niedziela, 12 kwietnia 2015

Rok VII Rozdział XXXIV Wypoczynek Musi Być

Draco rano następnego dnia patrzył na mnie czułym wzrokiem.
- patrz. - podał mi " Proroka Codziennego "  - redakcja nieźle objeżdża twój udział w Bitwie. - pokazał mi odpowiednie linijki. - opisuje straty ze strony Hogwartu jakby byli to święci. A poległych Śmierciożerców nie oszczędza. - pieklił się. - większość poległych z naszej strony było więcej wartych niż ... - podniosłam się i przytuliłam go. - przepraszam.
- nic się nie stało. Ale muszę iść na pobojowisko i zgliszcza żeby zebrać dusze. - pocałowałam policzek blondyna. - chodź ze mną. Pochowamy Snape'a jeśli jeszcze nie rzucili go na pastwę kruków.

Wypiłam tylko szklankę mięty i ubrałam się.  Wyleciałam razem z Draco do Hogwartu.

Było mnóstwo Hogwartczyków, wszyscy szukali swoich bliskich.

- a ta co tu robi ? - usłyszałam szmery. - zgubiłaś coś !?
- wuja. Matkę mojego brata, jego przyjaciół. - rzuciłam chłodno, ale Draco wtulił mnie w siebie. I jemu było ciężko iść przez morze trupów, odór był okropny. Dym unoszący się jak mgła do kolan też dusił. Przywołałam wszystkie dusze z Błoni. - chodź. Jest w dokach. - zabrałam go za nadgarstek i przemknęłam do podziemi. Były co prawda najmniej tknięte, ale i tu pojawiło się kilku błądzących za bliskimi.  Doki były otwarte, nie miały drzwi. Dlatego wszyscy widzieli Snape'a i mówili " dobrze mu tak "  Spuściłam wzrok. - wuju ... - kucnęłam przed ciałem. Draco stał za mną. - chodź, pomóż mi. - podniósł ciało Snape'a zaklęciem i od razu oddelegował je pod Las.  Tam Centaury zbierały kilku swoich poległych wojowników. Skinęły mi głową, u nich jasne było to co wydarzyło się potajemnie w Lesie i po co to było. - tu, przy drzewie. - wybrałam miejsce. - gdybyś wiedział ile tu będzie potem kwiatów to dałbyś mi księgą po głowie. - uśmiechnęłam się delikatnie. Draco pomógł mi przy kopaniu i wszystkim. Kiedy już wuj spoczął w naprędce zrobionej trumnie patrzyłam na zasypany kurhan. - będzie mi cię brakowało wuju. Naprawdę. - Ziemia wypuściła lilię. Utworzył się niewielki zbiornik wodny, zasilał on tylko ten jeden kwiat. Draco dołożył kilka róż, czarnych z symbolami Insygniów Śmierci na płatkach. - kocham cię wujku.    Pożegnałam się już ostatecznie, a Draco też miał łzy w oczach.  Nie wiedział co powiedzieć. Ale wiedział, że jakby Snape go widział w takim stanie nad jego własnym grobem też dostałby księgami po karku.
Wuj już taki był.

Obok niego prosto złożone były prochy Crabbe'a.
Przy nas pojawił się jeszcze Goyle i Pansy.
Każde z nich dorzuciło coś na groby poległych Ślizgonów i ich mistrza, a po kilku minutach milczenia rozeszliśmy się.

- chodź kochanie. - Draco delikatnie zaczął mnie odciągać od Lasu. - co się dzieje ?
- dementorzy. - istoty stały nad grobami. Wykonały Lament, a potem i one złożyły swoje wyrazy uznania i szacunku.  Skinęłam im głową, a one po odpowiedzeniu mi zniknęły, jakby rozmyte w powietrzu. - one też poległy. Walczyły w Lesie, nikt nie miał o tym pojęcia. Mnie Mori dała tą wiedzę dopiero wczoraj.
- chodź już. - namówił mnie i zabrał mnie jak szmacianą lalką dalej. - chodź. - przytuliłam go przy jeziorku Slytherina. Płakałam. - cicho. Ignis ... - i jemu uciekło kilka łez.- chodź.
- dobrze. - deportował nas z powrotem do jego domu. Narcyza i Lucjusz też byli przygnębieni ofiarami. - dzień dobry państwu.

Usiadłam do posiłku bez życia, ale coś jednak zjadłam.
W domu było sztywno.  Pomimo faktu, że Narcyza i Lucjusz byli pogodniejsi od nas, no bo w końcu Draco żył, ja też, a beze mnie ich syn też chciałby zniknąć z powierzchni Ziemii.    Oni nikogo nie stracili, chociaż wiedzieli o zabitym Snapie i kilku innych ofiarach ze Slytherinu.
Aollicep i tata też się pojawili przy tym śniadaniu.
Tata miał się o wiele lepiej niż wczoraj, ale widziałam w nim zmianę. Odmłodniał jakby.
- to napar z Kamienia Filozoficznego. - wyjaśniła mi Aollicep. - potrzebował go. W nocy po złączeniu duszy był bliski śmierci. Ale teraz już jest nieśmiertelny.
- to świetnie.  uśmiechnęłam się znikomo. Wzrok ojca skierowany na mnie, odbiegłam spojrzeniem.
 - przepraszam.   Usłyszałam z ust taty.
-  o co ci chodzi ?
- o Severusa. - przytulił mnie, krzesło ledwo wytrzymało mój zryw. - przepraszam. Niepotrzebnie go zabiłem.
- ktoś mi bliski miał umrzeć. Padło na wuja. Tak musiało być.  wymamrotałam.
- pomimo tego cię przepraszam. - pocałował mnie we włosy. - nie miej mi tego za złe. Szukałem Czarnej Różdżki wieki, to było ... moją obsesją. Przepraszam.
- nic się nie stało tato. - wtulił mnie w siebie jeszcze bardziej. - teraz wuj jest szczęśliwy.

Aollicep lekko się uśmiechnęła, nie myślała chyba, że tak szybko wybaczę ojcu. Wybaczę, ale nie zapomnę.
Zapomnieć tego nie mogłam. Wybaczyć już owszem.
Draco patrzył na to zaskoczony, po kilku minutach wszystko wróciło na swoje miejsce.

Posiłku dalej nie tknęliśmy, Narcyza stwierdziła, że trudno jeść w takiej atmosferze, więc posprzątaliśmy ze stołu i moi rodzice zniknęli.

Draco bez humoru zabrał mnie na górę, usiadłam na łóżku, westchnęłam i omiotłam pustym spojrzeniem pokój.
Poczułam usta na szyi, ale ... Nie były to pocałunki adekwatne do sytuacji.
- kochanie ... - wymuszony czuły ton. - chodźmy gdzieś.
- nie mam na to ochoty. - odprawiłam go z kwitkiem. - chcę iść spać.
- ale Ignis ...
- nie. - odsunęłam się od niego. Szybko jednak dotarło do mnie, że i on jest przygnębiony, a szuka tylko zajęcia, które odciągnie jego myśli od żałoby.  Przytuliłam się do Draco, położyłam przy nim i zamykałam oczy. - chodźmy spać.
- ale jest dopiero co popołudnie ...
- chodźmy do Londynu, gdziekolwiek.
- dobrze. Chodź.  Draco deportował nas do miasta, do jego mugolskiej części. Ze względu na prasę i ludzi, wybraliśmy tą anonimową część Londynu. 

Chociaż nie powiem, z chęcią wyjaśniłabym całą sytuację w mediach.  Na moje szczęście, albo i nieszczęście, pojawili się nasi, magiczni, dziennikarze. - już nawet tu węszą.
- spokojnie. - pocałowałam go w policzek. - chodź jeśli chcesz.

 Draco spojrzał na mnie, przysunął głowę do mojego ucha. - oczerniają cię o wskrzeszenie Voldemorta. O zabicie brata, o torturowanie Gryffonów na polu walki. Niestworzone rzeczy.
- przeżyjemy.

Poszłam do ludzi z aparatami spokojnie.
- Ignis ! - przebił się jakiś początkujący dziennikarz. - co powiesz o wypowiedzi Rity na temat twojego udziału w Bitwie ? To prawda !?
- nie torturowałam żadnego człowieka podczas Bitwy ani po niej.
- a zabicie Ronalda Weasley ?
- nie przyłożyłam do niego ręki. Jemu była pisana taka śmierć, nie mogę nic więcej w tej sprawie powiedzieć.
- czyli go zabiłaś !
- nie. Powtórzę dla osób, które mają problemy z kojarzeniem faktów, czyli dla pana również. Ronald Weasley był przyjacielem mojego brata, jako wcielenie Śmierci, czyli Morringhan, nie mogłam zmienić jego losu. Nie mam takiego prawa. Nie zabiłam go.
- a Harry Potter !? Zabiłaś go.
- wyrwałam z niego część duszy Voldemorta. Technicznie musiałam go zabić, ale wrócił do żywych, jak po śpiączce. Nie utracił mocy, sławy również nie, jedyne co mu zniknęło to blizna. Dla mnie nadal jest moim bratem. Przez lata wplątywałam się w łaski Voldemorta, bo wiedziałam, że kiedyś będę musiała wybrać którego z nich zabić.
- przyznajesz się do bycia Śmierciożerczynią ?
Odsłoniłam zimno Mroczny Znak. - tak. To piętno spędzało mi sen z powiek. Więcej nie będę kłamać. Byłam w Zakonie, wkupiona w łaski Voldemorta. Ale po to, by go zabić. Była to moja personalna zemsta za zabicie profesora Severusa Snape'a, który pomagał mi przy tej intrydze. Cieszyłam się patrząc jak Voldemort, skonany, po procesie wyrywania duszy i łączenia jej z powrotem w całość,  prosi mnie o śmierć. Czołga się w agonii i krwi. Wielki czarnoksiężnik padł tak jak zabijał. Podle. - Draco stał przy mnie, słuchał tych bajeczek. - ale jego śmierć nie jest tylko moją zasługą. - spojrzałam na blondyna. - do zgonu Voldemorta przyłożył też rękę Dracon Lucjusz Malfoy. - prasa zapisywała moje słowa jak szalona. - jeśli macie jeszcze jakieś pytania proszę.
- czyli to wszystko było dla dobra Harry'ego Pottera ?
- owszem. Kocham go jak brata odkąd jestem dzieckiem. Ale chyba mój brat nie chce zrozumieć tylu lat wyrzeczeń.

Za dziennikarzami wyrósł tłum. Starzy fani, oczywiście plakaty i napisy przeczące opinii prasy.

Oni na pewno wiedzieli o tych zamiarach z tego powodu, że nie chcieliby do siebie dopuścić wiadomości, że ja jestem tak naprawdę zimną suką i nie zabiłam Voldemorta by mieć ojca. A Harry'ego musiałam ratować odkąd się dowiedziałam, że chcą go zabić.

Draco objął mnie ramieniem. Chyba był zdania, że taka publiczna spowiedź dobrze zrobi na cały świat magii.

Dziennikarze zniknęli, po przejściu kilku kroków wpadłam na kogoś. Albo osobnik miał twardą klatkę piersiową, albo ja bardzo twardą czaszkę.
Ale perfumy zdradziły mi, że to ten pierwszy powód.
- Kastiel - brat mnie przytulił, Draconowi uścisnął dłoń, krótko przedstawił o Carmen. - jak tam ? Przepraszam, że nie było mnie z wami, ale ...  położył mi palec na ustach. 
- tobie też tak trajkocze ?  spytał luźno Dracona, na co ten uśmiechnął się lekko.
- jak się ją odpowiednio często ucisza to nie.
- dzięki kochanie. - odpowiedziałam czując się wystawiona. - nie oberwałeś ?
- trzy bestie, jeden elf, Las pełen bestii no i walki. Najbardziej na twoim miejscu martwiłbym się o elfa. Zażartował. 

Zza jego pleców pokazał się Cirispin i Laurilel. Przytuliłam ich dwójkę, chociaż wiedziałam, że im nie była pisana śmierć, to jednak się o nich obawiałam.
- cześć chłopaki. - przywitałam ich. Poprzytulali mnie, poprzytulali, no i sobie poszli. - Kastiel co ty tu robisz ?
- stwierdziłem, że się przejdziemy.
- cześć Ignis. - Carmen też była na czarno. Ciemna szminka na ustach, taki bardziej przygnębiony makijaż, ciuchy połączyła żółtymi akcentami. - przykro mi z powodu twojego wuja.
Odetchnęłam. - zginął niezbyt honorowo, ale takiego człowieka już nie będzie.
- a jak w sumie było z tym wszystkim ? Kastiel mówił mi o - mój braciszek rzucił się na jej usta. Rozumiałam dlaczego w przeciwieństwie do niej. Nasi szukali gaduł do ewentualnego odstrzału.  Poszli sobie widząc ich szefową. - kochanie ...

- uwierz mi, będziesz mu dziękować. - odgoniłam. Obok mnie zniknął blondyn. - Draco ...

- spierdalajcie z jej terenu. Jasne !?  trzymał tych dwóch idiotów za kołnierze przy ścianie.
- zostaw ich kocie. Nie chcemy większej ilości kłopotów. - pocałowałam oprawcę w policzek. - chodź. Zrobiłeś się bardziej impulsywny przez tego wilka w środku.
- nie przeszkadzało ci to. 
Milczałam, ale szłam przytulona do jego boku. 
- jak myślisz zrobią ze mnie teraz szmatę czy kochającą siostrzyczkę ? 
Odpowiedź pojawiła się sama, gazeta nawinęła nam się pod nogi. 
" Ignis Riddle o Bitwie o Hogwart - "wszystko robiłam dla dobra Harry'ego Pottera" " 

Spojrzałam na uśmieszek Dracona. 
- zahipnotyzowałeś dziennikarzy ? 
- nie tym razem. Sami zdecydowali to napisać. 
Westchnęłam i pocałowałam go w policzek. - chodź. Mam ochotę na przesłodzone chemiczne napoje. 
- akurat jest niedaleko bubble tea. - Kastiel wskazał na znaczek. - chodźcie, dzisiaj pijemy na mój koszt. 
Nikt nic nie powiedział, ale zabraliśmy się do knajpki.

Carmen podała mi napój. - powinien ci posmakować, baza z zielonej herbaty o smaku zielonego jabłka z kulkami z lichi. 
- dzięki. - upiłam łyk napoju. Draco zabrał sobie tylko bazę z zielonej herbaty o smaku jabłka. - jabłka ... - uśmiechnęłam się, ale mój ukochany nic na to nie odpowiedział. Siedzieliśmy w knajpce i w sumie nie było o czym rozmawiać. - a jak tam się czujesz ?  Spojrzałam na Kastiela.
- dobrze, niezbyt mnie to wymęczyło, dzięki wywarom od twojego - urwał, syknął. - przepraszam.
- spokojnie, możemy jasno powiedzieć. Mój wuj zginął, oglądałam jego śmierć, - stanął mi przed oczami obraz katowanego wujka. Ale poczułam jakby duch Severusa położył mi dłoń na ramieniu. - ale pogodziłam się z tym. Jest martwy, ale dla mnie nie umarł. Legendy o jego osobie i surowości obiegną Hogwart po dziesięciokroć zanim cokolwiek o nim zniknie.
- Ignis, - Draco wtrącił się. - ja będę niedługo składał papiery na Uzdrowicielstwo.
- powodzenia. - pogłaskałam go po policzku. -będę musiała zebrać się do Flinta z tym całym majdanem ... - jak na życzenie, kapitan wszedł, otoczony wianuszkiem czarodziejskich fanek. - no super.
- co Ignis ? Zaskoczona ?
- trochę. Miałam do ciebie pisać sowę. - przytulił mnie i podniósł. - wow, tyle lat a w sumie nawet nie wiedziałam czy jesteś moim przyjacielem.
- za kilka dni będę dla ciebie jak starszy brat. - zauważył Draco. Podali sobie ręce. - a tu co ? Obrada jak się na zabijać ?
- wieści powinny już dawno obiec świat. - usiadłam na kolanach Ślizgona. - jesteśmy zaręczeni.
Markus chyba naprawdę nie miał o tym pojęcia, bo złapał oddech. - nie ma mnie kilka lat a wy już zaręczeni ? Co tu miało miejsce !?
- em ... - spojrzałam na Draco. - wiele. Za dużo aż. Ale o tym kiedy indziej. Kiedy zaczynam ?
- spokojnie, za miesiąc. Aż tak się rwiesz do gry ?
- tak. Ostatni rok był bez gry, dwa lata temu też meczy jak na lekarstwo. Chcę grać.
- no to powodzenia. Chłopaki siedzą i trenują od kilku miesięcy. Ty pewnie się przemęczysz kilka pierwszych treningów.  Ale na razie odpoczywaj.  Pożegnał nas i zniknął.

Draco spojrzał na mnie wymownie.
Kastiel i Carmen całowali się na drugim końcu stołu, a ja lekko się uśmiechnęłam. Braciszek szczęśliwy, Draco spokojny, a ja ... Hmm ... Ja chciałam spać.

- kochanie - wymamrotałam na ucho Dracona. - ja chcę spać. Nadal - ziewnęłam. - muszę zebrać siły. Niby tego po mnie nie widać, ale się odzywa - kolejne ziewnięcie. - przeproś ich ode mnie.
- jego dziewczyna to w jakimś stopniu czarodziejka, lub zmiennokształtna. Zrozumieją. - pocałował mnie w ucho. - niedługo wrócę do ciebie.   Obiecał i dał mi zniknąć.

Położyłam się na jego łóżku i zasnęłam.
Bo wypocząć musiałam.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz