czwartek, 23 kwietnia 2015

Rok VII Rozdział XXXVI Wszystkiego Najlepszego !

Następnego dnia miałam kolejny trening.
Kości się zrosły, a ja byłam wypoczęta.

Draco siedział na dole i przy śniadaniu powtarzał materiały.
- kujesz całą noc ? - przytuliłam go. - nie musisz.
- wolę się przygotować teraz niż potem ślęczeć.
- ja już i tak muszę lecieć. - pocałowałam go w ucho. - nie spędź nad nimi wiele czasu i idź spać.  Pożegnałam go i deportowałam się do Flinta.

Byli zaskoczeni moją obecnością. - Ignis, a twoje żebra ?
- zrosły się. - odpowiedziałam miękko. - mogę grać.
- ale jesteś pewna ?
- tak jestem pewna. Skończmy gadaninę i przejdźmy może do gry, okej ?
 Drużyna była wielce zdziwiona, ale pograliśmy.

Tym razem akcje były raczej łagodniejsze, ze względu na to, żeby aż tak mnie nie połamać, ale i tak trafiło się kilka siniaków, zadrapań, oraz stłuczeń.
Flint oczywiście chciał mnie oddać do medyków, ja odmówiłam i po kolejnych kilku godzinach męczarni byliśmy wolni.

W domu pierwsze co to zaległam na sofie w salonie, a Draco oczywiście sprawdził sobie ciągłość moich kości. Tym razem zero złamań.
- Ignis uważaj na siebie. Powiedział po wszystkich możliwych oględzinach, zajrzał nawet na moje migdałki.

- staram się, dzisiaj i tak nie dowalili mocno. 
- na twoim miejscu szukałbym innej roboty. 
- na studia się nie nadaję, przykro mi. - ukróciłam jego zamiary - a jest coś ciekawego na Nokturnie ? 
Draco podał mi teczkę. - pamiętasz tamtego bossa ? 
- yhym. 
- jego ludzie wysyłają mi rzeczy do tego wszystkiego. Chcesz się pobawić ? 
- tak. - ziewnęłam. - ale to za kilka godzin. 
Zwinęłam się w kłębek i zostałam przykryta kocykiem. 

Wieczorem Draco zabrał nas na Nokturn, ludzie i bestie w ludzkich ciałach cofali się przed nami ze strachem i respektem. Oni znali prawdę, Czarny Pan przeżył, a jego demoniczna córeczka przejęła po nim interesy. 

W tych samych tunelach Draco wywołał ludzi, oddał mi zwierzchnictwo nad nimi, na co spotulnieli jak baranki, no i dołączył się do re-organizacji tego wszystkiego. 
Po kilku godzinach w kanałach wszystko było wiadomo, a ja po powrocie do Dworu położyłam się z głową na udach Draco.
Aryjczyk głaskał mnie dłonią po plecach jednocześnie czytając coś o przedawkowaniach i odpowiednich ilościach wywarów. 

- kochanie ...
- hm ? Spytał znad książki.
- przeniesiemy się potem do Domu Riddle'ów ?
- o co ci chodzi ?
- no, po małżeństwie.
- czemu pytasz ?
- no bo po ślubie, po tym wszystkim chyba oddamy twoim rodzicom Malfoy Manor. Aollicep i ojciec planują się przenieść na stałe do zamków Korony i Rady, więc mi wpadnie dom ...
- porozmawiajmy o tym kiedy indziej.
- czemu ?
- nie jesteśmy jeszcze po ślubie. - pocałował mnie delikatnie w ramię. - jeszcze nie rozważajmy takich kwestii.
- ale dlaczego ? Warto byłoby już teraz mniej więcej to ustalić.
Draco westchnął. - Ignis potem. Naprawdę.
- jak chcesz. - westchnęłam i potarłam o jego udo policzkiem. - Książę ...
Zdziwiło go stare i dosyć zapomniane miano. - tak ?
- zostaw na chwilę książki. - podniosłam się i przytuliłam się do niego. - na chwilkę.
- i tak ten materiał praktykowałem ... - zastanowił się a ja go pocałowałam. Po kilku minutach się odsunęłam. - czemu to zawdzięczam ?
- poskładaniu moich żeber. - objął mnie. - mam ochotę gdzieś wyjść.
Do pokoju wpadła mała złota koperta.  Już raz się o to wkurwiono, jednak tym razem nie było kogoś, kto mógłby się denerwować.
- papiery ...
- no i ?
- potwierdzenie. Termin możemy ustalić kiedy będziemy chcieli. Wolałbym zacząć pracę.
- to dopiero za jakieś siedem, może osiem lat.
- minie nam jak mrugnięcie okiem. - pocieszył mnie. - nie starzejesz się zbytnio.
- ty też nie. - odpowiedziałam i podniosłam się z kanapy. - skoro papiery mamy za sobą, to chodźmy gdzieś.
- gdzie ?
- hmm ... "Ukąszenie" ?
- jeszcze jasno.
- co z tego ? Od kiedy to obchodzi cię pora dnia ?
- bo wolałbym bawić się po ciemku.   Wymamrotał mi na ucho.
Uśmiechnęłam się. - restauracja ?
- a reporterzy ?
- nie dla reporterów będę się stroić.
- co zamierzasz ubrać ?
- hmm ... a zależy.
- od czego ?
- gdzie wybierzesz lokal.
- klub, ciemny klub.
- hmm ... Zaczynasz mówić jak Draco, którego uwielbiam. - odetchnęłam. - ciemny klub, półmrok, światła no i parkiet ... hmm ... skóra. Tylko tyle ci zdradzę.
- no dobrze. To zbieraj się kochanie.
- mrau, idę. Daj mi się wymyć. - pocałowałam jego policzek i delikatnie pogładziłam go językiem po skórze. - kociaku.

Poszłam na górę i weszłam do wanny wypełnionej gorącą wodą.
Do łazienki wszedł Draco. Bez większej krępacji podszedł do mnie i mnie pocałował.
- kochanie ...
- można do ciebie dołączyć ?
- mhmm ... chodź, zapraszam. - wanna się powiększyła, a on zrzucił ciuchy i wszedł do wody. Przytuliłam się do niego. - Draco ...
- tak kochanie ?
- zostańmy tak. - wtuliłam głowę w jego ramię, obejmował mnie. - jest świetnie.
- a klub ?
- niedługo. Jeszcze kilka minut. - pocałowałam jego policzek. - chcesz iść do klubu czy zostajemy ?
- chodźmy.
- daj mi się ubrać. - podniosłam się i zabrałam szlafrok. Przeszłam do sypialni i zabrałam swoje rzeczy. Kurtka ze skóry, skórzane spodnie, wysokie buty, kapelusz no i to było tyle. Zapięłam kurtkę bez bluzki czy topu pod spodem. Znając życie później mógłby nadawać się tylko do śmieci. Draco ubrał się po swojemu i deportowaliśmy się pod klub. - Raul ! - właściciel podszedł do mnie, ale tym razem z kluczami w ręce. - co ?
- przejmiesz lokal ?
- ocipiałeś ? Nie będę ci zabierać klubu. Mam własne utrzymanie.
- znajdź następcę.
- nie masz jakiegoś wspólnika ?
- proszę Ignis.
- nie mogę.
- musisz - wcisnął mi klucze do rąk. - dzisiaj pijecie na mój koszt. Potem zobaczymy. W papierach klub ma być w waszych rękach, a w praktyce to możecie i na burdel go przerobić, ale miejsce ma istnieć. - po tym zdaniu barman przesunął po ladzie kilka kieliszków. - muszę dogadać się z Koroną co do tego wszystkiego, a więc klub zostanie w waszych rękach.
- dobra. Na jakiś czas okej.

Raul zniknął, a ja wstałam od baru zostawiając kieliszek pusty. Draco też swoje wypił i poszłam z nim na parkiet.
Okazało się, że "Music Machines" grali akurat w klubie, Kastiel przejął wokal.

Grali "Anastasia" Slasha.
Rozpięłam delikatnie kurtkę, Aryjczykowi rzuciło się w oko to co miało.
Przyciągnął mnie do siebie na wszelki wypadek.
- Ignis chcesz kolejnego skandalu ? Wymamrotał oskarżycielsko.
- podoba ci się. - zaszachowałam. - wiemy o tym. Top byłby do wyrzucenia po pójściu do klubu, wolałam więc sobie tego oszczędzić.
- jak Kastiel cię zobaczy oszaleje.
- zapominasz, że on ma swoją dziewczynę, a jest moim bratem. - odpowiedziałam na jego ucho. - a ja stroję się dla ciebie. Wilku. - poczułam usta na szyi. Za nimi był język. - nie rób tak, wywołasz kolejną chryję w prasie.
- nie obchodzi mnie to. - przyciągnął mnie do siebie. - on ma się na ciebie nie gapić.
- nadal zazdrosny ?
- nie o Kastielu mówię. - odpowiedział. - Potter. Zaplątał się tu razem z wiewiórą.
- szzz ... nie jej czas. - uspokoiłam go. Zaczęłam się przy nim poruszać jakby nigdy nic. - niech się gapi i żałuje. - Draco przechylił mnie a ja potem tuż przy nim się obróciłam. Zagwizdałam. - braciszku ! - Kastiel spojrzał na mnie. Skupił delikatnie i na ułamek sekundy wzrok na dekolcie, ale szybko wrócił mu rozum. - zagraj mi "Dirty Girl". Proszę.
- jak chcesz.

Poszedł mój rytm, a ja byłam tak blisko Draco, że dzieliły nas już praktycznie tylko ubrania.
Aryjczyk nie miał zamiaru mnie puszczać od siebie, korzystałam z tego.
- " say all night, my dirty girl " Wymamrotał mi na ucho.
- nie dzisiaj. - Poruszyłam się w jego objęciach. - jeszcze jutro trening, nie mogę się spóźnić.
- nie spóźnisz się. - obiecał. - nigdy się nie spóźniłaś.
- Draco ...
 Przeszkodził mi pocałunkiem.

Po nim poszło kilka kieliszków wina.
A po następnych piosenkach wróciliśmy do Dworu.

W sypialni Draco zdjął ze mnie kurtkę i pocałował mnie. Zdarłam i jego koszulę.
- kochanie ...
- cii ... pogłaskał mnie po ustach.
- Draco ... pocałuj mnie. - zatopił we mnie usta. Pogłaskał mnie po ramionach, a przy okazji leżałam na materacu. Aryjczyk zdjął ze mnie i spodnie, ja je zdarłam z niego. Ale na tym wolałam poprzestać. - obiecałeś.
- nie mam zamiaru przekraczać obietnicy. - przytulił mnie, a ja po tych kilku kieliszkach nie miałam zamiaru dowalać kilku butelek. Położyłam się przy nim i zasypiałam. - do ślubu. Dodał zamiast dobranoc i pocałował mnie w ucho.

****

Minęło osiem lat na treningach i w spokoju.
Jeszcze nie było żadnego meczu z Irlandią, a ja utrzymywałam się chwilowo z lokalu po Raulu. W końcu za treningi mi się nie płaci.   Miałam wystąpić od pierwszego meczu z Irlandią, a do tego jeszcze było trochę czasu.

Harry pomimo moich prób nie chciał mi przebaczyć, chociaż Ginny go do tego namawiała.
Popierała to tym, że gdybym chciała go zabić nie wydałabym go od Draco, tylko dała mu go skatować. 
Jednak on nie chciał o tym nawet słyszeć.

Było już niedaleko do mojego i Dracona ślubu. Oczywiście pojawiały się spory o zaproszenia. Chciałam żeby Hermiona, Ginny i Harry byli obecni.
Braciszek miał już kilka dzieciaków, dorobił się gromadki, Hermiona była sama, a Ginevra jeszcze miała kilkoro pociech w planach.
Draco nie chciał ich widzieć na ślubie, a ja owszem.

Przygotowania trwały, we Dworze nie było innego tematu, a prasa też po wycieku daty zaczynała spekulować. Nie były to tematy wielkie, w końcu osunęłam się w cień, ale wśród stałych fanów budziło to sensację.

Szukałam prostej sukni, niezbyt wystawnej, skoro potem i tak ma zniknąć.
Do domu zawitała Aollicep, ojciec, no i Markus - przewodnik Rady.
Jeszcze - to warto dodać, bo po naszym małżeństwie chciał oddać mi władzę. Czyli zjednoczyć Radę i Koronę. Bo po co rozdzielać to na filie ?

- Draconie, wiesz doskonale, że czeka na ciebie przemiana.
- wiem.
- nie nastąpi to dzisiaj, bo wampir po przemianie jest płodny tylko miesiąc. A wy planujecie ślub ...
- za dwa tygodnie.  Odpowiedziałam.
Markus zamyślił się. - więc musi do tego dojść w przeddzień waszego małżeństwa.
- fajny wieczór kawalerski.  Wymamrotał Draco. Pacnęłam go w brzuch.
- przemiana jest dosyć bolesna, to nie jest tak jak w przypadku początkowego stadium. Tu trzeba ponownie podać jad, tym razem całą dawkę. Nie jest to najlepszy moment w życiu, jednak zapewniam, że jest to konieczne.
- za trzynaście dni.
- owszem. - Markus skinął głową. - a ty Ignis przemiany nie potrzebujesz. Tu musi być zmieniony tylko mężczyzna.   Na to pożegnanie wyszedł.

Aollicep spojrzała na nas.
- Ignis, krawiec czeka.
- już. - pocałowałam Dracona w policzek. - do zobaczenia kochanie.
- pa.

Razem z rodzicami poszłam do krawca. Oczywiście mój wymóg był prosty - gorsetowa góra, poza tym prosto.  Na szczęście nie była to osoba wydziwiająca, że z tym czy z tamtym będzie mi lepiej. Popatrzył na mnie, stwierdził, że no racja, nie ma co przesadzać, bo to by nie leżało.
Dość szybko pokazał mi projekt,  pokiwałam twierdząco głową.
- kiedy to bierzecie ślub ?
- za dwa tygodnie. Tak więc z suknią radzę się pospieszyć.
- to dla mnie dwa dni i będzie gotowa.  Zapewnił i zniknęliśmy z powrotem do domu.

Draco nie był najszczęśliwszy z przerwy. No niestety, wszystko ma cenę.
 Pocieszało go to, że dostał się od razu na praktyki z polecenia rektora, bo po dowiedzeniu się z czego mnie wyciągnął facet stwierdził " czemu pan jeszcze nie leczy !? ".
No więc mój narzeczony bardzo szybko dostał szkołę życia w szpitalu.

Pracował praktycznie na każdym oddziale i wszędzie go lubiono.
Dzieciaki się do niego pchały, bo był cierpliwy i potrafił się z nimi obchodzić, psychiatryk go znał, bo pomagał wielu osobom wychodzić z traum i był po prostu polecany, ale na każdym kroku było jedno moje ale - pacjentki. Nie byłam o to zazdrosna, w końcu doktorek był mój, ale jednak to irytowało.  Wiecznie po powrocie do domu opowiadał z irytacją o tym co kolejne wymyślały. A następna była głupsza od poprzedniej.

Dzisiaj zabrał sobie urlop, a konkretniej mógł sobie na to pozwolić, bo ślub. Potem miał z życia wyjąć tylko ostatni dzień następnego miesiąca.
Markus mu tego nie wyjawił, ale wtedy było największe prawdopodobieństwo, że doczeka się po tej nocy potomka.  Wampir go w tym nie uświadomił, ale ja miałam zamiar się postarać.

Wróciłam do pokoju, Aryjczyk patrzył na mnie zaskoczony.
- już ?
- dzisiaj projekt, na suknię poczekam dwa dni.
- a co zaproponował ?
- nie zobaczysz mnie w sukni wcześniej niż na ślubie. - odgoniłam jego ciekawość. - a mnie też nie powinieneś teraz widzieć. - Aollicep podała mi niewielki kuferek. - dlatego kochanie żeby nie mieć pecha do ślubu, do zobaczenia. Pocałowałam go w policzek i zniknęłam.

Aollicep spojrzała na mnie.
- co ?
- nie powiedziałaś krawcowi o kolorze sukienki.
- kurde. - prychnęłam. - ale ty pewnie zrobiłaś to za mnie.
- owszem.
- no to w czym problem  ?
- w niczym.
- idę na górę. - znalazłam się w swoim pokoju. Położyłam się plackiem na łóżku. - eech, wesołe jest życie szefa Nokturnu. - westchnęłam i wsunęłam dłonie pod głowę. Patrzyłam tempo w sufit. - nie mogę nic nie robić.

Pojawił się Spade.
- możesz z nami połazić.
- nie Spade. Kuszące, ale nie.
- a mam przekazać zaproszenia na ślub chłopakom ?
- tak. Przekaż też, że zapewniają muzykę, jeśli nie mają nic lepszego do roboty.
- akurat mamy wolne. Przemyślimy czy się pojawić.
Przytuliłam palacza, co zaowocowało bolesnym upadkiem na ziemię i hałasem. - jesteś kochany.
- jeszcze nie powiedziałem "tak" bo musimy to obgadać.
- czyli już załatwione. - uśmiechałam się i znowu uściskałam kapelusznika jak szmacianą lalkę. - dzięki. Przekaż pozdrowienia Kastielowi.
- dobra, dobra, ale jak mnie tu udusisz to nie będzie osoby, która mu to przekaże.  Wyrywał się do powietrza.  Puściłam go.

Posiedziałam w pustym Domu Riddle'ów.
Nudziło mi się więc raczej poza treningami spałam.
Chociaż i Flint odpuszczał powoli, ze względu na ślub.

Nie wiedziałam zbytnio co by tu ze sobą zrobić na ten wieczór przed ślubem.
Mogłabym pójść do klubu, ale niezbyt miałam na to ochotę.
Postanowiłam posiedzieć w Londynie i ogarnąć Nokturn.

Po kilku dniach spania wpadł już magicznie dzień przed ślubem.

Wyleciałam do Londynu i pozbierałam informacje o tym co w trawie piszczy.
Na Nokturnie była cisza i spokój, każdy tam wiedział, że jeśli wyjdę za Draco to nie będzie mnie jak tknąć, ostatnią okazją był dzisiejszy dzień, ale nikt nie jest tak głupi by próbować zabić wcielenie Śmierci.

Po powrocie do domu położyłam się, ale Aollicep przyniosła mi suknię. 
Kremowa, prosta lekko bombkowata spódnica, gorsetowa nieozdabiana góra. 
Po przymiarce mama była wzruszona a ojciec pękał z dumy. 

Suknia leżała idealnie a do niej oczywiście - bo jakżeby inaczej - wysokie do kolan, białe glany z kremowymi sznurówkami. 
Było perfekcyjnie. I nikt nie czepiał się butów. 

- jutro wielki dzień. - spojrzałam na siebie w lustrze. Miałam nadzieję, że Draco nie wypije dzisiaj za wiele. - pora chyba to zdjąć. - pozbyłam się z palca pierścionka zaręczynowego. Aż cud, że nic się z nim nie stało i się nie pogubił. - do jutra. 

Aollicep spojrzała na mnie. - nie idziesz do klubu ? 
- nie. - odpowiedziałam ściągając suknię. - mam ochotę na inne spędzenie czasu. 

Deportowałam się do własnego mieszkania, wypiłam sobie powoli dwie szklanki osławionego Jacka Daniels'a i włączyłam kreskówki. 
Po raz ostatni mogę je bezkarnie oglądać, potem tylko z dzieckiem. Więc kilka dobrych lat bez animowanych wygłupów. 

Położyłam się na kanapie. 

Rano następnego dnia obudziłam się w dobrym stanie. 
W telewizji dalej leciały kreskówki, więc musiałam tylko dotknąć poduszek i zasnąć. 

Podniosłam się i wróciłam do domu rodzinnego. 
Ślub miał się zakończyć w Malfoy Manor, gdzie - jak na ironię - już zdążyłam sprawdzić wygodność łóżka w sypialni. 

Trwały przygotowania, a Aollicep spojrzała na mnie. 
- jeszcze włosy. 
Machnęłam ręką. - mam znajomego fryzjera. 
- to leć, a my z tatą pójdziemy do Malfoy'ów. 
I tyle powiedzieli, bo deportowali się z miejsca.

Pojechałam do Maurice'a, nadal łysego i takiego jakiego go pamiętałam. 
- no, no, no. Co tu robisz ?
- podciąć włosy, zrobić prostą grzywkę, tyle. - usadziłam się na fotelu, bo jeszcze nie było ruchu. - no, nie mam całego dnia. 
Fryzjer zabrał się do pracy i po jakichś czterdziestu pięciu minutach w fotelu było bardzo słodko, ale nadal fajnie. 

Zapłaciłam mu kilka monet i banknotów i poszłam z powrotem do siebie. 
W domu zjadłam śniadanie, wymyłam się i spokojnie mogłam powoli się zbierać. 
Nie stresowałam się aż tak, moim zmartwieniem była organizacja wszystkiego i czy to zadziała. 

Odetchnęłam i po szybkim, delikatnym makijażu mogłam iść przed ołtarz. 


Ubrałam się i razem z ojcem w postaci poszłam do kapliczki. 
Nie był to wielki kościół, a kaplica niedaleko domu Draco. 
Na ślub byli zaproszeni Śmierciożercy, Cirispin, Laurilel, oraz Kastiel z trupą. 
Draco czekał, a ja przeszłam z ojcem pod ramię. 
Aryjczyk wyglądał idealnie. Po przemianie jego uroda była bardziej jakby wyciosana z marmuru, ale nadal to był mój Draco.

Podeszłam przed ołtarz.  Wyczułam wzrok Kastiela, był dumny, jak na brata przystało.

Harry'ego i Gryffonów zabrakło, szkoda.

Po wyczekiwanym słowie "tak" poczułam tylko pocałunek.

Draco zabrał mnie na zewnątrz, chłopaki oczywiście zniknęli po przysiędze, żeby rozstawić się w parku wokół Dworu Malfoy'ów.

Przeszliśmy tam razem z gośćmi i potem zaczęło się granie oraz tańczenie na trawie.

Chcąc pobyć kilka chwil z Draco sama zabrałam się do jednej z parkowych alei gdzie i tak dochodziła muzyka i rozmowy.
- co jest ?
- chciałam ci się przyjrzeć kochanie. - pogłaskałam go po policzku. - jak przemiana ?
- jakoś. Do wytrzymania.
- kociaku ... - zdjęłam jego krawat. Zabrał mnie do takiego prywatnego tańca. Bez wielkich reguł o rękach, krokach i rytmie. - kocham cię.
- ja ciebie też. - pocałował mnie krótko. - Kastiel chyba gra coś Slasha ...
- ano, gra. - przeszliśmy pod scenę. - tylko pytanie brzmi co ...

- dla mojej siostrzyczki, specjalnie z okazji ślubu.  " Too Far Gone "
- no dzięki.   wymamrotałam pod nosem, ale zatańczyłam sobie z Draco.
- nie przejmuj się. Żałuje, że to nie on na ciebie dzisiaj czekał.
- ma związek. - skarciłam Dracona. - ale może uważa, że to za wcześnie.
- po ośmiu latach zaręczyn ? Draco spytał dosyć retorycznie.

Na wybicie północy otworzyliśmy szampana, wino i jeszcze chyba każdy inny możliwy alkohol.
Wypiłam, a potem przeszłam do Dworu.


Następnego dnia rano obudziłam się w dosyć gruntownie rozpierdolonej sypialni. Rozbite wazony, jedna lampka nocna, na komodzie kieliszki i puste butelki.  Dookoła walało się pierze.
Obok mnie leżał Draco. Pełno malinek, śladów szminki.
Kompletnie nie pamiętałam nocy, ale byłam pewna jednego - było zajebiście.   Przyjemność trwała i do teraz, widziałam to po Draconie.

Popatrzyliśmy sobie w oczy i po krótkim buziaku ogarnęliśmy ten bajzel.
Nie było to tak trudne, kilka myśli i było wszystko ładnie.

- Draco ... co teraz ?
- miesiąc miodowy ... Włochy ?
- zamek Rady ... - spojrzałam na niego porozumiewawczo. - w końcu dostaniemy stołek.
Uśmiechnęliśmy się i dotarliśmy na dół, gdzie było względnie czysto. 

Nikogo poza nami w domu nie było. 
Ale zaraz ... To nie był Dwór a rezydencja Riddle'ów. 
Byliśmy sami, a po wylocie do Dworu, wszystkich wywiało. Powtórka z rozrywki ? Nic bardziej mylnego, wszyscy spali na górze w pokojach. 

Spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie i byliśmy gotowi do wyjazdu. 
- przydałoby się powiedzieć rodzicom ... 
- zrozumieją. - zapewniłam i zabrałam go do znanego mu zamku. - zabierzmy insygnia władzy. 
- niejesteśmy ubrani zbyt ... nieoficjalnie ?
- nie. - Markus otworzył Salę Tronową. - czekaliśmy na was. - zabrał nas do wnętrza. - to dla was. - przekazał nam insygnia władzy. - liczę, że godnie nas zastąpicie.
- oczywiście.   Zapewniłam i zniknął.

Draco spojrzał na mnie. - śpimy tam gdzie zawsze, prawda ?
- tak. Potwierdziłam i tam od razu znalazły się nasze walizki.

Przeszłam do komnaty i położyłam się na łóżku. Chciałam dospać tą straconą noc i nikt nie miał obiekcji. 
Draco położył się obok, oferując siebie jako poduszkę i pilnował mnie. 

Po południu mój, teraz mogłam to z czystym sumieniem i pełną radością powiedzieć, mąż, obudził mnie delikatnie. 
- Igni obiad. 
- już. - odgoniłam go senną ręką, podniosłam się z leżenia i wstałam powoli z materaca. - już.
- chodź, albo rzucę na ciebie kilka zaklęć. Zagroził mi, ale widząc moją senność zrezygnował z dalszej próby.

Zabrał mnie na dół, wolał żebym sobie nic nie połamała.
Poszliśmy do jadalni, siedziała tam Aollicep, tata, Lucjusz, Narcyza i Bellatrix.
Śniadanie, albo raczej obiad, podała nam służba, a mama patrzyła na mnie z lekkim uśmieszkiem.
- zaspało się ? Spytała dosyć retorycznie.
- raz mi chyba wolno zaspać.
Odpowiedziało mi milczenie, moi rodzice na pewno wiedzieli, że to nie pierwsza noc po której powinnam dosypać.

Draco siedział tuż przy mnie, miałam ochotę co prawda zostać w sypialni i nic nie robić, ale nowy włodarz musiał się pokazać nie tylko swojej rodzinie, ale też ludziom.

Dlatego też ojciec i mama chcieli nas na to przygotować.
- wiecie co ? - spojrzałam na rodziców. - oddamy wam ten zamek.
Draco zakrztusiłby się kawałkiem mięsa, to samo Lucjusz.
- kochanie, ale to chyba nasza wspólna decyzja ?
- a chce ci się tu siedzieć cały rok, zarywając pracę i czy naprawdę chcesz się babrać w papierach ? - widziałam, że nie chce. Uzdrowicielem chciał zostać od dawna, a ja chciałam grać. Wiedział chyba, że to tu nie wyjdzie. - nie znamy się na tym kochanie, a chyba nie będzie to problemem dla ciebie mamo.
- nie. Czas już na emeryturę, Tom. - przekazaliśmy im zamek, et cetera. Korona przejęła władzę, wszyscy z kłami i Nokturn wiedzieli o tym jako pierwsi, potem dowie się reszta świata, chociaż jej to nie było potrzebne. - dobrze to my wam odstąpimy rezydencję Riddle'ów.
Ojciec nie miał obiekcji i dobiliśmy dosyć szybko tego targu.
Lucjusz sporządził dokumenty i wieczorem znalazłam się już w starym domu rodzinnym.



Miesiąc miodowy nie był dla nas podróżowaniem, my sobie w sumie posiedzieliśmy w domu.
Nie było różnicy między okresem przed ślubem.
Z tą różnicą, że zbliżał się ostatni jego dzień, bo sielanka nie może trwać wiecznie.

Draco siedział jeszcze w szpitalu. Pracę na stałe dostał w sumie od razu i od ręki. Rzadko zdarzał się student, który już leczył, a uzdrawiał nie byle kogo.

Tego dnia zdążyłam już wszystko idealnie dopiąć. W końcu dziecko było nam pisane, a pomimo upojnych nocy wcześniej ta dzisiejsza była najbardziej prawdopodobna.

Wrócił oczywiście wieczorem, zmęczony.
Ale niestety, tym razem go nie przywitałam.

Westchnął. - rozumiem, że trening się przeciągnął. - szedł na górę, pożegnał na schodach krawat i w sumie większość uniformu roboczego. W sypialni czekała go niespodzianka. - Ignis. ...
Pocałowałam go. - chyba nie liczysz, że nie dojdzie dzisiaj do niczego.

Ponownie musiałam przesadzić z winem, bo obudziłam się ponownie obok niego w łóżku. Tym razem wszystko było raczej schludne.
Oparłam głowę o poduszkę jaką było ramię Draco.
I tak już zaspał do pracy.

- kochanie ... - wymamrotałam mu na ucho. Otworzył oczy, spojrzał na budzik. Zaklął w duchu. - po co się spieszysz ? - zażartowałam i zrzucił mnie z siebie. Ubrał się błyskawicznie. - no ej. - zastawiłam mu drogę na dół. Nie zrzuciłby mnie ze schodów. - mam ci coś do powiedzenia. - zamarł. - to ważne. - podkreśliłam. Podszedł blisko i mnie przytulił, bo myślał chyba, że znowu ktoś umarł. - doczekasz się syna. Pocałowałam jego ucho i teraz już mógł iść.
- Ignis ... ale .... ale skąd ...
Zaśmiałam się. - z kapusty wiesz ?
- ale ... skąd wiesz, że syna ?
- czuję to. - pacnęłam go po nosie. - a teraz leć.

Draco wybrał się do pracy jak oparzony.
Wrócił po południu, musiał chyba wcześniej wyjść.

- jesteś pewna ? Przecież to tylko jedna noc ...
- nie mów tak, jakbym była dziwką. - odpowiedziałam i wyjęłam z ust lizaka. - jestem pewna. Będziesz ojcem.
Usiadł na kanapie obok mnie. - ale ...
- kochanie, na rozmyślania masz jeszcze jakieś podejrzewam pół roku. A do tego czasu wszystko się ułoży.
- skoro tak mówisz ... - położył dłoń na moim brzuchu. - będę ojcem.  Powtórzył i jakby dopiero teraz to do niego dotarło. Uśmiechnęłam się, on też miał na twarzy wyraz szczęścia. Rzadko się uśmiechał.
- to syn.
- skąd wiesz ?
- jest nam zapisany. - odpowiedziałam. - tobie.

Draco pocałował mnie delikatnie.
Będziemy rodzicami.

Po kilku minutach, w których rozesłaliśmy listy, pojawiła się nasza wielka rodzina gratulować i życzyć wszystkiego najlepszego.
Było czego. W końcu będziemy mieli syna.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz