnowali nawet z naśmiewania się z Draco i z tego, ile rzekomo miał poświęcić na mnie oszczędności. 
- Ignis … - usłyszałam od jednego z jego dorosłych i żonatych już kuzynów. – uważaj na niego. To flirciarz.
- przy mnie szybko oduczy się podchodów do innych.  Zapewniłam żartem.
- jedyne podchody jakie robię to po jej pocałunek kiedy jest w złym nastroju. – pocałował mnie w dłoń.   Żegnaliśmy się z dość sporą częścią jego rodziny, bo wujostwo i część kuzynów Draco, miało duże majątki ziemskie, więc musieli ich pilnować.  – do przyszłego roku.   Żegnał każdą ciocię, każdego wujka i każdego kuzyna.                    Z tego co wiedziałam, większość jego dziadków już umarła i zapisała im w spadku fortunę, albo potraciła zmysły ze starości i siedzieli po domach bez klamek, a kasa szła do najbliższej rodziny. 

Draco objął mnie czule. – wracając do Kastiela …       zaczął kiedy już została tylko ta rodzina, która była z pokolenia Lucjusza i Narcyzy, i nadal mieli pracę by zarabiać na wystawne życie.   Więc nie za wiele osób.
- rozmawialiśmy o tym wczoraj, to był jeden nic nie znaczący pocałunek. 
- nie skończyliśmy tej rozmowy. 
- wolałbyś przekąskę albo cel do zabicia czy Kastiela jakbym w jakikolwiek sposób miała cię zdradzać ?
Draco odetchnął. – Kastiel.  On przynajmniej zachowałby przyzwoitość i pamięć, że masz narzeczonego.  Ciekawe gdzie teraz twój wybranek jest ?
- mrru – spojrzałam mu czule w oczy. – właśnie na tego pechowca patrzę. 
- czemu pechowca ?
- bo musisz mnie znosić. – przytuliłam się do niego.  Draco się zaśmiał, znaczy się, że wybaczył.  – no to co ? dasz mi buzi ?
- nie uzależniasz się przypadkiem ?
- od ciebie chyba mogę, co ? złapałam jego marynarkę.
- nie szarp bo porwiesz.
- odkupię. – pocałowałam go krótko. – jakie plany na dziś ?     
-  Ignis, dzisiaj idziemy na miasto. Popatrzymy na wystawy sklepów.  Rodzice szukają ci czegoś na Święta, a wczoraj … hmm …  nie było czasu. 
- och proszę cię, spędzaliśmy ze sobą noc, a nie kolację.

- myśleli, że i tak tego nie zauważysz, dlatego wolą do zrobić dzisiaj.  Kiedy zobaczysz prezent.
- ale ja już dostałam prezent. – spojrzałam na niego. – ciebie. Wczoraj.  Twoją słodką uległość. – przytuliłam się do niego.  Draco mnie pogłaskał po plecach, nadal musiał mieć na mnie ochotę. – ale, dzisiaj też jest noc. Kto wie, może i dłuższa niż wczorajsza ?  

Draco kategorycznie jednak odsunął od swojego pasa moje dłonie. – mówiłaś, że dzisiaj przyzwoite pieszczotki.
- kobieta zmienną jest. – rzuciłam pozytywnie. – ale jak nie masz ochoty dzisiaj na wybryki to nie będę zmuszać.   
- drugi prezent ? zasugerował.
- zobaczymy. - ale wiedział po moim wzroku, że raczej się zgodzę. - śniadanko ?
- proszę bardzo. - usadził mnie przy stole i pojawiło się mięso. - smacznego.
- która godzina ? spytałam mimochodem. 

- jest dziesiąta rano Ignis. odpowiedział mi życzliwie Lucjusz. 

Wczoraj w nocy zapomniałam, a i Draco musiał zgubić tą informację, że przecież nocy nie będzie i że wylatuję stąd w południe. 
Od razu mnie objął, tulił i głaskał. Jakby to miało mnie tu zatrzymać na dobre.     Ale Draci i tak wiedział, że wylecę w południe do brata.  I będę tęsknić od samego przyjazdu do Harry'ego.

Dlatego chciał spożytkować ten czas.bez świństewek, tylko jak dawniej, na buziakach w policzek czy przytulaniu. 

Lucjusz i Narcyza patrzyli jak powoli zbieram rzeczy i szykuję się do wyjścia. 
O jedenastej trzydzieści poprosiłam Draco o taniec. Zgodził się przybity i kiedy usłyszałam powoli idącą muzykę walczyłam ze łzami. 
Na ostatniej nucie, kiedy Draco mnie pochylał rozpłakałam się, pocałowałam go w czoło. - do zobaczenia Książę.  
- do zobaczenia Księżniczko.  odpowiedział mi buziakiem w policzek i wbiegłam w kominek by się deportować do obozu brata. 


 Harry był w namiocie. Spojrzał na mnie zaskoczony, miało mnie nie być całe Święta. 
- Ignis co jest ? 
- nic braciszku. - przytuliłam go. Po raz pierwszy od wielu miesięcy. - Wesołych Świąt. 
- Wesołych. - odpowiedział zaskoczony. - a co tu robisz ? 
- a, to. Pomyślałam, że wyjadę wcześniej, żeby i z tobą spędzić kawałek Świąt. W końcu to pierwsze od lat nasze wspólne Święta. 
- wyleciałaś od Malfoy'a dla mnie ?  Nic ci nie zrobił ?!
- nie. - zaprzeczyłam poważnie. - co planujemy ?
- wyjście do Doliny Godryka. - odpowiedziała mi Hermiona. - akurat mieliśmy ustalać porę, ale nas złapałaś. 
- okej. - wypiłam duszkiem kawę. - ja już jestem do życia. O której ? 
- po szesnastej, albo koło dziewiątej. Zarządził Harry. 
My mogłyśmy tylko przystać na propozycję.

Do tego czasu poszłam spać. 
Słyszałam jak oni się tam krzątali i robili sobie jedzenie. 

Zrezygnowałam z przekąsek, wolałam śnić o Draco.    

Czułam jego zapach, dał mi i odrobinę aksamitu z tego wieczoru, a ja go skrupulatnie dorzuciłam do starszej partii i zrobiłam sobie większą podusię.  Marzenia mnie ukoiły, chwilowo.  Choć nadal czułam niedosyt, to jednak miałam to poczucie, że każda rozkoszna sekunda kiedyś się powieli. W końcu od czegoś jest noc poślubna, prawda ? 
Albo najbliżej nas rysowały się Walentynki ...  Taak, ale jeszcze do nich tak daleko ...  

Sen, który mnie odwiedził był wspomnieniami z nocy Gwiazdkowej. Zaklęcie Łaskotki ... już ja mu następnym razem użyję magii ...   



Harry zabrał manatki i  mnie zawołał.
Obudziłam się nie za chętnie, ale trudno, mus to mus.  

Mogłam zostać jeszcze jedną noc u Draco, ale po co, nie ?   Chciałam pobyć z bratem w Święta, to mam.

Hermiona dała mi wypić kolejną kawę i deportowaliśmy się do Doliny Godryka. 
Zaczęło powoli się ściemniać. 

Usłyszeliśmy ludzi w knajpkach, dzwony kościoła, Świąteczną atmosferę Doliny Godryka. 

Przeszliśmy pod kościół i zaczęliśmy szukać grobu. Wychwyciłam jednak ciche wołanie, ktoś wzywał mnie po imieniu w mowie węży. 

Podeszłam do starszej kobiety, jednak dla mnie była to Nagini. 
- o co chodzi ? 
- uważaj córko Węża. On cię pozdrawia i życzy udanych łowów. Bądź ostrożna. Wysyczała cicho i odeszła. 


* Harry * 

Ignis rozmawiała z jakąś kobietą przez minutę a potem wróciła do nas. 
- czego chciała ? spytałem szukając nagrobka rodziców, chciałem wiedzieć gdzie spoczęli. 
- niczego, pozdrawiała mnie i mówiła coś o ostrożności ... 
- Harry ! - Hermiona znalazła chyba nagrobek.  Pokazała nam jednak groby Perwelle'ów. - według tej całej Opowieści oni byli dziedzicami Insygniów. - odpowiedziała na pytanie zanim je zadałem. - poszukamy jeszcze, ale może ich tu ... 

Ignis zniknęła gdzieś ponownie, ale szybko ją znaleźliśmy. 

Stała obok Malfoy'a i zapaliła z nim duży znicz na jednym z nagrobków. 
- spokojnego snu Lilly i Jamesie. Wszystko jest bezpieczne, zrobimy wszystko, żeby Harry był bezpieczny. - obiecała gorliwie i Malfoy ją objął.  To ON też brał w tym udział !? Ona MU zaufała i GO w to wciągnęła !? On stchórzy kiedy Voldemort pogrozi mu palcem ! - obiecuję. - Malfoy krótko ją pocałował, otarł jej łzy i zniknął tak jak się pojawił.   Podeszliśmy do Ignis. - to tu są Lilly i James Potter.  Mogę spróbować przywołać ich dusze ... - zaczęła. Teraz dotarło do mnie, że, pewnie marną, bo marną, ale jednak, Malfoy był jakimś tam jej wsparciem i informatorem, choć jeśli Ignis to wymyśliła, to wiedziała też jak zniszczyć Voldemorta.  Przytuliłem siostrę, Hermiona obok znicza zmaterializowała wieniec. Ignis płakała, ale się uspokajała. - mogę spróbować ich przywołać ... 
- nie trzeba. - Ignis nie rosła od pewnego czasu, od jakichś dobrych trzech lat. Nadal miała około metr sześćdziesiąt kilka, w szpilkach około metra siedemdziesięciu. - Wesołych Świąt. 
- Wesołych Świąt. - otarła oczy i uniosła palec do ust. - ktoś nas obserwuje. 
Hermiona przezornie położyła dłoń na różdżce w kieszeni i obejrzała się przez ramię. - to jakaś staruszka Harry. 
Spojrzałem na kobietę dokładniej, wydawało mi się, że skądś ją znam. 
- Bathilda Bagshot. wymamrotała siostra. 
- była na weselu u Weasley'ów - zauważyła Hermiona - Harry ... 

Podszedłem do staruszki, która uśmiechała się przyjaźnie. Chciała nas gdzieś zaprowadzić, albo co najmniej coś pokazać.


Ignis poszła ze mną, Hermiona do nas dołączyła.   Milcząca staruszka poprowadziła nas pod dom, kompletnie zniszczony.  Rrzy tabliczce było pełno świeczek, wosku, kilka zniczy, pluszaków i kartek.
" Ku pamięci Lilly i Jamesa Potterów. "         tak głosił ciut wytarty napis. Pod nim i naokoło było masę wydrapanych podpisów.
- są tu co roku na Święta i w rocznicę. - wyjaśniła Hermiona. - chodźcie, ona już znika.
- coś mi tu nie do końca pasuje. - wymamrotała Ignis i będąc tuż przed drzwiami do jej mieszkania zasłoniła rękoma uszy i zasyczała jak wściekła kobra. - szlag by to trafił. - odsunęła się od progu. - nie mogę przejść. Generalnie i stereotypowo wampir nie może nigdzie wejść, chyba że jest zaproszony. Ale praktycznie potrzeba pieczęci by to zrobić, a to cholerstwo nie jest nigdzie stosowane. Aż tutaj. Nie mogę przejść przez próg. A że ona nie mówi to muszę poczekać.  - Ignis została na zewnątrz jak porzucony pies. - idźcie, poczekam. Jakby co wystarczy zawołać, ale radziłabym uzgodnić to z nią. - wskazała wzrokiem na Bagshot. - miłej wycieczki.

Weszliśmy do ciemnego pokoju. Kobieta próbowała zapalić świeczki zapałkami, ale jej wypadły. Pomogłem jej zaklęciem.  Uśmiechnęła się i wskazała na zdjęcie.   Jej syn ...   był bardzo podobny do tego z wizji. 

Nie mówiłem o niej Ignis, ale Hermiona znała jej szczegóły. Uznałem, że skoro siostra ma dostęp do Voldemorta to po cholerę jej to jak sama może to wykraść z jego głowy.

Hermiona chodziła po domu samopas, ale to najwyraźniej nie przerażało gospodyni.  Zaprowadziła mnie na schody i pokiwała na mnie zapraszająco dłonią.
Utykała, szła powoli i dość niepewnie po ciut zaniedbanej klatce schodowej ale dotarliśmy na piętro.
Widziałem książkę Rity Skeeter, a na niej napis     " jeśli tego nie pamiętasz, to czytając tą książkę na pewno wrócą Ci wspomnienia.  Twoja  Rita."     no cóż, starsi ludzie mają kłopoty z pamięcią, ale chyba nie aż takie.

Hermiona nadal nie pojawiała się na górze.   A kobieta pokazywała mi kolejne stare zdjęcia i pokiwała na mnie zapraszająco dłonią kiedy stała przy kominku.
Wtedy doszedł do mnie wrzask Hermiony,   biegła na górę i mnie wołała.

Spojrzałem na staruszkę, ale poszła dalej.

Zszedłem na dół do Hermiony, złapałem ją wpół schodów.
- Harry .... Harry tam ...  tam jest krew na suficie, meblach, ścianach ... wszędzie.   uciekajmy stąd.
Spojrzałem na pokój,  widziałem krew, ale wracając wzrok na schody staruszka już stała przed nami. Jej twarz zaczęła się zapadać, ciało kurczyć, wysuszała się.  

W końcu została z niej sama skóra, a spod niej wypełzł wąż.  Szedłem o zakład, że to Nagini.

Hermiona i ja zaczęliśmy biec na górę, żeby odciąć się od piekielnego węża, ale przebił się przez podłogę i zaczął ciągnąć ją za nogi do wyrwy na sam dół.
- Ignis !  
Siostra pojawiła się we krwi, musiała przebić sufit gdzie była ta plama.
Wpadła do pokoju, odkopała węża a wiszącą Hermionę wciągnęła.  Zgubiłem różdżkę a Hermiona rzuciła na dół Incendio.
- super. zmywajmy się, bo będzie jeszcze gorzej. - Ignis spojrzała na swoje ciuchy. - szlag by to ... - urwała na sekundę - uważajcie ! - siostra stała za nami i wypchnęła nas przez okno.  Wypadliśmy na śnieg, musiała nam zorganizować miejsce lądowania, bo staliśmy miękko na śniegu,   a Ignis podpaliła cały budynek.   Słyszeliśmy syk węża i powoli trzeszczące ruiny.  W końcu siostra wyszła z budynku bez szwanku, jedynie cała w zakrzepłej krwi. - zwiała nam. - prychnęła niezadowolona. - ale grunt, że wy żyjecie. - widziałem jej uśmiech.  Widziałem też sporą szramę na jej nodze. Hermiona szukała czegoś w sakwie. - nie trzeba. - przerwała jej Ignis, usiadła na murku niedaleko i natarła ranę śniegiem dla wyczyszczenia. - e, nie tak źle. Kilka milimetrów wgłąb, jakieś piętnaście centymetrów długości, standardowo. - wyprostowała nogę i Ogień z jej ciała zaczął zszywać ranę i to dosłownie. - no to co ? wracajmy. Ustalili godzinę policyjną. Jeśli za pięć minut nadal będziemy tu stać zleci się chmara Śmierciożerców, a ja marnować przykrywki nie zamierzam. - złapała nas za ręce i deportowała nas na teren obozu. - chyba wiem czego szukali. - zaczęła bez ogródek, nadal w zaschniętej krwi. - Hermiona, jakieś pomysły o co mogło iść ?
- miecz Gryffindora. - palnęła się w czoło Gryffonka. - no tak, pamiętasz Harry ? Odczytywał testament, Dumbledore zapisał ci Miecz Godryka Gryffindora.
- a mi coś wpadło czy ...   - Ignis spojrzała na nas nieśmiało. - co ? pytam się.
- tak. Tobie zapisał z tego co pamiętam wszystkie pamiątki po Slytherinie, wspominał coś o tradycji, dumie i ...
- niech zgadnę sprycie w działaniu ?
- tak, skąd ...
- ech, szkoda, że nie udało mi się go wybronić.  Pomógłby nam i to jak cholera.

- jak to ?  spytałem zaskoczony.
- po prostu. Dumbledore wiedział po kiego siedzę w bagnie, sam powiedział, że jeśli chciałam wejść w tą grę to mogę poprosić o przepustkę Draco, Dumbledore wiedział o wszystkim.   - wyrzuciła. - powiedział mi, że bez względu na wszystko mam mu przysiąc, że mimo jego śmierci, o której zresztą go uprzedzałam, próbowałam go przekonać by choć symbolicznie zmienił stronę, ale nie chciał nawet o tym słyszeć. Wybrał śmierć z honorem i godnością, którą przewidział i akceptował. Nie przewidział jednak, że stanę pod nożem, oraz, że Draco będzie musiał wybierać. 
- czyli ...   ty wtedy ... próbowałaś go ostrzec ???
- tak, chciałam go uprzedzić, że nie ma wiele czasu, chciałam go nakłonić do ucieczki i zaszycia się gdzieś, ale niestety nie zdążyłam.  - obok Ignis zmaterializowała się butelka i drobny kieliszek. - wino. - nalała sobie pół naczynia i odesłała butelkę. Upiła łyk. - Dumbledore widział, że choćby i chciał mnie wybronić od tego cholernego wywaru to nadal by zginął i to mniej honorowo. Ale wiedział też, że Draco ... - ścięła i zrezygnowana wypiła kolejny drobny łyk. - wiedział, że Draco nie da mi cierpieć.  I wszystko się ułoży. A ja w końcu skończę w waszym obozie i wam się wygadam.


- a co z horkruksami ?  ponowiła pytanie Hermiona.
- Miecz Gryffindora. Bazyliszek. Bugaga, jest tam kto ? - spojrzała na nią. - ech, tylko gdzie toto jest to nie wiem. Aury takich artefaktów nie łatwo przewidzieć.   po tych słowach Ignis poszła do łazienki i zostawiła nas w oniemieniu.


- Dumbledore wiedział ? spytała zaskoczona Hermiona.
- Ignis wie więcej niż nam mówi. - odpowiedziałem jej. - ale może to kiedyś przeminie.
- nie możemy jej ufać. - odparła. - mówi nam takie rzeczy dopiero rok po jego śmierci ! Nie masz pewności czy Malfoy jej nie przeciągnął na ich stronę.
- też mnie to zastanawia, ale to moja siostra. Znam ją ...
- tak ją znasz, że do dzisiaj byś nie wiedział, że jest z Malfoy'em gdyby nie Neville trzy lata temu.
- żarli się normalnie, co mogłem podejrzewać ?

* Ignis * 

Och słodko, kłócicie się o błędy przeszłości.
A kłóćcie się, ja odegrałam swoje, dzisiaj mi już starczy aktorstwa.

Poszłam się myć.   Na podłodze leżał notatnik od ojca.
" dobrze zagrane córciu "  pojawiła się wiadomość.
" dziękuję ojcze. Co dalej ? "   pióro pisało za mnie, kierowałam nim myślami.
" kopie są ? "
" czekają "
" to dobrze córciu.  Ach, zapomniałbym pozdrowienia od mamy, a na początku stycznia pojawi się zebranie. Nie wylatuj do Dracona na Sylwestra, nie będzie cię mógł przyjąć. "
" czemu ? "
" bo wiem od Lucjusza, że wyjeżdżają do Walii do dalekiej rodziny by spisać ich ostatnie wole. Na wszelki wypadek. "
rozumiałam, że ojciec mówi o Bitwie.  " a co z Nią ? "
" wszystko w swoim czasie kochana. "  zapewniła mnie wiadomość, tym razem od mamy. " poczekaj cierpliwie a dosięgniesz krwi szlam przelanej podczas Bitwy. "
" cześć mamo. "  przywitałam się z uśmiechem na ustach.
" no córciu, po winie idź już spać. Nie wysypiasz się ostatnio. "
" spokojnie, daję sobie radę. "   zapewniłam lekko rozbawiona troską Aollicep.
" idź spać córciu. Dobranox. "   pożegnała mnie.  Notes deportowałam do kufra, a sama przebrana w piżamę jednak poszłam spać za radą mamy.

Zasnęłam od razu i bez trudu.  Śnił mi się dłuuugi pocałunek z Draco. 

Rano obudził mnie stukot naczyń. Wstałam z łóżka, i już bez kawy, byłam jako tako do życia.

Podali śniadanie. Tym razem skorzystalam z tej oferty. 

Siedzieliśmy w sumie na dupach przez cały dzień, oni myśleli co i gdzie można tu znaleźć a ja w sumie nie robiłam nic. 

Siedziałam na ściółce i stwarzałam obrazy Draco, chociaż serce nadal bolało po tym kolejnym wyjściu, to rozum kazał mu stulić dziób i przywyknąć. Tak więc serduszko musiało się przyzwyczaić do samotności i samotnego spania w łóżeczku pod kołdrą. 

Ron zniknął i na razie nie wracał. Robiło się ciemniej, byłam zmuszona do wejścia w las, żeby przyzwyczaić oczy. 
          Po chorobie mamby i jej usunięciu nadal nie wróciłam do poprzedniej formy, ale grunt, że żyję i że Draco wymyślił jak mnie ocalić.  I do końca życia będę mu dziękować. 

W lesie coś na mnie wpadło i chciało rozerwać mi gardło. Było to coś pomiędzy dzikiem a niedźwiedziem. Nogi i rozmiar dzika, ale włosie i pysk niedźwiedzia. 

Zabiłam to coś kilkoma dźgnięciami sztyletu. Twarz miałam w brunatnej krwi bestii i przypłaciłam to rozciętą skórą szyi. 

Za rykiem i kwikiem agonii tego czegoś wpadło na ten teren kilkoro jeźdźców. Jednego chyba rozpoznawałam. 
- zabiłaś naszą zdobycz ! Wyrwał się, po głosie sądząc, jeszcze chłopak. 
- spokojnie - spod kaptura prawie znajomego nieznajomego wyczuwałam perfumy. Perfumę należącą do najupierdliwszego Azjaty jakiego znałam. - ubiła ją, ale to nie znaczy, że należy do niej. Prawda Ignis ? 
- Kaze !!! - rzuciłam się w stronę kunika. Japończyk wezwany mianem zeskoczył zręcznie z siodła i mnie przytulił. - jak, co ? 
Zaśmiał się. - twoja Siostra kazała mi i Cirispinowi patrolować lasy, żeby mieć na ciebie ewentualnie oko. 
- słodko - wtuliłam głowę w tors przyjaciela. - no, to co ? Zapraszam. 
- nie mogę. 
- czemu ? spytałam zaskoczona.
- mam cię obserwować, mam zakaz odwiedzenia cię u brata. Odparł smutny. Kaze wytłumaczył się krótko. On też nie był zadowolony z tego, ale Śmierci raczej powinno się słuchać. 
- to Wesołych Świąt. - przytuliłam się do niego, ale ciężko było mi od niego iść. - mam nadzieję, że dobrze je spędzisz. 
- a ty co robiłaś na Gwiazdkę ? - uśmiechnęłam się i zacisnęłam usta. - nie. Nie mów, że poszłaś do Malfoy'a i znowu wskoczyłaś mu do łóżka !. - milczałam. Kaze był zaskoczony, ale zachował złośliwość. - co mu zafundowałaś za fetysze ? 
- nie twoja sprawa. 
- moja. Mam cię mieć na oku, a jak widać spierdoliłem sprawę, skoro poszłaś w tango z Malfoy'em po raz drugi.
- moje życie, moje ciało, moje uczucia = moja sprawa.  
- masz aż tak spaczony umysł ? Kaze dopytywał się. 
Uderzyłam go w brzuch. - daruj sobie, no. - ucięłam. Ale na widok miny Japończyka zaczęłam się uśmiechać, a wręcz śmiać. - nie będę ci się spowiadać z moich przeżyć. 
- jeszcze będziesz czegoś chciała. Rzucił ciut rozbawiony Kaze i zniknął. 

Japończyk dał znać kolegom, że wycofują się z powrotem. Ten sam młody który mnie oskarżył zabrał zdobycz i odjechali.  Ów młody chłopak popatrzył jeszcze w tył zaskoczony ale i zdenerwowany tym, że to ja a nie on ubiłam to coś.

Posiedziałam jeszcze w lasku.   Wróciłam do obozu, studiowałam mapy ewentualnych kanałów aury, dzięki którym Miecz Gryffindora mógłby się przemieszczać.  Oprócz Magów Kręgu Natury, któzy naturalnie sami sobą kierowali,  przedmioty o mocnej aurze najczęściej poruszały się czymś w rodzaju autostrad komunikacyjnych. Magowie te najczęściej "używane" opisywali w gąszczu linii różnego koloru, w zależności od Żywiołu, specyfiki oraz od gabarytów i rodzaju przedmiotów.
Runy krasnoludzkie nie były trudne do odszyfrowania, ale ze względu na bazgroły i wielkość pisma była to robota głupiego.

- no i ?  spytała zaciekawiona Hermiona przynosząc mi kolejną herbatę.
- nie ma nic o miee - uniosłam dłoń. położyłam rękę na pergaminie. - zatrzymał się gdzieś.

Harry miał wartę na zewnątrz namiotu, po minucie od wypowiedzenia tego zdania już go nie było.
- Hermiona, ja pójdę po jedzenie. Kły to nie radość, a wolę was nie pochlastać.
- wtedy nie miałaś oporów.
- och proszę cię. Byłam głodna, a cóż, Draco potrafi mnie przekonać. Poza tym ...  - załamałam się. - naprawdę muszę iść. - wycedziłam przez zęby i zniknęłam w lesie.  Srebrna łania zatrzymała się obok mnie. Patronus, ale czyj !? - wuju ? - istota skinęła głową. - to był Patronus Lilly, prawda ? - kolejne potwierdzenie. - prowadź. powiedziałam ochoczo i poszłam za zwierzęciem.

* Harry * 

Stałem obok jakiegoś jeziorka,  doprowadził mnie tu czyjś patronus, ale nie wiedziałem czyj.
Pod lodem widziałem miecz, jednak łania szybko znikła.

Rozebrałem się, pomimo lodowatej nocy musiałem wejść do wody i zabrać miecz. Ignis miała rację, to zniszczy horkruksy.
Obydwa naraz.

Puchar postawiłem daleko, ale medalion miałem na szyi.
Zanim zrobiłem pierwszy krok na lodzie usłyszałem kroki i widziałem Ignis, złapała czarę niezbyt chętnie.
- mogę wziąć medalion ...  zaoferowała się.
- nie. - odpowiedziałem szybko. - przytrzymaj puchar to wystarczy. - zorientowałem się, że nie mam różdżki, a tej po Malfoy'u wolałem nie tykać. - Ignis ... - siostra pstryknęła palcami, przede mną rysowała się przerębel akurat robiona na wymiar. - dzięki.
- nie ma za co braciszku.

wszedłem do wody, jeziorko nie było zbyt głębokie, miało jakieś góra dwa metry głębokości.
Płynąłem w dół, ale w pewnym momencie medalion zaczął szarpać.
Dosięgałem miecza, zaczynał mnie dusić i ciągnąć do lodu. Pokrywa miała swoje kilkanaście centymetrów grubości. Łańcuszek rozpaczliwie chciał wydostać się na powierzchnię, jakby znał swój los.

Ocknąłem się obok Ignis i Rona. Weasley ubierał się i starał się nie patrzeć w stronę mojej siostry, u jego stóp rysował się miecz Gryffindora.
- no dobra, bo pozamarzacie. - Ignis ogrzała nas kilkoma ognikami i wstępnie wysuszyła. - róbcie swoje.
- a ty ? Ron popatrzył na nią zaskoczony.
- ja dostanę opierdol w styczniu za to, że was nie upilnowałam. - odburknęła. - nie moja sprawa jak toto rozpierdolicie, ja mam po was zatrzeć ślady. Ale sama tego nie tknę dłużej niż kilka minut, bo mnie wyczuje.
- no to wygląda, że mamy dwa prezenty na Święta od Mikołaja.    zażartował Ron.



PS  Następny rozdział pewnie będzie koło 13 XII . Jeśli macie prośby co do rozdziałów, nie wiem dłuższe/krótsze;  mniej/bardziej spaczone; mniej/więcej sadyzmu to piszcie. Przyjmę z otwartymi ramionami komentarze.           Pozdrawiam stałych czytelników, starych i nowych      Panna Riddle.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz