piątek, 19 grudnia 2014

Rok VII Rozdział XVIII Syk, Prychanie i Zgrzytanie Zębów

Po kilku dniach ruszyliśmy z wioski dalej.
Harry próbował namierzyć kolejny horkruks choć w sumie szliśmy na kompletnego czuja. 

Przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie.

Przez kilka pierwszych godzin wędrówki Granger unikała ze mną rozmowy, ale koniec końców rozmawiając z Harrym i Ronem musiała i do mnie coś powiedzieć. 
Nie było to nic miłego. 
- czemu ty z nim nadal jesteś ? prychnęła w końcu. 
- bo go kocham. - odpowiedziałam. - dziwi cię to ? 
- tak. - uderzyła prosto z mostu. - co on ma czego brakuje innemu chłopakowi ? Oprócz kasy. 
- nie jestem z nim dla pieniędzy. - oburzyłam się. Poprawiłam swój plecak, miałam dosyć. - wiesz co ? On ma wszystko. - gotowało się we mnie. Wiedziałam, że jej nie znoszę. - wystarczy  znać umiar i go poprosić. Chcę kilka zdjęć (?)  nie ma problemu, zrobi je dla mnie.  Odrobina wina (?) wystarczy spojrzeć na kieliszek. O pocałunek nie muszę prosić, chociaż lubi prośby. Nie ma problemu, by żyć na poziomie. 
- czyli ty masz wszystko a jego karmisz tylko nadziejami i pustymi, czułymi słówkami ? piła Hermiona. 
Zacisnęłam zęby i pięści. Stanęłam w miejscu. - wypchaj się szlamo, ty nie zaznasz miłości innej niż ta od rodziców.  Nie masz nawet co marzyć. Ja z Draco jestem i będę czy wam się to będzie podobało czy nie, więc się odpierdolcie !!!
Harry złapał mnie za ramię. - Ignis zbastuj, bo nas wykryją. 
Odetchnęłam głęboko kilka razy. - racja. Dziękuję. odsunęłam się i poszłam dalej. Zostawiłam ich w takiej atmosferze. 

Szliśmy dalej w milczeniu. Tak dotarliśmy do kolejnego wieczoru i postoju na noc. 
Zasypiałam w milczeniu tuląc pluszaka i poduszkę.
Draco wywołał mój sen i dzięki temu mnie uspokoił. W marzeniach całował mnie po szyi i mamrotał mi coś na ucho. Obietnice sytej kolacji ze szlam. 

- Ignis ! - skąd u licha we śnie wziął się Harry ? - IGNIS ! wrzeszczał mi nad uchem jak otworzyłam oczy. 
- czego ? spojrzałam na niego wkurwiona. 
- wstawaj. Idziemy. 
- chwilę. - ziewnęłam i zmieniłam ciuchy w Ogniu na nowe. Wypiłam fiolkę, którą narzeczony zostawił mi przy podusi. Krew, szkoda, że upuścił ją z siebie, a nie ze szlamy.  Ale słodki smak mnie jako tako uspokoił i obudził, a smak łaskotał brzuch jakby Draco nie chciał moich nerwów. 

W sumie mogłabym zwołać ojca już teraz, skończyć szopkę, mieć wszystko za sobą. Ale nie znałam kolejnych horkruksów. To była moja jedyna motywacja by tu zostać.  

Wpadła do nas sowa z drobną kopertą. 
- co to tu robi ? to sowa Malfoy'a ! Harry rozpoznał zwierzę. 
- jest. - zabrałam ptakowi list i pogłaskałam ptaka. - no leć, napiszę mu odpowiedź krukiem. 
Sowa odleciała. 

" Księżniczko ! 
Nie denerwuj się. Jeszcze kilka tygodni i kolacja. Wygłodź się, bo jak krwawe Walentynki to krwawe. Całuję. " 


Och, z chęcią, ale z nimi nie wytrzymam. Chociaż dla Draco mogę i nie tykać krwi przez kilka miesięcy. 
Odesłałam matce to co mi zostało z zapasów krwi. Nie dodałam powodu, bo Aollicep pochwaliłaby masakrę szlam, szczególnie w podwójnej ilości. Tak więc chyba tłumaczenie było zbyteczne. 

Odpisałam mu dość prosto, że cholernie tęsknię i czekam na kolację. 
Kruk wyleciał z odpowiedzią, a ja spojrzałam na współlokatorów. 
- co ?
- co, co ? Malfoy może wysyłać sowę jako szpiega by Mu powiedzieć gdzie jesteśmy ! 
- przesadzona paranoja. Nie zrobiłby tego. 
- skąd wiesz ? 
- bo to mój narzeczony. - ostatnie słowo wypowiedziałam dumnie. Pomyśleć, że tylko cztery lata temu się zaprzyjaźniliśmy a potem zakochaliśmy. - nie znacie go tak dobrze jak ja.
- ty go chyba właśnie nie znasz.
- znam. - wysyczałam. Poczułam jakby Draco rozmasowywał mi ramiona. Chwilo trwaj ! - mrru, no już kochanie, jestem spokojna. - oddaliłam Ślizgona. Skutecznie, jak się okazało. - jest najlepszy.
- to w takim razie czemu jest katem ?
- to jedna z jego wielu zalet. - westchnęłam. - potrafi się znęcać, a potem być czuły, jakby bał się, że jestem ze szkła. - rozpłynęłam się na chwilę w marzeniach o ciepłych ramionach Draco, które by mnie wtulały pod swoją koszulę. Perfumy. Zatłukę go.  Draci dał mi iluzję pocałunku na szyi. - mrru. No już skarbie, bo dostanę schizofrenii. - ^a już jej nie masz ?^ - wredoto ... - wysyczałam ale zostałam udobruchana pogłaskaniem po policzku. - znikaj, masz lekcje. odgoniłam go, a obrażony Draco zniknął. 

Hermiona ponownie się do mnie nie odzywała. 
Harry i Ron niezbyt chcieli ze mną rozmawiać, a sama nie miałam zamiaru im się spowiadać.

Milczenie trwało przez wędrówki w śniegu, oraz przez wieczory. Oni rozmawiali sobie, a ja marzyłam tylko żeby zobaczyć się z Draco. 
I na słodkich złudach żyłam całe dni. 

Głód zaczynał dawać mi się powoli ostro we znaki, musiałam mocno się kontrolować by nie zabrać ani im, ani żadnemu zwierzęciu krwi. Marzyłam o kropli ukrytej w ustach Draco, którą mi odda w pocałunku.  
I choć mogłam rozbić patrole Śmierciożerców i na tych ścierwach się pożywić, to wolałam tego nie robić. Dla Dracona, i tylko dla niego się tak głodziłam. By na Walentynki dostać ucztę, z nim u boku. Z Draco, który będzie katem, a mnie pocałuje i rozpieści. 
Mrrru, dla takich marzeń odpychałam od siebie każde jedzenie.

Wieczorem dnia któregoś z kolei, słyszałam ich rozmowę.
- ona nic nie je. Ani krwi, ani nic. 
- może dieta ? zasugerował Ron. 
- dla wampira ? - spytała z politowaniem Hermiona. - ona albo robi to z tęsknoty do niego i chce żebyśmy ją wsparli, albo coś knuje. 
- co mogłaby knuć na takim głodzie ? Przecież mózg stanie się warzywkiem. - tak Ron, ale twojemu to nie grozi, no bo jak zniszczyć coś, czego nie ma. - jakieś pomysły nad czym mogłaby myśleć ? 
- może urządzić masakrę. - do Hermiony dotarł mój plan. Puk, puk. Jest tam kto szlamo? Ja to planuję od początku stycznia, a wpadłaś na to po jakimś tygodniu głodówki ? I kto tu jest mądry ? - taki wampir może w pół rozerwać człowieka jak jest głodny i sprowokowany. 
- to nie w stylu Ignis. Zaprzeczył jej mój brat. 
- tak ?! A to ? - pokazała bliznę po ugryzieniu na ręce. - to nie jest w jej stylu ?
- to sprawka Malfoy'a i tego, że Ignis była głodna. Bronił mnie Harry.   
- ależ oczywiście ! - prychnęła ze złością. - nagle wszystko wina Malfoy'a, a nie Ignis. Przejrzyj na oczy Harry. Ona nie jest twoją siostrą, to bestia. 

Ta bestia was słyszy głośno i wyraźnie. Warknęłam w myśli, ale szybko wróciłam do marzeń o Draco i jego uścisku. Tak, słodziutkie imadło z jego ramion, które łaskocze, głaszcze i drażni. A do Walentynkowej fety jeszcze ponad miesiąc. 

Do momentu, kiedy to dotarliśmy ponownie do Hogsmade wiecznie do nich syczałam i prychałam,  bardziej niż mówiłam. bo jak mieliśmy "rozmawiać" to się kłóciliśmy. O co ? Ano o wszystko, głównie o zaręczyny z Draco.  


Żebyście wiedzieli co ja noszę przy sobie to byście jego zostawili w spokoju i głaskali po głowie, że jest grzeczny i spokojny.  

Minął nam styczeń na kłótniach. Dosyć szybko, kiedy zaczęłam marzyć o Draco 24h/na dobę.  

Hogsmade, ta wioska przywitała nas buczeniem, piskiem i generalnie rumorem kakofonicznym jak i zabójczym dla moich uszu.  Ktoś wciągnął nas do jakiejś tawerny i zdjął zaklęcie. 
Olbrzym ? Może, był wielki i dosyć bańkowaty. Taki Hagrid w wersji light&slim. 
- zostańcie tu i milczcie.  nakazał. 


Harry zaczął macać kieszeń, szukał czegoś. Skaleczył sobie palec, ale i tak widział w lusterku błękitne oko. 





Zjawiły się szczury. 

Na dole był zwiad naszych. 

- nikogo tu nie ma. 
- to co oznaczał alarm w godzinie policyjnej ? spytał jeden z nich, młodszy może rok ode mnie. Rzucił Hogwart dla Zakonu. 
- może to po prostu Ignis się aportowała. Wiesz, na umizgi do Malfoy'a. - odpowiedział mu jego kolega. - chociaż ... - no właśnie tłumoku. Ja bym pozbyła się pieczęci. - ona pozbyłaby się zaklęć, a potem je wróciła. 
- może nie chciała robić sobie kłopotu, bo śpieszyło się jej do łóżka.  
Ron i cała pozostała ferajna patrzyli na mnie oskarżycielsko. 
- no z jej ciałem chuć musi być szybko zaspokojona. - zaśmiał się.  Przewróciłam oczami, ta rozmowa odbiegała od tematu. Nadepnęłam i zmiażdżyłam szczura, który w agonii zapiszczał żałośnie. - co tam chowasz w piwnicach ? 
- kot zabił szczura, to takie dziwne ? spytał ich nas wybawca. 
- nie masz tam na dole przypadkiem jakichś buntowników ? - któryś z nich chciał zejść na dół. - co Aberfort ? 
- to kot. 
- już my znamy te koty. - prychnął. Chciał przejść, ale olbrzymi człowiek ich odepchnął. - stawiasz opór Jemu ? 
- to mój dom, moja piwnica a to co zakłóciło ciszę to mój kot. Najwyraźniej wrócił i zagryzł na dole szczura. Jakieś jeszcze pytania ? 
- tak, a mianowicie ki ...  jednak zostali wyrzuceni za próg i deportowani. 



Harry patrzył w lusterko. Pobłyskiwało w nim błękitne oko, bardzo podobne do Dumbledore'a. 





Aberfot zszedł na dół. - obserwowałem was jakiś czas. - zaczął bez ogródek. - te hieny tu wrócą. - prychnął. - widzę, że wozisz ze sobą twoją zdradziecką siostrę. 
-  nie zdradziłabym Harry'ego !. 
- ależ oczywiście, wszyscy ci wierzymy, wmawiaj sobie dalej. - wypluł z jadem. - słuchaj, nie mam czasu, to oko. - pokazał na lustro, Brakowało odłamka w ramie na ścianie. - to byłem ja, nie mój wielki braciszek. 
- jesteś bratem Dumbledore'a !? 
- nie widać. - mruknął. - jestem. Albo raczej byłem. Zanim laluś tej pijawki go nie zabił. - warknął na mnie.  Stałam spokojna.  Zginiesz prędzej czy później, nie będę się do tego przykładać. - pilnuję cię od tego czasu. Bo wierzę, że dasz radę Go pokonać. Jeśli twoja wielce łaskawa siostra ci pomoże. Inaczej szanse będą wyrównane. 
- jeszcze odpłacisz się za te bluźnierstwa. - ostrzegłam go i usiadłam pod ścianą. Zaczęłam nucić, na wysokie dźwięki wyszły szczury i mnie otoczyły. Słuchały, a potem one dołączały się do chórku. Pieśń Tańczącej Śmierci. Melodia wywołująca epidemie, sprowadzająca nieurodzaj czy katastrofy. Wszystko dzięki wysłanym szczurom, które to rozprzestrzeniały.  - posłańcy. - jeden wszedł mi na ramię. - nie spoufalaj się. - ostrzegłam, ale zaraz cała byłam w szczurach. Zaczęły się do mnie tulić. Jeśli czepianie się mojego płaszcza pazurkami i ciśnięcie się tych stworzonek by być blisko mnie, można uznać za tulenie. - no już. Kiedy indziej się będziecie milić. - odesłałam je. Zniknęły. - co ? widziałam ich zaskoczony wzrok. 
- cholerstwo. - wypluł Aberfort. - dobra, co planujecie dalej ? Mam coś co wam pomoże, ale jeszcze chyba nie teraz. 
- Bitwa się szykuje, wiemy o tym. - zaczęła Hermiona. - po połowie lutego Ignis ma wrócić do szkoły i zacząć tam organizować ludzi. 
- ona ? ją tam wysyłacie !? 
- słuchaj. - zaczęłam krótko. - nie lubię cię, ale nie mam zamiaru dać się obrażać. Poza tym, oni sobie tam uciułają co trzeba, a ja mam żyłkę organizatorską. Więc daruj sobie bo cię posiekam na sushi. 
- spróbuj tylko. 
Harry złapał mnie za ramię, ale zatrzymało mnie w miejscu uczucie oddechu Dracona na szyi. ^już Ignis, spokojnie. To tylko płotka, doskonale o tym wiesz. Jeszcze kilka tygodni. Wytrzymaj.^  przekazał mi, dał mi poczuć jakby szeptał mi to na ucho. 
Widząc moje wycofanie się kontynuował. 
- dobra, przyślijcie ją potem, to jej powiem co i jak. 
- trafię sama. - zastrzegłam sobie. - do widzenia.  pożegnałam się. 

Deportowaliśmy się na odludzie. Znowu.  
Jak na jakiejś banicji normalnie. 
Znałam uczucie bycia wygnaną, nie lubiłam go, ale szło przywyknąć. Szczególnie, że za kilka tygodni wrócę do Draco. A oni będą zgrzytać zębami, że mnie wypuścili, bo znowu nie mają pomysłu. 








PS następną rzeczą będzie miniaturka na Święta, najpewniej utrzymam ją w tematyce Wigilii i jej przebiegu,                                 jednak będą to gdybania na temat relacji Ignis z Draco. Może wyjść melancholijna i smutna, bo nie jestem fanką komercjalizmu a co z tym idzie i teraźniejszych Świąt Bożego Narodzenia.
 Ja z góry życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt, a specjalne życzenia idą do :
1) Em
2) Kaleid
3) Kaze
4) Sophie Cake.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz