czwartek, 23 października 2014

Rok VII Rozdział VIII Nokturnu Czas ? - Zgodnie z Zamówieniem !

Początek naszej uczty pozebraniowej był normalny.
Po prostu pocałunek na dobranox i zasnęłam obok niego.

Na kilka dni przed Halloween zabrałam Draco do Komnaty Tajemnic. Musiałam go nauczyć wybierać słodką, czystą krew. 
Trudno połamiemy zasady, zresztą Rada i tak przymknie na to oko, w końcu na ten rok nie opłaca się stawiać barier nowoprzemienionemu wampirowi i jego przewodniczce. 

Ojciec wyjaśnił mi cel mojego wyjścia ze szkoły. 
W noc powrotu razem z Aryjczykiem spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, mogliśmy się deportować, bądź wylecieć. 
Ale Ślizgon wybrał lot. 

Do Londynu dotarljśmy w kilka godzin, on na podstawie z Powietrza a ja na skrzydłach. 
Rozgościł się u mnie na Camden, mieszkanie ciasne, ale własne. 

Pod wieczór postanowiliśmy iść i sprawdzić tegoż zleceniodawcę. 
W klubie jednak nikt się do nas nie zgłosił, więc wieczór spędziliśmy na parkiecie. 

Rano dostaliśmy sowę od Snape'a, że zatuszuje nasze wyjście i wyjaśni je Ślizgonom i nauczycielom. 

Przedpołudnie spędziliśmy w Londynie, na drobnych sprawunkach. 
Popołudnie minęło mi pod znakiem włączenia kreskówek i położeniu się na siedzącym na sofie Draconie. 
Biedak musiał znosić mugolską sieczkę, a ja zasnęłam. 
On wyłączył telewizor i chyba też się położył. 

Po miłej pobudce zaczęłam się ogarniać. 
Po godzinie, kiedy oboje wyszliśmy ogarnięci,  zamknęłam mieszakanie i poszliśmy w miasto nieznające snu. 


Siedziałam z Draco w „Ukąszeniu”. Halloween spędziliśmy poza szkołą, ze względu na zadanie. Dziecinnie proste.    ( podobno ) Znaleźć zleceniodawcę na konkretny cel, otrzymać termin, posiedzieć w Londynie, wyczaić co i jak z ofiarą, potem zabić. Dał nam tydzień na całą operację, a wieczór w klubie spędzaliśmy już drugi. I nadal nic.

W końcu ktoś wszedł przez drzwi. Usiadł obok nas.
- układ jest taki. Pół teraz, pół po robocie. – zaczął cicho bez ogródek zleceniodawca. – cel to Sergiej Wudlicowy kupiec na czarnym rynku zajmujący się szukaniem amuletów, artefaktów, takiego można powiedzieć „magicznego szajsu”. Robi z nich potem bronie dla wrogów moich mocodawców. Jego głowa = wasza kasa, moje spokojne życie. W Londynie posiedzi jeszcze trzy dni. Interesy robi z nim – wskazał na zdjęciu Borgina. A to szczur. – miłego polowania i udanych łowów. Niech szczęście wam sprzyja.   Rzucił i odszedł.  Na stole zostawił sporą sakiewkę z kasą.

- na oko jakieś 10 tysięcy na głowę. – rzuciłam i przedzieliłam pieniądze. – to co ? dopijaj sok i idziemy.
- to zlecenie mi nie leży. – zaczął Draco już na Nokturnie. – po co mielibyśmy niszczyć kogoś kto może zaopatrywać Dumstrang, naszych ? bitwa wisi w powietrzu, po co czyścić dostawy broni ? – spytał. – co ?
- nawet jeśli tak jest, że zaopatruje naszych, to ojciec nie życzy sobie robienia targów za jego plecami. Gdyby tak nie było nie mielibyśmy go sprzątnąć. – wyjaśniłam miękko. – sprawa owszem powikłana, ale Borgin to MÓJ dostawca broni.
- no tak, tatuś chce, żebyś miała czysty rynek dla siebie. Rzucił żartem Ślizgon.
- wal się. Nie chodzi o to. – odgoniłam. – nie wiem jak ty, ale ja idę pomyszkować u Borgina. – spojrzałam na szyld. – rób co chcesz. Adres mojego mieszkania znasz.

Weszłam do sklepu, sprzedawca spojrzał na mnie zza Siergieja. Nie wyczuł naszej pracy, a chwilowo mieliśmy tylko zebrać informacje.
- to moja druga klientka, Ignis Riddle. – przedstawił mnie krótko Borgin. – czegoś potrzeba Ignis ?
- nie. Wpadłam zobaczyć czy nie masz przypadkiem czegoś ciekawego. – spojrzałam na Rosjanina. – miło poznać.
- miło. – odburknął. – Borgin, ja się zmywam. Towar na jutro.  Rzucił i wychodząc widziałam na jego ręce coś w rodzaju Pieczęci.
Nie handlował z naszymi, przekazywał wszystko kablem do resztek Zakonu Feniksa, albo jakiegoś nauczyciela w Hogwarcie.
- coś cię zaciekawiło Ignis ? spytał Borgin.
- Draco mógłbyś ? – Ślizgon wykonał jeden ruch opuszczając dłoń. Sklep wyglądał na zamknięty a szczur w pułapce. – posłuchaj stary tchórzu – złapałam mężczyznę za kołnierz. – nie chcesz chyba mnie wkurwić na tak piękny wieczór, co ?
- nie. Ależ skąd. Zaprzeczył piskliwie.
- więc gadaj lepiej co opychasz tamtemu. Bo na ręce ma znak który mi cuchnie zdradą.
- nic takiego. Zwykle chce jakieś stare kamienie, ręce Glorii, czy stare artefakty, które zabiły swoich posiadaczy.
- Draco czym ci to pachnie ?
- em … zbroją nie do przebicia przez zaklęcia czy broń.
- bingo. – zacisnęłam dłoń. Znak wyszedł na wierzch jeszcze mocniej. – więc słuchaj stary kutwo, jeśli nie chcesz mieć mojego ojca i wkurzonej mnie na karku to powiedz mi teraz ładnie na kiedy jest umówiony z tobą na kupno.
- na jutro.
- dokładniej. – warknęłam. – Draco podaj mi proszę srebro. – dostałam do ręki łyżeczkę do herbaty. Ale ostro zakończoną. – śpiewaj Borgin, bo cię tym zabiję. A wizja zostania zaciupanym łyżeczką do herbaty nie jest miła. 
- jutro, około północy ma przyjść po towar. Sam. – sprzedawca był wystraszony. Rozluźniłam rękę, łyżkę odrzuciłam Draconowi. – nie zabijaj mnie.
- jeszcze się z tobą dobrze współpracuje. – rzuciłam z uśmiechem. – do zobaczenia Borgin, na jutro załatw mi ciekawe noże !  pożegnałam mężczyznę i wyszłam razem z Draco, który ponownie „otworzył” sklepik.

- no i co ? nie mówiłem, że sprawa cuchnie ?
- to smród Nokturnu. – rozłożyłam z uśmiechem ramiona. – i smród zbliżającej się kasy.
Uśmiechnął się, objął mnie i zabrał do mojego mieszkania.

Zrobił herbatę jakby był u siebie. – Ignis …
- hm ? – spojrzałam na niego. Postawił napój na stolik, usiadł obok. – o co chodzi ?
- chyba będą kłopoty.
- kłopoty to moje drugie imię. – zażartowałam. – a wiesz ? zbieram cię do jakiejś knajpki. Nie mam zamiaru grzać tyłka w domu.
- może ja mam ? - zasugerował. – ostatnio dużo się rządzisz. Kiedy ostatnio spytałaś czy czegoś chcę ?
- było zgłaszać protesty. – odpowiedziałam miękko. – nic nie mówiłeś.
- myślałem, że się domyślisz. Ale widzę, że dużo łączy cię z Potterem.
- rozwiń myśl.
- on też nie słucha zdania innych i brnie w zaparte.
- brnę bo muszę. Rzuciłam ciszej.
- nie musisz. Upierasz się, że tak jest. Twój ojciec nie potrzebuje twojej pomocy, nie miesza cię w zadania bo wie, że potrzebowałabyś odpoczynku. A ty swoje, że się tobą nie interesuje, że myśli, że jesteś osłabiona.
- a jak ty odebrałbyś takie z dnia na dzień „hej, siema. Nie masz dzisiaj zadania bo tak.”
- jesteś zbyt pazerna. Jak Potter masz parcie na szkło.
- o nie. Nie mam go. Chcę pokazać, że jestem coś warta.
- czasami jest to równoznaczne z terminem „parcie na szkło”. – prychnął urażony Draco. – przemyśl to. Wstał i wyszedł.
- gdzie idziesz ? spytałam zaskoczona.
- przenocuję w jakimś hotelu. Cześć.   Pożegnał się i wyszedł zamykając drzwi.

Usiadłam na podłodze.  – nie, nie rób mi tego. – mamrotałam do siebie. – nie idź.

                                                                    * Draco *

Wyszedłem od Ignis.
Bardzo podobna do braciszka, nawet sama nie wie jak.

Nie wyszedłem ot tak, bo miałem kaprys. Wolałem przerwać to teraz, póki nie wyrzuciłbym jej gorszych rzeczy, miziania się z celami, wiecznego omotywania sobie mnie wokół palca czy brania mnie na litość.  

Ignis owszem była sobą, ale potrafiła mną kierować jak marionetką. Dopóki się nie pokłóciliśmy nie zauważałem tego. I nie chciałem jej wyrzucać takich bolesności, czasem lepiej nie wiedzieć. 

Ciężko było mi iść do hotelu mugoli, ale trudno.
Wszedłem do jednego z wyżej plasowanych budynków.
- jeden pokój. Na jedną noc.
- jednoosobowy kosztuje u nas 250 funtów za jedną noc. – podałem odliczoną kasę portierowi. Pieniądze nie grały roli. – pokój 213. jakieś specjalne życzenia ?
- jeśli wejdzie na recepcję ta dziewczyna – pokazałem mu mugolskie zdjęcie Ignis. – proszę jej nie zdradzać numeru mojego pokoju a mnie zawiadomić.
- oczywiście.

Poszedłem na górę, pokój znalazłem.
Otworzyłem drzwi, standard naprawdę wysoki. Usiadłem na łóżku.
- może to ją trochę utemperuje.  Wymamrotałem i poszedłem pod prysznic.

Z hotelowego barku nie miałem zamiaru korzystać. Już i tak dużo zażyczyli sobie za noc.

Położyłem się spać. Pościel chłodna, puchowa, kompletnie inna niż ta u Ignis.
Zasnąłem.
Po chwili usłyszałem telefon hotelowy. Spojrzałem na godzinę, pierwsza w nocy.
- pan z pokoju 213 ?
- tak, o co chodzi ? warknąłem. Obudzili mnie. 
- em … dziewczyna pojawiła się, kazała dać sobie słuchawkę.
Ignis odebrała chłopakowi telefon. Słyszałem stłumione rzężenie. 
- skarbie … - zaczęła. – wiem, że nie chcesz mnie widzieć. Ale pamiętaj, że twoje rzeczy nadal czekają u mnie w mieszkaniu. Adres znasz, a jakbyś chciał porozmawiać to masz mój numer. Zadzwoń.  Poprosiła i słyszałem ciszę.
- dziewczyna sobie poszła. Poinformował mnie łapiąc oddech portier. Musiała go poddusić.

Odłożyłem słuchawkę, chciałem zasnąć. Ale nie mogłem.
Dręczyło mnie pytanie, czemu Ignis nie wbiła się tu do mnie na górę, czemu tylko prosiła by zadzwonić, odezwać się do niej.

Rano wyprowadziłem się z hotelu i poszedłem na Camden.
Zadzwoniłem do jej drzwi.
Widziałem jej uśmiech. – po co dzwonisz, skoro tu mieszkasz ? – spytała lekko. – chcesz wejść i zabrać swoje rzeczy czy mam ci podać już spakowane walizki ?
- wolę wejść. – wpuściła mnie. Patrzyła w podłogę. – zrozumiałaś przekaz ?
Poczułem tylko jak mnie pocałowała i położyła na podłodze. – zostaniesz ?
- może.
- czyli tak. – przytuliła się do mnie. – przepraszam za bałagan, ale nie mogłam spokojnie zasnąć. – wszedłem do pokoju, który mi przypadł. Charakterystyczny dla Ignis nieład. Moje rzeczy leżały na łóżku, widocznie wśród nich znalazła sen. – miałam wziąć się za sprzątanie po śniadaniu. – wymamrotała. – reflektujesz ?
- owszem.
Chciałem jej jeszcze trochę posuszyć głowę za wczoraj. Dlatego odpowiadałem dość chłodno.
- weź kąpiel jeśli chcesz, przebierz się. Kawa czy herbata ?
- herbata.
- zielona, czarna ?
- czarna. Odpowiedziałem krótko.
Ignis zaczęła sprzątać, zapomniała chyba o mnie. Tuliła moje koszule, gładziła materiał. Patrzyła na mnie z westchnieniem.
Ciuchy zniknęły w szafie w takim porządku w jakim były.
- proszę panie perfekcjonisto. Idę zrobić śniadanie. – zatrzymała się przy drzwiach. – kocham cię. 
- ja ciebie też.  Zapewniłem ją.
Uśmiechnęła się.  Słyszałem jej krzątaninę w kuchni, na dole z głośników leciał rock.
Zszedłem na dół.
Śniadanie leżało na stole.
- proszę bardzo. – postawiła herbatę. – ja nie zjem. Wieczorem znalazłam sobie kolację.
Zrozumiałem jej aluzje.
- co robimy ze zleceniem ?
- a no tak, to dzisiaj. – westchnęła. – ale pójdę chyba sama, jeśli nie masz nic przeciwko.
- mam. – spojrzałem jej w oczy. – zadanie było dla NAS. 
- przytul mnie. – Ignis było wyraźnie przykro. Nie mogłem jej ot tak drażnić. Miałem serce, a ono mówiło jasno, że chce spać obok niej. Wstałem od stołu i ją przytuliłem i podniosłem. – mój kochany Draco. – potarła o moją szyję policzkiem. – nie będę się rządzić. Obiecuję.
- na pewno ?
- oj od czasu do czasu zabiorę cię gdzieś za mankiet, czy odbiorę kontrolę w pocałunku, ale nie będę się rządzić.
- wróciła stara dobra Ignis. – okręciłem ją. Śmiała się. – jak ze skokiem ? spytałem.
- och, znając mój psi fart – nie dokończyła. Przez okno wleciał kruk, usiadł jej na ramieniu, potarł o jej szyję łebkiem i podał jej wiadomość. – dzisiaj o północy. Pysznie, pora kolacji. – zatarła ręce, ale się zreflektowała. – dla ciebie też. – zapewniła mnie. – powinieneś przyzwyczajać się do takiej diety.
- chwilowo jeszcze nie mam siły. Odpowiedziałem jej.  Zabijanie dla krwi trochę mnie jeszcze jednak odrzucało.
- och zobaczysz, nabierzesz jej. A normalne jedzenie choć smaczne, to nie daje tyle ile krew. – pogładziła mnie po szyi. – choć i na krew nie można narzekać. Umiesz wybrać tą najsłodszą, czemu nie korzystasz ? nie jedna dałaby się pociąć żeby taki wampir ją pogryzł. Gdybym nie miała kłów i gdybyś nie przeze mnie miał to piętno, to byłabym pierwszą chętną.
- wystarczy. – odgoniłem ją. Zjadłem swoje śniadanie. – nie kuś – spojrzałem jej w oczy. Powstrzymała westchnienie. – no więc, dzisiaj o północy pod sklepem Borgina. I co wtedy?
- proponuję prosty strzał. Najczyściej. Bawić mi się dzisiaj nie chce, chyba że w klubie. – spojrzała na mnie pytająco. – poza tym chcą jego głowy i to dosłownie, więc dobrze by było jej nie uszkodzić.
- dobra. A co jak będą kłopoty ? spytałem retorycznie.
- ma być sam, nie ma wsparcia. To kupiec i przerzutnik. Nie będzie kłopotów. Raczej. Chyba, że chybimy.
- nie mam zamiaru. Zapewniłem ją.
- em … Draco … - spojrzała na mnie zmieszana. – wiem, że data jak zawsze mi umknęła, ale – podała mi pudełko. – spóźniony prezent urodzinowy.
- nie musiałaś.
- ale chciałam. – postawiła sprawę jasno. – to ty sobie spokojnie pomyśl, a ja pójdę do kąpieli, skoro ty nie reflektujesz. Pocałowała mnie w policzek i przeszła na górę.
Zostawiła mnie z paczką.
Otworzyłem prezent, był tam nowy nóż.
„ srebro, odrobinka stali. Prosty ale zawsze w modzie. Na wampiry słonko. ” 
Schowałem sztylet do pasa przy udzie.
Miałem ciche wrażenie, że dzisiaj się przyda.

* Ignis *

Draco wrócił, cóż chyba odezwał się w nim dusigrosz i nie chciał płacić wielkiego rachunku hotelowego.

Siedziałam w wannie, dzisiaj to cholerne zlecenie. Pysznie, dość niedaleko do „Ukąszenia”, można będzie potem tam wpaść.
Ale to wola Draco.

Usiadłam w wannie, westchnęłam. Miałam ochotę go nie mieszać w to zlecenie, ale dostaliśmy je wspólnie. Szczęśliwie albo i nieszczęśliwie. 

Usłyszałam podrzucanie ostrza, ciche przekleństwa i kilka inkantacji. Potem dalsze podrzucanie noża. 
Drasnął się magik, ale skoro idzie w Uzdrowicielstwo to sobie sam poradzi. 

Po sekundzie usłyszałam kroki na górze. Draco szedł do pokoju, szelest materiału upewnił mnie, że chce się przebrać, a potem wejść do łazienki. 

Mhmm ... Draco. Westchnęłam do siebie i zanurzyłam się pod pianę. Ciepło, nawet i duże ciepło mnie otaczało, ale nie było moim najbardziej ulubionym rodzajem temperatury. Owszem, ciepła kąpiel była dobra i przyjemna, ale najbardziej lubiłam czuć się otoczona ciepłem, a przy wypaleniach prawie że gorącą skórą Draco. Oj tak, skakała mu temperatura, choć ciut mniej niż mnie to jednak. I uwielbiałam to ciepło. Czuć jak się w nim rozchodzi, być tego prowokatorką.  I móc kontrolować odrobinę te skoki, w końcu od emocji wiele zależy. A ja lubiłam doprowadzać go na skraj, widzieć go na krawędzi, mieć go dla siebie. 

Usłyszałam kroki na korytarzu. 
- Ignis - pukanie do drzwi. - Ignis. 
- co ? wynurzyłam się z wody. 
- jest południe. - poinformował mnie - pora śniadania. 
- ty już jadłeś. - odpowiedziałam i wyszłam z łazienki już ogarnięta. - jak jesteś głodny mogę skontaktować cię z którąś z moich lodówek, nie będą narzekać. W końcu ... 
Draco zgromił mnie wzrokiem. - nie chcę lodówek. Szczególnie twoich. 
- och proszę cię, o płotki, które powali jeden cios nie będę zazdrosna, chyba, że zaczęłyby się do ciebie łasić. 
Ślizgon nabrał wody w usta. - gotowa krew ? 
Uśmiechnęłam się i przywołałam kieliszek po brzegi wypełniony płynem. - proszę cię bardzo. - podałam mu go do ręki. Draco wypił krew. - najsłodsza i najczystsza. Trochę muszę kombinować żeby je zdobyć ale - przytuliłam się. Chłopak nie spodziewał się tego. - postarałam się o nie dla mojego Księcia. 
Dracon zaniemówił, ale mnie objął, posiedziałam tak dopóki nie wypił kieliszka i nie wstał z kanapy by zacząć gospodarować zasobami kuchni. 
Zrobiłabym sobie sushi, ale to nie dla niego, więc sam Aryjczyk postanowił coś upichcić dla naszej dwójki. 

Pokazał mi się od tej strony z której widziałam go w zamku Rady, gdzie gotował. Jednak tym razem zaserwował mi pizzę z salami, pysznym sosem, oraz ogórkami kwaszonymi, na cienkim i kruchutkim cieście. 

Zajadał się nią ze smakiem, on jadł kulturalnie nożem i widelcem, a ja prosto i mniej elegancko ot tak rękoma. Po coś je w końcu mamy, no nie  ? 

Ja po spróbowaniu jej też zasmakowałam w tym daniu. 
To go chyba zaskoczyło.

- co ? - spytałam znad pustego i czystego talerza. - dobre było, zaskoczony ? 
- trochę. - wymamrotał - dawno jej nie jadłem. Jak byłem mały moja mama ją robiła na moje urodziny, bo taką sobie zażyczyłem. A potem jadłem ją kilka dni, bo nikt inny jej nie lubił. - zaśmiał się na wspomnienie - ale chyba tobie posmakowała. 
- owszem. - zabrałam mu ostatni kawałek pizzy sprzed nosa. - moje. 
Zaśmiałam się razem z nim. 
Tak oto minął nasz obiadek, a resztę dnia przeleżałam leniwie przed telewizorem oglądając coś o zwierzakach. Akurat o wilkach. 
Draco przyglądał się projekcji i sam zmienił się w wilka. 
Głaskałam go po pysku, łopatkach, pozwolił mi na zrobienie sobie z niego poduszki, a raczej ogrzewacza głowy bo nie leżałam na nim, a obok niego. 
Był cierpliwy dopóki mu się nie znudziło. Potem już się przekręcał by na koniec zeskoczyć z kanapy i zmienić się w człowieka. 

Przeleżeliśmy tak do ósmej wieczorem, więc wypadałoby powoli się pakować na zadanie. 
Zebraliśmy potrzebną broń, a ja sprawdziłam ilość kulek, powinno jeszcze  sporo ich zostać jeśli padnie jednym strzałem. 

Wyszliśmy ogarnięci, sporo czasu, a do Blrgina z "Ukąszenia" jest rzut kamieniem. 

Draco od razu przed wejściem na Nokturn,  musiał oczywiście przy mnie, wypachnić się perfumami. 
- zabiję, jak quiditcha kocham zabiję. - wymamrotałam do siebie, w odpłacie dostałam przytulenie mnie do świeżo perfumowanego materiału. - zatłukę.     Draco znał intencję takich moich "gróźb" wiedział, że nie spadnie mu włosek z głowy, a ja po prostu muszę sobie powyklinać na czuły nos.  
Zostałam jeszcze ciaśniej otulona. 
- i tak wiemy, że je lubisz. - odpowiedział kategorycznie. - chodź, bo każesz czekać swoim lodówkom. 

Byliśmy blisko klubu, słyszeliśmy już muzykę, musiał nas przenieść ciut bliżej. 

- nie chcę ich, wolę ciebie - zaczęłam się przy nim kręcić, stanął prawie tak ładnie jak w Mieście acz mniej oficjalnie, w jednym miejscu pozwalając mi krążyć i go głaskać, ale Draco mi też się odpłacał. - no skarbie, to może zabiorę nam kilka przekąsek, co ? 
- jeśli musisz.
- będę grzeczna. Pocałowałam go w policzek.

Wśród tłumu i muzyki wykradłam dla siebie jednego słodkokrwistego a dla Draco postarałam się o jedną ładną rudą,  miał prawo znać wszystkie smaki. 
Po minucie wyprowadziłam ich z klubu, Ślizgon zagarnął do siebie dziewczynę, skręcił jej kark i spił całą krew. To samo zrobiłam swojej lodówce. 

Po tym przeszliśmy na punkt strzału, byliśmy niewidoczni, ale my widzieliśmy wszystko.

Wudlicowy wyszedł od Borgina, Draco strzelił, ale niecelnie, bo kupiec sam sobie przesunął kulę. 
Ktoś nas otoczył, teraz ja strzeliłam, ale Wudlicowy tylko ugiął nogi, trafiłam w jego rzepkę. 

Jego goryle stali wokół nas, poderwali nas z ziemii. 
Oparłam się plecami o Draco, najpierw chcieli pokazać swoją przewagę, wystraszyć nas, a potem zaatakować. 

- słonko - szepnęłam i sięgnęliśmy po noże - kto wybije więcej, jest pieszczony. 
- wchodzę. wymamrotał. Nikt nas nie słyszał. 

Zaczęliśmy siekać zacieśniające się koło. Ludzie padali jak muchy. 
Wudlicowy klął po rusku i miotał się próbując wstać. 

- Draco, podaj mi srebro, proszę. - dostałam do ręki łyżeczkę do herbaty. - okulista wersja 2.0 - uśmiechnęłam się sadystycznie. Siergiej został przytrzymany przez Aryjczyka. Choć próbował uciec, mie miał jak, bo Draco połamał mu kończyny. Została mu tylko śmierć.  - uśmiechnij się towarzyszu, nie każdy testuje nowe metody śmierci - wydłubałam mu oko, znowu byłam zbrukana krwią. Wycięłam mu drugie oko, potem tylko wbiłam sztuciec w szyję rozcinając tętnice. I zostałby tak z podciętym gardłem, ale jeszcze rozcięłam pozostałe większe naczynia. Żeby nie czekać na jego zgon. Draco złapał się za ramię. Delikatnie zatoczył się do przodu, lekko wychwytywalny strzał. - Draco - wspólnik Siergieja strzelił mu w lekko skaleczoną rękę wkładając lufę broni. - ty też zginiesz - rzuciłam mu w szyję drugą łyżeczką do herbaty. - nie, nie dam ci iść. 

Draco przyjął dawkę mojej krwi, czystą Wodę, i tak kilkakrotnie. Kiedy już spał z zagojonymi ranami zabrałam go do siebie. 
Zleceniodawcy widzieli zabójstwo, jego cenę, a na progu czekała na nas potrójna stawka. W zamian za straty. 


Draco wyżył, wstał powoli z kanapy, spojrzał na mnie.
- wygrałaś. 
Pocałowałam go. - zgodnie ze stawką, życzę sobie dużo nalinek na urodziny. - przytuliłam go. - miałeś rację co do sprawy. 
- zgodnie z zamówieniem.  zaczął robić malinki, podgryzał mnie delikatnie. 
- czas na Nokturnie, krew na ulicy, wszystko tak jak sobie zamówili zleceniodawcy. - odpowiedziałam cicho. - mrru, a ty jesteś idealny. 
Draco się cicho zaśmiał. - nie przesadzaj. 

Odpowiedziałam mu pocałunkiem.

Wszystko zgodnie z umową. 
Nokturn, zlecenie, zabawa, no i trupy, które trzeba było zrobić, bo inaczej nie byłoby tak różoffo. 














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz