Starania się opłaciły, tak samo jak lata kłamstw.
Uczniowie nie podejrzewali mojego krycia Harry'ego.
I dobrze.
I dobrze.
Ale przez przypadek Granger jakimś cudem dowiedziała się o tym, że posiadam takowe plany Hogwartu.
Jednak za Chiny nie chciałam ich jej pokazać, czy, o zgrozo, dać.
Po kilku dniach, jakoś dwudziestego piątego kwietnia podczas obiadu na Wielkiej Sali zrobiło się w pewnym momencie cicho.
Na zaczarowanym suficie pojawił się wściekle zgniło seledynowy Mroczny Znak.
Ktoś sypnął, ale to nie było najgorsze.
Kilka uczennic podniosło lament dorównujący dementorom. Zasłoniłam sobie uszy.
- wiem, że macie Pottera w swoich murach - głos ojca. Musiał przebić zaklęcia obronne, ale musiał mu ktoś pomagać. Spojrzałam spanikowana na Draco. Pokiwał przecząco głową. - oddajcie mi go a nikt nie ucierpi.
- pieprzysz głupoty ! Fred wrzasnął.
Ojciec puścił to chyba lekko. - nie żartuję. Macie tydzień, po tym terminie pojawię się po niego osobiście, a Hogwart upadnie. grobowa zapowiedź zakończyła przedstawienie.
Harry w dormitorium, już po kolacji, patrzył na mnie.
- no i co ?
- macie jeszcze tydzień. Możecie się wymknąć. - zasugerowałam, ale nikt nie stał za tą opcją. - ja nic nikomu nie powiedziałam.
- nawet twój kochaś nic nie wiedział ?
- nawet on. - skłamałam, ale wiedziałam, że nie wbiłby mi takiego noża w serce. - nikt nie wiedział.
- w takim razie kto ...
- czy to ważne kto ? - uniosłam się. - mamy tu kurwa bagno. Nie obchodzi mnie kto je wywołał, tylko jak to posprzątać ! - Ogień w ich kominku wzmógł się ponad miarę. Skok mocy, musiałam uważać na nerwy, inaczej wszystko rozpierdolę już teraz i nie będzie o co walczyć. Odetchnęłam. - przepraszam, ale ja już pójdę, bo tu coś wybuchnie. - podeszłam do drzwi wyjściowych. - a wy zbierajcie materiały wybuchowe i broń. zarządziłam na odchodnym i pobiegłam na dół.
Wpadłam na Draco. - szz ... - przytulił mnie. On sam był w trudnej sytuacji. Na pewno cieszył się, że Harry'ego wydano mojemu ojcu, a z drugiej nie chciał mnie ranić i stracić. - zanim cokolwiek powiesz to wiem kto powiedział twojemu ojcu.
Złapałam go za koszulę. - kto ?!
- twój wuj. - zamurowało mnie. - zanim się zacznie twoja histeria - spojrzał mi w oczy. - zrobił to dla twojego dobra. Bez Bitwy zniszczono by cały świat magii, ale podejrzewam, że i cały świat mógłby pójść z dymem. - złapał mnie za ramiona, uniemożliwiając mi przejście. - spokojnie Igni, to było dla dobra wszystkich. Musiał to zrobić, nie było lepszego wyjścia.
- mój chrzestny mnie tak potraktował ... -zza rogu wyszedł Snape, ale widząc jego już, pomimo kannego wyrazu, wymęczoną twarz nie miałam siły na nic innego. Rzuciłam się do wuja i go przytuliłam, i płakałam. - wujku ...
- to było konieczne Ignis. - zapewnił. - zrobiłem to, co do mnie należało.
- wiem. - odeszłam od Snape'a po kilku sekundach. - do zobaczenia wuju. rzuciłam mu na pożegnanie i nie czekając na odpowiedź poszłam, tulona przez Draco, dalej.
Aryjczyk obejmował mnie w talii, jego dłoń dosyć nienachalnie głaskała mój bok dla uspokojenia.
Położyłam się w kłębku kocy, w pokoju wspólnym na sofie. Wszyscy jednogłośnie woleli mnie nie denerwować dzisiaj niczym.
Zamknęłam się tak na noc, odtrącając nawet Dracona i jego łóżeczko razem z jego bokiem.
Zasnęłam pilnowana przez Cirispina i Laurilela, tak jak kiedyś.
Oni pośpiewali mi jakieś kołysanki, elf swoje kołyskowe piosenki, które jemu śpiewała jego matka, a Cirispin pograł mi na flecie Pieśń Tańczącej Śmierci i przy tych dźwiękach, oraz dzięki kilku kubkom herbatek, zasnęłam.
Przez kolejne dni napięcie rosło, Ślizgoni oczywiście jawnie wysuwali propozycje wydania Harry'ego. Oczywiście dochodziło do dosyć ostrych kłótni między domami, ale wszyscy jak jeden mąż, oprócz Slytherinu, chcieli stanąć za nim murem. U nas takie przypadki były brane za dezercję i zdradę. Nawet jak ktoś chciał bronić mojego brata to nie obnosił się z tym, albo nawet od tego odchodził, bo miał bliskich i rodzinę.
Aryjczyk obejmował mnie w talii, jego dłoń dosyć nienachalnie głaskała mój bok dla uspokojenia.
Położyłam się w kłębku kocy, w pokoju wspólnym na sofie. Wszyscy jednogłośnie woleli mnie nie denerwować dzisiaj niczym.
Zamknęłam się tak na noc, odtrącając nawet Dracona i jego łóżeczko razem z jego bokiem.
Zasnęłam pilnowana przez Cirispina i Laurilela, tak jak kiedyś.
Oni pośpiewali mi jakieś kołysanki, elf swoje kołyskowe piosenki, które jemu śpiewała jego matka, a Cirispin pograł mi na flecie Pieśń Tańczącej Śmierci i przy tych dźwiękach, oraz dzięki kilku kubkom herbatek, zasnęłam.
Przez kolejne dni napięcie rosło, Ślizgoni oczywiście jawnie wysuwali propozycje wydania Harry'ego. Oczywiście dochodziło do dosyć ostrych kłótni między domami, ale wszyscy jak jeden mąż, oprócz Slytherinu, chcieli stanąć za nim murem. U nas takie przypadki były brane za dezercję i zdradę. Nawet jak ktoś chciał bronić mojego brata to nie obnosił się z tym, albo nawet od tego odchodził, bo miał bliskich i rodzinę.
Po posiłkach, kiedy już mój brat razem z kolegami normalnie chodził po korytarzach gruchnęła do nich wieść, że mam plany Hogwartu, oczywiście Hermiona chciała na nich położyć ręce i je zobaczyć.
Odpierałam ich prośby kilka dni, ale rozumiejąc, że niedługo Bitwa, a ja mam pomagać to powinnam im je dać.
- no i co ? Idziemy ? Hermiona patrzyła na mnie zniecierpliwiona, kiedy wreszcie odpowiedziałam na jej spojrzenie na obiedzie i mnie z niego wyciągnęła. Zebrała delegację domów i teraz taką oto gromadką staliśmy na korytarzu i szeptaliśmy.
- jakby nie mogło to zaczekać – rzuciłam lekkim tonem, ale
namówiona przez Gryffonów zabrałam Harry’ego, bliźniaków i kilku innych uczniów, oczywiście wtajemniczonych w całe przedsięwzięcie krycia mojego brata przez domy, do pokoju z mapami. – tu są plany. – rozwinęłam je i zdmuchnęłam z
nich kurz. – wszystko jest praktycznie tak samo mocno chronione, jednak na Las
nadal trzeba uważać. Nie wiadomo czy bestie będą z nami czy przeciwko nam. Ale wątpię
by pozwoliły zabrać sobie swój teren. Centaury na pewno są z nami, przewodnik
oznajmił mi już ich pełną gotowość. – naznaczyłam. – trzeba to rozegrać szybko.
– przesunęłam palcem po mapie. – główna brama, tu będzie ich główne uderzenie. –
rozejrzałam się po ich twarzach. – dużo sił, ale nie możemy posłać tam
wszystkich. Nie wiemy ilu Śmierciojadów się rzuci na ten punkt, ale podejrzewam,
że praktycznie wszyscy, więc będzie jatka. – wszyscy mnie słuchali. Jutro miało
być tu piekło, zgodnie z zapowiedzią ojca. – tu i tu – pokazałam dwie mniejsze,
boczne bramy, jedna od strony Zakazanego Lasu druga bardziej od gór. – też poślą
ludzi, najpierw pewnie zwiad, dlatego te punkty też trzeba obstawić. To zasięg
wzroku z wież Ravenclawu i Hufflepuffu. Oni znają ten teren lepiej, ich tam
proponuję posłać. – po ich twarzach widziałam niemą zgodę. Krukonów
reprezentowała Luna. – jest to możliwe, żebyś przekazała tą wiadomość ?
- tak.
- świetnie. No i trzeci punkt. Wejście od strony Lasu. Tu pójdę
ja i osoby, które sobie dobiorę. Zasadzimy się na nich w Lesie, nie będą nas
widzieć, a w szale walki też i słyszeć. Jak tu ich pokonamy pójdziemy pomagać
przy głównej bramie. – znowu uniosłam wzrok znad map. Patrzyli na mnie z niemym
podziwem ale i zaskoczeniem wymieszanym ze zgodą oraz strachem. – wiem, że
denerwujecie się przed Bitwą. To zrozumiałe i nie obce mi, uwierzcie. –
zapewniłam. – ale mamy cel, obronić Hogwart, pokonać Czarnego Pana i rozgonić
Śmierciożerców na cztery strony świata. Nie chcę nawet myśleć co będzie jak Hogwart
upadnie. Nie możemy do tego dopuścić. – patrzyłam na nich poważna. – Hogwart nie
może upaść i nie upadnie, ale musimy walczyć do ostatniego ucznia i
nauczyciela. – grono profesorskie było obecne w osobie Minervy McGonnagall. –
nie możemy ich wpuścić do budynku, ale podejrzewam, że prędzej czy później tu
wejdą i walki nawiążą się zarówno na zewnątrz na murach, jak i na korytarzach. Wtedy
trzeba utrzymać wejścia do dormitoriów i gabinetów. Jeśli rozwalą trutki na
dole wybuch może rozwalić całe mury. Nie polecam tego. – ludzie patrzyli na
mnie jak na nie wiadomo jak obeznaną w strategii i wszystkim. A ja po prostu
wiedziałam gdzie pójdą ataki. – Lochy muszą
zostać nasze, żeby w ostateczności je wysadzić. Pójdzie tam Cirispin. – Bestia skinął
głową na potwierdzenie i posłuszeństwo. – to tyle. Reszta wyjdzie w ogniu
walk. – zamknęłam naradę, rozeszli się. Jedynie
Cirispin został i mnie przytulił. On wiedział
od mojej Siostry co chcę zrobić. – przysięgnij mi, że dasz mi iluzję.
- masz moje słowo. – zapewnił po raz kolejny. – od Siostry. Naznacza
jednak, że to co chcesz zrobić może nawet z twoją poprzednią mocą cię zabić. Zdecyduj
się czy chcesz tak ryzykować.
- muszę. – wypiłam duszkiem zawartość fiolki. Zrobiło mi się
gorąco, potem zimno, a na koniec słabo i traciłam świadomość. – Draco …
Pamiętałam jak byłam brana na ręce przez Łowcę i zostałam
przeniesiona do pokoju wspólnego na kanapę pod ten sam co przed laty koc.
- słodkich snów Kapturku.
Cirispin pocałował mnie w czoło.
Obudziłam się o świcie, zalana potem i z paniką.
Cirispin pogłaskał mnie po głowie. - jeszcze nie czas, śpij.
- krew dopiero w Bitwie. - pokiwał twierdząco głową. - ja się boję. Nie chcę tej Bitwy, tego wszystkiego. Tylu zabitych ... - robiło mi się słabo. Łowca mnie przytulił, Draco nie mógł mnie widzieć do Bitwy, dostał nakaz od mojego ojca by dał mi wypocząć i nabrać sił, a raczej nie zabierać ich zbyt wcześnie. - Cirispin ... - Bestia podniósł moją głowę. - ja ... ja nie chcę ...
- wiem. Ale to było nieuniknione. - powtórzył mi to co wcześniej wmawiał mi Draco. - wiesz przecież, że prędzej cz później doszłoby do Bitwy.
- wiem, ale ... - Cirispin przetarł mi oczy, nie dopuszczając do mojego płaczu. Wiedział, że potrzebowałabym Draco dla uspokojenia, a on nie mógł mnie widzieć. - świadomość ilu polegnie ...
- cena zwycięstwa. Wielka wygrana wymaga wielkich poświęceń.
- ale ja nie chcę poświęceń, ja chcę spokoju.
- to niemożliwe. - Łowca mnie skarcił. - zdajesz sobie z tego sprawę co by było bez Bitwy.
- wiem. - wymamrotałam. - ojciec bez przeszkód zająłby cały świat, podporządkował sobie wszystko a na mnie i Draco wiecznie ktoś by czyhał z nożem czy inną bronią tak długo, aż by się udało. A potem byłaby destrukcja świata magii, bo ojciec z rozpaczy i wściekłości chciałby odwetu.
- no właśnie. Wiem, ze teraz to poświęcenie jest dla ciebie wielkie, niezrozumiałe i czujesz się za poległych odpowiedzialna, ale wiesz, że nie jest to twoja wina.
Westchnęłam i ostatecznie opanowałam łzy. - muszę zagryźć zęby i się zagłodzić.
- dobry pomysł. - usłyszałam za sobą Spade'a. - co młoda nie liczyłaś chyba, że nie pomożemy ci tym razem ? - za palaczem był i Kastiel. - co z nią Cirispin ?
- wy ... ale ... Spade'a jeszcze rozumiem, ale czemu ty Kastiel ?
- bo potrzebujesz pomocy. - podniósł mnie jak szmacianą lalkę albo jak małe dziecko i usadził mnie na swoich kolanach. - a od czego jest brat ?
- ja tu widzę gwiazdę rocka, która robi z siebie imbecyla narażając dla mnie życie i karierę. - puknęłam go w czoło i przyłożyłam ucho. - nie, nie ma mózgu. Pusto tak jak podejrzewałam.
- Ignis - przewrócił mnie pod siebie i zaczął mnie łaskotać. - odszczekaj to mała.
- wal się. - zaczęłam się śmiać. Ale Kastiel widząc uniesioną dłoń Cirispina skończył mnie torturować łaskotkami. - co ? - zebrałam się do pionu. - o co chodzi ?
- Snape idzie.
- jeszcze wuja tu zabrakło. wymamrotałam pod nosem, ale drzwi otworzyły się w tym samym momencie.
- też się cieszę, że cię widzę Ignis. - odpowiedział chłodno. - mogę z nią zostać sam ? - obrzucił wzrokiem towarzystwo. Chłopcy wyszli potulnie jak szczeniaki. Severus usiadł obok mnie na kanapie. - posłuchaj Ignis - spojrzał na mnie. - musisz zostać silna. Nawet w najgorszej traumie.
- postaram się wuju. Obiecuję. - przytuliłam się do niego, a Książę Półkrwi odwzajemnił uścisk. - wujku ... - znowu byłam bliska płaczu. Pogłaskał mnie po głowie, dla ukojenia nerwów. - ja ...
- nie tylko ty się boisz. - zapewnił. - ale musisz zostać silna. Silna i pod iluzjami do końca. - nacisnął. - obiecaj mi to. Ujawnisz się w odpowiednim momencie.
- obiecuję. - zapewniłam cicho i znowu Snape pozwolił mi przytulić się do siebie. - ale ... czemu to mówisz wuju ?
- jesteś wzorem dla całej szkoły. Jeśli się wyłamiesz Hogwart padnie.
- nie zawiodę. Wiedziałam, za ile jestem odpowiedzialna, ile ludzi na mnie liczy. Na tą nieustraszoną w walce i zaciętą Ignis, ale nie miałam dzisiaj ochoty na zakładanie tej maski. Mimo wszystko i wbrew sobie jednak musiałam to zrobić. Dla siebie, dla Draco, dla ojca i, jeszcze ważniejsze, dla Harry'ego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz