sobota, 14 marca 2015

Rok VII Rozdział XXXI Po Co ?!?

Po dobiegnięciu do zamku i ustaleniu remisu poszłam na obiad razem z Draco.
Nic się nie działo, a nawet nie miałam żadnego złego przeczucia.
Była już prawie końcówka kwietnia, pogoda lepsza z dnia na dzień. No i cały Hogwart w sumie pod moją pieczą. 

Moją i Draco, ale on niezbyt cieszył się tą władzą, lub nie był jej do końca świadomy. A ja tak, mnie to cieszyło.
Oparłam głowę o ramię Śmierciożercy kiedy siedzieliśmy na Zaklęciach. Nam nie były przydatne, ale siedzieć musieliśmy.

Postanowiłam uciąć sobie drzemkę na ramieniu Ślizgona, jednak ten bawił się w utrudnianie mi tego, chociaż sam preferowałby bardziej zasnąć niż słuchać.
- nie śpij skarbie. upomniał mnie kiedy tylko zamknęłam oczy. 
- nie drażnij mnie. odgryzłam się cicho. 
- będę, wstawaj. - dźgnął mnie w brzuch.  - pobudka. 
- dźgnąłeś Fluffy'ego. - zmrużyłam oczy. - ta zniewaga krwi wymaga. - oblałam go Wodą. - już. - Draco nie był zbyt szczęśliwy z tego, że ocieka wodą. Oczywiście samą siebie uchroniłam od prysznica.  - coś się stało kochanie ?  spojrzałam na niego słodko. 
Draco jednak posłał mi mordercze spojrzenie. 
Odwrócił się do tyłu, do swoich kolegów a mnie zostawił. 

Skorzystał z tego Kaze, on mnie przytulił i pozwolił mi spać. Oczywiście Draconowi to niezbyt było w smak, ale sam był temu winny. A Japończyk dał swoje ramię na rzecz mojej drzemki, głaskał mnie po włosach a ja grzecznie zasnęłam. 
Niestety równo z dzwonem na przerwę zostałam zrzucona i brutalnie obudzona. 
Ale Kaze patrzył  na mnie uśmiechnięty, trudno, zemszczę się kiedy indziej. 
Podniosłam się i poszłam do Dracona, który chętnie mnie przyjął do siebie. 

- kochanie ... - spojrzałam na Ślizgona. - następnym razem daj mi spać.
- nie dam. - odpowiedział i zabrał mnie na kolejne lekcje. Jednak powoli ubywało nam Gryffonów wokół. Nie przejęliśmy się tym, o tej porze Amycus i Alceto zbierali największe żniwa jeśli chodzi o kary. Na obiedzie jadłam rybę, a Draco swój kochany szpinak. - coś tu cicho. zauważył znad gazety. 
- dzień jak każdy inny. Pewnie zabrali Freda i George'a. - dopijałam sok z wysokiej szklanki ze słomką. Tak, chciało mi się. - nieważne, grunt, że  jest spokój. 
- myślałem, że cię to przejmie. 
Spojrzałam na niego. - przejęłoby mnie to, gdyby to, że Weasley'owie wpadają w kłopoty było czymś nowym. Oni wiecznie się w coś wpierdolą, to zbierają żniwa. Ja na to nie mam wpływu. Zresztą - odsunęłam od ust szklankę. - mnie też chcą udupić, ale wiemy, że to niemożliwe. 
- no tak, udupią ciebie to zdezerterują. 
Odstawiłam napój, który zniknął. - chodź, pomyślimy nad teorią spiskową gdzieś indziej. 
- mam jeszcze obiad. 
- będę w gabinecie Slytherina. - wymamrotałam mu na ucho i poszłam pod znane mi drzwi. Odskoczyły same. - witaj dziadku. Dawno mnie tu nie było. 
Duch spojrzał na mnie. - to nic, nic się nie stało. - wprowadził mnie do pokoju zaraz ścianę obok. - to pokój idealny do dowodzenia i planowania ataków. - pokazał mi na stół. Po odkurzeniu widziałam plany. - to cały rozkład pomieszczeń Hogwartu. Na Bitwę jest to idealne miejsce żebyś zebrała bardziej rozumnych ludzi i ich rozdzieliła. 
- powinnam te plany dać nauczycielom ...
- Ignis, czy ty cokolwiek kiedykolwiek zrobiłaś wedle ich zasad ? - strofował mnie dziadek. - tym razem to ty musisz wiedzieć jak to rozegrać. - wskazał półprzezroczystym palcem na kilka punkcików. - tu są słabsze miejsca, tędy możecie przejść. - linia Zakazanego Lasu, kilka innych mostów, wszyscy pójdą do głównego, ale kilka kładek można zbudować ot tak, jeśli tylko ma się Magię Żywiołów. - radziłbym to zrobić w odpowiednim momencie ...
- kiedy pierwsza fala już pójdzie i wywiąże się walka. Pojawią się jakby znikąd. - potwierdziłam. - dziękuję dziadku. - duch blakł. - dziadku ... 
- pojawię się w swoim czasie. Tym czasem żegnaj Ignis.   Salazar Slytherin zniknął. Odszedł. 

Draco zapukał do drzwi jak nie on.  Otworzyłam mu, a Ślizgon zabrał mnie grzecznie poza pokój. 
- Ignis ... mam złe wieści. 
- to znaczy ? Skończyły ci się perfumy ? 
- nie. - pacnął mnie po nosie. - ma ich wystarczająco by cię wpędzić w śpiączkę. 
- to co jest ? - widziałam pustki na korytarzu. A przecież mieli tu Gryffoni. - czuję ...  - wciągnęłam powietrze do nosa, przecięłam przestrzeń przed sobą językiem. - Granger ... - zaczęłam oddychać jak przerażona. - nie. NIE,  NIE !!!!! 
- tak kochanie. Musieli pojawić się przy obiedzie. 
- wuj nic nie wie. - uprzedziłam jego stwierdzenia. - to dobrze. Tak ma zostać. 
- ale Ignis ... 
Położyłam mu palec na ustach. - szz. Nie ma ich tu, nie ma tematu, nie ma informowania nikogo. - nakazałam. - jasne ? 
- ale ... wyczułam nauczycieli niedaleko, więc żeby go uciszyć pocałowałam Draco. Skończyłam buziaka kiedy tylko patrol zniknął. Aryjczyk wiedział, że mu nie odpuszczę. Uśmiechnęłam się słodko, ruchem ręki sugerującym zamykanie ust na kłódkę skończyła temat ewentualnej obecności mojego brata w szkole, a potem zabrałam Dracona za krawat.  
Nie protestował, skupił się raczej na pozytywach. 

A ja na tym, że przecież Harry nie ma po co się tu pchać. Owszem wysłać Granger czy Rona mógł, ale sam nie ryzykowałby przecież aż tak, żeby zebrać stąd infromacje. 
Nie ma po co tu iść Ignis, nie ma po co. 

Uspokoiłam samą siebie i zamknęłam się w dormitorium wspólnym razem z Draco.
Miał dla mnie kurację uspakajającą, przytulił mnie w siebie, dał herbatę a po kilkunastu minutach rozmasował mi plecy. 
Rozluźniłam się i zapomniałam o tym, co za głupstwo mój brat mógł zrobić bez żadnego powodu. 

Następnego dnia, bo sama nie wiem kiedy zasnęłam,  dostałam od razu zaproszenie do Gryffonów objęte klauzulą tajności. 
Co też oni wymyślili ? 
Zwlekłam się niezbyt chętnie z kanapy na której spałam razem z Draco, wyszłam spod jego ramienia i na szybko się ogarnęłam do życia. 
Przeszłam w cholernej panice i napięciu do ich dormitorium. 
Weszłam przepuszczona przez Grubą Damę.

Gryffoni mimo śladów pobić i kar Amycusa i Alceto byli szczęśliwi. 
Brat ... jego zapach ...   Draco mnie zatłucze ! 
Byłam przed dylematem, wkopać go i skończyć to już teraz, czy czekać. 
Nie, poczekam, może zniknie do tego czasu jak się zorientują. 

Brat mnie przytulił. - Ignis ... nie cieszysz się ? 
- zaskoczyłeś mnie. Zero wiadomości ... 
- korespondencję mógł przejąć Malfoy. - wytłumaczył się. - poza tym sama do mnie nie pisałaś ... 
- nie było o czym. 
- a co z twoim kochasiem ? - Fred włączył się w dyskusję. - nie wie, że sobie poszłaś ? 
- nie wie. - odpowiedziałam jadowicie. - zresztą mnie tu nie powinno być, jest przed pobudką. Snape mnie zabije jak zobaczy mój brak, już nie raz wkurwiał się o byle wypad do Hogsmade. 
- nagle nie chce wypuszczać cię ze szkoły ? 
- pilnuje. - odparłam. - nie moja wina, że było kilka niezbyt miłych afer. 
- jak co ? Wymknęłaś się z Malfoy'em do Londynu na umizgi ? 
- nie. - zasyczałam. - ale jak jeszcze raz usłyszę tego typu uwagę z waszych ust ...  
Weasley'owie spasowali - dobra, rozumiemy. Spokojnie. 

Harry przyprowadził oczywiście swoją gromadkę. 
- ktoś wie, że tu jesteście ? spytałam już spokojna.
- na razie nikt. Ale chcemy powiadomić McGonnagall. 
- kiedy ? 
- niedługo, nie wiemy kiedy. 
- jest praktycznie dwudziesty kwietnia ! Co, powiadomicie ją jak dotrze do Bitwy !? 
- Ignis spokojnie. - Harry położył mi rękę na ramieniu. - na razie nikt nie wie i tak to utrzymajmy. Powstrzymasz swoich kolegów ? 
- za Draco ręczę, za innych ... Już mniej. 
- kilka dni wystarczy żeby zacząć coś organizować. Dasz nam tyle czasu ? 
- zapewnię wam góra tydzień. Więcej nie. - wyszłam z ich dormitorium i poszłam z powrotem do siebie. - Draco mnie zabije. - wymamrotałam do siebie i pchnęłam drzwi naszego pokoju. - kochanie ... - rozejrzałam się po naszej sypialni, no tak, spał na dole. Z łazienki słyszałam wodę, znaczy bierze prysznic. - kochanie ... - zawołałam raz jeszcze, drzwi otworzyły się, a Draco wyszedł już ogarnięty. A szkoda, przydałoby mi się leczenie jego widokiem. - chodź ze mną. 
- po co ? 
- chodź. - zabrałam go do Lasu. - słuchaj, jest słabo. 
- Potter w zamku. - rzucił nad wyraz spokojnie. - wiem, wyczułem go już wczoraj. Nie chciałem cię denerwować. - uprzedził. - i co ? 
- nie mów nikomu, że tu jest. - spojrzałam mu w oczy. - ja ... ja nie chcę tej Bitwy, widzę, jak możesz umrzeć, ja ... 
- nic nam się nie stanie. 
- tylko ci się tak wydaje. - wymamrotałam. Tak, Mori pokazała mi możliwą śmierć Bellatrix, a po niej przypadkowe zabójstwo Draco. Jeśli Bellatrix zginie ktoś targnie się na życie Dracona, musiałam temu zapobiec. Wiedziałam, że mogę umrzeć, ale trudno. - nie myślmy teraz o tym. - zachowywałam się jak psychiczna, zdawałam sobie z tego sprawę. Wtuliłam się w Draco kurczowo. - zostańmy tu. 
- dobrze.     odpowiedział lekko zszokowany, ale wiedział, że lepiej będzie mnie uspokoić niż wpuścić do zamku z depresją. Głównie dlatego, że poszłabym do Pottera a to groziło dekonspiracją przed czasem. 

Draco rozumiał tak więc tulił mnie dla uspokojenia, ale zabrał mnie do zamku. Pilnował mnie, do spółki z Kaze i resztą chłopaków. 
Ale mój spokój był pozorny, bo nadal nurtowało mnie pytanie po co on tu przyjechał teraz. 
Jaki miał w tym interes ? 
Po cholerę pcha się w paszczę lwa ? 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz