Dopóki byłam sama z Draco wszystko grało, jednak kiedy pojawiał się przy nas Kaze nie było żadnych szans na buziaka.
Do zamku wróciliśmy dość późno, Kaze krążył po pokoju wspólnym. Chyba zdenerwował się moją, bądź moją i Draco, nieobecnością.
A że Japończyk bardzo lubił nasze towarzystwo to pocałunek na korytarzu graniczył z cudem.
Dodatkowo nasz nowy przyjaciel uwielbiał nam to jeszcze bardziej utrudniać, do tego stopnia, że był w stanie robić nam uwagi co do biologi podczas tegoż jak i wielu innych sposobów okazywania uczuć.
Draco powoli miał tego dosyć, ja, choć sama w to nie wierzyłam, coraz bardziej się śmiałam. Co nie wpadało zbytnio w gusta mojego chłopaka.
Jednak Kaze cieszył się jak świnka w błocie, wychodziło na to, że spędzałam z nim coraz więcej czasu rezygnując z siedzenia w zamku.
Powoli miałam wrażenie, że odżywam, w końcu był dla mnie prawie tak bliski i przyjazny jak Kastiel. Ale i tak nic nie zastąpiłoby mi towarzystwa czerwonowłosego metala.
Cóż a Draco powoli miewał tego dosyć, w końcu poświęcałam czas komuś innemu. Ale w sumie czemu się dziwić, skoro z Kaze mogłam pogadać na każdy temat pod Słońcem otwarcie i na luzie.
Któregoś wieczoru jak wróciłam do zamku Aryjczyk się wściekł.
- co tak wcześnie ? spytał zaskoczony.
- przestań. - chciałam go przytulić ale nie chciał. - o co ci chodzi ?
- o co ? O to, że spędzasz czas z jakimś Azjatą a nie ze mną.
- po co ta afera ? - spojrzałam na niego zaskoczona. - możesz z nami wychodzić jeśli coś podejrzewasz, nie zabraniamy ci tego. - odesłałam kurtkę na górę - a z resztą - usiadłam na kanapie - tobie chodzi o to, że z nim przesiaduję, że niby sobie w nim szukam drugiego ciebie, prawda ?
milczenie było dla mnie potwierdzeniem.
- siedzisz z nim nie ze mną. To dość logiczne.
Westchnęłam. - Draco słońce - usiadłam mu na kolanach - nie jestem nim zauroczona. To dobry przyjaciel i tyle. - skorzystałam z okazji, że Kaze miał jeszcze sprawunki do załatwienia i stwierdziłam, że wrócę sama. - a ciebie mi nikt i nic nie zastąpi. - spojrzałam mu w oczy. - wiesz o tym. - oparłam ręce o jego ramiona. - jestem spragniona, może mi pomożesz ?
Ślizgon lekko i dość narcystycznie się uśmiechnął. W końcu prosiłam o pocałunek. - no dobrze. - wielki łaskawca, ale za to jak głaskał sobie moje plecy. - chodź.
Uradowana z możliwości zniknięcia w jego prywatnej sypialni we Dworze zaczęłam pocałunek.
No chodź wilczku, zabierz mnie do swojej kryjówki.
Draco nie dał się długo przepraszać. Bardzo szybko zabrał mnie do Komnaty Tajemnic, a tam już ułożył mnie na materacu i pozwolił sobie rozpiąć koszulę.
- mhmm Draco. - oblizałam usta. - choodź, nie daj się prosić.
- może dam się prosić, może nie. - dał mi do zrozumienia, że to on sobie wybierze kiedy ma mnie pocałować ponownie. - Ignis.
- no choodź. - pogładziłam go po karku. - póki nie mamy go na głowie możemy się wymknąć.
- a co byś powiedziała na coś bardziej wyszukanego niż klub ?
- restauracja z bankietem ? - spojrzałam na niego zaskoczona. Nie miałam zbyt dobrych wspomnień z ostatniego. - powiedz, że nie bankiet.
- nie. - pomachał mi biletami przed oczami. - wybrałem coś co powinno cię mile, mam nadzieję, zaskoczyć.
- co może być dla mnie zaskoczeniem - zaczęłam się zastanawiać. - co opera ? - Draco wyklął w myśli mój umysł. - zgadłam ?
- owszem. - pogładził mnie papierami po policzku, bo nadal nade mną wisiał. - "Upiór w operze".
- dzisiaj ? jęknęłam uświadamiając sobie, że nie posiadam kreacji, ostatnią trzeba było ciąć, a materiał przesączony krwią Śmierci jest jak czarna perła na czarnym rynku, dlatego wolałam odesłać suknię do dementorów.
- tak. - wskazał na szafę od siebie stojącą w Komnacie. - znajdziesz coś odpowiedniego, zadbałem o to. - cholera jedna. Wstałam i dostałam do ręki wieszak z odkupioną chyba suknią identyczną jak ta, którą miałam na sobie na bankiecie. - proszę, odebrałem dementorom, odnowiła ją moja mama.
- a co z - pomachał mi przed oczami również i kolią z czarnych pereł. - moja krew ? - pokiwał głową. - jak je założę to odsłonią prawdziwy wisiorek. - wyklęłam jego zdolności. - co tam jest, co ?
- może dam się prosić, może nie. - dał mi do zrozumienia, że to on sobie wybierze kiedy ma mnie pocałować ponownie. - Ignis.
- no choodź. - pogładziłam go po karku. - póki nie mamy go na głowie możemy się wymknąć.
- a co byś powiedziała na coś bardziej wyszukanego niż klub ?
- restauracja z bankietem ? - spojrzałam na niego zaskoczona. Nie miałam zbyt dobrych wspomnień z ostatniego. - powiedz, że nie bankiet.
- nie. - pomachał mi biletami przed oczami. - wybrałem coś co powinno cię mile, mam nadzieję, zaskoczyć.
- co może być dla mnie zaskoczeniem - zaczęłam się zastanawiać. - co opera ? - Draco wyklął w myśli mój umysł. - zgadłam ?
- owszem. - pogładził mnie papierami po policzku, bo nadal nade mną wisiał. - "Upiór w operze".
- dzisiaj ? jęknęłam uświadamiając sobie, że nie posiadam kreacji, ostatnią trzeba było ciąć, a materiał przesączony krwią Śmierci jest jak czarna perła na czarnym rynku, dlatego wolałam odesłać suknię do dementorów.
- tak. - wskazał na szafę od siebie stojącą w Komnacie. - znajdziesz coś odpowiedniego, zadbałem o to. - cholera jedna. Wstałam i dostałam do ręki wieszak z odkupioną chyba suknią identyczną jak ta, którą miałam na sobie na bankiecie. - proszę, odebrałem dementorom, odnowiła ją moja mama.
- a co z - pomachał mi przed oczami również i kolią z czarnych pereł. - moja krew ? - pokiwał głową. - jak je założę to odsłonią prawdziwy wisiorek. - wyklęłam jego zdolności. - co tam jest, co ?
- nic.
Taak, już ja znałam to jego "nic".
No trudno.
Ubrałam się w sukienkę, a Draco zapiął na mnie perły z mojej krwi. Od razu wchłonęła je skóra pokazując mi prosty wisiorek ze srebra a na nim kryształowe serce jaśniejsze na środku.
Nałożył na mnie jeszcze pelerynę z futrem i mogliśmy iść. Draco musiał tylko zmienić koszulę.
Zabrał mnie do opery.
Przedstawienie było genialne, rozkochał mnie w tej formie rozrywki. Choć nie miałam przyjemności wcześniej być w operze, to byłam tym wszystkim oczarowana. Aktorzy, gra, śpiew, muzyka.
Przedstawienie było genialne, rozkochał mnie w tej formie rozrywki. Choć nie miałam przyjemności wcześniej być w operze, to byłam tym wszystkim oczarowana. Aktorzy, gra, śpiew, muzyka.
Do zamku wróciliśmy dość późno, Kaze krążył po pokoju wspólnym. Chyba zdenerwował się moją, bądź moją i Draco, nieobecnością.
- co tak późno ? Musiałem powiedzieć Snape'owi, że polujecie.
- pfff karmiliśmy się sztuką. odpowiedziałam lekko.
- co w muzeum byliście ? - zmierzył mnie wzrokiem - chyba, że karmiliście się inną sztuką.
- byliśmy w operze. - prychnął Draco. - jak podobał ci się spektakl Igni ?
- jestem pod wrażeniem. Te światła, śpiew, atmosfera. - chwilowo wróciłam na miejsce w czerwonym, miękkim fotelu. - aktor grający główną rolę ...
- no fakt, niezły był. zgodził się ze mną Draco.
- nie wiedziałem, że jesteś bi.
- aktorsko Kaze. - ucięłam. - wiesz czasem jesteś zajebisty, ale czasem tak denerwujący, że mam ochotę cię wywalić do Zakazanego Lasu.
- ktoś musi cię denerwować. uśmiechnął się.
Skapitulowałam i po powiedzeniu mu "dobranox" poszłam na górę. Za mną był Draco.
- topór wojenny chyba odkopany. - wymamrotał cicho, bardziej chyba do siebie, niż do mnie. Pocałował mnie w policzek. - dobranoc.
odpowiedziałam mu tym samym gestem. - słodkich snów.
Aha, czyli mam na głowie dalszy ciąg ich przepychanek. Świetnie. Zapowiada się ciekawa reszta roku, a niedługo w końcu moje urodziny. Zostały do nich jakieś dwa tygodnie, pora zacząć przygotowania.
Nie mogłam zasnąć, poleciałam więc do Londynu. Trzecia nad ranem to idealna godzina na imprezę.
Miałam w głowie ideę na oficjalne zaręczyny, i choć nie mogłam tego jeszcze wykorzystać dobrze byłoby ogarnąć. Choć zaznajomić się technicznie z tym, czego potrzebowałam.
Zadzwoniłam do Raula.
- hej, to ja. - zaczęłam prosto. - słuchaj, mam pewien pomysł. Masz w swoim lokalu jakieś tancerki, nie ?
- mam, a co ? Chcesz do nich dołączyć, żeby zrobić mi w klubie jeszcze większą aferę ?
- nie. - prychnęłam. - masz czy nie ?
- mam, spokojnie.
- super. Gdzie trenują ?
- w podziemiach "Ukąszenia".
- poproszę o klucze.
- czyżbyś zmieniła orientację ?
- na za pół godziny klucze Raul. warknęłam i rozłączyłam się.
Po czasie pod "Ukąszeniem" właściciel podał mi pęczek kluczy, pouczył jak mam wejść do podziemi oraz co mogę tam znaleźć. Dziewczyny lubiły sobie popić a potem pobawić się między sobą. Ale co mi tam, miałam mniej lat widziałam kolegów gejów, którzy się całowali.
Na dole nie było dziewczyn, był dym, były głośniki, był sprzęt, ale nie dziewczyny. Na stole kartka "każda z nas ma klienta Raul, idziemy. Studio zamknięte na klucz. Wpadnij potem jak będziesz chciał"
Taaa ... odpaliłam sobie cicho muzykę, w sumie nie wiedziałam co mi się przyda. Chociaż ... "World On Fire". Tak, to jest moja piosenka. Wybrana do jednego z bardziej szczytnych celów, dla Draco.
Postanowiłam teraz ją przesłuchać, ewentualnie ułożyć układ.
Wyczułam odpowiednie dla siebie momenty, wyznaczyłam sobie odległości do przebycia. Wszystko cacy, tam gdzie był cienki metal, tam miałam zobrazowaną w głowie kolumienkę ozdobioną czymś co paradoksalnie przypominało winorośl a w niej węże.
Wiedziałam co zrobię, gdzie są akcenty, które mi się przydadzą. Wszystko zapowiadało się cacy, choć i tak pewnie pójdę na żywioł.
Wyszłam z podziemi, wszystko zostawiłam tak jak było, a ja wyszłam na miasto.
Telefon do Spade'a.
- hej, masz może wolny termin ?
- wsiadaj. - usłyszałam za sobą motor i widziałam na nim perkusistę. - no to co dziarasz ?
- wiesz, mam pomysł, ale to nie zwykły tatuaż.
- zamieniam się w słuch.
- myślałam o - pokazałam mu obraz, oraz ewentualną metodę wykonania. - co ty na to ?
- da się zrobić. - stwierdził. Po kwadransie jazdy, kiedy to Spade połamał wszelkie ograniczenia, byliśmy w jego studiu. - no, skoro na plecach to rozbieraj się młoda.
- jasne maestro. - zrzuciłam kurtkę i top. Usiadłam do niego plecami. - mógłbyś nie wyżywać się na nich ? Czeka mnie jeszcze wylinka.
- no problemo. - wyjęłam skrzydła na wierzch. Spade zręcznie spowodował wcześniejszą zmianę piór, choć teraz nic nie poczułam. Potem zabrał się za dziaranie. Ósemką wokół podstaw skrzydeł, tworzył bardzo powoli i boleśnie, ale też i pięknie, bo widziałam efekty, wplatał tam węża, czarną mambę, schowaną w krzakach czerwonych róż. Na jednym z płatków umieścił czerwone Insygnia, symbol tego, że trzeba moją Siostrę odciążyć i je znaleźć. Wąż był prawdziwy, Cień mamrotał przy muzyce stare jak świat inkantacje, pozwalające mu tam żyć i się chować, a mi przyjmować ciało tej bestyjki i wyjść gdzieś niezauważoną. Spade powoli kończył, a ja starałam się nie myśleć o bólu, myślałam o Draconie, o tym jak musi teraz słodko spać. - i gotowe.
- dzięki. - obróciłam z trudem głowę, dzieło na całych plecach spowodowało też obolałość karku. - mógłbyś mnie ubrać i odesłać do szkoły ?
- jasne młoda. - Spade lekko się roześmiał na dość zabawną sytuację w której się znalazł, oraz na to, że jednak ma mnie ubrać po tym jak mi coś zrobił. - proszę bardzo. Nie kładź się na plecach, wąż musi się zadomowić. Aha, powiedz koledze wilkowi, że nic nie miało miejsca.
- dobranoc, dzięki. - przytuliłam przyjaciela. - rzuć fajki.
- młoda !
- hmm ?
- to chyba nie jedyny twój pomysł na dziarę.
- nie ostatni. Ale co do reszty się zobaczy.
- mam nadzieję, że podołam twojej fantazji ozdabiania ciała.
- dobranoc Spade. pożegnałam się i zostałam deportowana.
Byłam padnięta, a to jeszcze nie koniec.
Mambie trochę zajmie zadomawianie się, oraz przywyknięcie do pobierania pokarmu poprzez gryzienie mnie i spijanie krwi.
Halloween za mną, a przede mną, urodziny, zebrania, zadania, wyjazd do braciszka. Ech, no żyć nie umierać. A potem jeszcze Bitwa do wygrania.
Ale ... to jeszcze daleko, daleko przede mną.
Ciąg dalszy przedstawienia nastąpi, proszę nie spać w trakcie jego przeżywania.
- topór wojenny chyba odkopany. - wymamrotał cicho, bardziej chyba do siebie, niż do mnie. Pocałował mnie w policzek. - dobranoc.
odpowiedziałam mu tym samym gestem. - słodkich snów.
Aha, czyli mam na głowie dalszy ciąg ich przepychanek. Świetnie. Zapowiada się ciekawa reszta roku, a niedługo w końcu moje urodziny. Zostały do nich jakieś dwa tygodnie, pora zacząć przygotowania.
Nie mogłam zasnąć, poleciałam więc do Londynu. Trzecia nad ranem to idealna godzina na imprezę.
Miałam w głowie ideę na oficjalne zaręczyny, i choć nie mogłam tego jeszcze wykorzystać dobrze byłoby ogarnąć. Choć zaznajomić się technicznie z tym, czego potrzebowałam.
Zadzwoniłam do Raula.
- hej, to ja. - zaczęłam prosto. - słuchaj, mam pewien pomysł. Masz w swoim lokalu jakieś tancerki, nie ?
- mam, a co ? Chcesz do nich dołączyć, żeby zrobić mi w klubie jeszcze większą aferę ?
- nie. - prychnęłam. - masz czy nie ?
- mam, spokojnie.
- super. Gdzie trenują ?
- w podziemiach "Ukąszenia".
- poproszę o klucze.
- czyżbyś zmieniła orientację ?
- na za pół godziny klucze Raul. warknęłam i rozłączyłam się.
Po czasie pod "Ukąszeniem" właściciel podał mi pęczek kluczy, pouczył jak mam wejść do podziemi oraz co mogę tam znaleźć. Dziewczyny lubiły sobie popić a potem pobawić się między sobą. Ale co mi tam, miałam mniej lat widziałam kolegów gejów, którzy się całowali.
Na dole nie było dziewczyn, był dym, były głośniki, był sprzęt, ale nie dziewczyny. Na stole kartka "każda z nas ma klienta Raul, idziemy. Studio zamknięte na klucz. Wpadnij potem jak będziesz chciał"
Taaa ... odpaliłam sobie cicho muzykę, w sumie nie wiedziałam co mi się przyda. Chociaż ... "World On Fire". Tak, to jest moja piosenka. Wybrana do jednego z bardziej szczytnych celów, dla Draco.
Postanowiłam teraz ją przesłuchać, ewentualnie ułożyć układ.
Wyczułam odpowiednie dla siebie momenty, wyznaczyłam sobie odległości do przebycia. Wszystko cacy, tam gdzie był cienki metal, tam miałam zobrazowaną w głowie kolumienkę ozdobioną czymś co paradoksalnie przypominało winorośl a w niej węże.
Wiedziałam co zrobię, gdzie są akcenty, które mi się przydadzą. Wszystko zapowiadało się cacy, choć i tak pewnie pójdę na żywioł.
Wyszłam z podziemi, wszystko zostawiłam tak jak było, a ja wyszłam na miasto.
Telefon do Spade'a.
- hej, masz może wolny termin ?
- wsiadaj. - usłyszałam za sobą motor i widziałam na nim perkusistę. - no to co dziarasz ?
- wiesz, mam pomysł, ale to nie zwykły tatuaż.
- zamieniam się w słuch.
- myślałam o - pokazałam mu obraz, oraz ewentualną metodę wykonania. - co ty na to ?
- da się zrobić. - stwierdził. Po kwadransie jazdy, kiedy to Spade połamał wszelkie ograniczenia, byliśmy w jego studiu. - no, skoro na plecach to rozbieraj się młoda.
- jasne maestro. - zrzuciłam kurtkę i top. Usiadłam do niego plecami. - mógłbyś nie wyżywać się na nich ? Czeka mnie jeszcze wylinka.
- no problemo. - wyjęłam skrzydła na wierzch. Spade zręcznie spowodował wcześniejszą zmianę piór, choć teraz nic nie poczułam. Potem zabrał się za dziaranie. Ósemką wokół podstaw skrzydeł, tworzył bardzo powoli i boleśnie, ale też i pięknie, bo widziałam efekty, wplatał tam węża, czarną mambę, schowaną w krzakach czerwonych róż. Na jednym z płatków umieścił czerwone Insygnia, symbol tego, że trzeba moją Siostrę odciążyć i je znaleźć. Wąż był prawdziwy, Cień mamrotał przy muzyce stare jak świat inkantacje, pozwalające mu tam żyć i się chować, a mi przyjmować ciało tej bestyjki i wyjść gdzieś niezauważoną. Spade powoli kończył, a ja starałam się nie myśleć o bólu, myślałam o Draconie, o tym jak musi teraz słodko spać. - i gotowe.
- dzięki. - obróciłam z trudem głowę, dzieło na całych plecach spowodowało też obolałość karku. - mógłbyś mnie ubrać i odesłać do szkoły ?
- jasne młoda. - Spade lekko się roześmiał na dość zabawną sytuację w której się znalazł, oraz na to, że jednak ma mnie ubrać po tym jak mi coś zrobił. - proszę bardzo. Nie kładź się na plecach, wąż musi się zadomowić. Aha, powiedz koledze wilkowi, że nic nie miało miejsca.
- dobranoc, dzięki. - przytuliłam przyjaciela. - rzuć fajki.
- młoda !
- hmm ?
- to chyba nie jedyny twój pomysł na dziarę.
- nie ostatni. Ale co do reszty się zobaczy.
- mam nadzieję, że podołam twojej fantazji ozdabiania ciała.
- dobranoc Spade. pożegnałam się i zostałam deportowana.
Byłam padnięta, a to jeszcze nie koniec.
Mambie trochę zajmie zadomawianie się, oraz przywyknięcie do pobierania pokarmu poprzez gryzienie mnie i spijanie krwi.
Halloween za mną, a przede mną, urodziny, zebrania, zadania, wyjazd do braciszka. Ech, no żyć nie umierać. A potem jeszcze Bitwa do wygrania.
Ale ... to jeszcze daleko, daleko przede mną.
Ciąg dalszy przedstawienia nastąpi, proszę nie spać w trakcie jego przeżywania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz