piątek, 16 stycznia 2015

Rok VII Rozdział XXIII Witamy W Psychiatryku

Draco po moim stwierdzeniu spojrzał na zegar.
- Ignis idziesz spać. - podał mi do ust kropelkę Słodkiego Snu. Ziewnęłam. - musisz się wysypiać. 
- ale ... - znowu ziewnęłam - to nie fair. 
- idziemy spać. Chodź. - sam upił kilka kropel. - Igni, idziemy.
Poszłam z Draco do jego sypialni, ułożył mnie obok siebie. Pogłaskał mnie po ustach i pocałował mnie w czoło na dobranoc. 
Zasnęłam wtulona w jego bok. 
Ale rano suprise, budzę się obok Kaze. 

Co tu kurwa jest grane ?! 
Co to za psychiatryk ?

Kaze podniósł na mnie wzrok. - dzień dobry neko. 
- cześć. Co ja tu kurwa robię ?
- twój kolega poszedł do Hogsmade po słodycze. 
- aha. I dobrowolnie oddał mnie do twojego łóżka ? - Kaze się uśmiechnął. - jakkolwiek to brzmi. 
- powiedzmy, że cię pożyczyłem. 
- aha. Mogę spać ?
- nie. Idziemy na lekcje. 
- aaaleee ...

Draco wszedł do pokoju, zabrał mnie od Kazego Powietrzem, na jego oczach przebrał mnie w zasłonie z Wody, a potem przeniósł nas na lekcje.
Snape spojrzał na nas na śniadaniu dosyć zszokowany, bo teoretycznie Eliksir Słodkiego Snu powinien nas trzymać jeszcze do południa. Teoretycznie !

Kaze dał spokój widząc jak bardzo tulę się i milę do Draco. Nie chciał psuć mi tej pięknej sielanki. Ten raz nie chciał być sadystą i psuć mi dnia przy Dracim.

Ten raz, nadal byłam w psychiatryku.


Blaise nadal rzucał się o śmierć Aleksandra Lancastera - największego dupka w historii Rady, Korony i całego świata - i był w kagańcu, na wywarach uspokajających. Snape podobno miał zakusy, żeby wysłać go z powrotem do Rady, bo był agresywny wobec każdego.  
Zabini rozładowywał agresję wyjątkowo na wszystkich, a nie tylko na mnie. Smuteczek, Kaze co jakiś czas podrzucał mu wspomnienia z jego zmarłym ex, ale nie przynosiło to rezultatów, bo tylko wkurwiał się bardziej. 

Tak więc po obiedzie, na który wyszłam z Kaze, dowiedziałam się o deportacji Zabiniego do Rady, a pod osąd Korony, a jego łóżko zostaje puste.
Oczywiście pobiegłam do Snape'a, trochę na wyścigi z Kaze, żeby zabukować sobie jego miejsce. 
Kaze nie lubił Draco, ale wolał go pilnować bardziej niż mnie, bo mnie zabrałby wszędzie poza Hogwart, a Dracona zamknął w jego pokoju. 
I byłby "spokój". 

Jednak wpadliśmy do Snape'a równo i bez pukania. 
- miejsce Zabiniego przypadnie ... - wuj zrobił minutę przerwy - Ignis.
- tak ! - ucieszyłam się i przytuliłam wuja. - dziękiuję wuju! 
- Kaze mieszkasz w pokoju Ignis. U dziewczyn.  Ufam, że nie zrobisz z nich swojego haremu. 
- nie mam zamiaru. - zaprzeczył spokojnie Japończyk. - a Ignis chyba nie rozniesiesz dormitorium swojego kolegi w mak ?
Snape przypomniał sobie o zaręczynach. - Ignis Dracon śpi sam. Nie ruszasz się poza łóżko Zabiniego, a Draco zostaje u siebie. 
Zrobiłam smutne oczy. - dobrze panie profesorze.  wyszłam z gabinetu i pobiegłam do Draco. 

- Ignis, o co chodzi ? 
- mieszkam tu - wrzuciłam kufer niedaleko łóżka Zabiniego. - a Kaze na moim starym miejscu. - Draco się uśmiechnął. - ale masz spać sam. 
- z tobą w pokoju dam radę. 
przytuliłam się do niego. - cieszysz się ? 
- a jak wyglądam ? 
Przyjrzałam mu się dokładnie. - wyglądasz zajebiście. - wtuliłam w niego mocniej głowę. - perfumy ... 
- lekcje. - zabrał mnie za rękaw na dół - ostatnie zajęcia. 
- jak chcesz. 

Dałam się zabrać do sal, uspokajać się przy nerwach na Alceto i Amycusa. Śmierciożercy jednak zachowywali dystans. Woleli mnie nie denerwować, a ranieniem Draco nie chcieli szarżować. 
I fajnie. Mieliśmy na chwilę spokój. 

Aryjczyk mnie tulił, głaskał i w sumie robił to czego mi tak cholernie brakowało przez tygodnie u brata. 

Czuły dotyk Dracona, całowanie po szyi, to milutkie przyklejanie się do niego. Nadal nie odchorowałam tygodni u brata do końca. 
Było tu za milutko, żeby nie zabrać tego za sen. 

Kaze jednakw końcu wrócił, zaczął się między nas wtryniać i po staremu nam przeszkadzać.  Tak dla zasady, że nie pozbędę się go tak łatwo. 
Oczywiście sypał swoje ciekawostki biologiczne, a także nie spuszczał nas z oczu. Głównie dlatego, że szłam między nim a Draco, żeby nie rozpierdolili połowy Hogwartu.  
Ale mój psychiatryk musiał stać się bardziej psychiczny. 

Na przerwie złapał mnie Fred i George, nagabywali mnie co z treningami. Moja odpowiedź była prosta. 
- dopóki wasi koledzy nie ogarną, że jetem tu z posłania Harry'ego to możecie zapomnieć o szkoleniu. 
- Ignis ! Ale ... widzieli mnie jednak wracającą do Draco i Kaze, którzy dziwnie spokojnie czekali na mnie. 

Przeszłam ponownie do dormitoriów. Nie chciałam dzisiaj nic już robić, a dla nauczycieli byłam w pewnym sensie "nietykalna", bo nie mogli mi nic zrobić, ale nadal zachowywałam do nich szacunek i dystans, głównie dlatego, że nie chciałam mieć z nimi problemów, które wylądowałyby w gabinecie Snape'a na dywaniku. 

Usiadłam przy kominku, wtuliłam się praktycznie w Ogień i czekałam. 
Z nudów zmieniłam się w kota. 

Poszłam na korytarz. Draco ominął mnie i nie zauważył. Za to Kaze zabrał mnie na ręce i zaczął nieść do dormitorium. 
- coś ci uciekło. - postawił mnie na podłodze. Draco czytał "Proroka Codziennego" i spojrzał na niego niezbyt zainteresowany. - ten sierściuch jest twój. 

O ja ci dam sierściucha. 
Podeszłam do Draco, wskoczyłam mu na kolana i zmieniłam się w człowieka. 
- to nie kot. - pogłaskał mnie po głowie. - ale dzięki, że ją przyprowadziłeś. 
Kaze patrzył na to zaskoczony. - cofam to. Kot jest mój. 
- jak się spierdoliło to się ma pecha. - odłożyłam gazetę na bok. - prawda Draco ? 
On westchnął, ale mnie przytulił. - tak. Ale to jego problem. 
- bywa Kaze, przeżyjesz. - rzuciłam do Japończyka i wtuliłam się jeszcze bardziej w Dracona. - nium. - ziewnęłam. - to przez twoje perfumy chce mi się spać. 
- cieszę się. - rzucił sarkastycznie. - ale nie idziesz spać. 
- wieem. - pocałowałam go w policzek i deportowałam w Ogniu na Camden zanim Kaze zdążył poderwać się z miejsca. - ale chyba pozwolisz zabrać się do mnie, co ? 
- skoro muszę. westchnął ale pozwolił zabrać się do mojego mieszkania. 

Położyłam się na kanapie, włączyłam cokolwiek na telewizorze. Lecieli "Niezniszczalni" i obejrzałam ich z przyjemnością. 
Ale Draco nie podzielał mojej fascynacji tym kinem.  Wyłączył telewizor. 
- eeeej ! Ja to chce obejrzeć !
- masz to co zebranie. Nadal ci mało ? 
- to jest film. Zebrania to inna sprawa. - pocałowałam go w brodę. - ty w nich też uczestniczysz. 
- ale ja nie muszę potem tego znowu oglądać w kinie. 
- o, przywykniesz. - zapewniłam. - po Bitwie na pewno będziemy musieli gdzieś przezimować nagonkę. 
- u Rady, albo u Korony. 
- mam obydwa. - pocałowałam go w policzek. - ale ja chciałabym tutaj być. 
- nie odzyskasz dzieciństwa. 
- wiem. Ale z tobą, tutaj ... To kompletnie inny świat. Rozumiesz.
- tak, ale nie wiem czy chcę do niego należeć.
- kochanie ... Kilka dni cię nie zbawi. Naprawdę. 
- czemu planujesz coś na po Bitwie, jak nadal nie wiesz kiedy ona przyjdzie ? 
- właśnie dlatego, że nic nie wiemy o jej terminie. 
Draco mnie przytulił. - może też jej nie być. Ktoś musiałby sypnąć twojego braciszka jak pojawi się w Hogsmade. 
- boję się Draco. - pogłaskał mnie po włosach. - boję się. Nie chcę na polu bitwy wybierać ty czy Harry. Nie chcę. 
- cicho Ignis. - pocałował mnie w głowę. - wszystko się ułoży zobaczysz. 
- czasami mam wrażenie, że mogłam odmówić tego spotkania. Wszystko byłoby inne.
- mnie i tak by wcielili. Dowiedziałabyś się o tym rok temu. 
- wiem. - przytulił mnie mocniej. - Książę ...
- hm ? 
- mogę tak zostać ? 
- możesz. - pogłaskał mnie po łopatkach. - Księżniczko. 

Draco zabrał mnie do Hogwartu, posadził na swoim łóżku i tak tulił. Nie potrzebowałam niczego więcej. 

Zaniepokojony rumorem Kaze wszedł na górę, do sypialni. 
Spojrzał na mnie wtuloną w Draco i jakoś dziwnie wyszedł kiwając głową. Aryjczyk pewnie przekazał mu powód i notkę, że ma nas zostawić. 
I to zrobił. 

Draco powoli zabierał mnie do sal, ale nie chciałam tego. 
Pozwolił mi zostać w swoich ramionach, tulić go i głaskać. 
Położył mnie na swoim łóżku. 
- Draco ... 
- o co chodzi ? leżał obok mnie, na kołdrze, tuląc mnie do swojego boku. 
- kocham cię. 
Aryjczyk wtulił mnie do siebie bardziej. - ja ciebie też. 
- ślub po Bitwie ?
- tak. - pogłaskał mnie po łopatkach. - jak wygramy wszystko to zrobimy takie wesele, że nikt go nie zapomni. 
- ale pomówmy o tym po Bitwie, po wszystkim. Okej ? Teraz jest za dużo niewiadomych. 
- jak sobie życzysz. Księżniczko. rzucił sarkastycznie.
- Książę, bo sobie pójdę. 
- leżysz na mnie. Wiemy, że nie pójdziesz. 
- może tak, może nie. 
- Igni ... bo cię zrzucę. 
- no okej. Zamykam się. - położyłam grzecznie na nim głowę. - ale i tak jesteś wredny. 
- ja ? - udał zdziwienie. - a ty niby nie ? 
- ja nawet bardziej, ale ty jesteś dla mnie wredny. Grozisz, że mnie stąd wyrzucisz. 
Westchnął, spojrzał na mnie i na drzwi. - wyglądam jakbym chciał cię zrzucić ? 
- nie. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego ciasno. Wdrapałam się na jego brzuch. - mogę ? 
- jak musisz ... - pacnęłam go w nos. - zostań. Nie wyganiam. 
- Draacoo ...
- nie idziesz spać. 
- ale mogę chyba pogłaskać mojego narzeczonego ? - dłonie, wbrew fizyce nadal się nie połamały i krążyły sobie grzecznie po koszuli Aryjczyka. - co ? 
- możesz. Draco zaczął głaskać moje plecy. 

Wariatkowo by się przerwało gdyby nie ingerencja Snape'a. 
- och, widzę, że nie dzieje się nic złego. Jednak nie przynosicie wstydu rodzinom.
- wuju ... 
- twój ojciec życzył sobie, żeby ciebie pilnować. Zobligował mnie do tego zadania. 
- a co z Amycusem ? 
- nie radziłbym się do niego zbliżać. Ma traumę. 
- nie mam ku temu zamiaru. A teraz wuju ... Mógłbyś wyjść ? 
- obawiam się, że nie. McGonnagall chce z tobą rozmawiać. W sprawie twojej pomocy. Weasley'e poskarżyli się o kilka cierpkich słów i rzekomy "brak szacunku"  ale czy ktokolwiek w tej szkole oprócz Ślizgonów zna jeszcze znaczenie tego słowa ? 
Westchnęłam, podniosłam się niechętnie z Dracona. - do zobaczenia potem. pocałowałam go w policzek i wyszłam do gabinetu animagiczki. 

Kobieta wyraźnie na mnie czekała, przy jej biurku siedział Fred i George, nadąsani czekali chyba na pean przeprosinowy. Mylili się.
Usiadłam przed blatem i zaczęłam bębnić palcami. 
- o co chodzi ? 
- panno Potter. - zaczęła McGonnagall zaskoczona i jakby oburzona. - chyba wszyscy wiemu o co chodzi, po co się pani pyta. 
Odchrząknęłam i przewróciłam oczko pierścionka zaręczynowego. - aktualnie panno Riddle-Malfoy pani profesor. poprawiłam ją. 
McGonnagall zachłysnęła się powietrzem. - dobrze, a więc panno Riddle-Malfoy, wiemy o co chodzi. 
- ja nie do końca. 
- to znaczy ? 
- o organizację szkoły i uczniów. Do diaska zresztą po to tu jesteś ! Przestań zachowywać się jak diva Potter, bo pomimo twoich not obleję cię. 
- dam sobie radę pani profesor. - odbiłam spokojnie. - o organizowanie ich się nie prosiłam. Szczególnie, że z moich wysiłków oni robią mi uwagi. Nie mam zamiaru robić tego co chce Harry przez całe życie, szczególnie, że nie mam obowiązku tu być. 
- skończ Potter pleść te głupoty. Pytam wprost. Jesteś z Nim czy z nami ?! - patrzyłam jej w oczy. Zabrała mnie za kołnierz do góry. - odpowiadaj do cholery ! Malfoy cię przerzucił !? Snape !? Odpowiadaj do cholery ! - miała prawie wymierzyć mi policzek, ale spasowała w sekundę przed ostatecznym spięciem ręki. - idź stąd. 
- dobrej nocy pani profesor. rzuciłam chłodno, poprawiłam szaty i wyszłam. 

Draco stał przy drzwiach. - prawie wymierzyłaby ci policzek. A ty nie reagujesz ? 
- to psychiatryk nie szkoła. - prychnęłam. - idę spać. Zamawiam twoją koszulę. 
- nie prościej wejść mi do łóżka ? Jakkolwiek to brzmi. 
- niby tak, ale wuj już o niej wie i się wkurwi. - z gabinetu doszedł nas plask policzka i wyszedł stamtąd Snape obciągający mankiety szat. - a ja mam dosyć. - spojrzałam na wuja. Skinęłam głową. - dobranox wuju. 
- dobrej nocy Ignis. Przepraszam. 
- nic się nie stało. - zapewniłam i Draco też pochylił czoło przed Severusem, który krokiem pantery poszedł i zniknął. -witamy w psychiatryku. wymamrotałam cicho. 
- przeżyjemy. - Aryjczyk pogłaskał mnie po gardle, ale na horyzoncie pojawił się Kaze. - witamy w psychiatryku. 

Zaśmiałam się i przytuliłam Dracona. 
Nie cieszyła go obecność Kaze, ale mnie tak. 

Tak, jak oni są na kursie kolizyjnym to będzie tu psychiatryk. 
Na pewno, to tak pewne jak śmierć i podatki. 
A ja jak zawsze mam ofertę ALL INCLUSIVE i miejsce w pierwszym rzędzie do ich utarczek słownych. 
Taaa ... Witamy w psychiatryku.

***
PS rozdział jest krótki, bo miał być krótki i nie wnoszący nic za bardzo do fabuły. 
Jestem aktualnie na feriach z utrudnionym dostępem do Internetu, a więc i do bloga, a to skutkuje krótkimi notkami. Kolejny rozdział też będzie "laniem wody" ale też planuję zrobić go krótko. 
Nie mam za wiele wolnego czasu na tych feriach, mam nadzieję, że Wy macie go więcej. 
Do następnego rozdziału !
Pozdrowienia od panienki Riddle









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz