niedziela, 11 stycznia 2015

Rok VII Rozdział XXII Pechowa Kąpiel ...

Dwa ostatnie tygodnie lutego były dosyć ciche. Ale grunt, że spokojne.
Draco trzymał mnie blisko siebie, jednak uważał na węża. Na szczęście tresowana, pozbawiona jadu mamba od Kaze szybko dała o sobie zapomnieć i zaprzyjaźniła się z bazyliszkiem. 

Szłam korytarzem nie widząc początku marca, który zbliżał się do nas wielkimi krokami. 
Byłam sama. Bez Kaze, bez Draco. Sama ze sobą. 

Usiadłam na Trzecim Piętrze, obok posągu ojca. 
Westchnęłam i zaczęłam myśleć. 
Zanim zdążyłam mrugnąć wyczułam braci Weasley.
Podniosłam się ciężko i otrzepując spodnie odgoniłam od siebie wizje Dracona idącego po mnie z dormitorium. 

Bliźniacy spojrzeli na mnie. - no kogo tu przywiało ? Co Malfoy nie chce świadków, że umówił się z tobą tutaj ? Czy skąpi na podróż do domu ? 
- pieprzcie się. - odpowiedziałam im machinalnie. - mam z wami coś potem do omówienia. 
- o co chodzi ? 
Wyczułam Dracona. - potem. Dzisiaj o północy w waszym dormitorium. Nie zaśnijcie. - ostrzegłam i poszłam do Draco. Czekał tylko na to, objął mnie i zabrał do gabinetu Slytherina. - co jest ? 
- mam ochotę powspominać. 
- to do ciebie niepodobne. - usiadłam na fotelu. - ale dobrze. Powspominajmy. 

- bunt, limit, nasze wyrywkowe spotkania ...  westchnęłam
 - to bardzo dobre czasy. Tylko trochę puste.    odpowiedziałam mu.
- o, mnie się czepiasz za to, że było pusto. 
- wina jest nasza po połowie. Ale ja robiłam wszystko, żeby się szkodnika pozbyć. 
- ja chciałem spokoju i wygranego Pucharu. 

- nie kłóćmy się. - przytuliłam go. - nie chcę się kłócić. Nie teraz. 
Draco pozwolił rozmasować sobie odrobinę ramiona, pozbawić się krawata i  dał mi wprosić się na jego kolana. Siedział za biurkiem. - no dobrze, ale Ignis obiecaj mi coś. - spojrzał mi w oczy. - nie będziesz u nich tyle ile dwa lata temu. 
- dla ciebie mogę im jedynie wysyłać listy. - przytuliłam się do niego. Chciałam się po prostu tulić.  Do okna w wychodzącego na Las i jeziorko zapukał Kaze. Draco jednak pogłaskał mnie po lędźwiach co poskutkowało moim jeszcze większym zbliżeniem się do niego. - mrr no już. - Kaze nadal wisiał w nam za oknem. - Draci ... 
Aryjczyk wyrzucił go Wodą na brzeg jeziorka.- już nam nie przeszkodzi. - pogłaskał mnie po ramionach. - mam ci coś do powiedzenia. 
- o co chodzi ? spytałam lekko zaskoczona. Rzadko mnie informował o czymś po fakcie. 
- nie bój się, nic złego. Jesteśmy sami, drzwi zamknięte i wyciszone. 
- do czego zmierzasz ?
- kąpiel.
Uśmiechnęłam się. - opowiesz coś więcej czy mam się domyślać ?
- zależy.
Wywróciłam oczami, przytuliłam się do niego. - opowiedz. Nie daj się prosić. - położył dłonie grzecznie na biodrach. - Draco ...
- piana, pływające wiązki róż, szampan, lód. - już czułam na sobie ciepło wody mieszające się na skórze z drastycznym zimnem lodu. - użyj wyobraźni i dopowiedz sobie resztę.
- atłasowy szlafrok. - pogłaskałam go pod brodą. - cienki. Specjalnie dla ciebie. Żebyś musiał uważać, żeby go nie podrzeć.
- rozumiem, że mam przyjść jak ...
- arystokrata.  Władczy arystokrata.  Koszula, może futro na kołnierzu płaszcza, no i resztę oprawy. Po kąpieli liczę, że położysz mnie na futrze na łóżku, żebym ci się nie przeziębiła.
- nie dam ci się rozchorować. - zapewnił i zaczynał powoli ściągać ze mnie koszulę.  Jednak Kaze zapukał do drzwi dosyć energicznie, ba mało tego, otworzył je delikatnie i przez nie wszedł. Chrząknął. Draco zrezygnował z większego świntuszenia i odwrócił fotel do niego twarzą.  Zmienił też moje ułożenie na swoich kolanach. Siedziałam teraz nie plecami, a też en face do drzwi.  - Ignis ... to twój kolega.
- a teraz wszystko zwal na mnie.
- odezwała się Sasha Grey.    - usłyszałam mamrotaną uwagę. Nie wnikam.  - no gołąbeczki, cisza nocna.   Snape kazał sprowadzić was na ziemię gdziekolwiek byście nie byli.
- a znalazłeś nas tu bo ?
- perfumy Ignis. - Draco zrobił się zdenerwowany. - spokojnie. Uprzedzam, że nie miałbyś ze mną w walce szans.
- to się jeszcze okaże.   wymamrotał złowrogo Ślizgon i zabrał mnie z gabinetu za nadgarstek.

Na dole czekał na nas Severus. - dobry wieczór wuju. 
- dobry ? Wszyscy nauczyciele zachodzą w głowę gdzie was zabrało. - ofuknął nas. - na szczęście twój przyjaciel sam zaoferował zabranie was do zamku. - pluł lekkim jadem. - Ignis w twojej sytuacji radziłbym spędzać wolne w dormitoriach.
- ale byłam w gabinecie dziadka. To chyba nie przestępstwo ? 
Snape zgromił mnie wzrokiem. - zrobiłaś za dużo afer w ostatnich latach.
- nie potrzeba chyba stawiać całego grona pedagogicznego na nogi.
- jest po ciszy nocnej. Powinienem wam ściąć punkty. - złapał się za podstawę nosa. - idźcie do dormitorium. Minus dziesięć punktów.  rzucił nam zamiast "dobranoc" i poszedł.

Usiadłam na kanapie w pokoju wspólnym. Oczywiście, zaraz obok był Draco, ale w roli przyzwoitki siedział przy nas i Kaze.
A chciałabym dowiedzieć się więcej o kąpieli. Choćby kiedy miałaby mieć miejsce.

Japończyk jednak towarzyszył nam przez cały wieczór.  Dopiero jak poszłam na górę i się ogarnęłam, a Kaze stwierdził, że skoro idę spać, to nie ma problemu to odpuścił.
Ale kolejna niespodziewanka, Draco chcąc wkraść się do mnie do łóżka, został odprowadzony przez Azjatę do drzwi.
Spasował, nie chciał spierdolić Hogwartu zanim miało to nastąpić samoistnie.
Kaze natomiast wprosił się pod moją kołdrę.
- coś się stało ? spytałam lekko rozbawiona.
- dobranoc neko.  przytulił mnie do siebie.
- dobranoc.   wymamrotałam dla żartu zgryźliwie, ale wtuliłam się w niego dosyć chętnie.    Zasnęłam.

Rano jego nie było, leżałam natomiast na Draconie.  Zaskoczyło mnie to, nie powiem, że nie.  Ale było miłe.
Rozejrzałam się. Spałam w jego pokoju, który dzielił z chłopakami.
- kochanie ... - pocałowałam śpiącego Aryjczyka w policzek. - wstawaj.
- pięć minut.  wymamrotał nieprzytomny i nakrył nas bardziej kołdrą.
- nie. - uparłam się, żeby wyrwać go z łóżka. - wstawaj.
- idź sobie.
- mhmm ... a to ciekawe, wiesz ? najpierw mnie tu zabierasz a teraz mnie wyganiasz ?
- Ignis .. - ziewnął. - daj mi spać.
- mogę iść do Kaze.
obudził się błyskawicznie. - nie pójdziesz. - przewrócił mnie pod siebie. - nie pójdziesz. Obiecałaś.
- zmuś mnie.
- Ignis ... - uśmiechnął się nieznacznie.  Widział, że ułożyłam się bardziej płasko, żeby się poprzytulać. - no chodź do mnie. - usiadł, zabrał mnie na kolana. - nie przekonuje cię to ?
Pogłaskałam go po brzuchu. - powiedzmy, że jestem przekonana. - pocałowałam jego ramię. - a co ?
- śniadanie nam ucieknie.
- przeżyjesz. - odpowiedziałam krótko. Ziewnęłam. - kurde, sama bym pospała. Ale musimy iść na lekcje.
- nie musimy. - pogłaskał mnie po plecach. - nadal boli ?
- nie. Zrosło się całkiem ładnie. - Blaise spojrzał na nas. Był na wyraźnym kacu, ale nie chciał nam odpuszczać. - Draco ...

- możecie się przymknąć ?   spytał opryskliwie.
- a nie możesz stąd po prostu iść ? zasugerowałam mu nie odrywając wzroku od Draco.
- nie ? to ty tu jesteś intruzem.
- coś sugerujesz ? - obróciłam ku niemu głowę, ale Aryjczyk złagodził mój bojowy nastrój głaskaniem po łopatkach. - co Zabini ?
- ja tu mieszkam. Ty się wpierdoliłaś.
- nie denerwuj jej od rana. - ostrzegł Draco. - nie polecam.
- a co ?
- zabiłam Aleksandra, jeśli to do ciebie nie dotarło. - wkurwił się. - możesz skończyć tak samo.
- Ala ? Zabiłaś Ala ?
- yhym. Na samym początku roku. Myślałam, że słyszałeś jak krzyczał z bólu. - rozkoszowałam się wspomnieniem. Blaise podniósł się z łóżka.  Był wkurwiony.  Ale pod jego gardłem znalazło się ostrze katany.  - Kaze ... - spojrzałam na chowającego się w cieniu Japończyka. - dałabym sobie radę, dziękuję.
- w to nie wątpię, ale unikam przelewu krwi.
- co ? chcesz mnie tym drasnąć ? żartujesz sobie, prawda ?
- czyste srebro. - docisnął ostrze.  Blaise zaczął krzyczeć z bólu. - i kilka kwasów na wampiry. Na wszelki wypadek.
- Kaze ...
- na ciebie i na twojego kolegę nie działają. Aktywują się tylko przy pełnym jadzie. Dla śmiertelników nie mają znaczenia.
- ale ona zabiła mojego ...
- byłego Blaise. Przejrzyj na oczy. Rzucił cię rok temu.
- nie rzuciłby mnie gdybym wtedy cię udusił.
Westchnęłam. Podniosłam się z kolan Draco. - może powinieneś. - zerwałam mu z szyi medalion. - wypierdalaj z tego pokoju.
- Ignis nie klnij. - skarcił mnie Kaze. Jednak nadal nie opuszczał miecza z gardła wampira. - a twój znajomy niech stąd lepiej idzie. - wypchnął go za drzwi Powietrzem. - co ci odpierdoliło ?  spojrzał na mnie z wyrzutem.
- mnie ?
- wkurwianie wampirów to słaby pomysł na kawę. - wyrzucił. - twoja Siostra chciała, żebym cię pilnował. Ale nie mogę mieć dnia spokoju jak widać.
- och proszę cię. Nie tknąłby mnie. - pokazałam mu pochowaną wszędzie broń. - prędzej leżałby na parkiecie i krwawił. Ale to słodkie, że tak się o mnie troszczysz. - uśmiechnęłam się do niego. - a bądź tak miły i ...
- nie zostawię waszej dwójki bez nadzoru. - rzucił tonem wuja. - bo jeszcze doczekam się bycia chrzestnym.
Zaśmiałam się. - Kaze ... nie wiem czy się śmiać czy płakać.
- spróbuj wszystko na raz.
zakryłam dłonią oczy i przejechałam nią w dół.  Śmiałam się. - przepraszam, ale to nie na moją głowę rano.
- mija wam śniadanie. - rzucił na odchodnym. Ale cofnął się. - neko ! - spojrzałam na niego. - przeżyjesz.   powiedział z uśmiechem złośliwca i poszedł na dół.

Draco zrzucił mnie ze swojego łóżka. Albo raczej sam wstał, a że zaczynał je ścielić to z niego zeszłam.         Aryjczyk ubrał się błyskawicznie, a ja grzecznie poszłam do siebie i też się odświeżyłam i ogarnęłam na rano.
Na śniadaniu dostałam zieloną herbatę od Kaze, no i mięso.  Draco objął mnie szczelnie.

Byłam na kilku lekcjach, ale tak czy siak siedziałam nad papierami w biurze Salazara. Ot, dla zabicia czasu i żeby Kaze nam się nie wtryniał w dzień.
Jednak Japończyk pomagał mi w porządkowaniu ksiąg, dawał herbatę, próbował mnie wyciągać do świata zewnętrznego z ciemnego pomieszczenia oświetlonego jedynie kilkoma ognikami. Chciałam mieć ciemnicę, żeby móc się skupić.
Ten raz nie chciałam widzieć świata za oknem.
Puściłam sobie jakąś muzykę, a Japończyk się ulotnił. Chyba stwierdził, że mam wystarczająco melancholijny humor, że nie będę próbowała czegokolwiek trenować na Draco.

Cóż, Azjata miał rację w jednym, że ja nie będę próbować wychodzić do świata. To świat w osobie Draco wszedł do gabinetu i zamknął drzwi na cztery spusty.
- Igni ...
- rozumiem, że chcesz mnie stąd zabrać.
- nie do końca. - usadził mnie na swoich kolanach. - co z kąpielą ?
Westchnęłam. W sumie ... to był kuszący pomysł, łatwy do realizacji. A na pewno byłoby rozkosznie, jak ostatnio.    - kiedy chciałbyś poczuć się przywitany, co ?
Draco wyczuł, że wygrał tą noc. Uśmiechnął się, zaczął dłońmi wkradać się pod koszulę. - za trzy dni ?
- hmm ...  ale opowiesz mi dzień przed więcej, prawda ?
- może.
- no nie daj się prosić. - poruszyłam się w objęciach. - opowiedz mi bajkę.
- nie powiem, bo popsuje ci marzenia.
- Draacoo ... - zaczęłam ściągać z niego koszulę. - nie bądź taki.
- potem. - pogłaskał mnie po bokach brzucha. - w nocy. Wpadnę do Pokoju Życzeń.
- nie radziłabym ci tam iść.
- nie dam ci już dzisiaj się pobawić.
- phi, bawi się dziecko. Ja chciałabym cię porozpieszczać.
- na pieszczoty zabieram cię za trzy dni. - poprawił się. - nie dzisiaj.
- och no dobrze. Ale mogę chcieć kilku skór na łóżku ? Żeby było miękko.
- wiesz, że włosie lekko łaskocze ... - uśmiechnęłam się. - jeszcze ci mało łaskotek ?
- a - odrzuciłam jego różdżkę na drugi koniec pokoju. - nie ma magii. Ta Rictumsempra była bez zgody.
- ale było ci dobrze. Skomliłaś. - zaczął mnie głaskać po plecach. Koszula niestety, robiła papa. - nie było może najczystsze zagranie, ale chyba mi wybaczysz ?
- na tą noc nie zabierasz różdżki w ogóle. Zostaje u Kaze.
- nie dam mu jej.
- no to zostaw w pokoju, gdzieś gdzie nikt jej nie znajdzie. - pogłaskałam go po policzku. - nie chcę jej widzieć. Nie w kąpieli.
- dobrze, już dobrze. Nie będzie magii. Chyba, że zgaszenie świateł.
- zobaczymy.  - odpowiedziałam.  Jednak znowu, choćby i pocałowanie się, zostało nam uniemożliwione przez Kaze.  - no i znowu trafił to szlaczek.
- no Ignis, widzę, że nie musisz nawet nic robić, żeby twój kolega się do ciebie przykleił.
- co ty tu robisz ? warknął Draco.
- Kaze, proszę cię.
- ale co ja robię ?  spytał niewinnym tonem.
- po prostu ... nie przerywaj nam.
- zalecenia twojej Siostry. Chociaż widzę, że doszłoby tylko do rozbieranego pocałunku.
Draco przygładził materiał mojej koszuli, przy okazji zrobił to ze swoją odzieżą. - nie twój interes.   wmieszał się Aryjczyk.
- mój. Mori chce spokoju.
- twoja Siostra zrobiła się bardziej ciekawa co u ciebie. zwrócił się do mnie Draco.
- to przez Bitwę. Waży losy każdego ucznia. A dla mnie szykuje potem wykonywanie ewentualnych pominiętych wyroków.  odpowiedziałam mu.
- radzę się zbierać, bo Snape się zdenerwuje. Znowu.

Westchnęłam, ale szybko deportowałam się do pokoju wspólnego.
Trzeba by iść na zakupy do Bitwy.   Ale wolałam to załatwić sama. Bez pomocy będzie szybciej.

Rano poinformowałam wuja, że spokojnie idę do Londynu po słodycze. Zgodził się niechętnie, puścił mnie na przepustkę poza Hogsmade.
Oczywiście chciał mnie eskortować i wysłać ze mną kilku Śmierciożerców, ale kiedy wytłumaczyłam mu, że nic mi się nie stanie, a mam wystarczająco broni by się obronić, stwierdził, że skoro muszę to niech jadę do Londynu.

Wsiadłam już przy Camden na motor, odpaliłam silnik i pojechałam do Pokątnej. Od mugolskiej strony, wjechałam bardziej do Nokturnu a z niego na Harley'u na ulicę pełną czarodziei. Moje pojawienie się wywołało sensację, ale trudno.   Złapałam kilku drobniejszych handlarzy, poszli za mną do Nokturnu.
Tam pokazałam im swoje prawdziwe oblicze, ale uciekli.
Nie to nie, idę do mugoli.

Znalazłam się z powrotem na Camden.   Podeszłam do ludzi wieczorem, znalazłam odpowiedni towar.
Drobna broń palna, amunicja, oczywiście tona noży dłuższych i krótszych no i mogłam wracać powoli do Hogwartu.
Deportowałam się po uregulowaniu rachunku i oddałam broń do bliźniaków.
Pojawiłam się u Snape'a, zameldowałam się i powiedziałam, że nic nie nabroiłam.
Wuj oczywiście sprawdził to na wszelki wypadek, ale nie było nigdzie zniszczeń na Pokątnej i w Londynie, więc oddelegował mnie z zakazem wychodzenia z zamku bez informowania.

Poszłam wyjątkowo do Gryffindoru.
Oczywiście Gruba Dama mnie wpuściła bez hasła, ale w dormitorium nie było na mnie za dobrej reakcji.
- co ? wyrzucili cię ?
- mam wam pomóc w organizacji. Najpierw ogarnę was, a wy resztę.
- a co ? Malfoy nie chce żebyś ogarniała całą szkołę ?
- nie twój interes Seamus. - odgoniłam go. - ja mogę was zostawić z kwitkiem, broń zabrać i tak to się skończy. A Bitwa się zacznie i będziecie mieli problem.
- no dobra. - wmieszał się Fred - a co z bronią ? 
jak na komendę rzuciłam im na podłogę to co zdobyłam. Było tego trochę. - załatwiona. Każdy z Hogwartu ma przydział na dwa sztylety, jeden krótki miecz i jeden dłuższy. Różdżki i zaklęcia we własnym zakresie. Mam nadzieję, że pamiętacie jak się tym posługiwać. 
- Ignis ! - George spojrzał na mnie. - a co z treningami ? 
- ustalcie dogodny dzień i godzinę. Ja postaram się dopasować. 
Po tym zdaniu wyszłam z ich dormitorium. 

Jutro rano planowałam obchód. 
Dzień kąpieli, ale ona dopiero wieczorem, czy późnym popołudniem. 

Na razie był wieczór. A ja chciałam spać. 
Draco widział moją niechęć do opowiadania fantazji, tak więc wszystko wyjdzie w tak zwanym praniu. 

Położyłam się u siebie, ale w moim łóżku urzędował Kaze. 
Japończyk mnie do siebie przygarnął i przytulił a ja znowu popłynęłam do Morfeusza. 

Obudziłam się przed słońcem i wyszłam z ramion Kaze. A było tak milutko i ciepło. 
Ale Las potrzebował kontrolii. 

Ubrałam się ciepło, chociaż najchętniej wyszłabym po prostu opatulona w kołdrę, no i wyszłam z zamku.

Na korze drzew widziałam odciski dłoni. Krwią znaczone. 

Był śnieg. Szłam po śladach. Widziałam ciało częściowo przykryte śniegiem. Ale żyło. Ledwo, ledwo ale jeszcze była iskierka życia.
Rozpoznałam perfumy z trudem.  K .. Kastiel ?
- braciszku. - odkopałam go ze śniegu. zaczęłam go powoli ogrzewać.  Widziałam masę ran.  Ramiona i nogi. Bestia cięła po żyłach.  - chodź. - uniosłam go i zabrałam do Pokoju Życzeń. Na łóżku pojawiły się ciepłe futra na kołdrze.  - trzeba przemyć rany. - delikatnie mu je oczyściłam. Nie miał żadnego urazu głowy, inaczej byłoby to widoczne na śniegu. Wpuszczając letnią wodę do jego ran miałam ogląd na jego ciało od środka. Wszystko w porządku z kośćmi ważniejszymi. Dwa obojczyki złamane, ale reszta cacy.  - no chodź. - wpuściłam mu do ran własną krew. On ją znał, nie powinien jej odrzucić. Na szczęście Kastiel zaczął powoli i ciężko oddychać. Ciężko otworzył oczy, ale szybko krzyknął z bólu kiedy nastawiłam mu obojczyki. - żyjesz braciszku. - uśmiechałam się, obandażowałam go odpowiednio, zaczęłam zabliźniać rany.  Kastiel znowu zamknął oczy.  Położyłam go na łóżku, pod skórami. Ale chciał mnie mieć obok. Wyciągał zbolałe ramię z grymasem bólu w moją stronę kiedy sobie poszłam.  Zgodnie z jego życzeniem położyłam się blisko i oparłam o niego delikatnie głowę.  - dobranoc.  pocałowałam go w czoło.

Sama chyba też zasnęłam.

* Draco * 

Był już wieczór. Miałem wejść do Pokoju Życzeń, otworzyłem drzwi. Wszystko pięknie przygotowane, ale gdzie Ignis ?
Usłyszałem stęk bólu z wanny.  Igni przyszła z jakąś miską i zaczęła to coś, lub tego kogoś,  karmić.  Na razie tego gościa zasłaniała.  
- szz ... pomoże. - pogłaskała to coś. - wiem, ohyda, ale zrób to dla mnie.
- malutka ... - usłyszałem głos Kastiela. - dzięki.
- po co tu przyszedłeś ?
- żeby cię zobaczyć. Chciałem wejść wieczorem, ale miałem wrażenie, że jesteś w Lesie, więc się cofnąłem.  Wtedy coś mnie zaatakowało na błoniach no i wszedłem wgłąb no i ...
- szz - przytuliła się. Ale Kastiel zabrał ją do wanny. Nie oponowała.  - grunt, że masz silny organizm i w miarę jeszcze żyjesz. uśmiechała się do niego. 

- Ignis ...     teraz spojrzała na mnie. W bluzce na ramiączkach i krótkich spodniach. 
- cześć kochanie ... podniosła się.
Widziałem czerwoną wodę. Krew opadła na dno.  - widzę, że przeszkadzam. Miałem wrażenie, że ta kąpiel miała być dla mnie.
- Draco ... kiedy indziej.
- obiecałaś.
- nie dzisiaj. - Kastiel wstał, miał na sobie masę bandaży i na szczęście był tylko półnagi. To znaczyło, że Ignis albo już dawno temu się z nim przespała, albo jeszcze nie.  Czerwonowłosy z powrotem usiadł.  - daj mi go wyleczyć.
- czyli mam zezwolić na to, żebyś przez kilka nocy mnie z nim zdradzała ?

- Ignis ... - Kastiel wyraźnie nie wiedział o tym, że ona już z kimś miała przyjemność się kochać. - o co chodzi ? czy dobrze rozumiem, że wy ...
Odetchnęła.  - tak. Jestem z nim zaręczona. - nadal ją to cieszyło. - kochanie - zabrała mnie do wanny i pogłaskała mnie po policzku. - nie mam zamiaru pójść w tango z Kastielem. To mój brat. - postrofowała mnie.  - wiesz o tym.  Wejdź do wody, bo ostygnie.
- tylko z tobą.
Westchnęła. - słońce ... nie teraz.
- teraz.

- Ignis ...
- Kastiel ...  - usiadła przy nim. Ja tuż obok niej.  Nie miałem zamiaru dać im się zbliżyć. Zacząłem całować Ignis po ramieniu. - Draco ...
- to, że umie się tak całować to moja zasługa. Byłem przy niej pierwszy. 
- ale ona jest moją narzeczoną.  warknąłem.
- chłopcy. - skarciła nas. Kastiel pocałował ją w policzek. - a to za co ?
- widzę, że wam przeszkadzam.  rzucił metal i wyszedł. Położył się pod futrami.
- nie musisz. To duży zbiornik. - zapewniła. On z ochotą wrócił do wody, która widocznie zabierała mu cierpień.  - pozwolisz, że zanurkuję.  - zabrał wyraźnie nogi z dna, a Igni zanurzyła się błyskawicznie pod powierzchnią. Popłynąłem za nią.  W dnie pojawiła się klapa.  Igni ją otworzyła, kiwaniem dłoni i mnie tam zaprosiła.   Wpłynąłem z nią do sadzawki, czy brodzika w jakimś dalszym pokoju. - to pokój po mojej matce. - wskazała posąg. Rzeczywiście, jej matka, wtulona w jej ojca. Rzeźba z lodu. - była pałkarką Slytherinu. 
- jak to ? 
- och, o tym się nie mówi. Dręczyła młodszych, trochę do spółki z tatą. Wywalili ją ze szkoły, bo przesadziła. Ale pokój został, no bo jak to w życiu jest, nie da się wymazać ukochanej osoby z pamięci. No i ojciec ją tu zabierał i się spotykali. - wskazała na lustro. Tafla była chyba z Wody. Widziałem tam Kastiela który sięgnął po odrobinę wina.  - no i wymazali ją z historii. A mogli obserwować Pokój, żeby wiedzieć kiedy ukryć drzwi. 
- Ignis ... - pocałowała mnie.  - może jednak ... 
- nie. Straciłam wszelką ochotę na pieszczoty kiedy zobaczyłam go w Lesie. Muszę potem znaleźć bestię, która to zrobiła ... 
- potem. - rozmasowałem jej ramiona, pocałowałem jej obojczyki. - masz tutaj truskawki w czekoladzie ? - wskazała dłonią na stolik. Stary i wysłużony, ale pojawiły się i truskawki na srebrnej tacy. - jak ? 
- to jak Komnata, a propos Komnaty, to możliwe, że to jedna z jej odnóg. Zmienia się na życzenie dziedzica, ale i osoby, która z nim jest w tym pokoju. Dlatego ty dostałeś truskawki.  - podałem jej pod usta owoc. Ugryzła go, resztę zostawiła mnie. - ale ... wiesz, nie wiem, czy dobrze zrobię zbrojąc i ucząc Gryffonów w posługiwaniu się bronią ...
- to tego nie rób. - objąłem ją w talii.  Była moja, a Kastiel nie miał u niej szans. Wolałem się o tym upewnić. - co ci po nich ? wyklną i nic nie zyskają. A ty stracisz czas. 
- pewnie powiesz, że czas dla ciebie. - obróciła się do mnie twarzą. - dobrze, zrezygnuję z tego. Ale broń już mają.  - pogłaskała mnie po policzku. - jesteś kochany nawet jak robisz się zazdrosny. - wtuliła się we mnie.  - wracajmy. - mrugnąłem i siedziałem po jej prawej. Kastiel poszedł do łóżka. - to nasza tajemnica.  wymamrotała mi na ucho i je podgryzła.
* Ignis * 

 Dobrze, że to się ułożyło.
Aollicep pokazała mi urywkowo sposób dostania się do tego pokoju, jeśli akurat ma się wannę.
Nie wiedziałam, jak jej dziękować.
Jakbym została z Draco w Pokoju Życzeń byłoby gorzej.

Kastiel położył się spać.
- Draco ... - weszłam pod futra. - no chodź. - spojrzałam na niego słodko. - nie daj się prosić.
Wśliznął się do pościeli i przytulił się do moich pleców.  Kiedy Kastiel spał już na tyle mocno, że nie powinien się obudzić zabrałam Aryjczyka z powrotem do dormitorium.
Przez te trzy dni jednak, ja siedziałam w Pokoju Życzeń i zajmowałam się zdrowiem metala.
Ale jak przypuszczałam, po tych trzech dniach, wywarach i dużej ilości snu, jego silny organizm wyszedł na prostą. I tak potrzebował wakacji, ale mogłam go z czystym sumieniem deportować.
Jednak zabrał go Spade i miałam problem z głowy.

Na błoniach, gdzie jeszcze sekundę temu stał i mu machałam, zaatakowało mnie coś.
Szybko jednak ścięłam to coś nożami, było bardziej podobne do jeżowca, niż do swojej poprzedniej postaci. Odcięłam czaszkę i wróciłam do szkoły.
Miałam poszarpane, lekko zakrwawione ubrania, kilka szram, no i spierdoloną ochotę na zabawy. Ale czy to ważne ? Ubiłam kolejną rzadką, niebezpieczną no i cholernie upierdliwą bestię.

Draco widział mnie na drodze do dormitorium z oczyszczoną czaszką. Już szedł do Pokoju Życzeń, ubrany w futro.  Wyglądał zabójczo.
- czyli dzisiejsza kąpiel też nam wypada.
- och czepiasz się. Nie mamy szczęścia do terminów. - pocałowałam go krótko, odesłałam czaszkę i jego futro z powrotem do dormitorium. - po prostu termin naszej kąpieli jest pechowy.
- mam nadzieję, że po ślubie się uda.
- na pewno.  zapewniłam go z uśmiechem i zabrałam go za mankiet do dormitorium.

Taaa ...  Pechowe te nasze kąpiele, ale trudno. Pożyjemy zobaczymy.

Wtrynił się między nas uśmiechnięty w banana Kaze.  - no i co gołąbeczki ? i tym razem wam nie pykło ?
- to twoja sprawka ...  - rzuciłam się na niego z poduszką, ale cóż ... zaczął mnie łaskotać.           Draco siedział zapobiegawczo na fotelu i czekał na moment, w którym musiałby interweniować. Śmiał się.   - a tobie co tak wesoło ?   i blondyn też dostał puchem po głowie. Na co zabrał mnie za nogi na podłogę, a tam razem z Kaze,  dziwnie zgodnie,  obaj zaczęli mnie torturować łaskotkami.

Wszedł jednak do nas Snape.  - do cholery jasnej Malfoy złaź z niej ! - zaczął ich rozganiać.  Udało mu się. Widział jednak moje rozbawienie swoją miną. Wuj uznał, że niestety, ale on nic tu nie zdziała. - nie rozwalcie dormitorium.    ostrzegł i wyszedł.

A oni jak na komendę znowu zaczęli mnie gnębić.
- co ja wam zrobiłam !?
- żyjesz.   odpowiedzieli zgodnie.

Dzień kąpieli, to dzień pechowy.
Zdecydowanie tak było.  Po kwadransie mi odpuścili, Kaze mnie objął pojednawczo i pogłaskał po głowie jak kota,  a Draco pocałował mnie na zgodę.
- wylądowałam w psychiatryku.  skwitowałam cicho, ale obydwaj spojrzeli na mnie z politowaniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz