poniedziałek, 20 października 2014

Rok VII Rozdział X Dwóch Mistrzów !?

Obudziłam się rano już w szkole. No tak, zabrał mnie Draco. Ale jego już nie było pod kołdrą.

Wstałam, ogarnęłam się jakby nigdy nic i zeszłam na dół.

Widoczna na szafce czaszka Cosia, skaczący kominek, oraz tajemniczy kolega Japończyk siedzący na deskach przy herbacie.

- można się dosiąść ? - spytałam, lekko zdziwiona brakiem obecności Dracona na dole, ale nadal miękko. - chyba, że pozwolisz mi poznać swoje imię na początek.
- Kaze.
- Ignis. - wstał z miejsca, podając mi rękę ukłonił się lekko. Odpowiedziałam tak samo. Zwęszyłam coś dziwnego, pod osłoną całkiem dobrych, choć ciut za mocnych perfum. - Mistrz Żywiołu ?
- owszem. - pokazał mi węża z Powietrza. - byłem wychowankiem żony senseia Tsenga.
- miło poznać. - usiadłam obok niego na podłodze. - ale czy nie jest tak, ze Mistrzowie Żywiołów są pojedynczy ?
- nie, nie koniecznie. - odpowiedział. - widzisz, z nami jest tak, że większość żywiołów takich jak Woda czy Powietrze się powielają i jest nas więcej, jednak mówi się oficjalnie tylko o tych Mistrzach, którzy są najmocniejsi, żeby księgi nie były wypchane niepotrzebnymi nazwiskami.
- aha, to ciekawe Kaze, a mogę spytać czemu masz tak jasne włosy ? Myślałam, że w Japonii nie ma już blondynów.
- kolor to cena za kontrolę żywiołu. Moją specjalnością jest wiatr jako taki, więc po prostu można powiedzieć, że barwnik wywiało.
Zaśmiałam się krótko co mojemu rozmówcy się udzieliło. - no dobrze, więc może odpowiedz na jeszcze jedno pytanie. Mianowicie, dlaczego tu jesteś ?
- nawet u nas wiemy, że Bitwa tutaj wisi w powietrzu, jako uczeń żony senseia Tsenga zostałem przez niego wysłany tutaj by was wesprzeć. Albo raczej wesprzeć twoją sprawę.
- jestem ci za to wdzięczna, oraz oczywiście senseiowi Tsengowi za przysłanie tu ciebie. Liczę, że się dogadamy.

Na dół zszedł Draco, spojrzał na kolegę o tym samym kolorze włosów co on dość krytycznie i podszedł do mnie.
Na dzień dobry mnie przytulił co poskutkowało posłania mojego nosa "up to heaven" z powodu jego perfum.
- Ignis, może przestawisz mnie koledze ? nacisnął.
- Kaze, to jest Draco, mój chłopak. Draco, to jest Kaze, został tu przysłany z ręki senseia Tsenga, żeby mi pomóc na Bitwie.  - uścisnęli sobie chłodno dłonie. No tu będzie zabawnie. - skoro się znacie, to może pójdziemy na śniadanie ?  zasugerowałam im.

Napięcie, wręcz wyczuwalne, na chwilę znikło.
Draco objął mnie ciasno, otulił mnie nawet swoją marynarką, co tak częste nie było.
- o co chodzi ? - spytałam zatrzymując go wpół kroku. - marynarkę od ciebie dostałam sama nie pamiętam jak dawno temu, co jest ?
- nic. Pilnuję, żeby moja Księżniczka była jasno pokazana jako moja.
to tu jest pies pogrzebany. Typ urody, to go boli.
- słonko, zapewniam ci, jesteś jedynym Aryjczykiem, który mi się podoba. Poza tym, on ma ciemne oczy. Wolę patrzeć w błękit. - zaczęłam się bawić jego koszulą, mi wolno. - nie wierzysz mi ?
Wymamrotał coś pod nosem i pogładził mnie po skrzydłach. - wierzę.
- no, postawa godna Śmierciożercy. - uśmiechnęłam się i weszłam dumna na Wielką Salę pod ciut za dużą, marynarką Draco. Ludzie patrzyli na mnie zaskoczeni, były wieści o masakrze w zamku w Siedmiogrodzie. - jak zawsze. - podniosłam ramiona, usiadłam między Ślizgonami i zaczęłam myśleć nad tym kiedy pojadę do Spade'a po dziary. Tak, chciałam dwie, ale to już inna sprawa. - co dobrego ludzie ?

Nikt mi nie odpowiedział, więc zerknęłam na tytuł "Proroka" "Wielka masakra na zamku w Siedmiogrodzie. Dwie bestie zabiły członków Rebelii z nadania Korony. Czy spisek jest udziałem Ignis ?" krzyczał nagłówek. 

Niby jest przysłowie " nie ważne co o tobie mówią, ważne, że mówią." ale to jest przesada. 

No niby był to mój udział, ale no kurwa, nie tylko ja. Draco też maczał w tym palce. I był zarąbisty w tej masakrze. Ciut przerażający, ale nadal zarąbisty. 

- nie martw się gazetami - zaczął Draci cicho - przejdzie im. 
- wiem. - zapewniłam spokojnie kończąc sushi, ale jeden ostatni mak wyfrunął do Kaze, który perfidnie go zjadł. - moje śniadanie. 
- wolny kraj. odpowiedział żartem. Taa. ... Ale sushi jest moje. 

Draco oddał mi jabłko, oczywiście, jak zawsze, nadgryzione. 
- stare dzieje - uśmiechnęłam się - ale dobre. Bardzo dobre. 
Draco tylko się uśmiechnął. - czasy kiedy twój braciszek miał się dopiero o nas dowiedzieć. 
- Książę - oparłam się o niego - chodźmy już. 
Aryjczyk zabrał mnie poza Wielką Salę, tam też usiedliśmy na marmurowym korytarzu. 

Było dobrze tak jak jest. Choć myśl, że mogłabym być uczona przez kogoś innego niż Aleksander pozwalała gdybać co by było jeśli Mistrzostwo zdobyłabym u Kaze. 


Draco sobie coś czytał, a ja zaczęłam słuchać muzyki. 
Do rytmu mój glan od razu zaczął bić o podłoże, ja byłam w świecie nut. 

W oczekiwaniu na lekcje Alceto i Amycusa. Zapowiada się ciekawie, nie ma co, pewnie dostanę karę już od razu.
Rodzeństwo, choć popierało ojca z własnej woli, to mnie niezbyt lubiło. Uważali mnie za znajdę i pewnie też manipulantkę z domieszką kłamcy. 
Na pewno jak im się postawię, będą próbowali mnie lekko pognębić. 
Nie za mocno, ojciec ma mieć swoje pozory, że to dla przedstawienia, ale nękanie zostanie nękaniem. Choć z ich strony nie brałam go za poważnie, mogę ich równie dobrze w tych murach zabić, czy oddać do bazyliszka. Ale niestety jeszcze nie teraz, ale po Bitwie się zobaczy. Usunę sobie przeciwników, zostawię zwolenników i będzie fajnie.

Równo z dzwonem wstałam z miejsca, a Draco odłożył książkę, albo może raczej teleportował ją w Wodzie do pokoju.

Alceto i Amycus od razu spojrzeli na mnie krytycznie, gorset bez szat. Ale za to w kolorze domu !

Usiadłam w ławce obok Draco. Oni zaczęli mówić o Zaklęciach Niewybaczalnych, potem tylko wywołali mnie do obronienia się przed wszystkimi z nich. Po pokazie zaczęli tłumaczyć ewentualne skutki nieudanej obrony. No przy Crucio no to wiadomo, poboli i tak, Imperio wtedy tylko lekko otumaniało, a śmiercionośny czar albo ranił poważnie, albo zabijał.

Ziewałam trochę na ich wykładzie, ale wyciągnęli Blaise'a ( Crucio, niech to będzie Crucio. ) z ławki, bo przysypiał i Amycus w swojej postawie rzucił na niego delikatne ( szkoda, że lekkie, ale zawsze jednak jakieś ) Crucio.
Wampir wił się w bólu, widać, że Aleksander nie nauczył go walki.

Draco spojrzał na mnie zaskoczony.
- co ?
- to twój służący.
- ale nie jestem jego niańką.
Wzrok Aryjczyka był dość nieznoszący sprzeciwu.
Westchnęłam, wstałam i złamałam zaklęcie. Zabini nie cierpiał, a Amycus spojrzał na mnie. Kara.

- Alceto !  - kobieta wyciągnęła jakiegoś młodego, z góra czwartego roku. - panno Potter to twoja kara. Pokazać zastosowanie jednego z Zaklęć Niewybaczalnych, z wyłączeniem oczywiście, uśmiercającego.
- dobrze. - wstałam i rzuciłam na Amycusa i Alceto czar Imperio. Mieli wymienić się różdżkami, kazać mi skopać glanami Blaise'a a potem nic nie pamiętać. - oto ono. I po wszystkim. Zabini leżał skulony na podłodze i pluł krwią, Draco wyszedł z lekcji jako jeden z ostatnich, bo zbierał kolegę, a Kaze patrzył na to z dezaprobatą i też pomógł Blaise'owi wstać z marmuru.  Już wiedziałam, że koleżeństwo będzie ciężkie w tłumaczeniu.

Co zrobiłam Japończykowi ? Ach, no tak, jestem sobie wcieleniem sadyzmu.
Bywa, przeżyjemy.

Blondyni mieli chwilowo do mnie dystans, ale nic nie trwa wiecznie.
Draco od razu chciał mnie do siebie skierować, kiedy widział jak rozmawiam z bliźniakami.
Odwrócił mnie do siebie, w momencie kiedy uśmiechałam się do rudzielców.

- chodź panno Riddle. - wyszeptał i mnie do siebie przytulił. - twoje miejsce jest w Pokoju Życzeń.
- czyżby ? Niby z kim ?
- zobaczysz.
- nie mam ochoty. - odgoniłam go. - najpierw obowiązek a potem przyjemności. - Draco jednak odetchnął na moją szyję. Odgięłam się lekko w bok, bardzo lubiłam jego gierki, ale nie teraz. - daj sobie spokój, nabawimy się jeszcze.
- co ty taka obowiązkowa ? zdziwił się.
- po prostu ... nie mam ochoty. - rozejrzałam się po korytarzu, Japończyk jakby znikł. - idę powarzyć trutki, daj im kit, że siedzę w Lesie.  Wymyśl coś.
- zostaniesz tutaj. - usłyszałam za sobą głos Kaze. - chyba, że mam iść z tobą do Lasu.
Draco mnie objął. - nie licz na to. - zaśmiałam się lekko. - może wyjdziemy na herbatę, będzie prościej.
- a ja ? upomniał się o mnie błękitnooki.
- pograsz z Blaisem w szachy, tylko nie daj się namówić na partię rozbieranego pokera. - odsunęłam się i zabrałam okrycie z Dracona. - do zobaczenia skarbie. pocałowałam go w policzek, a z Japończykiem opuściłam Hogwart.

Oj Draco będzie wkurzony o to wyjście.

- ciekawa metoda opuszczenia budynku. zagaił roześmiany Kaze. Cała sytuacja chyba go bawiła.
- taa ... - śmiałam się z nim. - ale dostanę po uszach jak wrócę.
- nic ci nie zrobi. Najwyżej zapewnię ci azyl u senseia Tsenga.
- dzięki, nie skorzystam. - nadal nie mogłam wyjść z zaskoczenia, że ktoś praktycznie obcy umie mnie rozbawić. - on i tak mnie znajdzie i zabierze.
- aż tak źle ? dopytywał się rozbawiony.
spojrzałam w stronę zamku i oblizałam kły. - powiedzmy, że wilki to stworzenia cholernie terytorialne. - odwróciłam się z powrotem do Japończyka. - zapraszam cię na herbatę, więc pijemy na mój koszt. - wskazałam dłonią knajpkę. Ciasna, mało odwiedzana, ale przytulna. Pachniało herbatą, kawą i czekoladą. - zapraszam.
Co mnie zdziwiło dostałam otworzone przede mną, nie wiatrem a ręcznie, drzwi. - panie przodem.
- azjatycki szacunek. - korzystając z tego, że się lekko skłonił zmierzwiłam mu włosy. - wiem, że jesteście bardzo dystansowymi ludźmi, ale jednak nie robimy interesów.
- przyzwyczajenie. - zabrał moją, albo raczej Dracona, marynarkę i ją powiesił. - w takich chwilach wraca. - zaczął się śmiać. - co dla ciebie ? spytał kiedy już wyczułam zbliżającą się kelnerkę.
- zieloną jaśminową.
- dla mnie to samo. - przekazał dziewczynie. odnotowała  to i poszła za ladę robić napój. - a mogę wiedzieć co twój kolega robi udając niewidzialnego za oknem ? - teraz dopiero lekko wyczułam perfumy Draco. - wiatr zdradza wszystko, jeśli wie się jak spytać.
- no ... muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - pokiwałam głową z uznaniem przed jego kunsztem. - on ... - westchnęłam. - on próbuje sprawdzić, co ma tu miejsce.
- pozwolisz ? - wyszeptał coś w języku brzmiącym dość dziwnie. Nie był to japoński, ani żaden z języków Azji. Zapewne mowa w której porozumiewał się z Wiatrem.  Coś zawiało na zewnątrz. Draco został odesłany z powrotem do szkoły. - cenimy sobie prywatność.

Dziwne, nawet cholernie dziwne, ale od razu poczułam sympatię do Kaze. Byłam w stanie nazwać to przyjaźnią od pierwszego żartu. Jego poczucie humoru po mistrzowsku wstrzelało się w moje gusta. A jego umiejętności były godne podziwu, pomimo faktu, że mogłam twierdzić, że wiele widziałam, to rozmów z Wiatrem jeszcze nigdy.

- a powiesz mi może Kaze czemu aż tak mi pasujesz w towarzystwie ? spytałam.
- może po prostu jestem mistrzem ? zasugerował.

Kelnerka przyniosła herbatę, wypiliśmy ją powoli, bo nie mogłam się nie uśmiechać w jego towarzystwie. Co dziwne, nawet jego głos to u mnie powodował. I to nie ze względu na kunszt jego wypowiedzi, po prostu był mistrzem w byciu sobą.
Dzień minął nam na tej jednej herbacie oraz lekkim spacerze po Hogsmade.

Draco po moim powrocie pod ramieniem Japończyka, bo nie oszukujmy się, perfumy po lekkiej stracie swojej mocy były nieziemskie, a poza tym, że słodko to wyglądało, to jeszcze było praktyczne, nie moczyłam marynarki Aryjczyka,   wściekł się.
- co to ma znaczyć ?
- twoja  dziewczyna  w stanie nienaruszonym. Zatroszczyła się nawet o to, żeby oddać ci suchą marynarkę. zameldował się Kaze a mnie znowu rozśmieszył. Nie za dobrze, bo przy Draco, ale nie mogłam się powstrzymać od tego.
- nie pytam się ciebie Azjato.
przewróciłam oczami. - Draco, po prostu się z nim zaprzyjaźniłam. - podeszłam do Ślizgona. - a marynarka sucha, pomimo pluchy na dworze.
- ale śmierdzi.
Westchnęłam. Cofnęłam z niej zapach perfum Kaze i oddałam ją właścicielowi. - proszę bardzo Książę.
- dobrze, że do mnie tak nie ćwierka. - zaśmiał się Japończyk. - czułbym się dość zawstydzony.  spojrzał na Draco. Aryjczyk tylko dumnie prychnął.
- jeśli mówi ci coś słowo "miłość" to powinieneś coś o tym wiedzieć, Chinolu.

Chciałam otworzyć usta ze zdziwienia. Oj pomieszać Japonię z Chinami czy Koreą to grzech.
Nawet ja, genji, o tym wiedziałam.
- możemy się kłócić o nacje, ale zapamiętaj, że jestem JAPOŃCZYKIEM. 
- zjadacz ryżu. 
- powtórz. - duma Kaze została lekko draśnięta. - żabojadzie.
Anglia z Francją, no nie ... pozabijają się.
- wolę jeść żaby niż mieć skośne oczy. - rzucił jadowicie Draco.   To ja sobie pójdę, wy się pozabijajcie.   Cofnęłam się o kilka kroków. - Ignis, o co chodzi ?
- Chiny i Japonia to dwa światy, zrań dumę Japończyka a dowiesz się co to furia. - wiedziałam, że jeśli to co ja widziałam, było kroplą w morzu umiejętności Kaze, to to co będzie miało tu miejsce przy jego pełnej koncentracji będzie jatką. - Anglii z Francją też wolałabym nie mylić. - powiedziałam patrząc na Japończyka. - a więc ja sobie po prostu pójdę ...
- zostań Naoto, tobie się nic nie stanie. zapewnił mnie nowy kolega. 
- po moim trupie dam ci ją drasnąć, Chinolu. 
- pomarzysz jeszcze o śmierci żabojadzie. 

Kaze mamrotał inkantację, chyba chciał zrobić tornado. Draco stał i czekał. 
Trąba powietrzna z ultradźwiękiem skręcającym uszy wilków, bo moje mój przyjaciel mi zasłonił, uderzyła na Draco, który zdekoncentrowany jak i uderzony Powietrzem upadł na podłogę. 
Chciałam się wyrwać, ale Kaze zatrzymał mnie ramieniem. 
- nie idź Naoto, jeszcze ma siły i szykuje odwet. powiedział cicho. 
Słyszałam powarkiwanie. - Kaze - zaczęłam lekko spanikowana, jeśli on się na niego rzuci jako bestia, a on odpowie Wiatrem to z Hogwartu już teraz zostaną strzępy. - słyszałeś o masakrze w Rumunii, prawda ? 
- tak. Co z tego ? 
- on był jedną z bestii - Draco rzucił się w stronę Japończyka, który najpierw mnie odsunął, a potem skontrował. - tą silniejszą, na dodatek. 
- spokojnie Naoto, walczyłem z gorszymi maszkarami. - zapewnił mnie Azjata. A Draco traktując to jako kolejną obelgę szarżował dalej. Ten pojedynek opierał się chyba na tym, że Kaze szukał sobie sposobności do kontry, a Draco jak drażniony na corridzie byk atakował bezustannie. - widzisz ? Kaze w jednej chwili oplótł go czymś w rodzaju łańcucha. 
- eem, Mistrzu Wiatru ja nie chcę psuć tryumfu ale - w tej sekundzie Draco się zmienił w ludzką, w podartych ciuchach, postać i tym razem korzystał z zaklęcia. - no to.


Mieli tłum gapiów, który się powiększał. Moje nieuczestnictwo brało się z tego, że nie wiedziałam po stronie którego z nich się opowiedzieć, bo do obu czułam sympatię. Zresztą tak jak uczniowie, na ich bitwę patrzyłam ze strachem i fascynacją. Szło tu tyle Energii, która do nich wracała po każdym trafionym uderzeniu. 

Miałam pomysł jak tego dokonać. Jak nie dopuścić do, większych niż obecnych, zniszczeń i jakichkolwiek ofiar. 

Weszłam między nich tuż przed momentem walki wręcz. 
- obydwaj jesteście mistrzami w tym co robicie. - spojrzałam po nich - Kaze, jeśli jesteś tu dla mojej ochrony przestań walczyć, bo dojdzie do rozlewu krwi. - Japończyk posłusznie cofnął się i skinął głową. - Draco do cholery spójrz na siebie. Od kiedy to masz w nawyku rozwiązania siłowe ? - Aryjczyk milczał, ale też cofnął się. - ten raz w Hogwarcie jest trzech Mistrzów, może przydałaby się między nimi zgoda? Inaczej dojdzie do tego, że Hogwart zostanie ruiną jeszcze w latach świetności.
- gomennasai Naoto. Kaze zwyczajem senseia Tsenga przeprosił mnie po japońsku. 
- w porządku Kaze - skinęłam głową. - Draco (?) 
- sorki. 

Po kilku dniach docinek typu "żabojad" i "zjadacz ryżu" wszystko wróciło do normy. 

Draco powoli zaczynał się z Kaze dogadywać, powstawała z nas naprawdę dobra klika, a dwóch Mistrzów na razie się nie kłóciło i nie rozpierdalało zamku. 

Moja znajomość z Kaze bardzo szybko zmieniła się w przyjaźń i wiedzieliśmy o sobie praktycznie wszystko, a cokolwiek co zrobił powodowało mojego banana na twarzy. 

Draco się przyzwyczajał do tego, że mam cieszymichę jak wychodzę z Kaze na herbatę i że nie jest jedynym, którego mogę przytulać do upadłego, a że dodatkowo ciut poznał Japończyka, to walki szybko przeszły w żarty. 

Na razie obydwaj Mistrzowie, zarówno walk, Żywiołów jak i zajebistości w byciu sobą, byli spokojni i akurat teraz graliśmy w karty. 
Oczywiście z moim "talentem" przegrywałam kolejną partię, ale co tam. Grałam dla zabawy, a oni o jakąś tam stawkę. 

Ziewnęłam, przeciągnęłam się i pocałowałam Draco w policzek. 
- idę spać. - rzuciłam karty na stół, oczy dwóch pozostałych graczy wyszły z orbit. - dobre karty ? - pokiwali głowami - dopóki nie nauczę się grać nie będzie z nich pożytku. - zapewniłam ich żartem. - dobranox Książę. Dobrej gry Kaze. 

Poszłam na górę i położyłam się pod kołdrą po prysznicu. 
Dwóch Mistrzów spokojnych, a trzeci ma pewne wątpliwości co do tej sielanki. 
Ale na razie wszystko gra, choć czułam, że niedługo coś im się spierdoli. 
Postanowiłam się nie martwić, tak długo jak było spokojnie, tak długo nie był to mój problem. 

I tak oto miałam przy sobie dwóch Mistrzów. Tylko na jak długo ???












3 komentarze:

  1. Od razu mowie : ja nigdy nie wymyslilbym tak dennego zartu z wlosami. Cala wina spada na Ignis !

    OdpowiedzUsuń
  2. zapominasz o fakcie, że potrafisz mnie łatwo rozśmieszyć ;) tak oto zostało to pokazane.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale naprawde mogłas sie bardziej postarać a nie takie coś, bo nawet żartem nazwać nie moge

    OdpowiedzUsuń