niedziela, 1 marca 2015

Rok VII Rozdział XXIX Kwiecień Plecień

Bliźniacy byli źli, że nie przyszłam na ich urodziny, no ale co miałam zrobić jak pan Uzdrowiciel mnie nie chciał puścić podając bardzo poważne argumenty, czyli kakao, kocyk, no i siebie pod tym kocykiem. Nie mogłam się nie zgodzić na drzemkę, którą proponował.


Bliźniacy jednak nie mieli tego za dobry żart, byli źli, bo wyzdrowiałam i miałam przyjść. A tu nie, bo Draco. 
Chociaż to jemu mieli to bardziej za złe niż mnie, to jednak i mojej osobie się oberwało. 

Ale kto zwracałby uwagę na ich żarty kiedy Draco głaskał mnie po policzku znowu ciesząc się z mojego powrotu do zdrowia. 
Na śniadaniu czułam się jak nowo narodzona, znowu, a mój narzeczony cieszył się z posiadania parasolki, bo nadal kaszel mi nie odpuszczał, jednak były to znikome kaszlnięcia bez tak wielkiej energii.
 Jednak zrobił z niej użytek, kiedy chmura, tym razem tylko z mżawką, pojawiła się nad jego głową.
- Ignis ... - spojrzał na mnie. - nie przemoczysz mi ubrań.
- to nie ja tym kieruję ! - powstał piorun. Jak w anime kurwa. - to nie moje widzimisię gdzie się toto pojawi ani co zrobi !
- to przestań się denerwować, bo niedługo dostanę piorunem.
- ale to nie moja wina ! - piorun. Szlag trafił jego parasol. Draco spojrzał na mnie zdenerwowany. - ale to nie ja kochanie ...
- bo to ja. - śmiech Kaze rozniósł się po holu. - nie patrz na nią, to nie była jej wina.
- Kaze !!!! - rzuciłam się na niego, wtulił mnie w siebie. - nadal zajebiste perfumy. pogłaskałam jego obojczyki.
-  ekhem. - Draco upomniał się o mnie, wróciłam grzecznie i zostałam objęta. - w takim razie skoro to ty psułeś chmury, to je odeślij.
- nie mogę ich odesłać, bo to kaszel Ignis - kaszlnęłam, teraz Draco nasłał chmurę na Kaze, jednak na Azjatę polał się tylko hurtowo deszcz i grad. - dzięki wiesz !
- nie moja wina !
- nie, no wcale nie twoja wina.
- no nie ! - odpowiedziałam. - a teraz mógłbyś zabrać te efekty jak z anime i po prostu powiedzieć po co tu jesteś ?
- nie.
- no to inaczej - pstryknęłam palcami, na Kaze spadł kolejny deszcz. Nie powiem, żeby nie było to fajne oglądać przemoczonego Japończyka, ale zaczynał zbierać się tłum dziewczyn wokół. Wolałam im nie robić rozrywki. - powiedz po co jesteś tu z powrotem. - zrobiłam słodkie oczka i stałam przed nim w odsłoniętej naturze kota. - proszę.
- no dobra. - objął mnie, zabierając tym samym tłumowi i Draco. - ale na herbacie.
- Japończycy ... - westchnęłam, ale zaczął mnie łaskotać, a ja śmiać. - no dobra, no, przepraszam. Powiedz po co przyjechałeś.
- po Bitwę. Jeszcze nie ma czasu i miejsca, ale wisi w powietrzu. Siostra przydzieliła ci mnie no i - z Hogsmade wyczułam zapach mieszańca. Wyszedł Cirispin, który też mnie przytulił, no, prawie zmiażdżył mi żebra. - on też tu jest.
- dobra, bo zwrócę śniadanie na twoją kurtkę, a to nie będzie miłe dla żadnego z nas. - dał mi oddech. - Cirispin.
- no Kapturku, widzę, że zmieniasz chłopaków jak rękawiczki.
- jestem zaręczona z Draco. Ale o tym wiesz, więc nie udawaj idioty. - pomachałam mu pierścionkiem przed oczami. - a teraz może pójdziemy razem na herbatę ? Bo rozumiem, że oboje macie mnie pilnować, a na Bitwie opowiecie się po stronie mojego planu.
- ta jest.
- no to chodźcie. - wzięli mnie pod ręce i weszliśmy na herbatę. - no dobra, mnie zabiją za brak obecności.
- racja, lepiej nie drażnić kadry. - Cirispin podniósł się i zabrał mnie razem z Kaze do Hogwartu z powrotem. - Draco ! - blondyn podszedł zdziwiony wyjątkowym wołaniem go po imieniu. - twoja narzeczona. Pilnuj jej jak oka w głowie, leki od Mori zaraz zaczną działać, niech się położy i idzie spać.
- znowu !?  jęknęłam. Nie chciałam znowu zasypiać.
- nie przeszkadzało ci to ostatnio. - skarcił mnie Łowca. - napiszę do Laurilela, może wróci.
- oby.  wspomnienia elfa wywołały u mnie uśmiech.
- pewnie przyjedzie z braciszkiem.
- nie lubisz go ?
- nie przepadam za gejami.
- wait, Laurilel ma brata i ten brat to gej !?  Draco zdziwił się.
- no, jesteś trochę do tyłu. - pogłaskałam go po policzku ze śmiechem. - idę spać. - pocałowałam go w policzek. - dobranox.

Na schodach w dół oparłam się o ścianę, Cirispin poczuł się w obowiązku i zabrał mnie na rękach na dół i położył mnie na kanapie rozganiając tłum.
- dobranoc Kapturku.  pożegnał mnie jak kiedyś i zostawił mi koc.

Draco zabrał mnie jednak na górę, do swojego pokoju na łóżeczko.  Wtulił mnie w pościel, a ja po kilku godzinach ocknęłam się ze snu. 
A tam co ? Komitet powitalny, Cirispin, obok niego bracia elfowie, za nimi Kaze, no i Draco, ale on wszedł spóźniony do pokoju.
- chłopaki ! - przytuliłam się do Cirispina, Laurilela no i Tellusa. - was nie. Wy się już natuliliście.
- Ignis ...  zaoponował Draco.
- neko ...  Kaze patrzył na mnie z miną zwiastującą prędzej bitwę na poduszki, czy na łaskotki niż pozwolenie sobie na odpuszczenie huga.
- żartuję. - im też dałam się przytulić. - no dobra, rodzinka w komplecie. Mam rozumieć, że i Mori pojawi się tu niedługo.
- ona przyjdzie tylko na Bitwę.
- Śmierć wiodąca lud na mury. Nic tylko malować kolejne arcydzieło.
- Ignis. - skarcił mnie Kaze. - nikt tutaj nie umie malować.
- jesteś Japończykiem, ty potrafisz wszystko.    odpowiedziałam rozbawiona i poszłam na dół w dobrym humorze zostawiając oniemiałe towarzystwo na terenie pokoju Draco.

W pokoju wspólnym było pusto, wszyscy byli najwyraźniej na lekcjach.
Wszyscy oprócz naszej gromadki.

Zabrałam ich na Wielką Salę, na posiłek, bo akurat nam się trafiło.  Cirispin usiadł na swoim dawnym miejscu, mógł obserwować mnie i Dracona, tak samo jak Tellus, Laurilel no i Kaze, chociaż Japończyk wpierdolił się między mnie i mojego narzeczonego.
Ale nie mogłam się na niego pogniewać, niestety nie umiałam. Śmiałam się i nasza wesołość udzieliła się innym.
Na szczęście, albo, dla Alceto i Amycusa, na nieszczęście.

Hogwart był weselszym miejscem, przynajmniej dopóki naszej gromadki nie chciano rozbić.
Czemu ? Cóż, Cirispin jak i Laurilel nie mieli egzaminów końcowych, a o Tellusie świat pedagogów w Hogwarcie nawet nie słyszał.
Kaze ... no, Kaze to Kaze, chcieli mu dać wolną rękę, ale on chciał zostać i chodzić na lekcje po to, żeby mnie i Draconowi umilić swoją osobą czas, a no i ja i Draco ... no, nam nie było śpieszno do klas.

Ale jakoś tak wyszło, że jak Kaze szedł na lekcje to ja też, a Draco z obowiązku się wlókł. A jak szłam ja i Kaze dołączali się też Cirispin i Laurilel, ciągnący ze sobą brata.
Chociaż, szczerze powiedziawszy nie zdziwiłabym się gdyby Tellusa zaczęło ciągnąć do Kaze, to wolałam o tym nie myśleć.
Dla spokoju własnego umysłu.

Nasza gromadka dosyć nieskładnie była na zajęciach, chłopaki, myślę tu o Cirispinie i Laurilelu, mieli wystarczające wykształcenie magiczne, w końcu ex-Bestia  był pierwszym Mistrzem Absolutnym, a Laurilel żył w swojej magii wystarczająco by nie musieć się już uczyć, a Tellus, cóż ... on jako indywiduum dosyć oczywiste chodził z nami, bo nie miał lepszej roboty. Oferował co prawda mi kolejne zlecenia, ale na razie nie miałam do tego ręki.
Draco ... no Draco chodził, bo musiał, ale cieszył się, że jednak jest sposób żeby i mnie zainteresować lekcjami. Szkoda tylko, że tak liczną grupą, ale nie mówił mi tego głośno.

A ja byłam szczęśliwa. Znowu nasza klika była kompletna, nareszcie nie brakowało tu nikogo. Cirispin poszedł dosyć szybko do lasu, razem z Laurilelem, pewnie na uczczenie wspólnego czasu, tak więc nie wpierdalałam się tam. Elf i Bestia mieli własne sprawy, których nie rozwiązali do czasu zagadkowej śmierci, tak więc niech mają czas dla siebie.
Tellus poszedł na przeszpiegi jeśli chodzi o kolegów, a Kaze jak to Kaze nie dawał mi przytulić się do Draco.

Wszystko tak jak być powinno, żeby mój humor nie upadł już nigdy.
Kwiecień plecień, a co mi z losu uplecie na następne tygodnie ?
Oby jeszcze lepsze dni.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz