sobota, 31 stycznia 2015

Rok VII Rozdział XXV Idziemy Na Jagody !

Kolejnego dnia, po dywaniku u Snape'a zresztą również kolejnym w ciągu ostatnich dni, postanowiłam iść do Zakazanego Lasu. Chociaż bestie czekały na Bitwę i nie dawały za bardzo o sobie znać, to jednak wypadało pójść i sprawdzić.
- gdzie idziesz ?  Amycus złapał mnie za rękaw.
- nie dotykaj mnie, Carrow. - wyrwałam ramię. - idę na jagody.
- ktoś ciebie będzie pilnował na tych "jagodach" ?
- tak. Ja sama.   odeszłam i wybiegłam do Lasu.

Nauczyciel nie zdążył albo raczej nie dał rady, mnie złapać.

Usiadłam na polanie. Niczego podejrzanego, nikogo rannego czy zabitego. Norma.
A teraz poszukamy jagód.

Niestety nie było ich, ale czego mogłam spodziewać się po końcówce marca.
Wróciłam do zamku, a tam oczywiście komitet powitalny, o nazwie rodzeństwo Carrow.
- o co chodzi tym razem ? przecież powiedziałam gdzie idę.
- co z tego, skoro podważasz autorytet nauczycielski.
- wy go nie macie, ale to szczegół. - wymamrotałam i Amycus uderzył mnie w twarz. - życzę wam powodzenia. ostrzegłam i podeszłam do zamku.

Draco widział ślad dłoni, spojrzał na mnie zaskoczony. 
- nie oddałaś mu ? - usłyszał krzyk Amycusa. Centaur. - czyli i tak, i nie. 
- bingo. - pocałowałam go w policzek. - uleczysz panie doktorze ? spytałam słodko. 
- ech daj. - pogłaskał mnie po policzku różdżką i wymamrotał kilka inkantacji. - proszę bardzo. Mogłaś to sama naprawić. 
- ale mam ciebie panie Uzdrowicielu. - przytuliłam go. - możesz na mnie praktykować do zawodu.
- naprawdę ?
- yhy. - pocałowałam go w policzek. -  bez transplantacji i transfuzji. Jak się połamię to pan doktor się mną zajmie.
- a teraz chodź już. - zabrał mnie do dormitorium i posadził obok siebie na kanapie. - po co byłaś w Lesie ?
- po jagody.
Przejechał dłonią po twarzy. - o tej porze roku ich nie ma Ignis.
- wiem. - uśmiechnęłam się naiwnie. - ale co z tego ?
Westchnął jakby to go przerastało. - wszystko Igni.
- coś nie tak ? - wpełzłam mu na kolana. - nie mogę chcieć bezsensownie wyjść do Zakazanego Lasu ?
- wiesz doskonale co wisi w powietrzu.
- aktualnie to kurz.
Odetchnął i policzył do dziesięciu, ale pewnie i do miliona, jakby rozmawiał z osobą niespełna rozumu. - wiesz, że mówię o Bitwie.
- wiem. - uśmiechnęłam się. - ale czasem lubię cię podenerwować.
- zwariuję.
- już oszalałeś kiedy dawałeś mi pierścionek.
- wiem. - spojrzał na mnie. - ale nie żałuję.
- cieszę się. - oparłam się o niego beztrosko. - mhmm ... popatrz, tyle mnie nie było, tyle zrobiłam, a Harry nadal siedzi w głuszy. - ogień coś wypluł.  To coś parzyło i okazało się być pierścieniem. - kolejny. - obróciłam go w palcach i zrobiłam idealną kopię Energią, co przypłaciłam zawrotem głowy i rzuciłam go w Ogień. - no. - schowałam go do sakiewki. - Harry poszuka sobie tego cacka, a ja - pogłaskałam Dracona po policzku. - ja z wielką chęcią zabrałabym cię gdzieś do Hogsmade.
- znowu wytłumaczysz się jagodami ?
uśmiechnęłam się. - nie znasz moich możliwości. - zaśmiałam się razem z nim. - chodź, wytłumaczymy się potem. Ja mam ochotę na krew.
- wiesz ... jakoś też zgłodniałem. - objął mnie jednym ruchem ramienia. - idziemy do Londynu.
- nie mam ubrań na Londyn ...
- idziemy.  - zaznaczył.  Deportował nas do miasta, zabrał mnie pod "Ukąszenie". - zabieramy przekąski czy korzystamy z baru ?
- dzisiaj kulturalnie z baru dobrze ? pogładziłam go po policzku.
- jak chcesz. - pocałował mnie w szyję. - chodź. Zamelduj się u Raula.
- ty to zrób. - oddelegowałam go. - ja zmienię ciuchy.
- jak chcesz.  zniknął za barem.

Puścili jakąś bardziej gotycką muzykę, ale mi pasował klimat.  Ubrałam czarne ciuchy, dusik z kilkoma kolcami i czarny makijaż, co mi się rzadko zdarzało.

Zaczęłam tańczyć, Draco wyszedł z pokoju właściciela.  Spojrzał na mnie z uśmieszkiem, przyciągnął mnie do siebie.
- co to za strój ?
- mój. - odpowiedziałam i pozwoliłam się otulić w tańcu. - "tainted love", słyszysz ? coś dla twojej natury.
- no chodź. - objął mnie w pasie. - czy to jakaś gotycka noc ?
- najwyraźniej. - w tłumie wyczułam Spade'a. - nie puszczaj mnie. - odchyliłam się. szybko mnie do siebie zabrał z powrotem. - pocałujesz ? palcami drażniłam jego tors przez materiał.
- po co ? boisz się swojego kolegi ?
- mam ochotę na chwilę przyjemności. To źle ?
Draco spojrzał mi w oczy, znowu mnie odgiął, dłonią delikatnie pogłaskał czarną bluzkę bez pleców i znowu mnie przyciągnął. Pocałował mnie.

- gołąbeczki ! - Spade huknął nam nad uchem growlem. Odskoczyłam od Draco zaskoczona. - tak, wiem, mam nie straszyć. - ściął. - to urodziny jednego z bossów, który chce cię sprzątnąć.
- i dobrze. - usiadłam przy stole. Pstryknięciem palca przywołałam kelnera, który podał mnie i Draconowi odrobinę wina. Zauważyłam ważniaka otoczonego dziewczynkami do towarzystwa. Uniosłam kieliszek z uśmieszkiem.  Upiłam łyk, to samo zrobił Draci. - kochanie ...
- szlama.
- tak trudno o dobrą krew. - przejechałam palcem po rancie kieliszka. - mamy tu dobrą muzykę, wino, odrobinę adrenaliny ...
Facet podszedł do naszego stołu i podłożył mi nóż pod gardło. - za twoją głowę idzie wysoka cena.
- nie polecam. rzucił Draco.
- niby taki młokos mnie powstrzyma ? masz rodzinę ? to trzymaj się od tej sprawy z daleka.- chciał podciąć mi gardło, ale mój narzeczony uparcie patrzył mu w oczy. - co ?
- niech cię zjedzą szczury z Nokturnu.
Zdziwił się, ale one posłusznie przyszły i go oblazły, odjął dłoń od mojego gardła automatycznie do obrony własnej.  Zjadły go, wyczyściły idealnie szkielet. 
- nawet nie ulała się kropelka wina. - podbiłam z nim toast. - za dwie bestie.
- za nas.  odbił życzenie i upił trunku.

Noc gothów się wydłużała, a Spade zabrał nas w końcu na uliczkę.
- ładnie go załatwiliście. To - podał plany. - kanały. Tam ma swoją bazę, informatorów, dziwki, towar, wszystko. - pokazał punkcik. - tu jest najbliższe wejście. Ma zasadę o której wiedzą jego współpracownicy. Kto go zabije zabiera stołek. W waszym wypadku to ... no właśnie ciężko stwierdzić. Ale chyba twój kochanek.
- Draco ... - popatrzyłam na niego dumna. - zabrałeś kolejną fortunę.
- to idziemy do kanałów. Po co tym razem ?
- po grzyby !

Spade westchnął. - gołąbeczki. - otworzył klapę. - to tu. Pokażcie plany, no i to - podał nam sygnet straconego bossa. - przepuszczą was. Znaczy jego i ciebie jako koleżankę do towarzystwa.
- dzięki Spade !  - weszliśmy w dół. - Draco ... - objął mnie. Było kompletnie ciemno. - czekaj. - zatrzymałam jego dłoń z różdżką. - załóż sygnet. - nałożył go na palec, przez plecy przerzucił tubę z planami. - ten raz się przyda. - wyjęłam i zapaliłam zapalniczkę. - chodź. Draci objął mnie w talii i szliśmy prosto. Natknęliśmy się na drzwi. - otwórz.  Ty tu rządzisz.
Uśmiechnął się narcystycznie i popchnął drzwi. W naszą stronę zostało skierowane jakieś dwadzieścia pistoletów i tyle samo noży.
- wasz szef nie żyje. - pokazał im sygnet i plany. - ja go zabiłem.
- a co z nią ? za jej głowę idzie niezła cena.
- ona ? - Draco pociągnął mnie do siebie, objęłam go w pasie. - ona jest moja. Jeśli chcecie na nią polować to możecie pisać testamenty.
Faceci odłożyli grzecznie broń, a Draco przeszedł się po pustym hangarze. - zostawcie nas samych. - warknął na podkomendnych a oni zwiali w popłochu. - i co ?
- mrru ... jesteś skurwielem. - oparł mnie o blat. - ale moim.
- nie chcesz wrócić do twojego mieszkanka ?
- nie. Wolę go nie rozpieprzyć. Poza tym - głaskałam go po ramieniu. - nie mam ochoty na większe pieszczoty, kilka pocałunków, malinki tak, ale na rozkosze nie.
- czemu ? nie pociągam cię ?
- pociągasz jak cholera. - złapałam jego koszulę. - ale nie mam zamiaru popsuć swojej sypialni czy salonu. Poza tym ... - spojrzałam mu w oczy spokojna. - obiecałeś, że zostajemy przy systemie sprzed zaręczyn, a noce na okazje.
- już miesiąc temu obiecałaś mnie przywitać.
- kąpiel tak, ale bez seksu.
- a drobne pieszczoty ?
- nie mam zamiaru oszaleć, widząc cię nagiego. - uśmiechnął się, takiej odpowiedzi chyba oczekiwał. - masz być tylko półnagi. Żebym jeszcze utrzymała hamulce.
- dobrze. deportował mnie do mojego mieszkania, wprost do łazienki.

Wanna powiększyła się odpowiednio. Zdjęłam rzeczy, było mi już obojętne gdzie one wylądują, czy na podłodze czy na suficie. Do wanny napuściłam odpowiednio ciepłej wody. Weszłam do niej z błogością po całym dniu. Draco przekroczył lustro wody zaraz po mnie i mnie pocałował. Oparłam się o kant i przechyliłam głowę do tyłu, zbliżył się ciągnąc buziaka. Po kilku minutach, oczywiście dla nas tylko minutach a naprawdę po godzinie, woda zaczęła stygnąć.

- chyba starczy na dzisiaj. Zimno mi.
- chodź. - przytulił mnie do siebie i pojawiliśmy się w moim łóżku, a on wysuszył moją garderobę. - dobranoc.
- słodkich snów. pocałowałam go w policzek i wtuliłam się w niego pod ciepłą kołdrą.

Rano widziałam przed sobą ciepłą czekoladę w kubku. - wstawaj. - Draco wymamrotał, słodki zapach odchodził dalej od łóżka. A ja chciałam słodkiego, więc po omacku praktycznie, zeszłam z łóżka i poszłam za nim po schodach. - grzeczna dziewczynka. - podał mi kubek już w salonie i mnie objął. - jak się spało ?
Upiłam łyk i oczywiście miałam wąsy, co go rozśmieszyło. - zajebiście dobrze. - pogłaskałam go. - dziękuję za milutką pobudkę. Nie sądziłam, że obudzisz mnie gorącą czekoladą.
- czasem chyba wolno mi być miłym facetem.  żachnął się wypominając mi delikatnie wczorajszą uwagę w barakach.
- wolno. - wpełzłam pod jego ramię tak, że siedziałam przy jego boku. Nadal nieprzykrytym  żadnym materiałem. - jesteś kochany. Ale i tak wredny.
- cała Igni. - odebrał mi kubek. Widział moją smutną minę szczeniaczka. - nie patrz tak na mnie. Niedługo spóźnimy się na śniadanie.
- o kurwa. - spojrzałam na zegarek. - masz rację. - pobiegłam na górę, przebrałam się a jemu rzuciłam koszulę. - wuj nas zabije. - na szybko wiązałam buty. - dobra, chrzanić krawat. Chodź. - zabrałam nas do Hogwartu. Wpadliśmy przed Snape'a. - dzień dobry wuju.
- "dobry" !? - spojrzał na nas wkurzony. - całe grono pedagogiczne jest w najwyższej gotowości, bo zniknęliście. Gdzie was zabrało ?
- na jagody.  odpowiedziałam spokojna.
Wuj złapał się za podstawę nosa. - minus dwadzieścia dla Slytherinu.- warknął swoim zwykłym tonem. - najbardziej upierdliwa i dociekliwa o powód nieobecności waszej dwójki była McGonnagall. Teraz się już ucieszy, że siostra Wybrańca jest cała i zdrowa, i przestanie robić szum.
- to nie ty wuju to wywołałeś ?
- jakbym to ja chciał was znaleźć poleciałbym do Londynu akurat na Camden.Poza tym dla mnie to nic nowego, że znikacie na noc a rano się pojawiacie.  - pluł jadem. - ale ona nie ma pojęcia o twoim mieszkaniu tam i tak powinno zostać, bo wpierdoliłaby i tam swój nos.
- spokojnie wuju, bo ci żyłka pęknie.
Severus wziął oddech. - dobrze, że się nie spóźniliście na lekcje, bo byłoby gorzej. A teraz znikajcie mi z oczu. Oboje.

Poszłam grzecznie z Draco na śniadanie i na lekcje. Nie wychylaliśmy się przed szereg. Po prostu byliśmy dzisiaj przeciętnymi uczniami. Wolałam nie drażnić bardziej wuja, a i Draci wolał tego uniknąć.

Taaa ...  pójście na jagody, na grzyby, na maliny ...  wszystko może być dobrą wymówką i ripostą jeśli tylko chce się wkurwić Severusa Snape'a i rodzeństwo Carrow, oraz oczywiście McGonnagall.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz