sobota, 13 grudnia 2014

Rok VII Rozdział XVII Bombowo, Nie Ma Co

( Piszę od perspektywy Ignis )

Popatrzyłam na Rona i Harry'ego.
- nie prezent od Mikołaja a dwie zmory. - warknęłam. Podeszłam do kielicha, próbowałam go złapać, ale deportował się. - cholera ! - zaklęłam i uderzyłam w drzewo. Na korze została wypalona pięść. - o nie - zablokowałam drogę medalionu. - zniszczcie to cholerstwo.

- Harry.
- Ron, ty znalazłeś miecz, ty to rozwal.
- nie ty to rozwal.
- kurwa bo sama to rozpierdolę. - warknęłam. - Ron idź kurwa, wyciągnąłeś miecz, więc to rozwal.
- dobra.  Gryffon nie chciał widzieć mnie w furii.
I dobrze.

Podszedł do medalionu na miękkich nogach.
Harry schował się za jakimś pniakiem, a ja odsunęłam się na drugi brzeg jeziorka.  Tam otoczyli mnie dementorzy.

Harry wysyczał "otwórz się" i medalion otworzył pokrywę. Przez sekundę nic się nie działo, widać było jedynie oko szukające ofiary.
- Ignis. - zaczął głos ojca. Harry'ego i tak blizna napierdalała, ojciec mógł więc pojawić się w lesie i podkładać głos jako lektor. - co ty tu robisz ? Dracon mógłby cię lepiej przyjąć.
- nie twoja sprawa gdzie byłoby mi lepiej.
- uważaj na słowa. - wysyczał ojciec. - zapominasz gdzie jesteś ty, a gdzie w hierarchii jest twój narzeczony.
- tylko spróbuj go tknąć ...      chciałam zrobić krok w przód, ale dementor złapał mnie za ramiona.

ojciec wiedział, że kłótnia nie ma znaczenia, dlatego uznając ją za zamkniętą spojrzał na Rona.
- Ronald Weasley - zaczął złowieszczo. Ten ton głosu ojca był rzadko słyszany na zebraniach.- znam twoje lęki. - wypełzły pająki. A o oprawę ja musiałam dbać. Chcesz pająki papciu ? proszę, pająki.  - znam twoje serce. Należy ono do mnie !- wrzasnął i zmaterializowałam obraz Hermiony ale tym razem z Harrym. - po co im jesteś ?

hologram zaczął mówić do Rona. - kim jesteś w porównaniu z Wybrańcem ?
- nie potrzebujemy cię. Było nam bez ciebie lepiej.    obraz brata też przemówił.
- on jest od ciebie lepszy.

Nie ojcze nie każ mi tego robić.   A jednak, nakaz ojca był banalny, pokazać Ronowi, jak to Harry pieprzy się z Hermioną.    Moja głowa się po tym nie pozbiera do Walentynek.      Zobrazowałam mu to, i zaczęło mną skręcać.

- Ron nie słuchaj Go ! Harry wrzasnął.
- do cholery zniszcz to bo zginiemy ! - krzyknęłam. Ojciec powoli chciał zabierać ku sobie Pottera. Nie dzisiaj tato, nie dzisiaj. - Ron kurwa !

Rudzielec wziął mocno miecz w obie dłonie.  - nie dam ci skrzywdzić moich przyjaciół. - rozciął łańcuszek wpół.  Obraz zniknął, a eksplozja miotnęła nami do tyłu. Mnie łapali dementorzy. - to co ? kwita Harry ?
               - tak, dzięki. - brat wstał z ziemi. Spojrzał na mnie. Skinęłam głową na dementorów, oni mi odpowiedzieli tym samym i odeszli. - jak ty tu się znalazłeś ?
- to dziwne, ale to - wskazał na Wygaszacz. - jak tylko poszedłem zaczęło mówić.
- co ?

zasłoniłam dłonią oczy. - aura.

- mówiło głosem Hermiony, wypowiadało moje imię. No i w końcu kula światła jak to otworzyłem uderzyła mnie w tu - poklepał się w pierś. - no i wiedziałem gdzie iść.  Po drodze widziałem szmalcowników, rozbroiłem ich. Mam różdżki.
- a właśnie ... - Harry spojrzał na mnie. - co z moją ?
- prawdopodobnie się połamała, a jak nie to i tak spłonęła w drobny mak. poinformowałam miękko.
- cholera ...
- spokojnie Harry, mam jedną. - Ron podał mu różdżkę. - zabrałem ją jakiemuś idiocie w "Dziurawym Kotle" nie mów Hermionie, ale oni są banalni do rozbrojenia.
- pff ... a czego spodziewasz się po podstawowym mięsie armatnim ? intelektu ? - prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersi. - pocieszę cię, że z kimś na poziomie Draco w pojedynku nie miałbyś szans.
- doprawdy ?

- rzucasz mojemu narzeczonemu wyzwanie ? - spojrzałam na rudzielca zaskoczona i rozbawiona. - to ja go szkoliłam. Jest niepokonany.
- idziesz o zakład ?
- o co ?
- o to, że jak go pokonam to na  oczach Hermiony się ze mną pocałujesz.
Całowałam gorsze ścierwa ...  - Draco słońce. - pojawił się w ciemnej i zimnej mgle tuż obok mnie. - zasady są banalne, idzie o fair play. Do pierwszej niegroźnej rany u ciebie, a u Rona do utraty różdżki.
- o pocałunek ?
- tak.
podwinął rękawy koszuli, oddał mi marynarkę, którą bezzwłocznie się otuliłam. - przegrałeś Weasley.
- zobaczymy.  rudzielec zaczął walkę.

Draco celnie i praktycznie od niechcenia  odbijał i wyprowadzał uroki.                 Wkrótce Ron utracił różdżkę. - powinienem ją złamać, bo takie ścierwo na nią nie zasługuje.
- szt. - uspokoiłam go. - no już, oddaj mu ją, podajcie sobie ręce a ty wygrałeś stawkę.
Draci niechętnie przyjął dłoń Weasley'a. - Igni - zmienił się w wilka rozmiarów nadnaturalnych. Delikatnie zębami złapał skrawek swojej marynarki, wyrzucił mnie w górę i wylądowałam na jego plecach. Od razu wtuliłam się w futro. Odbiegł między drzewa, a ja przy okazji zmieniłam pelerynę na czerwoną, a w ręce miałam misia Tibbersa.  Obraz godny braci Grimm.    Postawił mnie na polance, odstawił mnie i zmienił się w człowieka. - moja stawka to też pocałunek ?
- nie, dla ciebie wybrałam coś bardziej odpowiedniego. - odpowiedziałam patrząc mu w oczy. Rzuciłam Tibbersa pod jedno z drzew. - o dziesięć szlam więcej na Walentynki. Pomyślałam, że zwariuję kochając się z tobą co kilka miesięcy, dlatego postawmy po prostu na masakrę.
- dobrze. - słyszałam muzykę, ciche tango. Zabrał mnie do tańca.  Wilk z Czerwonym Kapturkiem. Pięknie, nie ?  Pocałował mnie krótko, a potem zrobił mi na szyi jedną malinkę. Nie chciał przesadzić. - do zobaczenia w styczniu Księżniczko.
- do zobaczenia wilczurku.  pogłaskałam go po policzku i dałam mu zniknąć.

Zabrałam Tibbersa i wróciłam do brata.  Hermiona już zdążyła urągać Ronowi zniknięcia i pochwalić powrót, na to wyglądało.
A ja usiadłam bez słowa na swoim łóżku i zaczęłam bawić się Tibbersem. - no widzisz maluchu, kiedyś musiało się to tak skończyć. - patrzyłam na zabawkę. - bywa.

* Harry * 

Ignis już od dziecka miała bujną wyobraźnię. Teraz jak siedziała z misiem na kolanach i do niego mówiła wyglądała jak ta mała dziewczynka z zabawką, której opowiadała historie licząc na odzew. I choć wtedy się z niej trochę naśmiewałem, to jednak ona nadal uparcie mówiła do pluszaków, ciągle wierząc, że pewnego dnia jej odpowiedzą.

- Ignis.  zawołała ją Hermiona.
- co ? - spojrzała znad misia. - o co chodzi ?
- skąd ten miś ?
- ach to. - zaśmiała się i posadziła zabawkę na łóżku. - pamiątka ze Świąt. Rodzina Draco na początku niezbyt chciała mnie zaakceptować i potrafili nam wejść do sypialni podczas pocałunku. Stąd - wskazała na miśka. - przedstawiam wam Tibbersa.
- aha ... ale to tylko miś to jak ...
- o tak. - pstryknęła palcami i misiek oblekł się ogniem i urósł do rozmiarów wielkiego grizzly stojącego na dwóch łapach. - Tibbers. - zacmokała na stworzenie. Miesiek odwrócił ku niej ciężko i powoli okrągły łeb. - pilnuj obozu i odstraszaj każdego obcego. Patrolu Kaze nie tykaj, oni mogą się tu kręcić, reszta ma spierdalać.
Misiek skinął łbem i wyszedł.

Ignis położyła się do swojego łóżka i poszła spać. 

* Ignis *

Nie zasnęłam jak myślał Harry, po prostu zeszłam na dół, do pokoju pod łóżkiem i tam zaczęłam robić trutki. Ot, tak dla zabicia czasu.  
Wysłałam wujowi kilka wywarów, a z nimi drobną paczkę, w której umieściłam kilka cięższych fiolek i kulek ze srebra, żeby choć w ten sposób umilił dla oka swoje otoczenie. 

* Snape * 

Do gabinetu wpadł objuczony kruk. 
Zrzucił paczkę, która miękko opadła na biurko. Ptak jednak tylko na mnie spojrzał  i odleciał ze strachem. 

Tak, byłem przerażający. 

Otworzyłem pudełko, wyskoczył z niego klaun na sprężynie, który jednak widząc mój brak reakcji spuścił z siebie powietrze ze smutkiem i złożył się jak harmonijka. 

Ignis ... Ta dziewczyna chyba nigdy nie przestanie walczyć o zmianę mojego charakteru, walczyła jednak z wiatrakami. 

Przeczytałem krótki list, w którym streściła mi wszystko co przeżyła u brata, a dodatkowo wysyłała mi dosyć drogie naczynia oraz kilka wywarów. 
Odkładałem pudło z klaunem na górę półki by nikt go nie zobaczył, jednak coś z niego wypadło i coś srebrnego uderzyło mnie boleśnie w stopę. 
- cholera co to ma być za dowcip. ?
Zobaczyłem kilka srebrnych kulek, do których była kartka    " dla najlepszego chrzestnego, żeby tym lodowatym akcentem umilił sobie komnaty. Ignis " 
Moja chrześnica nie rozumiała, że niezbyt potrzebne mi te kule, ale i tak je mi dała. 

- Wesołych Świąt Ignis. wymamrotałem patrząc na medalion, który mi dała. Zdjęcie sklejone z jej podobizny, przedstawienia Lilly i fotografii jej rodziców. 

* Ignis * 

Siedziałam na wyrku i czekałam na noc, nie mogłam zasnąć. 
Draco zostawił mi przecież malinkę, a nadal czułam jakby wciąż i wciąż ją robił. 

Westchnęłam i przytuliłam się znowu do maskotki.
- czemu musisz dawać mi iluzję robienia malinki ? - spojrzałam na pluszaka z wyrzutem. Przestał, ale poczułam głaskanie na plecach. - no już, nie ma magii. - odgoniłam go i gładziłam po pysku wypchanego wilka. - tobie nie wolno. - ^ ale ci się podobało. ^  odgryzł mi się. - ale miało być bez czarów, teraz masz pecha. -  ^ oj no dobrze, ale potem będziesz narzekać. ^ odjął czar. - grzeczny chłopiec. - wymamrotałam i przytuliłam się do zabawki. - dobranoc.  ^ słodkich snów ^    Draco odpowiedział mi telepatycznie i sam pewnie szedł spać.

Drugi dzień Świąt nie różnił się zbytnio od obozowej rutyny. Szliśmy dalej, ale już wolniej. Szukaliśmy kolejnego horkruksa, nie wiadomo w sumie było co znajdziemy kolejne.

Harry nie naciskał na to, żebym mu opowiadała co się działo na Święta i co takiego dostałam na Gwiazkę od Dracona. 

Mhmm ... W sumie to ciężko było nasze Święta określić jako "wolne" bo nas nikt nie zwalniał z ratowania ludzi. 
Tak więc docierając do jakiejś malutkiej, mugolskiej wsi, postanowiliśmy zostać na jej obrzeżach. 
Spędziliśmy tam kilka dni, kupiłam im prowiant, koce. 
Siedzieliśmy nad mapami i szukaliśmy najbliższej nitki umożliwiającej poruszanie się horkruksów.
^ córciu wyjdź do wioski ^  usłyszałam komunikat od ojca.
- pójdę na spacer. - rzuciłam i zebrałam się. - może coś wymyślę.
- gdzie idziesz ? mogą nas złapać.   zaoponowała Hermiona.
- was. - odpowiedziałam z naciskiem. - mnie średnio mają co zarzucać. Oprócz tego, że tu jestem. - prychnęłam. - nie sprowadzę wam kłopotów spokojnie.  Cześć.    powiedziałam i wyszłam.

* Harry * 

- to dziwne, że ona o tak sobie wychodzi, a potem coś się działo. - zaczęła Hermiona. - ostatnio był to atak w Dolinie Godryka, gdzie mieliśmy Nagini na karku. Kilka dni temu były to te horkruksy a jeden uciekł. Co teraz ? Sprowadzi do obozu Malfoy'a i oznajmi nam, że ma zostać żeby jej pomógł ?
- słuchaj ona na pewno nie jest kolaborantką. Inaczej wyciągnęłaby nas z Dworu ryzykując wykryciem. zaoponowałem.
- mogłaby to zrobić, żeby nas omamić Harry. - próbowała przemóc nas Hermiona. - popatrz prawdzie w oczy, ma Znak, ma Malfoy'a jako, pożal się Boże, narzeczonego, jej protektorem jest Sam-Wiesz-Kto.  Ma świat pod nogami, albo wystarczająco by po Bitwie się dobrze ustawić !
- Malfoy jest gnidą, ale najwyraźniej czymś musi Ignis darzyć skoro jej pomaga.       Ron bronił mojej siostry.
- jedyne czym ją darzy to chcica.
- nie jesteś o nią zazdrosna ?  spytałem delikatnie.
- nie ! - Hermiona wyrzuciła gwałtownie. - o co niby o tytuły ; o protekcję ; o sławę ?
- Hermiona, wydaje nam się, że jesteś zazdrosna o to, że Ignis jest już zaręczona.
- sugerujesz, że jestem zazdrosna bo ma Malfoy'a !?   tego idiotę ? myślisz jeszcze Harry !?
- myślę, ale jakoś wcześniej nie wysuwałaś takich podejrzeń ...
- bo nie było okazji ! - przyjaciółka była wściekła. - ona albo siedziała tu na dupie i chorowała na tęsknotę do niego, albo była osłabiona i to on wtedy tu był, albo nie było okazji wam tego uzmysłowić.
- spokojnie Hermiona ... - zaczął Ron. - spokojnie, oddychaj.
- zamknij się ! ty w szczególności ! - warknęła do rudzielca. Co w nią wstąpiło !? - moje nerwy do ciebie mają jeszcze mniej cierpliwości.
- wracając do  mojej siostry   - podkreśliłem dwa ostatnie słowa. - co mamy z nią zrobić ? odesłać do szkoły ?
- tak. - potwierdziła Hermiona. - posiedzi z nami do Walentynek, potem poradzimy sobie sami. Malfoy dostanie prezent. Nie będzie musiał za nią latać, bo będzie miał ją blisko.
- ale ... ale co my zrobimy jak nas złapią a jej nie będzie ? spytał Ron.
- wtedy damy sobie radę sami. - Hermiona poprawiła sweter. Patrzyliśmy na nią zdziwieni. - co ?
- i to niby ty uwiedziesz Malfoy'a na tyle, żeby chciał zabrać cię do łóżka a my się wyrwiemy a ciebie ocalimy od tego smutnego losu ?
- jak będzie trzeba.

Ignis pojawiła się w drzwiach. - co jak będzie trzeba ? Hermiona podskoczyła.
- szybko wróciłaś, co nie było niczego interesującego ?
- nie, dowiedziałam się od tutejszych łowczych, że w okolicy jest stado wilków, które zabijają owce a z nimi i ludzi. Dają nagrodę od łba wilka, pomyślałam, że zarobek się przyda. Tak więc ... - widziałem długie noże. - nie chcę, ale muszę.
- idź, miłego polowania.  odprawiła ją Hermiona.
Ignis skinęła głową i zniknęła ponownie w nocy. Ron patrzył za nią ciut zainteresowany, nadal mu się podobała, jednak mniej.

- no niby jak chcesz uwieść Malfoy'a ?
- kobieta ma swoje sposoby.
- jak na przykład ? zasugerował Ron.
- jak na przykład mowa ciała czy wzrok. - rzuciła dumnie Hermiona. - ale wy o tym nie wiecie póki jakaś na was nie spojrzy czy nie porozmawia.
- a Ignis ? - zasugerował Weasley.  jak na komendę Ignis wróciła z dosyć sporym woreczkiem wypełnionym czymś brzęczącym. - już ?
- było to pięciu samców. Wystarczyło że ich nawróciłam na ich trakt, ostrzegłam, że mają się nie pokazywać, a im dałam iluzję łbów. - wzruszyła ramionami. - co ? nie zabijam wilków, a Draco nie zabija kotów.
- aha. - widziałem w oczach Hermiony lekki zawód. - a Ignis ...
- hm ? spytała siostra od niechcenia.
- jak ty zdobywasz ofiary ? jak nie są związane i torturowane oczywiście.
- mówisz o przekąskach ? - przyjaciółka skinęła głową. - mam zademonstrować czy mam darować pokazu ?
- opowiedz.
- och to dosyć proste. - wzruszyła ramionami. - nie ma za wiele do opowiadania. Chłopak jak zacznie pić myśli jedną częścią ciała, jak wiesz jaki masz rozmiar gorsetu wystarczy tylko umiejętnie to wykorzystać. - rzuciła miękko. - teoretycznie możemy hipnotyzować ofiary, żeby same się nadstawiały, ale ... - skrzywiła się siostra. - nie mam zamiaru narzucać im oddania krwi. Są tacy, którzy sami wiedzą, że jestem pół-wampirem i proszą o ugryzienie. - zaśmiała się. - wtedy czasami zostawiają numer telefonu, ale zwykle wiedzą gdzie mnie szukać. No i mam lodówkę, poproszę = mam krew do picia. A oni są nietykalni dla reszty wampirów.
- czyli ... jeśli masz lodówkę, to oni mają ochronę i ich nie zabijesz, a ty masz ...
- pożywienie. - pokiwała głową Ignis. - tak braciszku jestem szmatą, która ciągnie za sznurki. - powiedziała dość gładko, ale z wyczuwalną subtelną odrazą do siebie. - to tyle w tym temacie. Chyba że macie jeszcze jakieś pytania.
Milczeliśmy więc siostra zniknęła w łazience. 

 
 * Ignis * 

Nie ma to jak podejrzliwa szlama w namiocie. 
Nie dam jej jednak rozpierdolić sobie oprawy. 
Wiedziałam, że mogę się postarać, ale jeszcze musiałam poczekać. 

Po szybkim prysznicu poszłam do łóżka, chciałam spróbować zasnąć, bo w końcu sen to podstawa dobrego humoru. 

Bombowo, jeszcze tylko styczeń a potem dwa tygodnie i wypalenie. Draco się ucieszy, ale na razie nie chciałam go informować o moim powrocie. 

Hermiona ustalała z Harrym warunki mojego powrotu do szkoły, miałam pomóc ludziom w organizacji przed Bitwą, na którą najwyraźniej wzzyscy czekali ... Jakby było za mało rozlanej krwi na tym świecie ...

Przytuliłam pluszowego wilka, otuliłam się szczelnie kołdrą, a pod nosem miałam aksamit. 

Nie zostało nic do roboty, tylko czekanie ...



PS przepraszam za krótki rozdział, ale pisałam go głównie na telefonie, a w ostatnim czasie nie miałam też za wiele weny. Najbliższy rozdział na Święta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz